Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 122

Mus z białej czekolady z galaretką morelową

0

Składniki:

Mus:

  • 6 g żelatyny spożywczej w arkuszach
  • 240 g białej czekolady w kawałkach
  • 125 g pełnego świeżego mleka
  • 250 g świeżej śmietany do ubicia

Galaretka:

  • 125 g moreli w syropie
  • 125 ml wody
  • 8 g żelatyny spożywczej w arkuszach
  • 80 g cukru

Do dekoracji:

  • morele w syropie
  • cukier trzcinowy

Przygotowanie:

Rozmiękczyć żelatynę spożywczą w zimnej wodzie. W międzyczasie rozpuścić białą czekoladę w mikrofali lub kąpieli wodnej.

W garnuszku doprowadzić mleko prawie do wrzenia, zdjąć z ognia i dodać dobrze wyciśniętej żelatyny. Następnie wlać żelatynę do rozpuszczonej czekolady, dobrze połączyć i odstawić do wystygnięcia do temperatury pokojowej.

Ubić dobrze schłodzoną śmietanę elektrycznym mikserem i delikatnie połączyć ją z czekoladą dopiero gdy ta wystygnie do temperatury pokojowej.

Przełożyć mus do rękawa cukierniczego i rozlać do kieliszków. Następnie schłodzić kieliszki w lodówce, aby mus dobrze stężał.

Podczas gdy mus się chłodzi, należy przygotować galaretkę morelową: najpierw zmiksować mikserem morele. Podgrzać wodę w oddzielnym naczyniu i rozpuścić uprzednio zmiękczoną przez 5 minut i wyciśniętą żelatynę. Następnie dodać cukru, ciągle mieszając.

Połaczyć mieszaninę ze zmiksowanymi morelami i odstawić do wystygnięcia do temperatury pokojowej.

Przelać schłodzoną galaretkę na wierzch musu i odstawić do stężenia w lodówce.

Na koniec obtoczyć morele w syropie w jasnym cukrze trzcinowym i udekorować nimi musy.

Smacznego!

tłumaczenie pl: Katarzyna Kurkowska

“Brzydkie znaczy modne”, czyli moda w stylu faux pas

0

tłum. Katarzyna Kurkowska

Obserwując najnowsze trendy wyrabiam sobie zdanie, że obecnie w centrum zainteresowania jest mocno niegustowny look. Największe domy mody na świecie oferują nam rzeczy, które jeszcze przed chwilą były synonimem złego gustu i obiektem drwin. Mam tu na myśli plastikowe sandały ze skarpetami, ortopedyczne klapki, spodnie ogrodniczki oraz spódnico-spodnie.

Słynna blogerka Leandra Medine jest wielbicielką trendu „brzydkie znaczy modne”, a zapytana o birkenstocki odpowiada, że „są one równie seksowne, co absurdalne”. Pamiętacie jeansy bohaterek serialu Beverly Hills 90210? Tak, dokładnie mam na myśli te z wysokim stanem, które do tej pory były kojarzone z paniami po 50-tce. Dzisiaj są absolutnym hitem i każda licząca się fashionistka posiada je w swojej szafie. Na tym szaleństwo się nie kończy. Torebki noszone na pasku wokół bioder w tym sezonie przestają być wyłącznie atrybutem zawodowego turysty i możesz je nabyć przy paryskim placu Vendome w butiku Chanel. Podsumowaniem panującej mody, która promuje brzydotę niech będą klapki basenowe. Ashley Williams mówi, iż ”ma do nich stosunek sentymentalny” i nosi je nawet zimą do rajstop i skarpetek. W zaistniałej sytuacji odnoszę wrażenie, że świat mody stanął na głowie i zastanawiam się czy ten absurd może pójść jeszcze dalej. Czy w kolejnych sezonach czeka nas szturm kasków rowerowych zamiast czapek i spódnice dla mężczyzn? Kiedy tylko zaczynam się nad tym zastanawiać, mam ciarki na plecach i próbuję znaleźć klucz do zagadki: gdzie kończy się moda, a zaczyna obciach. Być może świat wielkiej mody próbuje nam zakomunikować, że nie ma rzeczy niemożliwych lub też bawi się z nami i zwyczajnie prowokuje.

Jeszcze kilka sezonów wstecz nie przyszło by mi do głowy, aby nosić sandały na grubej podeszwie. Teraz wchodząc do sklepu zastanawiam się czy powinnam ulec i zakupić jedną parę dla siebie i przejść wygodnie przez nadchodzące lato. W końcu[cml_media_alt id='113107']Marczak - Brzydkie znaczy modne (3)[/cml_media_alt] cały świat je nosi, a styliści się wprost nimi zachwycają. Może powinnam siegnąć po spódnico-spodnie lub ogrodniczki, zanim zostaną ochrzczone absolutnym numerem jeden? Ostatecznie poszukam jeansów w szafie mamy i poczuję się jak ekscentryczna trendsetterka. Zrozumiałam, że motywem przewodnim do wszystkich wymienionych pomysłów jest brak gustu, a jeśli coś nie jest stosowne oznacza, że jest po prostu cool. Moda dzisiaj przybiera nowy wymiar i przestaje być bezpieczna. Idealne połączenia są przewidywalne i zwyczajnie nudne. W tym całym szaleństwie jest metoda, bo świat mody próbuje uczyć nas odwagi i namawia do eksperymentowania. Możemy nosić wszystko na co aktualnie mamy ochotę, jest tylko jedna reguła – należy robić to z dumą i być pewnym siebie.

