Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 44

Teatr, teatro, theatrum, θέατρον

0

Kultury grecka i łacińska uważane są za świeckie fundamenty naszej kultury europejskiej i w rzeczy samej, po Grekach i Rzymianach odziedziczyliśmy mnóstwo: alfabet, prawo, tradycję literacką, architekturę, czy wreszcie – teatr. Nie będzie więc wielkim zaskoczeniem, że to wielkie dziedzictwo kulturalne wciąż żyje w słownictwie naszych współczesnych języków. Teatr, który znamy dzisiaj nie jest idealnym odzwierciedleniem tego, który znany był Grekom. Na przestrzeni wieków i prądów artystycznych zachodziło wiele zmian w kwestii treści dramatów, ale także w kwestii formy – zmieniały się zasady, rola chóru itp. Mimo wszystko jednak, teatr grecki zawsze pozostawał podstawą teatru, który znany jest nam dzisiaj. Jest to także powód, dla którego większość słów dotyczących tego tematu pochodzi właśnie ze starogreckiego.

Teatr
Na sam początek spójrzmy na słowo podstawowe, czyli „teatr”. Żeby jednak zrozumieć co oznacza to słowo, musimy wpierw pojąć czym teatr był dla Greków. W zasadzie najistotniejszą kwestią jest to, że dla Greków teatr był ściśle powiązany z obchodami religijnymi. Według Arystotelesa, pierwsze występy teatralne miały być wykonywane w trakcie świąt ku czci Dionizosa. Również teatr największych autorów starogreckich: Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa był częścią obchodów ku czci Dionizosa. Słowo „teatr”, które przyszło do polskiego poprzez łacińskie „theatrum”, pochodzi o starogreckiego „θέατρον”, co dosłownie oznacza „miejsce do patrzenia”. Słowo to oparte jest o czasownik „θεάομαι”, oznaczający “obserwuję”, lub “oglądam”. Tutaj jednak zachodzi to zróżnicowanie, które wynika z kontekstu. Oryginalnie bowiem słowo „θέατρον” oznaczało przede wszystkim widownię, z której widziało się przestrzeń (ὀρχήστρα – orchestra), na środku której znajdował się ołtarz Dionizosa (θυμέλη – thymele). Nie było więc to tylko oglądanie jakiegoś widowiska – w tym przypadku byłaby to obserwacja obchodów organizowanych ku czci jednego z najważniejszych bóstw w greckim panteonie.

Tragedia
Dziś znane nam jest mnóstwo gatunków teatralnych. Wiele z nich zostało wymyślonych w średniowieczu, lub renesansie. Jednym z podstawowych gatunków teatralnych jest tragedia, która została wymyślona przez Hellenów (pomimo iż są pewne oczywiste różnice pomiędzy tragedią Ajschylosa a tą Racine’a) i także wywodzi się z kultu Dionizosa. Słowo „tragedia” przybyło poprzez łacińskie „tragoedia” od starogreckiego „τραγῳδία”. Ów rzeczownik składa się z dwóch innych słów: „τράγος” (kozioł) i „ᾠδή” (pieśń), jednak problemów dostarcza ich interpretacja. Rzeczywiste pochodzenie jest niepewne, choć oczywiście powstało wiele teorii. Najpowszechniejsza oparta jest o „Poetykę” Arystotelesa, według którego tragedia pochodzi od autorów dytyrambów, czyli pieśni ku czci Dionizosa, śpiewanych przez wiernych przebranych za satyrów, którzy mieliby być utożsamiani właśnie z owym kozłem. Inni wskazują, iż jest to niemożliwe ponieważ satyrowie nigdy nie byli kojarzeni z kozłami, a w miejsce tej teorii przedstawiają inną, jakoby kozioł miał być nagrodą dla zwycięzcy agonu teatralnego, albo że ów kozioł był przedmiotem ofiary składanej Dionizosowi, czyniąc tragedię pieśnią ofiarnego kozła.

Komedia
Drugim z dwóch najważniejszych gatunków teatralnych byłaby oczywiście komedia. Sama nazwa przyszła poprzez łacińskie „comoedia” ze starogreckiego „κωμῳδία” i zbudowana jest podobnie do „tragedii”. Dwa elementy greckiego słowa to „κῶμος”, oznaczającego “świąteczny orszak/przyjęcie”, albo „κώμη” oznaczające „wioskę” i „ᾠδή” (pieśń). Pochodzenie tego znaczenia, podobnie do tragedii, miałyby stanowić święta ku czci Dionizosa, w czasie których orszak wiernych wykonywał improwizowane mimy w połączeniu z pieśniami satyrowymi, lub wyprowadzając znaczenie od „κώμη”, czyli wioski, byłyby to sielankowe wiejskie utwory. W odróżnieniu od tragedii jednak, komedia zachowała swój świąteczny, radosny charakter, nie stając się tak wzniosłym gatunkiem. Mówiąc więc o tych początkach komedii, niemożliwe jest pominięcie faktu, iż także komedia miała inną formę niż ta, która obecnie jest nam znana. Istotnie należy pamiętać, że oba gatunki zostały poddawane wielu zmianom, zarówno w kwestii formy jak i tematyki utworów. Jednak pomimo iż od kultu Dionizosa dzieli nas ponad dwa tysiące lat, gdy oglądamy komedię, musimy pamiętać, że początki tego wszystkiego wywodzą się właśnie ze starożytnej Grecji. I tak jak tragedia jest pieśnią ofiarnego kozła, tak komedia jest pieśnią świątecznego radowania się.

Sześć polskich firm na Venice Design Week 2021

0
Venice Design Week, 9 – 17 października

Venice Design Week jest wznowieniem wydarzenia, które od dwunastu lat przyciąga do tego wyjątkowego miasta pomysły, projekty i artystów z całego świata. Pandemia sprawiła, że zwróciliśmy się w stronę nowych technologii, dzięki którym możemy dotrzeć do szerszego grona odbiorców, zarówno we Włoszech, jak i zagranicą. Pozwoliło nam to poszerzyć nasze horyzonty na nowe sposoby, oferując zupełnie nowe doświadczenia: wycieczki oraz prezentacje z wykorzystaniem rzeczywistości rozszerzonej, konferencje streamingowe, a także spotkania osobiste, wizyty i wystawy.

Tematem przewodnim XII edycji jest „Design x Tutti” (Design dla wszystkich), odnoszący się do projektowania odpowiedniego dla wszystkich grup wiekowych i osób o różnych zdolnościach, ale także do zastosowań nowych technologii w zakresie widzenia, dotykania, słyszenia, smakowania i wąchania. Od 9 do 17 października, Venice Design Week będzie oferował okazje do refleksji, począwszy od instalacji site-specific stworzonych w niezwykłych miejscach Wenecji, wystaw w galeriach i muzeach, hotelach oraz udziału w warsztatach, gdzie będzie można odkryć tajemnice wiekowego rzemiosła, które żyje we współczesnym wzornictwie.

