Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 68

Latem korzystajmy w pełni z witaminy D!

0

Odpowiem na pytanie czytelniczki, która poprosiła mnie o wyjaśnienie na temat tego jak należy uzupełniać witaminę D. Cały czas o niej słyszę. Czy to naprawdę jest tak ważne dla naszego organizmu? Jak można zaradzić ewentualnemu niedoborowi?

Powiedzmy szczerze, że witamina D jest nie tylko ważna dla naszego organizmu, a badanie parametrów krwi często jest zaniedbywane dlatego to dobrze, że tak dużo się o niej mówi.

Witamina D jest ważna dla metabolizmu wapnia i regulacji systemu odpornościowego oraz pozwala powstrzymywać i hamować rozwój licznych chorób począwszy od infekcji po te zwyrodnieniowe i autoimmunologiczne. Pomimo roli jaką pełni w organizmie okazuje się, że wiele osób cierpi na niedobór witaminy D. Szacuje się, że u co najmniej 80% populacji Włoch parametry sięgają poniżej normy (dane dostarczone przez Włoskie Towarzystwo Osteoporozy, Metabolizmu Mineralnego i Chorób układu kostnego).

Niski poziom we krwi powoduje mniej lub bardziej poważne konsekwencje między innymi: wady wrodzone (wywołane przez niedobór u matki), krzywicę, nadwagę, osteoporozę, choroby autoimmunologiczne (fibromialgię, Parkinsona, Alzheimera, stwardnienie rozsiane, chorobę Crohna, reumatoidalne zapalenie stawów), zespół chronicznego zmęczenia oraz większe ryzyko chorób zakaźnych. To są tylko niektóre z nich.

Niedobór witaminy D występuje tak często, że uważa się ją za cichą epidemię. Jako główną przyczynę wymienia się zmniejszoną ekspozycję na słońce co z kolei jest spowodowane współczesnym stylem życia, w którym coraz częściej przebywa się w pomieszczeniach oraz przez zanieczyszczenia wywołane przez gazy cieplarniane, które zmniejszają pochłanianie promieni słonecznych przez skórę.

Głównym źródłem tej cennej witaminy jest tak naprawdę ekspozycja słoneczna, poprzez którą zostaje uruchomiony proces syntezy endogennej (czyli wewnętrznej, zachodzącej w samym organizmie). Aby zapewnić wystarczającą wytwarzanie witaminy D powinniśmy przebywać na słońcu każdego dnia przez co najmniej 15-20 minut bez użycia kremów przeciwsłonecznych. W tym krótkim czasie zostaje wytworzona ilość równa 10.000-20.000 jednostkom międzynarodowym. Przebywanie na słońcu przez wiele godzin nie ma większego sensu ponieważ organizm nie jest w stanie wytworzyć więcej witaminy, krótko mówiąc następuje nadmiar witaminy D. Dlatego lepiej jest krócej przebywać na słońcu, ale częściej.

Natomiast ci którzy wiele czynności wykonują na zewnątrz mogą cierpieć na niedobór. Jak temu zaradzić? Niektóre produkty spożywcze są bogate w witaminę D jak na przykład ryby tłuste (tuńczyk, makrela), wątróbka, sery tłuste (masło), żółtko. Wszystkie produkty, których spożycie zaleca się ograniczyć do minimum. Jeśli ktoś chce zwiększyć ilość tej witaminy w diecie lepiej zacząć jeść produkty pochodzenia roślinnego przede wszystkim grzyby (grzyby shitake i borowiki).

Odżywianie okazuje się więc niewystarczające aby osiągnąć odpowiedni poziom witaminy D w krwi, dlatego też często zaleca się zażywanie suplementów. Ponieważ jeśli jest prawdą, że matka natura się nie myli to tak samo jest prawdą, że w dzisiejszych czasach nasz tryb życia jest zupełnie inny od tego co natura stworzyła dla nas.

Jak wyjaśnia doktor Paolo Giordo autor książki ”Witamina D królowa układu odpornościowego” (Terra Nuova Edizioni) właściwe zapewniłoby ochronę przed wieloma chorobami także przed tymi poważnymi. Ponadto należy zauważyć, że w przypadku chorób w pełni rozwiniętych/ w zaawansowanym stadium witamina D w wysokich dawkach ma terapeutyczne i znaczące rezultaty.

Zalecane dzienne spożycie tzw. rda zostało ustalone na podstawie określonych parametrów, które zatwierdzone w 1997 roku, aby zapewnić ochronę przed krzywicą i innymi chorobami układu kostnego i przewiduje 400-600 dziennych jednostek (jednostki międzynarodowe). Naukowcy z uniwersytetu z Kalifornii w San Diego i Creighton University w Nebrasce podważyli słuszność tych parametrów, twierdząc że zalecane dzienne spożycie jest obniżone o co najmniej dziesięć jednostek wielkości. Również bardzo konserwatywna i ostrożna w swoich opiniach instytucja jak Amerykański Instytut Medyczny mówi o 10.000 dziennych jednostkach jako bezpieczny dzienny limit zażycia witaminy D dawka, która stanowi średnią ilość jaką nasze ciało wytwarza podczas 20-minutowego przebywania na słońcu.

Aby uniknąć jakichkolwiek efektów ubocznych przyjmowanie większych dawek musi być kontrolowane przez lekarza specjalistę, które zazwyczaj są podawane tylko w przypadku chorób autoimmunologicznych związanych z tą witaminą. Najbardziej znany raport w tej dziedzinie został sporządzony przez brazylijskiego neurologa Cicero Galli Coimbrę obecnie rozpowszechniany i stosowany przez wielu dobrze wykształconych lekarzy na całym świecie.

Wiele osób szczególnie tych cierpiących na choroby autoimmunologiczne mają genetyczną odporność na witaminę D. W tych przypadkach należy ją osłabić zwiększając dawki. Raport dotyczący terapii sporządzony i stosowany przez doktora Coimbrę zakłada na podawaniu zwiększonych dawek witaminy D aby przywrócić balans w układzie odpornościowym i zahamować rozwój chorób autoimmunologicznych jak stwardnienie rozsiane, reumatoidalne zapalenie stawów, zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa, zespół Sjögrena, toczeń rumieniowaty układowy, wrzodziejące zapalenie jelita grubego, choroba Crohna, łuszczyca, bielactwo nabyte i wiele innych, które odpowiadają za system obronny tzn. autoagresję ze strony komórek własnego układu odpornościowego względem innych komórek uznanych za obce.

Pytania i ciekawostki związane z odżywianiem? Piszcie na info@tizianacremesini.it, a ja spróbuję odpowiedzieć za pośrednictwem tej rubryki!

www.tizianacremesini.it

tłumaczenie pl: Anna Zielińska

Pociąg zwany Chopinem

0

Paolo Gesumunno i Gennaro Canfora są weteranami relacji polsko-włoskich, z ponad 35-letnim okresem pracy i sentymentów związanych z życiem na ziemi Chopina. I to właśnie pociąg ochrzczony nazwiskiem wielkiego romantycznego kompozytora przywiózł ich, wówczas studentów polonistyki, w zimnym i śnieżnym lutym 1981 do Warszawy. Podróż, która miała odmienić ich życie, w momencie, gdy zmieniało się życie milionów Polaków. 