Nie lubię czytać stwierdzeń, gdzie padają słowa, że w dzisiejszych czasach mężczyźni coraz bardziej interesują się modą. Uważam, że interesowali się nią, tworzyli i byli jej częścią od zawsze. Kobiety przez lata inspirowały się garderobą męską i korzystały z jej rozwiązań ze względu na komfort noszenia. Teraz jednak ma miejsce odwrotna sytuacja, ponieważ panowie zaczynają czerpać z trendów, które dotychczas były zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Na ile trafnym okazał się ten zabieg? Przedstawiam kilka hit[cml_media_alt id='113108']Marczak - Brzydkie znaczy modne (5)[/cml_media_alt]ów męskiej garderoby, których podświadomy przekaz ma na celu odstraszenie kobiet. Podczas targów mody męskiej Patti Uomo można było zaobserwować noszenie marynarek zarzuconych na ramiona, dokładnie w sposób w jaki dotychczas nosiły się topowe fashionistki. Kolejnym topem mody męskiej w tym sezonie jest kolor pomarańczowy, który oprócz tego, że jest trudny w stylizacjach, to dodatkowo nie dodaje urody. Jian DeLeon, który jest redaktorem mody amerykańskiego GQ.com mówi o nim, że ”trzeba używać go z wyczuciem, bo w przeciwnym wypadku wyglądamy w nim jakbyśmy właśnie wybierali się na imprezę Halloween albo na polowanie na jelenie”. Moim absolutnym faworytem, który poświęciłam na deser są spodnie ogrodniczki, a w szczególności te skórzane. Nie wiem czy mogę tu jeszcze cokolwiek dodać, lecz w takich chwilach żałuję, że wyrzuciłam moją spódnicę lambadę. Moje słowa są żywym dowodem na brak tolerancji, ale wiem, że większość kobiet zdecydowanie wolałaby, aby ich chłopak wyglądał jak Ryan Gossling, aniżeli męskie wydanie fashion victim.

Ziemia dwóch mórz – dlaczego warto zakosztować Salento?

0

tłum. Katarzyna Liaci

W dialekcie neapolitańskim istnieje powiedzenie, którego używa się też często w standardowym włoskim – Ogni scaraffone è bello a mamma soja [dosł. mniej więcej: „Każdy karaluch jest piękny w oczach swej mamy.”]. Oznacza ono, iż dla matki własne dziecko jest zawsze najpiękniejsze, najlepsze, najmądrzejsze ze wszystkich. Bardzo często powiedzenie to jest prawdziwe również w odniesieniu do miasta rodzinnego. Ja pochodzę z małego miasteczka Squinzano w prowincji Lecce i oczywistym jest, że dla mnie to właśnie Półwysep Salentyński będzie najpiękniejszym zakątkiem Włoch.

Postaram się teraz wyjaśnić, dlaczego również i Wy powinniście się zachwycić ziemią, którą kocham, zainteresować nią i zechcieć ją odwiedzić. Salento jest najbardziej wysuniętą na południowy wschód częścią Apulii. Dla nas ważne jest podkreślenie, że nasza mała ojczyzna to terytorium, które zasługuje na uznanie go za odrębny region i to z wielu powodów, głównie kulturowych. Od mieszkańców północnej części Apulii różnimy się pochodzeniem i językiem. Nasz „region Salento” to skrajny obcas włoskiego buta, który położony jest między dwoma morzami – Adriatykiem i Morzem Jońskim.

Dwa morza. Ciekawe jest to, że oba wybrzeża dzieli od siebie niewiele kilometrów. Jadąc którymkolwiek z nich, docieramy do zachwycającego miasta Leuca, stanowiącego wysunięty najbardziej na południe punkt wschodnich Włoch, a zatem również i Salento, gdzie – symbolicznie – możemy zobaczyć miejsce, w którym oba morza łączą się w uścisku. Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież morze to morze, ale tak nie jest. Adriatyk i Morze Jońskie są całkowicie różne. Dajcie mi jakiekolwiek dwa zdjęcia zrobione na jednym czy na drugim wybrzeżu, a bez wahania odpowiem Wam, które pokazuje Adriatyk, a które Morze Jońskie. To pierwsze cechuje się bardziej niebieskim, ciemniejszym odcieniem, na wybrzeżu spotkać można wiele pięknych grot i klifów, niekiedy bardzo wysokich, a także piasek zupełnie inny niż ten obecny na wybrzeżu jońskim – ciemniejszy i bardziej zbity. Morze Jońskie natomiast to akwen o kolorze przechodzącym bardziej w zieleń, na wybrzeżu dominują plaże piaszczyste, których piasek jest delikatniejszy i bardziej złocisty. Oba morza są krystalicznie czyste. Mogę Was zapewnić, że nawet w miejscach, gdzie głębokość osiąga dziesięć metrów, możemy z wysokiego brzegu gołym okiem dostrzec dno. Mieszkaniec Salento nigdy nie wykąpie się w Rimini czy Ostii – dla nas morze musi być przejrzyste i czyste, nawet jeśli miałoby to świadczyć o naszych „złych” przyzwyczajeniach.

