Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 16

Tajemnicza Ferrara

0
Katedra w Ferrarze

Ferrara należy do marzeń. Zawieszona na równinie, skrywa się w kłębach mgły, aby ukazać się dopiero, gdy słońce ponownie wyłoni się ponad rzeką. Jest rozmową na odległość między miastem a Padem, ale oboje pamiętają, jak nurt pieścił kiedyś nabrzeża miejskiego portu.

Woda i ziemia, bagienne błoto, gwałtowne przebudzenia, niespokojne spojrzenia śledzące horyzont wznoszący się i opadający zgodnie z pradawnymi rytmami, które wciąż trudno pojąć – żyjemy bowiem w ruchliwym świecie, który dopiero mozolna praca człowieka zdołała w jakiś sposób ustabilizować. Od tak dawna, jak długo to trwa.

Dziś wystarczy sięgnąć do twórczości Ludovica Ariosta, by zobaczyć jedną z najpiękniejszych kobiet wszech czasów czekającą z rozwianymi przez wiatr włosami na triumfalny powrót ukochanego na rufie zdobytego okrętu wroga. Wenecjaninowi przywodzi to na myśl znajome obrazy i wspomnienie jednej z najboleśniejszych porażek św. Marka. Ową damą przy nadziei jest Lukrecja Borgia, a jej sławnym mężem – Alfons I d’Este, pan Ferrary, znany jako „książę-artylerzysta”. Poeta z Reggio Emilia sławił triumf rodu Estów w drugiej bitwie pod Polesellą stoczonej 22 grudnia 1509 roku. Wysoki poziom Padu tego dnia sprawił, że szukające zemsty weneckie okręty znalazły się w zasięgu wytoczonych na brzegi armat Ferrary.

Zamek Estense

Delikatna i radosna Ferrara – miasto Palazzo Schifanoia o symbolicznej nazwie [Schifanoia – „ucieczka od nudy” – przyp. tłum.]; damy z tegoż pałacu, Izabeli d’Este, markizy Mantui; pierwszego teatru w Europie, który odrodził się po upadku teatrów antycznych; poetów i artystów, filozofów i prawników, ale także pomysłowej i wszechstronnej odlewni nowej pani pól bitwy – armaty. Miasto wyjątkowe, w którym wszystko zaczyna się w jeden sposób, a kończy w inny. Podobnie jak jego struktura urbanistyczna, podzielona na dwie części najpierw przez naturę, a potem z woli człowieka. Z początku rozwijało się po obu stronach rzeki jako średniowieczne serce, zwarty rdzeń południowo-wschodniego obszaru, a później nastąpiła ekspansja, potężny rozwój Addizione Erculea, dzielnicy wysuniętej na północ i zaprojektowanej za czasów księcia Herkulesa I d’Este, od którego pochodzi jej nazwa – to doskonały przykład humanistyczno-renesansowej utopii.

Ale to nie wszystko. Wolna komuna miejska, a następnie signoria długowiecznej i ważnej dynastii Estów, stała się częścią legacji Państwa Kościelnego; straciła jeden z najświetniejszych dworów w Europie, świątynię sztuki i kultury, w której celebrowano świetność ponownego odkrycia myśli klasycznej, zwłaszcza neoplatońskiej, aby znaleźć się na peryferiach władzy zamkniętej w sobie i odległej. Wspomnienie chwalebnej przeszłości zduszone przez teraźniejszość bez perspektyw – bo zdarza się, że nawet bezkresna równina zostaje czasem ograniczona i zamienia się w pułapkę.

Via delle Volte

A jednak wszystko wokół opowiada inną historię i sugeruje odmienną, potencjalną przyszłość. Miasto oddaje swoim mieszkańcom życiodajną krew przepływającą przez cegły, wtłoczoną w ulice i gotową do wyłonienia się z okien. To, co było, nie umiera po prostu, lecz odradza się. I tak bez końca. Jak ta ziemia zdana na kaprysy Padu, zawsze niepewnego, w którą stronę popłynąć i czy nie przelać się przez swe brzegi. I tak Ferrara zmienia skórę, przeobrażając się z płaza w panią zakurzonej ziemi, przypiekanej słonecznym blaskiem, by znów zatopić się w grubych, pachnących i miękkich płaszczach jesieni, które ją otulają i przygniatają. A także i myśli.

W tym napięciu między przywiązaniem do tego, co było, a dążeniem do tego, co nowe i niezbadane, tkwi klucz do próby zrozumienia miasta, jego historii i teraźniejszości. Być może jest to również jedyny pewny sposób, aby spróbować zrozumieć jego przyszłość. Ferrara jest dziełem sztuki. Z pewnością w tym znaczeniu, że zawiera i zachowuje niezliczone skarby o wielkiej wartości. Przede wszystkim jednak dlatego, że stanowi doskonały przykład, jak człowiek ingeruje w miasto i jego obrzeża, aby dostosować je do własnych potrzeb i nadziei. Oba te miejsca są przecież istotnymi częściami natury i wytworami naszego, bardzo
szczególnego, gatunku. To przesłanie odnalezione po przybyciu tu i przekazywane z każdego zakątka miasta, z twarzy wyrzeźbionych przez bezsennych artystów i z surowości życia, powtarzane przez tysiące głosów żywej historii w słowach każdego dnia.

Więzienie w zamku Estense

Pod koniec podróży nawet w Ferrarze pozostaje poczucie, że wiele nas ominęło. Być może zbyt wiele. Miejsca niezobaczone, postaci zapomniane, historie nieopowiedziane. To nieuniknione odczucie, które towarzyszy każdej prawdziwej „podróży do Włoch” – nie sposób bowiem wyczerpać wszystkich możliwości oferowanych przez Bel Paese, którego artystyczna i polityczna historia przebija się przez czas ze stygmatami geniuszu.

Oto, co pozostaje z Ferrary, gdy zbliża się wieczór i słabnące promienie zachodzącego słońca wydłużają cienie i zacierają kontury. Człowiek zdaje sobie sprawę, że zetknął się z dziedzictwem kobiet i mężczyzn o niezwykłej wartości, u których osobiste zdolności i znaczenie są jedynie przypadkowymi przejawami osadzonymi w kontekście ich czasów i konkretnych egzystencji, ale których prawdziwe korzenie tkwią w tajemniczych głębinach Półwyspu. Możemy nazwać go tak, jak nasi starożytni przodkowie, genius loci, jeżeli sprawi nam to przyjemność, ale w tym sensie, że zdaje się istnieć taki genius, który zdolny jest objąć całą przestrzeń między Alpami a Sycylią, z przedłużeniem na zachód w kierunku Sardynii oraz na różne wyspy rozsiane po Morzu Śródziemnym i po świecie. Powstają z niego nieskończone szczegóły, wielokrotne jedności w formie fraktala, czyli cząstkowej bryły geometrycznej, w której odwzorowuje się cała wyjściowa bryła, niezależnie od skali.

Palazzo dei Diamanti

Włochy są zatem zbiorem fraktali zdolnych do rozłożenia na tysiąc sposobów leżącej u podstaw jedności talentu i kreatywności. I to w każdej dziedzinie. Fakt, który jest często przypominany, ale nie zawsze wystarczająco zbadany, a jeszcze mniej brany do serca przez tych, którzy zamieszkują tę ziemię. Przygoda Ferrary, miasta zrodzonego z ludzkiej woli i stale dostosowywanego do konkretnych potrzeb, nie odmawiając mu przy tym prawa do miana utopii – to doskonały tego przykład. O tym, jak wielki wpływ mogą mieć działania jednostek, świadczy zresztą historia rodu Estów. Rzeczywiście, wenecka rodzina o frankijskim rodowodzie sprawowała swoją hegemonię i skuteczne rządy przez długi czas, ale nie na tyle długi, by od razu usprawiedliwić kojarzenie jej zawsze i wszędzie z miastem. Bo Ferrara i Este to dla każdego nierozłączna para. Przyczyna leży w intensywności, z jaką niektórzy jej członkowie ingerowali w kształtowanie jej przestrzeni miejskiej i społecznej, wychodząc daleko poza ramy czystych potrzeb chwili.

