Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 98

Premiera filmu

0

15 grudnia będzie miał swoją premierę film „Italian Race” w reżyserii Matteo Rovere, ze znakomitymi Stefano Accorsim i Matyldą De Angelis w rolach głównych. Spośród licznych nominacji i zdobytych nagród, warto wymienić 6 statuetek David di Donatello oraz 3 Nastri D’Argento. Polskim dystrybutorem filmu jest Spectator – więcej niż kino, a Gazzetta Italia jest jego patronem medialnym.

Film inspirowany jest prawdziwą historią kierowcy rajdowego Carlo Capone i opowiada o rodzinie De Martino, dla której rajdy samochodowe to pasja i sposób na życie. To historia o 17-letniej utalentowanej pilotce rajdowej, Giuli i jej bracie Lorisie, doskonałym kierowcy, którego karierę zaprzepaściło uzależnienie od narkotyków. Rodzeństwo, w wyniku śmierci ojca, będzie musiało uczyć się siebie na nowo i współpracować, również zawodowo, co okaże się dość skomplikowane. Jak przyznaje sam reżyser: „Italian race to film akcji, połączenie komedii z dramatem, w którym równie ważni są bohaterowie: pełnokrwiści, niejednoznaczni, prawdziwi (…) chciałem oddać legendarną atmosferę, którą wykreował w swoich opowieściach stary mechanik, Antonio Dentini”.

Zwiastun filmu: https://www.youtube.com/watch?v=qgSIYEMrmlk&feature=youtu.be

 

Spotkanie w Mediolanie „Invest in Poland”

0
Businessman pressing a Business concept button.

Invest in Poland: Włoska firma w Polsce a możliwości, jakie dają specjalne strefy ekonomiczne

W środę 29 listopada br. odbędzie się w Mediolanie seminarium pt.  L’impresa italiana in Polonia e le zone economiche speciali – opportunità da cogliere e gestire (Włoska firma w Polsce a możliwości , jakie dają specjalne strefy ekonomiczne) organizowane przez Konsulat Generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Mediolanie wraz z kancelariami prawnymi De Berti Jacchia Franchini Forlani z Mediolanu i Domański Zakrzewski Palinka z Warszawy. Patronat nad wydarzeniem objęły Włoska Izba Handlowo-Przemysłowa w Polsce oraz Promos – biuro Mediolańskiej Izby Handlowej do spraw internacjonalizacji przedsiębiorstw.

Podczas spotkania, którego początek zaplanowano na godzinę 16:15, odbędą się następujące prelekcje: dr Adrianna Siennicka, Konsul Generalny RP w Mediolanie oraz Bartosz Skwarczyński,  Wicekonsul przedstawią aktualną ogólną sytuację gospodarczą naszego kraju. W dalszej kolejności dr Raffaello Benetti z agencji Promos omówi niezbędne narzędzia internacjonalizacji przedsiębiorstw. Przewidziano ponadto panele, podczas których adwokaci z kancelarii z Mediolanu i Warszawy przybliżą zagranicznym słuchaczom kwestie o charakterze prawniczo-podatkowym. Szczególny nacisk natomiast, zostanie położony na możliwości, jakie oferują również włoskim przedsiębiorcom specjalne strefy ekonomiczne w Polsce. Na zakończenie spotkania przewidziano czas na dyskusję i ewentualne pytania.

Miejsce: Sala Liberty, Kancelaria prawna De Berti Jacchia Franchini Forlani, Mediolan, Via San Paolo 7

Wstęp wolny po uprzedniej rezerwacji pod adresami e-mail: eventi@dejalex.com lub mediolan.kg.sekretariat@msz.gov.pl . Liczba miejsc ograniczona.

Zwroty, które koniecznie musisz znać, aby mówić po włosku jak Włosi!

0

Umiejętności językowe każdego człowieka są różne. Niektórym opanowanie języka obcego zajmuje niewiele czasu i następuje naturalnie, podczas gdy inni muszą aktywnie angażować się w naukę, aby osiągnąć zadowalające rezultaty. Jednak pewnym jest, że większość osób uczących się języków obcych marzy o tym, aby mówić jak native speaker. Często, niektórzy uczą się języków przez wiele miesięcy z książek lub innych materiałów dydaktycznych, nigdy jednak nie wchodząc w kontakt z żywym językiem, używanym przez daną wspólnotę językową. Jak zatem można zbliżyć „wyuczone” umiejętności językowe do tych naturalnych, stosowanych przez native speakerów, aby nie wypaść dziwacznie w oczach innych rozmówców? Przede wszystkim należy podkreślić, że w komunikacji ustnej nasza uwaga koncentruje się bardziej na osobie mówiącej niż na określonych regułach, a zatem mamy większą swobodę wypowiedzi, gdyż nie przykłada się dużej wagi do poprawności gramatycznej czy składniowej.