Jamajka Południa – również i takim mianem określa się Salento. Położenie geograficzne półwyspu sprawiło, że przez cały bieg dziejów to właśnie Salento było pierwszym celem zagranicznych podróżników, którzy szukali szczęścia we Włoszech. Doprowadziło to do powstania wielokulturowego społeczeństwa, w obrębie którego różne nacje świetnie zintegrowały się z rodowitymi Salentyńczykami. Dzięki temu nasza ziemia wręcz kipi pozytywną energią, jest kolorowa, pełna muzyki i kultur, które koegzystują w przyjaźni. Nasza historia od zawsze bazuje na muzyce, naszym tradycyjnym brzmieniem jest pizzica i styl reggae. Może to właśnie fakt przyjęcia filozofii reggae sprawił, że Salento nazywane jest włoską Jamajką. W tym kontekście można zacytować stadionową przyśpiewkę: Salento e musica, è come un’attrazione magica, il sole, il mare, il vento d’Africa, la terra più bella che c’è [Salento i muzyka wabią czarem, słońce, morze, wiatr z Afryki, najpiękniejsze miejsce, jakie istnieje.]

Pizzica, tańce i place. Atmosfera, którą głównie latem przesiąknięty jest ten rajski zakątek, niezwykle upaja. Podczas sagre (swoistych świąt obchodzonych na placach, w czasie których gloryfikuje się jakiś szczególny produkt żywieniowy: święto arbuza, święto piscialetty, rodzaju chleba, ośmiornicy itd., ale które są również okazją do wspólnego biesiadowania z przyjaciółmi przy winie), ludzie zbierają się na placach w rytmie pizzica. Pizzica i tarantella to nasze tradycyjne dźwięki, rodzaj muzyki tworzonej za pomocą tamburynów, harmonijek, gitar, fletów i głosów, towarzyszącej tańcom, w których – jak chce tradycja – do kobiety ukąszonej przez tarantulę zaleca się dwóch mężczyzn, którzy podejmują rywalizację w rytm tańca mieczy. Istnieje oczywiście wiele wariacji, w tym również znaczeniowych, jeśli chodzi o poszczególne konfiguracje w tego typu tańcu. Te wszystkie małe wieczorne święta na placach mają pod koniec sierpnia swoją kulminację w postaci ogromnego koncertu La notte della Taranta. Pamiętam, jak zaledwie kilka lat temu było to niewielkie miejscowe święto, a teraz przyciąga turystów z całych Włoch i świata. Jest ono jednym z najważniejszych punktów włoskiego lata i co roku odnotowuje setki tysięcy uczestników.

Dobra kuchnia. Nie zamierzam przedstawiać Wam tysięcy przepysznych przepisów na nasze dania – wystarczy przyjechać do Salento i osobiście ich skosztować. Chciałbym Was zaskoczyć tym, za czym po dziesięciu miesiącach non stop w Polsce (podkreślę tu, że bardzo lubię polską kuchnię i na pewno nie jestem jednym z tych, którzy uważają, że jedynie we Włoszech potrafi się gotować) najbardziej tęsknię. Dla mnie najlepsze są rzeczy najprostsze, zatem gdy tylko pojawiam się w Salento, mam ochotę na domowy chleb pokropiony oliwą extravergine z oliwek i posyp[cml_media_alt id='113101']Liaci - Salento (2)[/cml_media_alt]any szczyptą soli. Tak, to wszystko. Oliwa, która smakuje półwyspem Salento. Bez cienia wątpliwości możemy określić naszą dietę mianem śródziemnomorskiej, czyli bogatej w smaki i aromaty, którymi nasza ziemia hojnie nas obdarza. Pomidory, warzywa zielone, oliwa z oliwek (jedna z najlepszych we Włoszech), nasze wino znane i uznane na całym świecie, doskonałej jakości ryby i owoce morza, kupowane bezpośrednio u zaufanego sprzedawcy, który osobiście złowił je rankiem tego samego dnia.

Wino piję i dobrze mi się żyje, jak głosi jeden z wielu transparentów wywieszonych na stadionie podczas meczów naszej ukochanej drużyny, czyli – oczywiście – Lecce. Nasze najbardziej cenione wina to na przykład Negroamaro czy Primitivo, mamy ponad 25 marek DOC (denominazione di origine controllata – kontrolowane oznaczenie pochodzenia), które są naszą chlubą. Nasz sposób popijania wina jest zarazem filozofią życiową: pije się je przede wszystkim w towarzystwie, przy doskonałym jedzeniu. Podkreśla ono jakość nektaru bogów i sprawia, że wspólne wieczory są wesołe i zyskują również na jakości. Oczywiście najważniejszą dla nas kwestią jest to, w czyim towarzystwie spędzamy chwile na delektowaniu się naszym ulubionym winem czerwonym czy białym. Fragment piosenki w dialekcie: Mieru, mieru, mieru la la, quanti culuri me faci cangià. [O moje wino, wino, wino, ile kolorów (twarzy) każesz mi zmieniać.)

Salento i wszystko gra. Mam nadzieję, że mój krótki opis Was nie znudził, ale sprawił, iż naszła Was chęć na zanurzenie się w naszym morzu i naszej kulturze. Oczywiście wiele jeszcze można by pisać o ziemi baroku. Jeśli ktoś byłby zainteresowany pogłębieniem wiedzy i zaspokojeniem ciekawości odnośnie tego zakątka Włoch, jeszcze niebardzo poznanego przez turystów z Polski, odsyłam Was do dopiero co powstałego bloga: www.mojesalento.pl. Znajdziecie tu wiele interesujących rzeczy dotyczących naszych tradycji, kultury, kuchni i naszego sposobu bycia. Będziecie mieć ponadto możliwość uzyskania informacji odnośnie zorganizowania Waszego kolejnego urlopu właśnie tu: w Salento!

