Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 91

MICHELANGELO PALLONI

0

MICHELANGELO PALLONI (ur. 29.09.1637 w Campi, zm. 17.12.1713 w Węgrowie). Malarz. Syn Cosima Di Fiorindo Palloni i Marii Magdaleny Palloni, oraz bratanek miejscowego księdza, wielebnego Andrei Di Fiorindo Palloni. W latach 1652-1655 uczy się pod okiem Baldassara Franceschiniego, zwanego „Il Volterrano”. 

Pierwsza samodzielna praca Palloniego to fresk na ołtarzu kościoła San Lorenzo w rodzinnym Campi, dzisiejszym Campi Bisenzio, zatytułowany „Madonna ze św. Janem i św. Hieronimem pod krzyżem”, pracę nad którym rozpoczął jako zaledwie trzynastoletni chłopiec w 1650 roku, a skończył 10 lat później. 

We włoskiej Florencji w latach 1655-1661 razem z Franceschinim pracuje nad freskiem w Kaplicy Niccolinich w kościele Świętego Krzyża, a w 1669 r.  przy dekoracji kościoła św. Marii Magdaleny De’ Pazzi. Tworzy szereg malowideł w Bolonii, w Turynie zdobi przedsionek kościoła San Lorenzo freskiem przedstawiającym cykl scen Męki Pańskiej.
Jako wzory do naśladowania, mistrz Volterrano wskazuje Palloniemu takich malarzy jak Antonio Allegri zwany Correggio, czy Pietro Da Cortona, w tamtym czasie zaangażowany
w pracę w Toskanii, równocześnie znaczący reprezentant tak zwanej Szkoły Florenckiej
w Rzymie.
Po wielu latach nauki pod okiem Franceschiniego, w 1671 roku Michelangelo Palloni zaczyna otrzymywać zlecenia od Cosima III Medici, księcia Wielkiego Księstwa Toskanii. W 1673 roku we Florencji zapisuje się do Akademii Rysunku, której później zostaje członkiem. Tutaj szkoli się w zakresie kwadratury (iluzji przestrzeni) i postaci widzianych z różnej perspektywy. W latach 1673- 1676 wciąż uczęszcza do Szkoły Florenckiej, gdzie rolę jego nauczyciela pełni Ciro Ferri. Tam Palloni zgłębia temat malarstwa iluzjonistycznego, typowego dla sztuki baroku. Tymczasem we Florencji, w latach 1674-1676 podejmuje się prac na zlecenie medycejskiej manufaktury tapiserii, dla której wykonuje kompozycje wzorów tkanin- tzw. kartonów, inspirując się pracami XVI-wiecznych artystów florenckich takich jak Francesco Salviati czy Andrea del Sarto. Tkaniny te zachowały się w zbiorach Medyceuszy. 

Palloni- kopista odtwarza niektóre dzieła Pietra da Cortony, a także portret Cosima III ażeby zastąpić brakujące oryginały kolekcji medycejskich.
W drugiej połowie 1767 roku, na zaproszenie Wielkiego Hetmana Litewskiego, Michała Kazimierza Paca i jego brata Krzysztofa Zygmunta Paca, Kanclerza Litewskiego, Palloni przybywa do Polski. Na tutejszą twórczość artysta przenosi wszystkie dotychczasowe doświadczenia zdobyte we Włoszech: szkoła florencka, wenecka, bolońska czy rzymska. Perspektywa, pejzaże, sztalugi, kwadratura, rysunek, światłocień, plastyczność ciał, modelunek karnacji, mimika twarzy, gestów, szczegóły biżuteryjne i tekstylne, tonacja barw, z których artysta upodobał sobie przede wszystkim tonacje różu i fioletu.

W Polsce spotyka rzeszę wybitnych włoskich artystów, działających głównie w Warszawie. Wśród nich architekci: Agostino Vincenzo Locci (syn Agostina Locci Starszego z Narni), twórcę Pałacu w Wilanowie Carlo Ceroni z Lombardii, Giuseppe Simone Bellotti, Tommaso Bellotti, Giuseppe Piola, projektant lombardzkiej Valsoldy (krewny Carla Ceroniego, twórcy kościoła parafialnego w Węgrowie); rzeźbiarze: Francesco Maino, Ambrogio Gutti, Carlo Giuseppe Giorgioli; malarze: Martino Altomonte z Neapolu, Francesco Antonio Giorgioli z prowincji Como i rzeźbiący w stiuku Giovanni Pietro Perti. 

W roku 1685 udaje się na krótki czas do Włoch, odwiedza Rzym, a po powrocie do Polski sprzedaje cały swój dobytek i decyduje osiąść razem z rodziną w Warszawie. Razem z żoną Anną Marią Lanzani, w 1688 roku wprowadza się do nowo zakupionej willi na warszawskim Lesznie. Ma dwoje dzieci, Melchiora i Różę. Jednak po niedługim czasie, razem z rodziną, przenosi się do Wilna, gdzie czekają na niego kolejne ważne projekty.

Tam, poza wykonywaniem prac architektonicznych, odnajduje się w realizacji ciekawych scenografii dla litewskich teatrów.
W tym samym czasie zostaje przyjęty jako nadworny malarz na dworze Króla Jana III Sobieskiego w Warszawie, przez którego zostaje zatrudniony przy dekoracji Pałacu w Wilanowie. Ma tu do czynienia z wielkimi osobistościami, takimi jak malarz Pietro Dandi, wojewoda płocki Jan Bonawentura Krasiński, kasztelan Teofilo Fredro. 

W 1969 sprzedaje swoją leszczyńską willę, ale pozostaje w Warszawie. W 1705 jest świadkiem na ślubie Vincenza Ornaniego w Kościele św. Jana w Warszawie. Od 1706 roku i aż do 1713, roku jego śmierci, Palloni mieszka razem z żoną w Węgrowie. Wszystkie jego córki, Maria Alessandra, przyszła żona kupca Paola Castelliego, Maria (Caterina) Maddalena, przyszła żona rzeźbiącego w stiuku Giovanniego Pietra Perti, a także Rosa, poślubią Włochów. W 1712 pod imieniem Michała Archanioła Palloniego figuruje w spisie członków Bractwa św. Anny przy parafii węgrowskiej. 

Cud nad trumną św. Kazimierza, fresk Michelangelo Palloniego w kaplicy św. Kazimierza przy katedrze w Wilnie

Do najbardziej znakomitych prac Palloniego z okresu Rzeczypospolitej Obojga Narodów zalicza się, poza dziełami w Pałacu Wilanowskim w Warszawie, freski w kościele w Pożajściu pod Kownem, malowidła w kościele św. Piotra i Pawła na Antokolu w Wilnie z 1684 roku; obraz olejny „Ukrzyżowanie” w kościele w Pożajściu z 1675 r. , zdobienia Pałacu Krasińskich w Warszawie z 1684 r. i Pałacu Leszczyńskich w Rydzynie z 1688; malowidła w Kolegiacie i kaplicy misjonarzy w Łowiczu z 1690 r. na zlecenie prymasa Michała Radziejowskiego, również dla karmelitów bosych w Warszawie; malowidła w Kościele parafialnym, a później kościoła reformatów w Węgrowie na zlecenie Jana Dobrogosta Krasińskiego, od którymi pracował od 1707 do 1708 roku. 

Malowidła we wnętrzu kościoła św. Antoniego z Padwy na Czerniakowie w Warszawie, które kiedyś na pierwszy rzut oka dało się rozpoznać jako te autorstwa Palloniego, dzisiaj pozostają niepodpisane, nawet jeśli uda się rozpoznać w nich jakiegoś malarza nurtu północnych Włoch czy północnej Europy. 

W dziełach Palloniego, które sygnował przymiotnikiem „Florentinus”, mimo tak istotnych różnic, czasem udaje się wychwycić elementy charakterystyczne: technika impasto stosowana przez niderlandzkiego portrecistę Justusa Sustermansa, mistycyzująca twórczość, charakteryzująca płótna Carla Dolci, światła i cienie Caravaggia, atmosfera rytowanej groteski Jacquesa Callota, a także mroczna twórczość jego przyjaciół malarzy Pietra Dandini i Antona Domenica Gabbiani. W końcu, przy wielu projektach, jak np. ten w Wilanowie, pracując ramię w ramię z młodszymi od siebie kolegami, jak Szymonowicz czy Reisner, wykształconych w rzymskiej Akademii św. Łukasza, skłania się coraz bardziej ku rzymskiej technice malarstwa, którą również sprawnie się posługuje. 

Michelangelo Palloni zostaje pochowany w podziemiach kościoła parafialnego w Węgrowie. Na ówczesnych terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Palloni został zapamiętany jako „największy malarz wszechczasów”. Dużo na temat artysty zostało napisane przez Magdalenę Górską, U. Bieszczad Bauman, S. Fiedorczuk, G. M. Guidetti, M. Heydel, M. Karpowicz, M. Paknys i T. Sawickiego. 

