Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 28

Na początku był Valentino

0

Pierwsza twarz kina, która rozkochała w sobie tłumy rozhisteryzowanych wielbicieli na całym świecie, tym samym przynosząc gigantyczne zyski dla producentów filmowych. Twarz pochodzącego z Włoch Rudolpha Valentino. Tajemniczego amanta, który zmarł w wieku zaledwie 31 lat.

Mały Rudolph we wspomnieniach matki nie był łatwym dzieckiem i nie zapowiadał się na kogoś, kto zapisze się na kartach historii świata. Jego matka pochodziła z francuskiej wsi, lubiła zabawę i taniec. Na jednej z takich potańcówek poznała młodego, niezwykle przystojnego włoskiego weterynarza Giovanniego D’Antonguella, pracującego w wędrownym cyrku. Wpadli w sidła miłości i szybko zorganizowali skromne wesele, a po ślubie przeprowadzili się do zakurzonego i mało atrakcyjnego miasteczka Castellaneta, nietkniętego upływem czasu. Rodolfo urodził się nad ranem 6 maja 1895 roku. Nadano mu imiona Rodolfo Alfonso Raffaello Piero Filiberto Guglielmi di Valentina d’Antonguella. We wspomnieniach matki już od maleńkości cechował się uporem, był chłopcem krnąbrnym nieposłusznym, awanturniczym, miał śliczną buźkę jak cherubinek. Jego siostry po latach wyznały, że był pupilem ojca, a matka nie potrafi ła nad nim zapanować. Już jako mały chłopiec przestał okazywać jej posłuszeństwo, odmawiał nawet pójścia do kościoła, a kiedy matka usiłowała go zmusić krzyczał i pluł dookoła. Był prawdziwą udręką, zwłaszcza po tym jak ojciec zabrał go z wizytą do stolicy prowincji Tarentu (wł. Taranto) z okazji specjalnych obchodów milenijnych, gdy nadszedł rok 1900. W wielkim mieście zobaczył życie, inne perspektywy, możliwości, zobaczył automobile i wielkie budynki. W oczach dziecka niewielka włoska mieścina Castellaneta zamieniła się w więzienną celę. Od tej pory był na dobre zdecydowany opuścić miasteczko.

Nauki pobierał w parafii u proboszcza oraz u miejscowych zamężnych kobiet i starych panien. Rodolfo nie cierpiał się uczyć, przez co ojciec sprawiał mu regularne lanie i zmuszał do uczęszczania na zajęcia, ale to nigdy nie skutkowało. Młody i przyszły gwiazdor kina urywał się z lekcji, chodził własnymi drogami na wagary bawiąc się w oliwnych gajach, wyobrażał sobie, że jest mocarnym mitycznym herosem lub mężnym wojownikiem. Uwielbiał przybierać różne role, maski, a jego fantazja i wyobraźnia była nieograniczona. Ta wyobraźnia doprowadziła go do tego, że w wieku 5 lat przeciął sobie w poprzek ostrą brzytwą prawy policzek. Blizna została mu na całe życie, a on kolegom z podwórka opowiadał, że ranę odniósł w trakcie jednego z licznych pojedynków, w którym rzecz jasna zwyciężył.

W wieku 11 lat ojciec Rodolfo zmarł, a on wraz z bratem musiał zatroszczyć się o matkę i siostrę. Musiał, ale niekoniecznie przechodziło mu to z łatwością, bowiem zamiast zarabiać na rodzinę nieustannie wdawał się w bijatyki z rówieśnikami, podkradał ostatnie oszczędności z domów sąsiadów, a nawet z portfela własnej matki. Odmawiał też wzięcia się do jakiejkolwiek pracy, był coraz bardziej nieposłuszny i mocno zafascynowany światem erotyki. Zaczął od niewinnych pocałunków, by przejść do seksualnych podbojów, którymi przechwalał się wśród włoskich nastolatków. W wychowaniu Rodolfo pomagała cała rodzina, ale i to nie skutkowało. W pewnym momencie jeden z kuzynów oświadczył, że jeśli ma być kryminalistą niech lepiej jedzie do Ameryki i tam nim zostanie, dzięki temu nie narazi całej rodziny na zhańbienie nazwiska. I tak też się stało, wuj pomógł nawiązać kontakty między Włochami a Ameryką. Na wyprawę do Nowego Świata wpływ miała nie tylko rodzina, ale i sąsiedzi, którzy ciesząc się, że opuści wieś, dołożyli się do budżetu, który miał mu wystarczyć na utrzymanie. 9 grudnia 1913 roku Rodolfo wsiadł na pokład liniowca Cleveland i obrał kurs na Nowy Jork. Dla wielu bliskich jedynym dokonaniem Valentino we Włoszech było opuszczenia ojczystego kraju.

Pierwsze miesiące pobytu w Ameryce nie były snem, ani z pewnością nowym, lepszym światem. Rodolfo nie mógł się utrzymać, zmieniał co chwilę prace, które nie przynosiły mu nawet podstawy na przeżycie. Błąkał się po ulicach w poszukiwaniu lepszego zajęcia, czasem spędzał noce na ulicy, czasem nocował u chwilę wcześniej poznanych ludzi. Żeby przeżyć żebrał o jedzenie w restauracjach. W końcu podjął pracę, która wyprowadziła go na prostą. Był tancerzem i chłopakiem do wynajęcia, żigolo, który dzięki niebanalnej urodzie rozkochiwał w sobie swoje majętne klientki. Następnie dołączył do wędrownego zespołu operetki, z którym powędrował do San Francisco, gdzie za namową aktora Normana Kerry’ego spróbował sił w filmie. To w tym czasie zmienił swoje nazwisko na Valentino. Początkowo były to niskiej jakości filmy nieme, w których liczyła się jak najbardziej przerysowana gra aktorska. Przez pierwszych kilka lat nakręcił niemal dwadzieścia tytułów, lecz przełom nastąpił w 1921 roku, kiedy do kin wszedł obraz „Czterech jeźdźców Apokalipsy”, a następnie ikoniczny dziś „Szejk”. Oba tytuły przyniosły mu ogromną popularność, zwłaszcza wśród kobiet. Stał się pierwszym popularnym męskim idolem kultury masowej do tego stopnia, że kiedy po wizycie w Europie zapuścił brodę, krytyka
fanów zmusiła go do jej zgolenia.

Sława Rudolpha Valentino wiązała się z licznymi skandalami, a te oczywiście związane były z przepięknym kobietami. Jego pierwsze małżeństwo z Jean Acker skończyło się po kilkunastu miesiącach. Wszystko przez fakt, że aktorka kina niemego nie chciała ze świeżo poślubionym mężem współżyć (podobno była lesbijką, która zgodziła się na małżeństwo by ratować swą gasnącą karierę filmową). Następnie w jego życiu pojawiła się Natacha Rambova, scenografka i kostiumografka, z którą ożenił się w 1922 roku. Ożenił się przed sfinalizowaniem rozwodu z Acker, co wywołało kolejny wielki skandal. Zaledwie kilka dni po ślubie funkcjonariusze zatrzymali go i wrzucili do więzienia, oskarżając o bigamię. Wkrótce małżeństwo Valentino z Rambovą zostało unieważnione i pobrali się ponownie w 1923 roku. Wiele osób z otoczenia aktora uważało, że Rambova przynajmniej częściowo spowodowała upadek Valentino, większość jego przyjaciół uznała ją za całkowicie kontrolującą i toksyczną dla jego kariery. I tak też się stało, wielka gwiazda zaczęła blednąć. Kino nieme jeszcze w latach 20. miało zajść jak słońce nad bulwarem w filmie Billy’ego Wildera. Valentino coraz częściej trafiał na strony gazet, które informowały o nienajlepszym stanie jego zdrowia. Podobno cierpiał na depresję.

