Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 66

Duchy z Koloseum

0

Amfiteatr Flawiuszów, czyli Koloseum, od upadku Imperium Rzymskiego stał się idealnym miejscem do wywoływania duchów, magii i ceremonii. Mieszanka krwi, niegdyś przelewanej tu litrami, i natury (ze względu na położenie właściwie pośrodku pola rosną w nim liczne rośliny, także te rzadkie) uczyniła z niego wyjątkowo pożądane miejsce na okultystyczne praktyki nekromantów, wróżbitów i czarodziejów każdej epoki.

Jest idealnym miejscem do poszukiwań ziół do dekoktów i mikstur każdego typu. Pomimo obiegowej opinii wydaje się, że nigdy nie był sceną dla egzekucji chrześcijan. Mimo to w środku miały miejsce wielkie i niesamowite wydarzenia, które w niektórych przypadkach miały naprawdę niespodziewanych bohaterów. Po opuszczeniu, Koloseum przez wiele wieków było uważane za nawiedzone przez demony. Nawet znany złotnik Benvenuto Cellini przyszedł tu nocą, by wziąć udział w manifestacji diabła i prosić demony o spotkanie sycylijki Angeliki, którą matka słusznie uchroniła przed jego łapskami. Był znany z tego, że nigdy nie cofał się przed spódniczką ukrywającą piękną parę nóg. Tenże Cellini zawarł w swoich wspomnieniach kronikę tego wyjątkowego wydarzenia. Brał w nim udział także ksiądz-nekromanta, dwunastoletni chłopiec na posyłki pewnego artysty Vincenza Romoli oraz służący i przyjaciel Agnolino Gaddi który stał się powodem odejścia całych legionów diabłów, choć mimowolnie.

“Gdy przybyliśmy do Koloseum, ksiądz zabrał się za rysowanie kręgów na ziemi. Towarzyszące temu ceremonie były najpiękniejsze, jakie można sobie wyobrazić. Nam kazał wnieść cenne zapachy i ogień, ale także brzydkie zapachy. Gdy wszystko było gotowe, wszedł do koła i wciągnął do niego każdego po kolei.” Nekromanta powierzył chłopcu i Gaddiemu opiekę nad zapachami i ogniem, i wypowiedział straszne przyzwania, tak że – jak opowiada Cellini – całe Koloseum wypełniło się diabłami, które artysta poprosił o to, by móc ponownie zobaczyć się z Angeliką. Demony odpowiedziały.

Usłyszałeś, co Ci powiedziały? – zapytał ksiądz – Że za miesiąc będziesz tam, gdzie ona będzie.” Jednak od razu po tym powiedział, by zachować spokój ponieważ diabelskie legiony stały się znacznie liczniejsze niż te przywołane, a wśród nich były także te najbardziej niebezpieczne.Teraz potrzeba było dużo czasu i cierpliwości, by je przegnać.

Chłopiec, który jako jedyny mógł widzieć demony, powiedział reszcie, że było tam “milion strasznych ludzi, każdy z nich złowieszczy” oraz że pojawiły się “cztery uzbrojone olbrzymy, które próbowały przełamać magiczny krąg”. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Cellini pisze, że ksiądz, Vincenzo i Agnolino drżeli jak osiki, a on sam zaczął bać się o swoje życie, ale tego po sobie nie pokazał. Chłopiec ukrył głowę między kolanami. Kiedy ją podniósł powiedział, że całe Koloseum stało w ogniu i że ogień ich otaczał: “Położył dłonie na twarzy, powiedział że był zgubiony i że nie chciał więcej patrzeć.”

Nadszedł moment do działania. Cellini zgodnie ze wskazaniem nekromanty zachęcił Vincenzo i Agnolino, by umieścili dłonie na asafetydzie, czyli brzydkim zapachu, który w egzorcyzmach służył do przepędzenia demonów. “Ale Agnolo – podsumowuje Cellini – miał oczy wybałuszone ze strachu, a gdy się poruszył rozległ się tak głośny dźwięk bąka, z taką obfitością gówna, że zdziałał więcej niż asafetyda. Chłopiec na ten dźwięk i ogromny smród podniósł trochę twarz usłyszawszy mój śmiech i powiedział, że diabły wściekłe zaczęły odchodzić. Zostaliśmy tak aż do porannych trąb, kiedy chłopiec powiedział, że zostało niewiele diabłów i wszystkie odległe.” Choć było to odejście mało ortodoksyjne, demony dotrzymały słowa. Trzydziestego dnia na ulicy w Neapolu, Benvenuto spotkał swoją Angelikę.

***

Ta i różne inne historie są zawarte w książce “Tajemnice Rzymu – siedem nocy pomiędzy historią a mitem, legendy, duchy, tajemnice, ciekawostki.” (Studio LT2, 2013). Książka zawiera przedmowę Giancarla De Cataldo, fotografie, mapy i ilustracje, ponad 10 kodów QR które odsyłają do alternatywnych historii. Alberto Toso Fei pisze książki o tajemnej historii miasta, poprzez ciekawostki i tajemnice, spisując dziedzictwo tradycji ustnej.  Niektóre jego książki są wyposażone w kody QR, dzięki którym autor “wychodzi” poza kartki, by opowiedzieć swoje historie. Stworzył Festiwal Tajemnic, poświęcony Wenecji Euganejskiej i jej legendarnym miejscom.

 

www.albertotosofei.it

tłumaczenie pl: Katarzyna Dąbrowska

Carlo Sironi – niewypowiedziane piękno

0

Lena jest w ciąży, ale nie chce, czy raczej nie jest gotowa, żeby zostać mamą, wyjeżdża więc do Włoch, żeby sprzedać swoje, nienarodzone jeszcze, dziecko. Ermanno to chłopak z rzymskiego przedmieścia, który żyje z drobnych kradzieży, a zarobione pieniądze wydaje na automaty do gry. W pewnym momencie decyduje się pomóc swojemu wujkowi i jego żonie w szybszej adopcji ze wskazaniem na krewnych udając, że jest ojcem dziecka Leny. Dwoje nieznajomych pod jednym dachem, żyją jedno obok drugiego w milczeniu, kumulując w sobie masę nierozwiązanych spraw.

