Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 96

Telewizyjny język włoski

0

Telewizyjny język włoski

Język włoski wraz z nadejściem telewizji, datowanym oficjalnie na 3 stycznia 1954, po wieloletniej dominacji radia, przeszedł ważną zmianę, stając się narzędziem używanym przez większość obywateli, dotychczas posługujących się jego lokalnymi odmianami jako głównym środkiem komunikacji. Ponadto, spośród wszystkich rodzajów komunikacji audiowizualnej i szerokopasmowej, to telewizyjna okazuje się być może najbardziej reprezentacyjna dla coraz większej ilości użytkowników, głównie z powodu dużych inwestycji i jej wpływu na rozwój wspólnego języka.

Włoski używany w telewizji w czasie pierwszych dwudziestu lat jej istnienia, aż do pamiętnego roku 1976, kiedy to rozpoczął się rozwój telewizji prywatnej, spełniał także bezdyskusyjną rolę modelu stając się prawdziwą „szkołą językową“, zastępując w niektórych przypadkach tradycyjny system szkolnictwa. Potwierdzają to dwa programy: „Telescuola” (Teleszkoła), eksperymentalny program telewizyjny kanału RAI, stworzony przez prof. Marię Grazię Pugliesi, realizowany od 25 listopada 1958 we współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej. Jego głównym celem było umożliwienie uzupełnienia braków w nauce w zakresie kształcenia obowiązkowego dla dzieci z miejscowości niemających szkół średnich. Przede wszystkim jednak tego rodzaju programem był „Non è mai troppo tardi. Corso di istruzione popolare per il recupero dell’adulto analfabeta” (Nigdy nie jest za późno. Kurs kształcący dla dorosłych analfabetów). Była to transmisja o ogromnej oglądalności, przygotowywana przez Oreste Gasperiniego, Alberto Manzirgo i Carlo Piantoniego, nadawana w latach 60. od poniedziałku do piątku przez RAI, również utworzona ze wsparciem Ministerstwa Edukacji Narodowej. Program prowadzony przez nauczyciela i pedagoga Alberto Manziego, który był także jego współtwórcą, za swój szlachetny cel obrał naukę czytania i pisania nadal do tego zdolnych Włochów, pomimo przekroczenia przez nich wieku szkolnego. Były to prawdziwe lekcje prowadzone przez Manziego w klasach stworzonych przez dorosłych analfabetów, w czasie których posługiwano się nowoczesnymi metodami nauczania, określanych dzisiaj mianem „multimedialnych”. Wykorzystywano filmy, nośniki dźwięku, praktyczne demonstracje, lecz także genialną rękę profesora, który na dużej tablicy, za pomocą szybkich ruchów kredą, kreślił schematy i szkice.

Pierwsze transmisje wyróżniało stosowanie języka wysokich lotów, zgodnie z edukacyjną rolą przypisywaną telewizji. Można było to uchwycić w słownictwie, które skrupulatnie pomijało wyrażenia regionalne i kolokwialne, dozwolone jedynie w kontekście satyrycznym. Także wymowa spikerów i prezenterów była dostosowana do włoskiej normy utworzonej na przykładzie artykulacji we Florencji. Model ten został uznany i unormowany przez telewizję RAI w 1969 roku poprzez publikację “Słownika ortografii i wymowy”.

Później oczywiście, razem z innymi mediami, również język telewizji poddał się procesowi unowocześnienia. Charakteryzowało się ono częstszym użyciem elementów typowych dla nieformalnego języka mówionego i błyskotliwego stylu bogatego w zapożyczenia i regionalizmy, używane świadomie przez osoby władające biegle także włoskim standardem: początkowo przez rzymian, później także przez mediolańczyków i innych. Szczególnie ważne od początku lat 80. staną się także gorące linie, wprowadzające wiele odmian regionalnych i stylistycznych.

Obecnie, częściowo z wyjątkiem dzienników telewizyjnych poddanych w mniejszym stopniu ewolucji językowej, pomimo epokowej przemiany od obecności spikera do dziennikarza jako przekazującego wiadomości, komunikacja za pomocą telewizji ujawnia przede wszystkim stopniowy zanik monologu na rzecz konwersacji z tendencją do samoodniesień. Rzeczywiście, wiele aktualnych programów telewizyjnych jest skonstruowanych w oparciu o dialogi udające salonowe rozmowy, w pewnym rodzaju konwersacji pomiędzy trzema osobami-rozmówcami na ekranie i widzami przed telewizorem. Ponadto różne rodzaje talk-show i reality-show powodują zaostrzanie aspektu języka mówionego i dialogu, który ma skłonność do stawania się (sztuczną)  jednostronną rozmową. Bohater zwierza się widzowi używając wielu samoodniesień i kierując jego uwagę bardziej na inscenizację, reakcje emocjonalne i opinie innych niż na rzeczywiste wydarzenia.

Autoreferencyjność, która przyczyniła się do utraty pedagogicznych zamierzeń charakteryzujących telewizyjne początki, stała się czynnikiem rozpowszechniającym idiomy i przysłowia, związane z sukcesem transmisji i ich bohaterów. Telewizja ma ogromną moc w propagowaniu słów i wyrażeń pochodzących z innych dziedzin i mediów, od gazet do kina, od języka technicznego po slang. Już od pierwszych lat jej istnienia wznosiły się bunty przeciw prymitywizacji językowej, której była przyczyną i która w następstwie doprowadziła do globalnego obniżenia poziomu stylistycznego i do zwiększenia tolerancji w stosunku do form do tej pory uznawanych za błędne. W tym kontekście język włoski ubożeje także na poziomie pisemnym, biurokratycznym i ekspresyjno-artystycznym.