Przy tym wszystkim Valentino miał jeszcze jedną nieodkrytą do dziś tajemnicę. Ze względu na jego męskość, dbałość o ciało, wygląd, idealnie dobrane kostiumy szeptano o jego homoseksualizmie. Na liście jego kochanków miał znaleźć się meksykański aktor Ramón Novarro czy francuski poeta Jacques Hébertot. Artykuły o jego męskich zalotach pojawiały się w prasie coraz częściej. By przerwać te komentarze zaczął interesować się boksem, a nawet uczestniczył w kilku walkach, które miały podkreślać jego męskość.

W sierpniu w 1926 roku Valentino przeżył załamanie nerwowe. Znajdowała się wówczas w hotelu, w Nowym Jorku. Podobno przez kilka dni nie wychodził z pokoju. Pewnej nocy nagle upadł i, po tym jak go odnaleziono, został przewieziony do szpitala. Lekarze w rozpoznaniu wpisali, że były to wrzody. Jego stan nie poprawił się po operacji, a wręcz się pogorszył. We wczesnych godzinach poniedziałkowego poranka 23 sierpnia rozmawiał z lekarzami o swojej przyszłości, by zaledwie kilka godzin później umrzeć w młodym wieku 31 lat.

Natacha poznała smutną nowinę w swoim zamku we Francji, otrzymała telegram z informacją o śmierci swojego byłego męża i pogrążyła się w głębokim smutku. Zamknęła się w swoim pokoju na kilka dni. Odmawiała jedzenia, jakichkolwiek kontaktów, rozmów, komentarzy. Jean Acker również odmówiła komentarza, oznajmiła tylko, że odszedł i nie warto nic więcej mówić. Największe show wykonała Pola Negri. Wiadomość dotarła do niej, kiedy była w hotelu w Hollywood, gdzie przez dzień i noc pracowała nad ostatnimi kadrami filmu „Hotel Imperial”. Aktorka zemdlała słysząc słowa o śmierci Valentino. Po upływie kilku chwil jej rozpacz przeszła w histerię, zaczęła wołać zmarłego na przemian to po polsku, to po angielsku. Hotelowy lekarz, do którego dołączył osobisty medyk aktorki zdołali pohamować emocje aplikując jej środki uspokajające. Tego samego dnia od razu pojawiły się w gazetach artykuły: „Gwiazda jest w stanie szoku, który uniemożliwia wydanie oświadczenia i prace nad filmem zostały przerwane”.

Ludzie, którzy czuwali pod szpitalem i jako pierwsi usłyszeli informację o śmierci włoskiego amanta, przyjęli ją równie emocjonująco. Zaledwie po upływie kilku minut zgromadzone pod szpitalem kobiety zaczęły lamentować i histerycznie krzyczeć. „Rudi umarł” – skandowały jednogłośnie. Niektóre z nich padały na chodnik, inne traciły przytomność. Do akcji musiała wkroczyć policja zbierająca z ziemi rozemocjonowane fanki. Z lamentu pod szpitalem wieść pomimo czasów, w których nie było Internetu i telefonów komórkowych, rozniosła się po całym świecie. Wszystkie gazety i radia informowały o najważniejszym wydarzeniu ostatnich miesięcy. Zmarła legenda, amant kina. W miastach całej Ameryki kobiety koczowały przy kioskach po kilka godzin, by kupić jakąkolwiek gazetę z jego nekrologiem. Tytuły rozchodziły się po kilku sekundach. Na wieść o śmierci Rodolfo, inny gwiazdor, Charlie Chaplin wyznał: „Śmierć Rudolpha Valentino to jedna z największych tragedii w historii kina”.

To co działo się po ogłoszeniu informacji o śmierci Valentino przeszło wszelkie oczekiwania. Globalna żałoba, masowe zamieszki czy załamania psychiczne wielu wyznawców jego talentu. Ostatnie życzenie zmarłego gwiazdora to publiczne wystawienie jego ciała dla fanów. Pracownicy zakładu pracowali przez całą noc balsamując ciało i wykonując stosowny makijaż. Zwłoki ubrane były w garnitur niezwykle elegancki, co najmniej jak na ceremonię rozdania Oscarów, trumna wykonana z brązu i srebra jak dla członka rodziny królewskiej. W międzyczasie, w domu pogrzebowym, przy trumnie stało czterech strażników honorowych Czarnych Koszul (podobno wysłanych przez Benito Mussoliniego). Późniejsze śledztwo ujawniło, że dom pogrzebowy wynajął strażników w ramach akcji promocyjnej.

Jego ciało zostało wystawione w kościele rzymskokatolickim św. Malachiasza. Dziesiątki tysięcy ludzi żegnało gwiazdora nierzadko będąc na skraju załamania. Fani zaczęli przytłaczać nowojorską policję, która wyznaczona była do pilnowania wydarzenia. The Smithsonian donosił, że tłum poza domem pogrzebowym liczył ponad sto tysięcy osób. W końcu wybuchły zamieszki, gdy żałobnicy walczyli, by jeszcze raz rzucić okiem na „włoskiego kochanka”. Pojawiły się nawet doniesienia o rozpaczliwych samobójstwach. Pogrzeb Valentino był wydarzeniem transmitowanym w radiu, o którym rozmawiano w każdej części świata. Na ceremonii obecna była oczywiście Pola Negri, która ku uciesze reporterów kilka razy zemdlała. Według aktora Bena Lyona, w dniu nabożeństwa zażądała, aby organizatorzy umieścili na trumnie Valentino ogromną kompozycję kwiatową, na której widniał napis „P-O-L-A”.

Ostatnie słowa gwiazdora to podobno: „Nie zaciągaj żaluzji. Czuję się dobrze. Chcę, żeby przywitało mnie światło słoneczne”. Tak też się stało. Nie umierał w cieniu, a w blasku, jak niegdyś. Przez dziesięciolecia po śmierci Valentino każdego roku w rocznicę śmierci do jego grobu przychodziła zawoalowana na czarno, tajemnicza kobieta i kładła na grobie pojedynczą różę. W końcu okazało się, że cała sprawa była chwytem reklamowym, mającym na celu podtrzymać fenomen dawnej gwiazdy kina.

Sella del Diavolo – honorowa trybuna w Zatoce Cagliari

0

W kwietniu ubiegłego roku, po krótkim weekendzie spędzonym w domu w Lombardii, przed powrotem do Polski, postanowiłem wybrać się w krótką podróż do Cagliari: wspaniałe miejsce, ale na pewno nie w połowie drogi między Bergamo a Warszawą! Chociaż nie miałem zbyt wiele czasu do dyspozycji, brakowało spokoju i relaksu, z jakim powinno się zwiedzać wyspę, podróż była absolutnie udana, intensywna, z promieniami słońca, które rozświetlają piękno stolicy Sardynii.

Wczesnym rankiem przyjechałem z pobliskiego lotniska do centrum miasta ozdobionego wysokimi palmami i natychmiast udałem się do mojego głównego celu, punktu centralnego wizyty: Sella del Diavolo.

Jak we wszystkich przypadkach, a we Włoszech jest ich mnóstwo, gdy nazwa miejscowości bezpośrednio przywołuje postać Mefistofelesa, jej początki sięgają jakiejś legendy. W przypadku Sella del Diavolo (Diabelskie Siodło) legenda opowiada o niebiańskiej bitwie między aniołami i demonami, która dała nazwę Zatoce Aniołów i znajdującemu się w niej cyplowi.

Do tego malowniczego kompleksu przyrodniczego, położonego w południowej części miasta, można łatwo dotrzeć z centrum miasta długim spacerem, lub w szybszy sposób samochodem bądź autobusem do plaży Calamosca, gdzie znajduje się trasa prowadząca na szczyt Sella.

Niezbyt kręta ścieżka pełna jest gęstej roślinności typowej dla tego obszaru, wśród której jałowce i różne krzewy. Droga wiedzie wzdłuż chronionej strefy wojskowej, po czym otwiera się przed nami rozległa panorama, z której wyróżnia się plaża Poetto z dwunastokilometrowym wybrzeżem. Również z tego zbocza, od strony przystani Marina Piccola, można dostać się na cypel alternatywną drogą. Idąc dalej ścieżką wzdłuż grzbietu, coraz wyraźniej widać, jak Sella oddziela dwie wspomniane wcześniej plaże i jak bardzo jest to uprzywilejowane miejsce, z którego można w pełni podziwiać zapierające dech w piersiach piękno zatoki.