Mimo momentów przełomowych, które coś w bohaterach zmieniają, co widać w drobnych gestach, cały czas trzymają emocje w ryzach, nie okazując i nie mówiąc ani o wzajemnej fascynacji ani o trudności całej sytuacji, w której się znaleźli. Pozornie nic się nie dzieje, ale tak naprawdę dzieje się wszystko, w ich wewnętrznym dialogu i powolnym narastaniu emocji aż do ich końcowej eksplozji. „Sole”, pierwszy długi metraż rzymskiego reżysera Carlo Sironiego dotyka aktualnego i ważnego tematu w sposób niezwykle delikatny.

„Wybór tematu narodził się z chęci opowiedzenia drogi do ojcostwa w inny sposób. W pewnym momencie, ze względu na szereg osobistych doświadczeń, zacząłem się zastanawiać czy kiedykolwiek byłbym w stanie zaakceptować dziecko, którego nie jestem biologicznym ojcem. To bardzo trudna decyzja, zwłaszcza dla mężczyzny, który przekazując swoje geny chce zachować swego rodzaju nieśmiertelność. W tamtym czasie pracowałem nad zupełnie innym filmem i tylko rozważałem tego typu historię, ale kiedy zacząłem drążyć temat okazało się, że jest bardzo aktualny. W poszukiwaniach pomogła mi bardzo Melita Cavallo, dyrektorka Sądu dla nieletnich w Rzymie, która na co dzień zajmuje się takimi sprawami. To dziwne uczucie, gdy wyobraźnia pokrywa się całkowicie z rzeczywistością. Musiałem jedynie wybrać, o czym chcę zrobić film: o handlu noworodkami, o oszustwach adopcyjnych, o macierzyństwie zastępczym, czy o tym jak brutalny jest dzisiejszy świat? Ostatecznie zdecydowałem się opowiedzieć bardzo intymną historię. Na zasadzie zestawienia kontrastów pomyślałem, że opowiem tę trudną historię w sposób delikatny, paradoksalnie niemalże czuły.”

Z twoich poszukiwań wynikało, że to najczęściej kobiety z Europy wschodniej przyjeżdżają do Włoch, żeby sprzedawać swoje dzieci?

Tak, miałem możliwość dotarcia do materiałów statystycznych zebranych przez organizację pozarządową Women East smuggling traffic, która monitorowała migrację z Europy wschodniej na zachód. Dokumentacja zawierała również oddzielny folder dotyczący Włoch, zawierający dokładne dane odnośnie handlu dziećmi. W tamtym okresie, a mówimy o roku 2013, największa liczba kobiet przybywała z Ukrainy i z Bułgarii, ale wśród kobiet pochodzących z dobrze rozwiniętych krajów Europy wschodniej, Polki były na pierwszym miejscu. Wyjaśniono mi, że było to spowodowane polskimi ograniczeniami prawnymi.

Czy twój sposób opowiadania wynika z jakichś filmowych inspiracji?

Szalenie podoba mi się kino japońskie, zwłaszcza to z lat 50. i 60. Często zapomina się na przykład o Mikio Naruse, który zaczął karierę jeszcze w czasie kina niemego. Jego filmy to melancholijne i bardzo proste portrety rodzin i zakochanych. Mimo że mój film zupełnie ich nie przypomina, to ta japońska melancholia bardzo mi pomogła. W kinie japońskim lubię przede wszystkim wstyd w okazywaniu emocji, ten wysiłek, żeby ich nie pokazać i to właśnie staram się przenieść do moich filmów. Chciałem opowiedzieć historię pełną wstydu. Kiedy ktoś ci się podoba, tak naprawdę nie wiesz, jak mu to powiedzieć i ja właśnie staram się uchwycić to, co niewypowiedziane, to dla mnie najważniejsze.

Ciekawie dobrałeś głównych bohaterów, zawodowa aktorka i młody chłopak bez żadnego doświadczenia filmowego, jak pracowałeś z nimi nad rolą?

Ermanno musiał być amatorem, żeby działać trochę nieświadomie, zawodowy aktor za bardzo wchodziłby w rolę podkreślając niepotrzebnie niektóre sceny. Do roli Leny z kolei potrzebowałem aktorki z profesjonalnym podejściem i pewnej tego, co robi, stąd mój wybór. Widziałem mnóstwo selftape’ów dziewczyn z prawie całej Europy wschodniej. Sandra od razu bardzo mi się spodobała, wyobrażałem ją sobie już w roli, zanim jeszcze zobaczyłem na żywo. Kiedy wreszcie się spotkaliśmy podczas długiego castingu, okazało się, że ona ma zupełnie inny niż ja, bardzo ciekawy, pomysł na tę postać. Bardzo mi się spodobał jej styl, częściowo dziecinny a częściowo mroczny, i jej niezwykła lekkość. Claudio natomiast był niewiarygodnie podobny do postaci, którą opisałem. Był zdolny, ale bardzo zablokowany, również fizycznie. Sprawiało mu trudność nawet pokazanie tej odrobiny emocji więcej na końcu filmu. Dlatego dużo ćwiczyliśmy, a kiedy przyjeżdżała Sandra robiliśmy intensywny tydzień prób. Dopiero tuż przed początkiem zdjęć, na rozluźnienie, poświęciliśmy czas na serię improwizacji. Praca z nimi była ogromną frajdą.

„Sole” to koprodukcja włosko-polska, czyli miałeś okazję, żeby spędzić trochę czasu w naszym kraju, jakie są twoje wrażenia?