Powiedzmy sobie jasno – projekt taki jak Addizione Erculea znacznie przekracza potrzeby militarne uwypuklone przez „wojnę solną”. Książę Herkules I mógł przecież zadowolić się nowym, potężniejszym murem miejskim. Zamiast tego jednak chciał „nowego miasta”, które z pewnością byłoby duchową ozdobą dla niego i dynastii, ale także nadałoby kształt i siłę miejskiej przyszłości Ferrary. I to w perspektywie, która z pewnością nie jest krótkotrwała.

Jeśli projekt Herkulesa I, wprowadzony w życie przez Biagia Rossettiego, okazuje się wręcz przesadzony, to dlatego, że w krótkim czasie państwo Estów traci rozmach ekspansji, a następnie zostaje zredukowane raptem do Modeny i Reggio. Wspaniała i wielka stolica marzeń zamienia się w uśpione, prowincjonalne miasteczko. Jesteśmy daleko od przeznaczenia wymarzonego dla
ośrodka położonego nad Padem przez jego książęta. Addizione Erculea zadziwia do dziś nie tylko swoją nowoczesnością, która zresztą została odzyskana ze starożytnej urbanistyki pod względem koncepcji i realizacji, ale tym, że zdołała zdefiniować ruch ekspansji miejskiej, towarzysząc mu, a raczej kierując nim przez wieki. Dalekowzroczny interwencjonizm społeczno-gospodarczy, z którego można by się wiele nauczyć, zwłaszcza w epoce efemerycznej konsumpcji czasu i zasobów.

Palazzo Schifanoia Salone dei Mesi, particlare

Jeśli istnieje jakaś ogólna lekcja, którą można wyciągnąć z naszej podróży, to jest ona następująca: piękno stanowi potrzebę wprowadzania w życie dalekosiężnej, długoterminowej wizji znacznie wykraczającej poza wąskie ramy ludzkiej egzystencji. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć nawet pojedyncze dzieła, takie jak zamek czy katedra, ale także tak zwane „pomniejsze” budynki jak Palazzo Schifanoia. W istocie, pod pewnymi względami to właśnie takie mniej ambitne realizacje stanowią najlepszy klucz do zrozumienia kultury – jeśli nawet na budynek przeznaczony do okazjonalnej rozrywki przeznacza się wiele środków i inteligencji, daje to rozwój w niemal nieskończonych horyzontach.

Bycie świadomym swoich kruchych ograniczeń, ale działanie tak, jakby się było wiecznym – czyż nie jest to najlepszy los dla człowieka? Wydaje się, że Estowie rozumieli to doskonale. Być może dlatego, że karmiono ich myślą klasyczną wlewaną do ich umysłów przez troskliwą opiekę, z jaką wychowywano dzieci, albo dlatego, że mieli talent do przechwytywania dominujących nastrojów epok zawsze zawieszonych między przeczuciem rychłego końca a nadzieją na przyszłość wolną od lęków.

Od zawsze Estowie; nie zapominając, że są jedynie spadkobiercami tradycji, która była już bogata, gdy Obizzo II został panem miasta. Zbudowane i rozwinięte w zawiłościach społecznej przygody, która zaowocowała arcydziełem – Duomo. Nie wiem, czy przypadkowe jest uporczywe nadawanie tytułów wojowniczemu Świętemu Jerzemu – symbolowi cnót heroicznych, które skłaniają do stawienia czoła każdemu niebezpieczeństwu i każdej próbie, aby wciąż dążyć do trudnego ideału. Od razu nasuwa się paralela z postacią Heraklesa/Herkulesa, deifi kowanego po wykonaniu swoich słynnych dwunastu prac mających na celu odkupienie win, którymi się splamił. Oczywiście Jerzy nie popełnił pierwotnej zbrodni, z której mógłby się oczyścić, ale jako człowiek wciąż jest skażony grzechem pierworodnym.

Przesłanie wydaje się być jasne. Nie ma takiej przeszkody, której ludzka wola nie mogłaby pokonać na żmudnej drodze do odkupienia i zbawienia, w tym i następnym życiu. Wszystko zależy od nas samych, od naszej determinacji i wytrwałości; od odwagi w stawianiu czoła nieuniknionej drodze, jakakolwiek by ona nie była. To podejście, które niewątpliwie przyjęli ci, którzy rządzili tym miastem między średniowieczem a renesansem. Takie, które jest wyryte w każdym kamieniu i cegle Ferrary.

tłumaczenie pl: Maciej Wilinski

Życie Casanovy: burzliwa młodość (II)

0
Most westchnień i Palazzo delle Prigioni

Rok 1743 głęboko wpływa na życie młodego Giacomo, który ledwo ukończywszy 18 lat, zostaje sam w Wenecji, która w tamtych czasach była uznawana za europejską stolicę rozwiązłości, tak bardzo, że później zostaje określona przez Guillaume’a Apollinaire’a jako „miasto wilgotne, dama Europy”. Z pewnością była nieustannym źródłem pokus dla młodego mężczyzny, a on niezbyt przekonany o tym, że życie w habicie jest jego przyszłością, odsuwa się także od biskupa Martorano, który chciał go mieć w Kalabrii u swego boku.

Doświadczenie nabyte na salonach w Ca’ Malipiero przydało się, aby zdobyć przychylność niektórych członków weneckiego patrycjatu i młody Casanova wkrótce zaczyna z tego korzystać, aby odmienić swoje życie i spróbować wznieść się na szczyty świata, który uważał za bardziej odpowiedni do swoich zdolności.

Giacomo dowiedział się też w tamtym czasie, z listu otrzymanego z Drezna od matki, że ona nie wróci już do Wenecji i że uważa za stosowne sprzedać drogi dom przy Calle della Commedia, a co za tym idzie także wszystkie meble.

Część mebli i gobelinów została już sprzedana przez samego Casanovę, bez niczyjej wiedzy. Twierdził, że stanowiły one spadek po jego ojcu i że sprzedał je, aby spłacić długi. Chciał sprzedać także resztę rzeczy, ale kiedy wrócił do domu, zobaczył, że wszystko jest zamknięte i strzeżone przez Antonio Razzettę, zaufanego człowieka rodziny Grimani, który w obcesowy sposób zabrania mu wejścia do domu.

Michel Grimani, domniemany ojciec biologiczny Giacoma, w momencie gdy jego matka pracuje jako aktorka na dworze w Elektoracie Saksonii, ma za zadanie opiekować się chłopcem i braćmi. Zadanie, które okazuje się na tyle trudne, że, za zgodą matki, decyduje się zabrać młodzieńca do Forte Sant’Andrea, aby spędził krótki czas w zamknięciu, przeczekał burzliwy czas dojrzewania i nabrał ogłady.

Pobyt w fortecy od kwietnia do lipca 1743 roku nie był wcale spokojny, za to obfitował w całą serię wydarzeń. To wtedy przedstawiono mu hrabiego Giuseppe Bonafede, awanturnika, pisarza, alchemika, handlarza bronią, a później także informatora Republiki, który poznał aspirującego libertyna z młodą hrabiną Lorenzą Maddaleną, która, pod pretekstem poprawy buta, pozwoli Giacomo poznać tajemnice znajdujące się pod spódnicą, co wywarło na nim takie wrażenie, że później napisał, że po tym wydarzeniu prawie „padł trupem”. To wtedy Casanova zdecydował, że to co znajduje się pod spódnicą kobiety, będzie jego głównym zajęciem.


Opuszczając fort, próbuje sił w armii, ale płaca nie wydaje się być wystarczająca na sfinansowanie kosztownego stylu życia, które chciałby prowadzić. Po powrocie do Wenecji, podejmuje zawód skromnego skrzypka w teatrze San Samuele. To okres życia najbardziej rozwiązłego Casanovy, ale być może też najbardziej autentycznego. Spędza noce w magazynach, bastionach i karczmach, a jedna z nich jest szczególnie przywoływana w jego wspomnieniach: „de le Spade a San Mattio di Rialto”. Do wydarzenia, które miało miejsce w owej karczmie, doszło podczas karnawału w roku 1745. W „Historii Mojego Życia” jest opisany szczegółowo podstęp na jednej z mieszkanek San Giobbe, która musiała poddawać się seksualnym pragnieniom Casanovy i całej radosnej grupy siedmiu jego znajomych przez całą noc, po tym jak mąż kobiety i dwóch jego towarzyszy zostało zabranych pod byle pretekstem na wyspę San Giorgio Maggiore i zostawionych tam aż do następnego dnia.