Corigliano Calabro: przyjemność podróżowania poza szlakiem

0
SAMSUNG CAMERA PICTURES

Po raz pierwszy do włoskiej Kalabrii przyjechałam z Bolonii autobusem. W ten oto sposób miałam możliwość podziwiać w drodze zarówno zachód, jak i wschód słońca. Przejechaliśmy, od Rimini w dół, po obcasie włoskiego buta wprost w objęcia dawnej Magna Grecia. Wśród zaspanych pasażerów byłam wówczas jedynym obcokrajowcem, ale w zasadzie nie miało to znaczenia. Najpiękniejsza, bo o wschodzie słońca, okazała się Apulia, którą przecięliśmy wzdłuż jak plaster miękkiego sera. Stojące przy drodze, jakby rozsypane od niechcenia, przypadkowo, niszczejące pojedyncze trulli – stożkowe domostwa liczące ponad 2000 lat – pobudzały wyobraźnię i przywoływały obrazy, trochę wymyślone, czasów ich świetności. Mimowolnie odwracałam za nimi głowę, aż znikały zupełnie z pola widzenia.  

Gdy przejeżdżaliśmy wzdłuż wybrzeża, promienie budzącego się słońca odbijały się od morskiej tafli, rażąc w oczy. Mimo że było jeszcze bardzo wcześnie, za każdym razem, gdy otwierały się drzwi, przez które wysiadali kolejni podróżni, do środka klimatyzowanego pojazdu wpadało ciepłe, otulające powietrze pachnące pełnią lata. Gdy w końcu dotarliśmy do celu, w Corigliano Calabro, niewielkiej miejscowości położonej w prowincji Cosenza, rozpoczynał się kolejny zwykły dzień. Wesoły gwar przeplatał się z odgłosem uderzanych o siebie filiżanek i rytmicznym mieszaniem malutkiej, aromatycznej kawy. Rogaliki, ciambelle, bomboloni i inne słodkości na wielkiej blasze wyciągano z pieca i układano na oszklonej ladzie. We Włoszech śniadanie na słodko to przyjemność, na którą zasługujemy, bo w końcu dzień, aby dopisywało nam szczęście, należy rozpocząć dobrą myślą (czarną kawą i odrobiną słodyczy!) – zwłaszcza na południu Italii, gdzie wszystko, od krajobrazów po kuchnię, wydaje się pomnażać swoje oddziaływanie na zmysły.

Poznawanie codzienności

W miejscowościach takich jak Corigliano nie zwiedza się, a poznaje codzienność, a zamiast przewodników słucha się historii opowiadanych przez lokalnych mieszkańców, którzy z entuzjazmem wskazują ukryte, niewidoczne na pierwszy rzut oka przejścia między wiekowymi murami, z których droga prowadzi często na piękny plac, będący tarasem widokowym lub uroczy, zaciszny dziedziniec. W małych miasteczkach południa trudno natknąć się na turystów innej narodowości niż włoska, a latem, zwłaszcza w weekendy, gdy miejscowi odpoczywają nad morzem, wydają się one być zupełnie puste.

W rzeczywistości Corigliano Calabro to usytuowana na wzgórzu historyczna część miasta, z której niektórzy mieszkańcy, zwykle młodsze pokolenia, przenieśli się do tej nowocześniejszej, Corigliano Scalo, położonej bliżej wybrzeża. Stare miasteczka Kalabrii wzniesione na szczytach wzgórz przypominają pełne tajemnic twierdze, które zwiedza się w milczeniu, wsłuchując w odgłosy żyjącego w swoim rytmie miasta, jak opowieści staruszka, którego darzymy wielkim szacunkiem. W Corigliano Calabro, nad domostwami wzniesionymi jedne przy drugich jak solidne, kamienne domino, góruje zamek książęcy, a miejscowi opowiadają o nim z  dumą i nieskrywanym, zupełnie naturalnym zapałem. Budowla wzniesiona została w wieku XI z polecenia Roberta Guiscarda jako forteca strażnicza, z której z powodzeniem można było nadzorować całą okolicę. Następnie, przez stulecia twierdza przechodziła z rąk do rąk wielmożnych rodzin (Sanseverino, Saluzzo, Campagna), których stała się siedzibą. Ich herby obecnie można podziwiać zawieszone nad bramą otoczonego fosą zamku. Potężne, odrestaurowane mury skrywają uroczy dziedziniec, niewielką kaplicę, piękne korytarze i starannie wyposażone komnaty, zupełnie jakby prawowici właściciele wciąż je zamieszkiwali. Sala balowa nazywana jest także salą luster, a jej sufit, oprócz wyjątkowych żyrandoli, zdobi fresk „Palcoscenico della vita” autorstwa Ignazia Perricciego. Dzieło to, mające dać złudzenie trójwymiarowości, przedstawia rozgwieżdżone niebo i postacie machające z balkonu ku zadzierającym głowę zwiedzającym. Wąskie, kręte schody prowadzą z kolei na jedną z wież, z której można podziwiać miedziane dachy domostw, lśniącą w promieniach zachodzącego słońca kopułę kościoła św. Antoniego, prowadzącą ku miasteczku drogę, która wydaje się być zaledwie cienką, rozrzuconą ot tak nicią, i rozległe wybrzeże, oddalone o jedynie kilka kilometrów. Spoglądając z wieży wydaje się, że można zamknąć w dłoni całą okolicę, a wąskie uliczki w starej części miasta przypominają ciasne przerwy między książkami w wielkiej bibliotece. Później, spacerując znów w dół, odkrywa się ciche zaułki, jakby obnażając miasteczko z niewidzialnych warstw, i delektuje się ciszą upalnego popołudnia, podczas gdy większość mieszkańców odpoczywa nad morzem w pobliskiej Marina di Schiavonea, gdzie latem przenosi się życie miejscowych. 


Mijamy, ukryty wśród kamienic niewielki kościółek św. Klary, aby wąskim przejściem, nie wiadomo kiedy znaleźć się na ulicy XXVI Maggio. Tam wchodzimy na XV-wieczny most Ponte Canale, wybudowany tuż nad pnącą się w górę via Roma. Niegdyś
pełnił on rolę akweduktu, który doprowadzał wodę do najważniejszych placów w mieście. Obecnie przystając na środku mostu możemy podziwiać jak w oddali, na cienkiej linii horyzontu morze spotyka się z niebem o takim samym kolorze. Wcześniej jednak przed nami rozciąga się falujące pole miedzianych i brązowych dachówek starych kamienic, między którymi, gdzieniegdzie wystają krzywe kominy z kamienia. Zgubić się nie sposób, a gdy w końcu docieramy do via Villa Margherita, nogi dają o sobie znać jak po miłej wspinaczce. Stamtąd już tylko kilka minut jazdy samochodem dzieli nas od Corigliano Scalo, tętniącego życiem wybrzeża oraz portu. Postanawiamy zostać jeszcze chwilę, dumając. W czasach niemal wszechobecnego przepychu, często najbardziej urzeka nas prostota, a nieodkryte miasteczka południowych Włoch są jak ciche oazy, które zwiedza się z wolna, spacerując, jak spokojne muzea pod gołym niebem, w których nigdy nie zabraknie biletów, a życzliwi przyjezdni, umiejący z należytym szacunkiem wtopić się w tę kojącą codzienność, zawsze witani są z otwartymi ramionami i zastawionym stołem.

Hotel Almhof, polska przystań w samym sercu Dolomitów

0

Val Pusteria ze względu na zapierające dech w piersiach krajobrazy, piękne i dobrze zagospodarowane tereny narciarskie, charakterystyczne górskie wioski i nieskończone możliwości uprawiania turystyki pieszej, rowerowej i jazdy konnej to bez wątpienia jedna z najbardziej znanych i lubianych dolin w Dolomitach. Rajski zakątek, który od jakiegoś czasu staje się także celem podróży i wycieczek polskich turystów – w Val Pusteria odnajdują oni wysoką jakość usług połączoną z bujną i fascynującą górską przyrodą o każdej porze roku i oczywiście smaczną, lokalną kuchnię. W Alta Pusteria (dwa kroki od wspaniałego Borgo di San Candido) miejscem, w którym polski turysta poczuje się najlepiej ugoszczony jest Hotel Almhof, prowadzony przez sympatyczną parę włosko-polską, Massimiliano Xodo di Como i Magdalenę Kasińską z Bielska Białej.

„Urodziłam się w Żywcu, ale wychowałam się w Bielsku Białej, a następnie w górach, w Szczyrku, gdzie jeździłam na nartach. We Włoszech jestem na stałe od 2004 roku. Przez osiem lat mieszkałam nad jeziorem Como, a zimą przyjeżdżaliśmy na narty do San Candido, do babci mojego męża. Miejsce to natychmiast skradło moje serce, jeszcze zanim pojawiła się okazja, aby prowadzić hotel w jednej z najpiękniejszych części Dolomitów, znanej miłośnikom gór, doceniającym piękno tej ziemi zarówno zimą – dzięki nowemu, nowoczesnemu ośrodkowi narciarskiemu 3 Zinnen – jak i latem, za sprawą trzech słynnych szczytów Lavaredo; do tego nieskończone możliwości wycieczek, w tym ścieżka rowerowa prowadzącą z San Candido do Lienz. ”

Hotel Almhof to prawdziwa perła położona w lesie, z którego roztacza się przepiękny widok na dolinę Val Pusteria i zbocza góry Elmo, odległej o zaledwie 2,5 km. Idealne miejsce – jedynie 5 km od granicy z Austrią – jako baza wypadowa do odkrywania Alta Pusteria, Val Fiscalina i Valdaora. Obszar górski usłany miasteczkami San Candido, Dobbiaco, Sesto, na terenie którego znajduje się bajkowe jezioro Braies położone 1496 metrów nad poziomem morza, ośrodek narciarski 3 Zinnen, Monte Elmo i Croda Rossa, a także niedaleka wioska Snowfun w Plan de Corones. Wszystko to w charakterystycznej scenerii urokliwych górskich kościółków, pastwisk, schronisk górskich i dziewiczych lasów.