Na górze znajduje się kilka elementów, które świadczą o bogatej i zróżnicowanej historii pod względem obecności ludów i kultur: ruiny świątyni punickiej, dwa zbiorniki, jeden związany z kulturą punicką, a drugi, mniejszy, zbudowany na fundamentach rzymskich, teren kościoła poświęconego przez wiktoriańskich mnichów świętemu Eliaszowi, patronowi miasta, o którym mówi się, że zginął męczeńską śmiercią właśnie tutaj, oraz wieża strażnicza z okresu panowania hiszpańskiego. W dalszej części trasy widoczne są również ślady konstrukcji z II wojny światowej.

Nie sposób nie uznać krajobrazu, który otacza Sella del Diavolo, za główny element widowiska, nie umniejszając przy tym znaczeniu samego cypla. Nie da się patrzeć na to morze nie doznając zdumienia. Strome klify stanowią magiczną scenerię. Woda jest tak przejrzysta, że gołym okiem można dostrzec cienie kajaków i łódek na dnie morza, które wydają się niemal fruwać.

Schodząc ze wzniesienia, za zbiornikami, aby zrobić swego rodzaju pętlę na wzgórzu, poniżej w oddali można zauważyć błyszczącą niszę, krystaliczny trójkąt wody między skałami i roślinnością, który lśni i przyciąga: ukryta jest tam plaża Cala Fighera. Gdy podchodzimy bliżej, brnąc wśród roślinności, niepewnymi ścieżkami, migocząca nisza poszerza się, aż znajdujemy się w tym małym zakątku chronionego raju; i tu słowa są zbędne, a ja podziwiam to cudo, mocząc stopy w wodzie o przejrzystości niespotykanej nigdzie indziej. Zachwyt trwa także w trakcie powrotu na górę, wśród skał, skąd widok na małą zatokę to ostatnia malownicza pocztówka, zanim zostawimy zatokę za sobą i wrócimy na drogę do Calamosca, kończąc ten wspaniały spacer do jednego z symboli Cagliari. A podziw dla tego miejsca jeszcze długo pozostaje w pamięci.

tłumaczenie pl: Vanda Asipenka

Katowice Internationals World Cup

0

Wspaniały weekend pod znakiem sportu, przyjaźni i integracji. To doświadczenie, będące udziałem ponad 200 zawodników z dwudziestu różnych krajów w dniach 28-29 maja, którzy wzięli udział w turnieju piłkarskim Katowice Internationals World Cup. Czwarta edycja zabawnego i widowiskowego wydarzenia przyciągnęła na trybuny boiska, znajdującego się kilka kroków od Stadionu Śląskiego, liczną publiczność przyjaciół, studentów, krewnych, fanów piłki nożnej i ciekawskich.

Turniej, zorganizowany przez Katowice Internationals Foundation przy wsparciu E.S.A.A (Erasmus+ Student and Alumni Alliance), kierowany przez niestrudzonego Marca Cillepiego i wspierany przez 25 wolontariuszy, był okazją do zanurzenia się w różnych kulturach, tradycjach, językach obcokrajowców, którzy mieszkają i pracują w Polsce, wśród nich Marokańczycy, którzy mądrze przyjęli jako bazę dla zespołu namiot przy wejściu na boiska; struktura, która okazała się bardzo przydatna, gdy w sobotę nagle zaczęło padać i lało przez godzinę. Chwilowy spadek temperatury popchnął Włochów, ubranych w elegancki – nie mogło być inaczej – niebieski strój, do wyciągnięcia kocy i butelki wina, a przecież nie byli na meczu hokeja na lodzie. Kilka niesamowitych futrzanych czap sprawiło, że uzbecka drużyna stała się łatwo rozpoznawalna, poza tym okazała się również jednym z objawień turnieju. Nieco dalej z głośnika non stop płynęły nostalgiczne nuty bossa novy, w ten sposób brazylijscy gracze próbowali odtworzyć rodzinną atmosferę, aby zapomnieć o zimnym, nawet w maju, polskim klimacie. W okolicy, ze względu na podobieństwo języka, znajdowała się drużyna portugalska, która w swoich szeregach miała również jedną niezwykle zdolną zawodniczkę. Inna kompilacja muzyczna przygrywała Algierczykom, którzy siedzieli obok Wietnamczyków, obie drużyny znalazły się w ćwierćfinale. A przy okazji, turniej wygrała Ukraina pokonując w finale Algierię, która wyeliminowała Włochy w 1/8 finału! Azzurri po rozegraniu niemal idealnych meczów w grupie, w których pokonali Ghanę i Ukrainę (w sobotę brakowało w ich drużynie kilku ważnych zawodników) i zremisowaniu z Tunezją i Portugalią, nie będąc ani minuty w niekorzystnej sytuacji, zostali zatrzymani przez Algierię remisem 2-2 w regulaminowym czasie, a następnie przegrali w rzutach karnych. W drużycnie Azzurri grali: Giuseppe Berardone, Gennaro Caputo (10 goli w 4 meczach!), Alessandro Padovani, Michele D’Errico, Gabriel Di Cesare, Andrea Gigante, Valerio Polchi, Claudio Ascani, Alessio Solazzo, Enrico Daniel Monti, Giovanni Genco, Riccardo Rosi, Marcello Arachi, a także polski bramkarz Konrad Dymalski i selekcjoner Sebastiano Giorgi, który pisze te słowa. Czekając na kolejną edycję wspominamy i dziękujemy instytucjom i firmom, które wsparły wydarzenie: Save the Dream, GaragErasmus Foundation, Com.It.Es Polonia, Bona Fides, KKM Biuro Rachunkowe, Capgemini, WiPjobs Recruitment, WhyEurope, Jan Olbrycht, Sportowa Liga Firm, Sapore d’Italia, Argos Lubelscy i Wspólnicy, Wellcome Home, Angolo Italiano, Newtechlab, SocialOwl, BaseCamp, Gazzetta Italia, Keywords studios.

tłumaczenie pl: Agata Pachucy

 

Bernardo Bellotto. W 300. rocznicę urodzin malarza (23 września 2022 – 8 stycznia 2023)

0

Dla uczczenia jubileuszu 300. rocznicy urodzin Bernarda Bellotta, zwanego Canalettem, Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie oraz Zamek Królewski w Warszawie – dwie placówki muzealne, które posiadają w swoich kolekcjach najwięcej dzieł artysty – wspólnie organizują wystawę przedstawiającą drogę twórczą i dorobek jednego z najsłynniejszych weducistów XVIII w.

Odsłony wystawy, która została pokazana najpierw w Gemäldegalerie w Dreźnie (maj – sierpień 2022 r.), a od 23 września zagości w Zamku Królewskim w Warszawie, będą różniły się zawartością, jakkolwiek przygotowany został wybór dzieł, które zostaną pokazane w obu muzeach.

Na wystawie znajdą się obrazy, grafiki i rysunki najbardziej charakterystyczne dla poszczególnych okresów twórczości Canaletta. Pierwszą ich część stanowić będą prace z czasu młodości spędzonej w Wenecji i z okresu podróży do innych miast włoskich: Florencji, Mediolanu, Rzymu, Werony. Druga poświęcona będzie pobytowi artysty w Dreźnie, gdzie pracował dla dworu Wettinów ponad dwadzieścia lat – z przerwą, kiedy po wybuchu wojny siedmioletniej w Europie musiał szukać zatrudnienia w Wiedniu i Monachium. Ostatní okres życia i twórczości malarza przypadł na Warszawę, gdzie artysta pracował dla króla Stanisława Augusta i przedstawicieli arystokracji. W Zamku Królewskim w Warszawie, w sali zaprojektowanej na zamówienie polskiego króla, do dzisiaj można podziwiać zespół 22 wedut Warszawy i okolic, stanowiący największą istniejącą serię obrazów Bellotta.