Jako skrzypek w orkiestrze, zawód przez niego uważany za upokarzający, ale wystarczający, aby zarobić na życie, występuje również na prywatnych przyjęciach i prawdopodobnie jedno z takich wydarzeń odmieni jego życie. Spotkanie z senatorem Matteo Zuanne Bragadinem miało miejsce 29 kwietnia 1746 roku w Ca’ Soranzo w San Polo, w dość niezwykłych okolicznościach.

Giacomo został zatrudniony jako skrzypek na weselu jednej z potomkiń Soranzo i Girolamo Cornera z rodu Corner, zwanego „de la Regina”. Wesele trwało trzy dni. Drugiego dnia, kiedy chce opuścić budynek godzinę przed świtem, na bramie wodnej dostrzega senatora w czerwonej todze, który, wsiadając do swojej gondoli, upuszcza kopertę. Casanova ją podnosi i wręcza mu, a senator w ramach wdzięczności oferuje mu przejazd do miejsca, w którym wtedy mieszkał, na Calle del Carbon w okolicach Rialto. Podczas podróży gondolą senator zaczął odczuwać silne drętwienie w ramieniu i zaraz potem zasłabł. Casanova pomaga mu i zabiera go z powrotem do Ca’ Bragadin w Santa Marina.

Senator, wdzięczny za uratowanie mu życia, zaczyna traktować go jak własnego syna i będzie przez długi czas jego opiekunem, a także finansistą jego rozwiązłych przygód miłosnych i finansowych. Z Bragadinem jako finansistą dni upływają na wizytach w kasynie w Ca’ Dandolo, karczmie del Salvadego na placu Świętego Marka, będącej salonem patrycjuszy, a zarazem centrum politycznym i religijnym Republiki Weneckiej.

Casanova kontynuuje swoje rozwiązłe życie i to właśnie senator doradza mu, w obliczu zainteresowania ze strony inkwizytora Nicoli Trona, wyjazd za granicę, aby uniknąć kłopotów z Sądem Najwyższym i tak oto Casanova zaczyna włóczyć się po Europie, co można nazwać czymś w rodzaju szczęśliwej tułaczki.

Po opuszczeniu Wenecji 1 czerwca 1750 roku i wyjeździe do Francji, gdzie dołącza do loży masońskiej i ma romans z Henriette, Giacomo Casanova powraca do Wenecji w maju 1753 roku, dzień przed Wniebowstąpieniem.

Jedzie do Wenecji z Wiednia, przejeżdżając przez Triest. Podczas swojego pobytu w stolicy austriackiej poznaje Pietra Metastasia, znanego wtedy poetę i dramaturga. To właśnie obecność Casanovy w San Marco w dniu Sensa (święto Wniebowstąpienia, przyp. red.) rozpoczyna serię spotkań, które sprawiają, że jest to jeden z najbardziej porywających okresów jego życia. Pierwsze spotkanie
z C.C., czyli Cateriną Caprettą sprawia, że Casanova zakochuje się i pierwszy raz
zastanawia nad małżeństwem! Jednakże ojciec młodej dziewczyny umieszcza ją w klasztorze Santa Maria degli Angeli w Murano, gdzie młoda wychowanka nieświadomie ułatwi spotkanie Casanovy z najbardziej znaną zakonnicą M.M., Mariną Morosini z rodu Morosini del Pestrin.

Murano staje się stałym miejscem pobytu dla Giacoma. Często bywa w casino (małe luksusowe mieszkania, w których spotykało się z kochankami lub uprawiało hazard) Francuza Joaquima De Bernisa, gdzie spotykał się z zakonnicą Morosini, opisując erotyczne spotkania z najmniejszymi szczegółami w „Historii Mojego Życia”, gdzie Francuz wystąpił w roli podglądacza. Caterina Capretta natomiast znika ze sceny.

Szalone życie i nieustanne łamanie zasad Republiki Weneckiej sprawiają, że Casanova przenosi się z Ca’ Bragadin do małego mieszkania na Calle de la Gorna ai Santi Giovanni e Paolo, również w celu ochrony dobrej reputacji swojego dobroczyńcy, który coraz częściej sugeruje mu prowadzenie bardziej ułożonego życia. Pozostaje jednak niewysłuchany.

Od pewnego czasu Sąd Najwyższy z trzema inkwizytorami państwowymi śledził libertyna za pośrednictwem swojego tajnego informatora, Gio Batty Manuzziego, niegdyś jubilera, będącego teraz w niełasce. Jego zadaniem było dostarczanie raportów ze śledztwa, a informacje te okazały się wystarczające do umieszczenia Giacomo Casanovy w więzieniu Piombi.

26 lipca 1755 roku rano Messer Grande Mattio Varutti pojawia się w mieszkaniu przy Calle della Gorna i aresztuje Giacomo Casanovę, konfiskując także kilka kompromitujących książek, które dotyczyły okultyzmu i magii, o takich tytułach jak „La clavicola di Salomone” czy „Picatrix”. Wspomnienia z tamtego roku, przechowywane w Muzeum Correr, z datą 29 lipca istotnie informują nas o „Giacomo Casanovie, synu aktorki, uwięzionym przez Kapitana Grande i przetrzymywanym w lochu…”.

Powody aresztowania były dość jasne: jego związki z zakonnicą M.M. i jego nieodpowiednie zachowanie sprzeczne z surowymi zasadami oligarchicznego państwa, w którym w tamtym czasie Doża starał się tłumić złe obyczaje; mniej prawdopodobne było aresztowanie go z powodu przynależności do masonerii, ponieważ Giacomo Casanova, epikurejczyk z powołania, nie był nigdy zapalonym masonem, raczej czerpał wiele korzyści z tej organizacji.

Wraz z dźwiękiem ciężko zamykających się drzwi camerotto Piombi za jego plecami i kluczem, który przekręcał w zamku strażnik Lorenzo Basadonna, kończy się młodość nieugiętego libertyna.

tłumaczenie pl: Alicja Szczepanek

„MATANA”: WESTERN LEO ORTOLANIEGO

0

Do najciekawszych dzieł wydanych przez Leo Ortolaniego po zakończeniu serii „Rat-Man” należy na pewno mini-sepria z 2021 roku pt. „Matana”, zainspirowana klasyką kina westernowego, a przede wszystkim spaghetti westernami Sergia Leone. Podobnie jak w innych komiksach, które narysował, parmeński autor cytuje swoje ulubione filmy i umieszcza w opowieści niektórych z najsłynniejszych hollywoodzkichaktorów.

Głównym bohaterem tej sześcioczęściowej historii jest rewolwerowiec Matana, będący oczywiście kolejnym alter ego Rat-Mana. Choć jest on skutecznym, a czasem i bezwzględnym łowcą nagród, Matana wciąż posiada wszystkie komiczne i karykaturalne cechy niezdarnego superbohatera stworzonego przez Ortolaniego. W jego podróży towarzyszy mu trójka innych postaci: afroamerykański niewolnik Isaia (oparty na policjancie Brakko, sojuszniku Rat-Mana), transseksualna Djanga (nowa wersja Cinzii, kolejnej bardzo ważnej postaci z oryginalnej sagi) oraz tajemniczy Speranza (Nadzieja), którego wygląd wzorowany jest na wizerunku Clinta Eastwooda w filmach Leone. Misją tej czwórki bohaterów jest odnalezienie i zabicie starego wroga Speranzy – niebezpiecznego przestępcy znanego jako El Muerto.


Jak można było się spodziewać, bohaterowie i fabuła „Matany” w pełni wpisują się w estetykę westernu i oddają wszelkie stereotypy kojarzone z Dzikim Zachodem. Opowieść
jest więc pełna pojedynków i strzelanin, przygranicznych miasteczek, kowbojów, gangsterów i wisielców. Wszystkie te elementy są oczywiście filtrowane przez typowy humor Ortolaniego: choć przedstawiona w komiksie historia jest brutalna i nie brakuje w niej dość makabrycznych szczegółów, przeważają jednak – jak zawsze w dziełach Leo – surrealny komizm i upodobanie do filmowych cytatów.