Design Market, 16 – 17 października 2021

Po raz pierwszy w historii Venice Design Week idzie o krok dalej. Na zakończenie Tygodnia Designu, w dniach 16-17 października 2021 odbędzie się Design Market. Podczas dwóch dni ogród hotelu Ca’ Nigra Lagoon Resort zamieni się w artystycznie zaaranżowaną przez artystów przestrzeń, pełną najlepszego designu. Podczas Design Market zaprezentuje się 12 marek, w tym aż 6 marek ceramicznych z Polski: Aoomi Studio, MUKO, Projectorium, Projekt Ładniej, Spiek Ceramiczny oraz Ania Link. Tegoroczną edycję Design Market wzbogaci artystyczny performance autorstwa Giovanniego Dinello, a także aperitivo i DJ Set na zakończenie każdego dnia.

MUKO:

https://www.instagram.com/muko_studio/

PROJECTORIUM:

https://www.instagram.com/projectorium/

ANIA LINK:

https://www.instagram.com/anialinkceramics/

PROJEKT ŁADNIEJ:

https://www.instagram.com/projekt.ladniej.ceramika/

SPIEK CERAMICZNY:

https://www.instagram.com/spiekceramiczny/

AOOMI STUDIO:

https://www.instagram.com/aoomistudio/

Kontakt: sandra@designweek.it

tel. +48 601 703 201, +39 389 9226318

Partnerzy Design Market:

Okulary kultury, czyli o tym, jaki jest typowy Włoch i typowy Polak

0
Porównanie Polaków i Włochów według modelu wymiarów kultury Hofstede.

Wielu z nas szuka sposobów na to, by lepiej zrozumieć przedstawicieli innych narodów i nie chodzi wyłącznie o znajomość języka obcego, ale o poznanie różnic międzykulturowych po to, by lepiej się komunikować, efektywniej pracować oraz budować silniejsze relacje między Polakami a Włochami.

Ile ludzi, tyle historii o Polakach i Włochach w ogóle. Niezwykle trudno jest opisać przeciętnego Włocha czy przeciętnego Polaka, bo ktoś taki nie istnieje. A gdyby tak spróbować spojrzeć na kultury narodowe z innej, bardziej obiektywnej i naukowej perspektywy?

Zacznijmy od modelu holenderskiego psychologa Geerta Hofstede. W latach 70. XX wieku wyniki porównania kultur narodowych i organizacyjnych na próbie ponad 100 000 badanych z 50. różnych krajów były tak skandaliczne, że trudno było autorowi znaleźć wydawnictwo, które odważyłoby się je opublikować. Od tego czasu, badanie było powtarzane w wielu krajach na przestrzeni lat i wyniki są wciąż aktualne. Warto sprawdzić, czy opis kultury Włochów i Polaków budzi jeszcze kontrowersje.

Model Hofstede nie jest wolny od ograniczeń i stanowi duże uproszczenie, zyskał jednak światowy rozgłos i warto go znać. Hofstede rozumie kulturę jako zbiorowe programowanie umysłu, które odróżnia członków jednej grupy lub kategorii ludzi od innych i wyróżnia sześć wymiarów kultury narodowej: dystans władzy; unikanie niepewności; indywidualizm lub kolektywizm, męskość lub kobiecość, orientacja długo- lub krótkoterminowa, a także przyzwolenie lub restrykcyjność. Wartości, o których pisze Hofstede są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ważne jest, by wyniki rozpatrywać na poziomie kraju, a nie indywidualnego człowieka.

Jeśli spojrzeć na wykres, w którym porównane są Polska i Włochy, to już na pierwszy rzut oka widać, że według Hofstede oba narody zasadniczo współdzielą te same wartości. Bardzo zbliżone jest podejście do hedonizmu, zaś na wszystkich pozostałych wymiarach z wyjątkiem orientacji długoterminowej Włosi i Polacy charakteryzują się tymi samymi dominującymi wartościami.

Confronto tra polacchi e italiani secondo il modello Hofstede delle dimensioni culturali.

Restrykcyjność zamiast uległości pokusom
Geert Hofstede opisuje społeczeństwa włoskie (30) i polskie (29) jako takie, w których ludzie nie korzystają z życia oddając się przyjemnościom, lecz raczej są restrykcyjni i zdyscyplinowani. Ograniczenie dzięki normom społecznym oraz cynizm i pesymizm w miejsce radości z życia i uległości pokusom to dobry opis Polaków, ale czy umiejscowienie Włoch nie było wynikiem pomyłki? Duży wpływ kościoła katolickiego na włoską kulturę oraz wysoka etyka pracy („najpierw obowiązki, później przyjemności“) mogą rzucać więcej światła na zjawisko ograniczonego hedonizmu mieszkańcow Bel Paese.

Zorientowani na przyszłość czy przeszłość?
Znacząca różnica między Włochami (61) a Polakami (38) dotyczy podejścia do czasu według Hofstede. W kulturze z orientacją długoterminową taką jak włoska panuje nastawienie pragmatyczne do przeszłości i duża koncentracja na przyszłości. Włosi są przekonani, że to co najlepsze, jest dopiero przed nimi, a ich mocną stroną jest upór w dążeniu do celu, nawet gdy jego realizacja będzie możliwa dopiero za jakiś czas. Polacy należą zaś do kultury z orientacją krótkoterminową, która jest bardziej normatywna w sposobie myślenia, szanując tradycje i dużo uwagi poświęcając przeszłości nierzadko z podejrzliwością odnosi się do zmian. Polacy są też bardziej niecierpliwi: spodziewają się szybkich rezultatów, a także są mniej skłonni oszczędzać pieniądze.

Biurokracja jako sposób na unikanie niepewności
Model Hofstede zakłada, że lęk przed nieznaną przyszłością łączy Polaków (93) i Włochów (75), którzy unikając sytuacji niepewnych czują emocjonalną potrzebę posiadania zasad i przepisów, nawet gdy nie są one przestrzegane, stąd też rozbudowana biurokracja w obydwu krajach. Ponadto, Polacy jako naród skrajnie unikający niepewności mają niską tolerancję wobec inności – nietypowych zachowań lub pomysłów.

Rywalizacja jest pożądana (dominuje męskość a nie kobiecość)
Według Hofstede podział na typowo męskie i typowo żeńskie role jest powszechny zarówno we Włoszech (70), jak i w Polsce (64): dziewczynki mogą płakać, chłopcy nie; chłopcy mogą się bić, ale dziewczynki nie powinny tego robić. Dzieci są uczone, że rywalizacja jest dobra, a zwyciężanie to ważny element życia, dorośli pokazują swoje osiągnięcia poprzez symbole statusu takie jak piękny samochód czy dom.

Raczej „ja“ a nie „my“ (indywidualizm w miejsce kolektywizmu)
Według badań Hofstede statystycznie Włosi (76) zwłaszcza w północnych regionach są zdecydowanie bardziej indywidualistycznym społeczeństwem niż Polacy (60). Im luźniejsze więzi z członkami dalszej rodziny czy lokalnej społeczności, tym bardziej jednostki mogą polegać wyłącznie na sobie w razie kłopotów. Jednocześnie mają zaś więcej swobody w podejmowaniu decyzji czy wyrażaniu sprzeciwu.