W przypadku języka włoskiego, język mówiony bardzo ulega wpływom zjawiska uproszczenia językowego, polegającego na rezygnacji z bardziej złożonych form na rzecz tych prostszych. W rezultacie, mowa jest swego rodzaju procesem, podczas gdy język pisany stanowi jego produkt. Komunikacja ustna odbywa się w czasie rzeczywistym, a co za tym idzie, niemożliwym jest szersze zaplanowanie jej przebiegu, ponieważ w większości przypadków zachodzi spontanicznie, a język mówiony jest ulotny i nieusuwalny, w przeciwieństwie do języka pisanego, który jest przemyślany, opracowany, niekiedy poprawiany i ogólnie rzecz biorąc charakteryzuje się  mniejszą częstotliwością redundancji. Jak już zostało wspomniane w artykule opublikowanym w poprzednim numerze, włoski mówiony różni się od pisanego pod wieloma względami, ale musimy podkreślić, że różnice te nie wynikają z istnienia różnych gramatyk, ale raczej sytuacji wypowiedzi, w zależności od których zostają wybrane określone zastosowania językowe. Możemy wyróżnić kilka cech charakteryzujących język pisany, te typowe dla języka mówionego, a wreszcie także takie, które odnajdziemy w obydwu rodzajach komunikacji.

Najbardziej znaczącą różnicą pomiędzy tekstem pisemnym i komunikatem ustnym jest „gęstość słów”, które są używane do przedstawienia konkretnej informacji. Istotnie, język pisany charakteryzuje się wykorzystywaniem bogatszego słownictwa, w odróżnieniu od mówionego, który z kolei przedstawia większą złożoność gramatyczną. Często w języku włoskim, głównie mówionym, można wyróżnić kilka wyrażeń bądź terminów, które wzmacniają sens tego, co mówimy, a ich znaczenie zmienia się w zależności od sposobu i intonacji z jaką są wymawiane. Mowa o elementach językowych zdolnych do przekazania pewnego konceptu w szczególnie skuteczny sposób, bez uciekania się do zbędnych opisów i które nabierają szczególnego znaczenia w zależności od umiejscowienia w wypowiedzi, ale również w zależności od kontekstu, w którym zostały użyte. Poniżej proponujemy kilka zwrotów, dzięki którym Wasze wypowiedzi będą bardziej naturalne i zbliżone do autentycznego języka używanego na co dzień przez Włochów.

Addirittura: pierwotne znaczenie tego słowa to „prosto, od razu, bezpośrednio”:

Andiamo addirittura (= direttamente) al mare, senza prima lasciare i bagagli.

Chodźmy prosto nad morze, bez zostawiania wcześniej bagaży.

Obecnie jednak, zwrot „addirittura” częściej funkcjonuje jako wyraz zdumienia używany do podkreślenia lub wzmocnienia innego słowa i którego znaczenie zbiega się z „nawet, wręcz”, „bez wątpienia”, „absolutnie”, „co więcej”.

 

L’allievo alla fine è diventato addirittura (= perfino) più bravo del suo maestro.

Uczeń ostatecznie stał się nawet lepszy od swojego nauczyciela.

 

In democrazia ci si confronta, è addirittura (= senz’altro) elementare.

W demokracji się dyskutuje, to wręcz podstawa.

 

Un simile atteggiamento è addirittura (= assolutamente) inaccettabile!

Takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne!

 

Ha addirittura (= per di più) osato insultarmi davanti a tutti!

Co więcej, ośmielił się obrazić mnie na oczach wszystkich!

 

Zwrot „addirittura” może mieć także wymowę ironiczną, ale nie obraźliwą, na przykład w odpowiedzi, której udzielamy komuś, kto chwali się, iż udało mu się osiągnąć bardzo prosty lub niepoważny cel, ale również wyrażenia tego możemy użyć chcąc wyrazić zdziwienie pomieszane z podziwem w jednym słowie.

 

Ieri sera ho bevuto 10 birre! Ostatniego wieczoru wypiłem 10 piw!

Addirittura! No co ty!

 

Spesso mi dicono che sembro più giovane, mi danno al massimo 30 anni. Często słyszę, że wyglądam młodziej, nie dają mi więcej niż 30 lat.

Io te ne darei anche 25. Ja bym ci dał 25.

Addirittura! Co ty nie powiesz!

Pasta e fagioli – Tradycyjne danie z regionu Wenecji Euganejskiej

0

Składniki dla 4 osób:

  • 500 g suchej czerwonej fasoli albo fasoli borlotti
  • 80 g makaronu jajecznego typu lasagna albo pappardelle
  • 70-80 g bardzo cienko pokrojonego wędzonego boczku
  • 1 duża żółta cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 łyżki pomidorów
  • 1 gałązka rozmarynu
  • 1 garść pietruszki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia
  • 2-3 łyżki białego wina
  • 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Umyj dobrze fasolę w bieżącej wodzie i umieść ją w wodzie z sodą oczyszczoną na całą noc. Następnego dnia gotuj fasolę przez przynajmniej 3,5–4 godziny. Kiedy fasola będzie prawie gotowa, pokrój cebulę i czosnek. Gotuj wszystko na małym ogniu z niewielką ilością oliwy, dopraw białym winem. Kiedy wywar będzie klarowny i nabierze bursztynowego odcienia, dodaj siekany rozmaryn i pietruszkę, a następnie zwiększ ogień. Na teflonowej patelni zarumień na małym ogniu plasterki boczku, bez używania oliwy, i odłóż je na bok.