Cytatów tych nie jest mało. Oprócz Clinta Eastwooda ,wygląd wielu innych postaci inspirowany jest znanymi aktorami związanymi z westernem, takimi jak Lee Van Cleef, Klaus Kinski czy Danny Trejo. Komiks zawiera też wiele ironicznych odniesień do ścieżek dźwiękowych spaghetti westernów, a w ostatnim odcinku – podczas ostatecznego starcia między Speranzą a El Muerto – pojawia się nawet sam Ennio Morricone z orkiestrą. Z kolei okładki poszczególnych numerów komiksu wzorowane są na klasycznych plakatach z filmów Sergia Leone, Sergia Corbucciego czy Gianfranca Paroliniego. Samo imię „Matana” kojarzy sią z Sartaną, bohaterem wielu spaghetti westernów, a tytuły kolejnych odcinków (na przykład „Nadchodzi Matana… szykuj się na śmierć!”) stanowią ewidentny hołd dla tych filmów. Warto wspomnieć o tym, że pierwsza wersja „Matany” powstała na początku lat 80., kiedy nastoletni Leo narysował „Per un pugno di fragole” („Za garść truskawek”), czyli oczywiście parodię „Za garść dolarów” Sergia Leone.


Interesującym elementem komiksu jest zdecydowanie współczesny problem, jakim jest rasizm – wątek ten pojawia się w interak- cjach między Mataną a Isaią. Nie jest to nowy temat w dziełach Leo Ortolaniego, ale staje się on wyjątkowo istotny w kontekście Dzikiego Zachodu. Wiele z obecnych w „Matanie” gagów można odczytać jako krytykę rasizmu w społe- czeństwie amerykańskim (i nie tylko), a także niekończącej się debaty o politycznej (nie) poprawności zarówno w kinie, jak i w świecie rzeczywistym.


Sześć numerów „Matany” zostało wydanych przez Panini Comics między marcem a sierp- niem 2021 roku.


FOTO: SŁAWOMIR SKOCKI, TOMASZ SKOCKI

MONTEFALCO, DAWNY UROK I NOWE WINA

0

Między otoczoną murami wioską a wzgórzami pełnymi winnic, terytorium Montefalco zaprasza do odkrycia (i spróbowania) autentycznego smaku Umbrii. Montefalco, zaliczane do najpiękniejszych miejscowości we Włoszech, jest autentycznym klejnotem historii, piękna i tradycji winiarskiej w sercu Umbrii.

Miasto zostało zbudowane na prostokątnym planie pochodzenia rzymskiego i średniowiecznym castrum, zbudowanym wokół Piazza del Comune. Centrum feudalne Montefalco jest otoczone kręgiem murów z pięcioma bramami, z których wychodzi tyle samo brukowanych uliczek zbiegających się na centralnym placu. Miasto zostało ochrzczone mianem Montefalco w połowie XIII wieku – według tradycji – przez cesarza Szwabii Fryderyka II, od XVI wieku miasto przeszło pod panowanie Państwa Kościelnego i zachowuje nienaruszony urok chwały tamtych czasów.

Z twierdzy Montefalco można spojrzeć na równinę Spoleto, wzgórza wokół miasta między Bevagna, Castel Ritaldi, Giano dell’Umbria i Gualdo Cattaneo zawsze wykazywały niezwykły związek z winnicą i winem, tak silny, że terytorium to jest teraz rajem dla turystyki winiarskiej (najlepiej wybrać rower).

Wkład rodzimych odmian o szczególnej tożsamości jest niezbędny. Obok winogron, symbolu tego obszaru, na wielką uwagę zasługują również Sagrantino, Trebbiano Spoletino i Grechetto, ale także Sangiovese, które tutaj nabiera unikalnego charakteru.

CHARAKTER SANGRANTINO
Sagrantino – to wino według legendy wzięło swoją nazwę od świętych sokołów Fryderyka II, które pomógł uratować – jest koniem rasowym pełnej krwi, którego winiarze próbują oswoić w winnicach. W ostatnich latach degustacje w cieniu murów Montefalco wykazują bardziej elastyczne linie i mniejszą koncentrację, dzięki rozwojowi, który notuje coraz częstsze wykorzystanie cementu i dużych beczek (zamiast barriques) oraz opiera się na wyważonej ekstrakcji. Powstają jednak wina, będące wynikiem różnych interpretacji winorośli: od bezpośredniości win Tabarrini i Paolo Bea po elegancję, na której grają Ilaria Cocco i Antonelli, od liniowości Scacciadiavoli do miękkości Exubera z Terre della Custodia lub Carapace Tenuta Castelbuono, aż po (kontrolowaną) moc 25 Anni Arnaldo Caprai.

Wino, które jest symbolem tego obszaru, zmienia więc oblicze i ma silny charakter wyczuwalny w kieliszku.

ELEGANCJA TREBBIANO SPOLETINO
Na ziemiach Montefalco, dzięki pracy Konsorcjum Ochrony, wraca do łask Trebbiano Spoletino, biała winorośl o fascynujących nutach, której w przeszłości zbyt często nie doceniano. Uprawiana od zawsze, dziś pozwala odkryć w kieliszku wina ze stuletnich winorośli, czasem nieszczepione i „poślubione” z wiązami lub klonami, którym można zrobić na złość tylko w jeden sposób: pijąc je zbyt wcześnie. Trebbiano Spoletino nabiera bowiem intensywnego charakteru z upływem czasu, a jego smak, dzięki swoim węglowodorowym tonom i wyraźnym nutom mineralnym, zbliżony jest do białych win najbardziej cenionych na scenie europejskiej.

Wystarczy otworzyć kilka starych butelek Poggio del Vescovo di Ninni lub Trebium di Antonelli, aby zachwycić się głębokim, pionowym winem, które zachwyca nawet wtedy, gdy balansuje na granicy utlenienia. Wśród etykiet do odkrycia są Avventata Ilaria Cocco, Filium Valdangiusa i Vigna Tonda Antonelli (cru już wkrótce), ale także Sperella z Bellafonte; przenosząc się do Trebbiano Spoletino Superiore, wyróżnia się Riserva del Cavalier Bartoloni de Le Cimate.

TŁUMACZENIE PL: SARA KMAK

„Giardino di Delizie” polsko-włoski zespół

0

Ewa Augustynowicz to skrzypaczka, dyrygentka, założycielka i dyrektorka artystyczna polsko-włoskiego żeńskiego zespołu Giardino di Delizie, grającego muzykę barokową. Absolwentka szkół muzycznych pierwszego i drugiego stopnia, przez rok studiowała muzykę dawną w L’Aquili, licencjat zdobyła w Rzymie w Accademia Nazionale Santa Cecilia, a magisterium w Palermo na Sycylii. Wcześniej ukończyła kulturoznawstwo na niemieckiej uczelni Viadrina we Frankfurcie, gdzie przez całe studia była koncertmistrzem orkiestry uczelnianej. Ma doktorat z historii cywilizacji, poświęcony badaniom śladów w różnych krajach Europy tańca, zwanego „polką”.

Dlaczego nazwałaś swój zespół „Giardino di Delizie”?

Nazwę zespołu, który stworzyłam w 2014 roku, wymyślił mój mąż, Włoch, z wykształcenia historyk. Nawiązuje do Florencji z czasów Medyceuszy, gdy w barokowych ogrodach zwanych „Giardino di Delizie”, umieszczano dzieła sztuki, tzw. „delicje”, by odwiedzający mogli je podziwiać.

Do wspólnego grania zaprosiłaś tylko kobiety?

Taki był mój pomysł, ponieważ w przeciwieństwie do Polski, we Włoszech w branży muzycznej dominują mężczyźni. Jest wiele męskich zespołów, prowadzonych przez mężczyzn. Nas wyróżnia to, że jesteśmy zespołem żeńskim, który prowadzi kobieta. Wyróżnia was też polsko-włoski skład To też z góry zaplanowałam. Większość składu zespołu stanowią Włoszki, ale jest kilka Polek: ja, dyrektor artystyczny i skrzypaczka, Anna Skorupska, altowiolistka z Frascati, czy wiolonczelistka Agnieszka Oszańca z Mediolanu. Wszystkie mieszkamy we Włoszech, w różnych miastach, Rzym i okolice, Florencja, Vicenza.

Repertuar też łączy obie kultury

Nasz repertuar ilustruje wpływy polskie we Włoszech i włoskie w Polsce. Płyta „Gems of the Polish Baroque” prezentuje kompozycje instrumentalne najbardziej znanych polskich kompozytorów XVII wieku, Jarzębskiego, Zieleńskiego, Szarzyńskiego. Tak bardzo inspirowali się Włochami, że odnosi się wrażenie, iż są to utwory włoskich kompozytorów. Mielczewski prezentuje trochę folkloru, który z kolei przeniknął do twórczości kompozytorów włoskich czy niemieckich.

