Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 142

Człowiek w białej sutannie

0

Diana Golec

„Jestem tylko pielgrzymem, który zaczyna ostatni etap swojej drogi” powiedział Benedykt XVI ostatniego dnia swego pontyfikatu. Od 28 lutego mówimy o nim ‘emerytowany papież’, choć to z pewnością nie koniec jego posługi. Zmieni ona teraz charakter na cichą modlitwę towarzyszącą rozpędzonemu światu. „Pan wzywa mnie, bym 'wszedł na górę’, abym jeszcze bardziej poświęcił się modlitwie i medytacji” – powiedział podczas modlitwy Anioł Pański w Watykanie w ostatnią niedzielę lutego. Z pewnością obrał on, ku ogromnemu zaskoczeniu całego Kościoła, kurs na spokojniejsze wody, ale niewiele jest osób, które zadają sobie pytanie, kto pokierował kompasem, wskazującym mu drogę. Czy nie Ten, kto przywiódł go na Stolicę Piotrową? A skoro tak, to skąd to wyraźne rozczarowanie pewnej części chrześcijan? Być może nasze plany po raz kolejny usiłujemy postawić ponad to, czego pragnie dla nas Bóg. „Nasze ludzkie myślenie i nasze ludzkie wysiłki na ile są współpracą z Panem Bogiem, na tyle są skuteczne, potrzebne, dobre” – mówił abp Józef Michalik podczas mszy dziękczynnej za pontyfikat Ojca Świętego, zaznaczając, „że Benedykt XVI nie odchodzi spod krzyża, On stanie w innym miejscu”.

Przez wieki w zbiorowej mentalności ludzi wierzących powstało głębokie przeświadczenie, że Ojciec Święty to nad-człowiek, którego otacza niewidzialny pancerz, a więc może przyjąć i spokojnie znosić wszystko: zło, podziały wewnątrzkościelne, cierpienie, ból, chorobę, a nade wszystko dręczenie wielu wrogich środowisk. Poniekąd to prawda. Papież z pewnością ma mocny pancerz łaski Bożej, siłę czerpaną z mocy Ducha Świętego i jego darów. Jednak ten, który nosi tytuł Namiestnika Chrystusa to przede wszystkim… człowiek. Tak jak każdy śmiertelnik doświadcza zmęczenia – na ciele i na duszy. Od pewnego czasu obserwowałam z niepokojem ogromne wyczerpanie, które bardzo widocznie zarysowało się na twarzy Papieża. Najmocniej uderzyło mnie to, gdy dwa miesiące temu podczas spotkania Taize, Benedykt XVI przejeżdżał obok mnie w swym papamobile. Był uśmiechnięty, a mimo to smutek w oczach i głębokie bruzdy na jego twarzy kazały mi się zastanowić nad przytłaczającym ciężarem jego zadań. „Wygląda jakby był chory” – powiedziałam do stojącego obok księdza.

Dzisiaj wiadomo już, że Benedykt XVI nosił się wtedy z zamiarem, który wywołał istną lawinę komentarzy, spekulacji, podejrzeń i krytycznych ocen. Papież wiedział, że tak będzie. Najmocniej zapewne przeżywał to, jak jego abdykacja wpłynie na Kościół. Można było bowiem przewidzieć, że zderzą się ze sobą dwa nurty – jeden oskarżający Ojca Świętego o dezercję, a drugi usiłujący okazać zrozumienie. Ci pierwsi uderzyli w szczególnie delikatną strunę, porównując Benedykta XVI do jego poprzednika. Przywoływanie choroby Jana Pawła II stało się niejako kamieniem, rzuconym w rezygnującego Papieża – on dał radę, a ty nie możesz?! – wytykały oskarżycielskie palce z prasy, Internetu i telewizji. Można wyobrazić sobie jak wiele cierpienia podobne osądy mogą zadać człowiekowi, który służył z zaangażowaniem. Komentarze te są dowodem na podstawową nieznajomość zagadnienia posługi w Kościele. Nie jest to bowiem kwestia czysto ludzka, jak próbują przedstawiać ją niektóre media, ale przede wszystkim tajemnica Bożego prowadzenia, które każdy człowiek przeżywa indywidualnie. Ojciec Święty jest narzędziem Ducha Świętego, od którego zależy kiedy i jak ta posługa się zakończy. Stąd bezpodstawne są obawy, że abdykacja Benedykta XVI będzie precedensem do ustanowienia granicy wiekowej dla urzędujących papieży.

Kto może zrozumieć człowieka, który odchodzi, bo nie czuje się na siłach by dobrze sprawować swoje obowiązki wynikające z powołania? Tylko ten, kto sam przeszedł podobną, bolesną drogę, która jest udziałem Papieża i kto czuje ciężar odpowiedzialności. Mimo to jakże kuszące jest podsumowywanie minionego pontyfikatu, wystawianie kolejnych osądów, mówienie co się udało, a co było porażką. Ocenianie Benedykta XVI jednak ostatecznie nie należy do nas. Przedmiot refleksji, zarówno osób wierzących, jak i niezwiązanych z chrześcijaństwem, stanowić powinny wartości, które każdy z nas zaczerpnąć może z przesłania Ojca Świętego. Z pewnością będzie to autentycznym dobrem i przyniesie większy pożytek niż najtrafniejsze nawet analizy ośmiu lat jego pontyfikatu.

Obama ekologicznym prezydentem?

0

Edoardo Zarghetta

Nie wypada być biernym widzem, gdy mowa jest o polityce amerykańskiego prezydenta. Nawet jeśli chodzi tylko o energię i zrównoważony rozwój należy mieć na uwadze to, że Stany Zjednoczone odgrywają bardzo ważną rolę na poziomie światowym dzięki eksportowaniu innowacji technologicznych, modeli rozwoju i dużego zanieczyszczenia.

W styczniu Barack Obama po raz drugi objął urząd w Białym Domu, a zatem można powiedzieć, że będzie on przez kolejne cztery lata tej kadencji Liderem wśród światowych liderów. Wolno nam więc zapytać, czego można się spodziewać w kwestiach energetycznych i ekologicznych amerykańskiej polityki?