Kiedy sos zrobi się dość gęsty, weź połowę fasoli i zmiksuj ją na krem. W międzyczasie ugotuj makaron i odłóż na bok. Na patelni wymieszaj całą zmiksowaną fasolę z prawie całą ugotowaną fasolą i przyprawioną cebulą, z połową boczku i z wcześniej odcedzonym makaronem. Rozrzedź sos odrobiną wody i dodaj sól, gotuj przez kolejne 2-3 minuty. Makaron z fasolą po wenecku jest dość gęsty, podawaj go na talerzach i przyozdób pozostałym boczkiem, cebulą, kilkoma kroplami oliwy i odrobiną pieprzu.

Tłumaczenie pl: Dorian Kopik

GAZZETTA ITALIA 65 (październik-listopad 2017)

0

Gazzetta Italia 65 to wydanie kultowe! Nie mogło być inaczej, patrząc na wyjątkową okładkę z Sophią Loren siedzącą pomiędzy aktorem Jamesem Masonem, odtwórcą głównej roli w filmie “Lolita” Kubricka, a Michałem Waszyńskim. Ale kim był ten Waszyński? O tajemnicach życia tego polskiego reżysera i producenta, który miał okazję osobiście posmakować włoskiego dolce vita, opowiadają twórcy dokumentu poświęconego jego osobie. Poza kinem, sporo miejsca poświęciliśmy piłce nożnej (wywiad ze Zbigniewem Bońkiem), modzie (kreacje The Attico oraz Vivetty), oraz, rzecz jasna, włoskim destynacjom (w zabawnym opowiadaniu drogi “Studiowanie słońca. Włoska podróż”, które pozwala nam odkryć wiele nowych miejsc w Bel Paese). Pozostając w temacie podróży, piszemy także o Padwie i Trieście, a w dziedzinie kuchni nasza dietetyk opowie o pięciu składnikach, których włoska kuchnia zazdrości tej polskiej. W sekcji językowej polecamy wspaniały tekst “Włoski Villaggia”, poświęcony wielkiemu włoskiemu komikowi Paolo Villaggio i wielu neologizmom wymyślonym na potrzeby jego filmów. Oczywiście znajdziecie u nas również wszystkie stałe rubryki oraz bogate w wydarzenia kalendarze włoskich instytutów kultury.

12. edycja Konkursu Arte Laguna w Wenecji

0

Nowy termin zgłoszeń!

18 grudnia 2017

 

Wyróżnienie Arte Laguna, organizowane przez weneckie Stowarzyszenie Kulturalne MoCa, stanowi doskonałą okazję rozwoju artystycznej kariery oraz uczestnictwa w wydarzeniu łączącym twórców z całego świata. Finaliści wyłonieni przez międzynarodowe jury składające się  z dyrektorów muzeów, reżyserów,  kuratorów i krytyków sztuki oprócz otrzymania nagród pieniężnych, wezmą udział w wystawie głównej w weneckim Arsenale, a także będą mieli okazję zaprezentować swoje prace podczas wystaw w międzynarodowych Galeriach Sztuki oraz rozwinąć swój warsztat podczas pobytu w jednej z 11 Rezydencji Artystycznych.  Do udziału w konkursie mogą zgłaszać się wszyscy artyści bez względu na wiek, płeć i pochodzenie, prezentując jedną lub więcej prac w kilku następujących kategoriach:

– malarstwo,

– sztuka fotografii,

– rzeźba i instalacja,

– sztuka wideo i filmy krótkometrażowe,

– występy,

– sztuka wirtualna,

– grafika cyfrowa,

– sztuka środowiskowa,

– urban art.

Zgłoszenia przyjmowane są do 18 grudnia 2017 r.

Szczegółowe informacje: www.artelagunaprize.com/pl.

 

Ennio Morricone oczarował Kraków

0

Artykuł został opublikowany w numerze 62 Gazzetty Italia (kwiecień-maj 2017)

6 lutego jeden z najznakomitszych kompozytorów wszech czasów Ennio Morricone poprowadził koncert w Tauron Arenie Kraków w ramach tournée “60 years of music world tour’’. Maestro towarzyszyło 200 muzyków Czeskiej Narodowej Orkiestry Symfonicznej oraz chórzystów Csokonai National Theatre Choir. Był to niezapomniany koncert, w trakcie którego Morricone przedstawił szeroką gamę utworów, zarówno tych dobrze znanych, jak i mniej, m.in.: “Gabriel’s Oboe”, “Cinema Paradiso”, “Kolacja dla dwojga” i “Po antycznych schodach”. Morricone zwykł mówić: “Przygotowując program koncertu biorę pod uwagę zarówno to, co chce usłyszeć publiczność, jak i to, co chcę, aby usłyszała’’. Pod koniec ostatniego koncertu – prawdziwej uczty dla ucha, miały miejsce owacje na stojąco nagrodzone potrójnym bisem. Często słysząc pierwsze nuty moich ulubionych utworów nie byłam w stanie opanować wzruszenia, ponieważ muzyka Morricone towarzyszy mi od najmłodszych lat.

Morricone wielokrotnie występował w Polsce, to jego trzeci koncert w Krakowie. Kilka dni przed koncertem powiedział: “Cieszę się z przyjazdu do Krakowa. Dlaczego? Ponieważ w Krakowie napisałem kilka utworów, które później cieszyły się dużym uznaniem. Nie powiem jakich, ale były przeznaczone do filmu poświęconego poprzedniemu papieżowi, który był z Krakowa. Miałem ogromną przyjemność mogąc poznać Kraków, ponieważ jest to miasto niesamowicie bogate w dzieła sztuki’’.