GAZZETTA ITALIA 67 (luty-marzec 2018)

0

Gazzetta Italia 67 czeka na Was w salonach Empik i wielu punktach InMedio, a na okładce: olśniewający widok Florencji! O mieście Dantego w tym numerze mówimy sporo, a w dziale poświęconym podróżom znajdziecie artykuł o willach palladiańskich z Vicenzy oraz o dwóch umbryjskich pięknościach: Asyżu i Perugii. Sztuka, teatr i kino w wywiadach z niezwykłym polsko-włoskim malarzem Robertem Stpiczyńskim, który w swoich reprodukcjach wiernie naśladuje wielkich mistrzów renesansu, oraz z niestrudzoną Małgorzatą Bogdańską, która wraz z mężem Markiem Koterskim zaczyna tournee swojego teatru w walizce. W temacie kina wywiad z Jerzym Gruzą i pełna humoru opowieść o jego włoskich przygodach. W tym wydaniu Gazzetty piszemy również o polskich i włoskich markach modowych, które zawojowały berliński fashion week, a także o Włochach w Krakowie i Wrocławiu oraz, jak zwykle, o kuchni, winie, języku włoskim i kulturze, z kalendarzem zawierającym wszystkie wydarzenia Włoskich Instytutów Kultury w Polsce.

Wina lodowe

0

Wina lodowe

Prawdziwe lodowe perły, grona bogate w cukry, zbierane w ​​bardzo nietypowym okresie. Jeśli kiedykolwiek widzieliście kogoś podczas winobrania w styczniu, oto co przygotowywał. Założę się, że niewielu z was kiedykolwiek słyszało o winach lodowych, a jeszcze mniej jest tych, którzy kiedykolwiek spróbowali tej tak rzadkiej, a zarazem wyjątkowej odmiany. Może ktoś słyszał o nich pod nazwą “ice wine” lub “Eiswein”, ale to nadal ten sam produkt.

Mówimy tu o wyróżniającym się rodzaju wina, pozyskiwanym na ściśle określonych obszarach, szczególnie w krajach północnych, gdzie niskie temperatury umożliwiają uzyskanie prawdziwych klejnotów enologicznych. Są to wyjątkowe wina z podsuszonych winogron, słodkie, o intensywnych aromatach i smakach nie do pomylenia, niczym prawdziwe skarby do odkrycia i degustacji. W niektórych obszarach plantatorzy winorośli decydują się pozostawić kiście na krzewach, nie na krótki okres dojrzewania, jak to się czasem zdarza w przypadku niektórych win deserowych, ale aż na cały okres jesienno-zimowy, decydując się na winobranie w styczniu/lutym. W tym czasie są one spowite grubą warstwą lodu, powstałą przez zamarznięcie wody wewnątrz pojedynczych gronek. Pancerz ten zapewnia mniejsze oddzielenie wody podczas tłoczenia, produkując moszcz bogaty w cukry, kwasy i sole. Aby to osiągnąć, tłoczenie odbywa się w temperaturze sięgającej około -7 ° C. Im mniej wody zostanie uwolnione, tym większe będzie stężenie cukru.

To właśnie z powodu zjawiska odmrażania ​zbiory są bardzo niskie, biorąc pod uwagę, że dla jednej winnicy wynoszą one zaledwie 5-10% zamarzniętych winogron, które są w stanie wydzielić użyteczny moszcz, a ekstrakcja moszczu jest znikoma, co tłumaczy wysoką cenę jednej butelki wina. Istnieje niewiele obszarów, gdzie wyrabiane są te wina: we Włoszech możemy spotkać ich producentów głównie w Południowym Tyrolu, ale znacznie większa liczba występuje w Niemczech, Kanadzie i Austrii. Do pozyskania ice wine wykorzystywane są białe odmiany winorośli, takie jak Riesling, Gewürztraminer, Riesling i Moscato bianco i czerwone, głównie Cabernet Franc. Jak wcześniej wspomniano, wina te są nazywane w różny sposób w zależności od obszaru produkcji: ice wine w Kanadzie, Eiswein w Niemczech, vini di ghiaccio we Włoszech, vins de glace we Francji. Nazywajcie je jak chcecie, ale spróbujcie jak najszybciej!

Co ma do roboty Polak w Padwie?