Podczas poprzedniej kadencji (2008-2012) mogliśmy zaobserwować trudności, na jakie prezydent natrafił w realizacji polityki przedstawionej w czasie pierwszej kampanii wyborczej. Nie tyle dlatego że działanie rządu w zakresie polityki energetycznej było mało zdecydowane, ale dlatego że oczekiwania wzbudzone przez Obamę zarówno w czasie kampanii „Yes We Can”, jak i poprzez słynną mowę inauguracyjną były bardzo wysokie. W szczególności w tej ostatniej kampanii pojawiło się mocne nawiązanie do możliwości wspomożenia rozwoju gospodarczego i zwiększenia zatrudnienia dzięki odnawialnym źródłom energii oraz walce z ocieplaniem planety: “There is new energy to harness and new jobs to be created” mówił wtedy prezydent. Po upływie czterech lat zobaczyliśmy, że planeta nadal jest zagrożona katastrofą ekologiczną, przede wszystkim z powodu amerykańskiej emisji CO2, i niewiele zostało zrobione, aby zmniejszyć zależność tego kraju od paliwa kopalnego. Prawdziwym celem amerykańskiego rządu było zmniejszenie uzależnienia od importu energii poprzez zwiększenie niezależności energetycznej kraju. Jednak technologie, na których wówczas się oparto, aby osiągnąć ten cel były przeważnie „brudne”: prezydent przyznał licencje na poszukiwanie ropy i gazu na morzu, na budowę 3500 kilometrów rurociągu naftowego od Alaski do Teksasu i na wydobycie gazu metodą hydroszczelinowania (wpompowywanie wody z substancjami chemicznymi w celu wydobycia gazu z płytkich pokładów). W swojej drugiej mowie inauguracyjnej Obama ponownie obiecał, że zajmie się zagrożeniami wynikającymi z globalnego ocieplenia oraz, że chce „zachować ojczyznę daną ludziom przez Boga” poprzez wsparcie odnawialnych źródeł energii. Jednak odezwy Obamy w sprawie środowiska, chociaż tak bardzo nasycone zapałem religijnym i patriotyzmem, będą musiały się zderzyć z Izbą Reprezentantów znajdującą się w rękach konserwatystów. Z tej przyczyny, mimo uznania najwyższej wagi, jaką prezydent nadał tym zagadnieniom w swojej mowie, ekolodzy mają niewielką nadzieję na to, że druga kadencja Obamy przyniesie poważną zmianę w polityce energetycznej USA. Chociaż są sygnały, że podejście administracji do dwóch z trzech zagadnień dotyczących polityki energetycznej opisanych powyżej może się zmienić, w związku z awarią z początku tego roku, która wystąpiła na platformie Kulluk, będącej własnością Shella, a w wyniku której do kruchego środowiska polarnego mogło dostać się 650 000 litrów paliwa diesel i 55 000 litrów smaru. Amerykański rząd ogłosił 60 dniowe moratorium na kontrolę środków bezpieczeństwa stosowanych przez przedsiębiorstwa paliwowe zaangażowane w poszukiwania ropy naftowej w regionie arktycznym. Ponad to, jeśli chodzi o rurociąg naftowy Keystone XL, po ostatecznym zaaprobowaniu go przez zainteresowane stany, Obama poprosił o dodatkowy czas, aby udzielić swojej zgody w tej kwestii. Natomiast o wydobyciu gazu metodą hydroszczelinowania zadecyduje nowelizacja, którą chciały właśnie zainteresowane stany, ponieważ taka metoda wydobycia może przyczynić się do skażenia radioaktywnego wód gruntowych otaczających studnie, jako że woda pompowana pod ziemią zbiera substancje radioaktywne zwykle obecne w podłożu i kieruje je w stronę wód gruntowych i rzek. Decyzje w sprawie tych trzech zagadnień, oprócz odbudowania grupy współpracowników wyznaczonej do kierowania różnymi działaniami rządu w zakresie energii i środowiska, stanowią również wyzwania, które czekają na Obamę w kwestiach energetycznych i zrównoważonego rozwoju. Dla dobra planety miejmy nadzieję, że Obama jak najszybciej potwierdzi swoje ekologiczne przekonania.

Luigi Lippomano

0

LUIGI (ALOISIO lub ALVISE) LIPPOMANO (Wenecja 1496 – Rzym 15 sierpnia 1559) był biskupem katolickim, doradcą w Administracji Centralnej Kościoła Katolickiego oraz członekiem Soboru Trydenckiego.

W 1538 roku został biskupem koadiutorem w Diecezji w Bergamo, a od 9 sierpnia 1548 roku do 20 lipca 1558 sprawował funkcje przewodniczącego Siedziby Episkopatu w Weronie, był również następcą Pietro Lippomano oraz poprzednikiem Agostino Lippomano – obydwaj byli jego krewnymi.

W 1542 roku w Portugalii został nuncjuszem, a z końcem sierpnia 1548 roku pełnił obowiązki wysłannika papieskiego w Niemczech, następnie 13 stycznia 1555 roku został nominowany przez papieża Juliusza III nuncjuszem apostolskim w Polsce. Jednakże, z powodu dwóch konklawe, musiał odłożyć swój wyjazd i oczekiwać na ponowną zgodę nowego papieża, Pawła VI. Po wyruszeniu z Rzymu, musiał zatrzymać się w Augsburgu w Niemczech, aby uczestniczyć w zgromadzeniu stanów I Rzeszy, dlatego też w dalszą podróż do Warszawy mógł udać się dopiero 28 września tego samego roku.

Poprzez misję w Polsce, zorganizowaną przez kardynałów Alessandro Farnese i Jacopo Puteo, musiał stawić czoła niebezpieczeństwu generalnej dysputy na temat problemów wyznaniowych i wzmocnić element katolicki w życiu publicznym, zwracając się do zdolnych kaznodziei i zaufanych profesorów, a także uciekając się do kontroli prasy i zakazu importu ksiąg luterańskich z Niemiec.

Ósmego października, po bardzo męczącej podróży, Lippomano nareszcie dotarł do Warszawy. Tam został natychmiast ugoszczony przez królową Bonę Sforzę w Zamku Ujazdowskim. Nie odpoczął tam jednak zbyt długo, gdyż dwadzieścia dni później był już w Wilnie na audiencji u Króla Polski Zygmunta Augusta, syna Królowej Bony i zmarłego Zygmunta I.

Lippomano natychmiast zorientował się, że sytuacja wyznaniowa w Polsce była dramatyczna, że “do spraw wiary i Kościoła w tym królestwie przywiązuje się najmniejszą wagę” oraz, że protestantyzm rozpowszechnił się już w całym kraju. Wśród arystokracji jego rzecznikiem był kanclerz wielki litewski i wojewoda wileński książę Mikołaj Radziwiłł.

W nawracaniu kraju na katolicyzm nie mógł liczyć na poparcie króla, który wysłał do Rzymu taką osobistość jak Stanisław Maciejowski, który był zwolennikiem używania języków miejscowych w liturgii, komunii eucharystycznej sub utraque specie, małżeństw dla kapłanów, oraz który popierał zwołanie Rady Narodowej. Miał on poparcie ze strony Episkopatu, arcybiskupa Gniezna Mikołaja Dzierzgowskiego, a także prymasa Polski oraz biskupa Warmii Stanisława Hozjusza.

Od lutego do października 1556 roku Lippomano przebywał w Łowiczu, w rezydencji arcybiskupa Gniezna.

Tam, 21 lutego, napisał długi list do Radziwiłła po to, aby nawrócić go na wiarę katolicką, lecz list ten pozostał bez jakiejkolwiek odpowiedzi.