Szacunek do hierarchii
Według Hofstede i Włosi (50) i Polacy (68) należą do narodów z dużym dystansem do władzy. Porównując dwa narody, statystycznie Polacy częściej niż Włosi akceptują hierarchię i uczą dzieci posłuszeństwa w stosunku do autorytetów. Polscy pracownicy też częściej oczekują szczegółowych instrukcji od swoich przełożonych zamiast wykazywać się własną inicjatywą, powszechne wśrod przełożonych zaś jest zarządzanie w stylu bardziej autorytatywnym.

Podobni mimo różnic
Z modelu kultury stworzonego przez holenderskiego psychologa Hofstede wyłania się więc obraz Włochów i Polaków zadziwiająco podobnych do siebie jeśli chodzi o ważne wartości dla społeczeństwa, czy to stwierdzenie nie jest wystarczająco kontrowersyjne?

Pisząc artykuł posługiwałam się książką Geerta Hofstede, Gerta Jana Hofstede, Michaela
Minkova pt. „Kultury i organizacje”, Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, 2011.

Nareszcie jesień!

0

Jesień przynosi ze sobą chęć rozpieszczania się sezonowymi pysznościami. Z grzybów, dyni, trufli czy kasztanów możemy stworzyć wspaniałe risotto, zupy czy kremy i cieszyć się jedną z najbardziej obfitych w dary natury porą roku.

Aby w pełni rozkoszować się ich smakiem warto łączyć potrawy z pasującym do nich winem. A zatem spróbujmy wymienić kilka takich kombinacji. Czy można wyobrazić sobie jesienną kuchnię bez dyni? Z tego wyjątkowo uniwersalnego warzywa możemy wyczarować pyszne zupy, gnocchi czy risotto wzbogacone szczyptą gałki muszkatołowej, która podkreśli delikatność dyni, a także zwiększy pozytywny wpływ potrawy na nasze zdrowie, jako że dynia jest bogata w antyoksydanty i beta-karoten, a gałka muszkatołowa jest źródłem witamin i soli mineralnych. Świetnie sprawdzą się w tym przypadku wina takie jak Franciacorta Brut DOCG czy Lambrusco di Sorbara Frizzante Secco DOC. Do risotto natomiast możemy wybrać Verdicchio dei Castelli di Jesi Classico Riserva. Nieodzownym składnikiem jesiennych dań są grzyby, zarówno w przystawkach, jak i w daniach głównych, na przykład jako lasagne czy risotto z borowikami. Aby posmakować ich w bardzo delikatnej, lekkiej formie warto podsmażyć je z czosnkiem na oliwie z dodaną pod koniec smażenia drobno posiekaną natką pietruszki. Takie risotto najlepiej sprawdza się w połączeniu z Rosso di Montalcino DOC, z kolei do lasagne lub innych dań na bazie makaronu wypełnionego mięsnym farszem, doskonałym wyborem będzie pięcioletnie lub sześcioletnie Bolgheri Rosso DOC lub młode, pełne wino czerwone o aromacie świeżych, czerwonych owoców oraz słodkich przypraw, takie jak Dolcetto d’Alba, il Colli Berici Cabernet czy il Cannonau di Sardegna. Do grzybów podsmażonych na oliwie z czosnkiem i natką pietruszki idealne będzie białe wino Lugana, dzięki swojej delikatnej kwasowości i eleganckiemu wachlarzowi aromatów.

Jesień dla wielu to również czas kasztanów, wolno gotowanych na ogniu i smakowanych bez żadnych dodatków, najlepiej w towarzystwie bliskich. Kasztany są również wspaniałym dodatkiem do zup, kremów, a także do przystawek i dań głównych. W zależności od formy przyrządzania kasztanów, warto sięgnąć do konkretnych win. Przystawki, zupy i kremy połączymy z Barbera del Monferrato Frizzante DOC, natomiast dania główne najlepiej sprawdzą się w parze z Vigneti delle Dolomiti Rosso IGT. Jeśli chodzi o trufle, jedno z najbardziej znanych i docenianych połączeń to z pewnością jajka z truflami, zarówno jako pierwsze danie ze świeżym makaronem, jak i w formie wyrafinowanego, choć prostego przepisu na jajka sadzone ze startymi truflami. Takie potrawy nie potrzebują zbędnych dodatków. Składniki podbijają nawzajem swoje smaki i same w sobie są prawdziwymi protagonistami dania. Te cenne, aromatyczne i uwielbiane przez wielu grzyby, idealnie łączą się ze smakiem jajek, tworząc prawdziwą ucztę dla zmysłów. Do trufli możemy wybrać wiele win, na przykład kilkuletnie Etna Bianco DOC lub dziesięcioletnie Venezia Giuilia Rivolla Gialla IGT.

I właśnie dzięki tym pysznościom, które umilą nasze wieczory spędzone w gronie najbliższych, możemy wyczekiwać jesieni z radością, zapominając ku naszemu zadowoleniu o melancholii spowodowanej coraz krótszymi dniami.

Widelec: od ikony rozpusty do symbolu ogłady

0

Kronika małżeństwa, które zostało zawarte w 955 roku między grecką szlachcianką Marią Argyropouliną a synem ówczesnego doży Piotrem III Candiano, po raz pierwszy w Europie Zachodniej wspomina o widelcu. Wyrafinowana księżniczka przenosi jedzenie do ust za pomocą tego dziwnego przedmiotu, który w oczach zdumionych współbiesiadników wydaje się nie z tego świata. Oryginalne urządzenie ma uchwyt z dwoma zębami, jest wykonane ze szlachetnego srebra i nosi nazwę „piròn”, która później stanie się imiesłowem greckiego czasownika „peirao”, czyli wbić. Krótko mówiąc, oznaczałoby to „szpikulec”, a fakt, że dziś w dialekcie weneckim na widelec mówi się „piròn”, a po grecku πιρούνι (pirùni), wiele nam mówi o historii tych sztućców.

W średniowieczu oczywiście jadło się rękami. Na stole znajdował się jakiś kordelas, który służył do krojenia i nakładania kawałków pieczonego mięsa. Tylko ważne osobistości miały swoje kielichy, które mogły być wykonane ze szlachetnego metalu, pozostali pili ze zwykłych szklanek użytkowanych od wieków. Przysmakiem najbardziej pożądanym przez tych dużych, tłustych, średniowiecznych obżartuchów było wymarłe już zwierzę, tur, czyli pradawny wół. Był on duży i groźny, miał dwa długie rogi, więc jeśli cię na nie nabił to nie pozostawiał już szansy ucieczki. Notker, biograf Karola Wielkiego, wspomina o ogromnych rogach tura wziętych przez cesarza jako trofeum i przyniesionych triumfalnie jego żonie Hildegardzie. Ostatni tur został zabity w 1627 w lesie w Jaktorowie. Każdy kto chciałby podziwiać jego czaszkę wraz z ogromnym porożem, może to zrobić w Sztokholmie, w Królewskiej Zbrojowni, gdzie została ona przetransportowana w połowie XVII wieku podczas szwedzkiego najazdu na Polskę. Krótko mówiąc, królewski podarunek dla wysokiej rangi myśliwych.