0

Wielu Polaków utożsamia region Wenecja Euganejska z Wenecją – miastem. Jednak również Padwa, jak jej słynniejsza siostra, jest miastem usytuowanym nad wodą, z eleganckimi budynkami odziedziczonymi po Republice Weneckiej. Na każdym rogu, ba, na każdej tablicy pamiątkowej, można napotkać bogatą historię, która właśnie w tym miejscu się wydarzyła. Sacrum i profanum splatają się w tym mieście od zawsze: z jednej strony cudotwórca św. Antoni, z drugiej – Galileusz, prekursor metody eksperymentalnej w nauce, czynią miasto zarówno ostatnim przystankiem pielgrzymek do słynnej Bazyliki, jak i atrakcją dla tysięcy studentów, przybywających zewsząd każdego roku, jednak najliczniej z Polski. Dzisiaj zajmiemy się przedalpejskim obliczem Padwy, gdyż wiele jest w mieście śladów pozostawionych przez wielkich Polaków, którzy je odwiedzili. Padwa była istotnym miejscem dla znaczącej części elit intelektualnych, literackich i politycznych XVI-wiecznej Polski. Właśnie dlatego będziecie bardzo szczęśliwi na wieść, że w odległości 1400 km, w Polsce, istnieje bliźniacza miejscowość – Padew Narodowa. Wśród wielu znamienitości pamiętamy Mikołaja Kopernika, Jana Kochanowskiego (polskiego Petrarkę) i ostatniego według kolejności, ale nie wagi, Jana Zamoyskiego (którego pomnik wyróżnia się na Placu Prato della Valle, a popiersie w Sali Czterdziestu Pałacu Bo). Właśnie temu ostatniemu warto poświęcić kilka zdań, gdyż zakochał się on w Padwie tak szalenie, że zechciał zrekonstruować właściwie takie samo miasto na swojej ojczystej ziemi.

Jan Zamoyski pochodził ze szlacheckiej rodziny. Późną wiosną 1561, po pobycie na studiach w Paryżu i Strasburgu przybył do Padwy. Przyjechał tutaj, żeby doskonalić wiedzę w dziedzinie prawa, mając w planach świetlaną karierę polityczną. Mieszkał w contradzie (dzielnica) Pozzo della Vacca, która znajduje się przy dzisiejszej ulicy Ospedale Civile, prawdopodobnie w budynku z numerem między 12 a 22. Szczyt swojej błyskotliwej kariery akademickiej osiągnął broniąc doktorat i zostając w konsekwencji dziekanem Wydziału Prawa. Po powrocie do ojczyzny jego tęsknota za Padwą, miejscem, które uczyniło go mężem („Patavium virum me fecit”), była tak silna i bolesna, że zdecydował się założyć Zamość, miasto ufortyfikowane w taki sam sposób jak Padwa. Zamość został wybudowany od zera na obszarze posiadłości ziemskiej Zamoyskiego, z zamiarem zaprezentowania koncepcji miasta idealnego. Został zaprojektowany przez architekta padewskiego Bernardo Morando, po śmierci zastąpionego przez weneckiego inżyniera Andrea Dell’Acqua. Do jego wybudowania zostali zatrudnieni włoscy murarze. Miasto ma bardzo padewską duszę, czego dowodzą liczne arkady, szczególnie dominujące na placu rynkowym, a także system fortyfikacyjny z bastionami bardzo podobnymi do tych padewskich. Zachwyt Zamoyskiego nad Padwą przeniósł się także na warstwę językową, do tego stopnia, że w języku polskim „padewczyk’ nie oznacza jedynie miszkańca Padwy, ale ma także znaczenie historyczne, a mianowicie odnosi się do człowieka znamienitego, który zawdzięcza miastu, w którym się wykształcił swoją wysoką kulturę intelektualną, artystyczną i polityczną. Dzisiaj Zamość jest znany jako miejsce wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a wszystkie przewodniki rozpoczynają wycieczki od kilku słów o Padwie. Kto wie czy jakiś padewczyk, nieświadomy tej historii, natknął się na Zamość, może odnajdując w nim coś znajomego, a może nasunęło mu się jakieś podejrzenie, podsycone licznymi motywami, których nazwy pochodzą właśnie od Padwy. Proponowanym szlakiem śladami Jana Zamoyskiego jest wizyta w Pałacu Bo – historycznej siedzibie uniwersytetu założonego w 1222 roku – i spacer po Prato della Valle, w celu odnalezienia między dziesiątkami pomników tych dwóch wyjątkowych, które przedstawiają dwie polskie znamienitości obecne niegdyś w Padwie, czyli Stefana Batorego i Jana Zamoyskiego właśnie. Kontynuując spacer ulicami centrum historycznego możemy udać się w kierunku Świętej Bazyliki, gdzie ważna wystawa sprzed kilku lat, zatytułowana wymownie „Urbis memoriae Polonorum degnissima – Relacje między Padwą i Polską w mowach Jana Pawła II” zilustrowała polską obecność w Bazylice, obecność, która zatapia korzenie w historii włoskiej i europejskiej, z kulminacją w momencie przekazania Bazylice relikwiarza zawierającego kroplę krwi św. Karola Wojtyły i fragmentu kości św. Faustyny Kowalskiej. Jednak ślady Polaków w historii Bazyliki pojawiały się już wcześniej, zaczynając od podarownia przez króla Jana III Sobieskiego srebrnej, pozłacanej buławy tureckiej, poprzez płytę nagrobkową upamiętniającą wojowniczego Krzysztofa Sapiehę i Kaplicę Polską (świętego Stanisława) odnowioną w XIX wieku przez malarza Tadeusza Popiela, a kończąc na ołtarzu zadedykowanym świętemu Maksymilianowi Kolbe, udekorowanym między końcem lat siedemdziesiątych i początkiem osiemdziesiątych XX wieku przez Pietro Annigoniego.

Sztuka, kuchnia, historia – witajcie w Bassano!