Tymczasem od kwietnia do czerwca w Polsce miały miejsce okropne wydarzenia. Ludzie bezcześcili hostie, dokonywali różnych świętokradztw, dewastowali relikwie, doszło nawet do spalenia na stosie Doroty Łazęckiej a także kilku żydów z Sochaczewa i Płocka. Przy tej okazji protestanci winą za tę egzekucję obarczyli króla, arcybiskupa Gniezna i Lippomano.

Nuncjusz odwiedził diecezje w Gnieźnie, Poznaniu i Włocławku, a także, po raz kolejny, tę w Płocku. Została stworzona sieć współpracy między tymi kapitułami a kanonikami popierającymi dyspozycje Soboru Trydenckiego. We wrześniu Lippomano uczestniczył w Prowincjalnym Synodzie w Łowiczu, w grudniu brał udział w Radzie Polskiej w Warszawie, charakteryzującej się wielkim antagonizmem miedzy katolikami a protestantami.

Niebawem opuścił kraj, będąc przekonanym o tym, że umocnił katolicyzm w Polsce oraz, że pod jego kierownictwem została przeprowadzona reforma Kościoła.

Osiemnaście lat później Girolamo, kolejny duchowny z rodziny Lippomano, razem ze swoim bratem Paolem, kuzynem Luigim zostają wysłani przez Senat Wenecki do Polski, tym razem do Krakowa, aby asystować przy uroczystościach pogrzebowych Zygmunta Augusta oraz przy koronacji Henryka III Walezego, brata króla Francji Karola IX. Girolamo nie wrócił szybko do swojego kraju zafascynowany rozmachem ceremonii, ostentacją królewskiej świetności, która będzie widoczna przez pierwszych kilka miesięcy nowego panowania, ciekawymi miejscami, takimi jak Kopalnia soli w Wieliczce, pięknem krajobrazów i interesującymi relacjami utrzymywanymi między polskimi książętami a innymi książętami, w szczególności rosyjskimi i tureckimi. Obawiał się powrotu do Wenecji również z powodu zarazy, która tam panowała, dlatego zatrzymał się w Polsce na dobrych dziesięć miesięcy. Niestety czas przyjęć, zabaw i bankietów, które polska szlachta urządzała, prześcigając się w pomysłach, nie trwał zbyt długo. Rzeczywiście zdarzy się, tak że “wszystkie zabawy zamienią się w opłakiwanie” najpierw ze względu na śmierć Karola IX, a następnie z powodu ucieczki Henryka. Te wydarzenia wzbudzą wśród Polaków obawę przed „rozlewem krwi, popadnięciem w ruinę, utworzeniem się wielkich frakcji i różnymi nastrojami”.

Ale kim był Luigi Lippomano? Był on potomkiem rodziny Lippomano, Lippamano lub Luppomani, tj. weneckich patrycjuszy z tak zwanych Casade Novissime, familii która osiedliła się w Wenecji około 908 roku. Ta rodzina, pochodząca z greckiej wyspy Negroponte, dawniej Eubea, miała być założona przez anonimowego żyda, który nawrócił się na katolicyzm.

Luigi Lippomano był uczonym, upartym ministrem Kościoła Katolickiego, wybitnym dyplomatą, smakoszem, żarłokiem cierpiącym na skazę moczanową, zdolnym pisarzem, autorem tekstów dogmatycznych i hagiograficznych.

Był nieślubnym synem weneckiego bankiera Bartolomeo, który w 1488 ożenił się z Orsą Giustinian. Jego matka, Marta, była natomiast kobietą służącą jego ojcu.

Jako dziecko uczęszczał do tradycyjnych szkół, ale potem, już jako młodzieniec, w 1520 roku, zgodnie z wolą swego ojca, musiał rozpocząć studia humanistyczne i teologiczne na uniwersytecie w Padwie, gdzie studiował do 1521 roku, a w latach 1522-1523 uczył się na uniwersytecie w Rzymie, gdzie już od siedmiu lat żył jego wuj Girolamo.

Wraz z upadkiem Banku Lippomano w Wenecji jego rodzina, widząc że spłodziła już wielu ważnych prałatów Kościoła Katolickiego, postanowiła oprzeć się na kościelnych karierach swoich przedstawicieli. Z tego powodu również on zostaje nakłoniony do posługi kapłańskiej, z obietnicą natychmiastowego kanonikatu w Bergamo, gdzie jego wuj Niccolò oraz kuzyn Pietro następowali po sobie w biskupstwie.

Od XV do XVII wieku poza prałatami, Agostino – biskupem z Werony, Alvise – biskupem z Veglii, Giovannim – biskupem z Parenzo, Pietrem – przeorem w Klasztorze Trójcy Świętej w Wenecji, Andreą – przeorem w Kościele Św. Marii Pokory w Wenecji, Andreą – przeorem w Kościele Św. Marii Magdaleny w Padwie, Niccolò – dowódcą galery „Braccio di Venezia” we flocie Świętej Ligi w bitwie pod Lepanto, wśród najbardziej znanych członków Lippomano figurują również: Marco – wenecki dyplomata i prawnik, Girolamo – Ambasador wenecki w Turynie, w Dreźnie, w Neapolu, w Konstantynopolu, Geronimo – szlachcic wenecki, Maria – szlachcianka wenecka, która wyszła za mąż za szlachcica Alvise Querini, Cecylia – szlachcianka z Pincary, prowincji Rovigo, która wyszła za szlachcica Dolfin.

Ta rodzina patrycjuszy – istniejąca jeszcze w 1797 roku, w czasie upadku Republiki Weneckiej, ale nieistniejąca już w dniu dzisiejszym – składała się przede wszystkim z bogatych bankierów, z dostojnych prałatów i słynnych dyplomatów. Jednak ze względu na upadek Banku Lippomano oraz na fakt, iż była ona źle postrzegana z racji swoich pro-hiszpańskich poglądów – była bowiem skłonna popierać różne zachowania Hiszpanii, nawet te niezgodne z prawem – popadła w niełaskę.

Jednak mimo tego wszystko w XVII wieku, po imponujących i spektakularnych dwóch dziełach architektonicznych z XV w., tj. „Portyku Lippomano” w Udine i Willi „Ca’ Lippomano” w Carvarzere w prowincji weneckiej, w San Vendemiano w prowincji Treviso, na wzgórzach „Monticello” powstała wystawna willa, będąca wiejską rezydencją tej rodziny, prawdopodobnie zaprojektowaną przez sławnego wówczas weneckiego architekta Baldazara Longhena.

Luigi Lippomano, jako legat i nuncjusz apostolski, podczas swoich podróży przemierzył pół Europy, lecz zmarł w Rzymie w wieku sześćdziesięciu trzech lat, na trzy dni przed śmiercią swojego opiekuna, Papieża Pawła IV. Został pochowany w kościele Santa Caterina dei Funari. Pomimo iż był uważany za najpotężniejszego prałata w Kurii i był sekretarzem Papieża Pawła IV, Luigi Lippomano nie zdołał otrzymać nominacji kardynalskiej. Kto wie, może przyczyną nieotrzymania tego zaszczytu było jego nieślubne urodzenie!