W okresie między wczesnym a późnym średniowieczem społeczeństwo ulega głębokiej przemianie. Szlachcic z wojownika i myśliwego staje się politykiem i dyplomatą, zmieniają się sposoby zachowania i żywienia. Duże zdobycze z polowań nie są już doceniane, teraz na stołach dominuje drób. To kwestia rangi społecznej: kto urodził się wysoko jada latające ptaki, a ten kto pochodzi z niskich sfer musi zadowolić się przyziemną zwierzyną, taką jak grzebiące w błocie świnie, czy też rzepą rosnącą pod ziemią. Ze stołów książąt i królów stopniowo znikają niedźwiedzie i tury, a zaczyna pojawiać się wszelkiego rodzaju ptactwo, o którego zjedzeniu dziś nawet byśmy nie pomyśleli. Począwszy od pawi, zastąpionych potem przez indyki, skończywszy na pieczonych kormoranach, bocianach, łabędziach, żurawiach, czaplach i jaskółkach.

Dania nie są podawane na talerzach, ale serwowane na grubej kromce chleba, która nasiąka sosami i przyprawami, by następnie posłużyć do przygotowania zup. Co więcej, w tamtych czasach istnieje zwyczaj usadzania przy stole na przemian kobiet i mężczyzn, a biesiadnicy dzielą tę samą deskę do krojenia, piją z tego samego naczynia i jedzą z tej samej misy co sąsiad czy sąsiadka. Pod koniec XIV wieku mężczyźni zakładają obcisłe i przylegające stroje, podkreślając swoją płeć, tak aby nie pozostawiać co do niej żadnych wątpliwości. Kobiety natomiast noszą głębokie dekolty znacząco odsłaniające piersi. Nadmiar wina i obfitość jedzenia sprzyjają zbliżeniom. To, że obiad kończy się orgią, nie jest niczym nietypowym. W jednej z kronik czytamy o pijanych i nagich gościach przechadzających się z jednej komnaty do drugiej, aby «oddać cześć łożom dam». Być może widelec służy więc również do przywracania dystansów.

Teodora Anna Dukas, prawdopodobnie córka cesarza bizantyjskiego Konstantyna X i siostra następcy tronu Michała VII, wychodzi za Dominika Selvo, wybranego na dożę Wenecji w 1071 roku. W międzyczasie jednak ma miejsce ważne wydarzenie: w 1054 roku kościół wschodni oddziela się od kościoła łacińskiego. Tak więc ekstrawagancja jedzenia widelcem, która jeszcze sto lat wcześniej mogła być niezrozumiana i kwitowana co najwyżej litościwym uśmiechem, od tego momentu zaczyna wywoływać grymas pogardy, jak wszystko to, co w świecie katolickim pochodzi ze schizmatyckiego Bizancjum. „Wiodła ona wygodne życie, uwielbiała rzeczy piękne i przyjemne. Podczas posiłków, zwracała uwagę na to, aby nigdy nie dotykać jedzenia rękami. Wyznaczeni do służby eunuchowie mieli za zadanie pokroić jej pożywienie na mniejsze części, aby potem mogła łatwo, za pomocą złotego widelca, włożyć je do ust i skosztować” – pisze ówczesny kronikarz. Teodora Dukas umiera na chorobę zwyrodnieniową, która z czasem zajmuje całe jej ciało „czyniąc ją obrzydliwą i odpychającą”. Duchowieństwo weneckie widzi w tym uzasadnioną karę boską za jej rozpustny styl życia, który przejawiał się w tym, że nie chciała jeść rękoma, kąpała się w rosie (lub w mleku) i perfumowała się obficie egzotycznymi esencjami.

Musiał być jednak ktoś, kto patrzył na ten sztuciec bardziej łaskawym okiem, ponieważ pierwszy rysunek, przedstawiający widelec, pochodzi właśnie z XI wieku. Na miniaturze, ilustrującej kodeks De Universo autorstwa Hrabana Maura zachowany w klasztorze na Monte Cassino, widnieje dwóch mężczyzn jedzących widelcem. Posługują się sztućcami tak, jak etykieta nakazuje również dziś: jeden kroi nożem trzymanym w prawej dłoni, podczas gdy w lewej ma widelec; drugi z kolei je widelcem, który dzierży w prawej ręce, lewa natomiast pozostaje nieruchoma na stole.

Rozpowszechnienie widelca idzie w parze z rozpowszechnieniem makaronu, ponieważ ten ostatni jest śliski i gorący, przez co trudny do uchwycenia. Liber de Coquina, neapolitańska książka kucharska z początków XIV wieku (najstarszy zbiór przepisów zachowany po dziś dzień), opracowana przez kucharza, będącego sługą Karola Andegaweńskiego zaleca, by posługiwać się drewnianą pałeczką podczas jedzenia makaronu typu lasagne, czyli swego rodzaju szpikulcem (zwanym punctorio ligneo). Nie chodzi wprawdzie o widelec, ale w tym przypadku zastosowanie wspomnianego szpikulca jest identyczne. Aby nie poparzyć sobie rąk „wrzącym makaronem”, widelcem posługuje się również jeden z bohaterów noweli ze zbioru Trecentonovelle, autorstwa florentczyka Franca Sacchettiego, napisanej ok. roku 1393.

Widelec próbuje utorować sobie drogę, aczkolwiek jego sukces nie jest natychmiastowy. Bez łyżki w zasadzie nie można się obejść (używają jej wszyscy: począwszy od starożytnych Egipcjan aż po współczesnych Chińczyków), widelec jest natomiast przydatny, ale nie niezbędny; podobnie jest z nożami: na stole wystarczy ich zaledwie kilka, by spełniły swoje zadanie. Społeczeństwo renesansowe jest mniej „brutalne” niż to średniowieczne, do tego stopnia, że nawet nóż nabiera nieco ogłady. Zyskuje zaokrągloną końcówkę, również dlatego, że zostaje częściowo zastąpiony widelcem: coraz rzadziej służy nadziewaniu i wkładaniu jedzenia do ust. Widelec z kolei posiada dwa ząbki w XV wieku, trzy w XVI, aż wreszcie uzyskuje cztery (aby móc lepiej nawinąć długi makaron) w czasie panowania Ferdynanda IV Burbona (późniejszy Ferdynand I – król Obojga Sycylii), który zasiada na neapolitańskim tronie w drugiej połowie XVIII i na początku XIX wieku.