0

Po wspaniale spędzonym dniu w Wenecji i na lagunie już szukacie kolejnego przystanku w Waszej podróży na północ Włoch? A może by tak pojechać na północny zachód, zagłębiając się w niziny  i zatrzymać się tuż u stóp Alp Weneckich – dokładnie tam, skąd wyłania się dolina Valsugana, która dociera aż do regionu Trentino?

Witajcie w Bassano del Grappa, niewielkim miasteczku, które liczy zaledwie 43 tys. mieszkańców. Pierwsze znalezione tu przedmioty pochodzą jeszcze z epoki rzymskiej. W XV wieku miasto zostało przyłączone do Republiki Weneckiej, a tuż po jej upadku znalazło się pod panowaniem Imperium Austro-Węgierskiego. W 1866 stało się częścią Królestwa Włoch.

Bassano del Grappa poznało gorzki smak historii za sprawą dwóch wojen światowych. Jego niekorzystne położenie geograficzne wystawiało go zawsze na pierwszy ogień, przez co działania wojenne nie ominęły miasta. Zwłaszcza podczas pierwszej wojny światowej, kiedy to Austriacy, zatrzymawszy się kilka kilometrów przed miastem, stworzyli linię ognia na wzgórzu Monte Grappa i Valsugana. 26 września 1944 roku miała tu miejsce masakra, której sprawcami byli naziści. Wówczas zginęło ponad 500 osób, 400 zostało deportowanych. Do dziś, w Viale dei Martiri, pozostały drzewa-szubienice, na których wykonywane były masowe egzekucje.

Pomimo tych tragicznych wydarzeń, Bassano podniosło się z gruzów, zupełnie jak Ponte Vecchio (Stary Most), który później zmienił nazwę na Ponte degli Alpini (Most Alpejski) na cześć oddziałów alpejskich, które odbudowały go w roku 1947. Alpini i Bassano są jednostką nierozerwalną. Łatwo usłyszeć tu pieśni w trakcie degustacji grappy (wódki z winogron) lub innego produktu lokalnego, poddanego destylacji w sąsiedniej Pijalni Grappy „Nardini”, najstarszej w całych Włoszech, bowiem założonej w 1779 roku. Most ten jest nader szczególny, gdyż jest on w pełni wybudowany z drewna i znajduje się pod zadaszeniem, wg projektu architekta Andrei Palladio z połowy XVI wieku. Łączy brzegi rzeki Brenta, która przepływa przez  miasto. Z mostu można podziwiać urzekający krajobraz patrząc czy to na  północ, czy to na południe. Zobaczcie sami!

«Na moście w Bassano / podaliśmy sobie dłoń / daliśmy sobie dłoń / i miłosny pocałunek /

Przez ów pocałunek / spotkały nas przykrości / nigdy nie myślałem/ że przyjdzie mi Cię porzucić /

Musieć Cię porzucić / tak bardzo Cię kochając / to ciężki łańcuch / pętający me serce /

Spętane me serce / spętane me biodra / nie mogę przestać / płakać i wzdychać»

(pieśń ludowa „Sul Ponte di Bassano”)

Oprócz Grappy, której nazwa nie pochodzi jednak od historycznego wzgórza widocznego z zamku Castello degli Ezzelini i innych punktów miasta, cały obszar Bassano jest znany ze swojej kuchni. Białe szparagi DOP (oznaczenie pochodzenia), polenta i grzyby sezonowe, wiśnie z sąsiedniego miasteczka Marostica, sery pochodzące z płaskowyżu Asiago sprawiają, iż obszar Bassano staje się atrakcyjny, żywy i uniknalny we wszystkich swoich aspektach. Wracając do sztuki, czyż nie warto odwiedzić Muzeum Hemingwaya lub Wielkiej Wojny spacerując brzegiem rzeki Brenta? Zrobić wspaniałe zdjęcie Ponte degli Alpini z Palazzo Bonaguro? Bassano del Grappa oferuje turyście podróż inną niż zwykle, podróż, która nie tylko zaspokoi naszą ciekawość, ale również zmysły: wzrok i smak.

Trani, miasto z katedrą na morzu

0

Trani, jedno z malowniczych i urokliwych nadmorskich miasteczek regionu Apulia, położona około 50 km na północ od Bari, jest miejscowością niezwykle atrakcyjną i docenianą przez turystów zarówno ze względu na piękno krajobrazu, jak i na tamtejsze dziedzictwo historyczno-artystyczne.

Miasto niewątpliwie zawdzięcza swoją sławę przepięknej Katedrze św. Mikołaja Pielgrzyma (Cattedrale di San Nicola Pellegrino), stanowiącej jeden z najważniejszych przykładów architektury romańskiej w Apulii. Wzniesiona w malowniczej okolicy, na pięknym, dużym placu, z którego widok rozpościera się bezpośrednio na morze, wciąż jest świadectwem świetności średniowiecznej Trani. Katedra jest zbudowana z charakterystycznego kamienia Trani, tufu o różnych barwach od białego do różowego, które o zachodzie słońca przybierają ciepłych i fascynujących odcieni. Równie znane są także XIII-wieczna dzwonnica o 59 metrach wysokości, która góruje nad całym wybrzeżem, a także bogato zdobiony portal okalający drzwi z brązu wykonane przez Barisana z Trani w 1179 roku. Obecne drzwi są kopią oryginału, który po zakończeniu prac restauratorskich został przeniesiony i jest dostępny dla zwiedzających wewnątrz budynku.