P.G./G.C.: Gdy wreszcie wysiedliśmy na przystanku Warszawa Gdańska, na nieodśnieżonej, ale rozświetlonej słońcem stacji, zdawała się, że jesteśmy na planie „Doktora Żywago”. Kontrole były raczej łagodne wobec zagranicznych, w odróżnieniu od tej w Republice Czeskiej. Aby dojechać do Warszawy złapaliśmy pociąg z Wiednia. Austriacka stolica w latach  80-tych poprzedniego wieku była już zagłębiona w środkowoeuropejskiej atmosferze, słyszało się różne języki, policja była uzbrojona po zęby, a ludzie usiłowali przesyłać sobie listy i przedmioty na drugą stronę żelaznej kurtyny. Za każdym razem, gdy przyjeżdżaliśmy do Polski, woleliśmy przyjechać nad ranem do Wiednia, w ten sposób mieliśmy cały dzień na złożenie wniosku o wizę tranzytową do Czechosłowacji w miejscowym konsulacie. Wieczorem przesiadaliśmy się do gorszych wagonów, a gdy wjechały już na teren Czechosłowacji, pociąg zatrzymywał się na kilka godzin i odcinano elektryczność, a my zostawaliśmy w ciemności i na mrozie. Straż graniczna chodziła z latarką i sprawdzała dokładnie wszystkie wagony. Później wreszcie wysiadali Czechosłowacy i pociąg jechał do Polski.

Wasz przyjazd pokrył się z początkiem krytycznego okresu w historii tego kraju.

P.G.: Moje ukierunkowanie polityczne ukazywało mi komunizm jako ideał, a flaga rosyjska była tą z rewolucyjnych marzeń. Jednak z czasem, mieszkając tutaj zrozumiałem, że Polska była pod przytłaczającą dyktaturą, całkowicie poddana ZSRR. Prawdopodobnie pierwszym aktem, którym socjalistyczny rząd w Warszawie oddalił się od Moskwy był przypadek Czarnobylu, w kwietniu 1986. Rząd polski natychmiast opowiedział prawdę o tym wypadku, uwalniając się spod propagandy Moskwy, która próbowała ją zataić. Został powołany komitet zdrowia publicznego pod kierownictwem technika, a nie polityka, który postanowił, ze miliony Polaków wypiją jod, by uniknąć absorpcji promieniotwórczych cząsteczek obecnych w atmosferze. Wypił go też mój pięciomiesięczny syn. Dwa lata wcześniej zamordowano Popiełuszkę…

G.C.: Warszawa, do której przyjechaliśmy była miastem, gdzie strajki były coraz częstsze, również te w środkach transportu publicznego, do tego stopnia, że nauczyliśmy sie szybko chodzić na piechotę z akademika, znajdującego się na ulicy Zamenhofa, aż do uniwersytetu. Pamiętam pierwszy film, który obejrzałem w Kinie Kultura – „Robotnicy 80′”, film o proteście, o którym dowiedziałem się pocztą pantoflową. Po tej pierwszej wymianie studenckiej obaj wróciliśmy do Włoch, gdzie otrzymaliśmy kolejne stypendium. Tymczasem na kraj spadł stan wojenny i musieliśmy przełożyć nasz powrót na lato 1982 roku.

P.G.: Kiedy wróciliśmy w sierpniu 1982, atmosfera była surrealistyczna, ponieważ stan wojny był częściowo zawieszony, a kurs, w którym wcześniej uczestniczyłem był ekumeniczny, otwarty dla studentów pochodzących ze wszystkich krajów, a zwłaszcza wschodnich. Jednak było również kilku studentów z krajów niekomunistycznych, z czego wielu z nich było Włochami, przede wszystkim z Rzymu i Florencji, gdzie znajdowała się silna grupa polonistyki. Widziało się wiele krążących patroli militarnych, wyczuwało się ferment i studencki klimat opozycyjny, manifestacje, ale nigdy nie widziałem momentów napięcia i starć. Właściwie nie było atmosfery polowania na czarownice, wierzę, że sytuacja na Czechosłowacji i w Berlinie Wschodnim była gorsza, zwłaszcza jeśli chodzi o donosy polityczne sąsiadów.

G.C.: Kiedy za drugim razem wróciłem do Polski, za radą ówczesnego lektora języka polskiego na Wschodnim Instytucie Uniwersyteckim w Neapolu, pojechałem do Krakowa. Życie codzienne przebiegało spokojnie, ale w sklepach nic nie było, z jakąkolwiek potrzebą, która wykraczała poza zwykłe przetrwanie, musiałem chodzić do Pewexu, gdzie kupowało się wyłącznie za obcą walutę, a wszystko było dostępne w cenach dla Polaków zaporowych. Dwa lata później, po ślubie i narodzinach córki, pamiętam, że wieczory spędzałem na praniu pieluch tetrowych, ponieważ nie było „pampersów”. W Krakowie atmosfera studenckiego sprzeciwu systemowi była bardzo ożywiona; pamiętam manifestacje 3 maja, obchody uchwalenia pierwszej Konstytucji w nowoczesnej Europie z 1791 roku, którego władza oficjalnie nie pozwalała świętować, a później artystów krytycznych wobec reżimu występujących w sławnym kabarecie Piwnica Pod Baranami. Razem z nimi w listopadzie 1983 pojechałem z Krakowa do Arezzo, ponieważ zostali zaproszeni do uczestnictwa w festiwalu kabaretowym i miałem możliwość być ich tłumaczem.

Tymczasem życiowe wybory spowodowały, że zostaliście w Polsce.  

P.G.: Tak, i jestem bardzo szczęśliwy i dumny z tej mojej polskiej części. To jest moja ziemia, tutaj mieszka moja rodzina, moje dzieci. Broniłbym tego kraju w obliczu jakiegokolwiek zagrożenia wolności i autonomii. W 1989 roku, kiedy upadł komunizm, pracowałem od kilku lat na Uniwersytecie i rozpocząłem moją karierę tłumacza. Wspaniałe doświadczenie! Miałem możliwość poznać i współpracować z najbardziej prestiżowymi instytucjami tego państwa. Ale w 1989 roku oczekiwany upadek muru pociągnął ogromne komplikacje gospodarcze i przez chwilę myślałem o powrocie do Włoch i nauczaniu polonistyki. Ale w 1990 roku zostałem zatrudniony we Włoskim Instytucie Kultury i dzisiaj świętuję 27-lecie mojej pracy nad rozwojem stosunków naszych dwóch państw.

G.C.: Ja, po kilku latach nauczania w Krakowie, gdzie poznałem moją żonę, w 1987 roku postanowiłem skorzystać z oferty pracy w Instytucie Kultury w Warszawie. W tamtym czasie Włochy, zarówno na poziomie kulturalnym, z organizacją wydarzeń w Polsce, jak i poziomie politycznym okazały się być bardzo zbliżone do Polski. 2 czerwca 1989 roku w Ambasadzie Włoskiej z okazji święta Rzeczypospolitej byli obecni Cossiga, Andreotti, Jaruzelski i Wałęsa. Włochy były pierwszym państwem, które uznało zmianę polityczną Polski i które po krótkim czasie było świadkiem wejścia Solidarności do rządu. Także ja czuję się Polakiem, a ten kraj, zarówno w ciężkich chwilach, jak i obecnie, zawsze wspaniale mnie przyjmował, zresztą tutaj urodziły się i wychowały moje dzieci. Jako neapolitańczyk mogę jedynie dodać, że z Włoch brakuje mi tylko słońca.