Pharrell Williams w Warszawie?

0

Pamiętamy czasy, kiedy socjalizm miał się w Warszawie dużo lepiej niż teraz, dzięki czemu bilety komunikacji miejskiej były co najmniej dwa razy tańsze, a i Orange Warsaw Festival w 2009 roku był jeszcze darmowy, dofinansowany z budżetu miasta. Obok Pharrella Williamsa (z jego zespołem N*E*R*D) pojawiły się tam wtedy takie osobistości sceny muzycznej jak MGMT (absolutny szał tamtego sezonu!), wtedy jeszcze stosunkowo mało znany szkocki DJ Calvin Harris, a także Razorlight i Groove Armada. Całe wydarzenie wspominam super, poza tym, że Calvina nie udało mi się wysłuchać w całości, bo musiałam spieszyć się na N*E*R*D, a potem, niewpuszczona na scenę mimo przekroczenia barierek, kiedy inne fanki (na pewno mniej zagorzałe niż ja!) już radośnie pląsały w rytm „She wants to move”, odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na MGMT (pozdrawiam stąd dziewczynę z przodu, która swoim „śpiewem” skutecznie obrzydziła mi moje ukochane „Electric feel”).

No ale kto to jest tak naprawdę ten cały Pharrell? Przeciętny Polak kojarzy go głównie z „Happy”, ew. „Blurred lines” Robina Thicke czy „Get lucky” Daft Punk. Ok… Tylko że Pharrell Williams stoi za WIĘKSZOŚCIĄ największych hitów poprzedniej DEKADY (względnie półtorej dekady). Naprawdę nie znacie takich piosenek jak „Rock your body” Justina Timberlake’a? „Give it to me” Madonny? „Slave 4 U” Britney? „Hot In Herre” Nelly’ego? “Hollaback girl” Gwen Stefani? „Drop it like it’s hot”, „Beautiful” czy „Let’s get blown” Snoop Dogga? Wszystkie one zostały wyprodukowane przez Pharrella Williamsa bądź jego duet producencki The Neptunes (Pharrell + Chad Hugo, z którym współtworzy on również N*E*R*D). Powyższe przykłady to oczywiście tylko ułamek dorobku producenckiego Pharrella… Swojego głosu udzielił on także w takich superhitach jak „Barbra Streisand” Duck Sauce czy „One” Swedish House Mafia. Ma też na koncie dwie solowe płyty, „In my mind” z 2006 roku oraz „G I R L” z 2014.

Pharrell zdecydowanie nie próżnuje i w przerwach od robienia muzyki zajmuje się między innymi modą czy projektowaniem biżuterii, tudzież… mebli. Wielokrotnie uznawany za najlepiej ubranego mężczyznę na świecie na pewno może poszczycić się oryginalnym stylem, który widoczny jest we wszystkich kolekcjach jego marki Billionaire Boys Club (BBC). Projektował m.in. dla Louis Vuittona czy H&M (kampania Fashion Against AIDS). Jest założycielem fundacji i am OTHER, promującej indywidualizm i rozwój osobistych predyspozycji (w jej skład wchodzi także organizacja From One Hand To AnOTHER, pomagająca dzieciom w rozwijaniu ich potencjału w dziedzinie nauki, sztuki czy matematyki).

Swoistym przełomem w jego karierze i kamieniem milowym dla jego rozpoznawalności na świecie stał się rok 2013, w którym wydane zostały wspomniane megahity, z „Happy” na czele. Piosenka została opatrzona radosnym klipem i natychmiast rozprzestrzeniła się po całej sieci. Zaczęły powstawać alternatywne wersje teledysku ze wszystkich zakątków świata (m.in. z Warszawy czy Majdanu). Szaleństwo doszło do tego stopnia, że Pharrell został wybrany przez ONZ ambasadorem Międzynarodowego Dnia Szczęścia, a na specjalnej stronie internetowej co godzinę odblokowywane były nowe filmy z poszczególnych stref czasowych. Za swoją kompozycję Williams otrzymał także Oscara dla najlepszej piosenki z filmu („Minionki rozrabiają”).

Całe to zamieszanie przyspieszyło promocję drugiej solowej płyty Pharrella „G I R L” i na pewno rozszerzyło jej zakres. Williams uśmiechał się do warszawianek z wielkich reklam porozklejanych na stacji metra Centrum i powodował zazdrość u mężczyzn, prezentując się na okładce płyty z grupką dziewczyn. Wielki sukces pociągnął za sobą propozycję zostania trenerem w programie „The Voice”, którą Pharrell oczywiście przyjął. W bardzo krótkim czasie był gościem u Ellen DeGeneres i Oprah Winfrey, co tylko potwierdziło jego status (w końcu powszechnie rozpoznawanej) gwiazdy. Pod koniec kwietnia magazyn TIME wybrał go jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób na świecie w kategorii Tytani.

Z ostatniej chwili: Pharrell Williams odwołał swój udział w festiwalu Pozytywne Wibracje, który zostanie przeniesiony na inny termin.