Naprzeciwko katedry znajduje się zamek Castello Svevo,   którego historia sięga 1233 roku. Zbudowany został na skalistym wybrzeżu, aby chronić miasto przed ewentualnymi atakami od strony morza. Dawniej od lądu oddzielała go fosa, być może naturalna. Następnie za czasów panowania Andegawenów zamek przeszedł przebudowę, a w XIX wieku został przekształcony w więzienie.  

Port w Trani, gdzie krzyżowały się drogi handlowe między Wschodem i Zachodem,  był w przeszłości jednym z głównych i najważniejszych w Apulii. Każdego dnia wielu rybaków wraz z ich straganami tłoczą się na nadbrzeżu aż do wieczora, sprzedając świeżo złowione przez nich ryby. Latem przybycie wielu jachtów z całego świata przekształca port w prawdziwy hotel na wodzie, stanowiąc o tym, że naturalna zatoka, nad którą góruje majestatyczna dzwonnica „królowej katedr Apulii”, nadal przyciąga swoim historycznym i naturalnym czarem.

Przyglądając się nadbrzeżu, możemy podziwiać malownicze widoki, w których zakochali się turyści: po lewej widzimy paradę pięknych łodzi rybackich o intensywnych kolorach i wymyślnych nazwach, po prawej szereg łodzi rekreacyjnych. Obydwa stanowią symbol „zamieszkałej” części morza, symbol funkcjonalnego i dobrze wyposażonego portu. I w końcu symbol miasta, którego oczy wciąż zwrócone są w stronę morza, jednak już bez konieczności walki o utrzymanie swojej pozycji.

W Trani warto zwiedzić również Palazzo Antonacci Telesio. Zbudowany w 1761 roku przez rodzinę Antonacci, następnie przekazywany w drodze dziedziczenia książętom Telesio, którzy nadal go zamieszkują. Palazzo, znajdujący się na Piazza Quercia, główną fasadą zwrócony jest w stronę portu. Po zburzeniu murów Fryderyka w 1845 roku, część wschodnia pałacu została rozbudowana według projektu architekta Luigiego Castellucci z Bitonto, który przebudował także fasadę pałacu w stylu neoklasycznym. Wewnątrz budynku znajduje się luksusowy hotel il Marè Resort, a także muzeum karocy, w którym można podziwiać kolekcję 33. XIX-wiecznych karet, należących w większości do rodziny Telesio, a także uprzęże i mundury woźnic. Ta niezwykle ważna kolekcja ukazuje kunszt rzemiosła tamtych czasów i pozwala dogłębnie poznać historię tejże klasy społecznej i wszystkich tych, którzy dla niej pracowali.

Po opuszczeniu portu, zmierzamy w kierunku starego miasta i mknąc wzdłuż alejek i wąskich uliczek docieramy do dzielnicy Giudecca, która przypomina o chwili, w której do Trani w roku 1000 przybyli przedstawiciele narodu żydowskiego.

„Po dwóch dniach w podróży dotarłem do Trani, położonego nad brzegiem morza; dzięki wygodzie oferowanej przez miejscowy port, Trani jest miejscem spotkań pielgrzymów udających się do Jerozolimy; to duże i piękne miasto, zamieszkane przez około 200 Żydów, prowadzonych przez rabina Eliaha, rabina komentatora Nathana oraz rabina Yaagova”. Te informacje zanotował w swoim dzienniku wielki Chacham (doktor prawa żydowskiego) Beniamin z Tudeli, przybyły do Trani w 1165 roku.

W Trani zbiegło się 6 diaspor. Żydzi z Izraela zniewoleni przez Tytusa, Żydzi z Venosy wypędzeni przez Saracenów w IX wieku, Żydzi uciekający z islamskiej Hiszpanii Almohadów, Żydzi, którzy uciekli przed antyżydowskim gniewem niemieckiej krucjaty w Worms i Moguncji w 1096 roku, a także ci uciekający z Bari zniszczonego w 1156 przez Wilhelma I Złego i ci wydaleni z Francji przez króla Filipa Augusta i przybyli do Trani około roku 1182. 

Dzięki zezwoleniu Hohenstaufów, w roku 1155 Żydzi zamieszkali w dzielnicy Giudecca, dwa kroki od portu i katedry. Port w Trani był w tamtym czasie znacznie bardziej “wdrążony” w miasto i z ulicy prowadzącej do kościoła Wszystkich Świętych dochodziło się do zapory miejskiej, wciąż znanej jako La Galera, wykorzystywanej przez żeglarzy jako miejsce stacjonowania galer. Giudecca to okolica uliczek i podwórek na różnych poziomach z przyległymi tarasami, praktycznie ze sobą połączonymi. Wydawać by się mogło, że właśnie dzięki połączonym tarasom, mieszkańcom Trani udało się uciec przed oblężeniem Saracenów. Żydzi z Trani celowali w barwieniu tkanin i wełny, w krawiectwie, a także w prawie morskim. Wystarczy pomyśleć, że właśnie w Trani w 1063 roku zostały napisane Statuty Morskie (obowiązujące nadal na całym świecie), a oprócz katolickiego konsula Nicoli de Roggero, dwaj kolejni konsulowie Simone de Brado i Angelo de Bramo byli Żydami.