FUNDAMENTY MOJEJ EUROPY

0

Lino Bortolini

Mieszkałem w Piemoncie i zostałem zaproszony przez grupę przyjaciół ze Szkocji na polowanie na gęsi, duże ptaki, które zimą odlatują z obszaru północnego koła podbiegunowego w poszukiwaniu pożywienia.

Bardziej od samego polowania interesował mnie kraj Marii Stuart.

Znałem jej historię, a także historię katolickiej Szkocji, która powstawała w bólu, przede wszystkim, aby ocalić niepodległość, a następnie choć minimalną autonomiczność wobec Londynu.

Znałem historię całej Europy, oczywiście łącznie z historią Anglii, ale odwiedzać te miejsca, obserwować zwyczaje, zgłębiać na miejscu kulturę, architekturę, sztukę i folklor, kosztować tamtejszej kuchni było dla mnie ogromnym przeżyciem.

Zarówno ze względu na kulturę śródziemnomorską, jak i przez wzgląd na tę nordycką.

A zatem wyruszyliśmy w styczniu. Niektórzy dotarli do Edynburga minibusem, inni samolotem. Cała grupa zebrała się w jednym z B&B w Zamku Braco, w okolicach Dunblane, poniżej zamku hrabiego Miur, który był właścicielem obszaru, na którym miało odbyć się polowanie.

Aby przedstawić nam program na kolejne dni, tego samego wieczoru, w dzień przyjazdu, pojawił się szef polowania: był to pan Mac, major polskiej armii, któremu udało się uniknąć schwytania przez niemieckie wojska w momencie nazistowskiej inwazji z 1939 roku i, po tym jak walczył w siłach oporu, otrzymał obywatelstwo angielskie i funkcję nauczyciela w Edynburgu. Miał żonę Polkę, malarkę, która nazywała się Ewa oraz córkę Anię, która studiowała we Włoszech.

Już samo wysłuchanie historii pana Maca i poznanie jego damy było dla mnie emocjonującym przeżyciem; innym równie porywającym było poznanie historii hrabiego Miur i jego żony dokonane następnego wieczora.

Oni przeżyli okres drugiej wojny światowej w Afryce, podążając za sojuszniczymi oddziałami, które wyruszywszy z południa Afryki, wówczas Commonwealth Britannico, dotarły do wybrzeży Mozambiku i podbiły w walce z Mussolinim tereny Somali, Erytrei, Egiptu i Libii, aż po Sycylię.

Na koniec wojny znaleźli się w okolicy miejscowości Reggio Emilia i tam, po wcześniejszym zakupie jeepa z wyprzedaży od sojuszniczego wojska, kupili także całą porcję parmezanu, ważącą 35 kg i zabrali ją do Braco, do ich zamku, aby świętować z przyjaciółmi wymarzony powrót!

Od 1945 do 1975 roku małżonkowie Miur nie mieli sposobności ani okazji, aby ponownie delektować się parmiggiano-reggiano i ze łzami w oczach okazywali głęboką nostalgię za nim.

Z kolei Pan Mac wysłuchiwał ich opowieści nie mając pojęcia czego one dotyczyły, ponieważ nigdy nie skosztował tego sera.

Ja opowiedziałem o mojej żonie, która pochodzi z regionu Emilia Romania, doświadczonej kucharce, zafascynowanej gastronomią, która bardzo często używała parmiggiano w kuchni. Tak bardzo go lubiła, że gdyby mogła, to dodawałaby go nawet do caffelatte.

Hrabina nalegała, abym w lecie odwiedził jej zamek i wielki ogród, o który troszczyła się osobiście. Byłbym jej gościem wraz z całą moją rodziną.

Moja żona była nauczycielką języka francuskiego w szkole średniej w okolicach Bassano del Grappa i często spędzaliśmy nasze wakacje podróżując z przyczepą kempingową po Francji.

Tamtego roku, w lipcu, przybyliśmy na kemping w okolicach Le Havre, odczepiliśmy przyczepę i wsiedliśmy na prom. Kolejnego wieczoru byliśmy już w zamku w Braco.

Zjedliśmy niezapomnianą kolację, przygotowaną na bazie łososia, jelenia, olbrzymich malin i piwa ze szkockiej strony, a także białych i czerwonych win, salami i w końcu także sera parmiggiano-reggiano, który został ustawiony na srebrnej tacy pośrodku stołu, z włoskiej strony.

Kolejnego dnia, przed rozpoczęciem polowania, zbliżyłem się do kierującego polowaniem z butelką grappy w ręku i powiedziałem: „Panie Mac, to jest specjalna butelka, likier wykonany według najstarszej tradycji regionu Veneto, produkowany z wytłoków i pestek winogron, który chciałbym podarować Panu i Pańskim znajomym”.

Pan Mac bez wahania odkorkował butelkę i napił się z niej. Spojrzał na mnie z niewymownym uśmiechem i powiedział: „Lino, to jest zbyt dobre, moi przyjaciele nie zrozumieliby tego, lepiej ja sam wypiję wszystko!” i szybko schował butelkę pod płaszczem.

W kolejnych dniach miałem sposobność, aby porozmawiać z nim o Polsce, o tragedii wojny i o tym, że dla niego, wraz z nadejściem rosyjskiego komunizmu, wojna, po trzydziestu latach, jeszcze się nie skończyła, ponieważ nie mógł powrócić do ojczyzny. Opowiedział mi o swojej wielkiej nostalgii. Opowiedział mi o wielkich urokach polskiej przyrody i zasiał we mnie pragnienie odwiedzenia tego kraju.

Z tego powodu kilka lat później, w 1982-83 roku, pomogłem, na terenie Wenecji, organizatorom w wysłaniu pomocy do kurii warszawskiej i, jak tylko runął Mur Berliński w 1990 zdecydowałem się odwiedzić Polskę.

Przybycie w Bieszczady, do Krakowa, Lublina, Białegostoku, nad mazurskie jeziora, do Pułtuska a następnie do Warszawy, poznanie historii tych miejsc było dla mnie emocjonującym przeżyciem, które bardzo wzbogaciło moją wiedzę kulturową.

Pierwszym tłumaczem języka włoskiego, który został mi przedstawiony był Janusz Malinowski z Olsztyna.

Nauczył się włoskiego pośród huku bomb i pocisków walcząc pod Montecassino!

Nawet po upływie ponad czterdziestu lat bardzo dobrze pamiętał język, właśnie dlatego, że w każdym z nas pozostają niezatarte najtragiczniejsze wspomnienia z życia, trudne momenty, najgłębsze lęki i obawy, podczas gdy bardzo szybko zapomina się o małych, codziennych radościach.