Użycie tego sztućca jest ściśle przypisane konsumpcji makaronu, przynajmniej do drugiej połowy XVI wieku: w inwentarzu zamku Challand w Dolinie Aosty z 1522 roku figurują łyżki oraz noże ze złota, brakuje jednak widelca. Angielski podróżnik Thomas Coryat odkrywa go we Włoszech pod koniec XVI w. „We wszystkich tych miejscach i miastach, przez które przejeżdżałem, zaobserwowałem zwyczaj, z którym podczas moich podróży nie spotkałem się nigdzie indziej, nie sądzę też, żeby był on praktykowany w jakimkolwiek innym kraju chrześcijańskim. Zarówno Włosi, jak i wielu obcokrajowców mieszkających we Włoszech, podczas posiłków używają zawsze widelca do krojenia mięsa. Mając nóż w ręku, kroją mięso wzięte z półmiska, jednocześnie przytrzymując je widelcem, który dzierżą w drugiej dłoni. Jeśli ktokolwiek z zasiadających przy wspólnym stole niechcący dotknie palcami kawałka mięsa, z którego wszyscy jedzą, uraża pozostałych biesiadników, ponieważ przekracza normy dobrego wychowania, za co zostaje ukarany srogim spojrzeniem, a nawet upomniany odpowiednimi słowami. Powiedziano mi, że ten sposób jedzenia jest powszechny we wszystkich włoskich regionach. Widelce robione są z żelaza, stali, niektóre ze srebra, ale te ostatnie używane są wyłącznie przez panów. Powodem tego wyrafinowania jest fakt, że Włosi nie są w stanie zaakceptować, że ich potrawy dotyka się rękoma, zważywszy na fakt, iż nie wszyscy mają je jednakowo czyste.”

Po drugiej stronie Alp użycie widelca rozpowszechnia się raczej powoli. Henryk III Walezy, syn Katarzyny Medycejskiej, stara się wprowadzić go na dwór za pomocą rozkazów i regulacji, ale udaje mu się uzyskać jedynie ironiczne uśmiechy tych, którzy uważają się za wyznawców prawdziwego francuskiego ducha i patrzą z wyniosłością na wyrafinowanych italofilów, których gorszy jedzenie rękami. Uważa się, że we Francji, na przestrzeni XVII wieku, a w Anglii w 1725 roku jedynie dziesięć procent rodzin używa widelca i noża przy stole. W Niemczech, pod koniec XVII wieku, w najbardziej wyrafinowanych jadalniach pojawiają się pierwsze widelce. W kolejnym stuleciu, sztuciec ów rozprzestrzenia się wśród wyższej klasy średniej w całej Europie, potrzeba jednak kolejnego wieku, aby stał się przedmiotem codziennego użytku. Jest to więc nieco mniej niż tysiąc lat po jego debiucie na weselu bizantyjskiej księżniczki i syna weneckiego doży.

***

Alessandro Marzo Magno

Pigułki kulinarne to rubryka poświęcona historii kuchni włoskiej, prowadzona przez dziennikarza i pisarza Alessandro Marzo Magno. Po tym jak przez prawie dekadę pełnił funkcję kierownika spraw zagranicznych w jednym z włoskich tygodników, poświęcił się pisaniu książek. W sumie wydał ich 17, a jedna z nich „Il genio del gusto. Come il mangiare italiano ha conquistato il mondo” (wł. „Geniusz smaku. Jak włoskie jedzenie zdobyło świat”) przypomina historię najważniejszych włoskich specjałów kulinarnych.

tłumaczenie pl: Marta Chmielevska, Katarzyna Chmielewska, Julia Dablewska, Julia Druzkowska, Gabriela Jankowska, Kaja Kraluk, Bogumiła Król, Paulina Kryczka, Magdalena Mielcarz, Zuzanna Mróz, Bartosz Pikora, Aleksandra Rokosz, Julia Sobieszek, Aleksandra Urbaniak, Agata Włodarczyk

Historia Lukrecji i moralność kobiet epoki renesansu

0

„Jakie są cnoty niewieście? Nie spacerować po ulicach, nie wchodzić do sklepów, nie mieszać się do interesów, nie wysiadywać w oknie, karmić dzieci, odmawiać różaniec, reperować bieliznę i pilnować kluczy”.

Powyższy fragment pochodzi z książki „Życie codzienne we Florencji”, gdzie opisano nie tylko sposób postępowania, ale i pożądany przez mężczyzn wygląd kobiety późnego średniowiecza i wczesnego renesansu. Jako słabej płci, całkowicie zależnej od mężczyzn, niewiastom należało wskazać wzór godny naśladowania, bohaterkę antycznej historii, legendy lub postać biblijną. Musiała być nie tylko wzorem moralności, ale także męstwa. Jej wizerunki i sceny z życia zdobiły zatem przedmioty codziennego użytku: od mebli, przez skrzynie posagowe, dekoracje paneli nad łożami małżeńskimi, aż po szkatułki, naczynia, czy tkaniny.

Z zamążpójściem, do którego przygotowywano wszystkie panny w określony sposób, były związane pewne tradycje, zwyczaje i towarzyszące im przedmioty ściśle związane z przyszłym życiem mężatki. Wśród nich były specjalne zestawy majolikowych naczyń dla położnic, dekorowane scenami z „Metamorfoz” Owidiusza, a także przedstawieniami biblijnymi lub alegorycznymi. Często malowano na nich harmonijnie przebiegające porody, co miało uspokoić przyszłą położnicę. Obok dekorowanej majoliki panny otrzymywały figurki Dzieciątka Jezus z zestawem ubranek, a od przyszłego męża skrzyneczki na klejnoty i przybory do szycia, tak zwane forzerino. Największe znaczenie miały jednak skrzynie wianne, w których kobiety gromadziły posag. Były one elementem wyposażenia sypialni, bo to właśnie tam miały się spełniać wszystkie nadzieje i ambicje związane z założeniem rodziny. W skrzyniach posagowych, czasem dostawianych do boków łóżka przenoszono dobra panny młodej do jej przyszłego domu. Termin cassone został użyty przez Giorgia Vasariego w życiorysie jednego z malarzy. Cassoni produkowano od końca XIII wieku początkowo jako pudełka, a z czasem coraz bardziej nawiązując kształtem do sarkofagu. Do początku XV wieku popularne były dekoracje malarskie lub sceny wykonywane techniką pastiglia, czyli tkaninie naklejanej na podłoże, a następnie pokrywanej mieszanką kleju i gipsu, w której odciskano wzory uzupełniając na koniec detale oraz często zdobiąc wypukłe elementy blaszkami z metalu, także złota. Pod koniec XV wieku najczęściej wykonywano zdobienia intarsjowane. Przedstawiane na cassoni sceny miały charakter narracyjny o znaczeniu umoralniającym. Zdarzały się także dekoracje ornamentalne, czy symboliczne, ale ponieważ kobiety w każdym wieku należało edukować i stale przypominać im o cnotach małżeńskich, największą popularnością cieszyły się historie bohaterek antycznych i biblijnych. Opowieść o pięknej i cnotliwej Lukrecji była jedną z nich. Tę legendarną bohaterkę stawiano za wzór czystości, oddania mężowi i wierności republice. Dziewczęta kompletując swój posag często otrzymywały w darze skrzynie posagowe dekorowane scenami z życia Lukrecji lub innych antycznych i biblijnych heroin. Wśród nich była Portia, żona Brutusa, która ugodziła się sztyletem w nogę, by udowodnić swoje męstwo, biblijne Zuzanna, pohańbiona przez starców, i Estera, a także kilka innych. Historia Lukrecji z czasów schyłku monarchii rzymskiej była popularna ze względu na swoje umoralniające przesłanie – nieskazitelnej czystości małżeńskiej. Kobiety, jak wiadomo, powinny woleć umrzeć, niż żyć w niesławie, której stały się przyczyną. A ratowanie honoru męża, który traktował żonę przedmiotowo zakładając się z przyjaciółmi o jej cnotę, musiało być dla nich ważniejsze, niż własne życie.

