Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 63

Alfredo Panzini i autorytaryzm językowy

0
źródło zdjęcia: accademianuovaitalia.it

23 grudnia 1940 r., poprzez ustawę numer 2042, faszyzm podjął, w imię nieskrywanego autorytaryzmu językowego (logicznej konsekwencji autorytaryzmu ekonomicznego), próbę prawnej walki z „nieświadomym serwilizmem, który lubuje się w zagranicznych słówkach nawet wtedy, gdy można je łatwo i idealnie zastąpić już używanymi określeniami wyraźnie włoskimi”, ogłaszając drastyczne rozporządzenie zatytułowane: „Zakaz używania słów zagranicznych w nazwach firm i w różnorakich formach reklamy”, za naruszenie którego groziła nawet kara aresztu do 6. miesięcy bądź grzywna o wysokości do 5. tysięcy lirów, a także, potencjalnie, w przypadku działalności wymagającej upoważnienia lub zezwolenia administracyjnego, jej zawieszenie lub odwołanie. Jednakże Dekret Królewski nr 720 z 26 marca 1942 r., uznając zawiłość tej kwestii, złagodził ustawę, całkowicie wyłączając z zakazu oczywiście słowa pochodzące z łaciny lub starożytnej greki, a także nakazując Włoskiej Akademii Królewskiej utworzenie listy anglicyzmów, gallicyzmów, germanizmów i barbaryzmów, które mają być zakazane i zastąpione.

Tak oto, w swoim następnym biuletynie, Akademia podała, z pomocą Komisji ds. Zachowania Włoskości Języka, listę zakazanych okresleń obcojęzycznych, sugerując w ich miejsce odpowiednie terminy włoskie. Było to efektem tytanicznej pracy wykonanej głównie przez leksykografa Alfreda Panziniego, który przeprowadził spis i zaproponował zamienniki półtora tysiąca słów. Dotyczyły one wszystkich możliwych sfer życia: od rodziny, przez kuchnię (gdzie dominowały głównie słowa pochodzenia francuskiego), aż po sport (zdominowany przez terminy angielskie) czy sferę przemysłu i usług.

Była to praca tyleż ogromna, co w zasadzie nieefektywna, która wpisywała się jednakże w końcówkę pewnego etapu ewolucji nauki o języku, która już od lat 20. XX wieku oddaliła się zarówno od metod pozytywizmu, uznawanych za nieadekwatne i abstrakcyjne, jak i od myśli Benedetta Crocego (croceanizmu), który uznawał doświadczenie lingwistyczne za jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne; przewartościowywano wówczas konkretność języka, rozumiejąc go jako twór nierozerwalnie związany z jego użytkownikami i podkreślając jego funkcję jako czynnika ujednolicającego normy społeczne. Polityka językowa reżimu przyjmowała tym samym podobną perspektywę, a przy tworzeniu nowych terminów powtarzającym się motywem było przymusowe tłumaczenie wyrazów obcojęzycznych, które w całym dwudziestoleciu międzywojennym uznawane były za szkodliwe dla włoskiej tożsamości i prestiżu. Przeciwko nim działała zwarta propaganda dziennikarska; dziennik «La Tribuna» ogłosił wręcz konkurs z nagrodami na zastąpienie 50 słów obcojęzycznego pochodzenia, trwający od lutego do lipca 1932 r., a od marca tego samego roku do marca 1933 r. dziennikarz Paolo Monelli na łamach dziennika «Gazzetta del popolo», w rubryce „Una parola al giorno” („Jedno słowo dziennie”), proponował stopniowe zastąpienie wszystkich niezitalianizowanych zapożyczeń.

Stopniowo pojawiało się wiele ustaw, które z coraz większą surowością zwalczały lub zakazywały używania zapożyczeń. To nastawienie zaostrzyło się oczywiście wraz z zaognieniem sytuacji w stosunkach międzynarodowych po 1936 r., tak że w 1938 r. członkom organizacji faszystowskich oraz urzędnikom państwowym zabroniono używania grzecznościowej formy przyimka Lei (Pan/Pani), pod pretekstem jego domniemanego pochodzenia hiszpańskiego; wiele prestiżowych instytucji zostało nakłonionych do zmiany nazwy. Zabroniono nadawania nazw obcego pochodzenia instytucjom rozrywkowym oraz nowonarodzonym Włochom.

Ustawa z 1940 r. oznaczała kulminację interwencjonizmu legislacyjnego w tej kwestii, oznaką triumfu którego było uzupełnienie do ósmej edycji Dizionario moderno (Nowoczesnego Słownika) Panziniego, wydanej w 1942 r., w którym pojawiło się wiele zitalianizowanych wyrazów stworzonych przez Komisję Akademii Królewskiej, takich jak brioscia (brioche), sciampagna (szampan), cornetto (rogalik), aviorimessa (hangar), pantosto (tost), autorete (samobój), guidoslitta (bobslej), allibratore (bukmacher), disco su ghiaccio (hokej na lodzie), transvolata (przelot), àlcole (alkohol), bidè (bidet), blu (niebieski), cògnac (koniak), selz (woda sodowa), vafer (wafel), valzer (walc). Kryteria przyjęte przy tworzeniu wyrazów zitalianizowanych były zresztą różne: od adaptacji graficznych (herbata: the → tè) lub fonetyczno-morfologicznych (ciężarówka: autocar → autocarro), przez tłumaczenia (czek: check→assegno), nowe związki wyrazowe (bunkier: bunker→fossa di sabbia, dosł. „piaskowa fosa”), po oryginalne propozycje nowych formacji wyrazowych (avanspettacolo zamiast lever de rideau), nadawanie nowych znaczeń już istniejącym słowom (koktajl alkoholowy: arlecchino zamiast cocktail), jak również czasami formy zupełnie fantazyjne (rodzaj koronki: canturino zamiast valenciennes, drybling: calceggio zamiast dribbling, bójka w kontekście sportowym: affollo zamiast bagarre, na zasadzie podobnej do wcześniej zaproponowanych: ber, od bere, pić, lub qui si beve, dosł. „tu się pije”, zamiast bar, albo puttanambolo zamiast tabarin, określenia rodzaju klubu nocnego).