Z kompozytorką Teoniką Rożynek pracowałem w Warszawie, ale spędzaliśmy całe dnie w domu. Kiedy wreszcie udało mi się cokolwiek zobaczyć, pomyślałem, jak szokujący musiał być widok europejskiego miasta posiadającego ogromne bogactwo architektoniczne i kulturowe, które zostało kompletnie zniszczone. Okres drugiej wojny światowej bardzo mnie interesuje, dużo czytałem na temat tego, co wydarzyło się w Polsce i byłem świadomy nawet najbardziej niewygodnych momentów w historii, ale mimo wszystko widok na żywo stolicy europejskiej, która po wojnie została w całości odbudowana, to ogromnie emocjonalne przeżycie. Poza tym to znakomicie funkcjonujące miasto w porównaniu z Włochami, nie miałem problemu z żadną sprawą, którą musiałem załatwić. Z kolei w Krakowie spędziłem dużo czasu i mogłem zwiedzać do woli. To przepiękne miasto, jego artystyczna atmosfera i mieszanka różnych stylów architektonicznych sprawia, że czujesz się jak w domu. Miałem dużo szczęścia, bo mogłem tam pracować ze wspaniałymi osobami w Warner Studios. Korzystając z okazji chciałem bardzo podziękować realizatorowi dźwięku Michałowi Fojcikowi, Teonice Rożynek, z którą, mam nadzieję, będę mógł pracować przy moim kolejnym filmie, bo jestem zachwycony jej kompozycjami. Dziękuję również Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej za wsparcie mojego projektu.

A kiedy już skończy się zamieszanie związane z promocją tego filmu, jakie będą twoje kolejne plany?

Mam już zarys scenariusza, który chciałbym dokończyć sam, dotyczy bardzo osobistej i trudnej do opowiedzenia dla mnie historii związanej z chorobą. Nie jestem pewny czy jestem gotowy, żeby teraz się tym zająć. Moim wielkim marzeniem jest też adaptacja japońskiej powieści z lat sześćdziesiątych „Śpiące piękności” autorstwa Yasunari Kawabata. 

GAZZETTA ITALIA 82 (sierpień-wrzesień 2020)

0

Gazzetta Italia 82 składa hołd wielkiemu Ennio Morricone wspaniałą okładką zaprojektowaną przez Ricka Flaga oraz dwoma obszernymi artykułami poświęconymi niedawno zmarłemu mistrzowi. Szerokie spojrzenie na relacje polsko-włoskie pogłębiają wywiady z tłumaczem Leszkiem Kazaną, wrocławską sopranistką Dominiką Zamarą i trenerem Futsalu w Bielsku Białej Andreą Bucciol. Jak zawsze czeka Was wiele historii ze świata kina w rubryce „Dopóki jest kino, jest nadzieja”, a wśród nich wywiad z aktorem Luigim Lo Cascio oraz wnikliwy felieton o dogaressie kina Flavii Paulon.

Ponadto jeszcze więcej nowożytnej i starożytnej sztuki, zaprezentujemy znakomitą wystawę poświęconą Tomasso Dolabelli w Castello Reale oraz początek ciekawej współpracy między Wilanowem a Florencją w zakresie uprawy cytrusów. Oczywiście nie zabraknie również stałych rubryk i artykułów o kuchni, w tym prawdziwej historii lodów, języku i motoryzacji.

Ferragosto w kinie włoskim

0

Odcinek 8. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

Z okazji Ferragosto Diana Dąbrowska opowie w jaki sposób ten jeden z najważniejszych dla Włochów dni stał się nie tylko tłem, lecz nierzadko także bohaterem włoskich filmów. O wakacjach, samotności i nadziei oraz szczególne polecenia filmowe na ten wyjątkowy dzień.

Pompeje: Życie toczy się dalej

0

Czy można czuć rozpierającą energię życia, spacerując pośród ruin? Uczucie to, pozornie niepasujące do okoliczności, towarzyszyło mi od momentu, gdy jeszcze idąc wzdłuż via Plinio rzucałam nieśmiałe spojrzenia za nowoczesne ogrodzenie oddzielające przeszłość, od teraźniejszości: starożytne Pompeje od dzisiejszych.

Rozpierało mnie wrażenie przynależności, radości z powrotu do miejsca bliskiego sercu, mimo, że tak naprawdę odwiedzałam je po raz pierwszy. Dziwne uczucie zrozumienia dla tych murów, niejako wciąż pulsujących życiem, zupełnie jakby nieprzerwanie krążyły w nich wspomnienia nie tyle tragicznego dnia 24 sierpnia 79 roku, co tętniącej, gwarnej, prostej codzienności.

Wino, labirynt dróg i pompejańskie domus

Żywa winorośl, rosnąca nieopodal amfiteatru i bujna zieleń wydają się być tymi samymi sprzed wieków; milczące, harmonijne w cieniu czuwającego Wezuwiusza, trzymającego pieczę nad równowagą otaczających jego podnóże ziem. I w rzeczy samej, na obszarze nazwanym Foro Boario, gdzie według początkowych założeń miał odbywać się handel bydłem, późniejsze badania archeologiczne wykazały jednak ślady istnienia pokaźnych rozmiarów winnicy, którą obecnie zrekonstruowano. 

Archeolodzy podzielili starożytne miasto na dziewięć rejonów, a są one – jak można łatwo dostrzec na mapie – wyznaczone przez główne ulice miasta, wszystkie podpisane, podobnie jak poszczególne zabytki. W rejonie II, nieopodal wejścia od ulicy Plinio, rosną strzeliste sosny piniowe, konkurując swą wielkością z utrudzonymi murami wiekowego anfiteatro. To rejon odnowionych w 2016 roku domostw: domus Octaviusa Quartiusa oraz willa Giulia Felice. Willa była jedną z pierwszych, do których dotarły strudzone ręce archeologów. Obecnie rezydencja zachwyca żywymi barwami naściennych malowideł i zadbanym ogrodem, w którym, gdy wyostrzymy wyobraźnię, w dalszym ciągu można usłyszeć szum płynącej wody. 