Ennio Morricone urodził się 11 listopada 1928 roku w Rzymie. Uczęszczał do szkoły podstawowej na Zatybrzu razem z przyszłym reżyserem Sergio Leone, z którym współpracował przez 20 lat pisząc ścieżki dźwiękowe do jego najbardziej znanych filmów m.in. do tzw. spaghetti westernów.

Ukończył Narodowe Konserwatorium im. Świętej Cecylii w klasie trąbki, orkiestracji i kompozycji. Pracował jako aranżer dla wytwórni płytowej RCA-Italia. Karierę kompozytora muzyki filmowej rozpoczął w 1961 roku muzyką do filmu “Urzędnik” w reżyserii Luciano Salce. Światową sławę przyniosły mu kompozycje do filmów Sergio Leone. Otrzymał liczne nagrody, m.in.: 2 Oskary, za całokształt w 2007 roku oraz ostatniego z 2016 roku za muzykę do “Nienawistnej Ósemki’’, trzy Złote Globy, trzy Grammy, 6 BAFTA, 11 Nastro d’Argento, 2 European Film Award, 10 David di Donatello, Złote Lwy.

Każdy wielki reżyser ma swojego ulubionego kompozytora. Dla Federico Felliniego był to Nino Rota, dla Stevena Spielberga John Williams. Morricone jest ulubieńcem dwóch gigantów włoskiego kina: Sergio Leone i Giuseppe Tornatore. Z Leone współpracował przez 20 lat (ich dzieło przerwała śmierć reżysera). Współpraca z Tornatore trwa już od 25 lat i przyniosła niezliczone owoce w postaci muzyki do takich filmów, jak “Cinema Paradiso”, “Malena”, “Sprzedawca marzeń” i wielu innych.

Morricone nie jest tylko zwykłym kompozytorem muzyki filmowej, on jest kompozytorem przez duże K. Ten cichy i introwertyczny człowiek poprzez swą miłość do muzyki obdarowuje nas ciągle niekończącymi się chwilami radości i nieopisanej harmonii.

foto: Beata Agnieszka Jastrzębska

VI edycja Festiwalu Viva l’Italia

0

W dniach od 13 do 17 września, festiwal Viva l’Italia z bogatym programem wydarzeń po raz pierwszy  zawita do Krakowa. Czego można się spodziewać? Przede wszystkim wielu znakomitych produktów spożywczych z różnych regionów Włoch: Abruzji, Kalabrii, Toskanii, Sycylii, Kampanii, Lombardii, Piemontu, Wenecji Euganejskiej, a także całego mnóstwa pysznych potraw do spróbowania (pizza neapolitańska, rzymska pinsa, bruschette i wiele innych), które pozwolą uczestnikom zanurzyć się w prawdziwych i najbardziej znanych włoskich smakach. Festiwal rozpocznie się 13 września uroczystą kolacją w Hotelu Starym. Podczas wieczoru goście mogą liczyć na prawdziwie włoskie menu przygotowane przez szefa kuchni Orlando Giordana oraz mistrzynię cukiernictwa Anę D’Andrea, a także przeróżne kulinarne i muzyczne atrakcje. W programie przewidzianych jest wiele imprez, które będą miały miejsce na scenie na placu Jana Nowaka Jeziorańskiego: pokazy kulinarne KucinAlina, koncerty muzyki pop oraz rockowego zespołu z Brescii ‘Alex W. Bettini & The Midnight Ramblers’, włoskie karaoke z Giorgio Pezzolato, tradycyjna muzyka ludowa z „Gruppo Addhrai”, występ utalentowanej gitarzystki i flecistki Teresy Minnillo, zabawne konkursy z nagrodami „Mionetto prosecco”, pokaz zabytkowych samochodów z forzaitalia.pl, talk show i wiele innych.

Interesujące wydarzenia odbywać się będą także w Instytucie Kultury Włoskiej w Krakowie: począwszy od wystawy Marco Angelini „Speculum: materia i jej podwójność”, po prezentację i degustację win Franciacorta oraz cykl projekcji zarówno historycznych filmów dokumentalnych jak i filmów współczesnych. Przewidzianych jest również mnóstwo atrakcyjnych zabaw dla najmłodszych uczestników festiwalu, podczas których będą mogli oni bawić się, uczyć i rozsmakować w słodkościach prosto od firmy Ferrero.

Impreza organizowana jest przez włosko-polską fundację InteRe we współpracy z Włoskim Instytutem Kultury w Krakowie, Konsulatami Włoch w Krakowie i Wrocławiu, a także z Com.It.Es. (Komitet Włochów za granicą), Uniwersytetem Jagiellońskim, Włoską Izbą Przemysłowo-Handlową w Polsce, Zespołem Parków Krajobrazowych Województwa Małopolskiego oraz pod patronatem Ambasady Włoskiej w Warszawie i miasta Krakowa; partnerem medialnym wydarzenia jest Gazzetta Italia.

Aby uzyskać więcej informacji dotyczących festiwalu, zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej http://www.festiwalvivaitalia.org/

 oraz profilu na Facebooku: https://www.facebook.com/events/106657126582680/?fref=ts

 

SIENA to nie tylko Palio!