tłumaczenie pl: Jan Steinmetz

Carpaccio z ośmiornicy w sosie z rukoli

0

Składniki:

  • 500 g ośmiornicy
  • 3-4 liście laurowe
  • ½ małej cebuli
  • 100 g rukoli
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 natka pietruszki
  • ½ cytryny
  • 4 łyżki octu balsamicznego
  • 50 ml oliwy z oliwek
  • pieprz, sól

Przygotowanie: 

Umyć ośmiornicę pod bieżącą wodą, naciąć nożem macki ośmiornicy i usunąć wnętrzności  i oczy. Aby ośmiornica stała się bardziej miękka wystarczy obtłuc ją tłuczkiem do mięsa i zamrozić na jeden dzień przed ugotowaniem. Rozmrozić ośmiornicę w temperaturze pokojowej. Po rozmrożeniu, do garnka dodać natkę pietruszki, cebulę, liście laurowe i szczyptę soli. Kiedy woda się zagotuje, zanurzyć początkowo tylko końce ramion ośmiornicy, a następnie całość. Gotować do miękkości przez 35-40 minut. Pozostawić ośmiornicę w wodzie do przestygnięcia. 

Przygotować plastikowy pojemnik o walcowatym kształcie i zrobić kilka nacięć na dnie naczynia. Kiedy ośmiornica wystygnie, pokroić na większe kawałki i ułożyć na kształt spirali na dnie pojemnika. Włożyć głowę pokrojoną na większe kawałki. Przycisnąć od góry przykrywką i postawić na niej jakiś cięższy przedmiot( np. szklanka wody). Nadmiar wody wypłynie przez otwory zrobione na dnie naczynia. Ustawić całość w miseczce i pozostawić na 6-8 godzin  w lodówce w najchłodniejszej części. Tak przygotowaną ośmiornicę można przechowywać w lodówce przez kilka dni lub zamrozić.

Sos

Do salaterki włożyć posiekany czosnek, odrobinę pietruszki i 50 g rukoli. Dodać sok wyciśnięty z połowy cytryny, ocet balsamiczny, oliwę, sól i pieprz. Wymieszać i pozostawić w lodówce. 

Na talerzu ułożyć liście rukoli. Wyjąć z pojemnika ośmiornicę i pokroić na cienkie plastry układając na talerzu z liśćmi rukoli. Polać sosem i udekorować talerz wedle uznania. 

Smacznego!

tłumaczenie pl: Ewa Piechowicz

Wino: cud, który wciąż trwa

0

Wino od ponad sześciu tysięcy lat towarzyszy człowieczeństwu i jest nierozerwalnie związane z narodzinami cywilizacji. Od samego początku swego istnienia było ono świadkiem postępów społecznych, historycznych oraz filozoficzno-religijnych.

Mimo upływu tysięcy lat sposób produkcji wina nie uległ zmianie, bez względu na nowe techniki i lepsze sposoby uprawy roli, z coraz większą dbałością o środowisko naturalne. Natomiast same procesy chemiczne i fizyczne, które prowadzą owoc winorośli do jego uprawy, tłoczenia, fermentowania, poddania dekantacji i butelkowania, aby w końcu trafiło do leżakowania w różnego typu zbiornikach, pozostały te same.

Pierwsze odmiany uprawianych winorośli pochodzą ze stoków Kaukazu, między obecną Gruzją i Armenią, nieopodal góry Ararat. Z biegiem lat uprawa winorośli rozprzestrzeniła się w kierunku wschodniego wybrzeża śródziemnomorskiego, do Izraela, Egiptu i Grecji, jak również dotarła za sprawą fenickich kupców do Hiszpanii i na cały obszar basenu Morza Śródziemnego. Wino miało zawsze niepodważalnie wysoką pozycję społeczną; wystarczy przytoczyć przykład Biblii, w której słowo „wino” jest wymienione 327 razy, słowo „winnica” 228 razy, 17 razy „tłocznia” i 13 razy „winorośl”.

Decydującą rolę w ekspansji winorośli i produkcji wina odegrały kolonie greckie, eksportując techniki uprawy do południowych Włoch (tak zwana Wielka Grecja), gdzie Etruskowie już prowadzili uprawę winnej latorośli w północnej części półwyspu na obszarach między obecnymi Lacjum i Toskanią. Ekspansja Rzymian okazała się decydująca dla rozprzestrzenienia się wina na całym znanym ówcześnie świecie, ponieważ ludzie i narody przemieszczając się, zabierali ze sobą to, czego potrzebowali; to, co umieli robić i to, co mogłoby zapewnić komfort egzystencji z pewnością nie zawsze łatwej w tamtych czasach.