Na wystawie w Warszawie znajdą się dzieła Bernarda Bellotta między innymi z National Gallery i British Museum w Londynie, Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, J.P. Getty Museum w Los Angeles, Fitzwilliam Museum w Cambridge, Manchester Gallery of Art, Museo Capodimonte w Neapolu, Pinacoteca del Castello Sforzesco w Mediolanie, Musei Reali w Turynie oraz Gemäldegalerie w Dreźnie.

Wystawie będzie towarzyszył obszerny naukowy katalog, na który złożą się eseje przygotowane przez najlepszych znawców twórczości Bellotta, a także noty omawiające poszczególne dzieła, przygotowane przez kuratorów/właścicieli. Katalog zostanie opublikowany w jęz. angielskim, niemieckim i polskim.

To pierwsza w historii polskiego muzealnictwa wystawa prezentująca wszystkie etapy rozwoju kariery i ewolucje stylu artysty: Bellotto szybko uniezależnił się od stylu swojego mistrza Antonio Canala i wprowadził do swoich prac: elementy realistyczne, wyraziste kontrasty światłocienia, chłodniejszy zestaw barw.

To wystawa międzynarodowa: powstała na podstawie wspólnego projektu 2 muzeów w warszawkiego i tego w Dreźnie, choć eksponaty obu wystaw różnią się od siebie, to dzięki tej kooperacji udało się nawiązać szerszą współpracę z innymi wielkimi muzeami ( w Neapolu, Mediolanie, Turynie, Londynie, Wiedniu, Los Angeles, Cambridge), które chętniej wypożyczyły swoje eksponaty. Pokazywanych jest ponad 150 obiektów, część z nich należy do prywatnych kolekcji.

Pierwszy raz w historii wystawa pozwala na zestawienie dwóch wersji Elekcji Stanisława Augusta na Woli – pierwsza została wypożyczona z Muzeum Narodowego w Poznaniu, druga jest stałym eksponatem Zamku Królewskiego: różnią się zestawem postaci na I planie: pierwszy dobór nobili: rzeczywistych postaci z otoczenia króla – nie odpowiadał królowi, dlatego powstała II wersja.
Z wystawą łączy się bogata oferta programów edukacyjnych: dla dzieci, nauczycieli, osób niepełnosprawnych , dorosłych, w tym wiele projektów twórczych np. kurs malarstwa i rysunku.
W jednej z sal wystawowych prezentowany jest film „Twórczość Bellotta”, który w przystępny sposób opowiada o ewolucji jego stylu.
Imprezą towarzyszącą wystawie jest „Festiwal Canaletta” 15.10.2022 – 16.10.2022, który będzie okazją do zwiedzenia wystawy z kuratorami wystawy i będzie też wyjątkowa, promocyjna cena wstępu na wystawę.
Wystawa jest bardzo dostępna: zaaranżowana w taki sposób, aby mogła być również odwiedzana przez osoby z niepełnosprawnościami: dla osób niewidomych są przygotowane reprodukcje z wypukłymi kształtami po których można wodzić palcami aby poznać dzieła oraz opisy w alfabecie braille’a, a także tzw. audiodeskrypcja ( za pomocą specjalnej słuchawki można wysłuchać opisu obrazu).
Jest również specjalna sala z zabawami edukacyjnymi dla dzieci : ucząca perspektywy, kolorów.

Kuratorzy wystawy: dr Artur Badach, Magdalena Królikiewicz, Zamek Królewski w Warszawie

WIDEO:
dr Artur Badach, kurator wystawyfdc18377-83b2-4f14-b4e8-d12181507a24
Magdalena Królikiewicz, kurator wystawy: 32b7a431-4708-4164-bb15-e1ff02b2814d
prof. dr hab. Wojciech Fałkowski, Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie – Muzeum: f13caee9-a4df-47fa-ad39-f1dcbce41caf
dr Stephan Koja, Dyrektor Galerii Obrazów Starych Mistrzów i Kolekcji Rzeźby do 1800 r. w Dreźnie: bb938afa-794f-46f4-a646-a728984bcd68

Cykl wykładów towarzyszących wystawie

23 września 2022 r. – Twórczość Bernarda Bellotta na dworze Augusta III w Dreźnie Prowadzący: dr Yvonne Wagner (Gemäldegalerie Alte Meister – Drezno)
(wykład w jęz. niemieckim, tłum. na jęz. polski)

26 października 2022 r. – Rysunki Bellotta z dawnej kolekcji Tyszkiewiczów w Łohojsku Prowadzący: Piotr Kibort (Muzeum Narodowe w Warszawie)

23 listopada 2022 r. – O pejzażach rzecznych Bernarda Bellotta
Prowadzący: dr Artur Badach (Zamek Królewski w Warszawie)

14 grudnia 2022 r. – Rzymskie weduty Bernarda Bellotta malowane dla króla Stanisława Augusta
Prowadzący: prof. Andrzej Rottermund (Zamek Królewski w Warszawie)

Wystawę Bernardo Bellotto. W 300. rocznicę urodzin malarza dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Program edukacyjny towarzyszący wystawie Bernardo Bellotto. W 300. rocznicę urodzin malarza
UCZNIOWIE
  • Lekcje i warsztaty:
    Warszawa w obrazach Bernarda Belotta, kl. I-III
  • Podróż po Europie z Bernardem Bellottem, kl. IV-VIII
  • Początki nowoczesnej Europy – panorama XVIII wieku w obrazach Canaletta, klasy szkół ponadpodstawowychNAUCZYCIELE
  • 28 września 2022 r. godz. 18.00 bezpłatne webinarium Między rzeczywistością a kaprysem. Europa czasów oświecenia w wedutach z epoki. Prowadzenie historyk sztuki Przemysław Głowacki
  • 28 września i 1 października 2022 r. bezpłatne warsztaty RODZINY Z DZIEĆMI
  • Przestrzeń Działań Twórczych-Bellotto, Inspiracje. Specjalnie zaarantowana przestrzeń otwarta dla wszystkich zwiedzających. Jej goście będą mogli obejrzeć specjalnie przygotowany fam Swiat Bellorto przybliżający twórczość artysty. Młodsi goście dzięki karcie zadań dowiedzą się m.in. weduta, sztafaż i tym samym otrzymają tytul pomocnika samego mistrza Bellotta. Na wystawie znajduje się takie przestrzeń z zadaniami interaktywnymi, które pozwolą przyjrzeć się z bliska technice malarskiej artysty.
  • Pracownia Bellotta – zajęcia edukacyjne prowadzone przez edukatorów i wolontariuszy junior w Przestrzeni Działań Twórczych we wszystkie niedziele w okresie trwania wystawy w godz. 12.00-14.00 .
  • Zamkowa Akademia Młodego Eksploratora (ZA.M.Ek) – zajęcia dla dzieci
    7 stycznia 2023 r. – Wielka podróż. Z mistrzem Canalettem po osiemnastowiecznej Europie
    DOROŚLI
  • Spotkanie z kuratorem i wspólne zwiedzanie wystawy
    13 listopada 2022 r; 11 grudnia 2022 r; 8 stycznia 2023 r. godz. 12.00 1 14.00.
  • Godzina ze sztuką – spotkanie na ekspozycji
    20 listopada 2022 r. Co przed Warszawą? Artystyczna droga Canalettoa.
    Prowadzący Tomasz Drapala
  • W królewskiej malarni – kurs malarstwa i rysunku
    Weduta czyli obraz miasta. Perspektywa, ustawianie planów, światło