Nawet dzisiaj Trani jest żydowską stolicą Apulii. Społeczność żydowska gromadzi się w synagodze Scolanova, praktykując starożytne obrzędy, takie jak Chanuka, Święto Świateł, które odbywa się co roku w grudniu na małym placu przed świątynią. Nie można opuścić Trani nie kosztując jej lokalnej kuchni, w której królują składniki typowe dla kulinarnej tradycji Apulii. Z pewnością nie może zabraknąć tradycyjnego dania „ziemniaki, ryż i pieczone małże”, z dodatkiem cebuli, czosnku, pietruszki i oczywiście oliwy z oliwek; ponadto omlet z dzikiej cebuli, małych bulw podobnych do cebuli zwyczajnej, często używanych w kuchni Włoch południowych, a także niezastąpione orecchiette z  łodygami rzepy, serwowane według przepisu z Trani z trzema anchois i dużą ilością pieprzu.

Karnawał przed karnawałem

0

Kiedy mówi się o tradycjach ludowych na Sardynii, mowa o uroczystościach, których korzenie sięgają kilku wieków, a niekiedy nawet kilku tysięcy lat wstecz. Karnawał obchodzony jest prawie wszędzie, przyjmując różnorodne formy, które przedstawiają długą historię tej wyspy znajdującej się na środku Morza Śródziemnego, przybierając tysiące urokliwych obliczy. Karnawał antyczny, pochodzący ze środkowych obszarów wyspy, z dawnymi maskami przypominającymi istoty człekokształtne lub zwierzęta, kostiumami ze skór kozich lub wykonane z materiału orbace przy akompaniamencie dzwonków i tańców, które mają za zadanie przywoływać tajemnicze rytuały i ukazać w ten sposób silną więź między człowiekiem a zwierzęciem.

Innym rodzajem karnawału jest karnawał „Sa Sartiglia”, odbywający się w Oristano, na zachodniej stronie wyspy, w czasie którego rycerze jadący konno w białych maskach i kolorowych kostiumach muszą nabić na koniec szpady w trakcie jazdy konno gwiazdę z metalu, która zawieszona jest nad głowami biorących udział w wyścigu. Gest ten ma symbolizować obfite plony. Natomiast w miejscowości Santulussurgiu, karnawał „Sa Carrela ‘e nanti”, podczas którego rycerze popisują się odwagą, męstwem i swoimi umiejętlnościami podczas brawurowego wyścigu konno uliczkami miasta. Jeszcze inaczej świętuje się w miejscowości Tempio (północna Sardynia). Bohaterem karnawału jest Re Giorgio (król Grzegorz), czyli ogromna kukła siedząca na tronie, która przypomina jakiegoś znanego polityka, któremu wytyka się błędy popełnione przez cały rok. Przez 6 dni ulicami miasta przechodzą radosne pochody z udziałem manekina. W Tłusty Czwartek Re Giorgio zostaje spalony na placu miasta. Jest to symboliczne pożegnanie zimy i ogłoszenie wiosny. Natomiast w mieście Bosa, cała seria przedstawień o tematyce społecznej.

Nazwa „karnawał” posiada liczne odmiany w języku sardyńskim: Carrasciari, Carrasegare, Crannovali, Carrasciali, Caratzas, Marulleri, Carnovali. Jest to dowód, że tradycja karnawałowa zakorzeniona jest w każdej gminie.

Najciekawsze manifestacje z punktu widzenia autochtonicznego mają miejsce w regionie Barbagia, na górzystym terenie w prowincji Nuoro. Sami Rzymianie nadali taką nazwę temu miejscu na Sardynii z powodu trudnych do życia terenów, a jednocześnie odpornej na te warunki lokalnej ludności, przez co nie udało się Rzymianom zająć owych terenów po dojściu do wniosku, że region jest ziemią barbarzyńców. Barbaglia zatem tętni starożytnością i autentycznością; to miejsce, w którym można oddychać atmosferą antycznych rytuałów, zarówno tych związanych z nadejściem chrześcijaństwa, jak i panowaniem rzymskim i fenickim.

Wioska Mamoiada licząca mniej niż 3 tys. mieszkańców, stanowi centrum Barbagia. To właśnie dzięki karnawałowi w tej wiosce powstały maski najbardziej znane w tradycji sardyńskiej: Mamuthones i Issohadores.

Mamuthones to mężczyźni, których twarze są zakryte czarną, drewnianą maską o prymitywnych, szorstkich rysach, przymocowaną do głowy za pomocą skórzanych rzemyków. Głowa pokryta jest damską chustą, a ciało przyodziane futrem z czarnej owcy. Przemieszczają się w grupie powolnie stąpając po ziemi i wprawiając w dźwięk dzwonki usytuowane na plecach.