Po całym dniu spędzonym na nartach lub pieszych wędrówkach, goście mogą zrelaksować się w hotelowym spa, które oferuje 2 jacuzzi, 2 sauny, łaźnię turecką, wannę do kąpieli w sianie i kabinę na podczerwień. Strefa relaksu wyposażona jest w sprzęt fitness i pokój gier dla najmłodszych. W jadalni z widokiem na górę Elmo serwowane jest śniadanie, złożone m.in. z dżemów domowej produkcji i kolacje z pysznymi lokalnymi daniami, takimi jak casunziei czy canederli. Urządzone w drewnie pokoje pachną szwajcarską sosną i wszystkie posiadają balkon z widokiem na zapierającą dech w piersiach panoramę Val Pusteria. Krótko mówiąc, hotel Almhof jest rajskim zakątkiem z polskimi akcentami idealnym dla wszystkich tych, którzy kochają autentyczną górską aurę.

Hotel Almhof

Adres: Via Jaufen 9, 39038 San Candido,
Alto Adige – Włochy
Tel: +39 0474 966755
Strona www: www.almhof.it
E-mail:info@almhof.it

Koncert zespołu Mascarimiri w Warszawie

0

16 listopada w pubie Skład Butelek odbędzie się jedyny w Warszawie koncert włoskiego zespołu MASCARIMIRI!

MASCARIMIRI – to jasna gwiazda na niebie muzyki salentyńskiej, która błyszczy nie tylko w kontekście włoskim, ale także międzynarodowym. To dzięki wyjątkowemu i unikatowemu brzmieniu – „Tradinnovazione” – oryginalnej idei electro world music, stworzonej przez Claudio „Cavallo” Giagnottiego, muzyka i producenta z pochodzenia Roma, lidera i założyciela zespołu w 1998 roku. Projekt MASCARIMIRI narodził się w południowo włoskim regionie Salento i od początku wyróżniał się wizjonerskim podejściem do eksperymentowania dźwiękiem. MASCARIMIRI jest synonimem połączenia tradycji i innowacji o mocnym i wciągającym brzmieniu, wzbogaconym rytmami z całego regionu Morza Śródziemnego oraz cygańską nutą. Dzisiejszy sound MASCARIMIRI jest dojrzały i świadomy własnych korzeni. Zespół ma na swoim koncie 10 albumów studyjnych, szczyci się pierwszorzędną działalnością koncertową od ponad 20 lat i pozostaje najbardziej innowacyjnym zespołem wśród grup z nurtu Pizzica Pizzica.

GAZZETTA ITALIA 77 (październik-listopad 2019)

0

Gazzetta Italia 77: W październiku na całym świecie świętujemy Tydzień Języka Włoskiego, Gazzetta uczciła to wydarzenie artykułem dr Luki Palmariniego o historii języka włoskiego w Polsce. Ośmiostronicowy tekst chronologicznie opisuje rozprzestrzenianie się języka Dantego w Polsce i jest obowiązkową lekturą dla wszystkich pasjonatów. Od tego numeru zaczęliśmy również współpracę ze znanym historykiem Alessandro Marzo Magno, który na łamach swojej rubryki „Ciekawostki kulinarne” wyjaśnia historię najsłynniejszych włoskich potraw, zaczynając od spaghetti! Nowy, bogaty numer Gazzetty to aż 80 stron, wśród których znajdziecie artykuły o podróżach, sztuce, kuchni, motoryzacji i mnóstwo na temat kina w relacjach z ostatniej edycji Festiwalu w Wenecji, m. in. wywiad z bohaterką koprodukcji włosko-polskiej „Sole” Sandrą Drzymalską i z reżyserem Carlo Sironim, czy rozmowę z reżyserem „Bożego Ciała” Janem Komasą i odtwórcą głównej roli Bartoszem Bielenią.

Joanna Medys-Gatti, za dnia lekarz, a w nocy malarka

0

Włochy to dla mnie druga ojczyzna. Tutaj wszystko mi się podoba. To kraj pełen sztuki i tak pięknej architektury, że kiedy się tu żyje, widzi to wszystko codziennie, nie da się pozostać obojętnym na to piękno. Życie też jest wspaniałe i zupełnie inne niż w Polsce. Niby kryzys, ale ludzie są radośniejsi, jest więcej otwartości i spontaniczności.

Gdy przyjechałam do mojego włoskiego męża, od razu zostałam przyjęta, zaakceptowana. Nie czułam, żeby dla Włochów miało to znaczenie, że z pochodzenia jestem Polką. W Polsce jest trochę inaczej. Mimo wszystko nigdy nie straciłam więzi z Polską, a moje życie toczy się pomiędzy Mediolanem a Krakowem, do którego często wracam, bo mam tam wielu przyjaciół.

Z zawodu lekarz, a z pasji malarka?

Uwielbiam być lekarzem i malować, dlatego robię i jedno i drugie. W Włoszech ludzie idą na wernisaż, żeby obcować ze sztuką i jak im się coś spodoba, to kupują. Miałam tyle wystaw we Włoszech i nikogo nigdy nie interesowało, po jakiej jestem akademii, od jakiego profesora. W Polsce nastawienie jest trochę inne. Malarstwo zawsze mnie pociągało, w liceum wahałam się między ASP i wydziałem prawa. I nagle poczułam, że muszę zostać lekarzem. Wybierając między akademią medyczną i artystyczną pomyślałam, że jeśli skończę medycynę, to mogę jeszcze w życiu zająć się malarstwem. Natomiast odwrotnie nie.

Jak godzisz dwie tak różne dziedziny?

W moim życiu, podobnie jak w życiu wielu lekarzy, jest miejsce i na medycynę i na sztukę. Podczas Światowych Zjazdów Lekarzy Polskich mają miejsce prezentacje pozazawodowych zainteresowań lekarzy. W maju do Gdańska zjadą się sławy medyczne, które poza wspaniałymi osiągnięciami, zaprezentują swoją twórczość artystyczną: malarstwo, fotografię, a nawet poezję. Ja też będę miała wystawę.

Mówiłaś po włosku przed wyjazdem?

Nie. Ale w czasach moich studiów medycznych wszystkie rozpoznania pisało się jeszcze po łacinie, więc znałam ją biegle. Dzięki temu po trzech miesiącach pobytu we Włoszech już nieźle mówiłam po włosku.

Ulubione regiony Włoch?

Uwielbiam Toskanię, jest piękna. Co roku z sentymentem jeżdżę tam na wakacje, bo tam poznałam mojego męża. Ale nie przeniosłabym się tam na stałe. Dla mnie Mediolan, Lomabardia, są idealne do intensywnej pracy. Uwielbiam też Rzym. Jadę tam czasem bez powodu, żeby sobie po prostu pospacerować.  Przepiękne są również Sardynia i Sycylia.

Nie dziwię się, że malujesz pejzaże

Maluję to, co mi w danym momencie w duszy zagra. Italia tak niesamowicie inspiruje. Wszystko jest tematem. Fotografuję te ulotne momenty i potem je przelewam na płótno. Maluję ze zdjęć głównie nocą, po dniu pracy z pacjentami

Malujesz ze zdjęć? 

Dzisiaj, kiedy technika fotografii tak poszła do przodu, wszyscy prawie malują ze zdjęć. Podczas plenerów z moim stowarzyszeniem mogę sobie pozwolić na luksus malowania z natury. Ale na co dzień, kto ma na to czas ?

Jakiej używasz techniki?

Technika wynika z tematu. Maluję na płótnie lub na desce, farbami olejnymi, pędzlem i szpachelką. Często zaczynam pędzlem, a dokańczam szpachelką. Maluję obrazy różnej wielkości, chociaż najchętniej duże formaty, bo dają rozmach, przestrzeń.

Tematy?

Pejzaże, kwiaty, martwa natura, zwierzęta, ludzie, portrety. Także wizerunki świętych. Wszystko.

Kiedy pani zaczęła malować? 