G.C./P.G.: Wśród wielu doświadczeń pełnych przygód przeżytych w tamtych czasach wspominamy tournee z największymi orkiestrami symfonicznymi i operami polskimi. Jako kompozytorzy i tłumacze, zjeździliśmy praktycznie wszystkie włoskie miasta razem z mitycznym mistrzem Silvano Frontalinim; przekroczyliśmy wszystkie granice i przeżyliśmy wszystkie te momenty z wybitnymi polskimi artystami zmuszonymi do zarabiania na chleb kręcąc się po starych autobusach Ikarus. Prowadziliśmy kursy włoskiego w radio i telewizji, Rino zagrał w „Komedii małżeńskiej”, kultowej komedii tamtych czasów… Krótko mówiąc, wszystko i jeszcze więcej!

Jak powstały włoskie instytuty kultury w Polsce?

P.G./G.C.: W 1965 roku została otwarta na ulicy Nowowiejskiej czytelnia z książkami po włosku, która w 1974 roku została przekształcona we Włoski Instytut Kultury. Siedzibą była wiekowa kamienica na ulicy Foksal, naprawdę piękne miejsce, w którym mieliśmy też salę kinową z dwoma prawdziwymi projektorami na filmy o szerokości 35mm. Jednak wynajmowaliśmy to pomieszczenie, a jego konserwacja była niedostateczna. Rząd włoski próbował zakupić ten budynek, jednak gdy upadł komunizm, okazało się niemożliwym zidentyfikowanie prawdziwego właściciela, aż do 2001 roku, gdy ambasador Biolato zmusił Włochy do zakupienia aktualnej siedziby na ulicy Marszałkowskiej. Tymczasem powstał też Włoski Instytut Kultury w Krakowie.

tłumaczenie pl: Aleksandra Olech
foto: Agata Pachucy

Nowoczesne technologie w służbie bezpieczeństwa najmłodszych

0

Włochy pionierem najnowszych rozwiązań dedykowanych dziecku

Pod koniec 2019 roku Włochy jako pierwszy europejski kraj przyjęły regulowane ustawą zapisy dotyczące bezpieczeństwa dziecka w samochodzie, wykraczające poza konieczność posiadania fotelika samochodowego. Od momentu wejścia przepisu w życie, każdy rodzic lub opiekun przewożący autem dziecko do lat 4 ma obowiązek wyposażyć się w specjalny elektroniczny czujnik, nadający sygnał świetlny i dźwiękowy, zawiadamiający o obecności dziecka w samochodzie i alarm włączający się w przypadku jego pozostawienia. Skąd taki zapis? Kogo dotyczy? Z jakimi wiąże się konsekwencjami?

Co roku media na całym świecie alarmują o tragicznych w skutkach przypadkach pozostawienia dziecka w samochodzie. Niebezpieczeństwo jest realne i poważne. Temperatura wewnątrz zamkniętego pojazdu, rośnie bardzo szybko. W kilkanaście minut auto staje się śmiertelną pułapką dla pozostawionego w nim dziecka.

Zgodnie z nowym rozporządzeniem foteliki muszą być wyposażone w specjalny system świetlny i dźwiękowy zawiadamiający kierowcę o obecności dziecka w samochodzie i alarm włączający się w przypadku jego pozostawienia. Dodatkowo niektóre systemy alarmowe uruchamiają wysyłanie wiadomości do kierowcy o dziecku pozostającym w zamkniętym aucie. Kierowcy, którzy nie dostosują się do tych przepisów ryzykują mandat w wysokości od 81 do 326 euro oraz pięć punktów karnych.

Chicco BeBèCare

Inżynierowie pracujący dla włoskiej marki Chicco, która od lat wyznacza nowe trendy w dziedzinie produktów dla dzieci, od razu wypełnili lukę na rynku tworząc system Chicco BebèCare, łączący w sobie uniwersalność stosowania, intuicyjną obsługę oraz zaawansowane technologie.

Uniwersalny: Chicco BebèCare to niewielkie urządzenie na klips, kompatybilne z każdym fotelikiem. Działa z bezpłatną aplikacją.

Intuicyjny: obsługa Chicco BebèCare sprowadza się do włączenia urządzenia, gdy przypinamy dziecko w foteliku i wyłączenia go, gdy dziecko z fotelika wyjmujemy.

Zawansowany: wszystkie trzy poziomy alertów uruchamiane są automatycznie, dzięki specjalnej aplikację łączącej Chicco BebèCare ze smartfonem rodzica lub opiekuna. W przypadku najbardziej roztargnionych rodziców/opiekunów aplikacja wysyła smsem geolokalizację samochodu do wskazanych podczas instalacji aplikacji najbliższych osób z rodziny.

Tego typu systemy na razie są obowiązkowe tylko we Włoszech, ale również w Polsce świadomość zagrożenia znacząco wzrasta w ostatnich latach, a udział medialnych osób w kampaniach społecznych pomaga zwrócić uwagę rodziców i opiekunów na ten problem. Tego lata szereg znanych osób i celebrytów zaangażowało się w popularyzowanie używania systemów zapobiegających pozostawieniu dziecka w samochodzie.

 

Strona www: www.chicco.pl
Link do produktu:
www.chicco.pl/produkty/8058664124817.chicco-bebecare-easy-tech.foteliki-samochodowe.akcesoria-w-podrozy.html 

Paolo Sorrentino: „Il Divo” e „L’uomo in più”

0

Odcinek 5. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

W tym odcinku Diana Dąbrowska opowiada o miłości Paola Sorrentino do Neapolu i piłki nożnej a w szczególności filmach „Boski” („Il Divo”) oraz „Jednego więcej” („L’uomo in più”). Wspomina jego krótkometrażowym „Homemade” oraz książce pt. „Fellini” Marii Kornatowskiej.

Odcinek 4: „Cinema Paradiso” Giuseppe Tornatore i muzyka Ennio Morricone

Odcinek 6: Filmowa Toskania, komedia i „Włoskie wakacje” reż. James D’Arcy

Marche: Włochy w jednym regionie

0

W powszechnym wyobrażeniu region Marche kojarzy się z ciągnącymi się po horyzont polami uprawnymi i wzgórzami usłanymi miastami sztuki i zabytkowymi wioskami. Harmonijne połączenie historii, sztuki i natury, które współgra z pięknem wybrzeża i siłą gór, tworząc niezwykłą jedność, fascynującą turystów, którzy mogą wybierać między różnymi trasami zwiedzania. Region, który wyróżnia się także jako ziemia będąca inspiracją dla poetów, artystów i muzyków, takich jak Giacomo Leopardi, Raffaello da Urbino, którego pamięć uczczona będzie na całym świecie w 2020 r., Gentile da Fabriano, Bramante, Federico Barocci, Gioachino Rossini, Giovan Battista Pergolesi, Gaspare Spontini, ojciec Matteo Ricci, którzy właśnie tutaj przyszli na świat.

Region Marche to także muzea pełne arcydzieł Rafaela, Piero della Francesca i Lorenzo Lotto, PP Rubensa i Tycjana, aby nie wspomnieć o istniejących po dziś dzień rzymskich ulicach i amfiteatrach, opactwach, klasztorach, kościołach, zamkach, historycznych księgarniach i pracowniach garncarskich. Region ten ponadto bogaty jest w wydarzenia kulturalne, takie jak Rossini Opera Festival w Pesaro, Sferisterio Opera Festival i Pergolesi Spontini Festival w Jesi. A na dodatek, Marche jest regionem, w którym za sprawą jakości życia na odpowiednim poziomie i jakości środowiska naturalnego, ludzie żyją dłużej.