Polski folklor inspirował Włochów?

Oczywiście. W XVII wieku wielu włoskich muzyków przybywało do Polski, by pracować w orkiestrze królewskiej na dworze Wazów. Nasza ostatnia płyta „Alla Polacca” pokazuje, jak polska muzyka okresu baroku inspirowała zagranicznych kompozytorów: Tarquinio Merula (La Polachina), Carlo Farina (Sonata La Polaca), Giovanni Picchi (Ballo alla Polacha).

Niemiecki muzyk Georg Philipp Telemann zainspirował się polskimi przydrożnymi oberżami, gdzie na fidelach i innych instrumentach podgrywali nie muzycy, lecz lokalni grajkowie ludowi. Echa tych melodii, motywy poloneza, wybrzmiewają w wielu jego utworach, mamy na płycie jego Concerto alla Polonese. Mamy też „Polnische Sackpfeiffen” (dudy) Austriaka Schmelzera. To dowodzi, że wymiana kulturowa pomiędzy muzykami polskimi i zagranicznymi była naturalna, wpływali wzajemnie na swoją twórczość, dzielili się umiejętnościami i wiedzą.

Dlaczego wybrałaś barok?

Lubię barok. Moja mama grała na skrzypcach. Ja ukończyłam w Polsce klasę skrzypiec, a połączenie mojej gry na skrzypcach współczesnych z instrumentami dawnymi zafascynowało mnie, kiedy wzięłam udział w projekcie „Dydony i Eneasza” Purcell’a. Ukończyłam we Włoszech kolejne studia, gruntownie zgłębiając technikę gry na instrumentach dawnych.

Co to są instrumenty dawne?

W XVI i XVII wieku grano na instrumentach, które miały struny jelitowe. Ówczesne instrumenty, wytwarzane w pracowniach Stradivarius, Guarneri, Amati, różnią się od współczesnych: szyjka skrzypiec była inaczej ułożona, podstrunnik i mostek także inne, smyczki krótsze i bardziej wygięte. Powstanie wielkich sal koncertowych w XIX wieku spowodowało zastąpienie delikatnych i mniej słyszalnych strun jelitowych metalowymi, o donośniejszym dźwięku.

Obecnie muzykę dawną gra się zarówno na instrumentach oryginalnych jak i na ich kopiach. Oryginały mają po 400 lat i z racji walorów kolekcjonerskich bywają bardzo drogie. Jednak dzisiaj niekoniecznie brzmią dobrze. Nawet jeśli w XVII wieku przeżywały swój okres świetności, kiedy miały po kilka, kilkadziesiąt lat, dzisiaj ich drewno jest już często w stanie bardzo kiepskim, więc moda, by grać na nich muzykę dawną, to częściej marketing, niż dbałość o podejście filologiczne. Bardzo często jednak lepszy dźwięk mają kopie, wykonane współcześnie, według muzealnych wzorów; ja np. mam kopię Guarnieri z 2017 roku o super brzmieniu.

Wasza publiczność to…

We Włoszech, melomani słuchający muzyki barokowej, to raczej poważna starsza publiczność, mimo że ta muzyka ostatnio zyskuje na popularności. W Polsce, gdy grałyśmy na Festiwalu Schola Cantorum w Kaliszu, czy na koncercie we Wrocławiu, zaskoczyła nas masa młodych ludzi.

Mówi się, że Włosi są narodem rozśpiewanym Może na meczu piłki nożnej… Albo w autobusie jak jadą kibicować… (śmiech).

W XVI, XVII i XVIII wieku Włochy wyznaczały w Europie trendy muzyczne. Od XIX wieku zaczęło się to zmieniać. Obecnie nie obserwuję wśród młodych Włochów masowego zainteresowania edukacją muzyczną, a skoro nie ma popytu, to i oferta jest marna. W Polsce szkolnictwo muzyczne jest bardzo dobrze rozwinięte i reprezentuje naprawdę wysoki poziom, we Włoszech natomiast prywatne szkoły muzyczne są dużo słabsze, a publiczne nie istnieją. Poziom umiejętności gry na instrumentach wymagany u progu Liceo Musicale jest nieporównywalnie niższy niż w Polsce, co sprawia, że i w konserwatoriach poziom studiów jest niższy niż w u nas.


Jak się żyje we Włoszech?

Bardzo dobrze. Chociaż uważam, że Włochy jako kraj nie od razu przyjmują obcokrajowców. Włosi są przywiązani do swoich „małych ojczyzn” i pielęgnują lokalne różnice kulturowe. Wynika to z włoskiej historii, gdzie przez wieki funkcjonowały liczne księstwa. Zjednoczenie nastąpiło dopiero w XIX wieku i do dzisiaj, żyjąc w jednym kraju, Włosi mówią o sobie Neapolitańczyk, Sycylijczyk czy Toskańczyk. Pokutuje wiele stereotypów. Na przykład, że południe jest religijne i rodzinne, a północ europejska i biznesowa.

Co ci się tam najbardziej podoba?

Tutejszy luz, radość życia i optymizm. Ludzie uśmiechają się więcej niż w Polsce.
I to piękno wokół. Wszystko tu jest piękne, nawet ruiny. Wybrzeże Morza Tyrreńskiego i tutejsze pejzaże. Klimat wspaniały, krótka łagodna zima, do morza niedaleko, cały rok jest ciepło, zielono, kwitną krzewy. Rzym, gdzie mieszkam, architektonicznie jest miastem jak z bajki Walta Disney’a. A przy tym ma dużo zieleni, przepięknych parków. A szczególnie podoba mi się to, jak we Włoszech żyją i są traktowani seniorzy. W każdym wieku podejmują różne aktywności, zdają egzaminy na wyższe uczelnie i studiują, chodzą na różne kursy, śpiewają w chórach, malują, przesiadują w kawiarniach, popijają kawę, wino, aperole, dużo się śmieją. Mam wrażenie, że w Polsce od starszych ludzi oczekuje się głównie bawienia wnuków i zaprzestania snucia marzeń i planów.

Recepta na sukces?

Aktywność i praca. Samo nic nie przyjdzie. Trzeba jeździć po świecie, podpatrywać życie, ludzi, otworzyć się. Ostatnio ukończyłam na Uniwersytecie Muzycznym im. F. Chopina roczny kurs online music management, czyli marketing i budowanie marki. Dzisiaj, będąc artystą, trzeba umieć komunikować się ze światem nie tylko przez samą muzykę.

tłumaczenie it: Beata Sokołowska

Foto: Barbara Sandra Pawlukiewicz Carusotti, Marco Carusotti

Franco Aprile: Horizon, umiędzynarodowienie firm, dzięki sieci profesjonalistów

0
Franco Aprile

Polska w coraz większym stopniu znajduje się w centrum dynamiki rozwoju gospodarczego, przemysłowego, a nawet społecznego Europy, a Warszawa wkrótce stanie się jedną ze stolic nowego kontekstu geopolitycznego. Metropolia, której atrakcyjność rośnie do tego stopnia, że sieć profesjonalistów Horizon Consulting wybrała ją jako lokalizację dla włoskiego projektu obejmującego kilkanaście rynków zagranicznych.

Prezentacja Horizon odbyła się 21 czerwca w Hotelu Raffles Europejski w obecności najwyższych władz włoskiego systemu w Polsce, w tym ambasadora Luki Franchetti Pardo. Franco Aprile, prezes Horizon Consulting, jest menedżerem i przedsiębiorcą z długim doświadczeniem zawodowym w sektorze publicznym i prywatnym. Po 11 latach pełnienia funkcji prezesa i dyrektora zarządzającego Liguria International (firmy zajmującej się umiędzynarodowieniem regionu Ligurii i całego systemu liguryjskich izb), Aprile jest obecnie prezesem Confcommercio International Genova i dyrektorem zarządzającym AICE (Włoskiego Stowarzyszenia Handlu Zagranicznego) na Europę Środkową i Wschodnią. Były radny Izby Handlowej w Genui od 2005 r., Franco Aprile jest obecnie prezesem i partnerem Horizon Consulting i Overpartners Consulting, firm, do których wnosi ogromną wiedzę na temat geopolitycznego obszaru Europy Wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem rynku polskiego i czeskiego, w którym Aprile był konsulem honorowym Ligurii i Piemontu przez 17 lat.