Następnie wino odnosiło zmiennie powodzenie związane z klęskami głodowymi, zarazami, małymi epokami lodowymi oraz wojnami toczonymi przez cały okres późnego średniowiecza, aż do konkurowania z napojami i alkoholami, które pojawiły się po odkryciu Ameryk. Jednakże owoc winnej latorośli nie stracił swojego prawie „cudownego” charakteru, który został podarowany człowiekowi przez naturę, ponieważ w produkcie końcowym – w kielichu – można odnaleźć historię danego obszaru (korzenie winorośli mogą wrosnąć wiele metrów w podłoże) i podarować naszym zmysłom „obraz” danego miejsca i unikalnego krajobrazu, tak jak wyjątkowe są warunki klimatyczne i sezonowe, a także gleby i podglebia wzmocnione przez winorośl i mądre działania człowieka.

Po tym wstępie naturalnym jest myśleć, że Włochy jako kraj niezwykle bogaty w różnorodność, zarówno ze względu na ukształtowanie geograficzne, które obejmuje wiele typów klimatu, jak i historię cywilizacji zróżnicowanej w zgiełku, częściowo bolesną, ale również niezrównanej, jeśli chodzi o wydarzenia dotyczące wina. Z tych wszystkich powodów, wino zachowuje w sobie sumę doświadczeń, które angażują wszystkie nasze zmysły fizyczne, jak również pamięć, tęsknotę, ciekawość, spotkanie pomiędzy ludźmi i szacunek do naszego świata. Jestem głęboko przekonany, że wino można w pełni zdefiniować jako „narzędzie pokoju”.

tłumaczenie pl: Amelia Cabaj

Północna Sardynia – perła Morza Śródziemnego

0

Sardynia jest drugą co do wielkości włoską wyspą i często uznaje się ją za jeden z najpiękniejszych regionów Italii, jednak dla Polaków to ciągle terra ignota, ląd wciąż mało znany i niesłusznie postrzegany jako drogi i trudno dostępny. W tym artykule spróbujemy przybliżyć Wam tę dziką i tajemniczą krainę oraz zachęcić do poznania jej osobiście.

Pierwsze i podstawowe pytanie, jakie się zawsze nasuwa to: jak tam dotrzeć? Obecnie mamy dostępny jeden bezpośredni lot z Polski – z Krakowa do Cagliari niskobudżetowym przewoźnikiem Ryanair. Cagliari to stolica Sardynii znajdująca się na południu wyspy, nas jednak interesuje jej północ. Na północy znajdują się dwa lotniska – w Olbii (blisko Costa Smeralda) oraz w Alghero. Naszym Czytelnikom z zachodniej części Polski polecam bezpośredni lot Berlin-Olbia linią EasyJet, a pozostałym łączone loty liniami Ryanair lub Wizzair do Alghero z dogodną, maksymalnie parogodzinną przesiadką w jednym z następujących miast: Eindhoven, Mediolan Bergamo, Göteborg, Rzym lub Bolonia (w zależności od dnia tygodnia i miasta wylotu z Polski). Na miejscu sugeruję wypożyczyć samochód, ponieważ Sardynia jest słabo skomunikowana, jeśli chodzi o transport publiczny, a jest tak piękna i różnorodna, że warto zobaczyć jej jak najwięcej, mogąc się jednocześnie swobodnie przemieszczać.

Zwiedzanie wyspy warto rozpocząć od Alghero – tętniącego życiem miasta na północno-zachodnim wybrzeżu, które słynie z wyrobów z koralu. Miasto otaczają ufortyfikowane mury przeplatane średniowiecznymi wieżami, zwanymi Bastioni, które sięgają czasów aragońskich. Fakt, iż miasto przez stulecia znajdowało się w rękach Katalończyków, nie pozostał bez wpływu na tamtejszy język, kulturę i zwyczaje. Na każdym kroku spotkamy elementy hiszpańskiej architektury, usłyszymy dialekt zbliżony do języka katalońskiego i będziemy mogli zjeść tak charakterystyczne dla iberyjskiej kuchni owoce morza.

W mieście na pewno warto wybrać się na spacer po rozległej starówce, zobaczyć Kościół św. Franciszka, zjeść obiad, patrząc na morze, w którejś z lokalnych trattorii znajdujących się wzdłuż Bastioni, a po posiłku wybrać się na którąś z okolicznych plaż. Najbliższą od centrum miasta jest Lido di Alghero – miejska plaża znajdująca się tuż przy promenadzie i porcie. Nieco dalej znajdziemy Maria Pia – rozległą, piaszczystą plażę odseparowaną od miasta lasem piniowym. Najpiękniejsze plaże w okolicach Alghero to jednak Spiaggia delle Bombarde, Spiaggia del Lazzaretto i Spiaggia di Mugoni. Wszystkie trzy znajdują się kilkanaście kilometrów od Alghero w kierunku Capo Caccia. Oprócz lazurowego, przejrzystego morza i urokliwego krajobrazu z piaszczystymi, fantazyjnie usypanymi wydmami, mogą Wam one zaoferować doskonałe zaplecze gastronomiczne, dzięki czemu nie schodząc z plaży, będziecie mogli rozkoszować się wspaniałym aperitivo przy zachodzie słońca.

Jedną z największych atrakcji Alghero jest wycieczka do Groty Neptuna. Możecie zdecydować się na bezpośredni rejs statkiem z portu w Alghero wprost do wejścia do jaskini albo wybrać malowniczy spacer po Escala del Cabriol, specjalnych schodach wykutych w skale w 1954 roku (do przebycia jest aż 656 stopni), które prowadzą z wysokiej skały Przylądka Capo Caccia do samej groty. Zapewniam Was, że zapierający dech w piersiach widok z samej góry wynagrodzi każdy wysiłek. Grota Neptuna słynie przede wszystkim z bajkowych nacieków skalnych w postaci stalaktytów i stalagmitów tworzących tajemnicze tunele i labirynty. Wewnątrz jaskini znajduje się również imponujące słone jezioro otoczone wapiennymi kolumnami stalagnatów.