Zanim udałem się do Polski, zapytałem, co powinienem zabrać ze sobą, gdybym chciał zrobić komuś mały prezent. Odpowiedzieli mi: „zabierz typowe włoskie salami, jakąś butelkę wina musującego i przede wszystkim parmiggiano-reggiano!”.

Moją pierwszą podróż do Polski, która trwała piętnaście dni, odbyłem razem z moim synem. Poznaliśmy wtedy prostych, otwartych, uprzejmych ludzi, którzy pragnęli nawiązywać nowe kontakty w każdy możliwy sposób, ludzi, którzy byli spragnieni Włoch, Europy.

Dostrzegłem to już wcześniej we Francji, Hiszpanii i Grecji.

Nareszcie, w ciągu ostatnich dwudziestu lat, mogłem dodać do przyjaciół zamieszkujących w tych krajach także tych z Polski, Czech, Słowacji i Węgier.

Z tego względu czuję się dumny z faktu, iż mogę powiedzieć, że osobiście udałem się odkryć moją Europę, pośród ludzi, i dziś jestem bardzo szczęśliwy wierząc w Europę, przede wszystkim ze względu na osoby, które spotkałem, z którymi bardziej niż kiedykolwiek dzielę kulturę i oczekiwania.

COTYGODNIOWE SPOTKANIA GRUPY TEATRALNEJ

0

COTYGODNIOWE SPOTKANIA GRUPY TEATRALNEJ „ESPERIENTE” W WARSZAWIE.

W każdy piątek, między godz. 17:00 a 20:00, w Galerii „Freta” (ul. Freta 39 w historycznym centrum Warszawy)
odbywają się próby teatralne i przedstawienia.

Zapraszam do udziału każdego, także osoby nie należące do grupy “Esperiente”.

W Galerii są czynne kawiarnia, cukiernia i restauracja.
Wstęp otwarty dla wszystkich.

PROSZĘ O WCZEŚNIEJSZY KONTAKT POD NUMEREM TELEFONU: 696896553 (Alberto) teatro@italianiinpolonia.org

Kongres „Sprawiedliwi wśród Polaków” – Turyn, 31 stycznia 2013

0

Zuzanna Benesz

31 stycznia w Museo Diffuso della Resistenza, della Deportazione, della Guerra, dei Diritti e della Libertà (Powszechne muzeum Ruchu Oporu, Deportacji, Wojny, Praw i Wolności) w Turynie z okazji Międzynarodowego dnia ofiar Holokaustu odbył się kongres „Sprawiedliwi wśród Polaków i przywracanie pamięci” oraz projekcja filmu Agnieszki Holland pt. „W ciemności”, nominowanego do Oscara w kategorii „najlepszy film zagraniczny”.

„Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” mówi jeden z wersów Talmudu. Sprawiedliwi podjęli ryzyko, aby sprzeciwić się złu. W tym sensie, uratowali naszą ludzkość. Leopold Socha, główny bohater filmu „W ciemności” jest jednym z tych, którzy ocalili życie Żydom podczas Drugiej Wojny Światowej.

Jednakże, jak pokazuje film, relacja między tymi, którzy udzielali pomocy, a Żydami nigdy nie była dwuznaczna. Na początku motywacja Sochy była związana jedynie z pieniędzmi. Natknął się on na grupę Żydów, którzy wykopywali kanał, aby stworzyć sobie dostęp do ścieków i w ten sposób uciec z getta w momencie obławy i jego likwidacji. Zaproponował im pomoc, w zamian za szczodre wynagrodzenie. W rzeczywistości, Socha szybko zdaje sobie sprawę z faktu, iż mógłby zarobić dużo więcej, gdyby ich wydał i że mógł ich zdradzić już od samego początku. Jak mówi Socha do swojego pomocnika Szczepka: „ Zawsze możemy ich zdradzić! Najpierw trzeba sprawdzić, ile mają. Więc? Zgadzasz się?”. Jednakże, egoistyczna motywacja Sochy zmienia się. To samo tyczy się relacji z ukrywającymi się Żydami. Film pokazuje dramatyzm transformacji bohatera – Socha stopniowo dorasta w swoim człowieczeństwie. Na koniec pomaga Żydom ukrywając ich w kanałach, nawet jeśli nie mieli już pieniędzy.

Zdecydowanym walorem tego filmu jest ukazanie dwuznaczności relacji między ratującymi i uratowanymi. Historie pomocy udzielonej Żydom przez Polaków zazwyczaj są opisywane w czarno-białych barwach, podczas gdy relacja między Sochą, a Żydami nie jest ani ekstremalnie zła, ani też zbyt idealna. Z drugiej strony film pokazuje, że sami Żydzi byli często skłonni płacić, gdyż zapłata była zazwyczaj jedynym sposobem na zagwarantowanie sobie możliwości wpłynięcia w jakikolwiek sposób na swój los, a więc również na ochronę ich suwerenności.

„W ciemności” wprowadza temat kanałów, które stanowią przestrzeń zasadniczo symboliczną w pamięci Polaków. Kanały stały się symbolem heroizmu członków Armii Krajowej (AK) oraz Powstania Warszawskiego z 1944 roku. Symbol ten został zaprezentowany w przeróżnych filmach okresu powojennego przez Szkołę Kina Polskiego, począwszy od filmu „Kanały” Andrzeja Wajdy. U Wajdy dwójka partyzantów Powstania Warszawskiego dociera do ujścia kanałów. Partyzantka Iżewska mówi do swojego kompana Janczara: „Nie otwieraj oczu, tu jest za dużo światła! Widzę słońce po drugiej stronie rzeki!” Jest to scena symboliczna: na drugim brzegu rzeki są żołnierze Armii Czerwonej, którzy nie mają zamiaru pomóc Polakom w ich partyzanckiej walce przeciwko Niemcom. W tym filmie historia i przestrzeń podziemna zostały zaprezentowane właśnie w sposób heroiczny.

Agnieszka Holland natomiast zmienia ten symbol: perspektywa wyłącznie polska zmienia się w perspektywę polsko-żydowską. Temat kanałów w jej filmie włącza symbolicznie Żydów w historiografię i pamięć Polaków. Pamiętajmy, że akcja rozgrywa się we Lwowie, który w tym czasie był polskim miastem.

Wróćmy jednak do Turynu. Przed projekcją filmu odbył się kongres „Sprawiedliwi wśród Polaków i przywracanie pamięci”. Udział w nim wzięli: Olek Micer, polski aktor, który wcielił się w rolę Szlomo Landsberga w filmie “W ciemności”, który przedstawił wstęp do dyskusji, opowiadając o swoich doświadczeniach i emocjach przeżywanych w trakcie zdjęć do filmu; Zuzanna Benesz z Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie opisała sytuację, w której znajdowali się Żydzi i osoby, które im pomagały oraz zaprezentowała program „Sprawiedliwi Polacy i przywracanie pamięci” oraz stronę internetową „Sprawiedliwi Polacy” jako przykład obchodów ku czci Sprawiedliwych w Polsce.