Drogi wybrukowane były i są po dziś dzień wielkimi kamieniami. Te przeznaczone do ruchu kołowego można rozpoznać od razu po głębokich koleinach, których nie uświadczymy jednak przy traktach przeznaczonych dla pieszych – wjazd wozom uniemożliwiały odpowiedniej wielkości głazy ułożone po trzy lub cztery w rzędzie. Po antycznych ulicach stąpa się jak po wielkim, cichym labiryncie, który odkrywa przed nami niekiedy wzruszające oblicza miasta pochowanego przez wieki w popiele: starożytną piekarnię czy dom Fauna (pod który, tak na marginesie, prowadzi nas vico del labirinto, czyli ulica/zaułek labiryntu) nie sposób przeoczyć czy nie rozpoznać.

Faun w rzeczywistości jest statuetką z brązu, pilnującą suchej już fontanny w przestronnym atrium. Kolorowa posadzka pod jego stopami przypomina o barwnym, być może, życiu jakie prowadzić mogli jego mieszkańcy. Inne budowle nie są już tak oczywiste. Gołe mury, ruiny porośnięte trawą nie mówią nam o sobie nic. Możemy jedynie wyobrażać sobie, że zaglądamy do czyjegoś domu. Aż chciałoby się zapukać w niewidzialne drzwi, pytając: „Czy można? Chętnie poznamy waszą historię”. Mury milczą, zdradzając jedynie zdobiącą je tablicę z numerem rejonu, w którym się znajdują. 

Rejon Porta Marina i Forum

Nieopodal świątyni Fortuna Augusta leży pies. Bez obroży, ale widocznie nie bezpański – sprawia wrażenie jakby przynależał do miejsca bardziej niż wiekowe kamienie, odpoczywając na dywanie z miękkiej, zielonej trawy między pozostałościami po starożytnych zabudowaniach. Wpół przymkniętymi oczami przygląda się sennie mijającym go turystom, bez nadmiernego zainteresowania. Jest u siebie, a my jesteśmy przechodniami, gośćmi, jednymi z wielu. W budynku Eumachii i innych przy via dell’Abbondanza kwitną maki. Nie sposób nie zatrzymać się przy nich na moment, nie nadać symbolicznego znaczenia okolicznościom, które niekiedy opowiadają historię piękniej niż niejeden przewodnik.  

Parę kroków dalej uwagę przykuwa zatrzymany w bezruchu posąg Apolla z wyciągniętymi ramionami, jakby gonił za czymś nieuchwytnym, minionym. W rzeczywistości brakuje w jego delikatnych dłoniach łuku, z którego mierzył, w rozbiegu, przed siebie. Forum opowiada o potędze miasta. Tam łapie się oddech, dostrzegając kolejno miejsca kwitnącego niegdyś handlu czy religijnego kultu. Serce placu zdobi natomiast posąg centaura, autorstwa Igora Mitoraja. Rzeźba, ze względu na swój na mitologiczny i niezwykle tajemniczy charakter, stanowi niemalże część integralną wykopalisk, choć zdobi je zaledwie od kilku lat.

Obszar Forum i otaczających go świątyń i budowli to rejon VII, uznany za pierwsze skupisko miejskie. Najszybciej można dotrzeć do niego od wejścia Porta Marina, które łączy rejon siódmy z ósmym, gdzie w pobliżu świątyni Wenus stoi Dedal – inne dzieło Mitoraja. Dedal bacznie obserwuje teraźniejszość – nowe Pompeje przy viale ai Teatri, która płynnie przechodzi w via Plinio. I znów stoję tam zachwycona, nieopodal porta di Nocera, spoglądając na ciche, brukowane ulice i czuwającego Wezuwiusza. 

Obecnie nowe Pompeje to urocza via Roma, prowadząca do placu Bartolo Longo, przy którym wznosi się Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Podczas gdy za murami milczy historia, po ich drugiej stronie, przy straganach krzątają się sprzedawcy cytryn i pamiątek, tłoczą się kelnerzy; a zapachem świeżej kawy, słodkiej lemoniady i aromatycznych dań wodzą nas za nos i przyciągają przytulne bary i restauracje. Przestroga tuż przy gwarnej codzienności beztroskiego „carpe diem”, stare tuż u boku nowego. Życie toczy się dalej. 

foto: Magda Karolina Romanow-Filim

Włoska piłka – pełna pasji, pełna absurdów

0

Rozmowa z Piotrem Dumanowskim i Dominikiem Guziakiem, specjalistami włoskiego calcio i autorami publikacji „W krainie piłkarskich Bogów. O Polakach w Serie A” (Wydawnictwo otwarte, 2020)

Diana Dąbrowska: Wasza książka nie jest zbiorem wywiadów z piłkarzami, nie ma też wyraźnego podziału na kluby, zawodników niegdyś grających i tych obecnych teraz w lidze włoskiej. Jest to podróż bardzo różnorodna i nieprzewidywalna, złożona ze strzępków anegdot, rozmów, cytatów, obserwacji… To wszystko składa się na bardzo intrygujący portret jednej z barwniejszych lig piłkarskich na świecie. Czy od początku wiedzieliście, że postawicie właśnie na taką strukturę książki?