Po studiach medycznych w Krakowie poznałam męża i wyjechałam do  Włoch. Polska nie była jeszcze w Unii, więc musiałam nostryfikować dyplom czyli  powtórzyć większość egzaminów na Uniwersytecie w Mediolanie. Potem lata praktyk, kursów, dwie specjalizacje – stomatologa oraz lekarza medycyny estetycznej, doktorat, praca, rodzina, dzieci. Malowanie było w marzeniach. Kiedy już to wszystko osiągnęłam, powiedziałam sobie:  albo teraz spróbuję, albo to koniec marzeń o sztuce. I znów rozpoczęłam naukę, tym razem rysunku i malarstwa. Pracując jako lekarz nie miałam czasu na regularne studia, zdecydowałam się na indywidualny tok. Ukończyłam szereg długoterminowych kursów na uniwersytecie w Mediolanie Brera i w Instytucie Paolo Borsa w Monzy, pobierałam też prywatnie lekcje w pracowniach artystów.

Życie skupione na nauce i pracy!

Tak. Na szczęście ja nie potrzebuję dużo snu, więc w dzień pracuję, a maluję nocą. Dlatego na pytanie jaki jest mój zawód, odpowiadam, że w dzień jestem lekarzem a w nocy malarką. Takie mam dwie pasje.

Pierwsza wystawa?

W Galleria d’Arte w Pescarenico, w 2004. I krytykom i publiczności bardzo się spodobała. Byłam szczęśliwa i uznałam to za sukces. Nabrałam większej odwagi.

Potem kolejne wystawy we Włoszech, potem w Paryżu, zaczęłam być zapraszana tu i tam, i tak to się zaczęło rozwijać. Dziś mam w dorobku kilkadziesiąt wystaw, m.in. we Włoszech, Francji, Polsce, USA, Niemczech, teraz równocześnie wystawy w Łodzi i we Włoszech,  w Piacenzy. Jestem członkiem „Towarzystwa Artystycznego Paolo Borsa“ w Monzy i „Bottega dell’Arte“ w Missagli oraz CIAC w Rzymie.

Wspomniałaś o wizerunkach świętych?

To robię charytatywnie. Namalowałam wizerunek „Pana Jezusa Miłosiernego“, 140 x 80cm, dla parafii Św. Wawrzyńca w Żółkwi koło Lwowa, gdzie trafiłam z okazji 100. Rocznicy otwarcia izb lekarskich w Polsce. Obraz w złotej ramie ma zastąpić papierowy plakat, który wisi w tym kościele. Namalowałam też wizerunek Chrystusa na zamówienia kościoła w Linas pod Paryżem. Przy przekazywaniu go był biskup z Kongo, który poprosił o namalowanie obrazu do jego parafii w Kongo. Niedawno zaangażowałam się w remont kaplicy, blisko mojego rodzinnego Krakowa, żeby uratować rzeźbę Stryjeńskiego „Matka Boska z Panem Jezusem“, zniszczoną i uszkodzoną, jak cały obiekt.

Najbliższe  plany?

Współpracuję z wydawcami książek. Daniele Bertoni, artysta i pisarz z Toscanii, w swojej książce, symbolicznie nawiązującej do róż, zaprojektował okładkę na bazie  mojego obrazu „Róże“. Marek Orzechowski, polski korespondent PAP, kończy właśnie książkę o kulturze muzułmańskiej w Tunezji i wybrał już na ilustracje kilka moich prac. Obraz „Derwisze Tańczący“ rozważany jest na okładkę. Aktualnie, na zamówienie z USA, maluję portret Krzysztofa Kolumba do książki, o której na razie nie mogę mówić. Moim zdaniem świat nie ma końca i nie ma ograniczeń. Otwiera przed nami tyle dróg, wszystkie są takie ciekawe… Ja całe życie się uczę i nigdy nie poprzestaję na tym co jest i takie są moje plany na przyszłość.

 

Promocja Made in Italy w Polsce, dzięki nowej współpracy Mille Sapori i Casa Gheller

0

10 września w Restauracji San Lorenzo w Warszawie odbyła się impreza inaugurująca rozpoczęcie współpracy Mille Sapori z marką Casa Gheller, w której uczestniczyli Ambasador Włoch w Polsce Aldo Amati, Dyrektor Włoskiego Instytutu Handlu Zagranicznego (ICE) Antonino Mafodda, export manager Casa Gheller Flavio Geretto, manager działu win firmy Inalca Food & Beverage Sandro Randazzo, CEO Mille Sapori Plus Luciano Pavone oraz przedstawiciele Ambasady i managerowie z branży. Współpraca między Włochami a Polską staje się coraz ważniejszym elementem działalności Mille Sapori i Grupy Cremonini, do której należy, dlatego razem starają się intensywnie promować jakość produktów włoskich i prawdziwego Made in Italy. To właśnie z tego powodu padła decyzja o rozpoczęciu współpracy z marką Casa Gheller, będącej częścią Grupy Villa Sandi, która wpisuje się na listę najważniejszych partnerów biznesowych Mille Sapori. Prosecco Casa Gheller to produkt tradycyjny pochodzący z najwyższej jakości terenów Valdobbiadene, a jego wyjątkowa jakość polega na niezwykłej dbałości o recepturę produkcji, która pozostaje niezmieniona od początków działalności firmy po dzień dzisiejszy. Jak stwierdził Sandro Randazzo „Casa Gheller to nie tylko produkt, ale również marka o niezwykłej historii, którą chcemy promować na całym świecie, zwłaszcza teraz kiedy prosecco zostało uznane za dziedzictwo Unesco, co oznacza, że należy je chronić i podkreślać jego wyjątkową wartość.” Casa Gheller to jedyne prosecco w ofercie Mille Sapori, przeznaczone dla kanału Horeca w dostępnej cenie. Aby promować tę nową i wyjątkową współpracę, Mille Sapori planuje w najbliższym czasie serię eventów z degustacją wina w największych polskich miastach.

Marco Bernardi: moja kuchnia to pasja, jakość i autentyczność

0

Wierny tradycji lecz innowacyjny, z bagażem doświadczeń, sympatyczny, w jego szufladzie znajdziemy 365 odręcznie spisanych drogocennych przepisów. Oto Marco Bernardi, szef kuchni w Scorzè, małym mieście w połowie drogi między Wenecją a Treviso. Dobrze znany w Gdańsku, jak i w całej Polsce dzięki włoskiej oryginalności przekazanej niektórym restauracjom jak np. San Marco i Al Ponte, dwa kroki od Motławy.

Jak to się stało, że ze Scorzè przyjechałeś nad Bałtyk?

“Jest to wina, albo wręcz przeciwnie – zasługa!, polskiej żony mojego przyjaciela. Po powrocie do Włoch, zdobywszy bagaż doświadczeń w Portugalii i w Japonii zostałem zatrudniony w lokalu, który nie przynosił mi żadnej satysfakcji i od razu zacząłem szukać innego miejsca. Przyjaciel powiedział mi “Jedź do Polski!”. Odpowiedziałem ok jadę, ale chcę, żeby to było gdzieś nad morzem. I tak spojrzałem na mapę Polski i wysłałem swoje curriculum do gdańskiej sieci restauracji.”

Zmiana nastąpiła dwa miesiące po przyjeździe do Gdańska, kiedy zostałeś szefem kuchni restauracji San Marco, po tym, jak poznałeś managera lokalu, który pochodził z miasta Jesolo, był praktycznie twoim krajanem.

“Tak, jednak prawdziwą zmianą była relacja z moim szefem, właścicielem San Marco, który dzisiaj jest również właścicielem restauracji Al Ponte. Doszło między nami do zderzenia dwóch silnych charakterów, ale ostatecznie Jarek obdarzył mnie zaufaniem i pozwolił mi stworzyć menu złożone z prawdziwych włoskich dań, gdzie ketchup i inne niepotrzebne udziwnienia są zabronione, na przykład ta okropna śmietana dodawana do carbonary. Pewnego razu klient poprosił mnie o ketchup do pizzy, ale mu odmówiłem. Wyszedł, żeby sobie go kupić, kiedy wrócił zapytałem go, czy chciałby zobaczyć, jak dodaję oranżadę do żurku. Zrozumiał i uszanował smak włoskiej pizzy.”

Czasem ciężko jest zadowolić polskie podniebienie?

“Powiedzmy, że z góry szukają mocnych smaków, ale z czasem uczą się smakować delikatne nuty włoskich dań. Jak ktoś mnie pyta o sekret włoskiej kuchni odpowiadam: używajcie niewielu produktów, ale niech będą wysokiej jakości. Jeśli w domu masz tylko oliwę z oliwek, parmezan i pieprz, możesz przyrządzić wspaniały makaron lub ryż. Tym, którzy lubują się w gotowaniu radzę spędzać mniej czasu na wstawianiu zdjęć potraw na Facebooka i poświęcić więcej czasu Youtubowi i Wikipedii, gdzie można znaleźć mnóstwo ciekawych informacji o gotowaniu. Następnie należy zaryzykować i, wyzbywszy się strachu przed pomyłką, gotować aż do momentu, w którym nie powstanie coś naprawdę dobrego.“

Twoje wykształcenie to fotografia artystyczna, kuchnia jest twoim hobby, które przeobraziłeś w pracę i swój życiowy cel.