(Nie)poprawność polityczna

0

Prawdę mówiąc, wraz z początkiem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej nawet najbardziej kulturalni i spokojni spośród kibiców ulegają piłkarskiemu szaleństwu. A teraz, kiedy na boisko wbiegną Azzurri możemy pozwolić sobie na kilka ciętych uwag, bezwzględnie (nie)poprawnych politycznie, skierowanych do odwiecznych rywali Włoch, których my, kibice włoscy, widzimy tak:

Anglia

Pierwszy mecz na mistrzostwach w Brazylii Włosi zagrają przeciwko Anglii, przeciwko tym, którzy uważają się za twórców piłki nożnej, w którą tak naprawdę we Włoszech grało się już od Średniowiecza. Anglicy ojcami piłki nożnej? Szkoda , że wygrali tylko jeden finał w historii piłki nożnej i to jeszcze raczej nie przypadkowy, ale ten grany w Anglii, gdzie w finale został im zaliczony bardzo dyskusyjny gol. Powiedzmy, że Anglicy ustanowili reguły gry w piłkę nożną, lecz jako drużyna narodowa pozwalają wygrywać innym. Spośród historycznych meczów z poddanymi Jej Królewskiej Mości należy wspomnieć mecz o trzecie miejsce na Mistrzostwach w 1990 roku, wygrany przez Włochów 2-1 po bramce Baggio i Schillaci. Ostatni mecz obu drużyn miał miejsce na Euro 2012, kiedy Włosi wygrali dopiero w rzutach karnych, choć przez 90 minut drużyna angielska męczyła się, aby wyjść z piłką ze swojej połowy boiska. W każdym razie dla nas Anglicy są synonimem stylu gry w piłkę mało eleganckiego, opartego na biegu i na grze długimi podaniami.

Francja

„Francuz” dla Włocha jest synonimem aroganckiego nacjonalisty i dlatego należy przypomnieć, że nasi zaalpejscy kuzyni zaczęli coś znaczyć w piłce nożnej dopiero od lat osiemdziesiątych, szczególnie kiedy w Meksyku w 1986 po golu Platiniego (syna emigrantów z Piemontu) i Stopyry Francja pokonała Italię, ówczesnego mistrza świata.

Ekstraklasa francuska jest „ligą serową”, dla nas Włochów jest ligą drugiej kategorii, nawet jeśli dzisiaj w PSG jest wielu Włochów, przez co ryzykujemy, że będziemy zmuszeni zmienić nasze zdanie na jej temat.

Co się zaś tyczy pojedynków na poziomie reprezentacji narodowych, to bolesne są wspomnienia z roku 1998, kiedy przegraliśmy po rzutach karnych na Mistrzostwach Świata we Francji i przegrany niezasłużenie finał po złotym golu Trezegueta na Mistrzostwach Europy w Holandii w 2000 roku. O wiele milsze było 2-0 wbite przez Włochów Niebieskim na Mistrzostwach Europy w 2008 roku, natomiast na zawsze pozostanie w dziejach finał Mistrzostw Świata w Berlinie w 2006 roku.

Zidane, nie dając sobie rady z Azzuri na boisku, wymierza znaną już „główkę” w klatkę piersiową Materazziego, w efekcie czego został wyrzucony z boiska, a cały świat był świadkiem zasłużonego zwycięstwa Włochów w rzutach karnych .

Brazylia

Zielonozłoci są esencją piłki nożnej, nie można sobie pozwolić na zbyt wiele żartów. Ograniczmy się do wspomnień trzech wspaniałych goli Paolo Rossiego zdobytych na stadionie Sarrià w 1982 i wyniku Włochy-Brazylia 3-2. Bez wątpienia najlepszy mecz Azzuri przeciwko Brazylii, drużynie, z którą dwukrotnie przegraliśmy w finale, najpierw w Meksyku 4-1, gdzie gola zdobył sam Pele i kolejny w Pasadenie, po błędzie Roberto Baggio z rzutu karnego.

Niemcy

Niemcy z definicji są naszymi przeciwnikami. Niekończący się pojedynek, przeplatany epickimi zwycięstwami w najważniejszych meczach. Słynne 4-3 w półfinale w Meksyku w 1970 r i radosne 3-1 wbite w finale w 1982, a także niezwykłe 2-0 w półfinałach Mistrzostw Świata w 2006, jak również nieoczekiwane 2-1 w Warszawie autorstwa Balotelliego w półfinałach Euro 2012. Niemcy są prawie jak niezatapialny pancernik, prawie… ponieważ kiedy widzą niebieski kolor, ich pewność się rozsypuje, a kompleks wyższości gubi się w elastycznej taktyce gry Włochów. Zwycięża geniusz i strategia nad siłą fizyczną i schematyczną organizacją.

Argentyna

Są to nasi bracia zza oceanu. Prawie połowa Argentyńczyków ma korzenie włoskie. Argentyna to miejsce pochodzenia wielu fenomenalnych graczy, którzy bardzo często stają się idolami w lidze włoskiej: Maradona i Batistuta. Pojedynek sprytu i strategii, jednakże bardzo często ozdobą reprezentacji narodowych Argentyny są najlepsi mistrzowie, tak jak dziś Messi. Spośród pamiętnych pojedynków z Azzuri niezapomniane pozostanie 1-0 Włochy-Argentyna w Mar del Plata w 1978, kiedy po tzw. trójkącie pomiędzy Rossim (który podawał z pięty) a Bettegą, który strzelił gola, dającego nieoczekiwane zwycięstwo reprezentacji Włoch prowadzonej przez Bearzota przeciwko drużynie, która w tydzień później zdobyła swój pierwszy Puchar Świata. W 1982 po raz kolejny pokonujemy Argentyńczyków (2-1), ówczesny mistrz świata wystawił do gry samego Diego Armando Maradonę. Następnie na Mistrzostwach Świata w 1986 padł remis, Argentyna sięga wówczas po puchar. Bolesna była natomiast porażka w półfinale mistrzostw świata we Włoszech w 1990 roku, która przekreśliła szansę na zdobycie mistrzostwa świata u siebie.