    17, 24 listopada oraz 1, 8, 14 grudnia 2022 r.
    grupa I godz. 9.30-11.30, grupa II godz. 12.00-14.00
  • Dzielimy się historią – spotkania dla słuchaczy uniwersytetów trzeciego wieku
    Wykład Podróż z Canalettem po osiemnastowiecznej Europie
    Oprowadzanie po wystawie Bernardo Bellotto.
  • Oprowadzanie przewodnickie
    Certyfikowani przewodnicy po Zamku Królewskim w Warszawie zostali przeszkoleni do oprowadzania grup na wystawie. Lista przewodników dostępna na stronie www.OSOBY ZE SPECJALNYMI POTRZEBAMI
  • Muzeum dostępne – oprowadzanie dla osób z niepełnosprawnościami
    4 listopada 2022 r., godz. 17.00 – oprowadzanie osób z niepełnosprawnością wzroku
    9 listopada 2022 r., godz. 16.00 – oprowadzanie osób z niepełnosprawnością słuchuNa ekspozycji przy wybranych dziełach sztuki przygotowano tyflografiki, opisy w języku Braille’a, audiodeskrypcję. Dodatkowo zadbało o miejsce do odpoczynku i strefę wyciszenia.MuzeoterapiaEuropa oczami Canaletta v po wcześniejszym zgłoszeniu istnieje możliwość zorganizowania zajęć dla placówek zajmujących się osobami po kryzysach psychicznych.SZCZEGÓŁOWE INFORMACJE NA TEMAT WSZYSTKICH PROPOZYCJI EDUKACYJNYCH NA STRONIE: WWW.ZAMEK-KROLEWSKI.PL 

Polityka, idiota, manifestacja

0

Ten, kto kiedykolwiek uczył się w szkole historii i kultury starożytnej Grecji i Rzymu, z pewnością pamięta lekcje poświęcone zagadnieniu demokracji ateńskiej. Wyraz demokracja, czyli władza ludu, to przykład greckiego słowa, którego piękna etymologia jest dobrze znana przez wiele osób, niekoniecznie specjalistów językoznawstwa. Podstawa programowa przewiduje znajomość tego greckiego słowa, ponieważ jest to jeden z podstawowych terminów naszej teraźniejszości. Jest jednak wiele innych słów, których często się nie tłumaczy. Są także inne, które należą do politycznego słownictwa starożytnych, ale teraz zmieniły znaczenie na tyle, że niewiele osób mogłoby nadać im inne. Ostatecznie są też takie słowa, które do wymiaru politycznego przybyły z zupełnie innych pól znaczeniowych.

Polityka
Słowo „polityka” w swojej budowie jest w miarę proste. Pochodzi od latynizacji greckiego terminu πολιτικά (politiká), które z kolei zostało utworzone w oparciu o słowo πόλις (pólis), czyli państwo-miasto, które w czasach starożytnej Grecji stanowiły typowy model polityczny. Jedną z najważniejszych charakterystyk poleis był fakt, że każda przewidywała aktywne uczestnictwo swoich obywateli w życiu politycznym, co być może najlepiej widoczne jest na przykładzie demokracji ateńskiej, ale odnosi się także do innych systemów politycznych. Całość tych aktywności, które koniec końców były esencją życia obywatela polis, otrzymały nazwę πολιτικά, które właściwie nie straciło wiele ze swojego znaczenia, ale raczej je poszerzyło.

Idiota
Jednak mimo tego, że słowa takie jak polityka, demokracja, nawet nazwy innych typów rządów, jak oligarchia czy autokracja, są w miarę znane (tzn. ich znaczenie jest raczej jasne i odnosi się do ich etymologii), to dużo mniej prawdopodobne jest, że pochodzenie słowa używanego często jako inwektywa jest równie oczywista. Słowo „idiota” dzisiaj używane jest przede wszystkim jako inwektywa. W tym powszechnym użyciu słowo to funkcjonowało także wśród Greków w starożytności, choć z dużo innym znaczeniem: słowo „idiota” pochodzi od starogreckiego ἰδιώτης (idiótes), stworzonego w oparciu o słowo ἴδιος (ídios), czyli „pewien, który odnosi się do siebie”. Słowo ἰδιώτης opisywało więc osobę zajmującą się tylko swoimi własnymi sprawami. Nie oznacza jednak egoisty:  słowo to ma znaczenie polityczne, które wskazuje osobę, która nie uczestniczy w żaden sposób w życiu politycznym swojej polis. Niekorzystanie ze swojego prawa do uczestniczenia w polityce, które posiadało niewielu, uważane było przez starożytnych za głupotę. Z tego powodu słowo to do łaciny przywędrowało oznaczając osobę prostą lub nawet głupią i z tym znaczeniem zachowane zostało w wielu językach nowożytnych.

Manifestacja

Wiele słów, które dzisiaj są ściśle wiązane z konkretnymi obszarami znaczeniowymi, pochodzi od wyrazów wywodzących się z zupełnie innych kategorii. Coś podobnego zadziało się również ze słowem „manifestacja”. Dla nas słowo to przywodzi na myśl coś w rodzaju protestu, ekspresji uczuć jakiejś grupy itp. Interesującym jest jednak, że słowo to pochodzi z późnołacińskiego rzeczownika manifestatio, którego prawdziwych początków możemy doszukiwać się w przymiotniku manifestus, złożonym z dwóch elementów: manus (ręka) i części praindoeuropejskiej, co do której badacze nie są zgodni, ale która mogła brzmieć albo *dh ers- (być odważnym) albo *dh er- (trzymać). Tak czy inaczej, łacińskie wyrażenie oznaczało przestępcę złapanego na gorącym uczynku, co uwiarygodnia etymologię, tworząc nam obraz osoby złapanej za rękę. Słowo manifestus zrodziło czasownik manifestare, które otrzymało również znaczenie „czynić coś jawnym” ogólnie, podążając za tym jak pokazujemy wszystkim przestępcę in flagrante. Stąd prosto wydedukować, że „manifestacja” oznacza akt czynienia czegoś jasnym, oczywistym, jawnym, co może nadawać również wartość ważności lub pilności temu, co manifestujemy, jak często bywa w przypadkach różnych manifestacji dotyczących kwestii politycznych.

W Mediolanie nie można się nudzić

0

Myślę, że najtrudniej jest zacząć pisać pierwszy artykuł, rubryka w rubrykę, a dla mnie jest to też nowe czasopismo. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, zacznę od tego kim jestem i dlaczego ta rubryka będzie nazywać się „Ostrzymy szpilki” (jeżeli was to nie interesuje przeskoczcie kilka linijek i zacznijcie czytać od zdania „Dla kogoś takiego jak ja”).

Nazywam się Barbara Garavelli Nani Mocenigo i jestem córką Piemontczyka Giancarla Garavellego i wenecjanki Gabrielli, po których noszę moje długie nazwisko, nieproporcjonalne do zawartości mojego konta bankowego.

Urodziłam się w Edynburgu, w Szkocji, trochę przez przypadek. Pierwsze lata dzieciństwa spędziłam w Rzymie, a następnie mieszkałam w Wenecji aż do ukończenia liceum.

W 1989 roku przyjechałam do Mediolanu, by studiować Public relations na uniwersytecie IULM i od tego czasu nigdzie się już nie ruszyłam.

Mój wrodzony talent, któremu pomogłam studiami, sprawił, że zostałam PR menadżerką we wszystkich możliwych dziedzinach: lokale, wydarzenia, hotele, a nawet drużyna piłkarska (podpowiem, że właśnie wygrała Mistrzostwo kraju). Z łatwością przychodzi mi rozmawianie, zabawianie, organizowanie, pomaganie, dzielenie i rozwiązywanie. Ciężej przychodzi mi oddychanie, usiedzenie w miejscu, nie myślenie o niczym, a przede wszystkim robienie jednej rzeczy na raz.

Jestem kobietą całkowicie przejrzystą, nie ze względu na ubiór, przede wszystkim dlatego, że nigdy nie kłamię, w związku z tym powiem wam, że mam 52 lata i jestem dumna z tego, jak osiągnęłam ten wiek.