Piotr Dumanowski: Tak. Od początku wiedzieliśmy, że nie chcemy, żeby był to tylko zbiór wywiadów z piłkarzami. Przed rozpoczęciem pracy nad książką mieliśmy za sobą kilkadziesiąt wyjazdów do Włoch, prywatnych i służbowych. Znaliśmy już dobrze kraj, ludzi, specyfikę ligi włoskiej. Nie startowaliśmy od zera, dlatego mając w głowie kilkanaście anegdot i przygód, które przez lata nam się przydarzyły wiedzieliśmy, w jakim kierunku chcemy iść. Założyliśmy sobie, że chcemy poruszyć nie tylko tematy czysto sportowe. Włochy to kraj, w którym piłka dotyka wszystkich aspektów życia, dlatego nie chcieliśmy ograniczać się tylko do tego, co dzieje się na boisku, czy w szatni. Staraliśmy się, żeby była różnorodna w swojej formie i treści i wyróżniała się na tle innych sportowych książek.

DD: Od lat pracujecie we dwójkę jako specjaliści i komentatorzy Eleven Sports. Swoją miłość do Serie A prezentujecie także na kanale YT „Calcio Truck” wnikliwie omawiając poszczególne mecze danej kolejki. Panowie, czemu akurat włoska liga? Co was do niej przyciągnęło? Czy macie swoją ukochaną drużynę w serie A, której wiernie kibicujecie na co dzień?

Dominik Guziak: Po pierwsze – dorastaliśmy w czasach, gdy włoskie kluby wciąż były jednymi z najsilniejszych na świecie. Z wypiekami na twarzy oglądaliśmy, jak Milan i Inter wygrywały Ligę Mistrzów. W 2006 roku mogliśmy być świadkami jednego z największych sukcesów w historii włoskiej piłki, czyli zdobycia przez reprezentację mistrzostwa świata. Trudno było nie zakochać się w takich piłkarzach, jak Del Piero, Cannavaro, Totti, Buffon, Pirlo… Po drugie – już jako dziennikarze dostaliśmy możliwość komentowania tej ligi, najpierw w stacji Orange sport, a później w Eleven, więc nasza młodzieńcza pasja zamieniła się w coś, w czym mogliśmy się później spełniać zawodowo.

DD: Co stanowi – waszym zdaniem – o wyjątkowości Seria A na tle innych lig? Czy jej pozycja współcześnie wciąż należy do wysokich? Piłkarze wciąż marzą, aby grać we włoskich klubach?

PD: Historia. Historia wielkich drużyn, które w swoim czasie były najlepszymi na całym świecie, jak choćby Inter Helenio Herrery, Juventus Giovanniego Tapattoniego, Milan Arrigo Sacchiego, a także wielkich piłkarzy, którzy szczególnie w latach 80. i 90. grali właśnie w Italii. Obecnie Serie A nie jest już tak silna. Większość piłkarzy marzy o grze w Realu, Barcelonie, czy w Premier League, ale liga włoska wciąż cieszy się wielką popularnością na świecie i jest ligą, która wzbudza globalne zainteresowanie. Żadna liga nie ma tak wielu klubów, które są rozpoznawalne w każdym miejscu na ziemi, przez wzgląd na bogatą historię, mimo że kluby te nie są już tak możne i silne jak 10, 20, czy 30 lat temu.

DG: Generalnie wielu piłkarzy marzących o grze w czołowych klubach świata często świadomie wybiera Serie A za namową bardziej doświadczonych kolegów. Liga włoska jest bardzo zaawansowana taktycznie, włoscy trenerzy są uznawani za jednych z najlepszych na świecie, więc dla zawodnika jest to świetna szkoła piłki nożnej. Znów możemy przytoczyć słowa Wojtka Szczęsnego, który w książce przyznał, że przenosiny z Anglii do Włoch uratowały mu karierę. W Serie A rozwinął się jako bramkarz i zaczął zwracać uwagę na elementy, które wcześniej zaniedbywał.

DD: Jak piszecie w swojej książce: „Mecze nie trwają w Italii 90 minut, tylko cały tydzień”. Co to znaczy, że Włosi najlepiej rozumieją football?

DG: To, że Włosi najlepiej rozumieją futbol widać świetnie wtedy, gdy ogląda się razem z nimi mecz piłkarski. Kibice siedzący na trybunach np. w Polsce zwykle reagują zero-jedynkowo – złością po nieudanej akcji i radością po zdobytej bramce. We Włoszech nie trzeba patrzeć na boisko, by wiedzieć, co się dzieje. Gdy piłka zbliża się do bramki, cała trybuna zaczyna powoli wstawać. Ludzie od razu wykrzykują, do kogo trzeba podać piłkę, w jaki sposób ją zagrać. To nie jest przypadek. Włoskie kanały sportowe dostarczają telewidzom w trakcie studia pomeczowego dokładną analizę gry, której dokonują czołowi piłkarze i trenerzy. Przekazywanie piłkarskiej wiedzy nie jest uproszczone, tam nikt nie zastanawia się nad tym, że ktoś może nie zrozumieć, o czym w studiu mówi Arrigo Sacchi albo Andrea Pirlo. Efekt jest taki, że każdy włoski kibic jest jednocześnie samozwańczym trenerem i ma wyrobioną opinię na wiele piłkarskich tematów.

PD: Idealnie obrazuje to też piłkarska nomenklatura. W Polsce jest bardzo uboga w porównaniu do tej, z którą stykamy się we Włoszech. W Italii środkowego pomocnika, w zależności od jego charakterystyki i zadań, które ma na boisku można określić na kilka sposobów – regista, mediano, mezzala, trequartista. W Polsce zazwyczaj nie mamy odpowiedników tych pozycji, które we Włoszech zna każdy, nawet mniej zorientowany w temacie piłki nożnej, kibic.

DD: To bez wątpienia fantastyczny czas dla Polaków w Serie A. Co złożyło się na ten boom popularności i transfery? Czemu waszym zdaniem Polacy tak świetnie odnajdują się w Italii?