MORZE

180 km linii brzegowej, 26 perfekcyjnie wyposażonych kurortów, ulokowanych nad wybrzeżem Morza Adriatyckiego, a także 16 Bandiere Blu (niebieskich flag), uzyskanych za jakość wody i wybrzeża, za usługi i warunki środowiskowe. Przyjezdni mogą wybierać spośród plaż o drobnym piasku, żwirze lub plaż kamienistych, ze skałami lub palmami. Pomiędzy Gabicce Mare i Pesaro na długości około 20 kilometrów biegnie zachwycająca trasa panoramiczna, wśród malowniczych wiosek rybackich, będących częścią Parku Regionalnego Monte San Bartolo; a wszystko to z widokiem na błękit Adriatyku. Na południe od Ankony rozpoczyna się Park Regionalny Monte Conero, który odbijając się w morzu, oferuje spektakl rzadkiego piękna. Na wybrzeżach Marche można uprawiać wiele sportów, takich jak windsurfing, narty wodne, żeglarstwo, nurkowanie, kitesurfing czy siatkówka plażowa. Atmosferę wieczorów podgrzewają takie wydarzenia jak słynne Summer Jamboree w miejscowości Senigallia – impreza poświęcona muzyce lat 40. i 50.  Festiwale i festyny rybne, takie jak znany Festiwal del Brodetto w Fano i Porto Recanati, organizowane są w wielu miasteczkach w całym regionie i odbywają się głównie od czerwca do września.

GENIUS LOCI

W Urbino, miejscu narodzin Raffaella Sanzio, jednej ze stolic renesansu, na uwagę zasługuje Pałac Książęcy, jeden z najpiękniejszych w Europie, wzniesiony na polecenie księcia Federico da Montefeltro. Loreto jest siedzibą jednego z najsłynniejszych sanktuariów maryjnych w Europie, a jednocześnie jest bogate w dzieła sztuki. Ascoli Piceno to jedno z najpiękniejszych średniowiecznych miast we Włoszech, z wieżami i kamienicami wzniesionymi z trawertynu. Z kolei Fabriano to miasto geniuszu i sztuki, znane z produkcji papieru, okrzyknięte mianem miasta kreatywnego UNESCO. Natomiast w 2017 roku Pesaro wpisane zostało na listę UNESCO jako Miasto Muzyki. W Jesi urodził się Federico II Hohenstaufen – wielki średniowieczny cesarz (1194-1250), któremu poświęcono multimedialne muzeum Federico II Stupor Mundi. Głębokie historyczne powiązanie między kulturą, a cywilizacją tworzenia, sztuką i geniuszem, kreatywnością i rzemiosłem sprawiło, że „Made in Marche” jest znakiem rozpoznawalnym na całym świecie. 

ENOGASTRONOMIA

Marche to synteza włoskich przysmaków ulokowanych w jednym regionie. Z racji ukształtowania terenu, z jednej strony z dominującymi nad nim górami, a z drugiej wychylającemu się ku morzu, w regionie Marche można natrafić na różne tradycje kulinarne. Kuchnia lokalna charakteryzuje się prostymi i oryginalnymi składnikami; potrawami o mocnych i zdecydowanych smakach zarówno na bazie mięsa jak i skorupiaków, ryb czy owoców morza. Najsłynniejsze dania na bazie ryb to brodetto, żabnica w potacchio, to znaczy w oleju, czosnku i rozmarynie; mątwy z groszkiem; sztokfisz all’Anconitana; bakłażany z anchois; marynowane anchois; omlet z anchois; makrela w sosie pomidorowym. Ponadto Marche znane jest z doskonałej produkcji wszystkich głównych gatunków trufli, podczas gdy zbieranie grzybów jest bardzo powszechne na terenach górskich. Historia wędlin jest ściśle związana z początkami populacji, która wykorzystywała do spożycia prawie wszystkie części świni, tak aby niczego nie zmarnować, co dało początek produkcji dwóch najbardziej typowych lokalnych wędlin: salami Fabriano i ciauscolo, szeroko rozpowszechnego zwłaszcza w rejonie Maceraty.

Dzięki 7200 hektarom gajów oliwnych Marche jest regionem szczególnie sprzyjającym produkcji oliwy o doskonałych właściwościach organoleptycznych, co jest nierozerwalnie związane z samym owocem: bardzo cenione są miękkie oliwki z rejonu Ascoli, uważane za najlepsze oliwki stołowe, znane w wersji w słonej zalewie, faszerowane i smażone „all’ascolana”. Obfite pastwiska sprzyjają produkcji wielu pysznych serów krowich, owczych, kozich i z mieszanego mleka. Wzgórza Marche są idealnym terenem do uprawy winorośli i produkcji słodkich i pachnących winogron, idealnych do uzyskania doskonałej jakości win. Autentyczny charakter kuchni tego regionu wyraża się również w deserach niemal wszystkich pochodzenia chłopskiego: castagnole, ciasteczka o smaku wina, marocchini, sciughetti lub polenta z moszczu, Bostrengo, figowe salami, Frustingo, Ciambellone, biszkopt, Cicerchiata, ravioli z kasztanami , funghetti z Offidy (ciasteczka przypominające wyglądem małe grzyby), Calcioni lub Piconi, Frappe, chrupiące z migdałami lub orzechami włoskimi, cavallucci z Cingoli, la Cicerchiata. Desery wykonane są z niewielkim dodatkiem cukru, ponieważ kiedyś był to cenny towar do oszczędnego użycia, a miód miał za zadanie dodać nieco słodyczy składnikom. 

ZAKUPY I RZEMIOSŁO

Marche to idealne miejsce na zakup wysokiej jakości ubrań, takich jak eleganckie włoskie buty, markowe ubrania i wiele innych produktów wyprodukowanych we Włoszech, które jednak kupić można przystępnych cenach. Oprócz znanych marek, na uwagę zasługują także rzemieślnicze wyroby o wiekowej tradycji. Obejmują one obróbkę skóry, produkcję papieru Fabriano, terakoty, majoliki, obróbkę kutego żelaza i miedzi oraz rustykalne dywany wełniane. W miejscowości Offida sztuka szycia koronki została przekazywana od pokoleń, a dziś sztuce tej dedykowane jest muzeum. Znane na całym świecie są również tutejsze sposoby renowacji wiekowych mebli. Innym ważnym akcentem są instrumenty muzyczne: słynne akordeony powstają w Castelfidardo. W Maceratese obróbka trzciny, wikliny i bambusa jest szeroko rozpowszechniona. Fermano produkuje kapelusze, których najbardziej artystyczne modele są przechowywane w Museo del Cappello w Montappone. Ponadto produkcja drewnianych fajek i obróbka kamienia, od trawertynu w Ascoli Piceno po sztukę kamieniarską w S. Ippolito, aż po konserwację i restaurację zabytkowych książek, szczególnie w mieście Urbino, gdzie mieści się szkoła znana na poziomie krajowym.

GÓRY, PARKI I AKTYWNA PRZYRODA

Zwiedzanie regionu Marche jest nie tylko okazją do spędzenia relaksujących wakacji w ciszy zielonych wzgórz, ale także, za sprawą bliskości wielu dzieł sztuki, miejsc o znaczeniu historycznym, a także tych opisanych w pamiętnikach literackich, stanowi dla turysty pewnego rodzaju możliwość wzbogacenia wewnętrznego, jak również pod względem kulturowym. Doskonałym sposobem wykorzystania tej specyfiki regionu Marche jest turystyka Plein Air, czyli podróżowanie camperami lub przyczepami kempingowymi oraz poruszanie się bez „ograniczeń” i „kreatywne”, łącząc potrzeby wypoczynku ze zdobywaniem wiedzy o krajobrazie, przyrodzie i dziedzictwie kulturowym i artystycznym odwiedzanych miejsc.