Profesor Marco Brunazzi z Instytutu Salvemini opisał okoliczności historyczne i socjologiczne życia w trakcie okupacji nazistowskiej w Polsce. Natomiast Doktor Liliana Picciotto z Fundacji CDEC (Centro di Documentazione Ebraica Contemporanea – Centrum współczesnej dokumentacji żydowskiej) przedstawiła tę sytuację z historycznego i socjologicznego punktu widzenia Sprawiedliwych przebywających we Włoszech podczas wojny. Na zakończenie Doktor Gabriele Nissim, Prezes organizacji Gariwo – La foresta Dei Giusti (Gariwo – Las Sprawiedliwych) zaprezentował trzy osoby, które zasługują na to, aby być zapamiętanymi jako Sprawiedliwi: Marka Edelmana, komendanta Powstania Getta w Warszawie, Mosze Bejskiego, ofiarę Holokaustu i Prezesa Komisji Sprawiedliwych Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie oraz Jana Błońskiego, autora artykułu „Biedni Polacy spoglądają na Getto” opublikowanego w 1987 roku w „Tygodniku Powszechnym”, w którym stawiał czoła problemowi współuczestnictwa Polaków w rzezi Żydów.

Naturalny instynkt każdego z nas każe cofnąć rękę, kiedy znajduje się ona blisko płomienia. Ci, którzy odważyli się pomóc Żydom, ryzykując własne życie i życie swoich bliskich, byli w stanie trzymać dłoń w płomieniu i nie zabierać jej.

Właśnie to wydarzenie przypomniało nam o nich wszystkich. Kongres i projekcja filmu zostały zorganizowane przez Generalny Konsulat Republiki Polskiej w Mediolanie we współpracy z Honorowym Konsulatem Republiki Polskiej w Turynie, władzami miasta Turyn, Museo Diffuso della Resistenza, della Deportazione, della Guerra, dei Diritti e della Libertà oraz Wspólnotą Żydowską w Turynie.

„Podatek IMU i Włosi za granicą” – Izba Deputowanych, 10 stycznia 2013 r.

0

Narducci i Micheloni (PD): „Podatek IMU, od tzw. pierwszego domu (wł. prima casa), Włochów mieszkających za granicą stanowi aspekt niekonstytucyjności oraz naruszenia ustaleń traktatu o UE, należy go zmienić!”

10 stycznia w Rzymie odbyła się konferencja „Podatek IMU i Włosi za granicą”, przeprowadzona przez posła Narducciego i senatora Micheloniego, którzy reprezentują Partię Demokratyczną (PD).

Stawki zastosowane przy opłacaniu podatku IMU od domów Włochów mieszkających za granicą, wpisanych do rejestru AIRE, stały się przedmiotem dyskusji już w momencie rozpoczęcia konferencji. Rzeczywiście w 80% przypadków są oni zobligowani do zapłaty wyższej stawki za dom posiadany we Włoszech, a uznawany za drugie miejsce zamieszkania; chodzi zatem o dom niewynajęty, niedany w użyczenie i który wymaga zapłaty kosztów utrzymania. Od samego początku Narducci i Micheloni wyrazili swój sprzeciw, na poziomie parlamentarnym, wobec ewidentnej dyskryminacji powstałej wobec ich rodaków za granicą. Przyjęli oni także protesty włoskich emigrantów, którzy „w odniesieniu do płatności IMU chcą być traktowani, zgodnie z Konstytucją, tak jak osoby mieszkające we Włoszech”.

Chodzi tu o niewątpliwą i ewidentną dyskryminację, w której dochodzi do niekonstytucyjności i naruszenia traktatów o Unii Europejskiej.
Używając tych argumentów, dwóch parlamentarzystów wybranych za granicą, zwróciło się do sądu administracyjnego pierwszej instancji w Campobasso, składając wniosek o zawieszenie wydanych przez gminę Molise przepisów dotyczących IMU, które opodatkowują domy traktowane jako dodatkowe miejsce zamieszkania (drugi dom), posiadane przez jej mieszkańców rezydujących za granicą. Ci dwaj parlamentarzyści przyjęli na siebie ciężar pokrywania kosztów związanych z procesem.
W międzyczasie, przygotowali oni również skargę skierowaną do Komisji Europejskiej, którą każdy zainteresowany włoski obywatel będzie mógł pobrać, począwszy od 15 stycznia, z neutralnej strony (www.e-avvocato.com) a następnie wysłać do komisji. Poniżej zostały wymienione niektóre części skargi, dotyczące w szczególności tych zagadnień, które analizują aspekty niekonstytucyjności norm IMU.
Aspekty niekonstytucyjności i naruszenia traktatu UE w odniesieniu do IMU opłacanego przez Włochów za granicą.

1) Niekonstytucyjność w związku z naruszeniem artykułów 3 i 53 Konstytucji Włoch: naruszenie zasady równości i racjonalności oraz zasady zdolności płatniczej podatnika.

2) Sprzeczność z traktatami Unii Europejskiej w związku z naruszeniem artykułów 18, 21, 45 i 49 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej: naruszenie zasady o niedyskryminacji oraz o swobodnym przemieszczaniu się i pobycie na terenie państwach członkowskich; naruszenie wolności przepływu osób, usług i kapitału.

3) Naruszenie art. 1, ustęp 4 ter Dekretu z mocą ustawy z 28 stycznia 1993 r., Nr 16 przekształconego w ustawę z dnia 24 marca 1993, Nr 75 […] dla włoskich obywateli niezamieszkałych na terytorium Włoch, jako główny lokal mieszkalny uznaje się ten bezpośrednio przystosowany do celów mieszkalnych, posiadany na podstawie prawa własności lub prawa użytkowania we Włoszech, pod warunkiem, że nie jest wynajęty […].

 

Portale randkowe w Polsce

0

Karolina Kij

Współczesny świat narzuca nam wręcz ekspresowe, i chyba nienaturalne, tempo życia, pozbawiając nas często tym samym czasu i energii potrzebnych do podtrzymywania przyjaźni czy znajomości, nie mówiąc już o zawieraniu nowych. Do tych czynników dochodzi również rozpad tradycyjnych form kontaktów międzyludzkich, które w dużym stopniu ułatwiają poszerzanie kręgu znajomych (włączając w to poznanie ewentualnego partnera życiowego). Ten rozpad często prowadzi do izolacji jednostki, która sprawia, że coraz więcej ludzi żyje samotnie. Nawet jeśli dla niektórych osób samotność to świadomy wybór, to zapewne jednak spora część singli chciałaby, mniej lub bardziej poważnego, związku. O skali tej potrzeby dobitnie świadczy ilość internetowych portali randkowych i ich użytkowników. Ile jednak znajomości zawartych poprzez tego rodzaju portale przeradza się w związki? I czy łatwo tam poznać kogoś, kto spełni nasze oczekiwania?