Hiszpania

I tu zaczynają się schody…tak naprawdę jeśli nie liczyć zamierzchłej wiktorii w Mistrzostwach Europy 1964 „furie rosse” mało znaczyły na arenie międzynarodowej i nie zaprzątaliśmy sobie nimi zbytnio głowy, aż do momentu kiedy zaaplikowali sobie serię zwycięstw naszym kosztem. Najpierw na Mistrzostwach Europy w 2008 (w ćwierćfinale był remis 0-0, ale polegliśmy w rzutach karnych), na Mistrzostwach Świata 2010 i niestety Euro 2012, gdzie zostaliśmy pokonani 4-0 po tragicznym finale w Kijowie. Należy wspomnieć, że w grupie eliminacyjnej byliśmy w stanie zremisować z nimi 1-1. Hiszpania aż do tego momentu stanowiła dla nas problem jedynie na poziomie rozgrywek klubowych, nie natomiast na poziomie rozgrywek drużyn narodowych. Pokonaliśmy ich 1-0 na Mistrzostwach Europy w 1988 roku, przede wszystkim w ćwierćfinale w USA 94 w meczu, w którym strzelali Dino i Roberto Baggio, a Tassotti uderzył łokciem Luisa Enrique. Mimo tej eksplozji hiszpańskich zwycięstw, nas Włochów hiszpański styl grania w piłkę zbytnio nie zachwyca. Ich styl tiki-taka – zbyt wiele podań zanim znajdzie się miejsce do strzału na bramkę, nie rozpala to za bardzo naszych zmysłów piłkarskich. Nasze piłkarskie DNA jest zbudowane na twardej obronie i na szybkim podaniu piłki napastnikowi, na śmiercionośnych kontratakach, które zamieniają pressing przeciwnika w gola dla Azzurri. Podsumowują,c nie podoba nam się gra ładnymi podaniami w środku boiska. Nawet jeśli hiszpański styl gry tiki-taka rozbił w drobny mak wizję gry Prandelliego, który jest odpowiedzialny za dobór piłkarzy w naszej reprezentacji. Jesteśmy jednak pewni, że wcześniej przeminie styl gry tiki-taka niż gra z kontry!

Wysokie polskie odznaczenie dla Ambasadora Guariglia

0

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Bronisław Komorowski, uhonorował Ambasadora Włoch w Warszawie, Riccardo Guariglia – którego misja w Polsce dobiega końca – wysokim Odznaczeniem: „Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej”, w uznaniu „znaczącego wkładu, jaki wniósł, podczas pełnienia swojej misji, w rozwój relacji włosko-polskich”. Ambasador podziękował Prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu za gest wielkiego poważania i szacunku, skierowany zdaniem Ambasadora przede wszystkim do Kraju, który reprezentuje i życzył, by stosunki włosko-polskie mogły nadal rozwijać się owocnie również w przyszłości.

Tort caprese z kremem na bazie limoncello

0

Składniki:

Na tort:

  • 5 jajek
  • 60g cukru kryształ
  • 200g zmielonych migdałów
  • 120g cukru pudru
  • pół laski wanilii
  • 1 cytryna
  • 180g startej białej czekolady
  • 30g kandyzowanych skórek owocu cedrowego
  • 50g mąki ziemniaczanej
  • 10g drożdży cukiernicznych
  • 100g oliwy z oliwek

Na krem:

  • 6 cytryn
  • 100g cukru
  • 1 łyżka mąki kukurydzianej
  • pół kieliszka limoncello
  • 100ml świeżej śmietany

Do dekoracji:

  • cukier puder
  • kandyzowane skórki owocu cedrowego
  • 50ml limoncello

Przygotowanie:

Przy pomocy ubijaczki albo miksera ubij jajka z cukrem aż do otrzymania sztywnej piany. W międzyczasie wymieszaj zmielone migdały z cukrem pudrem, wanilią, skórką cytrynową, startą białą czekoladą oraz kandyzowaną skórką owocu cedrowego. Przesiej mąkę ziemniaczaną i drożdże oraz dodaj oliwę z oliwek. Ciągle mieszając połącz ubitą pianę z jajek z mąką.

Przełóż masę do tortownicy o średnicy ok 24-26 cm wyłożonej wcześniej papierem do pieczenia. Piecz ciasto przez 5 minut w 200 stopniach, a następne przez 45 minut w 160 stopniach z termoobiegiem.

W celu przygotowania polewy podgrzej w garnku sok z cytryny z cukrem. W międzyczasie rozmieszaj mąkę kukurydzianą z zimnym limoncello i dołącz do ciepłego sosu. Gotuj przez chwilę aby zredukować polewę a następnie przelej ją do innego naczynia i dobrze wystudź.

Przy pomocy ubijaczki albo miksera ubij śmietanę. Wystudzony krem na bazie limoncello wlej do śmietany ciągle mieszając.

Teraz pozostaje jedynie udekorować tort. W tym celu posyp go cukrem pudrem. Pokrój tort w płaty i udekoruj każdy z nich kremem na bazie limoncello, kawałkami owocu cedrowego i limoncello.