“Wszystko zdarzyło się przez przypadek. Za młodu pasjonowałem się winami, wziąłem udział w wielu kursach sommelierskich i zacząłem pracować w pewnej restauracji. Któregoś dnia zostali bez kucharza i zapytali mnie, czy umiem gotować. Bez wahania odpowiedziałem – oczywiście! Później dzięki szefowi kuchni Fabio Cucchelli rozpocząłem współpracę z restauracjami wyższego szczebla, między innymi L’Oca Bianca w Mirano, il Rifugio Fuciade na przełęczy San Pellegrino, Castelbrando, Villa Crespi i z wieloma innymi. Były to doświadczenia, dzięki którym nabyłem zręczności i nauczyłem się dobierać smaki odpowiednio i zgodnie z tradycją.”

Jesteś związany z kuchnią tradycyjną, ale jednocześnie nie przestajesz wprowadzać nowości do swoich dań, czego możemy się teraz spodziewać?

“Podstawą mojej kuchni jest tradycyjna kuchnia ludowa rejonu między Wenecją i Treviso, przepisy na dania rybne oraz warzywa i wina La Marca. Przepisów nauczyłem się od mojej matki. Mój ojciec zawsze je komentował, miał niesamowity zmysł krytyczny. Później, kiedy zacząłem serwować mu moje dania mówił “jadałem lepsze rzeczy”, to i tak był już wielki sukces. Wracając do projektów, zaczynam wprowadzać nowe typy ryb, jak na przykład karmazyn i żabnica, następnie tak zwane “folpetti” (gotowane ośmiorniczki w sosie z cytryny) i starodawne przepisy jak np. “saor” (tradycyjne danie weneckie). Aktualnie chciałbym pozwolić odkryć Polakom mozzarelle in carrozza (zapiekane mozzarelle), może też dorsza, który nie jest jeszcze doceniany tak, jak we Włoszech. Innym projektem, na którym bardzo mi zależy jest stworzenie sklepiku z włoskimi produktami, z serami, wędlinami, oliwą z oliwek, makaronami, bawolą mozzarellą, a wszystko wyselekcjonowane przeze mnie i mój zespół.”

W Gdańsku wszyscy cię znają, a ludzie zaczepiają cię na ulicy.

“Bardzo dobrze się tutaj zaaklimatyzowałem, mam wielu przyjaciół, jednym z nich jest niestrudzona Jolanta Gyza, nauczycielka Zespołu Szkół Gastronomiczno-hotelarskich, gdzie prowadzę kursy dla studentów. Biorę też udział w spotkaniach Fundacji Ital-Gedania prowadzonej przez Roberto Polce. Ale muszę przyznać, że nam, Włochom w Polsce, posiadanie Gazzetta Italia również bardzo pomaga poczuć się jak w domu.”

Umbria: zielone serce Włoch

0

Umbria to idealny kierunek wakacyjny. Otaczająca przyroda, parki, wszechobecna sztuka, sporty na świeżym powietrzu, imprezy o międzynarodowym zasięgu i fantastyczna kuchnia regionalna sprawią, że Wasz pobyt w tej części Włoch będzie niezapomniany. Tu każde miejsce cechuje niepowtarzalna tożsamość, która jest wynikiem wpływów tysiącleci cywilizacji: Umbryjczyków, Etrusków, Sabinów i Rzymian, a także epoki Średniowiecza i Renesansu, które pozostawiły po sobie wspomnienia i ponadczasowe arcydzieła. Chłopska pomysłowość cierpliwie wyrzeźbiła otoczenie, odbudowując, uprawiając i sadząc nowe drzewa oliwne i winorośle, które nie tylko stanowią źródło win i cennej oliwy, ale stały się również symbolem tych ziem. Będąc w Umbrii wystarczy przemierzyć kilka kilometrów, aby zetknąć się z dziką przyrodą odznaczającą się wielowiekowymi bukami, głębokimi jaskiniami oraz górami, w których wybrzmiewa echo starożytnych legend. Umbria to region niezwykle bogaty w wodę, który wyłania się z górskich źródeł i jezior, wpada do rzek drążących imponujące kamienne wąwozy, przechodzi w bagna i sztuczne zbiorniki, które magicznie przekształcają się w naturalistyczne oazy.

Cammini sulle orme di San Francesco

W Umbrii znajduje się aż 10 szlaków, wśród których wyróżniają się te poświęcone świętym, począwszy od franciszkańskich i benedyktyńskich. „La Via di Francesco” (24 odcinki na 400 km) to trasa prowadząca przez Toskanię, Umbrię i Lacjum, która pozwala dotrzeć do Asyżu i bazyliki poświęconej św. Franciszkowi, z miejscowości La Verna (9 odcinków na 180 km) na północ lub z Rzymu (14 odcinków) na południe. „Krótszy jest szlak franciszkańskich protomęczenników (6 odcinków na 101 km), który przebiega przez obszar terytorialny diecezji Terni-Narni-Amelia. Cammino di Benedetto z kolei (16 odcinków na 300 km), to długa trasa nastawiona na walory historyczne i duchowe, która przecina fascynujące obszary górskie, w tym miasteczko Norcia.

Starożytne miasteczka

W starożytności, w średniowieczu i renesansie Umbria była pulsującym miejscem na mapie Włoch. Znajdowała się w centrum wydarzeń historycznych, kulturalnych i religijnych. Miasta rozkwitły tu w niezwykły sposób, gromadząc niezliczone dziedzictwo artystycznych cudów stworzonych ze stanowisk archeologicznych, kościołów, zamków i pałaców. Perugia, położona na wzgórzu o nieregularnym biegu, jest największym miastem sztuki Umbrii. Prawie wszystkie jej klejnoty skupiają się w historycznym centrum miasta, zarysowanym przez dwa kręgi etruskich i średniowiecznych murów. Punktem centralnym jest Piazza IV Novembre, pośrodku której usytuowana jest urokliwa Fontana Maggiore, będąca symbolem miasta. Wokół niej wznosi się gotycka katedra i wspaniały Palazzo dei Priori wraz z Collegio del Cambio, ozdobiony freskami Perugino, a także pełna arcydzieł Galeria Narodowa Umbrii. Wąski w swoich murach Asyż jest miejscem magicznym, a fakt że przez wieki, od średniowiecza aż po dzień dzisiejszy, pozostał nietknięty, czyni go jeszcze bardziej niesamowitym. Ciężko oprzeć się urokowi bazyliki San Francesco, jednego z kluczowych i najbardziej rozpoznawalnych zabytków czasów chrześcijaństwa. Budowla złożona jest z dwóch nałożonych na siebie kościołów: w dolnym, gdzie znajduje się grobowiec Świętego, można podziwiać freski autorstwa Simone Martini, Cimabue i Lorenzetti; górna część to kontynuacja dzieł Cimabue, ale przede wszystkim cykl życia San Francesco, dwadzieścia osiem paneli Giotta lub przez niego nadzorowanych. Spoleto, stolica starożytnego księstwa Longobardów, jest gęstym skupiskiem szarego kamienia osadzonego w zieleni. Jego potężna masa kryje fascynujące widoki i wiele skarbów architektury. Oprócz obszaru, który był częścią Forum Romanum i niektórych niezwykłych kościołów, nie można pominąć również Il Duomo romanico – romańskiej katedry (XIII w.), usytuowanej na końcu spektakularnego placu: jej fasada jest arcydziełem. Nowoczesne i dynamiczne Terni zawdzięcza swój obecny kształt, po ciężkim bombardowaniu, którego ofiarą padło podczas drugiej wojny światowej, projektom architekta Mario Ridolfi. Miasto zachowało część starożytnego centrum i kilka niepowtarzalnych zabytków: XIII-wieczny kościół San Francesco z piękną kaplicą Cappella Paradisi; starożytny kościółek Sant’Alò, będący małym romańskim klejnotem; kościół San Salvatore, zbudowany na rzymskiej świątyni słońca (Tempio del Sole); kościół w San Pietro i wreszcie Duomo, wzniesiony w XVII wieku. Todi jest miejscem narodzin Jacopone, mistycznego autora hymnów. W pobliżu Piazza del Popolo znajduje się wczesnochrześcijański kościół San Fortunato, przekształcony pod koniec XIV wieku na styl gotycki, natomiast świątynia Santa Maria della Consolazione, której projekt przypisano Bramantemu, uważana jest za jeden z symboli architektury renesansowej. Wyizolowane na szczycie tufu Orvieto emanuje niezrównanym urokiem, który urzeka swoim pięknem wielu turystów odwiedzających miasto każdego roku. Jego popularność związana jest głównie z Duomo, jednym z absolutnych arcydzieł włoskiego gotyku. Punktem obowiązkowym dla miłośników renesansu jest Città di Castello z majestatycznym Palazzo Vitelli, siedzibą Pinacoteca, w którym zostały zachowane dzieła, między innymi, twórców takich jak: Luca Signorelli i Raffaello oraz Palazzo Albizzini. Kolejnym miastem o renesansowej architekturze jest Foligno, uważane za „centrum świata”, przez wzgląd na jego wspaniałe budynki, wśród których wyróżniają się te rodzin Orsinich i Trincich skrywające freski Gentile da Fabriano. Tutaj w 1472 r. wydrukowano pierwszą książkę w języku włoskim: Boską Komedię.