PD: To pytanie zadawaliśmy każdemu z naszych rozmówców i zawsze odpowiedź była taka sama – pracowitość. Jesteśmy narodem nauczonym ciężkiej pracy. Nasi piłkarze postrzegani są we Włoszech jako ci, którzy harują na treningach, sumiennie podchodzą do zadań taktycznych i co też bardzo istotne, nie przysparzają kłopotów poza boiskiem. Nie ma sensu ukrywać, że dużą rolę odgrywają też kwestie finansowe. Stosunek jakości do bardzo niskiej jak na tamte warunki ceny. Solidnego polskiego piłkarza można sprowadzić za 3-4 miliony euro. Włosi chętnie sięgają po naszych zawodników, bo tak naprawdę wiele nie ryzykują.

DD: Ważnym rozmówcą „W krainie piłkarskich bogów” jest Wojciech Szczęsny, niegdyś bramkarz Romy, dziś jeden z kluczowych zawodników Juventusu Turyn. W jego wypowiedziach jest dużo lekkości i poczucia humoru, a przede wszystkim zdrowy dystans do etykiety gwiazdy, którą przypisuje się jednak piłkarzom w Italii…

DG: Wojtek Szczęsny to człowiek, dla którego futbol jest bardzo ważny, ale nie sprawia, że ma piłkę zamiast głowy. Można z nim porozmawiać na niemal każdy temat. Gdy byliśmy u niego w Turynie, po nagraniu 3-godzinnego materiału do książki przesiedzieliśmy kolejne 3 godziny i rozmawialiśmy na tematy zupełnie niezwiązane z piłką. To niesamowicie błyskotliwa osoba, więc nie ukrywamy, że jego przemyślenia na temat piłki, nawet nam rozjaśniły wiele kwestii, nad którymi wcześniej się nie zastanawialiśmy. Ma całą masę celnych spostrzeżeń i gdyby w przyszłości chciał zostać ekspertem telewizyjnym, byłby pewnie jednym z najlepszych w tym fachu. Zresztą obecność Wojtka na łamach jakiejkolwiek książki albo w programie telewizyjnym sprawia, że zwykły występ zamienia się w show z dużą dozą inteligentnych żartów i docinek.

DD: Równie ciekawym rozmówcą wydaje się Bartosz Salamon. Kiedy oglądam z nim wywiady na YT nie mogę wyjść z podziwu jak pięknie mówi po włosku! Sami tifosi w komentarzach podkreślają, że Salamon mówi lepiej niż niejeden Włoch!

PD: Sami żartowaliśmy, że Bartek mówi po włosku lepiej od niejednego włoskiego piłkarza. Takim przykładem jest chociażby Francesco Totti, którego Włosi kilka razy przyłapali na niepoprawnym, niegramatycznym użyciu trybu congiuntivo. Salamon na pewno nie wpisuje się w stereotyp piłkarza. Jego pasją jest czytanie. Przeczytał pewnie kilkadziesiąt włoskich książek. Często używa w szatni słów, których nie znają jego włoscy koledzy i patrzą na niego jak na kosmitę. Mieszka we Włoszech od ponad 10 lat, dlatego najlepiej i najdojrzalej potrafił opowiedzieć nam o włoskim stylu bycia, o włoskich rytuałach, przyzwyczajeniach, przywarach. Pokazać też te ciemniejsze strony mieszkania w Italii, którą my, podobnie jak i wielu naszych widzów, znamy z perspektywy turysty, patrzymy na nią przez różowe okulary. Rozmowa z Bartkiem pozwoliła nam w sposób bardziej rzetelny opisać włoską codzienność.

DD: W trakcie tworzenia się książki doszło do jednego z bardziej spektakularnych transferów ostatnich lat – Krzysztof Piątek z Genui przechodzi do Milanu. Jak to w Italii sacrum miesza się z profanum, a o wyborze Polaka pisano na łamach Corriere della Sera w kategoriach papieskich. Pistolero był wszędzie, a cała Polska za dziennikarzem sportowym Tizianem Crudelim powtarzała co weekend „Pio pio pio”. Przygoda z Serie A nie trwała dla Piątka długo, ale była na swój sposób bezprecedensowa…

PD: Takiej historii, jak ta Krzyśka Piątka, nie pamiętają sami Włosi. Gdy byliśmy w redakcji La Gazzetta dello Sport tamtejsi dziennikarze nie byli sobie w stanie przypomnieć czegoś podobnego. Chłopak kompletnie znikąd, który walczy o tytuł Capocannoniere, strzela niemal w każdym meczu i na koniec sezonu wyprzedza w tej klasyfikacji Cristiano Ronaldo. Włoscy dziennikarze narzekali, że nie mieli już pomysłów na kolejne artykuły o Piątku, ale kibice chcieli o nim czytać, więc nie mieli wyjścia. Nigdy żaden Polak nie zdominował tak czołówek włoskich gazet. To było tylko „pięć minut” i nikt już we Włoszech za Krzyśkiem nie tęskni, ale tak intensywnych pięciu minut nie miał nikt.

DD: W swojej książce piszecie również o włoskich stadionach, które w wielu przypadkach nie należą do ozdób Serie A. Niegdyś neapolitańskie San Paolo zostało złośliwie porównane do… kibla. Jak z waszej perspektywy to wygląda? Czy macie swój ulubiony stadion w Italii? A który obiekt zaś może poszczycić się najlepszą widownią w trakcie rozgrywek?