30% powierzchni regionu pokryte jest górami, które oprócz oferowania odwiedzającym możliwości obcowania z niezwykłym pięknem natury na terenach dziewiczych, stanowią skarbnicę świadectw pozostawionych przez mnichów i pustelników oraz starożytne osady piceńskie, rzymskie, longobardzkie czy bizantyjskie. Na terenie regionu istnieją dwa parki narodowe (Monti Sibillini i Gran Sasso i Monti della Laga), cztery parki regionalne (Monte Conero, Sasso Simone i Simoncello, Monte San Bartolo i Gola della Rossa i Frasassi) i sześć rezerwatów przyrody (Montagna di Torricchio, Ripa Bianca, Sentina, Gola del Furlo i Monte San Vicino i Monte Canfaito). Ukształtowanie terytorium pozwala na udział w ciągu jednego dnia w kilku różnych aktywnościach: wyprawach nurkowych, zachwycających wycieczkach konnych czy rowerowych, lub udział w turnieju siatkówki plażowej, aby następnie dla odmiany spróbować swoich sił w bezpłatnej wspinaczce na białe klify z widokiem na morze.

Zimą ośnieżone szczyty grzbietu Apeninów oferują trasy do narciarstwa biegowego, rekreacyjnego i alpinizmu. Latem miłośnicy górskich wycieczek mogą korzystać z gęstej sieci szlaków do pieszych wypraw, konnych czy do przemierzenia rowerem górskim. Dla tych, którzy szukają atrakcji o wysokim poziomie adrenaliny, dostępne są zjazdy ślizgowe, lotniarstwo i paralotniarstwo. Jeśli mowa natomiast o sportach wodnych, wody Metauro są idealne dla miłośników kajakarstwa.

Jednym z najprzyjemniejszych sposobów na zwiedzenie regionu są wycieczki rowerowe, ponieważ oferują one możliwość docenienia piękna naturalnego, historycznego i artystycznego regionu, jak również okazję do skosztowania typowych potraw i win. Marche jest również idealnym miejscem dla miłośników golfa, którzy odnajdą tam zadbane, pokryte zielenią pola z niewielkimi stawami – idealne do uprawiania tego sportu. W całym regionie znajdują się również liczne uzdrowiska, których głównym leczniczym i oczyszczającym elementem jest woda.

Przejdźmy do jakże ważnego aspektu regionu Marche jakim są sporty motorowe, nie tylko ze względu na to, że w miejscowości Tavullia urodził się Valentino Rossi, włoska legenda sportów motorowych, lecz także z uwagi na fabrykę motocykli w Pesaro, które podziwiać można w Muzeum Officina Benelli, nie wspominając już o Muzeum Morbidelli, fabryki motocykli o tej samej nazwie. Warte odwiedzenia jest również Muzeum Vespy w miejscowości Pollenza (www.pollenza.mc.it).

DUCHOWOŚĆ I MEDYTACJA

Odwiedzając Marche, zwiedzający zanurzają się w rejonie usłanym pustelniami, opactwami, jaskiniami, klasztorami, które powstały przede wszystkim wzdłuż głównych dróg rzymskich – Via Flaminia i Via Salaria – oraz wzdłuż dolin rzecznych, które sięgają od Adriatyku do Apeninów. W regionie znajdują się również dwa wspaniałe przykłady romańsko-gotyckiej architektury cysterskiej: w Chiaravalle opactwo Santa Maria in Castagnola, założone przez mnichów z Clairvaux oraz w gminach Urbisaglia i Tolentino, opactwo Santa Maria di Chiaravalle di Fiastra, założone przez braci z kościoła z Mediolanu. Warto wspomnieć także o dwóch szlakach: “Loreto – I Cammini Lauretani” szlak bogaty w symbole, o historyczno-kulturowych i artystycznych odniesieniach (www.camminilauretani.eu). Drugi szlak to szlak franciszkański “Cammino Francescano della Marca”, liczący 180 km z Asyżu do Ascoli Piceno, śladami miejsc, w których przebywał i odprawiał kazania św. Franciszek w podróży do południowego Marche (www.camminofrancescanodellamarca.it).

tłumaczenie pl: Karolina Romanow

Gazzetta Italia partnerem festiwalu Cinema Italia Oggi 2020

0

Autorka wideo: Nel Gwiazdowska

Francesco Bottigliero: dyrygent jest jak kot, musi odnaleźć równowagę i stanąć ponownie na nogi, aby dać z siebie wszystko orkiestrze

0

Artykuł został opublikowany w numerze 70 Gazzetty Italia (sierpień-wrzesień 2018)

We Wrocławiu sztuka przenika wiele dziedzin życia, a kulturę rozwijają niezwykłe osoby. Jedną z nich jest Francesco Bottigliero – włoski dyrygent i kompozytor, który, jako idealista, wprowadza w świat prawdziwej muzyki – wolnej, ale niepozbawionej zasad.

Jaką postawę powinien przyjąć dyrygent operowy? Na czym powinien się skupić?

Są różne punkty widzenia: oczywiście łatwiej jest być tyranem. Prawdziwy dyrygent nie ustala warunków, a podejmuje decyzje artystyczne, zajmuje się interpretacją, wokół której budowany jest występ.

Czy postawa dyrygenta podyktowana jest ścisłymi zasadami, czy zależy od poszczególnych momentów przedstawienia?

Dobrze pokazał Wajda w filmie pt. „Dyrygent” jak nie powinno być: nerwowy bohater wszystko robił na siłę, męczył cały zespół. Dyrygent operowy musi być bardzo elastyczną osobą – ma przed sobą całą drużynę, tysiąc problemów, zawsze może wydarzyć się coś nieoczekiwanego.

Jak zachować się w takim przypadku?

Każda sekunda jest jak wieczność, ale musisz cierpliwie czekać. To nie czas dyrygenta – on tylko akompaniuje temu, co dzieje się na scenie, muzykuje z orkiestrą i całym ciałem scenicznym, jest czujny i ratuje sytuację.

Ujawnia się tu także zdolność improwizacji…

Tak, dyrygent operowy jest jak kot, który musi spadać na cztery łapy. Jeśli w ostatniej chwili słyszysz, że śpiewak się spóźni, to nie grasz dalej – czekasz na niego, żeby nie zaburzyć kompozycji, inaczej teatr i muzyka nie będą współgrały.

Dlaczego wybrał Pan akurat tę drogę, a nie dyrygenturę symfoniczną?

Czasami dyryguję symfonicznie, ale dyrygentura operowa bardziej mnie intryguje. Ponadto symfoniczna ma inną filozofię – wszystko jest skupione na dyrygencie. W dyrygenturze operowej musisz wyczuć chór i orkiestrę – zdarzyło mi się dyrygować nawet w dwóch różnych tempach, ponieważ dźwięk chóru był spóźniony ze względu na dużą odległość i musiał śpiewać do przodu tak, by dopasować się do orkiestry w innej części sali. Zdaje się, że było to w Domu Kultury w Zabrzu – jednej z największych sal w Polsce.