Około 60 kilometrów od Alghero znajduje się słynna biała plaża w Stintino – La Pelosa, która wygrywa w większości rankingów na najpiękniejszą europejską plażę. Morze ma tu wyjątkowo jasny, krystaliczny kolor, a drobniusieńki piasek jest dosłownie śnieżnobiały. Dodatkową atrakcją jest malowniczo położona nad brzegiem morza wieża Torre della Pelosa, XVI-wieczna pozostałość saraceńskiego zamku obronnego. Plażę La Pelosa najlepiej odwiedzić poza szczytem sezonu, gdyż w miesiącach wakacyjnych jest zwykle przepełniona turystami. W następnym numerze zaprezentuję Wam kolejne dwa niezwykłe regiony północnej Sardynii – historyczną Gallurę wraz z Archipelagiem Świętej Magdaleny oraz Costa Smeralda – słynący z przepychu i luksusu najbardziej ekskluzywny zakątek Sardynii.

Zwiedzając północ Sardynii, obowiązkowo należy zatrzymać się w Castelsardo, urokliwym miasteczku usytuowanym na wpadającym do morza wzgórzu. Miasto przez stulecia kilkakrotnie zmieniało swoją nazwę w zależności od tego, pod czyim znajdowało się panowaniem. Zostało ono założone u progu XII wieku przez genueński ród Doria i wówczas nazywało się Castel Genovese; gdy nastali Aragończycy, zmieniło nazwę na Castel Aragonese; a w 1796 roku król Sardynii nadał mu obecną nazwę Castelsardo, czyli Zamek Sardyńczyków. Na szczycie wzgórza znajduje się warowny zamek, a samo miasteczko pełne jest charakterystycznych stromych i wąskich uliczek wypełnionych licznymi sklepikami z rzemiosłem artystycznym.

Jadąc z Castelsardo dalej na wschód w kierunku Valledori, na wysokości Sedini warto zobaczyć Skałę Słonia – Roccia dell’Elefante, która w swoim wnętrzu kryje dwa powstałe w okresie neolitu Domus de Janas, czyli dwupoziomowe, wydrążone w skale zdobione grobowce. W pobliżu zobaczymy też doskonale zachowane nuragi, czyli stożkowate konstrukcje w kształcie wieży, zbudowane z ociosanych bloków kamiennych ułożonych bez użycia zaprawy. Nuragi powstały najprawdopodobniej jeszcze w epoce brązu i przez historyków są datowane na lata 1500-1300 p.n.e. Na całej Sardynii jest ich około siedmiu tysięcy, co czyni je jednym z najważniejszych symboli wyspy. Uczeni od wieków spierają się na temat głównej funkcji, jaką spełniały, ale większość z nich stawia tezę, że służyły jako wieże obronne lub monumentalne grobowce.

Sardynia słynie jednak nie tylko ze swoich prehistorycznych reliktów. Jedną z największych atrakcji wyspy, która przyciąga najbogatszych turystów z całego świata, jest Szmaragdowe Wybrzeże ze swoimi najważniejszymi kurortami w Porto Cervo, Baja Sardinia i Cala di Volpe. Costa Smeralda dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku została przekształcona z dzikiego, słabo zaludnionego i nieatrakcyjnego terenu wiosek rybackich w symbol mody i przepychu. Potencjał tego miejsca odkrył przypadkowo, podczas podróży samolotem, arabski książę Karim Aga Khan, który zauroczył się ujrzanym widokiem nietkniętej natury i krystalicznie czystej szmaragdowej wody. Książę wykupił teren od rybaków i w ciągu zaledwie dwudziestu lat utworzył tam jedno z najbardziej ekskluzywnych miejsc na świecie. Głównym założeniem Agi Khana była budowa wszystkich domów i ośrodków turystycznych w taki sposób, żeby jak najlepiej wkomponowywały się w naturalne środowisko i nadmorski pejzaż. Tamtejsze budowle charakteryzują się pastelowymi barwami, niską zabudową i dachami obowiązkowo pokrytymi dwułukową brunatno-czerwoną dachówką. Na Costa Smeralda swoje wille ma wiele znanych osób, na przykład Berlusconi, Naomi Campbell czy Putin. Region ten słynie również z tętniących życiem modnych nocnych klubów i eleganckich barów z basenami. Symbolem Costa Smeralda są również ekskluzywne jachty zacumowane w Porto Cervo czy pasaże handlowe z luksusowymi butikami największych projektantów.

Będąc na Sardynii, koniecznie trzeba się również wybrać w rejs po Archipelagu La Maddalena, który składa się z siedmiu głównych wysp i odznacza się niezwykłym bogactwem nieskażonej natury. To idealne miejsce dla żeglarzy czy fanów nurkowania. Najpiękniejszą plażą archipelagu jest zamknięta dla turystów Spiaggia Rosa, którą można podziwiać jedynie ze statku podczas rejsu. Wyróżnia się ona niespotykanym nigdzie indziej koralowo-różowym piaskiem. La Maddalena oferuje jednakże turystom wiele innych dostępnych, równie pięknych plaż położonych w romantycznych zatoczkach otulonych wybujałą śródziemnomorską roślinnością np. Cala Corsara, Cala Lunga czy Spalmatore, które są otoczone strzelistymi skałami, a morze w tamtej okolicy ma wprawiający w zachwyt szafirowo-turkusowy kolor.