DG: Nie ma co się czarować, poza kilkoma wyjątkami włoskie stadiony pod względem stanu technicznego nie odbiegają zbyt mocno od rzymskiego koloseum. Juventus, Udinese czy Frosinone w ostatnich latach zbudowały nowoczesne obiekty, ale na tym ta lista się kończy. W trakcie transmisji staramy się już obracać to w żart, bo co można powiedzieć, gdy rozegranie meczu stoi pod znakiem zapytania przez to, że deszcz naruszył konstrukcję obiektu, a na środku murawy jest wielkie jezioro? Ale jednego tym obiektom nie można odmówić – mają duszę. Gdy słyszymy, że za kilka lat legendarne San Siro zostanie zburzone, by zrobić miejsce nowej konstrukcji, jest nam trochę żal. Nigdzie doping prawie 80 tysięcy kibiców nie robi takiego wrażenia. Z drugiej strony mamy świadomość, że pod tym względem Serie A jest daleko za pozostałymi ligami i coś musi się zmienić. Inaczej te stadiony po prostu się zawalą.

DD: Delfiny w basenie, świnie w mieszkaniu, balangi do białego rana, życie jak w Madrycie… Jak brzmi najzabawniejsza anegdota jaką usłyszeliście o piłkarzach grających w Serie A, która doskonale oddaje specyficzny, niekiedy groteskowy, charakter tej ligi?

PD: Trudno wybrać tę najlepszą. Jest wiele historii, które znamy, ale nie wypada dzielić się nimi publicznie. Nie chcemy też robić spoilerów tym, którzy sięgną po naszą książkę. Możemy tylko zapewnić, że piłkarze potrafią się bawić, szczególnie we Włoszech. Szokujące było dla nas to, co opowiedział nam Bartosz Salamon. Jeszcze kilka lat temu we włoskiej prasie funkcjonowała rubryka, która opisywała nocne harce włoskich piłkarzy w mediolańskich klubach. Korespondent gazety czekał pod dyskoteką i relacjonował, kto się pojawił, o której wrócił do hotelu, w jakim stanie i w czyim towarzystwie. Włoscy kibice ponoć uwielbiali o tym czytać, a dla samych piłkarzy w szatni też była to świetna rozrywka. To idealnie obrazuje, jakim statusem cieszą się we Włoszech piłkarze.

DD: Jesteście dziś jednym z bardziej rozpoznawalnych i lubianych duetów komentatorskich w kraju. Jak doszło do współpracy między wami? Jak tworzy się wspólnie narrację podczas komentowania spotkań na żywo?

PD: Szczerze mówiąc było to dzieło przypadku, gdy nasz szef Patryk Mirosławski uznał, że chciałby mieć stałe duety komentatorów. Obaj komentowaliśmy mecze Serie A już w Orange Sport, więc naturalnie zostaliśmy połączeni. Następnie pojawił się pomysł na wspólny podcast o Serie A, a także na napisanie razem książki.

DG: Poza tym po wspólnym skomentowaniu kilkuset meczów łatwiej jest prowadzić meczową narrację. Intuicyjnie wiemy już, kiedy robimy pauzy, jak reagujemy na bramki, nie wchodzimy sobie w słowo. Można to porównać do tego, o czym mówił Wojtek Szczęsny w naszej książce. Łatwiej mu się gra, gdy na środku obrony Juventusu występuje para Bonucci – Chiellini, z którą współpracuje najczęściej. Wtedy wie, czego się po nich spodziewać, jak ich motywować, jak każdy z nich reaguje na określone sytuacje. To niesamowicie pomaga.

Pocztówki z Rzymu

0

Tablica Leopardiego

Rzym zawsze przyciągał artystów z całego świata. Dzisiaj, podobnie jak w czasach Imperium Rzymskiego, do miasta na siedmiu wzgórzach ściągają przedstawiciele wielu narodów i kultur.

Fontanny

Historia Rzymu nieodłącznie związana jest z wodą. Miasto leży nad rzeką Tyber oraz nad jego mniejszym dopływem – Aniene. Zbudowane przez Rzymian akwedukty i systemy kanalizacyjne doprowadzały wodę z rzeki do miasta i pozwalały odprowadzać nieczystości. Woda stała się symbolem zdrowia i cywilizacji. Imponujące rzymskie fontanny stanowią wodną oprawę miasta oraz symbolizują siłę polityczną i ekonomiczną Imperium.

Bazylika św. Piotra

Dla Rzymian ta budowla jest głównym punktem odniesienia na mapie i na horyzoncie miasta. Nie tylko katolicy uznają Bazylikę za jeden z najważniejszych zaytków architektury europejskiej.

Filety z dorsza

Danie kuchni żydowskiej, którego każdy powinien spróbować. Doskonała przystawka do podania przed pizzą lub innym daniem gorącym.

Pasquino

Jeden z sześciu rzymskich „mówiących posągów”. Zgodnie z XVI-wieczną tradycją przechodnie przypinają do niego anonimowe karteczki zawierające zabawne lub bezczelne komentarze na temat bieżących wydarzeń politycznych.

Pasolini

Jego filmy i książki składają się na wielowymiarowy wizerunek tego miasta. Dzięki twórczości Pasoliniego możemy poznać Rzym z czasów boomu ekonomicznego oraz dowiedzieć się, jak wyglądało życie rzymskiego proletariatu na przedmieściach miasta. Pasoloni był człowiekiem wielkich idei, z którym wiąże się wiele sprzeczności. Brak tego artysty o złożonej osobowości jest niezwykle odczuwalny, szczególnie w przestrzeni krytyki intelektualnej.

Maritozzo con Panna (Quaresimale)

Już w starożytnym Rzymie wypiekano słodkie bułeczki z dodatkiem miodu i rodzynek. Najprawdopodobniej potomkiem tych przysmaków jest maritozzo. W średniowieczu jadano je przede wszystkim w Wielkim Poście i były wtedy przygotowywane trochę inaczej. Niewielkich rozmiarów bułeczki w ciemnym kolorze z rodzynkami, orzechami i kandyzowanymi owocami, nazywane santi maritozzi lub Quaresimale – „wielkopostne”, to jedne z nielicznych słodkich przekąsek dozwolonych do spożywania w tym okresie.