Zajmuje się Pan także komponowaniem.

Komponowałem „Kantatę Tumską” dla Wrocławia w 2009 r. Pierwszy raz mierzyłem się z wielką formą. Do tego 50-cio minutowego utworu wybrałem najlepsze głosy, chór chłopięcy Archidiecezji Wrocławskiej i dwa chóry Uniwersytetu Wrocławskiego. Obecnie kończę drugą płytę z muzyką poważną. Myślę też o innym, bardziej jazzowym projekcie w przyszłości.

Gdzie znajduje Pan inspirację tworząc swoje kompozycje?

W malarstwie. Na płycie pt. „Portraits” umieściłem cztery kompozycje dedykowane Picasso, Dalemu, Gaudiemu i Garcii Lorca. Inne inspirowane są siedmioma obrazami Van Gogha. Do tej płyty wybrałem najlepszych muzyków polskich i europejskich.

Jak wygląda poruszanie się w świecie muzycznym w Polsce?

Gdy jesteś wolnym strzelcem trudno o pracę, ale można angażować się w interesujące projekty artystyczne. Jestem małą rybą, ale robię swoje, może i mniej, ale z pasją.

W jakie projekty był Pan ostatnio zaangażowany?

W 2018 roku robiłem projekt z Uniwersytetem Muzycznym – 10 dni warsztatów wokalnych. Teraz jestem w trakcie nagrywania płyty w Krakowie z orkiestrą Beethovenowską – zdolni muzycy, którzy szukają współpracy. W Polsce mamy wielu dobrych muzyków, świetną szkołę operową i wokalną. Rzadko jednak dotykamy poziomu europejskiego.

Historycznie Włochy są bardzo rozwinięte w aspekcie muzycznym, dlaczego więc wybrał Pan Polskę?

Zaryzykowałem. Przez 4 lata uczyłem się u Carlo Giuliniego w Mediolanie, następnie zostałem finalistą konkursu w Paryżu, a 3 miesiące później zacząłem pracę operową w Hamburgu. Pracowałem też jako korepetytor solistów w Hamburgische Staatsoper – taki A+ międzynarodowy. Do Wrocławia przywiodła mnie zaś jedna z tych romantycznych historii.

Tutaj Pan zaczął i w pełni się rozwinął?

Wygrałem konkurs Opery Wrocławskiej. Nie zaczynałem od zera, ale każda instytucja funkcjonuje tak, że jako „nowy” musisz pokazać siebie. Mnie było łatwiej, bo miałem doświadczenie. Robię tu swoje projekty. Po rezygnacji z pracy tutaj, przez dwa lata byłem freelancerem w Poznaniu i Gdańsku. Potem przez 3 lata pracowałem w Niemczech, bo w Polsce rynek był martwy.

Co sprawiło, że muzyka stała się Pana ścieżką życiową?

W wieku 8 lat pobierałem lekcje gry na fortepianie. Zaczynałem powoli, aż pewnego razu zauważyłem, że moje palce są szybsze niż nauczycielki. Oznaczało to czas, żeby pójść dalej. Zdałem egzamin i zacząłem Akademię Muzyczną, przez 10 lat uczyłem się gry na fortepianie. Potem zaczynałem komponować i studiowałem jednocześnie matematykę. Skończyłem filozofię, fortepian i komponowanie w Salerno, w Neapolu dyrygenturę, a potem specjalizację nauczycielską. Uwielbiałem kontakt z dziećmi. Uczyłem je grać na flecie prostym, a później urządzaliśmy koncerty. Byłem jednak muzykiem, więc praca w szkole oprócz kontaktu z uczniami była frustrująca. Wyjechałem do Hamburga i zacząłem karierę operową. Jednak miłość do dzieci sprowokowała moją wyobraźnię do skomponowania różnych utworów dla najmłodszych. Wielki sukces odniósł w Niemczech mój musical dla dzieci „Księga Dżungli”. Dzieci są publiką przyszłości, dlatego w najbliższych dniach myślę o wydaniu musicalu także w wersji po polsku.

Jednak wykłada Pan teraz na Akademii Wrocławskiej.

Tak. Widzę w studentach potencjał. Przygotowuję wokalistów do partii operowych – uczymy się tekstu muzycznego, dykcji. Mam duże doświadczenie jako wykładowca, współpracowałem już na Akademiach w Niemczech, Czechach. Lubię uczyć – jest to sposób refleksji o muzyce.

Jak Pan się przygotowuje do dyrygentury na koncercie?

Każde dzieło wymaga interpretacji. Nie mogę dzisiaj robić Pucciniego, a jutro Szymanowskiego. Technicznie jest to wykonalne, ale ja tego nie czuję.

Czy dzisiaj w Polsce widać wpływy włoskie w muzyce? Kiedyś zaadaptowaliśmy do opery polskiej włoskie belcanto.

Ostatnio widziałem przedstawienie jednej z oper włoskich w Krakowie. To nie było belcanto, a “bella chałtura”. Reżysersko i muzycznie. Każda sekunda w kadencji musi być czytelna, a frazowanie stylowo stabilne. To są pierwsze oczekiwania “bel cantowe” od strony melodyczno-wokalnej. Sami kreujemy publikę, która na scenie oczekuje najgorszego. Nasze oczy i uszy są tak przystosowane do odbierania kiczu, że trudno jest wrócić do zwięzłości słów czy melodii – czego wymaga np. Mozart. Wystarczyłyby słowa i muzyka, bez tego bałaganu… i to właśnie jest skarb, który jako muzycy możemy ofiarować odbiorcom.

foto: Maciej Galas

Vicenza, perła neoklasycyzmu w sercu Wenecji Euganejskiej

0

“Wenecjanie jaśnie panowie, Padewczycy magistrowie, w Vicenzy kotożercy, Werończycy to szaleńcy, w Treviso chleb i flaki, w Rovigo palą pijaki. A co o Belluno gają? Że tam ptaki zawracają.”

W Vicenzy „kotożercy”? Skąd pochodzi to powiedzenie, którym określa się mieszkańców Vicenzy, i które doprowadziło także do wskrzeszenia dawnego przepisu „gato in tecia” (kot na parze), mimo sprzeciwów obrońców praw zwierząt?

Korzenie powiedzenia nie są pewne, ale zazwyczaj datuje się je na rok 1698, kiedy miasto zostało zaatakowane przez epidemię dżumy, zażegnanej dzięki pomocy Wenecji, która wysłała armię kotów, aby uwolnić Vicenzę od inwazji myszy. Legenda głosi, że wyczerpani przez epidemię, głód i niedostatek mieszkańcy nie zwrócili już kotów Wenecjanom.

Inna hipoteza wskazuje na wiek IX i stawia na eksplikację fonetyczną. W istocie w dawnym dialekcie Vicenzy formie „jadłeś” odpowiadało „gatu magna’”. Ostatecznie od początku XIII wieku poświadcza się, że członków dawnego rodu z Vicenzy – Barbarano – nazywano „Gati”, czyli koty lub „Goti”, co za pewne wiąże się z barbarzyńskim pochodzeniem rodu.

W każdym razie Vicenza zasługuje na wizytę i to wcale nie po to, by spróbować kota na parze (którego oficjalnie nie znajdziemy w menu restauracji), ale ze względu na piękno, harmonijne proporcje i arystokratyczną elegancję jego zabytków. To jedno z miast włoskich o największym skupieniu zabytków w stosunku do rozległości, co czyni je prawdziwą perłą architektoniczną.