Smacznego!

tłumaczenie pl: Konrad Gospodarowicz

MARTA MĘŻYŃSKA Malarka nowej generacji

0

tłum. Agata Kłodecka

Skromna, piękna i z wielkim talentem. Tak w skrócie można opisać absolwentkę Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, malarkę Martę Meżyńską, osiadłą na stałe w Mediolanie. To tutaj, jak mówi w przeprowadzonym online wywiadzie, rozwinęła swoje malarskie skrzydła i to tutaj została zauważona i doceniona. Od lat zdobywa liczne nagrody i wyróżnienia za to, co robi, a przyznać trzeba, iż jej sztuka jest nietuzinkowa. Gdy świat skoncentrowany jest na modnych blogach, sztuce abstrakcji i wszechobecnej nagości, ona tymczasem w swoich dziełach uwzniośla bloki mieszkalne oraz sklepowe witryny. Jak? Przeczytajcie i zobaczcie sami.

Co zadecydowało o twojej przeprowadzce do Włoch?

Do Włoch wyjechałam pierwszy raz na wymianę studencką, byłam pod wrażeniem słońca, kolorów, życia bez troski i picia kawy na placu… Później o przeprowadzce zdecydowały różne czynniki, na pewno nie była to prosta decyzja.

Jesteś artystką rozpoznawalną głównie w północnych Włoszech. Twoj najświeższy sukces to wyróżnienie mediolańskiej ArtGallery „Artysta Miesiąca”. Jak byś to skomentowała?

Bez wątpienia byłam zaskoczona, gdy znalazłam się w gronie artystów ArtGallery, był to cudowny początek nowego roku.

Zeszły rok też był dla ciebie udany, pełen nagród i wystaw, np. turyńskie Premio nella Finale di „Io Espongo”, wystawa kolektywna”The Coffee Art Project” (Mediolan) oraz wystawa osobista Garda Cafè Art w Salò oraz w Teatro Nuovo, wspólnie z Galleria ArteUtopia w Mediolanie. Jak podsumowałabyś go z punktu widzenia twojej sztuki? Co jest jej motywem przewodnim?[cml_media_alt id='113089']Longawa - Marta Mężyńska (7)[/cml_media_alt]

Zeszły rok zleciał przede wszystkim za szybko, teraz to już dwa lata będą, jak przeprowadziłam się do Mediolanu i z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że zaczynam zbierać owoce ciężkiej pracy. Mediolan dał mi szansę, jakiej wcześniej nie znalazłam w Toskanii, tutaj nareszcie rozwinęłam skrzydła w moim malarstwie. Oczywiście na sukcesy małe i duże składa się wiele elementów, nie wystarczy dobrze wykonywać pracę, trzeba też natknąć się na super osoby, które wierzą w ciebie i w to, co robisz.

Jak zrodziła się twoja nietypowa miłość do bloków i witryn sklepowych?

Pierwsze witryny sklepowe namalowałam w Toskanii, był to efekt mojej pracy „na boku” jako dekorator witryn i szyldów do sklepów. Projektowałam i wykonywałam ręcznie wszystkie napisy i chyba to zamiłowanie do kaligrafii połączyłam w moim malarstwie. Jeśli chodzi o tematykę bloków, to całkiem inna historia, aktualnie tam, gdzie mieszkam i mam studio stoi 13-sto piętrowy blok. Widząc go codziennie postanowiłam wykorzystać go jako modela i tak powstała pierwsza seria 7 prac o różnych porach dnia z blokiem w roli głównej.

Twoje najbliższe wystawy będzie można zobaczyć w Turynie i Rzymie. Co możesz o nich powiedzieć?

Pierwsza wystawa indywidualna „Coordinate” będzie 23 maja w Turynie, jest ona wynikiem wygranej w konkursie IoEspongo, natomiast wytawa zbiorowa w Rzymie odbędzie się 27 maja w Ashanti Galleria. W planach są kolejne wystawy przewidziane na okres jesienny, w toku są teraz rozmowy z Bankiem Generale, który ma miejsce wystawowe w samym centrum, zaraz przy Vittorio Emanuele. Nadal czekamy na odpowiedź z Fabbrica di Vapore, ale jestem pełna optymizmu i wiem, że pewnie znowu nie odpocznę

Leonardo Lacaria, nowa włoska twarz polskiego kina

0

tłum. Konrad Pustułka

Aktor, model, tancerz. Leonardo Lacaria po rozlicznych podróżach pomiędzy Włochami i Stanami Zjednoczonymi zaczyna realizować swoje powołanie zawodowe w Polsce. W Warszawie, która jest miejscem powstawania licznych produkcji telewizyjnych, kinowych i reklamowych, Leonardo rozwija się i odnosi sukcesy dzięki propozycjom grania ciekawych ról w serialach telewizyjnych, a przede wszystkim w filmach.

„Niedawno miałem szczęście zostać wybranym przez znanych reżyserów do zagrania pewnych ról. Mistrz Krzysztof Zanussi przydzielił mi jedną z ról w swoim nowym filmie „Obce Ciało” (Foreign Body), w którym miałem możliwość zagrania u boku jednej z najbardziej znanych polskich aktorek Agnieszki Grochowskiej, głównej bohaterki filmu, który ukaże się najbliższą jesienią w kinach włoskich, polskich i rosyjskich.