Mam nadzieję, że zachęciłam was do odwiedzenia Sardynii i pokazałam, że jest to niezwykła wyspa pełna atrakcji zarówno dla poszukiwaczy pozostałości archeologicznych, wielbicieli kultury i sztuki czy smakoszy świeżych owoców morza. Swoje miejsce odnajdą tam zarówno turyści, którzy preferują odpoczynek w ciszy, wśród dzikich urokliwych plaż, jak i osoby uwielbiające ekskluzywne wakacje w najmodniejszych, głośnych kurortach.

foto: Izabela Kominek

5. edycja: Gazzetta Italia przyznała wyróżnienia twórcom filmu „Non odiare”

0
Maciej Sterzyński, Sebastiano Giorgi, Michał Sterzyński, Mario Mazzarotto, Guglielmo Marchetti, Alessandro Gassman

„Non odiare” to piękny film autorski zaprezentowany podczas Tygodnia Krytyki w ramach 77. Festiwalu Filmowego w Wenecji. Film odważny, debiut reżysera Mauro Manciniego, który w erze powrotów nietolerancji i nowego konformizmu porusza bardzo delikatny temat.

W tym nadzwyczajnym roku, w którym z powodu Covid-19 zrezygnowaliśmy z organizacji tradycyjnej gali Premio Gazzetta Italia, nagrodziliśmy zrealizowany w ramach koprodukcji włosko-polskiej film „Non odiare” naszym wyróżnieniem Menzione Speciale per il Cinema.

Laureaci nagrody: Alessandro Gassman (aktor pierwszoplanowy); Mario Mazzarotto (Movimento Film); Michał Sterzyński (operator kamery); Guglielmo Marchetti (dystrybucja Notorius); Maciej Sterzyński (Stern Pictures).

Laureaci otrzymali wyjątkowe wazony Yalos oraz artystyczne szkło z Murano. Dziękujemy i zarazem gratulujemy również Alessandro Leone, który ze swoją Agresywną Bandą połączył Włochów i Polaków.

„Non odiare” 16 listopada 2020 roku otworzy Festiwal Filmów Żydowskich w Warszawie.

Insieme, nowa spółka Grupy PartnersPol

0

Insieme Sp. Z o.o. wchodzi w skład grupy kapitałowej Partnerspol Group i działa od trzech lat na rynku polskim. Działalność firmy rozpoczęto od usługi mycia palet oraz pojemników plastikowych. Myjnia zlokalizowana jest w centralnej części Polski, w Łowiczu, gdzie znajduje się nowoczesna linia myjąca. Szybki rozwój oraz potrzeby rynku przyczyniły się do rozszerzenia oferty o profesjonalny serwis sprzątający oraz dezynfekcję, która stała się flagową usługą firmy.

Insieme Sp. Z o.o. proponuje dezynfekcję zarówno pomieszczeń magazynowych, produkcyjnych, biurowych, jak i mieszkalnych. Dezynfekcja przeprowadzana jest w oparciu o wyjątkowe właściwości ozonu, który dzięki swojej skuteczności tak bardzo zyskał na popularności w ostatnim czasie. Ma on swoje zastosowanie m.in. przy odgrzybianiu pomieszczeń, odkażaniu klimatyzacji, usuwaniu zapachu wilgoci, usuwaniu roztoczy i alergenów, a także wykorzystywany jest w walce z COVID-19.

Ozon uznawany jest za jeden z najskuteczniejszych środków dezynfekcyjnych. Jego działanie jest 50 razy skuteczniejsze i 300 razy szybsze niż chlor. Jednocześnie nie pozostawia po sobie toksycznych półproduktów rozkładu, a więc jest w pełni bezpieczny dla człowieka i środowiska.

Insieme Sp. Z o.o. korzysta tylko z certyfikowanych środków czystości, a wszystkie usługi wykonywane są w oparciu o aktualne standardy międzynarodowe. Firma stosuje detergenty oficjalnie dopuszczone przez Ministerstwo Zdrowia do użytku w branży spożywczej.

Zarząd firmy przewiduje dalszy rozwój w najbliższych latach, stawiając na podnoszenie kwalifikacji pracowników oraz inwestycje w nowoczesne rozwiązania. Szczególną uwagę przywiązuje do jakości wykonywanych usług, profesjonalizm, elastyczność oraz innowacyjność, mając na celu satysfakcję każdego klienta.

Strona www: www.insiemepolska.pl
Facebook: www.facebook.com/Insieme

Tuńczyk w czarnym sezamie z marynowanym koprem włoskim

0

Składniki:

  • 500 g świeżego tuńczyka
  • 50 g czarnego sezamu
  • 1 granat
  • 1 główka kopru włoskiego
  • 100 ml octu z czerwonego wina
  • 1l białego wina
  • woda
  • oliwa extra virgin
  • sól

Przygotowanie:

Filet z tuńczyka opłucz dokładnie w zimnej wodzie. Pokrój rybę na kwadraty o grubości ok. 3 cm. Obierz granat i połowę nasion zalej białym winem z solą rozcieńczonym pół na pół z wodą. Połowę płynu przelej do osobnej miski. Włóż kawałki tuńczyka do naczynia w taki sposób, aby w całości zanurzone były w winie, a następnie odstaw na godzinę do zamarynowania. Do drugiej miski dolej czerwony ocet winny. Cienkie piastry kopru włoskiego zanurz w przygotowanym płynie i pozostaw na około godzinę.