0

Wielu z nas, słysząc słowo “Siena” myśli albo o sławnym Piazza del Campo, o unikalnym kształcie ogromnej muszli, albo o Palio di Siena, czyli wyścigu konnym między 10. z 17. contrade miasta, który odbywa się dwa razy w roku (2 lipca i 16 sierpnia). Contrade z kolei (Aquila, Bruco, Chiocciola, Civetta, Drago, Giraffa, Istrice, Leocorno, Lupa, Nicchio, Oca, Onda, Pantera, Selva, Tartuca, Torre, Valdimontone – każda z nich posiada własne barwy i symbol), odpowiadają mniej więcej dawnym dzielnicom Sieny i pozostają owiane legendą, skrywającą w tajemnicy szczegóły ich pochodzenia. Jednak ta mała rywalka Florencji oferuje swoim “gościom” o wiele więcej niż to, czego zazwyczaj doświadczają podczas swojej (króciutkiej) wizyty. Dlatego też chcielibyśmy przedstawić Wam cztery propozycje, od których można zacząć poszukiwania prawdziwego charakteru i wyjątkowej historii wspaniałej Sieny, narodzonej jako średniowieczny gród, który potem w swoich murach zdołał połączyć awangardową myśl ekonomiczną, władzę i wpływy, piękno, tajemnicę i… smak!

MONTE DEI PASCHI

Bank Monte dei Paschi di Siena, usytuowany w Palazzo Salimbeni, został założony w 1472 rokui od tamtej pory działa bez przerwy, co czyni go najstarszym działającym bankiem na świecie! U jego podstaw legł tzw. “Statuto dei Paschi”, spisany w 1419 roku celem regulacji działalności rolniczej i pasterskiej w regionie Maremmy. W swojej obecnej formie bank działa od 1624 roku, kiedy to Siena została wcielona do Wielkiego Księstwa Toskanii, a Wielki Książę Ferdynand II, jako gwarancję dla depozytariuszy banku, oddał dochody pasterzy (“Paschi”), będące własnością Maremmy. Bank zintensyfikował swoją działalność w XVII i XVIII wieku. Wraz ze Zjednoczeniem Włoch, rozszerzył działalność na cały półwysep, a także zaoferował, jako pierwszy we Włoszech, kredyty hipoteczne. 25 czerwca 1999 roku, bank Monte dei Paschi di Siena z sukcesem zadebiutował na włoskiej giełdzie. Jednakże w ostatnich latach kryzysu ekonomicznego borykał się z poważnymi trudnościami. W całej Sienie i okolicach mówi się o ogromnym kryzysie Banku, który nie dalej jak 5 lat temu sprzedawał akcje po ok. 13-14 euro każda, natomiast w ostatnich latach odnotowano 45-krotny(!) spadek cen akcji MPS. Pomimo widma upadłości od lat unoszącego się nad Monte dei Paschi, bank nadal działa i trwa w swojej legendarnej długowieczności.

BIBLIOTEKA PICCOLOMINICH

Piccolomini to włoski ród  o toskańskich korzeniach, który i od XI wieku cieszył się  się wpływami w Sienie. Jej przedstawiciele, dzięki ugruntowanej pozycji w handlu, zbrojeniach, kulturze i nauce, doszli do wielkiej sławy we Włoszech i w Europie. W XV wieku, gdy Enea Silvio Piccolomini, ostatni potomek z tzw. „gałęzi papieskiej”, najbogatszej i najbardziej wpływowej z całego drzewa genealogicznego Piccolominich, został wyniesiony do rangi papieża Piusa II, ród jeszcze bardziej zyskał na prestiżu. Kardynał Francesco Piccolomini Todeschini (później Pius III), arcybiskup Sieny, w 1492 roku powierzył malarzowi Pinturicchio udekorować części Katedry w Sienie, zwanej Biblioteką Piccolominich. Wśród licznych pomocników zatrudnionych przy tym dziele znalazł sięrównież młody bolończyk Amico Aspertini oraz młody Raffaello. Udział tak znakomitych artystów świadczy o wadze całego przedsięwzięcia i potwierdza jego status istnego skrzyżowania artystycznych dróg w Italii tamtych lat. Ściany, podzielone na dziesięć łuków, stanowią “malowaną kronikę” życia Piusa II. Styl przypomina ten charakterystyczny dla miniatur: jasny, pełen żywych, mistrzowsko naniesionych kolorów, pokryty dekoracjami i trójwymiarowymi aplikacjami ze złotej pasty naniesionymi na broń, biżuterię, wykończenia itp. Dla miłośników sztuki i architektury zarówno Biblioteka, jak i Katedra są przystankami nie do przegapienia podczas zwiedzania Sieny!