Zajęcia na świeżym powietrzu, przyroda, parki i sport

Na terenie Umbrii znajduje się kilka obszarów chronionych, w tym Park Narodowy Monti Sibillini, STINA i inne bardziej ograniczone miejsca, takie jak Parki Siedmiu Braci i Villalba, Jezioro Alviano (Oaza WWF) i Oaza Doliny. Dzięki rozbudowanej sieci rzecznej i otaczającym górom, Valnerina, stanowi dziś idealne miejsce do uprawiania wielu sportów na świeżym powietrzu, w tym raftingu. Wybór tras jest ogromny: od tych najbardziej przepełnionych adrenaliną, biegnących pod wodospadami Marmore, po spokojniejsze i bardziej przystosowane dla dzieci. Valnerina oferuje również możliwość uprawiania hydrospeedu i kajakarstwa rzecznego na wszystkich poziomach, a także jest znana ze wspinaczki sportowej. Klify Ferentillo to prawdziwy raj dla wspinaczy. Bez wątpienia najsłynniejszą atrakcją turystyczną doliny są wodospady Marmore, które dzięki 165-metrowemu skokowi wody stanowią widok, którego nie można przegapić. Na obszarze Parku Fluviale w miejscowości Nera zaskoczy nas gęsta sieć ścieżek, które nie tylko pomagają w eksplorowaniu piękna przyrody, ale również prowadzą do historycznych i kulturalnych miejsc o niewiarygodnym uroku, takich jak opactwo San Pietro in Valle z ołtarzem wyłożonym lombardzkimi płaskorzeźbami, czy też w kierunku opuszczonego miasta Umbriano. Panują tu także idealne warunki do uprawiania trekkingu i kolarstwa górskiego. Od 1980 r. Monte Cucco jest jednym z najpopularniejszych obszarów konkursowych dla pilotów Free Flight na całym świecie. Park Monte Cucco to doskonałe miejsce na zajęcia na świeżym powietrzu: znajduje się tu wiele ośrodków sportowych z kortami tenisowymi i basenami spa, a także wodne parki rozrywki i stawy wyposażone w sprzęt do wędkowania.

Enogastronomia

Umbria szczyci się tradycją winiarską sięgającą czasów Etrusków i Rzymian, którzy mogli rozpocząć uprawę winorośli głównie dzięki pagórkowatemu obszarowi wapienno-gliniastemu i idealnemu klimatowi. Na szczególną uwagę zasługuje trzynaście win DOC i dwa wina DOCG. Perłami tysiącletniej tradycji regionalnej są Torgiano Rosso Riserva DOCG i Sagrantino DOCG di Montefalco. W celu odkrycia tajników sztuki winiarskiej, proponujemy cztery trasy „Strade del Vino”, szlaki enogastronomiczne, które nawiązują do piękna historycznego oraz sztuki. Prawie tak samo jak wino, w Umbrii doceniany jest olej, który cechuje  się wysoką jakością i nie ma sobie równych w całym kraju. Wzgórza u podnóża Apeninów to idealne miejsce do powolnego dojrzewania oliwek – taki proces sprawia, że zachowują one niską kwasowość. Tłoczone na zimno i najczęściej mieszane, dają smaczną, owocową oliwę o intensywnym zielonym kolorze, niezbędny składnik tradycyjnej kuchni. Kuchnia Umbrii odznacza się autentycznością i prostotą oraz jest silnie związana ze smakami ziemi. Wśród charakterystycznych dla tego regionu pierwszych dań znajdziemy: makaron umbricelli przyrządzany z mąki i wody zatopiony w sosie pomidorowym, makaron stringozzi w gęsim sosie bądź podawany z dzikimi szparagami, ręcznie robione tagliatelle, ibrecciata (zupa ze strączków roślin i zbóż), gobbi (karczochy) alla perugina, zupa z ciecierzycy i kasztanów z Orvieto, a także ciriole (rodzaj regionalnych bułeczek) przyprawione czosnkiem. Do popularnych dań mięsnych należą: pieczony łeb jagnięcy, głowa, torello alla perugina, dzik, sarna, pieczona gęś, nadziewana kaczka i pijana kura z Orvieto gotowana w słynnym lokalnym winie. Chianina, hodowana w Umbrii od ponad dwóch tysiącleci, to bydło, które daje cenne, niezwykle delikatne, niskotłuszczowe mięso – prawdziwy przysmak. Bezwzględnym numerem jeden tradycyjnej kuchni pozostaje jednak wieprzowina. W miejscowościach Norcia i Valnerina obróbka wieprzowiny jest sztuką przekazywaną od stuleci i osiąga niezrównany poziom doskonałości: szynka z miasta Norcia jest uznawana za jedną z najlepszych we Włoszech. Lista drugich dań obejmuje również ryby słodkowodne. Świecka kuchnia jeziora Trasimeno oferuje, między innymi, specjały takie jak karp królewski in porchetta, tegamaccio (duszony gulasz rybny), smażony okoń królewski, szczupak (spaghetti z jajkiem) i aterynka śródziemnomorska. W jeziorze poławiane są również dwa rodzaje węgorza. Należy jednak podkreślić, że cała kuchnia Umbrii jest bogata w specjalne składniki; to w wyniku kultywowania wiejskiej tradycji i wykorzystywania dzikich warzyw z lasu i polnych ziół, zaskakuje różnorodnością aromatów. Warto skosztować również inne typowe produkty, takie jak fasola Cave di Foligno, cebula Cannara, czerwony ziemniak Colfiorito, cicerchia (bardzo smaczne małe rośliny strączkowe), orkisz z Monteleone i ze Spoleto oraz soczewica Castelluccio z Norcia, a także wyjątkowy szafran z Cascia i Città della Pieve. Królową regionu jest jednak trufla, produkt pożądania, który dzięki intensywnemu zapachowi jest motywem przewodnim wielu przepisów. Ziemia Umbrii obfituje w wysoko cenioną białą truflę, truflę czarną z miejscowości Norcia lub Spoleto, występującą latem truflę scorzone oraz bianchetto – truflę białawą. Tym sposobem dotarliśmy do deserów: Torcolo di San Costanzo (pączek ciasta chlebowego z olejem, kandyzowanym cytronem, rodzynkami, orzeszkami pinii i anyżem), strufoli (smażone ciasto z miodem lub alkermes), torciglione, makaron z orzechami włoskimi ( typowe dla bożonarodzeniowej Wigilii), tozzetti del pescatore, fave dei morti, la rocciata, panpepato, crescionda, pampolenta, cicale i ciaramicola, typowa wielkanocna słodycz z Perugii, ale przede wszystkim czekolada, której w Umbrii istnieje doskonała przemysłowa i rzemieślnicza produkcja.

Ostatnie wybory piękności w PRL

0

1989 był rokiem przemian i ogromnego entuzjazmu, nadziei i marzeń, a także ostatnich wyborów Miss Polonia w PRL. Wszystko w stylu lat 80-tych: przesadzone kolorystycznie makijaże, tapirowane fryzury, pożyczone, błyszczące sukienki lub samodzielnie wykonane stroje z tego, co można było wówczas zdobyć. Dziewczyny zgłaszały się do konkursu za namową rodziny, przyjaciół lub samodzielnie podejmowały decyzję o udziale w „walce” o koronę wierząc, że zmienią swoją przyszłość.

Po wielu latach niepewności, otwierały się przed Polską możliwości tworzenia czegoś nowego. Jednak nie każdy wiedział, jak sobie z tym poradzić i jak rozpocząć nowy akapit życia. Wszystko wydawało się ograniczone i mało kto umiał sobie wyobrazić supermarkety wypełnione towarem czy telewizję satelitarną, nie wspominając o internecie i telefonach komórkowych. Nawet filmowa „Dynastia”, która wzbudzała emocje kolorowego życia, była jeszcze przed nami, ale dzięki wizjonerom, ich pomysłowości i determinacji nasze społeczeństwo powoli zmieniło się z socjalistycznego na kapitalistyczne.

Wybory Miss Polonia w latach 80-tych były atrakcją oglądaną masowo, dzięki estradowym występom i transmisji na żywo w telewizji. Dla większości Polaków śledzenie losów wybieranych piękności wpuszczało trochę koloru i sensacji do ich codziennego życia. Wszystko było wtedy proste i ubogie, dlatego każde działanie, które sprawiało że mogliśmy poczuć odrobinę blichtru i luksusu było mile widziane. Dzisiaj o wydarzeniach kulturalnych i o świecie rozrywki wiemy wszystko, dzięki informacjom z internetu i licznym kolorowym magazynom. Wtedy, poza kilkoma publikacjami prasowymi, w których można było przeczytać o życiu sławnych osób nie było dostępu do wszechobecnego aktualnie życia celebrytów, nie plotkowano też tak bardzo na ich temat, co akurat było dobrą stroną medalu. Były tylko dwa kanały telewizyjne, przewidywalne programy rozrywkowe i kilka festiwali piosenki: w Kołobrzegu, Zielonej Górze, Opolu i Sopocie.