Jestem rozwiedzioną mamą czternastolatka. Kieruję to do mam, które czytają artykuł, żeby zyskać odrobinę przychylności. Jak wszyscy, mam swoje problemy, zawody miłosne, momenty, w których chciałabym wszystko rozwalić (kilka razy rozwaliłam coś naprawdę), ale nie potrafię przeżyć dwóch godzin bez uśmiechu. Nie mówię o okolicznościowym ustawieniu ust w uśmiech, ale o tym prawdziwym, pochodzącym z serca.

Jak to robię, że jestem zawsze taka wesoła? Wszyscy mnie o to pytają a odpowiedź jest bardzo prosta: każdego ranka budzę się i ostrzę szpilki. Uwaga! Powiedziałam, że je ostrzę, a nie zakładam. Mam 1,76 cm wzrostu i bardzo niechętnie zakładam obcasy (wolę jeansy i sportowe buty).

Ostrzenie szpilek jest dla mnie trochę tym, co robią mężczyźni, gdy ostrzą noże: staram się zawsze myśleć o tym, co miałam i co zrealizowałam oraz o tym, co mogę jeszcze zrobić, a nie o tym, co poszło źle i dawno minęło, ponieważ to niepotrzebne i frustrujące.

Wszyscy mamy powód do śmiechu, wystarczy nie skupiać się na negatywnych myślach, myśleć o bliskich dla nas osobach, posłuchać muzyki czy obejrzeć zachód słońca.

Wystarczy już mówienia o mnie, porozmawiajmy o mieście, w którym żyję od 33 lat, o Mediolanie.

Dla kogoś takiego jak ja, nadpobudliwego i ciekawskiego, Mediolan jest najlepszym miastem do mieszkania we Włoszech. Znajdziesz tu wszystko czegokolwiek szukasz, a często ta rzecz pierwsza znajdzie ciebie, z nowymi restauracjami, wystawami i wydarzeniami. Tutaj nie możesz się nudzić. Nawet jeśli zostałeś w domu oglądać film, czytać książkę, będziesz słyszał miasto, które żyje i emanuje energią.

Mimo, że mam 52 lata, zachowuję entuzjazm piętnastolatki. Nigdy więc nie mogłabym przegapić wspaniałej wystawy „The art Of The Brick”, gdzie można zobaczyć około miliona klocków lego, z których zbudowane są rzeźby Nathana Sawaya’ego.

Gdy mówię „rzeźby” nie mam na myśli konstrukcji, które tworzyliśmy jak byliśmy mali, polegając na naszej fantazji czy na skomplikowanych instrukcjach, mówię o obrazach takich jak „Gwiaździsta noc” Van Gogha, „Mona Lisa” Leonarda da Vinci, dinozaurze ogromnych rozmiarów czy o „Dawidzie” Michała Anioła.

W 1980 roku wielki historyk Argan powiedział: „Sztuka umarła”. Sztuka mogłaby przetrwać tylko z użyciem nowych materiałów, form, ideałów i technologii.

Pop art, sztuka uboga i wizualizm pokazały, że sztuka może zjechać ze „starych” torów i pokazać się światu w innym przebraniu.

Nathan Sawaya, inspirując się tymi starymi torami, rozwinął skrzydła gdzieś w galaktyce, która sprowadza dorosłych z powrotem do przeszłości, a dzieci do swoich zaczarowanych lasów.

Jest to wystawa, której nie można przegapić i która zasługuje na podróż do Mediolanu. Ajeżeli po wystawie macie ochotę na kawę, szybki obiad albo doskonałe aperitivo, kilka metrów obok znajdziecie „Bobino”, znajdujące się wewnątrz starej stacji kolejowej Porta Genova na placu Porta Genova 4.

Lokal ten jest otwarty od niedawna, ale już zagościł w sercach mediolańczyków oraz pewnej wenecjanki, która w każdy wtorek organizuje tam aperitivo z potańcówką dla tych z nas młodych inaczej.

W każdy wtorkowy wieczór, który po latach lockdownu zdecydowaliśmy się nazwać „Contatto”, tańczy się już o 21, a o 24 lokal jest zamykany, abyśmy w ten sposób mogli obronić się przed przedwczesnym starzeniem, idąc spać wcześnie.

Mam wam wiele do opowiedzenia o Mediolanie, ale wyczerpałam ilość znaków, więc musicie oczekiwać „następnego odcinka”.

Ostrzcie szpilki, a ja wrócę niedługo!

Tłumaczenie pl: Anna Dąbrowska

Pode mną, nade mną, przede mną…

0

Opracowanie przez dr Silvię Bruni wyboru powysiedleńczej poezji łemkowskiej, jaki dostępny będzie dzięki jej świetnym przekładom czytelnikowi włoskiemu, jest dla mnie nie tylko ważne kulturowo, ale też niesie dużą satysfakcję i radość z powodu zaistnienia naszego świata wrażliwości w innym otoczeniu odbiorczym. Jest oczywiste, że jako badaczka, propagatorka i twórczyni literatury łemkowskiej, przyklasnęłam pomysłowi wydania tomu z wierszami łemkowskimi przetłumaczonymi na język włoski i starałam się pomóc w miarę możliwości autorce pomysłu w jego zrealizowaniu. Cieszy mnie i wyobraźniowo inspiruje czytelnik, który biorąc do ręki niniejszy tomik przeniesie się w świat dla niego zapewne egzotyczny, ale też poniekąd bliski, bo wierzę że każdy, kto czyta poezję, jest obdarzony swoistą intuicją wyczuloną na obrazy i metafory oraz cechuje się głęboką empatią w przyjmowaniu Innego.

Przeniesie się w nasz świat, niełatwy, głęboko wstrząśnięty, a równocześnie łagodny i zanurzony w życie, jakie nieprzerwanie trwa w przyrodzie i micie. Witając go w tym świecie, chcę na progu poetyckiej wędrówki nakreślić kilka słów wtajemniczenia w duchową stronę naszej liryki, by próg przekroczył uważnie, z poczuciem, że iść warto, bo ścieżki nie są wydeptane i dostępne wszystkim, czekają na wrażliwych wędrowców, lubiących podążać w odległe od tras zakątki, czekające na odkrycie i subtelne z nimi spotkanie.

Jeśli by znane derridiańskie pytanie Czym jest poezja postawić wobec powysiedleńczej poezji łemkowskiej, jedna z pierwszych odpowiedzi brzmiałaby – zmaganiem się, co tym samym rozwija proces pytania o ciąg dalszy, dopełniający, nie urwany, zamykający i otwierający jednocześnie. Echem bowiem zmagania się będzie w tym przypadku niedokonanie – słowo głębokie jak rzeczywistość, ambiwalentne jak życie, z rozbudowaną rodziną semantyczną, gdzie konać stoi obok dokonać, ale też skończyć, kontynuować, konstruować. Istotą w tych znaczeniach jest kontynuacyjne dokonywanie, konstruowanie. Kiedy pojawia się ono z partykułą zaprzeczającą „nie”, jest to sygnał, iż nastąpiło jakieś pęknięcie, szczelina, przerwa w procesie trwania i życia. Istotnie, świat łemkowski przed ponad siedemdziesięciu laty doświadczył takiego pęknięcia i dla wszystkich twórców prezentowanych w tym tomie jest ono rzeczywistością pierwszą, jakiej doświadczają i niezbywalną, przenikającą do świadomości, pomimo, że oswojoną. W latach 1945-1947 przestała bowiem istnieć kraina zasiedlona przez ludzi, jacy zakorzenili się w łagodnych i pięknych górach zwanych Beskidem Niskim i tu stworzyli swoje uniwersum – ojczyznę, ojczystość, Łemkowynę. Bezwzględna polityka unifikacyjna, zwalczając różnorodność kulturową, wykorzeniała rdzenne społeczności różnymi sposobami. Łemków spotkała jedna z najostrzejszych form – całkowite wysiedlenie z ich rodzimych gór i rozproszenie na obszarach Ukrainy bądź na poniemieckich obszarach włączonych w granice Polski. Zaplanowana w ten sposób asymilacja przyniosła widoczne i zaawansowane efekty, nie osiągnęła jednak pełnej skuteczności.