„Horizon to rodzaj butiku usługowego dla firm, które chcą zająć się 12 rynkami: Włochy, Polska, Albania, kraje bałtyckie, Chorwacja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Węgry, Portugalia, Czechy, Rumunia, Hiszpania, Słowacja i Szwajcaria. Decyzja o wyborze Warszawy na siedzibę sieci pokazuje, jak strategicznym rynkiem jest dla nas Polska”.

Kiedy powstał pomysł na projekt?

Mario Moretti wpadł na pomysł stworzenia Horizon Consulting pod koniec 2019 roku, ja natomiast zostałem partnerem i przewodniczącym od 2020 roku. W ciągu tych 3 lat zbudowaliśmy solidne podstawy firmy w 12 krajach z 208 specjalistami z różnych dziedzin: podatków, prawa, księgowości, rekrutacji. Projekt polega na oferowaniu usług doradczych nie tylko włoskim firmom, które zamierzają wejść na rynki zagraniczne, ale także zagranicznym firmom, które zamierzają inwestować w naszym kraju. Dzięki tej filozofii i strategii zwracają się do nas firmy, które wyróżniają się najwyższym stopniem przedsiębiorczości.

Podczas prezentacji w Hotelu Europejskim, Alfio Mancani, prezes Horizon Polska, przypomniał o niezwykłej wymianie handlowej między Włochami a Polską, która może rozwinąć się jeszcze bardziej po zakończeniu niefortunnej wojny w Ukrainie.

Dzień po zakończeniu wojny otworzymy biuro w Ukrainie, gdzie już zaczęliśmy działać, zwłaszcza we Lwowie, jeszcze przed bezpodstawną rosyjską inwazją. Wszyscy wiemy, że Polska stanie się centrum, z którego rozpocznie się odbudowa infrastruktury i społeczno-gospodarcze odrodzenie Ukrainy. Tak więc Warszawa ma być jedną z najbardziej strategicznych stolic europejskich w ciągu najbliższych dziesięciu lat, a w tym kontekście jest miejsce dla wielu nowych włoskich firm, nawet w dotychczas mało popularnych sektorach, takich jak farmaceutyka.

Aldio Mancani, Paolo Lemma, Franco Aprile

Czy włoskie firmy są w stanie konkurować na rynkach międzynarodowych?

Biorąc pod uwagę, że misją Horizon jest właśnie ułatwianie firmom zmierzenie się z rynkami zagranicznymi, pozwolę sobie powiedzieć, że włoskie firmy zawsze wykazywały dużą zdolność do innowacji i jakości, nasza historia jest historią sukcesu, ale dziś coraz ważniejsze jest inwestowanie w profesjonalizm partnerów i nie pozostawianie niczego przypadkowi.

Alfio Mancani, Augusto Cosulich

Historie sukcesu wielu włoskich firm, które czasami trafiają w obce ręce.

To prawda, ale to problem pokoleniowy, niestety coraz trudniej jest przekazać pałeczkę, szczególnie po trzecim pokoleniu. To również kwestia niskiego wskaźnika urodzeń, kluczowa sprawa, którą inne kraje, takie jak na przykład Polska, zajęły się poważnie, zapewniając wsparcie ekonomiczne na utrzymanie dzieci. Ważne jest zatem, aby zatrzymać naszych absolwentów, oferując możliwości zatrudnienia i ułatwiając życie tym, którzy chcą założyć firmę, ponieważ nie możemy ograniczyć się do życia wyłącznie z turystyki. Włochy tracą zarówno z powodu historycznego problemu z biurokracją, jak i nadmiernego rozproszenia firm, które mają trudności z rozwojem i łączeniem się. Wszystko to powoduje, że prestiżowe włoskie marki kończą czasami pod kontrolą międzynarodowych korporacji. Muszę jednak przyznać, że dla obecnego rządu problem obrony włoskiej produkcji wydaje się być ważny.

Luca Franchetti Pardo, Franco Aprile

Czy kraje postkomunistyczne na wschodzie zmieniają Unię Europejską?

Z pewnością dały jasno do zrozumienia, że nie ma jednej Europy, ale jest ich wiele. Do tego dochodzą zintensyfikowane relacje między USA a krajami tego obszaru, zwłaszcza z Polską, co pokazuje, jak płynna i trudna do przewidzenia jest ewolucja polityczna Unii Europejskiej.

Wina w Toskanii

0

Rozwój uprawy winorośli w Toskanii zawdzięczamy Etruskom, którzy zamieszkiwali ten region przez wiele stuleci i są uważani za tych, którzy najbardziej poświęcili się uprawie winorośli i produkcji wina. Kiedy pojawili się Rzymianie działalność rozwijała się z upływem czasu, nie wzbudzając jednak szczególnej uwagi. Świadectwa, które mówią o toskańskiej kulturze wina, są liczne, niekiedy bardzo ciekawe, jak Czarny Kogut, symbol Chianti Classico, który swoim zachowaniem wyznaczył granice terytorium Chianti, oraz cytaty w literaturze włoskiej, takie jak Vernaccia z San Gimignano (pierwsze toskańskie wino, które otrzymało znak jakości DOC w 1966 roku) wspomniane przez Dantego w „Boskiej Komedii”.

Toskańska duma i wielka pasja do wina to cecha nie tylko najskromniejszych rolników, toskańska szlachta również była ogromnie zaangażowana, tak bardzo, że uprawą winorośli i produkcją wina zajmowały się bezpośrednio szlacheckie rodziny, takie jak Ricasoli, Antinori i Frescobaldi, żeby wymienić tylko kilka najważniejszych nazwisk, które reprezentują dzisiaj najlepszą włoską enologię. Toskańskie obszary uprawy winorośli można podzielić na dwa makroobszary; wzgórza środkowej Toskanii oraz wybrzeże Morza Tyrreńskiego.

Środkowa Toskania to historyczne serce regionu z absolutną dominacją Sangiovese. Natomiast Chianti Classico i wszystkie podobszary Chianti, okolice Prato z winem Carmignano, Siena z Brunello di Montalcino, Vino Nobile di Montepulciano, Vernaccia di San Gimignano i tereny wokół Arezzo od Valdarno do Valdichiana, reprezentują terytoria, które zawsze były symbolem toskańskiego wina.

Toskania na wybrzeżu Morza Tyrreńskiego to mieszanka różnych obszarów i historycznych win, takich jak Candia ze Wzgórz Apuańskich i wzgórz Lukki, Elba i Maremma, gdzie powstaje Morellino di Scansano, a także winnice z okolic Livorno i Pizy, które ostatnio zyskały większe uznanie. To również tereny od Montescudaio do Bolgheri i Val di Cornia, z dominacją kilku międzynarodowych winorośli, które tworzą tak zwany „super tuscan”.

Toskańskie wina i potrawy rodzą się z tradycji rolniczej, prostej i autentycznej, gdzie mięso jest podstawą tradycyjnej kuchni, w której najważniejsze są wspólne biesiadowanie i rozkoszowanie się smakiem.

Quattro P showroom i winiarnia
ul. Waflowa 1, 02-971 Warszawa
www.quattrop.pl

Tłumaczenie pl: Agata Pachucy

ASTROLOGIA, HOROSKOP, ZODIAK

0

Co jakiś czas słyszy się, że prawie wszystko co mamy dzisiaj, wszystkie motywy literackie i całe dziedzictwo kulturowe, zostało utworzone już przez starożytnych. Jest to opinia dość przesadzona, ale pomylilibyśmy się, gdybyśmy powiedzieli, że nie jest bliska prawdzie. W rzeczywistości bowiem, spośród wszystkich elementów kulturowych naszego współczesnego społeczeństwa, bardzo wiele pochodzi z przeszłych epok, nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Pewne rzeczy były poddawane modyfikacjom tak wiele razy, że nie są łatwo rozpoznawalne. Innym razem, w wersji niemal niezmienionej, pochodzą bezpośrednio ze starożytności.