Kolorowe zdjęcia finalistek, obok plakatów popowych bożyszczy, ukazywały się w Dzienniku Ludowym, który można było zdobyć, na tzw. teczkę lub chodząc w sobotę o siódmej rano do kiosku ruchu. Gazety codzienne informowały o przebiegach wyborów z mniejszym rozmachem, zamieszczając krótkie notki i szaro-bure zdjęcia, podczas gdy w miejscach publicznych eksponowano newsy na tablicach informacyjnych, tak żeby każdy „robotnik” był na bieżąco. Po wyborach Miss Mazowsza zawisło tam również zdjęcie naszej trójki. Fotografia pojawiła się również w szklanej gablocie na Dworcu Centralnym, prawdopodobnie aby umilić czas podróżnym.

Czym dla mnie była przygoda z wyborami Miss? Na pewno był to wyjątkowy czas, który dał mi mnóstwo radości, nowych doznań, wrażeń i znajomości i stał się mocnym filarem na mojej życiowej drodze, mimo że nie umiałam w pełni skorzystać z tego, co było mi dane.

Gdybym w dzisiejszych czasach znalazła się w podobnej sytuacji, na pewno lepiej wykorzystałabym fakt bycia jedną z szesnastu najpiękniejszych Polek. Bycie zbyt krytyczną i surową wobec siebie utrudniało zdobywanie szczytów w świecie, który był zupełnie nieznany.

Podjęłam co prawda współpracę z jedną z pierwszych agencji reklamowych, ale zabrakło mi tupetu i pewności siebie, aby wykorzystać konkursową przygodę w działaniach zawodowych. Nie rozumiałam wtedy, że raz dana szansa się nie powtórzy lub po prostu nie było moje miejsce. Na pewno informacja, że zdobyłam tytuł II Wicemiss Mazowsza, robiła wtedy wrażenie i ludzie często się do mnie uśmiechali, ale dla mnie był to wyłącznie efekt wspaniałej przygody. Miałam propozycję wyjazdu do Miami, pracowałam też podczas targów Elektronika 2000 w Moskwie, ale potem pojawiły się nowe finalistki i przejęły pałeczkę.

Popularne były wówczas wyjazdy do Japonii, niby do modelingu, ale chyba żadna z nas nie skorzystała z tak wątpliwej propozycji.

Wyruszając w podróż do wspomnień, postanowiłam odwiedzić kilka osób, zapraszając ich do wspólnej opowieści. Pierwszym na mojej liście był współorganizator, juror i dokumentalista Jerzy Szamborski, dzięki któremu zachowało się sporo materiałów filmowych i fotograficznych z tamtych lat. Zapytałam więc Jerzego, czy było coś szczególnego, co zapamiętał z roku ’89

Jerzy Szamborski: „Mimo trudnych warunków można było wówczas wiele załatwić. Ludzie byli bardziej otwarci na takie wydarzenia. Problemem były np. kartki żywnościowe podczas zgrupowań dziewczyn, ale ten problem też można było rozwiązać. Główną nagrodą była specjalna edycja Toyoty dla Miss, z elementem korony na zderzaku. Jedyny taki egzemplarz na świecie. A jeśli chodzi o dodatkowe nagrody, to w roku 1989 przedstawiciel japońskiej firmy był tak zauroczony wdziękiem Agnieszki Angelo, że nagrodził samochodem również I Wicemiss Polonia ’89. Tego roku zdarzyła się jeszcze jedna niespodzianka. Polski przedstawiciel handlowy Fiata 126p z Bielska-Białej stwierdził, że nie chcą być gorsi i włoska firma również zasponsoruje wygranym samochody. W ten sposób I i II Wicemiss zostały obdarowane „Maluchami”!

W czasie trwającego przeszło pół roku konkursu, który składał się ze wstępnych eliminacji, wyborów regionalnych, półfinału i finału, między uczestniczkami zawiązywały się przyjaźnie. Nie wiem jak wiele dziewczyn pozostaje do dziś w kontakcie, bo do jego podtrzymania w tamtych czasach służyły listy, kartki pocztowe i telefony stacjonarne (które nie wszyscy posiadali). Ja do dzisiaj jestem w kontakcie z Małgorzatą Kobylińską, Miss Mazowsza ’89, która opowiada o emocjach związanych z wyborami:

Małgorzata Kobylińska: „Po wygranej zdałam sobie sprawę, że wszyscy od tej pory będą patrzeć na mnie przez pryzmat konkursu piękności. Miałam wtedy tylko 18 lat, dlatego od razu poszłam na studia, skończyłam SGH – wtedy najlepszą ekonomiczną uczelnię w Warszawie. Z perspektywy czasu, mam radę dla przyszłych miss: poczekajcie jeszcze 2, 3, może nawet 4 lata – to bardzo wiele zmienia. Osobiście uważam, że fakt znalezienia się w dziesiątce najpiękniejszych Polek, nie przyniósł mi wielkich korzyści. Pojawiały się propozycje kontraktów zagranicznych, ale w tamtych czasach nie było agencji modelek, które wspierałyby tak młode dziewczyny. Dlatego nigdy nie ośmieliłam się samodzielnie wyjechać, to było zbyt niebezpieczne. Poza tym po wyborach Miss Mazowsza został pewien niesmak, bo przyznane nagrody nigdy nie zostały wręczone, np. nigdy nie doszła do skutku wycieczka do Singapuru, która była główną nagrodą w konkursie.”

Kwestia nagród nie była do końca jasna, nikt nie ustalał szczegółów w pisemnych umowach, tak jak robi się to dzisiaj. Mnie się jednak poszczęściło, jako II Wicemiss Mazowsza’ 89 otrzymałam dwukasetowy magnetofon w kolorze żółtym firmy TEC i wycieczkę do Londynu. Stało się to podczas finału w hotelu Europejskim, kiedy sponsor zmienił zdanie i spontanicznie zdecydował, że lecimy wszystkie trzy. Te wspomnienia wzruszają mnie również dzisiaj, bo zdarzały się niespodzianki, które sprawiły mi dużo radości. Dzisiaj żyjemy w innych czasach. Małe rzeczy przestają cieszyć, bo status naszego życia w kraju, gdzie panuje komercyjny przepych, podniósł nasze oczekiwania. Zapomnieliśmy już o kolejkach za żywnością, papierem toaletowym, o ograniczonych kontakty między ludźmi przez brak środków przekazu i trudnościach z przekraczaniem granicy, a także o wielu innych niełatwych sytuacji, jak strajki i różnice poglądowe. Dzisiaj możemy się cieszyć wolnością słowa, kształcić się na całym świecie, realizować marzenia, komunikować się za pomocą internetu i urządzeń mobilnych. A dzięki temu, że istnieją media społecznościowe można kogoś odszukać po latach, tak stało się kilka lat temu z Anną Kaczyńską, II Wicemiss Ziemi Łódzkiej ’89, którą spytałam jak sobie radziła z doborem garderoby w tamtych czasach oraz jak udział w konkursie wpłynął na jej życie.

Anna Kaczyńska: „To była jedna wielka lekcja improwizacji i kombinowania. Część kreacji uszyłam sobie sama, część przerobiłam. Na buty i kolczyki nakleiłam tkaninę z jednej z kreacji, tak aby tworzyły komplet, na inne buty nakleiłam cekiny. Finałowe sukienki szyte były w salonie sukien ślubnych, bo nie było w moim mieście krawcowej, która uszyłaby kreacje wieczorowe. Coś udało mi się kupić w Peweksie i w Modzie Polskiej, inne rzeczy wyszperałam w szafie siostry lub mamy. Wybory nie wywróciły mojego życie do góry nogami, ale wewnętrznie z pewnością dokonały się we mnie jakieś mikro zmiany. Tego typu wydarzenie bezwzględnie uczy przełamywania w sobie wstydliwości i panowania nad tremą. To duża lekcja odwagi, z której korzystam do dzisiaj. Cały czas towarzyszą mi też zupełnie praktyczne i bardzo przydatne umiejętności, które wtedy nabyłam takie jak skomplikowana umiejętność chodzenia w szpilkach tak, aby nie zniekształcać sylwetki czy dobre nawyki dbania o wygląd, kondycję, sposób poruszania, wypowiadania, a nawet odważniejszego uśmiechu do nieznanych mi osób… z pozoru drobne rzeczy, które wykorzystuję na co dzień w różnych sytuacjach.”

Kiedy siostra podstępnie zaprowadziła mnie na eliminacje, wszystko było dla mnie nowe i ekscytujące. Nie zakładałam, że przejdę przez pierwszy etap i, szczerze mówiąc, czekałam aż ten dzień się skończy. Mając na sobie własnoręcznie zrobiony sweter, koński ogon, a zamiast kostiumu kąpielowego, kostium do aerobiku, czułam że moje szanse były nikłe. Nie byłam jedną z tych smukłych, wysokich dziewczyn w eleganckich sukienkach czy garsonkach. Pierwsze spotkanie z jurorami, którzy zadawali różne pytania, zasiadając przy długim, konferencyjnym stole i sam fakt przejścia przed nimi w kostiumie były stresem nie do opisania. Każde kolejne wystąpienia publiczne oswajały i zmniejszały uczucie tremy. Ponieważ w układach choreograficznych byłam prowadzącą, zamieniłam poczucie konkurowania w odpowiedzialność za dobrze wykonane zadanie.