Tu właśnie dotykamy bezpośrednio owego zmagania się. Poezja nie tylko najgłębiej, najbardziej dojmująco potrafi określić stan rzeczywistości łemkowskiej, ale też w swej performatywnej mocy stać się oporem wobec zanikania. Każda społeczność doświadczająca dyslokacji, przemieszczenia, musi stworzyć mit reinwencyjny, opowiedzieć, wyrazić siebie na nowo, w micie, narracji. Łemkowską reinwencję buduje w głównej mierze liryka, jaka wobec niechcianej dyslokacji tworzy symboliczną negację. To za jej sprawą ziemie, na które przesiedlono Łemków, do chwili obecnej określane są jako obczyzna (чужына). Podstawową figurą owej negacji jest opozycja Łemkowyna = sacrum wobec obczyzny = profanum.

Wszyscy z prezentowanych w tym tomiku poetów należą do nurtu, który określiłam jako nurt łemkowskiej autoprezentacji, gdyż przekraczają oni barierę ochronnej izolacji, otwierając się na czytelnika zewnętrznego i odzyskując dla Łemkowyny czas przyszły. Wszyscy żyją i tworzą na ziemiach rdzennych, na które świadomie powrócili z wygnania, codziennie konfrontując się z efektami wykorzenienia w płaszczyźnie społecznej i efektami trwałości w płaszczyźnie natury. To daje im moc i śmiałość otwarcia. Dlatego też to, co w wierszach dotyka porządku historycznego, jest napiętnowane traumą, bólem, świadomością zdewastowania, rujnowania. Natomiast to, co odnosi się do ziemi, do natury, ale też do ducha i woli przodków, jest trwałe, niezniszczalne, odradzające. Nazywam zatem poezję łemkowską poezją bólu, ale też poezją odbudowywania domu. Jej paradygmatem jest etos trwania. Wgłębia się ona, a wraz z nią jej czytelnicy, w tradycyjne pokłady kulturowe, gdzie znaki orientacji wyznaczane były mądrością i wyobraźnią folklorową, a jednocześnie podąża w jutro Łemkowyny. Zostało ono swoiście zaklęte w słowie „będzie”, jak u Pawła Stefanowskiego; w prezentacji odrodzenia „oto dom mój nowy / własny jak oddech”, jak u Grabana; pragnieniu, jak u Murianki; nadziei, jak w moich wierszach. Wiersze wzruszają, ale też skłaniają do głębokiej zadumy. Dysonans, pęknięcie przeważa nad harmonią i scaleniem. Podskórnym nurtem wciąż płynie pytanie jak podążać, „jak ma być, żeby było lepiej”.

Takie jest moje spojrzenie, zaangażowanego wewnętrznego uczestnika procesu zmagania się. Część wierszy dojmująco wyrażająca wskazane powyżej dążenia znalazła się w tym tomiku za moją sugestią i wskazówkami. Trochę inną ścieżka odkrywania poszła autorka całości projektu, Silvia Bruni. Poszukiwała ona w tej poezji czegoś, co dla niej zarówno wyrażało Łemkowynę taką, jakiej doświadczyła przez opowiadania, obrazy, bezpośredni wreszcie kontakt pejzażowy, a jednocześnie było artystycznym wyrazem wrażliwości indywidualnej poszczególnych poetów. Dla mnie jej spojrzenie jest bardzo cenne, bo pozwala odciążyć wiersze od obligacji, jaką sama w sobie niosę, uzyskać zwierciadło odbijające inne refleksy niż te rozszczepione pęknięciem, niespodziewanie zobaczyć scalone punkty obrazu artystycznego i duchowego. Z tej perspektywy okazuje się, iż osobowości twórcze reprezentatywnych poetów wypełniają, dopełniają się innym spojrzeniem, nic nie tracąc na wartości, nie zmieniając waloru, pogłębiając go tylko.

Zatem Paweł Stefanowski, który pod moim dyskursywnym piórem istniał jako najbardziej deklaratywny, manifestacyjny, a jednocześnie narratywizujący poeta – on to bowiem jako pierwszy upominał się o Łemków i ich prawo do bycia ludźmi, odczuwając, że powinien opowiedzieć, wyjaśnić, udowodnić „jak było, jak jest” i jak „być musi” – w oczach Silvii Bruni ujawnia się jako subtelny wyraziciel uczuć do kobiety i pragnienia jej bliskości.

Petro Murianka, który obdarza nas nabrzmiałą emocjami aż do bólu liryką patriotyczną, przez Silvię Bruni został przedstawiony też jako gwałtownie wyrażający porywy uczuć w liryce miłosnej. Władysław Graban, niezwykle wrażliwy na piękno i rytm przyrody pozostaje tak w moich jak i autorki przekładów oczach poetą jedności kosmicznej, pulsującej witalności, drżenia wzruszeń i wiatru, który porusza tak życie, jak i historię.

Stefania Trochanowska również niepodzielna w kobiecej ulotności, sensualnym wchłanianiu uniesień bliskich naturze, zadumie, lakoniczności i esencjalnym puentowaniu sensów, w wyborze Bruni zaistniała w podobnym zakresie jak ten, który pochodził by ode mnie.

Wreszcie moje podążanie wertykalne w wyborze do niniejszego tomu zostało zróżnicowane i rozszczepione na wiązki filozoficzne, igraszki językowe, esencję zaprzeczenia i ciągłe pogłębianie myśli w kolistym, nieprzerwanym ruchu. Wybór ten nieco inaczej rozłożył akcenty niż ten, który byłyby moją autoprezentacją.

Tym sposobem w niniejszym tomiku połączone zostały perspektywy: wewnętrzna – twórcza, badawcza, tożsamościowa i zewnętrzna – czytelnicza, estetyczna, uniwersalizująca. Uważam, że Silvia Bruni zrobiła wszystko, by czytelnikowi włoskiemu udostępnić w możliwie pełnym wymiarze nasz świat, zapewne odległy, ale też, wierzę, bliski i poruszający w swoim dążeniu autoprezentacyjnym i w woli trwania. Serdecznie jej dziękuję za pomysł, wytrwałą jego realizację i wspaniały efekt, jaki cieszy i wzrusza. Mam nadzieję, że te odczucia staną się także udziałem przyszłych czytelników.

***

Czytam, żyję lepiej to rubryka prowadzona przez Krystynę Juszkiewicz-Mydlarz, właścicielkę Księgarni Italicus w Krakowie, która działa nieprzerwanie od 1991 roku, początkowo jako sklep wysyłkowy, a obecnie jako księgarnia (również online) i kawiarnia. Italicus ma w swojej ofercie ponad 2 tysiące tytułów, w tym najważniejsze włoskie podręczniki do nauki i nauczania języka włoskiego, klasycznych i współczesnych autorów literatury włoskiej, w języku oryginalnym i w polskim przekładzie, oraz polskich autorów przetłumaczonych na język włoski.

Wielkie święto dla dzieci ukraińskich w Łowiczu

0
DCIM101MEDIADJI_0692.JPG

Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę włoska firma Partnerspol Group udostępnia dla uciekających przed wojną swój hotel w Łowiczu, w którym już wcześniej przebywały Ukrainki pracujące w Polsce.