W realnym świecie przy poznawaniu nowej osoby na tzw. pierwsze wrażenie składają się różne szczegóły: wygląd, zachowanie, sposób wysławiania się itp. To pierwsze wrażenie może sprawić, że albo zupełnie stracimy zainteresowanie daną osobą, albo, wręcz przeciwnie, nabierzemy ochoty na bliższe jej poznanie. Portale randkowe ze względu na swój wirtualny charakter odbierają, przynajmniej w początkowych etapach kontaktu, możliwość tej podstawowej weryfikacji. Mamy więc zdjęcie potencjalnego chłopaka/potencjalnej dziewczyny (to na ile takie zdjęcia, często obrobione photoshopem, odzwierciedlają rzeczywistość, to osobny temat), piszemy do siebie wiadomości i w końcu dochodzi do spotkania. I tu w ogromnej większości wypadków ma miejsce, często obopólne, rozczarowanie. Nagle chłopak, który pisał intrygujące SMS-y nie ma zbyt wiele do powiedzenia, nie jest wysokim wysportowanym szatynem, a łysiejącym panem z brzuszkiem (wysłane zdjęcie profilowe po prostu było zrobione dobrych parę lat temu). Natomiast dziewczyna, która ponoć wolny czas poświęca licznym hobby i zainteresowaniom, w rzeczywistości ogląda brazylijskie telenowele i przegląda portale plotkarskie. Przy okazji na jaw często wychodzą inne nieścisłości, dotyczące obu stron, bo w końcu to, co o sobie piszemy zależy tylko od naszego rozsądku, a w wielu wypadkach osobę piszącego odrobinę ponosi fantazja. Oczywiście może się zdarzyć, że spotkana osoba przypadnie nam do gustu, ale, nie ukrywajmy, nie są to bardzo częste przypadki. Portale randkowe, jakże by inaczej, chwalą się zwykle na swoich stronach ilością związków, które się dzięki nim zawiązały. I tak największy polski portal tego rodzaju, Sympatia.pl, posiadający 4 miliony zarejestrowanych użytkowników, dosyć ogólnikowo wspomina o tysiącach par. Natomiast niszowy katolicki portal Przeznaczeni.pl przytacza konkretne dane: mówi o 325 tysiącach zarejestrowanych użytkowników, prawie 1200 małżeństwach, 1100 zaręczonych parach i 3100 zakochanych, co oznacza, że szczęście dzięki temu portalowi znalazło mniej więcej 1,7% spragnionych miłości użytkowników. Moim zdaniem nie są to imponujące liczby, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że dziewięćdziesiąt parę procent osób poszukujących miłości na portalach randkowych, przynajmniej według oficjalnych statystyk, raczej jej tam nie znajduje. Wśród opinii, na forach internetowych, dotyczących portali randkowych przeważają te raczej sceptyczne. Czasem pojawia się, świadczące o rozczarowaniu, zdanie, że takie portale stanowią rodzaj sklepu (uderzające i smutne jest zresztą to porównanie do sklepu, bo czy miłość to towar…?), w którym do woli można przebierać w ofercie, ale rzadko trafi się na kogoś, kto naprawdę nas zainteresuje.
Czemu więc portale randkowe nie tylko cieszą się niesłabnącą popularnością, a nawet pęcznieją (w 2011 r. z portali randkowych w Polsce korzystało w przybliżeniu 5 milionów użytkowników)? Jedną z przyczyn może być to, że w dzisiejszych czasach rzeczywiście nie jest łatwo poznać drugą połówkę w niewirtualnym świecie. Poza tym moje koleżanki, które są zarejestrowane na portalach randkowych twierdzą, że nigdy nie spotkały tam „interesujących” mężczyzn, natomiast prawie każda zna osobę, która w ten sposób kogoś poznała. Dlatego pewnie każda z nich nadal ma tam swoje konto, myśląc, że „skoro innym się udało, to może i do mnie szczęście też się uśmiechnie.”

 

Szlak Barolo i znakomite wina z regionu Langhe

0

Barolo i inne znakomite wina pochodzące ze wzgórz Langhe są głównymi punktami szlaku turystyczno-kulturalnego, który rozciąga się poprzez jedyny w swoim rodzaju krajobraz na świecie. Winiarnie i gospodarstwa rolne, ale również restauracje, lokalni producenci, hotele, zamki i muzea łączą się w filozofii „jakość w każdym aspekcie”.

„Szlak Barolo i znakomite wina z regionu Langhe” jest trasą, która biegnie przez wzgórzaa, gdzie produkuje się wino Barolo, obejmującą winiarnie i gospodarstwa rolne i wyznaczoną, aby dać turystom możliwość spotkania „króla” spośród win w miejscu jego produkcji.

Projekt zrealizowany przez Związek Gmin „Colline di Langa e del Barolo” oraz regionalną winiarnię w Barolo, za zgodą władz regionu Piemontu i Strefy winiarskiej „Langhe Roero e Monferrato”, pokazuje bogactwo enogastronomiczne, kulturowe, architektoniczne i środowiskowe obszaru Langa di Barolo.

Podróż do serca Langhe.

„Szlak Barolo i znakomite wina z regionu Langhe” jest pasjonującą podróżą do serca i do ducha Langhe. Bezdyskusyjnym bohaterem jest wino, ale wraz z nim pojawiają się elementy dziedzictwa kultury i tradycji, bujność przyrody dodająca uroku zmieniającym się krajobrazom oraz silny, lecz przyjazny charakter ludzi z Langa, gotowych przywitać zwiedzających.

Szlak łączy gminy Alba, Barolo, Castiglione Falletto, Cherasco, Diano d’Alba, Dogliani, Grinzane Cavour, La Morra, Monchiero, Monforte d’Alba, Montelupo Albese, Novello, Roddi, Roddino, Rodello, Serralunga d’Alba, Sinio i Verduno, które tworzą jeden z najbardziej fascynujących krajobrazów Piemontu, miejsca pochodzenia wielu najbardziej znanych na świecie piemonckich czerwonych win.

Członkowie Szlaku

W cztery lata od swojego założenia Szlak liczy już około stu członków: ostatni „spis powszechny” naliczył ich 93 z czego 52 to spółki winiarskie, 28 hoteli, ponad 4 sklepy winiarskie i winiarnie regionalne (ta z Barolo, z siedzibą w słynnym zamku Falletti oraz ta z Grinzane Cavour, która również znajduje się w jednym z najbardziej charakterystycznych i sławnych zamków na wzgórzach Langhe).

Obok winnic i hoteli częścią Szlaku są również restauracje, lokalni producenci żywności, muzea, zamki oraz ciekawe turystycznie obszary. Wszystko to razem przyczynia się do stworzenia obszaru zainteresowań enogastronomicznych i kulturalnych, który podarowuje turystom niepowtarzalne wrażania i emocje, odczuwalne tylko w niewielu miejscach na świecie.