FONTEBRANDA

Fontebranda to fontanna nieopodal bramy o tej samej nazwie, leżąca w obrębie Nobile Contrada dell’Oca (tłum. Szlachetna Contrada Gęsi). Otwarta na mury wybudowane w poł. XIII wieku, znajduje się na terenie dzielnicy zamieszkanej od samych początków średniowiecza przez rzemieślników wytwarzających wełnę, której proces produkcyjny wymagał pokaźnych zasobów wodnych. Fontebranda jest z pewnością najbardziej imponującym i najsłynniejszym źródłem, o czym świadczy fragment “Boskiej komedii” Dantego Alighieri (“Lecz by gdzie z duszą Gwidonową podłą / Cień Aleksandra spotkać i ich brata / Oddałbym całe Fontebrandy źródło.”, Piekło XXX, wersety 76-78). W okolicach Fontebrandy urodziła się i żyła św. Katarzyna ze Sieny, która z tegoż powodu nazywana jest Świętą z Fontebrandy. Wejście do Sieny przez bramę Fontebrandy oznacza zanurzenie się w gotyckim śnie pełnym sugestywnego piękna, z jej wielkim opactwem dominikańskim po lewej i wzgórzem katedralnym po prawej. Doświadczamy silnych emocji w zetknięciu z doskonale zachowanymi miejscami, które wydają się nietknięte, mimo upływu czasu. Obecnie mamy dodatkowy powód, aby ją odwiedzić: równo co pół godziny, na kilka minut, przy źródle rozlegają się głosy, dźwięki i pieśni rodem z 1337 roku. Wszystko za sprawą nowoczesnego urządzenia, które dzięki swoim właściwościom akustycznym przywołuje atmosferę średniowiecza: oto nadchodzi Agnese z zalotnikiem, w niewielkiej odległości słyszymy jej podśpiewujące koleżanki, później dają się słyszeć doktorzy zaniepokojeni brzydkim zapachem garbarzy… Używają toskańskiej odmiany volgare, czyli najbliższego przodka języka włoskiego, zagłuszając odgłosy płynące z gwarnego i zapracowanego miasta. Ten mały wycinek z codziennego życia Sieny wydaje się nieopodal Fontebrandy całkiem naturalny. W zrozumieniu kwestii poszczególnych postaci pomoże nam ich transkrypcja po włosku i po angielsku, a także animacja wideo, odtwarzająca słyszane scenki!

RICCIARELLI

Ricciarelli to typowe sieneńskie ciasteczka na bazie migdałów, cukru i białek jaj. Wytwarzane są z ciasta typu marcepan, mielonego na grubo, dokładnie wyrabianego, a niekiedy wzbogaconego kandyzowanymi owocami oraz wanilią. Kształtem przypominają ziarno ryżu. Przepis na ricciarelli wywodzi się z XIV-wiecznych toskańskich dworów, gdzie pod wpływem orientalnych receptur stopniowo ewoluował, np. poprzez dodanie na wierzch czekoladowej warstwy. Legenda głosi, że to rycerz Ricciardetto Della Gherardesca przywiózł ciasteczka do swojego zamku nieopodal Volterry po powrocie z krucjaty. Obecnie ricciarelli cenione są przede wszystkim jako smakołyk spożywany w okresie Bożego Narodzenia. Jadane są w towarzystwie win deserowych, zwłaszcza Moscadello di Montalcino, Vendemmia Tardiva oraz z toskańskim Vin santo. Ricciarelli to także pierwszy włoski produkt cukierniczy, który doczekał się europejskiej ochrony: w marcu 2010 roku nazwa Ricciarelli di Siena została wpisana do Rejestru Chronionych Oznaczeń Geograficznych (tzw. indicazione geografica protetta – IGP).

 

 

Jurek Kralkowski: najlepszą stroną dziennikarstwa jest możliwość przebywania w towarzystwie tych, którzy są bohaterami naszych czasów

0

Muzyk i informatyk, którego pasja i przeznaczenie zwróciły ku fotografii. Jurek Kralkowski to wszechstronny, całkowicie zitalianizowany Polak, od lat mieszkający w Rzymie.

„Czuję, że mam dwie ojczyzny. Mieszkam we Włoszech od prawie 27 lat, poślubiłem Włoszkę, mam dwoje dzieci, które dorastają w tym kraju, a tempo mojego życia jest mocno rzymskie. Bardzo tęsknię za Polską, często zastanawiam się, co by było, gdybym zabrał rodzinę i wrócił do kraju, którego sytuacja społeczno-ekonomiczna znacznie się poprawiła odkąd wyjechałem. W Polsce, którą znałem jeszcze do niedawna, doceniałem to, że kultura miała ogromne znaczenie i była dostępna dla wszystkich, można było bez problemu uczestniczyć w różnego rodzaju wydarzeniach kulturalnych i studiować kierunki związane ze sztuką. W przeciwieństwie do Włoch, gdzie kultura stała się niestety mniej dostępna dla większej liczby zwykłych odbiorców. Jednak porzucenie Rzymu byłoby zbyt drastycznym posunięciem, zwłaszcza dla mojej rodziny; wolę szukać takich  rozwiązań, aby móc zatrzymać dla siebie oba te światy. Poza tym w Polsce jest wielu znakomitych fotografów (na przykład moja koleżanka z podstawówki Beata Wielgosz), konkurowanie z nimi byłoby dość trudne, choć na pewno bardzo twórcze.

W jaki sposób trafiłeś do Rzymu?