Vicenza to niezbyt znane miasteczko, liczące nieco ponad 100 tys. mieszkańców, położone między Weroną a Wenecją, i być może dlatego zazwyczaj nie stanowi stałego punktu na tradycyjnych szlakach turystycznych. Niemniej jednak jest bez wątpienia jednym z najpiękniejszych miast Wenecji Euganejskiej i Włoch jako takich, warte odkrywania szczegół po szczególe, kąt po kącie; jest miastem, w którym architektura centrum łączy się doskonale z planem urbanistycznym: pałace, wille, zabytki i kościoły stanowią o harmonii i przepychu Vicenzy. Wykwintność neoklasycystyczną starego miasta przypisuje się geniuszowi Andrei di Pietro della Gondola, zwanego Palladiem, architektowi padewskiemu, który działał przede wszystkim w Vicenzy. Tam kształcił się dzięki mecenatowi Gian Giorgia Trissino, podziwianemu na całym świecie autorowi wspaniałych dzieł, których świat nam zazdrości i które powiela.

W 1994 roku Vicenza została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO ze względu na dzieła Palladia i doskonałą zależność między architekturą a urbanistyką, a w 1996 roku uznano dodatkowo 24 przypisywane Palladiowi wille, z których 16 znajduje się w Vicenzy, natomiast pozostałe ulokowane są w mniejszych miejscowościach w regionie Wenecji Euganejskiej. Historia miasta sięga aż do starożytności: pierwsze osady na obszarze zajmowanym dziś przez Vicenzę pojawiły się w VI w.p.n.e.; później, w II w.p.n.e. ludność znalazła się w strefie wpływów Imperium Rzymskiego. Po dziś dzień zachowały się pozostałości po budowlach z epoki rzymskiej: ruiny teatru Berga, akwedukt, forum, znajdujące się w podziemiach Pałacu Trissino, i przede wszystkim, odkryty po II Wojnie Światowej, świetnie zachowany kryptoportyk.

Po około trzech wiekach okupacji longobardzkiej, w 1414 roku Vicenza oddaje klucze do miasta Wenecji i staje się częścią Najjaśniejszej Republiki Weneckiej, od której pozostała zależna aż do końca XVIII wieku, gwarantując sobie w ten sposób cztery stulecia pokoju i dobrostanu, dzięki czemu osiągnęła szczyt swojego rozwoju.

Od 1540 roku Andrea Palladio, realizując zlecenia prywatne i publiczne całkowicie zrewolucjonizował wygląd miasta, pozostawiając w spuściźnie mieszkańcom Vicenzy poza wspaniałymi willami dzieła takie, jak Bazylika Palladyńska, Pałac Chiericati, Pałac Barbaran da Porto i Teatr Olimpijski – ostatnie dzieło architekta i zarazem szczyt jego geniuszu artystycznego. Francuski historyk sztuki Louis Courajod, założyciel École du Louvre tak opisał Vicenzę: „to miejsce błogosławione przez niebiosa, jedno z tych gniazd przygotowanych przez naturę na narodziny sztuki włoskiej, które na początku renesansu z konieczności musiało rozkwitnąć.”

Ale być może to słowa Goethego zawarte w jego „Podróżach włoskich” najbardziej ze wszystkich odzwierciedlają urok, jaki nadały miastu dzieła Palladia: „Przybyłem kilka godzin temu, ale już przyjrzałem się trochę miastu i widziałem Teatr Olimpijski i budynki Palladia… Wyłącznie mając przed oczami te zabytki można pojąć ogrom wartości, jaki przedstawiają. Ich monumentalność i okazałość zdają się wypełniać oczy, natomiast piękna harmonia ich kształtów napełnia duszę, nie tylko na abstrakcyjnej rycinie, ale także w całości perspektywy, zarówno dzięki temu, co uwidocznione na powierzchni, jak i temu, co kryje się w głębi. I właśnie taki jest według mnie przypadek Palladia: to człowiek wyjątkowy ze względu na to, co go wypełniało od środka, jak i na to, co potrafił uzewnętrznić.”

„Nie można opisać wrażenia, jakie robi bazylika Palladia…”, stwierdził Goethe, podziwiając najsłynniejszy zabytek miasta, zwrócony na rynek – Piazza di Signori. Bazylika Palladyńska nie jest kościołem, jak można by mylnie wnioskować z nazwy; w środku znajdował się dawny gmach Trybunału z epoki gotyckiej, a do jego fasady dodano logge wykonane przez Palladia w 1546 roku. Na parterze znajdują się po dziś dzień sklepy jubilerskie oraz punkty usługowe, które podtrzymują dawnego ducha kupieckiego tego miejsca, a niektóre lokale służą za przestrzeń wystawową. Spacer po ulicach centrum pozwala odkryć skarby takie jak Pałac Barbaran da Porto z elewacją dekorowaną festonami, aktualną siedzibę Międzynarodowego Centrum Studiów Architektonicznych Andrea Palladio, zaprojektowany w 1569 roku w stylu manierystycznym, właściwym dla dojrzałego okresu Palladia; Pałac Valmarana ze względu na monumentalny porządek fasady uważany za jeden z najbardziej niezwykłych projektów architekta; olbrzymi Arco delle Scalette, łuk zwycięstwa położony na obrzeżach starego miasta, za którym zaczyna się jedna ze wznoszących się alejek (złożona ze 192 schodków) prowadząca do Sanktuarium Monte Berico; czy Pałac Chiericati – dzisiejsza siedziba galerii malarstwa Pinacoteca Civina. Został on zaprojektowany dla księcia Girolamo Chiericati, który otrzymał w spadku dwie zrujnowane kamienice na Placu dell’Isola i powierzył młodemu Palladiowi zadanie stworzenia bogato dekorowanego i wytwornego budynku, który pełniłby funkcję znaku rozpoznawczego dla nowoprzybyłych do portu. Obecnie Plac dell’Isola, zwany tak ze względu na rzeki Retrone i Bacchiglione, które otaczają go z dwóch stron, nosi nazwę Placu Matteotti. To tam, przy porcie rzecznym, odbywały się targi drewnem i zwierzętami.

Z drugiej strony ulicy znajduje się Teatr Olimpijski, arcydzieło ręki Palladia, które zaplanował w 1580 roku, ostatnim roku swojego życia. Inspirowany teatrem greckim, Teatro Olimpico jest najstarszym murowanym teatrem na świecie. Jego zbytkowne wnętrza zostały wykończone drewnem, stiukami i gipsem. Teatr jest otwarty dla zwiedzających, a czasem w tym zachwycającym otoczeniu odbywają się także spektakle i koncerty.

Mało znana ciekawostka związana jest z mieszkańcem Vicenzy – Luigim da Porto – spoczywającym w Kościele Santa Corona pisarzem i historiografem, autorem „Nowoodnalezionej historii dwojga szlacheckich kochanków”, w którym to dziele opisane zostały perypetie nieszczęśliwej miłości Romea i Julii, na kanwie których Szekspir oparł swój słynny dramat. W prowincji Vicenzy położona jest miejscowość Montecchio, w której znajdują się dwa zamki, nazywane dziś zamkami Romea i Julii. Prawdopodobnie to właśnie one zainspirowały Da Porto do napisania powieści.