Tuńczyka wyjmij z marynaty i osusz papierowym ręcznikiem. Następnie zanurz kawałki ryby w oliwie. Do głębokiego naczynia wsyp ziarna czarnego sezamu i delikatnie, przy pomocy rąk, obtocz w sezamie każdy kawałek tuńczyka. Na patelnię wlej oliwę do poziomu kilku milimetrów i podgrzej do niezbyt wysokiej temperatury. Smaż przygotowane wcześniej kawałki ryby po kilka minut z każdej strony, aż się zrumienią. Tuńczyk powinien być chrupiący na zewnątrz, a w środku miękki i zaróżowiony.

Osusz marynowane piastry kopru włoskiego, rozłóż na talerzu do podania, a na nich umieść osuszone delikatnie papierem kawałki tuńczyka. Dodaj sól i pieprz oraz udekoruj potrawę kilkoma nasionami granatu.

Smacznego!

tłumaczenie pl: Emilia Boleszczuk

Droga miłości w Cinqueterre

0

Błękit morza, zieleń drzew oliwnych i nadmorskich sosen oraz kolory kwiatów rosnących na liguryjskiej riwierze towarzyszyły nam w naszej cudownej podróży motocyklowej przez bajkowe krajobrazy ciągnące się wzdłuż wschodniego wybrzeża Ligurii, poprzez stare wioski i artystyczne skarby otoczone urzekającą naturalną oprawą, serdecznie witające odwiedzających klejnoty Cinque Terre, od Monterosso aż do Portovenere. Trasa ciągnie się brzegiem morza, drogą biegnącą jednym z najpiękniejszych na świecie wybrzeżem, uwielbianym przez najznakomitszych poetów i znanym ze swojej tradycyjnej gościnności. Oto miasta, które stanowią obszar Cinque Terre.

Monterosso al Mare, najbardziej wysunięte na wschód. Stara wioska na piaszczystym brzegu z plażą, o walorach kulturalnych, jak i kąpieliskowych, ogrodzona przez skalne tarasy porośnięte przez drzewa oliwne, cytrusowe i winorośle. W starej części miasta stoi kościół wybudowany w 1300 r. z fasadą w liguryjskim stylu gotyckim, w poziome białe i czarne paski. 

Vernazza, prawdopodobnie jedna z najpiękniejszych w Cinque Terre, z dwiema masywnymi wieżami i obmurowaniami wybudowanymi w celu ochrony starej i bogatej wioski, gdzie strome i wąskie ścieżki ciągną się w dół aż do małego placu otwartego na małą przystań dla turystów, jedyną taką w Cinque Terre.

Corniglia, mała część gminy Vernazza. Wioska osadzona nad brzegiem morza, na skalistym klifie o wysokości 193 metrów, skraj którego porastają liczne winnice. 

Manarola, średniowieczna wioska osadzona na rozwidlonej czarnej skale, i Riomaggiore z rzędem kolorowych domów połączone są Drogą miłości ścieżką wyrytą w skalnej ścianie, znajdującą się kilka metrów od morza, między szarością skały i błękitem wody. Pięć małych wiosek między morzem a górami otoczone przez dziko rosnące rośliny i kwiaty, i przez tarasy skalne z winnicami, gdzie zbiera się winogrona do produkcji cennych win, z których każde ma w sobie coś specjalnego i ciężko jest zdecydować, którego skosztować, a które pominąć. Kolorowe domki, ścieżki, na których pachnie cytrynami, klify nad morzem, to tylko niektóre powody, dla których każdego roku miliony turystów nadciągają nad tutejszą riwierę. Wizyta w Cinque Terre nie oznacza tylko ścieżek, krystalicznej wody i zapierających dech w piersiach krajobrazów, ale również świetną kuchnię, której przysmaków, takich jak kiedyś, można jeszcze spróbować tylko w takim jak to, trochę dzikim i nieskażonym, zanurzonym w naturze miejscu. Jak to w nadmorskich miasteczkach bywa, na stole nie może zabraknąć ryb takich jak znane anchois z Monterosso, przygotowywane na milion różnych sposobów, na przykład zamarynowane w oliwie i soku z cytryny, sotto sale z jakąś grzanką lub bruschettą, usmażone z farszem, lub po prostu w klasycznym cieście z ziemniakami.

Lub słynne naleśniki z sardynek lub dorsza czy niezastąpione nadziewane małże, czyli te klasyczne, ugotowane w garnku z sosem. 

Najlepszym dodatkiem do świeżych warzyw jest oliwa z sokiem z cytryny zebranej na riwierze, z których wyrabia się również Limoncino, otrzymywany poprzez namaczanie skórek cytryny w alkoholu. I na zakończenie degustacji Sciacchetrà – szlachetne słodkie wino, otrzymywane z podwiędłych winogron ze słoną i słodką nutą, którego zapach przypomina morele i miód akacjowy. Słodkie, z przyjemnym migdałowym posmakiem, którego nazwa prawdopodobnie pochodzi z dialektu liguryjskiego i oznacza zgniatanie winogron oraz zbieranie ich wytłoków podczas fermentacji. 