Solidarność z matkami i dziećmi, dzięki której organizowane są kursy językowe, sale wykorzystywane do nauki i gier, wycieczki na basen i różne inne zajęcia, została wzbogacona o piękne wydarzenie z okazji Dnia Matki, które na Ukrainie, podobnie jak we Włoszech, obchodzone jest w drugą niedzielę maja. Sto dziewcząt i chłopców w wieku od 4 do 17 lat przygotowało pod kierunkiem Tatiany Safiulliny, która od 14 lat jest dyrektorem centrum edukacyjnego dla dzieci i młodzieży w mieście Chmielnicki w Ukrainie, intensywny program występów, zwłaszcza śpiewu, który zaangażował wielu gości hotelu. W pokazie wzięły również udział łódzkie piosenkarki Maja Ciesielska i Patrycja Kierzkowska. Wśród licznie zgromadzonej publiczności, złożonej z rodzin dzieci, znaleźli się oczywiście właściciele Grupy Partnerspol Umberto Magrini i Riccardo Caruso, prezydent Łowicza Krzysztof Kaliński, starosta łowicki, Marcin Kosiorek oraz studenci Uniwersytetu Łowickiego trzeciego wieku, którzy prowadzą lekcje języka polskiego dla ukraińskich dzieci. W wydarzeniu wzięli również udział Francesco Paolo Montefusco i Olga Młynarska z Lions Club Warszawa Centrum, którzy przynieśli prezenty dla dzieci i założyli w hotelu małą bibliotekę dla uchodźców.

tłumaczenie pl: Agata Pachucy

Krem bawarski z truskawkami i owocami leśnymi

0

Składniki:
250 g truskawek
150 g cukru
5 g żelatyny w listkach
250 ml śmietany

Składniki do galaretki z owoców leśnych:
150 g owoców leśnych (jagody, jeżyny, maliny)
70 g drobnego cukru
4 g żelatyny w listkach
1 łyżka soku z limonki

Przygotowanie:
Przygotowujemy najpierw silikonową formę na krem bawarski lub kilka pojedynczych foremek. Pierwszą rzeczą będzie przygotowanie galaretki z owoców leśnych. Miksujemy owoce mikserem lub blenderem i przelewamy je przez sitko, aby pozbyć się pestek. Część uzyskanego przecieru podgrzewamy w mikrofalówce lub garnuszku z 50 g cukru. Gdy jest jeszcze ciepły, dodajemy żelatynę namoczoną przez 5 minut w zimnej wodzie, a następnie wyciskamy ją i roztapiamy mieszając. Dodajemy pozostałe 20 g cukru oraz sok z limonki.

Wlewamy galaretkę do silikonowych foremek do 3/4 mm pojemności, a następnie wkładamy je do zamrażarki, aby przygotować w tym czasie krem bawarski.

Miksujemy truskawki, część podgrzewamy z cukrem i dodajemy żelatynę przygotowaną tak jak wcześniej. Mieszamy a następnie dodajemy resztę zmiksowanych truskawek i pozostawiamy do ostygnięcia w temperaturze pokojowej.

W tym czasie ubijamy śmietanę aż stanie się puszysta i łączymy ją z odstawioną wcześniej masą, mieszając od dołu do góry łopatką. Bierzemy ponownie silikonowe foremki i za pomocą rękawa cukierniczego lub łyżki dodajemy do nich krem i wkładamy do zamrażarki. Wyjmujemy zamrożony krem z foremek i wkładamy go do lodówki. Danie serwujemy z dodatkiem różowych makaroników bądź truskawki przeciętej na pół.

tłumaczenie pl: Anna Dabrowska

Polski dzień na 34-tych międzynarodowych targach SANA w Bolonii

0

FOCUS DAY POLONIA: relacje polsko włoskie – wyzwania i możliwości

Podczas 34-tej edycji targów produktów organicznych i naturalnych Sana w Bolonii Polska Izba Biznesowa we Włoszech CAPI wraz z Targami w Krakowie miały okazję przedstawić Polskę międzynarodowym firmom z branży kosmetycznej i żywnościowej.

W dniach od 8 do 11 września na stoisku CAPI PIBW ( pawilon 29 stoisko B59) odbyło się wiele spotkań B2B, w tym też te z udziałem polskich firm kosmetycznych Ava Cosmetic Laboratory, Yappco i Senelle.

W sobotę, 10 września na największym targowym miejscu – OPEN THEATRE ( gdzie dwa dni wcześniej nastąpiło oficjalne otwarcie targów) odbyła się konferencja FOCUS DAY POLONIA, relacje polsko-włoskie: wyzwania i możliwości. Jej organizator, Polska Izba Biznesowa we Włoszech CAPI pokazała nasz kraj jako interesujący tak turystycznie, jak i biznesowo.

Po przekazaniu pozdrowień od Honorowego Konsula RP w Bolonii Pasquale Laurenzano, moderująca wydarzenie Ewa Trzcińska, prezes CAPI powiedziała:

– Dziś Polska utrzymuje stosunki handlowe z ponad 200 krajami na całym świecie, Włochy są bardzo ważnym partnerem Polski. Większa wiedza oznacza również większą świadomość tego, co można wspólnie zrobić z przemysłowego i handlowego punktu widzenia. Żyjemy w szczególnym okresie, zdominowanym przez pandemię, a w ostatnich miesiącach przez wojnę na Ukrainie, która spowolniła światową gospodarkę, ale trendy się nie zmieniają – globalna ekspansja firm nie zatrzymuje się, jedynie ewentualnie spowalnia

Konferencja miała na celu pokazanie Polski jako atrakcyjnego partnera z punktu widzenia gospodarczego, ale też jako turystycznego. Tę ostatnią rolę idealnie wypełniła prezentacja Barbary Minczewa, dyrektor włoskiego oddziału Polskiej Organizacji Turystycznej, która w magiczny sposób przedstawiła nasz kraj. Wcześniej CAPI postarało się aby u każdego wystawcy na stoisku pojawiły się przekazana przez POT katalogi przedstawiające Polskę, podobnie jak w centrum prasowym czy tuż przed wejściem na samą konferencję.

„Produkty naturalne: perspektywa rynku polskiego” to tytuł wystąpienia Agnieszki Szymeckiej – Wesołowskiej, FOOD LAW Centrum Prawa Żywnościowego, która w bardzo interesujący sposób przedstawiła perspektywę polskiego rynku produktów naturalnych.


O tym, jak trudno jest wprowadzić na rynek włoski produkty kosmetyczne z innych krajów powiedziała Jenny Zannoni, Brazzale Distribuzion, od kilku lat z powodzeniem reprezentująca w Italii polską markę RESIBO. Włosi znani są z przywiązania do rodzimych
marek, do wysokiej jakości ale także do estetyki opakowań. Polskie marki nie boją się wyzwań i mają odpowiednie doświadczenie tak w rodzimym kraju jak i na innych rynkach, aby zawalczyć też i w Italii, o czym świadczyło interesujące wystąpienie Agnieszki Piotrowskiej, Ava Cosmetic Laboratory.

„Sukces zaczyna się od spotkania” – tak swoje wystąpienie zatytułowała prezes Targów w Krakowie, Grażyna Grabowska zapraszając do Krakowa ( miasta 1800 restauracji i 190 hoteli, miasta docenionego przez UNESCO) i na same targi, przedstawiając bogaty program eventowy swojej firmy.

Agnieszka Gorzkowska, wiceprezes PIBW CAPI, nawiązując do wystąpień swoich poprzedniczek pokazała w jaki sposób Izba może wesprzeć włoskie i nie tylko firmy w wejściu na rynek polski, bo jak ważny jest doświadczony partner nikogo nie trzeba przekonywać.

– Jesteśmy bardzo zadowoleni, że pierwsza w 34-letniej tradycji targów SANA konferencja poświęcona relacjom polsko-włoskim, możliwościom i wyzwaniom wzbudziła tak duże zainteresowanie. Chciałabym powiedzieć, że jako Izba planujemy już następne wydarzenia – podsumowała Ewa Trzcińska, moderatorka konferencji, dziękując tak przybyłym gościom ( tu w szczególności profesor Uniwersytetu Bolońskiego Carli Faralli ) jak i organizatorom (Claudia Castello i Carolina d’Alessandro), a Agnieszka Gorzkowska dodała:

– Mawia się, że Włochy są rynkiem dla najlepszych. Włochy to rynek dojrzały, w wielu sektorach nadal chłonny, ale wymagający odpowiedniego przygotowania i odpowiedniej strategii, które my jako Izba możemy zapewnić.

Zdjęcia: Aneta Malinowska