Tycjan, Tarquinius Sextus i Lukrecja, Musée des Beaux-Arts de Bordeaux

Front cassone znajdujący się w kolekcji Czartoryskich Muzeum Narodowego to drewniany panel o wymiarach 109 centymetrów długości i 29 centymetrów szerokości, wtórnie wmontowany w XIX-wieczną skrzynię florencką w stylu neorenesansowym. Otacza go złocona snycerka ornamentów roślinnych. Autorem malowidła wykonanego temperą jest Maestro di Ladislao Durazzo, aktywny w latach 1390-1420. Opowieść o Lukrecji została przedstawiona w formie symultanicznej, co oznacza ukazanie na jednej powierzchni następujących po sobie kolejnych epizodów tej samej historii. Po lewej mamy scenę uczty pod namiotem. To młodzi arystokraci – wojownicy króla Tarkwiniusza Pysznego odpoczywają w trakcie oblegania miasta Ardea. W głębi widać gród otoczony murami i basztami. Środkowa część ukazuje młodego, eleganckiego Tarkwiniusza Sekstusa, który w otoczeniu konnych udaje się do Lukrecji. Ostatnim epizodem tej części cassone jest powitanie królewicza przez piękną Lukrecję w jej domu. Sceny gwałtu, samobójstwa i upadku Tarkwiniusza zostały prawdopodobnie ukazane na innym panelu, być może bliźniaczej skrzyni. Niestety ta cassone nie przetrwała.

Tytus Liwiusz, antyczny historyk rzymski, opisał w dziejach miasta śmieć Lukrecji, którą wiązano z początkiem republiki. Dzisiaj trudno nam zrozumieć, dlaczego śmierć była lepsza od hańby, ale w czasach króla Tarkwiniusza Pysznego właśnie tak postrzegano moralność kobiet i honor mężczyzn. Według różnych relacji Tarkwiniusz postępował jak grecki tyran, wrogów skazywał na śmierć i nie liczył się z senatem. Jednak okazał się także zręcznym strategiem wojennym i w ciągu paru lat zapanował nad Etruskami i Latynami zmieniając państwo w największą potęgę Italii. Nastroje ludności po licznych wyprawach wojennych były coraz bardziej niespokojne, bo gwałtowność króla powodowała ogólne niezadowolenie. Także syn Tarkwiniusza, Sekstus, był znany z arogancji i licznych awantur. Pewnego dnia, podczas uczty z dala od Rzymu, wynikł spór między młodymi arystokratami o to, czyja żona jest najbardziej cnotliwa. Krewny królewicza Sekstusa, Kollatyn, zachwalał swoją żonę Lukrecję. Mężczyźni postanowili przekonać się, co robią ich żony podczas nieobecności z małżonkami. Okazało się, że ucztowały wszystkie, poza Lukrecją, która w otoczeniu sług przędła wełnę. Zwycięstwo przyznano Kollatynowi. Ponieważ jednak była także piękną kobietą, młody Sekstus zapragnął ją posiąść. Kiedy kobieta nie odwzajemniała jego uczuć, zdobył ją przemocą. Lukrecja nie zniosła hańby i żeby dowieść swojej wierności, popełniła samobójstwo przeszywając pierś sztyletem. Jej martwe ciało niesiono ulicami miasta. Mówi się, że taki był schyłek monarchii i początek republiki w Rzymie. Był rok 510 p.n.e., ten sam, w którym zniesiono tyranię w Atenach.

Czemu zgwałcona kobieta uznała, że zhańbiła swojego męża i wolała śmierć, niż choćby cień podejrzenia rzucony na jej moralność? Cnota i honor kobiety i mężczyzny były szczególnymi wartościami dla ludzi tamtej epoki. Kobieta nie miała żadnych praw, a spod władzy ojca lub innego męskiego członka rodziny przechodziła na własność męża. Dzieła sztuki renesansowej, kiedy szczególnie mocno doszły do głosu ideały antyku, pokazują ówczesną ideę republiki idealnej. Mieszkańcy Italii epoki renesansu czuli się spadkobiercami starożytnego Rzymu. Kobieta w renesansie postrzegana jako słaba płeć wymagała nieustannego przypominania o ideałach, do jakich należało jej dążyć. Wymagania co do jej cnót były precyzyjnie określone i przypominano o nich nieustannie. Kobiety mogły czytać jedynie Biblię lub literaturę umoralniającą w postaci książek i pamfletów skierowanych bezpośrednio do nich. Szacuje się, że pomiędzy 1471 a 1600 rokiem powstało ponad tysiąc publikacji o tej tematyce. Opisywano w nich cechy charakteru, jakie winna była posiadać kobieta, a więc przede wszystkim cnotę, pobożność, posłuszeństwo mężowi i umiejętność gospodarowania. W jednym z traktatów opartych na literaturze starożytnej Grecji autor wskazywał na konieczność godnego zachowywania się małżonki, co oznaczało posiadanie przyjemnego wyrazu twarzy, unikanie głośnego śmiechu i gestykulacji, umiarkowania w towarzystwie, a już najbardziej pożądane było pełne godności milczenie. W innym z tekstów autor uważał, że uczestnictwo kobiet w życiu publicznym jest niebezpieczne ze względu na ich płochą naturę, która mogła przywieść jedynie do grzechu. Chociaż ten sam autor pisał o tym, że kobiety jednak brały udział w życiu miasta, szczególnie te zamożne, które bywały jego wizytówką podczas oficjalnych uroczystości i wizyt.

Historia Lukrecji nie była tylko przykładem czystości i moralności kobiet, ale symbolizowała także ideały republiki, do której w literackich i politycznych praktykach dążono w XIV i XV- wiecznej Florencji. Dla słabych niewiast, które należało nieustannie pouczać, była stawiana na piedestale dzieł codziennego użytku, by stale im przypominać o małżeńskich powinnościach i cnotach.