Nasza wycieczka kończy się w Portovenere, w starożytnym rzymskim „Portus Veneris”, które wznosi się na skraju zatoki La Spezia. Miasto to wyróżnia się na cyplu szeregiem wysokich domów i ich wielokolorowym otynkowaniem i dostępem do starożytnej osady, wąskiej Via Cappellini, która zainspirowała budowę w całej wiosce domów stawianych jeden za drugim, oddzielonych wąskimi dróżkami, łatwymi do zablokowania w przypadku niebezpieczeństwa. Na samym koniuszku cypla wznosi się przepiękny kościół S.Pietro, starożytna pogańska świątynia poświęcona Wenus. Kościół ten jest pierwszym budynkiem wczesnochrześcijańskim z czarnego marmuru z wyspy Palmaria, wybudowanym w stylu gotyckim w połowie XII wieku z dzwonnicą w formie wieży, która pełniła również funkcję obronną. Co więcej, kościół jest połączony z zamkiem, odbudowanym w XV wieku, chronionym przez pas murów i bastion.

Ten łuk Ligurii, który ciągnie się od Portovenere przez Cinque Terre został odkryty i pokochany przez wielu obcokrajowców, zwłaszcza Anglików. Już w XIII wieku przebywali tam wybitni poeci angielskiego romantyzmu, wśród nich Lord Byron i Shelley, i dlatego właśnie zatoka ta jest również nazywana Zatoką Poetów. Uwodzicielska moc tego miejsca jest tak silna, że niweluje każdą niedogodność spowodowaną nierównością ścieżek. Ale uwaga: “fatalne zauroczenie”, które dopada odwiedzających te tereny, często zamienia się w miłość na całe życie!

foto: Sandra i Beppe D’Alba
tłumaczenie pl: Joanna Włodarek

Turyn: inteligentna odpowiedź na pop-turystykę

0

Toskania, Wenecja, Sycylia. Spaghetti, Chianti i papież. To właśnie Włochy w wersji pop, zoptymalizowane na potrzeby dzisiejszej turystyki. Ale… czy jest coś jeszcze? 

Turyn nieoczywisty

Cztery. Dokładnie tyle nominacji* do Oscara dostały “Tamte dni, tamte noce” – film Luci Guadagnino, reżysera m.in. “Nienasyconych” i  “Jestem miłością”. I dokumentu o Bertoluccim. Tak, Guadagnino jest bez wątpienia spadkobiercą włoskiej zmysłowości. I w najnowszym filmie opowiada, starą jak świat, historię odkryć, zachwytu i dorastania. Dodaje jednak do niej szczyptę czegoś nieznanego, acz wytrawnego. Dodaje bowiem szczyptę północy. 

Niecałe 200 km na zachód od Cremy, a także Moscazzano, gdzie Guadagnino nakręcił “Tamte dni…”, znajduje się Turyn. Miasto, które nieczęsto pojawia się na pierwszej pozycji miejsc polecanych we Włoszech. O Turynie pamiętają jednak nie tylko wielbiciele marki Fiat (która ma tu siedzibę) i toru wyścigowego na dachu Lingotto. Nie tylko wielbiciele Jeana Jacquesa Rousseau (dorastał w jednym z turyńskich przytułków, potem poznał tu przyszłą kochankę – panią de Warens) czy Umberto Eco (studia filozoficzne). Przybywają tu architekci, zachwyceni regularnością urbanistyki, i wierni, szukający duchowego spokoju przy Całunie Turyńskim w katedrze Jana Chrzciciela. Przybywa wreszcie i zwyczajny flâneur (z fr. flaner – włóczęga, spacerowicz – przyp. red.), taki jak ja, by, między wzgórzami Superga i Monte dei Cappucini zatopić się w mieście fascynująco skromnym i surowym, a jednocześnie bogatym. Kto raz przespacerował się Via Roma aż do Piazza San Carlo, wie, że prawdziwe bogactwo i elegancja stanowią doskonałą parę.

Dwie historie

Taką parę tworzą też Muzeum Kinematografii i GAM (Galleria Civica d’Arte Moderna e Contemporanea) – dwa muzea, dwie narracje i opowieści o sztuce ostatnich dwóch stuleci. Łączy je też Mole Antonelliana, przy której mieściła się siedziba Museo Civico, po latach przekształconego w GAM. Dziś Mole Antonelliana to najwyższe na świecie i przepiękne Muzeum Kinematografii. To tu Luca Guadagnino odbierze wyróżnienie honoris causa Accademia Albertina di Torino (przyznaną mu w lutym tego roku). Tu także odbywa się część wydarzeń TFF, czyli Torino Film Festival, który od 25 lat każdej jesieni opanowuje całe miasto. 

Kto do Muzeum Kinematografii wejdzie, z pewnością wyjdzie z głową nabitą wiedzą o diafragmach irysowych, montażu równoległym, kinie niemym i gwiazdach klasycznego kina. Na uwagę zasługuje staranny design ekspozycji, piękne wnętrza, niezła narracja prowadząca widza przez całość wystaw. W głównym holu (niedaleko czerwonego dywanu) znajduje się sklepik z gadżetami dla każdego kinomana. Wszystko tu mówi „zostań, widzu”, zachęca i kusi. Zupełnie inaczej niż w oddalonym o niecałe 2,5km GAM. 

Galleria Civica d’Arte Moderna e Contemporanea, to muzeum dziwne i pełne sprzeczności. Bo sztuka jest tu nowoczesna, ale to co najnowsze – pozostaje w ukryciu, ledwo wyeksponowane, dostępne dla czujnego zwiedzającego.   

Zwiedzanie rozpoczynam na górnym piętrze, tu sztuka XIX wieku – ciężkie, wielkoformatowe malarstwo i rzeźba. Jest więc znakomity, sensualny choć spowity w klasyczną formę, złoty Portret aktorki Virginii Reiter Giacomo Grosso, jak i podręcznikowy Król Vittorio Emanuele Carla Bossoli. Dalej jest też ciekawie, bo spotykam niepokojącą Syrenę Giulio A. Sartorio, rzeźbę Niewolnica Giacomo Ginottiego i wreszcie secesyjny plakat Leonarda Bistolfiego z wystawy sztuk nowoczesnych z 1902 roku. Wszystkiemu towarzyszą czytelne opisy (zarówno po włosku, jak i po angielsku). 