Astrologia
Jedną z dziedzin, które są obecnie bardzo popularne i które pochodzą ze starożytności, jest astrologia. Słowo to wywodzi się, przez łacinę, ze starożytnej greki i składa się z dwóch słów: ἄστρον (ástron) albo αστήρ (aster) oraz -λογία (-logía). Pierwsze jest rzeczownikiem oznaczającym „gwiazda” lub „konstelacja”. Drugie z kolei, „-logia”, znane bardzo dobrze, dzięki różnym naukom jak np. biologia, psychologia itp., pochodzi z greckiego sufiksu -λογία (-logía), które, jak wyjaśniliśmy w artykule o biologii, oznacza badanie lub dziedzinę naukową. Słowo to pochodzi od λόγος (lógos), w tym znaczeniu „wyjaśnienie” lub „opowiadanie”. Podstawą słowotwórczą tego rzeczownika jest czasownik λέγω (légo), ze znaczeniem „mówić”, „rozmawiać” i tym podobne. Astrologia jednak, w odróżnieniu od słowa „biologia”, nie oznacza badań całkowicie naukowych. Na to jest słowo „astronomia”, które zamiast „-logia” używa słowa pochodnego ze starogreckiego νόμος (nómos), czyli „prawo”. Pierwsze słowo, „astrologia”, odwołuje się więc do próby przewidywania przyszłych zdarzeń, próby opowiedzenia o gwiazdach, drugie natomiast odnosi się do badania ciał niebieskich w sposób naukowy. Należy wspomnieć również, iż jest to wytłumaczenie dość nowoczesne, ponieważ w swoich początkach astrologia i astronomia mieszały się ze sobą, a obecne rozróżnienie między tymi dwoma pojęciami, zaczęło być używane dopiero w późnym średniowieczu.

Horoskop
Interesująca zdaje się również etymologia słowa „horoskop”, silnie powiązanego z astrologią. Jest to słowo w całości greckie, ὡροσκόπος (horoskópos), „obserwujący porę”, utworzone z dwóch słów: ὥρα (hóra) „pora” i σκοπέω (skopéo) „obserwować”. Pochodzenie tego słowa bierze się z praktyki przewidywania przyszłych zdarzeń w oparciu o obserwację planet i słońca i ich ułożenia w określonej porze. Dziś słowo „horoskop” zmieniło troszkę swoje znaczenie i jest używane bardzo często jako wróżby wymyślane przez copy-writera i publikowane w gazetach. Pomimo tego, horoskop nie stracił swojego powiązania ze znakami zodiaku, które do dziś są dobrze znane każdemu.

Zodiak
Mówiąc o horoskopie musimy więc wyjaśnić także znaczenie słowa „zodiak”. Nie jest niczym zaskakującym, że także ono jest pochodzenia greckiego: ζῳδιακός (zoidiakós) składa się z dwóch wyrazów. Pierwsze, ζῴδιον (zóidion), oznacza „figura” lub „znak na niebie”. Jest to jednak już znaczenie kontekstowe, bowiem samo słowo jest tak naprawdę zdrobnieniem od słowa ζῷον (zôion), które oznacza „zwierzę”. Nie powinno się to wydać niczym dziwnym, jeśli pomyślimy, czym są znaki zodiaku i że prawie wszystkie przedstawiają inne zwierzę. Drugie słowo, κύκλος (kúklos), oznacza „koło” albo „krąg”. Nazwa, oznaczając więc „krąg zwierzątek”, odpowiada ustawieniu na niebie konstelacji, które wyobrażane są jako zwierzęta jak np. Ryby, Koziorożec itd.

Ferrari Testarossa Wszystkie lusterka diwy

0

Ze wszystkich wspaniałych modeli, jakie opuściły bramę fabryki w Maranello ten jest najsłynniejszy, bo któż nie słyszał o Testarossa? O tym samochodzie napisano już chyba wszystko, nakręcono setki godzin materiałów filmowych, więc mówiąc o tym skarbie narodowym Włoch, trudno się nie powtarzać. Nazwa pochodzi od czerwonego koloru, którym została pokryta głowica silnika, podobnie nazwano wcześniejsze modele 500 TR [1956] oraz 500 TRC i 250 Testa Rossa z 1957. Nie był to także pierwszy raz, gdy Ferrari uhonorowało nowe modele, czerpiąc ze swojej historii, tak było przy okazji Mondial 8 z 1980, który nawiązywał do 500 Mondial [1953] oraz Ferrari 288 GTO jako kontynuacji legendarnej 250 GTO z 1962. Różnica jest taka, że w tym przypadku Ferrari po raz pierwszy zrezygnowało z umieszczenia w nazwie jakichkolwiek cyferek odnoszących się tradycyjnie do pojemności silnika.

Po szybkiej reakcji na pojawienie się w 1973 totalnie odmiennego od klasycznych linii lat 60. Lamborghini Countach, modelu 365 GT4 BB, wywracającego do góry nogami spojrzenie na stylistykę Ferrari, Maranello próbowało być równie awangardowe. Niestety niewystarczająco, ponieważ Lamborghini wyprzedzało wtedy wszystkich innych o lata. Aż 11 lat od rozpoczęcia produkcji pierwszych Countach, Ferrari miało w końcu coś, co było w stanie przyćmić dominującą przez poprzednią dekadę w segmencie super samochodów Lamborghini, była to właśnie Testarossa. Proponowana wtedy przez Lamborghini wersja QV była nadal szybsza od Testarossa, jednak wciąż bardzo niepraktyczna. Ferrari, oprócz zbliżonych osiągów i świetnej linii nadwozia projektu Emanuele Nicosia, oferowało również komfortowe i przestronne wnętrze. Tym sposobem, czerpiąc z osiągnięć Lamborghini, Testarossa pozwoliła Ferrari stać się firmą globalną. Już podczas paryskiej premiery 2.10.1984 w kabarecie Lido, zebrano 37 zamówień. Popularność modelu była wielkim wyzwaniem dla producenta, gdyż nigdy wcześniej w Maranello nie pracowano na taką skalę. Finalnie wyprodukowano ponad 7 tys. aut i to w wielu wariantach, co narzucały rynki USA, Wielkiej Brytanii, Japonii a nawet Francji, gdzie wymogiem był inny typ reflektorów. Sukcesowi Testarossa sprzyjał ekonomiczny boom lat 80., gdy m.in. maklerzy z Wall Street nie wiedzieli, co zrobić ze swoimi horrendalnymi premiami. Wtedy także przedsiębiorcy, gwiazdy disco, filmu czy sportu, zarabiali olbrzymie pieniądze i to w szybkim czasie. Ferrari tym modelem pomógł ostentacyjnie je wydać, już nie wystarczyło podjechać pod najlepszą w mieście restaurację Rolls Roycem, by pokazać, że masz pieniądze, gdy była to Testarossa krzyczałeś „zobaczcie kto dostał pokera z ręki”. To Ferrari było jak sterowiec niosący napis „The World is Yours” w filmie Braiana de Palmy  „Człowiek z blizną” i tu mały smaczek dla fanów tej produkcji. Gdy otworzymy schowek pasażera w Testarossa przed oczami pojawia się zamontowane tam lusterko, gadżet, którym zapewne nie pogardziłby Tony Montana. Z lusterkami w tym Ferrari od początku było coś nie tak, gdyż przez pierwsze dwa lata produkcji
samochód był wyposażony tylko w jedno zewnętrzne lusterko po stronie kierowcy, kuriozalnie umieszczone niemal na wysokości lusterka wewnętrznego, dzisiaj modele „monospecchio” są jednak najbardziej cenione. Po wystawie w Genewie w 1986 pojawiły się już dwa lusterka, umieszczone w standardowym obecnie miejscu.

Konstrukcyjnie i mechanicznie Testarossa była ulepszoną i bardziej okiełznaną wersją Ferrari 512 BB z 1976, której głównym założeniem było spełniać normy amerykańskie, gdzie 512 BB nie było dopuszczone do ruchu. Jej charakterystyczne boczne żebrowania oprócz tego, że uczyniły z Testarossa ikonę stylu, miały bardzo praktyczne zastosowanie, mianowicie dostarczały powietrze do umieszczonych z tyłu chłodnic silnika. To rozwiązanie spowodowało, że szerokość przodu auta była dużo mniejsza niż mieszczący olbrzymią jednostkę napędową tył, jego obrys był niemal równy części środkowej wraz z lusterkami!

Identyczna stylizacja nadwozia pojawiła się w 1989 w mniejszym pojemnościowo (V8) modelu Ferrari 348 TB i TS oraz, od 1993, 348 spider.