Obraz jakości jest potwierdzony przez podmioty, które stanowią część „Szlaku Barolo i znakomitych win z regionu Langhe”. Status stowarzyszenia określa, w rzeczywistości, wiele cech charakterystycznych, które struktury muszą posiadać. Zasadą kwalifikującą jest „jakość w każdym aspekcie” zarówno jeśli chodzi o ofertę enogastronomiczną, jak i przyjęcie turystów, a także spełnianie rygorystycznych norm ochrony środowiska.

Szlak współgrający z naturą

Poza ogólnymi normami – od godzin otwarcia i ekspozycji logo Szlaku, po wysiłek organizacyjny działalności promocyjnej szlaku – wiele cech charakterystycznych statusu zostało pomyślanych, aby osiągnąć najwyższą jakość w przyjęciu turystów i aby zwrócić szczególną uwagę na kwestie ochrony środowiska.

Tak oto harmonia z naturą stają się elementem wyróżniającym, modelem, z którego hotele i gospodarstwa agroturystyczne muszą czerpać inspiracje, aby móc szczycić się logiem „Szlaku Barolo i znakomitych win z regionu Langhe”, w międzyczasie sugerując odwiedzającym odpowiednie formy zachowania się: począwszy od preferowania wody z kranu oraz konsumpcji nieopakowanych przemysłowo paluszków grissini i chleba, aż po użycie papierowych obrusów zamiast tych plastikowych.

Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej, zapraszamy do odwiedzenia strony www.stradadelbarolo.it.

 

 

Dzień kobiet

0

Agnieszka Lisiuk, Magdalena Markowska

Nastały czasy, w których praktycznie codziennie jest jakieś święto. Owe święta, zwane też światowymi dniami, są niekiedy tak dziwaczne (jak np. światowy dzień ręcznika), że w sposób naturalny budzą kontrowersje. Dniem uważanym za nie mniej kontrowersyjny, nie z racji sensu ale historii, jest obchodzony 8-ego marca Dzień Kobiet. Wokół jego genezy wciąż krąży wiele nieprawdziwych i mylących mitów, jak choćby ten, traktujący Dzień Kobiet jako wymysł komunizmu. Przeszukując Internet w celu dotarcia do adekwatnych źródeł, natknęłam się na pewną teorię, wg której 8 marca to dzień upamiętniający śmierć 129 pracownic, ofiar pożaru w nowojorskiej fabryce tekstyliów Triangle Shirtwaist. Okazuje się jednak, że żadna z powyższych historii nie wpłynęła w sposób bezpośredni na ustanowienie tego święta, które de facto wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, a oficjalnie ustanowione zostało w 1910 r. w Kopenhadze podczas drugiej międzynarodowej konferencji socjalistycznej kobiet, na dwa dni przed VIII Kongresem II Międzynarodówki Socjalistycznej. Za pierwszą datę obchodów Międzynarodowego Dnia Kobiet przyjęto wówczas dzień 19 marca 1911, a pierwszymi europejskimi krajami, w których obchody te świętowano były Austria, Dania, Niemcy i Szwajcaria. Z założenia dzień ten miał być czymś na kształt postulatu o wzrost poszanowania dla praw kobiet, o zapewnienie im bezpieczeństwa i wsparcia w zakładach pracy oraz o zaprzestanie dyskryminacji i nadanie im praw do głosowania. Ostatecznie, gdy w 1917 r. abdykował car i władzę w Rosji objął Lenin, ustanowił on, za namową Aleksandry Kołłątaj, 8 marca oficjalną datą Święta Kobiet. Data, początkowo przyjęta tylko w Rosji, wkrótce została uznana za oficjalną również w innych krajach. To tyle jeśli chodzi o historię.

Przejdźmy jednak do sedna, czyli jak Dzień Kobiet obchodzony jest w Polsce a jak we Włoszech. Skoro mowa o kulturze śródziemnomorskiej, warto wspomnieć, że prototypowy Dzień Kobiet istniał już w starożytnym Rzymie. Wraz z początkiem marca, Rzymianie obchodzili tzw. Matronalia, święto czczące nowy rok, macierzyństwo i płodność. W ramach obrzędów, mężowie obdarowywali swoje kobiety kwiatami i spełniali ich zachcianki. Tak było w starożytności, a jak jest współcześnie? Zapytałam kilku włoskich przyjaciół, jakie są ich odczucia w związku z Dniem Kobiet, oraz jak się go świętuje w ich kraju. Dla Elisy z Florencji ten dzień jest raczej momentem skłaniającym do refleksji nad rolą kobiet jak również przypomnieniem o tym, co udało się im wywalczyć, jak równouprawnienie czy prawo do głosowania, ale też o niepowodzeniach, które w wielu krajach są wciąż aktualnym problemem, a dotyczą poniżania, nierównego i przedmiotowego traktowania oraz braku respektowania ich praw. Według Elisy, powyższe kwestie powinny być poruszane na co dzień, nie tylko 8-ego marca, a sama data jest znacząca. Gianluca z Mediolanu natomiast zauważa, że w dzisiejszych czasach zdecydowanie więcej uwagi poświęca się przyjemnemu aspektowi tego święta, ignorując tym samym ten kluczowy. “Jak świętujemy? Dziewczyny zazwyczaj organizują coś w stylu babskiego wieczoru, albo wychodzą gdzieś razem, żeby się zabawić”, mówi Gianluca. “Tradycyjnie mężczyźni obdarowują ważne dla nich kobiety bukietem akacji srebrzystej”. Natomiast Giovanni z Palermo dużą wagę przywiązuje do historycznych kwestii, które dzień ten upamiętnia. Dla niego jest to też okazja do przemyśleń na temat roli rodziny w społeczeństwie. Oczywiście celebracje związane z wręczaniem kobietom kwiatów i czekoladek, oraz z traktowaniem ich tego dnia nadzwyczajnie są bardzo rozpowszechnione, i mimo wszystko właśnie z takimi tradycjami większość identyfikuje to święto. Jak natomiast jest w Polsce? Wydaje mi się, że podobnie. Jak chyba w każdym kraju, również tutaj część społeczeństwa jest świadoma znaczenia tego święta, jednak jest też sporo ignorantów, którym Dzień Kobiet kojarzy się wyłącznie z Władysławem Gomółką i masowym wręczaniem kobietom rajstop i goździków. Z tego też względu niektórzy nie uznają Dnia Kobiet, łącząc go z jednym z haseł PRL-u “Kobiety na traktory!”. Jak Polacy celebrują 8 marca? Tradycyjnie, wręczając swoim kobietom, matkom, siostrom i przyjaciółkom tulipany i ewentualnie coś słodkiego. Na ulicach większych miast można też zobaczyć manifestacje organizowane przez ruchy feministyczne.

Zatem wszystkim kobietom życzymy wszystkiego dobrego, a przede wszystkim motywacji w działaniu i zadowolenia z siebie!