Poznanie i praca z Zanussim była dla mnie wielką przyjemnością, gdyż jest osobą, dzięki której szybko poczułem się w swoim żywiole i osobą, z którą połączyła mnie więź serdecznej przyjaźni. Oczywiście mam nadzieję, że kiedyś w przyszłości będę miał jeszcze okazję współpracować z Zanussim.

Inną, równie ważną możliwość rozwoju dał mi Jerzy Stuhr, aktor i reżyser, który zaproponował mi zagranie w filmie Obywatel (Cittadino), również z Panem Sthurem pozostałem w dobrych relacjach.

Na koniec udało mi się zagrać w trzecim w filmie, w którym miałem okazję pracować z reżyserem i aktorem Arturem Urbańskim”.

Jakie były twoje wrażenia kiedy przeniosłeś się do ruchliwej „swinging Warsaw” z rodzinnego i spokojnego San Miniato w Toskanii, gdzie dorastałeś?

Warszawa jest bardzo ciekawym miastem i muszę przyznać, że bardzo dobrze czuję się pracując z Polakami. Powiedzmy, że czasami nie znoszę jedynie śmiertelnej powagi charakterystycznej dla tego narodu. Brakuje mi tutaj swobody moich rodaków, ich prostoty życia mimo różnych problemów, a także odpowiedniej dozy autokrytyki, którą my Włosi posiadamy, w przeciwieństwie do Polaków. Tęsknię oczywiście za klimatem, morzem i rodziną, co do jedzenia to nie mam problemów, ponieważ w Warszawie można znaleźć różne rodzaje doskonałej kuchni.

Kariera artystyczna Lacarii rozpoczęła się od tańca. Taniec klasyczny uprawiał do trzydziestego roku życia. Współzawodnictwo, konkursy i występy otworzyły mu drogę do udziału w przedstawianiach w Stanach Zjednoczonych, w spektaklach takich jak „Dziadek do orzechów” Piotra Czajkowskiego. Po doświadczeniu zdobytym w Stanach Zjednoczonych, Leonardo wraca do Europy.

Pod koniec 2010 roku przyjeżdża do Warszawy i przypadkiem, dla zabawy, zaczyna występować najpierw jako model na niewielkich pokazach mody, następnie w reklamach telewizyjnych i serialach. Ta praca zatrzymała Lacarię w Polsce.

„Pierwsze występy w polskiej telewizji i reklamach w końcowym rozrachunku okazały się ciekawym doświadczeniem, dającym mi możliwość wyrażenia mojej wielkiej pasji do aktorstwa, połączonej z używaniem trzech języków: włoskiego, polskiego i angielskiego. Tych języków nau[cml_media_alt id='113083']Giorgi - Leonardo Lacaria[/cml_media_alt]czyłem się “w terenie”, zupełnie sam, a dzięki nim mogę ze swobodą i naturalnością porozumiewać się z obcokrajowcami. To pozwoliło mi w pełni uwypuklić włoską zdolność do tworzenia. I tak, w krótkim czasie dostałem angaż w czterech serialach polskich, m.in. „Piąty Stadion”, na planie którego poznałem i pracowałem ze znanym aktorem Arkadiuszem Jakubikiem, odtwórcą jednej z głównych ról w filmie „Drogówka”.”

Dzięki tym pierwszym występom Lacaria został zauważony przez wybitnych reżyserów, jak Krzysztof Zanussi, Jerzy Stuhr i Artur Urbański, którzy zaproponowali, aby zagrał w ich filmach, trzech filmach, które niedługo pojawią się w kinach: „Obce ciało, „Obywatel” i „Ojciec”. W przeciągu dziewięciu miesięcy Leonardo wystąpił więc w trzech ważnych sztukach filmowych.

Tym, co reżyserowie docenili, jest jego instynktowna gra aktorska, inspiracja i naturalna improwizacja, przykuwające uwagę widzów, biorąc pod uwagę fakt, że Leonardo nie studiował aktorstwa. Obecnie Leonardo Lacaria ma w planach występy w kolejnych produkcjach telewizyjnych i kinowych, propozycjach napływających z Włoch, a nawet zza oceanu. Niedawno Leonardo wziął udział w sesji fotograficznej dla agencji „Charme de la mode”, w której prezentował kurtki znanego stylisty rosyjskiego, Alexa Caprice (więcej info: www.charmedelamode.pl http://www.alexcaprice.com/)

,,W międzyczasie z wielką przyjemnością współpracowałem z Gazzetta Italia, magazynem, który jednoczy Włochów i Polaków, przy realizacji okładki na wspaniałym skuterze Vespa sidecar!’’.

Leonardo Lacaria ma swój fanpage, na którym możecie go śledzić:

https://www.facebook.com/pages/Leonardo-Lacaria/197727453771952?ref=hl

Spotkanie Renzi – Tusk w Rzymie

0

19 maja w Villa Doria Pamphilij odbyło się nowe spotkanie – kolejne po tym, które miało miejsce 26 kwietnia br. – między Prezesem Rady Ministrów, Matteo Renzi a Premierem RP, Donaldem Tuskiem. Spotkanie upłynęło w nadzwyczaj serdecznej i przyjacielskiej atmosferze i dało sposobność do skupienia się na zasadniczych tematach będących w polu obopólnego zainteresowania. Na stronach włoskiego Rządu (http://www.palazzochigi.it/Notizie/Palazzo%20Chigi/dettaglio.asp?d=75706 ) znajduje się zapis wspólnej konferencji prasowej, w której obydwaj Premierzy wzięli udział na zakończenie spotkania.