Jako prawdziwa diwa Testarossa gościła dziesiątki razy na wielkim ekranie, czasami tylko epizodycznie, jak np. w kultowym „Gone in 60 seconds” jako Rose, tam też partnerowało jej 13 innych modeli z Maranello. Z Lamborghini Countach zestawiono ją w „Wolf of Wall Street” fi lmie, który świetnie oddaje hedonistyczny klimat przełomu lat 80. i 90. W jednym z najbardziej popularnych seriali tamtych czasów, „Miami Vice”, biała Testarossa była już niemal trzecim bohaterem, stając się wraz z utworem „Crockett’s theme”, czeskiego kompozytora Jana Hammera, nierozerwalną częścią tej historii. Równie ważną rolę zagrała w holenderskim „De Dominee” [2004], czy w całkiem nowej, dość kontrowersyjnej, serii „Dirty lines”. W 2019 producenci „Murder Mystery”, mając do dyspozycji dwa egzemplarze Testarossa, nie mieli dla nich żadnej litości, do tego stopnia, że jeden z nich w scenie szalonego pościgu, miał „tylko” poobcierać boki, tracąc przy tym lusterka, został jednak całkowicie rozbity, czego oczywiście w filmie nie zobaczymy.

Ferrari zleciło Studiu Pininfarina wykonanie wyjątkowego modelu Testarossa, który był prezentem dla właściciela Fiata Gianniego Agnelli. Srebrne auto z numerem podwozia 62897, to jedyna oficjalnie wyprodukowana Testarossa spider, dodatkowo wyróżniał ją emblemat konia Ferrari umiejscowiony na pasie tylnych lamp, wykonany z czystego srebra [oznaczonego w tablicy pierwiastków jako AG], co miało nawiązywać do inicjałów Agnellego. Kilka innych spiderów powstało już nieoficjalnie, m.in. na zlecenie sułtana Brunei. W jego kolekcji znalazły się także 2 z 3 modeli koncepcyjnych Mythos z nadwoziem typu barchetta, wyprodukowanych przez Pininfarina i bazujących na mechanice Testarossa.

512 TR to następczyni Testarossa [1992-94 2261 egz.], która nie wnosiła jakichś rewolucyjnych zmian w wygląd samochodu, ale przyznam, że czarny żebrowany pas, całkowicie maskujący tylne światła, robi wrażenie przy tej szerokości auta. Zmieniono także kształt grilla, na którym, w przeciwieństwie do poprzedniczki, pojawił się koń Ferrari. Skupiono się głównie na poprawieniu osiągów, co udało się w ok. 10%.

W 1994 roku pojawiła się ostatnia generacja, 512 M, uważana powszechnie za najbrzydszą. Zachowała ona ikoniczne żebra, lecz całkowicie zmieniono zarówno przód jak i tył auta. Z przodu zniknęły niemodne otwierane reflektory, dodano zaś na masce dwa wloty typu NACA oraz „uśmiechnięty” grill Całość frontu szpecą dwa małe oczka świateł przeciwmgielnych. Zrezygnowano z łączonych jednym pasem świateł tylnych, który był atrybutem pierwotnej konstrukcji na rzecz podwójnych świateł okrągłych. Na szczęście tym razem nic nie kombinowano przy lusterkach. Moc silnika podniesiono do 440 KM i było to ostatnie 501 egz. Ferrari z silnikiem V12 umieszczonym z tyłu.

Dla kolekcjonerów modeli w skali 1:18, jeżeli chodzi o Testarossa, jedynym słusznym wyborem jest, podobnie jak z Ferrari F40, produkt Kyosho. Dopóki CMC nie wypuści swojej wersji, ten jest zdecydowanie najlepszy. Jednak, zarówno ja jak i inni posiadacze tego modelu, musimy pogodzić się z faktem, że z biegiem czasu lakier pokrywa się całkiem pokaźną „gęsią skórką”. Obok dla porównania Ferrari 512 M od Hot Wheels, a w tle rysunek techniczny 512 TR. Zamykając dzisiejszy temat, dopiszę coś, w co zapewne nie uwierzycie: mój model dotarł do mnie z … urwanym lusterkiem, na szczęście udało się to naprawić.

Lata produkcji: 1984–91
Ilość wyprodukowana: 7177 egz.
Silnik: V-12 180°
Pojemność skokowa: 4943 cm3
Moc/obroty: 390 KM / 6300
Prędkość max: 290 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h (s): 5,1
Liczba biegów: 5
Masa własna: 1506 kg
Długość: 4485 mm
Szerokość: 1976 mm
Wysokość: 1130 mm
Rozstaw osi: 2550 mm

Nicola Pettenò nowym prezesem Confindustria Polonia

0

KOMUNIKAT PRASOWY CONFINDUSTRIA POLONIA


Wczorajszy dzień był bardzo ważny dla członków Confindustria Polonia. 19 września w siedzibie naszego członka strategicznego, Generali Poland zostało zwołane nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Członków. Wśród celów spotkania: wybór nowego Przewodniczącego i odnowienie oraz poszerzenie składu Zarządu Stowarzyszenia.

Dziękujemy Rogerowi Hodgkissowi, CEO Generali Poland i Justynie Szafraniec, dyrektorce marketingu za gościnność i otwartość na współpracę z nami.

Niniejszym ogłaszamy wybór nowego Przewodniczącego, którym został Nicola Pettenò, a także skład nowego Zarządu: Domenico Dibisceglie (WkB) Marco Gambini (Zannini Poland), Massimiliano Raponi (Intratel), Giacomo Scimone(Elit SA), Serge Giannitrapani (Prima Components Europe) , Gianluca Marcattilli (Faraone Poland) e Silvio Corbucci(PLOH Sp. z o.o.). Gratulujemy!

Jestem dumny z tego, że mogłem przyczynić się do powstania organizacji, która zrzesza już ponad stu członków i ma przed sobą tak ambitne cele – mówił w swoim pożegnalnym przemówieniu ustępujący Przewodniczący, Alessandro Romei, dziękując wszystkim za wsparcie podczas swojej kadencji i życząc nowemu Zarządowi powodzenia w dalszym rozwijaniu Confindustrii. Jesteśmy pewni, że nowy Przewodniczący, obecny prezes Cebi Poland, mający ponaddwudziestoletnie doświadczenie w zarządzaniu, wprowadzi w życie swoje pomysły na rozwój naszej organizacji.  W swoim inauguracyjnym wystąpieniu zapewnił, że zrobi wszystko, by zrealizować swój program zaprezentowany wczoraj podczas Zebrania. Cele nowego Zarządu przewidują między innymi wzrost liczby członków Confindustrii, wzmocnienie relacji między Confindustrią i Sistema Italia, otwarcie nowej siedziby i nawiązanie współpracy między polskimi a włoskimi uniwersytetami.

Podczas wczorajszego spotkania nie mogło zabraknąć prezentacji Guida Paese 2023, trzeciej już edycji przewodnika po polskim rynku. Stworzone przez nas kompendium dla przedsiębiorców wkrótce zostanie zaprezentowane podczas tradycyjnego już Roadshow w pięciu różnych lokalizacjach. W ramach promocyjnych działań przedstawiliśmy już nasz przewodnik Laurze Ranalli z Włoskiej Ambasady w Polsce oraz Paolo Lemmie, dyrektorowi Italian Trade Agency, a także społeczności zgromadzonej na Forum Ekonomicznym w Karpaczu.

Walne Zgromadzenie Członków Confindustrii zostało zwieńczone uroczystym podpisaniem deklaracji członkowskiej przez Finest SPA, stowarzyszenie zajmujące się międzynarodowymi finansami i przedsiębiorstwami w północno-wschodniej Europie. Dziękujemy prezesowi stowarzyszenia, Alessandrowi Minonowi za obecność i przyczynienie się do wzmocnienia relacji polsko-włoskich. 

Dziękujemy także wszystkim członkom strategicznym za nieustanne wsparcie : @rina , @senatrans, @Generlai i @ploh, oraz zespołowi Confindustrii, dzięki któremu wczorajsze wydarzenie okazało się takim sukcesem:  @virginia Novara, @Fausto Ferraro, @Emilia Maj, @Dariusz Wlodkowski, @Marco Fontana, @Agnese Mussari.