Moja mama pracowała w warszawskiej Akademii Nauk, zaproponowano jej przeniesienie do siedziby w Rzymie i pojechaliśmy. Miałem 18 lat i uczyłem się gry na trąbce w szkole muzycznej im. Fryderyka Chopina na Bednarskiej. Uznanie mi przebytego dotychczas toku nauki w Akademii Muzycznej Świętej Cecylii w Rzymie było nie lada wyzwaniem, ale z ogromną pomocą krytyka muzycznego Dino Cafaro, w końcu się udało. To było przeznaczenie. Kilka lat wcześniej, w Warszawie, przed uniwersytetem, zauważyłem, że obcokrajowiec kłóci się z taksówkarzem. Pomogłem mu używając kilku włoskich słów, które znałem. Powiedział, żebym do niego zadzwonił, jeśli kiedyś będę potrzebował pomocy w Rzymie i zostawił mi wizytówkę. To był właśnie Dino Cafaro.

Od trąbki do obiektywu, z przerwą na komputery?

Robiłem w życiu wiele rzeczy, ale fotografia zawsze wracała na pierwszy plan. Kiedy byłem mały, dostałem w prezencie radziecki aparat Smiena. Nauczyłem się robić zdjęcia, a z czasem również je wywoływać i drukować. W wieku 16 lat, z trochę lepszym aparatem i lampą kwarcową, zrobiłem swój pierwszy reportaż w Warszawskiej Szkole Baletowej. W międzyczasie uczyłem się gry na trąbce i grałem w małych zespołach. Po przyjeździe do Rzymu i ukończeniu Akademii, grałem w wielu orkiestrach i grupach muzycznych, mam również na koncie występy w Mediaset w orkiestrze programu “La Corrida” i w telewizji RAI.

 A informatyka?

Informatykę miałem we krwi. Mój dziadek współpracował z grupą Robotron, w ówczesnym NRD, która stworzyła prototyp mikroprocesorów IBM, stając się tym samym światowym prekursorem w świecie informatyki. Moja mama zajmowała się wyszukiwaniem informacji naukowych dla Polskiej Akademii Nauk, była swego rodzaju żywą wyszukiwarką, znajdowała dla naukowców różnego rodzaju informacje z całego świata, z kolei mój ojciec naprawiał komputery. Krótko mówiąc, miałem dobre podstawy techniczne, a ponieważ w tamtych czasach informatyka dopiero zaczynała się rozwijać i mało kto coś o niej wiedział, było mnóstwo pracy dla tych, którzy się na niej znali. W ten sposób, po skończeniu Akademii, przeplatając muzykę z informatyką, najpierw byłem inżynierem dźwięku w jednym z rzymskich lokali, a później otworzyłem spółkę zajmującą się naprawą komputerów i koniec końców przez 15 lat pracowałem jako informatyk w katedrze Uniwersytetu La Sapienza.

 Wróćmy jednak do twojej pasji: jak zostałeś profesjonalnym fotografem?

Rok przed wyjazdem do Włoch, jedna z moich dobrze sytuowanych koleżanek dostała w prezencie kamerę wideo. Powiedziała mi wtedy: „masz, przeczytaj instrukcje i naucz się obsługi, a potem stworzymy ekipę telewizyjną”. To zabrzmiało jak żart, ale wkrótce zaczęliśmy współpracować z Teleexpressem na TVP1, aż do momentu, kiedy któregoś dnia z powodu niewygodnego serwisu, podziękowano nam za współpracę. Jednak w moim życiu kontakt z aparatem fotograficznym czy kamerą powraca jak bumerang. Pewnego dnia, spotkałem w Rzymie mojego byłego sąsiada z Warszawy, znakomitego dziennikarza Andrzeja Ambrożewicza, którego TVP wysłało do stolicy Włoch; poprosił mnie żebym został jego operatorem. Wspópracowałem najpierw z nim, a potem z Jackiem Pałasińskim, dzięki któremu coraz bardziej zbliżałem się do sławnych i ważnych osobistości. W czasie przerw między jednym nagraniem a drugim, robiłem zdjęcia, które później próbowałem zaproponować jednej z polskich gazet. Odpowiedzieli mi, że lepiej żebym zajął się czymś innym. Bardzo mnie to zabolało i od tamtej pory chciałem udowodnić samemu sobie, że mogę być dobrym fotografem. Dowiedziałem się, że bardzo znany fotograf Roberto Rocco, który pracował dla takich pism, jak Vogue czy Vanity Fair, szuka asystenta. Mimo że nigdy wcześniej nie byłem w studio fotograficznym, zgłosiłem się. W ten sposób zostałem jego mizernie opłacanym asystentem-niewolnikiem. Ale nie przeszkadzało mi to, bo nawet jeśli mi nie płacił, starałem się korzystać jak najwięcej z możliwości obserwowania go przy pracy, wiele się wtedy nauczyłem. W 2006 roku, dzięki ślubnej sesji dla Mary Venier i Nicola Carraro, poznałem wspaniałą Paolę Comin, agenta prasowego, pod której opieką był między innymi Alberto Sordi. Przypadek sprawił, że wkupiłem się w jej łaski. W ciągu dziesięciominutowego spotkania, które mi wyznaczyła, kiedy opowiadałem jej, że chciałbym fotografować sławnych ludzi, zepsuł jej się komputer… Nigdy nie wiesz, kiedy przyda ci się wyuczony fach! Do tej pory, mimo że już nie zajmuję się tym zawodowo, jestem jej zaufanym informatykiem. W zamian pomogła mi obrać właściwą drogę profesjonalnej kariery i dała kontakt do słynnej agencji Italfoto, która była też rzymskim oddziałem magazynu Oggi. Mimo że minęło już dużo czasu, Paola wciąż jest dla mnie autorytetem. Właścicielem Italfoto był Salvatore Gian Siracusa, który wytłumaczył mi różnicę między robieniem zdjęć, a opowiadaniem poprzez zdjęcia. Nauczyłem się również współpracy z dziennikarzami i biurami prasowymi. Z czasem zacząłem robić sesje zdjęciowe na okładki wielu magazynów, z których pamiętam między innymi historyczną sesję z okazji urodzin bliźniaczek Kessler (przyp. red. ikony włoskiej telewizji lat siedemdziesiątych) dla magazynu Chi. Ciągły rozwój sprawił, że dzisiaj jestem nie tylko wysłannikiem Newsweeka i agencji News Pix tej samej grupy wydawniczej Ringier Axel Spriner, ale również głównej włoskiej agencji fotograficznej LaPresse.