Bibliografia:
  • Jean-Marie Lucas Dubreton, Życie codzienne we Florencji. Czasy Medyceuszów, Warszawa 1961
  • Marcin Kaleciński, Virtus et Splendor. Sztuka życia Włochów XIV-XVII w. Wystawa ze zbiorów Fundacji XX. Czartoryskich. Katalog wystawy, Gdańsk 2014
  • Tytus Liwiusz, Dzieje Rzymu od założenia miasta, Wrocław 1955

Hugo Pratt: Mistrz z Wenecji (I)

0

Jednym z najważniejszych bohaterów włoskiego komiksu jest Corto Maltese, stworzony w 1967 roku przez scenarzystę i rysownika Hugo Pratta (prawdziwe nazwisko Ugo Prat), zaliczanego do największych autorów komiksów XX wieku.

Artysta urodził się w 1927 roku w Rimini, ale dzieciństwo spędził w rodzinnym mieście rodziców – Wenecji. Jako dziecko Ugo miał wiele zainteresowań i pasji, a ponad wszystko fascynowała go sztuka opowieści. Kiedy miał dziesięć lat rodzina przeprowadziła się do Etiopii, ówczesnej włoskiej kolonii, gdzie ojciec – który wcześniej należał do faszystowskiej milicji – dołączył do korpusu policji Włoskiej Afryki Wschodniej. Kilka lat później wydarzenia drugiej wojny światowej rozbiły rodzinę przyszłego artysty: w 1941 roku włoskie kolonie w Afryce Wschodniej zostały zajęte przez Brytyjczyków, a ojciec Ugo, pojmany przez aliantów, zmarł rok później w obozie jenieckim. W 1943 roku Ugo powrócił do Włoch i spędził tam ostatnie lata wojny.

Komiksowa kariera Hugo Pratta zaczęła się już w roku 1945, kiedy wraz z innymi weneckimi rysownikami (jak Alberto Ongaro, Mario Faustinelli czy Dino Battaglia) założył magazyn „Uragano” („Huragan”). Z Faustinellim Pratt stworzył postać Asso di Picche (czyli „Asa Pik”), wzorowanego na takich bohaterach amerykańskich komiksów, jak Fantom czy Batman; sukces tej postaci sprawił, że w 1947 roku pismo zmieniło nazwę właśnie na „Asso di Picche”. Jednak w 1949 roku Pratt i jego koledzy, mający wtedy po dwadzieścia parę lat, postanowili przeprowadzić się do Argentyny, gdzie wenecki artysta – pomijając krótki pobyt w Londynie – miał pozostać do 1962 roku. W Ameryce Południowej Pratt miał okazję współpracować z jednym z najważniejszych scenarzystów komiksów – południowoamerykańskich i nie tylko: był to Héctor Oesterheld (1919-1978), autor arcydzieła science fiction „Eternauta” (1957-1959), które stworzył wraz z rysownikiem Francisco Solano Lopezem. Z Oesterheldem Pratt stworzył takie dzieła, jak western „Sgt. Kirk” (1953) czy „Ticonderoga” (1957), a w 1959 roku włoski artysta zadebiutował jako scenarzysta w czterech odcinkach „Anna nella giungla” („Anny w dżungli”), komiksu, którego akcja osadzona była w Afryce, co świadczyło o przynajmniej częściowej inspiracji własnymi wspomnieniami z Etiopii. Najważniejsze dzieła Pratta powstały jednak po powrocie do Europy. W latach 60. współpracował on z uznanym pismem dla dzieci „Il Corriere dei Piccoli”, dla którego stworzył między innymi komiksowe adaptacje słynnych powieści przygodowych, takich jak „Wyspa skarbów” Roberta Louisa Stevensona.

W roku 1967, w pierwszym numerze komiksowego magazynu „Sgt. Kirk”, Pratt rozpoczął publikację jednego ze swoich najważniejszym dzieł: była to „Una ballata del mare salato” (znana w Polsce jako „Ballada o słonym morzu” lub „Opowieść słonych wód”), jedna z pierwszych powieści graficznych (graphic novels). Właśnie w tej opowieści, której akcja rozgrywa się na Pacyfiku na początku Wielkiej Wojny, pojawił się po raz pierwszy najsłynniejszy ze stworzonych przez Pratta bohaterów: marynarz i awanturnik Corto Maltese. Dzieło to pozwoliło Prattowi wyrazić wreszcie w pełni swą kreatywność i wenę poetycką, a także tchnąć nowe życie i godność w komiks jako taki. Pierwsza przygoda Corta pokazała, że w rękach prawdziwego artysty dziewiąta sztuka mogła mieć większe ambicje, niż bycie prostą formą rozrywki dla dzieci i nastolatków; a Pratt był jednym z autorów, którzy najbardziej przyczynili się do udoskonalenia literatury obrazkowej w czasach, kiedy przechodziła ona kluczową ewolucję.

W roku 1969, po ukończeniu „Ballady”, artysta opublikował – również w „Sgt. Kirku” – pierwszy odcinek serii „Gli scorpioni del deserto” („Skorpiony pustyni”), poświęconej przygodom polskiego oficera w Afryce w czasie drugiej wojny światowej. W latach 1970-1973 Pratt, który przeprowadził się do Francji, stworzył dla tamtejszego czasopisma „Pif Gadget” kolejne 21 odcinków przygód Corta Maltesego; postać odniosła niesamowity sukces i w latach 1974-1991 ukazało się następne siedem długich opowieści, głównie na łamach włoskich czasopism, takich jak „Linus” czy sam miesięcznik „Corto Maltese”, założony w 1983 roku. W 29 odcinkach, które tworzą serię Pratt opowiada o przygodach Corta na całym świecie: od Oceanii do Peru, Etiopii i Mandżurii, nie zapominając o jego ukochanej Wenecji. W międzyczasie włoski artysta komiksowy tworzył też inne dzieła, między innymi kolejne cztery odcinki „Skorpionów pustyni”, wydane między 1974 a 1992 rokiem. W latach 1983-1984 ukazała się – ponownie na łamach pisma „Corto Maltese” – powieść graficzna „Tutto ricominciò con un’estate indiana” (w Polsce znana jako „Indiańskie lato”), częściowo wzorowana na „Szkarłatnej literze” Nathaniela Hawthorne’a; scenariusz stworzył Pratt, a rysunkami zajął się inny wielki twórca włoskiego komiksu – Milo Manara. Artystyczna współpraca tych dwóch autorów kontynuowała później, w latach 1991-1994, dzięki komiksowi „El Gaucho”, którego fabuła toczy się w Argentynie na początku XIX wieku.

Hugo Pratt, jeden z najważniejszych i najbardziej uwielbianych artystów włoskiego komiksu, zmarł w sierpniu 1995 roku w Szwajcarii, gdzie zamieszkał w latach 80.

Milva

0
Milva w Wenecji, fot. Gianfranco Tagliapietra

Niedawne odejście Milvy (a właściwie Marii Ilvy Biolcati) odbiło się szerokim echem we Włoszech, nie tylko w prasie i mediach społecznościowych, ale także na najwyższym szczeblu instytucjonalnym, wystarczy wspomnieć o wypowiedziach Prezydenta Republiki Sergio Mattarelli oraz Ministra Kultury Dario Franceschiniego. Reakcja na arenie międzynarodowej nie była odmienna, co potwierdza jej pozycję jako artystki europejskiego i światowego formatu. Również polskie media komentowały tę ogromną stratę dla świata muzyki.