Poza wieloma budynkami prywatnymi Palladio zaprojektował także dużo willi dla lokalnych możnowładców, rewolucjonizując w pewnym sensie tradycyjny obraz willi. Były to w istocie nie tylko wspaniałe szlacheckie przybytki, ale także miejsca pracy z prawdziwego zdarzenia, których piękno łączyło się z funkcjonalnością.

foto: Serafina Santoliquido
tłumaczenie pl: Marta Pietraszek

Futuryzm Marinettiego wczoraj i dziś

0

“Manifest” autorstwa Filippo Tommaso Marinettiego, opublikowany w 1909 roku na łamach paryskiego Le Figaro w wielkim stylu zapoczątkował futuryzm. Program ruchu został wzbogacony w 1912 roku o “Manifest techniczny literatury futurystycznej”, proklamujący radykalną i kontrowersyjną rewolucję języka włoskiego pod znakiem tzw. paroliberismo, (wolności słów). Celem rewolucji było stworzenie nowej literatury, wolnej od wszelkich reguł, także tych gramatycznych, ortograficznych czy interpunkcyjnych: „Aż do dziś literatura sławiła nieruchome zamyślenie, ekstazę i marzenie senne. My chcemy sławić agresywny ruch, gorączkową bezsenność, krok biegacza, salto mortale, policzek i pięść”.

Bunt Marinettiego przeciwko przeszłości, wyrażający się w chęci zniszczenia muzeów, bibliotek i akademii, skierowany był też przeciwko schematom metrycznym i strukturze literatury. Ruch futurystyczny forsował technikę “słów na wolności” oraz dążył do wyeliminowania starego podziału na prozę i poezję, tak aby osiągnąć swoiste kontinuum między rodzajami literackimi. Marinetti popadł oczywiście w konflikt z tymi, którzy zgoła inaczej wyobrażali sobie literaturę, jak np. wieszcz Gabriele D’Annunzio, którego stosunki z Marinettim były co najmniej dwuznaczne: panowie publicznie klepali się po plecach, a D’Annunzio ostentacyjnie przyniósł bukiet czerwonych róż  rannemu w udo Marinettiemu. Jednak, jak podkreśla Silverio Novelli: „Kto wspiął się na szczyt italskiej humanistyki, w poważaniu ma parweniuszy antykultury”. W rozmowach z przyjaciółmi, D’Annunzio nazywał Marinettiego „piorunującym zerem”, „wybitnym kretynem”, czy raczej „kretynem o znamionach imbecyla”. Z kolei Marinetti mawiał, że „nudny i anachroniczny” D’Annunzio to „Montecarlo całej literatury”. Łatwo dostrzec, że poirytowanie D’Annunzio, primadonny światowego stylu bycia i zwolennika duetu sztuka-życie, było uzasadnione. Marinetti był bowiem artystycznym burzycielem o ogromnym potencjale, skupiał na sobie uwagę postronnych i przyćmiewał innych. Fala manifestów teoretycznych, ożywione wieczory literackie (czasem kończące się awanturami), pierwsze dzieła futurystów (fundamentalne znaczenie miała tu pierwsza antologia z 1912 roku, „I poeti futuristi”) zaburzyły krajobraz ojczystej literatury (oraz sztuki) i zyskały znaczący rozgłos, pociągając za sobą adeptów i zdobywając przychylność w całej Europie, zwłaszcza we Francji.

Co, ostatecznie, pozostawił po sobie futuryzm? Według Marii Luisy Altieri Biagi, futuryzm „przyczynił się do uszczuplenia naszej składni, uproszczenia naszej morfologii, odnowienia, poprzez procesy analogii, naszego słownictwa”. Z pewnością wiele śladów tych doświadczeń pozostało w języku włoskim, przede wszystkim w świecie reklamy i komiksów, i, nawet jeśli Marcello Durante ironicznie twierdzi, że futuryzm „nie wywarł wpływu na język powszechny [ale] mógłby stać się narzędziem komunikacji w trzecim tysiącleciu”, dla Giuliany Rotondi futuryzm stanowi podstawę współczesnej włoskiej komunikacji masowej.

Oczywiście, jak dobitnie zauważył Pier Vincenzo Mengaldo: „jedynym następcą Marinettiego był właśnie Marinetti”, a według Silveria Novelliego futuryzm „sam sobie był zdrajcą”, ponieważ „przykazania teoretyczne Marinettiego przyjęto jedynie częściowo: tak dla symultanizmu, tak dla odrzucenia interpunkcji, tak dla składni nominalnej, tak znowuż dla pewnych zaskakujących analogii; ale nie dla wyeliminowania przymiotników jakościowych, nie dla porzucenia porównań, nawet tych tradycyjnie sygnalizowanych przez spójnik „jak” (zamiast syntetycznych, dwuczłonowych porównań, takich jak „kobieta-zatoka”, „kobieta-przybój”), nie dla zatracenia „ja”, nie dla zastąpienia wiersza wolnego słowami na wolności”. Podsumowując, także wśród najwybitniejszych autorów identyfikujących się jako futuryści, takich jak Ardengo Soffici czy Aldo Palazzeschi, „wyobraźnia powracała do pewnych wątków, od których oderwała się teoria i praktyka prądu Marinettiego” i futuryzmowi nie udało się stworzyć nowej, jednolitej gramatyki. 

tłumaczenie pl: Paulina Skrzypek

Pieczona pierś kurczaka z cytrusami

0

Składniki:

  • 300 g piersi z kurczaka
  • ½  szklanki białego wina
  • ¼ cytryny
  • 1 pomarańcza
  • 1 łyżeczka miodu
  • rozmaryn (1 gałązka)
  • 4 liście szałwii
  • sól 
  • szczypta pieprzu
  • oliwa 
  • tłuszcz (1 łyżka)

Sos:

  • łyżka masła
  • 1 łyżka mąki typu 00

Gotowanie na patelni:

Marynuj pierś kurczaka w winie, soku z cytryny, pomarańczy, w miodzie, rozmarynie i szałwii przez 2 godziny. Weź rękaw do pieczenia i umieść w nim kurczaka oraz marynatę, dodaj łyżkę tłuszczu i sól, zamknij tak, aby uszło jak najwięcej powietrza z rękawa.

Weź garnek, w którym zmieści się rękaw z kurczakiem, napełnij go wodą i umieść na ogniu. Doprowadź do wrzenia i zmniejsz płomień do minimum, temperatura powinna wynosić około 70° (warto zmierzyć termometrem). Jeżeli nie mamy termometru, można sprawdzić, czy w wodzie pojawiają się jeden-lub dwa pęcherzyki powietrza od czasu do czasu i gotować 2 godziny. Po zakończeniu gotowania wyjmij pierś, przykryj ją i odłóż na bok, a następnie odlej marynatę.

Weź garnek i rozpuść masło, dodaj mąkę. Po dokładnym wymieszaniu masła z mąką, dodaj marynatę. Gotuj na małym ogniu przez 5 minut, uważając, by nie zrobiły się grudki. Zagęszczaj aż do otrzymania aksamitnego kremu. Weź pierś kurczaka i pokryj ją wcześniej przygotowanym sosem nawet kilka razy. Weź garnek i wlej wystarczająco dużo oliwy, temperaturę smażenia doprowadź do 160° (można kontrolować temperaturę, dolewając kilka kropel sosu). Pierś kurczaka włóż do garnka, by zarumieniła się ze wszystkich stron – powinna przybrać złoty odcień. Lekko dopraw pieprzem i podaj na ciepło z sosem. W ten sposób otrzymasz soczystą, miękką i smakowitą pierś kurczaka.

Smacznego!

tłumaczenie: Anna Szypryt