Issohadores to mężczyźni w czerwonej kamizelce ze złotymi guzikami (curittu), w białej masce, nakryciu głowy (berritta), białych spodniach (carzas), niewielkim szalu (issalletto), skórzanym pasie z dzwoneczkami z brązu, założonym na skos przez ramię (sanajolos) i w skórzanych butach (‘usinzos). Zadaniem Issohadores jest towarzyszenie Mamuthones. Za pomocą sznurków (so’a) muszą schwytać młode kobiety obecne na karnawale. Gest ten symbolizuje zdrowie i płodność. Niegdyś zwyczaj ten był wykonywany na właścicielach ziemskich, aby kolejny rok obfitował w dostatek i przyniósł obfite plony. W zamian, gospodarze zapraszali całą grupę do swoich domów i częstowali winem i słodyczami. Dziś zamiast gospodarzy ziemskich, tradycję kontynuują ważne osoby z miasteczka, zamysł jednak pozostaje niezmienny. Podczas pochodu Mamuthones kroczą w ciszy i przebrani są w ciemne, jednolite kolory, natomiast Issohadores przebierają się w ubrania o żywych kolorach i to oni grają pierwsze skrzypce.

Pochodzenie masek i rytuałów karnawału z Mamoiady nie jest pewne. Według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Sassari, rytuał został zaczerpnięty z epoki nuragijskiej (2000 r. p.n.e-200 r. p.n.e). Gest ten miał za zadanie oddawać cześć zwierzętom, chronić od złych duchów i sprzyjać zbiorom. Hipotezą dotyczącą pochodzenia owych rytuałów jest świętowanie zwycięstwa pasterzy z Barbagia przeciwko najeźdźcom saraceńskim, których uwięziono i poprowadzono przez miasto; może to być też pozostałość rytuału totemicznego poskramiania wołu lub rytualna procesja Nuragijczyków w hołdzie dla jakiegoś bożka, patrona rolników lub pasterzy. Niektórzy uczeni popierają tezę o związku z rytuałami dionizyjskimi i innymi, które podkreślają następowanie po sobie pór roku.

Maskarady podobne do tych Mamuthones występują także w innych zakątkach Europy, od Morza Egejskiego po Półwysep Iberyjski, od Alp po Bałkany i aż po Skandynawię, szczególnie w górach i u ich podnóży. Tradycje były już znane i praktykowane we wczesnych średniowieczu, co sprawia, że możemy przypuszczać ich powstanie w czasach przed Chrystusem.

W Barbagia i wielu innych miejscach na Sardynii karnawał zaczyna się w dniu, w których wspominamy Świętego Antoniego zwanego Wielkim, chroniącego przed ogniem (il Santo del Fuoco). Między 16 a 17 stycznia cmentarze i okolice kościoła wypełnione są maskami karnawałowymi, które kumulują się przy wielkich ogniskach. Pomimo widocznego związku karnawału z religijnością, karnawał na Sardynii to jedyne święto kalendarzowe niezwiązane z liturgią katolicką, święto, które pełni raczej funkcje społeczne, teatralne (maski, przebrania, kostiumy, satyra, groteska), aby odwrócić uwagę od codziennej rutyny.

Język wenecki, czy włoski?

0

 

W historycznym kalejdoskopie perypetii języka włoskiego, niebagatelną rolę odegrały języki lokalne państewek sprzed zjednoczenia Włoch, a wśród nich z pewnością Republiki Wenecji, która zapisała się w historii języka, będąc przez tysiąc sto lat państwem autonomicznym, posiadającym imponującą sieć połączeń politycznych i handlowych, którą stworzyła i którą zarządzała w Europie i wzdłuż wybrzeży wschodnich Morza Śródziemnego.

Podczas niedawno zorganizowanego kongresu na Uniwersytecie Ca’ Foscari w Wenecji, wyszczególnione zostały istotna rola i silne zakorzenienie w wielu państwach języka Wenecji, który to przez długi czas odgrywał rolę zbliżoną do dzisiejszego angielskiego.

Na przykład w rozmowach z namiestnikami tureckimi, w szesnastowiecznym Stambule, dyplomaci i tłumacze włoscy i europejscy posługiwali się właśnie językiem weneckim, doskonale rozumianym przez Sułtana, czego dowodzi powiedzenie: “Gdy spotykasz Sułtana, mów z nim po wenecku.” Z drugiej zaś strony, w okresie między średniowieczem a czasami współczesnymi, potężna i rozwijająca się pozycja Republiki na obszarze Wschodu doprowadziła do błyskawicznego rozprzestrzenienia się weneckiej mowy również w tamtym rejonie, czego nie udało się wcześniej osiągnąć żadnemu innemu językowi. Rozumiano i używano go w mowie i w piśmie, nie tylko w samych koloniach Wenecji, jak np. w chorwackim Zadarze, na wyspach Morza Jońskiego czy na Krecie, ale również na terenach granicznych, w tym tych znajdujących się w posiadaniu Imperium Osmańskiego.

Jak wykazały ostatnie badania językowe i filologiczne, aż do początków dziewiętnastego wieku język Wenecjan był językiem międzynarodowym w pełnym tego słowa znaczeniu: język weneckich dożów obejmował cały Wschód, znajdując zastosowanie w komunikacji, nawigacji, wymianie handlowej i kwestiach politycznych. Znacząca ilość słów z języka weneckiego przeszła do chorwackiego, albańskiego, arabskiego i tureckiego, a za sprawą wzajemnych oddziaływań również do greki, co potwierdza fakt, iż w greckim „karekla” to krzesło, „katsavidi” to śrubokręt, a „pirouni” to w dialekcie z Cypru widelec, czyli po wenecku „piron”.