Czujesz się bardziej paparazzo czy portrecistą?

W dzisiejszych czasach fotograf, żeby przeżyć, musi robić wszystko: serwis plotkarski, kronikę policyjną, politykę, sesje pozowane. Ja najbardziej lubię, kiedy mogę zdjęciami opowiedzieć o ludziach. Przygotowuję się wcześniej, tak żeby w trakcie sesji móc odwrócić uwagę osoby od wycelowanego w nią obiektywu, który wielokrotnie ją unieśmiertelni. Najlepszą stroną dziennikarstwa, zarówno dla osób pracujących obrazem, jak i tych operujących słowem, nie jest rzecz jasna zarobek, ale możliwość kontaktu z ciekawymi, sławnymi i często trudno dostępnymi osobami. To praca, która daje ci możliwość przebywania w towarzystwie tych, którzy są bohaterami naszych czasów.

Spośród wszystkich osób, które fotografowaleś, ktoś szczególnie został ci w pamięci?

Fotograf to zawód, który trzeba wykonywać z pasją, w rezultacie ktokolwiek stanie przed aparatem, staje się obiektem naszego uwielbienia. Nigdy jednak nie zapomnę spotkania z Lucą Ward, który dał mi wskazówki, jak fotografować aktora. Mam też doskonałe relacje z minister Lorenzin, którą fotografuję od 4 lat, robiłem dla niej sesję nawet, kiedy była w ciąży, oraz z Irginio Straffi, twórcą Winx. Poza tym mile wspominam spotkanie z Francesco Tottim, który po Wilczycy jest drugim symbolem Rzymu! Cudowna osoba. Robiłem mu sesję po przyjeździe Pallotty (przyp. red. amerykański właściciel włoskiej drużyny piłkarskiej AS Roma). Później spotkałem go kiedyś w Sabaudii i byłem zaskoczony ogromną cierpliwością do każdego kibica, który prosił o autograf. Totti to gwiazda o ludzkiej twarzy, doskonale zdaje sobie sprawę, że taka jest jego rola. Zupełnie nie rozumiem tych, którzy decydują sie na to, żeby być osobą publiczną, a potem irytuje ich kontakt z ludźmi. Doświadczenie nauczyło mnie, że im sławniejsza osoba, tym lepszy ma kontakt ze zwykłym człowiekiem. Dowodzą tego Wynton Marsalis, jeden ze światowych mistrzów gry na trąbce, który, kiedy zadałem mu tylko jedno pytanie, zaprosił mnie do hotelu, żeby móc spokojnie na nie odpowiedzieć, Bogusław Linda z którym jeździłem konno, mimo że byłem tylko stajennym, czy cudowny Zubin Metha, z którym całą noc grałem muzykę klezmerską w jednym z żydowskich lokali w Warszawie.

Jakieś marzenia?

Pewnie, bardzo chciałbym zrobić w Rzymie sesję fotograficzną współpracując z młodymi polskimi stylistami. Widzę, że Polska przeżywa teraz okres nowej fali, jeśli chodzi o modę i myślę, że byłoby ciekawie, gdyby jakieś zakątki wiecznego miasta stały się tłem ich nowych projektów; jest to kombinacja, którą potrafiłbym dobrze uchwycić w kadrze. Na pewno wybrałbym do tego niebanalne miejsca, gubiąc się na przykład w uliczkach Zatybrza…

Co oznacza bycie fotografem w czasach, gdy każdy jest w stanie zrobić zdjęcie telefonem?

Bycie fotografem to opowiadanie historii. W dziennikarstwie trzeba pamiętać, że każdy artykuł ma odpowiedzieć na słynne 5 W (who, what, when, where, why – kto, co, kiedy, gdzie, dlaczego).  Dobry fotograf jednym ujęciem musi odpowiedzieć przynajmniej na 3 z tych pytań, nie dodając żadnych przypisów. I właśnie dlatego trzeba doceniać pracę wielkich mistrzów, takich jak Helmut Newton i Cartier-Bresson. Od czasu do czasu prowadzę krótkie kursy fotograficzne i pierwszą rzeczą, na jaką zwracam uwagę jest to, że w dzisiejszych czasach aparaty robią wszystko same, potrzebują jedynie kogoś, kto naciśnie guzik. Postarajmy się być kimś więcej niż tylko dodatkiem do aparatu!