Muzeum inaczej

To jednak nie zbiory czy przygotowanie wystawy robi największe wrażenie. Robią je… ściany. Które nie są białe. A przecież wszystkie ściany w galeriach i muzeach nowoczesnych są zazwyczaj białe. Ściany są białe, a kuratorzy noszą się na czarno, co potwierdził dobitnie Ruben Ostlund w “The Square”. Ale nie w Turynie. Tu ściany są kolorowe. Rude. Różowe. Seledynowe! W  tekstach o historii muzeum czytam o programach aktywizacji galerii publicznych prowadzonych od lat 60-tych ubiegłego stulecia. Czytam też o Le Corbusierze, który właśnie w Turynie dzielił się wizją „elektronicznego muzeum” – muzeum wiedzy dostępnej dla zwykłego widza. Dzięki kolorom muzeum staje się bardziej ludzkie i przyjazne? Na piętrach nowszych – gdy wkraczam już w XX wiek – bywa spokojniej, choć na samym początku wita mnie Portret-relief Claude Pascala Yvesa Kleina. Na różanej ścianie. I naprawdę – nigdy nie wyglądał tak dobrze. 

Jeszcze ciekawiej jest na schodach. Bo tu na zwiedzających czeka seria rysunków Eight Ceilings Nedko Solakova. Solakov, bułgarski artysta malarz, rysownik, autor instalacji, najczęściej prezentowany jest w krajach niemieckojęzycznych. W GAMie  pozostawił dzieła nieoczywiste: małe, niemal przypadkowe rysunki, które trudno w ogóle dostrzec (na ścianie, od spodu schodów). Obrazki przypominające te z ławki szkolnej, wizualne notatki przypominające o obecności, nieznośnie dosłowne, a przez kontekst miejsca budujące zupełnie nowe znaczenia. Solakov za pomocą kilkunastu kropek, kresek i liter rozbija tradycyjny, poważny dyskurs tego, co wolno, a czego nie wolno w galerii pokazywać. A jednocześnie doskonale dopełnia to, co różowe ściany GAM obiecały widzom już wcześniej – nieoczywistość. 

Bez pop-turystyki

Bo cały Turyn to miasto nieoczywiste. Bez ostentacji. Bogate, ale w tym bogactwie chłodne, niekokietujące. Uniwersytecki Turyn kojarzy mi się z końcem lata i zapowiedzią jesieni. Czasem, gdy kolekcjonuje się nowe zeszyty, kalendarze i notesy. Tu na co drugim rogu czeka księgarnia lub antykwariat. Sklep ze starymi mapami. Płytami winylowymi. Księgarnie z albumami. I puzzlami. Lub po prostu tzw. la cartoleria – papierniczo-podarunkowe sklepiki ze wszystkim. Mijam kolejne stragany z książkami. W trakcie spaceru Via Po, mam więc ochotę kupić tornister, strugać ołówki i szykować się na uczelnię. 

Wytrawna północ, w wizji Luca Guadagnino (nagrodzonej finalnie statuetką Oscara za najlepszy scenariusz adaptowany) wciąż jest daleka od pocztówkowych rumieńców, ale przyjazna. Turyn też bywa przyjazny. Choć surowy, kamienny i pozbawiony zalotności, w którym nawet galeria sztuki nowoczesnej zrobiona jest inaczej.  Jest niewiele takich miast na świecie. Miast, w których łatwiej o książkę niż o food trucki. Taki właśnie jest Turyn. Pełen księgarni, antykwariatów, stoisk z albumami i galerii, zręcznie balansujących między tradycją a nowoczesnością. 

foto: Anna Petelenz, Beata Malinowska-Petelenz

 

Pieczeń w sosie z cebuli i wina

0

Składniki:

  • 800 g udźca wieprzowego
  • 1 kieliszek czerwonego wina
  • 2 czerwone cebule
  • 2 czerwone dymki
  • 1 jabłko
  • 1⁄4 cytryny
  • krem z octu balsamicznego z Modeny
  • 4 liście laurowe
  • szczypta oregano
  • gałązka rozmarynu
  • sól wedle uznania
  • szczypta pieprzu
  • oliwa z oliwek extra vergine

Przygotowanie:

Mięso marynować ze wszystkimi składnikami przez 12-16 godzin. Ułożyć mięso i nasmarować gorącym olejem ze wszystkich stron. Tak uszczelnione i podpieczone mięso włożyć do aluminium z odrobiną oliwy do smażenia i kawałkiem jabłka. Piec w piekarniku przez ok. półtorej godziny.

Marynowane mięso gotować dalej na wolnym ogniu na patelni, aż wszystko dobrze się ugotuje. Liście laurowe zmiksować z pozostałymi składnikami sosu. Dodać jeszcze trochę kremu z octu balsamicznego, trochę oleju z gotowania mięsa oraz wypuszczony przez nie sok. Podgrzać, odcisnąć i posolić.

Poczekać, aż mięso ostygnie i pokroić na kawałki. Serwować ciepłe z sosem. Podawać w towarzystwie pieczonych ziemniaków doprawionych oliwą z oliwek extra vergine oraz sosem z mięsa.

Smacznego!

tłumaczenie pl: Katarzyna Kurkowska