Przy okazji takich wydarzeń jak konkursy piękności spotyka się również osoby, które dopytują o zakulisowe skandale. Niektórzy spekulują, że niektóre dziewczyny zapłaciły, żeby znaleźć się w finale. Mój rocznik pod tym względem był bardzo nudny,. Nie było żadnego skandalu lub nie byłyśmy tego świadome. Nie pamiętam momentów zazdrości, złości i łez wśród dziewczyn. Byłyśmy zgraną drużyną.

Zaciekawiona pasją, z jaką niektórzy Polacy śledzili wybory najpiękniejszych, poprosiłam o komentarz dwoje wielbicieli konkursów Miss Polonia: Katarzynę Żebrowską i Dominika Masnego. Pamiętam jak po występie finałowym rozdałam kilka autografów, ale nie wiedziałam, że są osoby, które z uwagą śledzą takie wydarzenia i pamiętają nazwiska finalistek z kolejnych roczników.

Katarzyna Żebrowska: „Po raz pierwszy obejrzałam w telewizji finał Miss Polonia w 1985 roku. Miałam wtedy 8 lat. Do dziś pamiętam emocje, które mi wtedy towarzyszyły. Rok później „odkryłam”, że Miss Polonia to nie jest tylko gala jednego wieczoru, ale wydarzenie trwające przez cały rok. Zaczęłam więc wycinać i kolekcjonować artykuły z gazet opowiadające o konkursie. Dziewczyny z konkursu Miss Polonia były dla mnie księżniczkami, idealnymi i nieskazitelnymi idolkami. Podczas gdy w pokojach moich koleżanek i kolegów na ścianach wisiały plakaty z podobiznami piłkarzy, aktorów, piosenkarek pop albo gwiazd rocka, u mnie można było znaleźć kalendarze z finalistkami Miss Polonia z kolejnych lat. To nie było zwykłe hobby, ja po prostu żyłam konkursem Miss Polonia. Rok 1989 to Aneta Kręglicka… oczywiście wybór jej na Miss Świata to był ogromny sukces, cieszyłam się i byłam dumna, jak wszyscy w Polsce, ale jej wybór na Miss Polonia był dla mnie zaskoczeniem. Moimi faworytkami były Małgosia Obieżalska, Żaneta Katkowska, Agnieszka Angelo. Później, na gali Miss World, Aneta Kręglicka wyglądała już olśniewająco, ale wydawała mi się taką posągową pięknością. Zauroczyła mnie dopiero kilkanaście lat później, gdy miałam okazję osobiście z nią porozmawiać. Wtedy zachwyciła mnie jej charyzmatyczna i silna osobowość, inteligencja i klasa. Bardzo podoba mi się też sposób, w jaki poprowadziła swoją medialną karierę.”

Dominik Masny: „Pasja i zainteresowanie wyborami miss sięga początku lat 90-tych i zaczęła się dość przypadkowo. Moja babcia kupiła mi w prezencie wideo i na próbę funkcji nagrywania zaprogramowałem relację TV z Półfinału Miss Polski’ 91 z Wrocławia, a kilka dni później z Półfinału Miss Polonia’ 91 z Katowic. Miałem wówczas niecałe 13 lat. Od reaktywacji wyborów Miss Polonia w 1983, wybory miss nieprzerwanie wzbudzały wówczas duże zainteresowanie. Ja również stałem się ich wielkim fanem, wycinałem zdjęcia i poszukiwałem także materiałów sprzed lat. W tamtych czasach zdobywanie informacji nie było wcale takie proste, nie było internetu, komórek i innych środków do pozyskiwania informacji. Pamiętam, że pisałem listy do organizatorów i firm sponsorujących z prośbami o wysłanie materiałów z konkursów. Nagrywanie na VHS każdej informacji o miss wspominam dziś z uśmiechem i sentymentem. Dzięki tej pasji udało mi się poznać bardzo dużo wyjątkowych osób, wśród których byli również inni fani wyborów. Szczególnie cenię sobie przyjaźń z Katarzyną Żebrowską, z którą znamy się od 1993 roku.”

Dzisiaj każdy robi zdjęcia telefonami komórkowymi, tabletami i innymi narzędziami, dzięki którym upamiętniamy każdą chwilę, a dodatkowo możemy ją upiększać. W latach 80-tych nie było nośników cyfrowych, a jedynie klisze z ograniczoną ilością zdjęć i ciemnie potrzebne do ich wywołania. To odpowiednie oświetlenie i umiejętności fotografa decydowały o dobrym zdjęciu. Nikt nie bawił się w retusz, a jedynie w proces wywoływania zdjęć w domowych warunkach. Wszystko co było na papierze, było rzeczywistym obrazem. Zapytałam Piotra Wolframa, jak wyglądał zawód fotografa w tamtych czasach.

Piotr Wolfram: „Jeżeli powiem, że rolka filmu kolorowego kosztowała 6 USD, czyli dwutygodniówkę przeciętnej pensji i była dostępna za dewizy w Peweksie, to dzisiaj nikt mi nie uwierzy. Dlatego większość zdjęć z tamtych czasów to zdjęcia czarno-białe. Ponieważ materiały światłoczułe miały duże ograniczenie, bo tylko 100 ISO, fotografowanie scenicznych pokazów wymagało jasnego obiektywu i statywu, a co za tym idzie – swobodne przemieszczanie się podczas koncertów, było utrudnione. Jeśli chodzi jednak o współpracę z innymi fotografami, to panował pewnego rodzaju kodeks, którego wszyscy starali się przestrzegać. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby wejść na scenę i fotografując, zasłonić występ innym. W dzisiejszych czasach dzięki nośnikom cyfrowym możemy robić nieskończoną ilość zdjęć, ale ponieważ i tak wybierzemy z nich tylko kilka, warto jest skoncentrować się na kadrze i ekspozycji. Chodzi o to aby zdjęcia były przemyślane. Kiedyś, każdy kadr taki był.”


Moją opowieść o wyborach sprzed 30 lat zakończyłam rozmową z Anetą Kręglicką, która oprócz korony Miss Polonia ‘89, jako jedyna Polka, zdobyła również tytuł Miss World. Stała się ikoną elegancji i piękna dla większości Polek.

Aneta Kręglicka: „Wygrana w konkursie Miss Polonia i Miss Świata dała mi popularność, której niestety nigdy nie lubiłam, ale również co było niewątpliwym pozytywem, możliwość podróżowania, poznawania świata i ludzi. To była nauka, ale też sprawdzian moich możliwości. Znając języki obce i będąc już ukształtowaną dziewczyną (przypominam, że kończyłam wtedy ekonomię na Uniwersytecie Gdańskim,) świetnie poruszałam się w zupełnie nowym dla siebie środowisku. Byłam doceniana i zauważana. W Polsce często wspomina się konotacje polityczne z moją wygraną. Może kogoś rozczaruję, ale na konkursach międzynarodowych nie miałam żadnych pytań o Polskę, Wałęsę i ówczesną sytuację polityczną w kraju. Sama też nie podejmowałam tego tematu, chociaż w głębi duszy cieszyłam się, że te przemiany mają miejsce również w tak ważnym dla mnie momencie. Polityka nie była głównym tematem. Wtedy na konkursie Miss World jedyną sensację polityczną wzbudzała wyłącznie Miss Rosji, bowiem Rosja po raz pierwszy brała w nim udział. Moją zdecydowaną przewagą, obok dojrzałości i zdystansowania, była sympatia dziewczyn, szczególnie z Ameryki Południowej, Australii, Włoch, Skandynawii. We wszystkich wewnętrznych rankingach dziewczyny plasowały mnie w pierwszej trójce. Pamiętam, jak po koronacji, na backstagu, a więc poza kamerami, spontanicznie rzuciły się z gratulacjami. To chyba był najprzyjemniejszy moment. Mimo wygranej odcinałam się od konkursu piękności, ponieważ bardziej interesował mnie biznes, w którym chciałam odnosić sukcesy i z nim przede wszystkim być kojarzona. Teraz, po wielu latach, przyznaję że pojawił się sentyment do tego, co wydarzyło się w 1989 roku.”

Niezapomniany rok 1989 to czas wielkich przemian w Polsce, rok porozumienia Okrągłego Stołu, wywalczenie demokratycznych wyborów, przywrócenia tradycyjnej nazwy państwa (Rzeczpospolita Polska, co miało na celu nawiązanie do kontynuacji spuścizny niepodległej II Rzeczpospolitej, funkcjonującej w dwudziestoleciu międzywojennym) oraz godła (orła w koronie). Rok stopniowych reform, dzięki którym kraj stojący nad przepaścią z powodu rosnącej inflacji i ogromnego deficytu budżetowego, wyłaniał się z gospodarczego pogorzeliska. To był rok walki z cenzurą, którą zniesiono dopiero w kwietniu 1990 r. Rok 1989 zakończył pewną erę i dał nadzieję na lepsze jutro i chociaż od tamtych czasów minęło 30 lat, to ich wspomnienia zawsze będą wywoływały dreszcz emocji, bo kompozycja ówczesnych uwarunkowań polityczno-społecznych już nigdy więcej się nie powtórzy.