Totti

Zyskał status jednego z doczesnych symboli Rzymu, których znaczenie nie ustępuje wadze Koloseum czy Bazyliki św. Piotra. Francesco Totti, którego popularności odzwierciedla włoską miłość do piłki nożnej, uważany jest za godnego przedstawiciela „lepszej młodzieży” swojego miasta. Bez względu na okoliczności, rozwój kariery osobistej i warunki finansowe piłkarz zdecydował się pozostać członkiem macierzystej drużyny.

Stare miasto

Wąskie uliczki Rzymu biegnące wzdłuż ciasno ulokowanych, pięknie starzejących się zabudowań przywodzą na myśl obrazy z książek Bellego i Trilussy. Panująca tu cisza i kolorowy, śródziemnomorski nieład tworzą jedyny w swoim rodzaju klimat tego miejsca. Nie ma lepszego relaksu niż spacer uliczkami rzymskiej starówki z przerwą na kawałek gorącej pizzy z prawdziwego pieca w wersji czerwonej (z pomidorami) lub białej, hojnie obłożonej szynką.

 

Alberto Sordi

Tematyka jego filmów to przede wszystkim Rzym i to, co oznacza bycie rzymianinem, ale również streszczenie kilkuset lat historii Włoch od czasów powojennych aż do końca wieku. Charakter tej niezapomnianej postaci, jaką był Albertone, można wyrazić jednym cytatem: „Nasza rzeczywistość jest tragiczna tylko w jednej czwartej – reszta jest całkiem zabawna. Oznacza to, że możemy się śmiać z większości rzeczy.”

tłumaczenie pl: Emilia Boleszczuk
foto: Enrico Carretta

WROCŁAW: Cinema Italia Oggi 2020

0
"Fajnie by było"

Sierpień we Włoszech: to wciąż możliwy plan, i to bez wyjeżdżania z Wrocławia.

W dniach 14-21 sierpnia zapraszamy do Kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu na Cinema Italia Oggi – przegląd najnowszych produkcji ze słonecznej Italii. W programie znalazło się 8 wyjątkowych filmów, które zdobyły uznanie krytyków na światowych festiwalach i cieszyły się wielką popularnością wśród włoskich widzów. Na ekranach zobaczymy m.in. wyróżnioną Nagrodą FIPRESCI na Berlinale 2019 „Dafne”, trzymający w napięciu thriller „Efekt domina” i szaloną komedię o niezwykłej super-agentce „Praca jak każda”.

„Koneser”

Oprócz świeżych premier, w repertuarze tegorocznego przeglądu Cinema Italia Oggi znajdą się także dwie perły z przeszłości. Pierwszą z nich będzie „Koneser” (2013) w reż. Giuseppe Tornatore – nagrodzony aż sześcioma „włoskimi Oscarami”, czyli nagrodami David di Donatello, ze znakomitą muzyką zmarłego w lipcu Ennio Morricone. Pokaz „Konesera” to hołd złożony w stronę mistrza muzyki filmowej, który współpracował m.in. z Sergio Leone, Pierem Paolo Pasolinim czy Quentinem Tarantino.

„La strada”

Drugą perłą będzie specjalny seans „La Strady” (1954) – jednego z najważniejszych dzieł w dorobku Federica Felliniego (m.in. Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego). Pokaz jest ukłonem w stronę reżysera, który w tym roku obchodziłby swoje setne urodziny. Organizatorem przeglądu jest Włoski Instytut Kultury w Warszawie

Program:

14 sierpnia (piątek)
18:00 | Dafne, reż. Federico Bondi, Włochy 2019
20:15 | Koneser, reż. reż. Giuseppe Tornatore, Włochy 2013

15 sierpnia (sobota)
19:00 | Bangla, reż. Phaim Bhuiyan, Włochy 2019
20:15 | Fajnie by było, reż. Ginevra Elkann, Włochy, Francja 2019

16 sierpnia (niedziela)
20:00 | Lucania, reż. Gigi Roccati, Włochy 2019

17 sierpnia (poniedziałek)
20:00 | Mistrz, reż. Leonardo D’Agostini, Włochy 2019

18 sierpnia (wtorek)
20:00 | Utrapienie i uciecha, reż. Simone Godano, Włochy 2019

19 sierpnia (środa)
20:00 | Efekt Domina, reż. Alessandro Rossetto, Włochy 2019

20 sierpnia (czwartek)
20:00 | Praca jak każda, reż. Riccardo Milani, Włochy 2019

21 sierpnia (piątek)
20:00 | La Strada, reż. Federico Fellini, Włochy 2019

Szczegóły i bilety: www.kinonh.pl/cykl.s?id=771

Wydarzenie na Facebooku: www.facebook.com/events/2764210420467097/

Filmowa Toskania cz. 2: autoterapia, krajobrazy i Pinokio

0

Odcinek 7. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

W tym odcinku Diana Dąbrowska kontynuuje oprowadzanie po filmowej Toskanii. Wyjaśnia, dlaczego właśnie do tego regionu udają się bohaterowie filmowi w poszukiwaniu własnego „ja”. Przywołuje zarówno kultowe produkcje, takie jak „Pod słońcem Toskanii”, „Fanfaron” Dina Risi czy „Osiem i pół” Felliniego, jak i te mniej popularne, lecz niemniej warte uwagi: „La ragazza del Palio” Luigiego Zampy, „Zapiski z Toskani” Abbasa Kirostamiego oraz „Światło na Piazza” Guy’a Green’a.

Omówiony zostaje zaskakujący lecz prawdziwy syndrom Stendhala, który obrazuje włoski film o tym samym tytule z 1996 r. Diana wspomina także o polskich produkcjach nakręconych właśnie w słonecznej Toskanii: „Italiani” i „Słodki koniec dnia”.

Odcinek 6. Filmowa Toskania, komedia i „Włoskie wakacje” reż James D’Arcy

Odcinek 8. Ferragosto w kinie włoskim