Ostatnio przeprowadzone badania wielu dokumentów przechowywanych w archiwach zarówno Wenecji, jak i wielu innych państw basenu Morza Śródziemnego, wykazały zawiłe i fascynujące perypetie zakorzeniania się języka weneckiego na wschodnich wybrzeżach Adriatyku za czasów, gdy posługiwali się nim również Turcy.

Kasia Smutniak w filmie

0
Marito e Moglie, regia di Simone Godano, direzione della fotografia Michele D’Attanasio Roma dicembre 2016 - gennaio/febbraio 2017

Oryginalna i błyskotliwa komedia debiutującego w roli reżysera Simone Godano od 16 lutego w polskich kinach.

Andrea (Pierfrancesco Favino), untalentowany neurochirurg i Sofia (Kasia Smutniak), ambitna prezenterka telewizyjna, małżeństwo z kilkuletnim stażem, które nie potrafi już ze sobą rozmawiać. W wyniku niewiarygodnego eksperymentu zamieniają się nagle ciałami i muszą prowadzić życie współmałżonka. Nowa sytuacja pomoże im lepiej poznać codzienność drugiej połówki i spojrzeć na związek z innej perspektywy. Jakie efekty przyniesie zaskakująca zmiana ról, jaki wpływ będzie miała na ich życie?

Dzięki profesjonalnej obsadzie reżyser mógł zdecydować się na improwizację na planie, co sprawiło że wszyscy dobrze się bawili, a efekt końcowy był jeszcze bardziej spontaniczny i naturalny. „Żona czy mąż?” mówi o codzienności w niecodzienny sposób i zachęca do tego, aby czasami popatrzeć na świat oczami bliskiej nam osoby i zrozumieć jej punkt widzenia.

 

reżyseria: Simone Godano

obsada: Pierfrancesco Favino, Kasia Smutniak, Valerio Aprea, Sebastian Dimulescu, Gaetano Bruno

produkcja: Italia, 2017

dystrybucja w Polsce: Spectator

durata: 100′

Marito e Moglie, regia di Simone Godano, direzione della fotografia Michele D’Attanasio
Roma dicembre 2016 – gennaio/febbraio 2017

Już ponad 10 lat Festiwalu Skrzyżowanie Kultur

0

Festiwal Skrzyżowanie Kultur (FSK) to największa w Polsce prezentacja muzyki świata i wielokulturowości. Od  2005 roku wystąpiło na nim w sumie 177 artystów z 60 krajów i sześciu kontynentów. Co roku wydarzenie przyciąga kilkunastotysięczną publiczność, a każdy z koncertów w namiocie festiwalowym budowanym przed PKiN w Warszawie gromadzi ponad 1200 widzów.

Każdej edycji towarzyszy inny motyw przewodni prezentujący wybrany aspekt muzyki świata. Dzięki temu przez 10 lat udało się stworzyć szerokie spektrum muzycznych tematów i snuć pasjonującą opowieść o różnorodnym świecie world music. Podczas jubileuszowej dziesiątej edycji festiwalowi towarzyszyło hasło „Legendy i odkrycia”. A na scenie obok uznanych gwiazd world music jak Hugh Masekela czy Mahmoud Ahmed pojawili się artyści stojący dopiero u progu międzynarodowej kariery, m.in. Teta i Zé Luis. Grono gości festiwalu wzbogaciło się o kolejne znakomite nazwiska.Lista artystów, którzy w ciągu ostatnich 10 lat pojawili się  na scenie Skrzyżowania Kultur, jest imponująca. Są na niej m.in. Femi Kuti, Jivan Gasparyan, Concha Buika, Alim Qasimov, Youssou N’Dour, Lady Smith Black Mambazo, Salif Keita, Trilok Gurtu, Sara Tavares, Jasmin Levy, Tcheka.

Znakiem rozpoznawczym Festiwalu Skrzyżowanie Kultur są także warsztaty prowadzone przez mistrzów muzyki etnicznej. W ostatnich latach można było uczyć się m.in. śpiewu arabskiego, innuickiego, tańca haka oraz gry na tradycyjnych instrumentach jak flet pasterski czy bendir. – Nasi widzowie mogą zanurzyć się w świecie korzeni kulturowych różnych narodów i uświadomić sobie ich bogactwo i koloryt. Ten festiwal uwrażliwia na drugiego człowieka, bez względu na to z jakiego obszaru kulturowego pochodzi – ocenia Andrzej Matusiak, dyrektor Stołecznej Estrady, który festiwal tworzy od samego początku.

FSK nieustannie się rozwija. W 2013 roku w programie pojawiło się nowe wydarzenie – Sounds Like Poland. To otwarte koncerty polskich artystów folkowych i międzynarodowa konferencja poświęcona muzyce świata.  Występują u nas  najwybitniejsi artyści nurtu world music, a festiwal jest wizytówką Polski za granicą. Przez te dziesięć lat zmieniliśmy Warszawę i nastawienie jej mieszkańców do innych kultur. Dziś myślimy również o prezentacji polskiej „muzyki świata“ za granicą. Projekt Sounds Like Poland promuje młodych artystów polskich, prezentując ich sztukę szerokiemu gronu specjalistów dziennikarzy i managerów – ocenia ostatnie 10 lat Maria Pomianowska, dyrektor artystyczna Festiwalu Skrzyżowanie Kultur.