Dzięki potężnemu głosowi i godnej pozazdroszczenia gamie modulacji, Milva w swojej karierze potrafiła poruszać się między muzyką popową, operową i teatralnymi doświadczeniami, interpretując utwory wielkich kompozytorów włoskich, greckich, francuskich i niemieckich. Decydujące w tym względzie było spotkanie wokalistki z Paolo Grassim, ówczesnym dyrektorem Piccolo Teatro di Milano, który z okazji dwudziestolecia wyzwolenia od faszyzmu zaprosił ją do interpretacji „Pieśni o wolności”, a następnie z Giorgio Strehllerem – „moim pierwszym Mistrzem” – jak zawsze będzie o nim mówiła – który uczynił ją niezrównaną wykonawczynią tekstów Brechta, „odpowiednio dostosowanych na potrzeby śpiewu po włosku” (Roberto Fertonani).

Na tej dwutorowej artystycznej ścieżce, to właśnie różnorodność i oscylowanie między muzyką popularną a chęcią eksperymentowania, wraz z zainteresowaniem do poszukiwań nowych form wyrazu, pozwoliły Milvie uzyskać szerokie uznanie: kiedy wykonuje „La Filandę” Amalii Rodriguez i kiedy próbuje swoich sił w utworze „Tango” Astora Piazzoli (jej „drugi Maestro”); w roli tancerki rewiowej w telewizji („Palcoscenico” w 1980 z Oreste Lionello) i w głównej roli w operze „La vera storia” (z muzyką Luciano Berio, do libretta Italo Calvino); w „Mai di Sabato, Signora Lisistrata” (1971, telewizyjna adaptacja komedii „Trapez dla Signory Lisistraty”, wystawianej w Teatrze Sistina w Rzymie od 1958); ale także w „Die sieben Todsunden der Kleinburger” („Siedem grzechów głównych”) Brechta-Weilla w „Deutsche Oper” w Berlinie; na festiwalu w San Remo oraz w spektaklu„La variante di Lüneburg” (na podstawie tekstu Paolo Mauresinga).

Milva współpracowała z wieloma artystami i pisali dla niej m.in: Enzo Jannacci, który dzięki utworowi „La Rossa” (1980) „tworzy dla niej prawdziwy muzyczny i egzystencjalny manifest” (Stefano Crippa); Ennio Morricone, który w 1972 roku napisał i wyprodukował album „Dedicated to Milva by Ennio Morricone”; Mikis Theodorakis („10 piosenek Mikisa Theodorakisa”, 2004), Thanos Mikroutsikos, którego teksty zostaną zebrane w albumie „Fox of Love” (1994); w 1981 roku Milva nagrywa w języku niemieckim „Ich hab’keine Angst” (4 platynowe płyty w Niemczech) z utworami greckiego kompozytora Vangelisa. To ukłon artystki dla muzyki elektronicznej, która nie przeszkadza, ale towarzyszy utworom, wśród najsłynniejszych z tego albumu wyróżnia się piosenka „To the unknown man”, nagrana później również po włosku jako „Dicono di me” i po francusku: „Je n’ai pas peur”; Milva współpracowała też z Gidonem Kremerem i autorem muzyki Piazzollą; z Franco Battiato oprócz płyty „Milva e dintorni” (1982), który zawiera utwór „Alexanderplatz”, wykonany przez artystkę w Berlinie przy Bramie Brandenburskiej po upadku muru, nagrała jeszcze 2 inne płyty: „Svegliando l’amante che dorme” (1989) i „Non conosco nessun Patrizio” (2010); po 11-letniej przerwie na włoskiej scenie muzycznej współpracowała i zaprzyjaźniła się z poetką Aldą Merini i Giovannim Nutim, który napisał muzykę do wierszy poetki, razem z nimi wystawiła sztukę „Sono nata il 21 a Primavera” (Teatro Strehler 2004), z której teksty znalazły się na płycie „Milva canta Merini” (2004); Giorgio Faletti napisze dla niej teksty na płytę „In Territorio nemico” (2007), która miała swoją premierę na Festiwalu w San Remo w 2007, gdzie Milva wystąpiła po raz piętnasty i ostatni w swojej karierze. Zaśpiewała wówczas utwór „The show must go on”, stanowiący poetycką wyprawę na wrogie terytoria życia i poruszający tematy o zabarwieniu społecznym, które nigdy nie były Milvie obce (wystarczy wspomnieć utwory: „Mio fratello non trova lavoro”, „Tre sigarette”) lub psychologicznym, jak w niesamowitym utworze „La mosca bianca”: „biała na białej ścianie, nie ma marzeń, nie ma pomysłu na siebie.”

Niewielu piosenkarzy może pochwalić się tak wieloma współpracami, przyjaźniami, uprzywilejowanymi i udanymi związkami z największymi intelektualistami i artystami. Milva uczy się od nich wszystkich, tworzy własne pomysły i na nowo je opracowuje, doskonali technikę i prezencję sceniczną, przede wszystkim uczy się istoty gestów i harmonii ruchów, które w bardzo naturalny sposób, z elegancją i ponadczasowym urokiem potrafiła dostosować do muzyki pop.

Pod koniec kariery w wielkim stylu wróciła do teatru: „La Variante Di Lüneburg – Fabula in Musica” (2009 – Piccolo Teatro Giorgio Strehler), na podstawie powieści Paolo Mauresinga z 1993 roku pod tym samym tytułem, w której horror holokaustu rozgrywa się wokół gry w szachy, która stała się metaforą życia, spotkania / starcia między jednostkami, między tymi, którzy mają władzę, a tymi, którzy przez nią cierpią. W przedstawieniu Milva gra z Walterem Mramorem, dyrektorem Teatru Verdi w Gorizii, który tym razem wcielił się w aktora, odgrywając swoją rolę z wielkim dramatyzmem. W tej samej sztuce wystąpiła też sopranistką Franca Drioli, w rezultacie głosy obydwu artystek wybrzmiały jeszcze mocniej, przeplatane interwencjami chóru i orkiestry.

4 lipca 2009 roku nadeszła kolej na dramat Friedricha Dürrenmatta w reżyserii Alfreda Kirchnera „Der Besuch der alten Dame” („Wizyta starszej pani”), w którym Milva gra (po niemiecku) bohaterkę Clarę Zachanassian, gdzie „… podobnie jak u Brechta, istotną kwestią jest pełne sprzeczności zło (…) zło, powstałe z niczego i które nie może być w żaden sposób odkupione, jednak krytyczne spojrzenie Milvy jest w stanie je zinterpretować; inteligentnie i z ironią, które zawsze ją charakteryzowały: artystka wciela się w rolę z rozwagą i zrozumieniem tych, którzy wiedzą, że „nawet najdłuższa noc nie jest wieczna” (Antonio Valentini).

W 2010 roku Milva żegna się ze sceną i ze swoją publicznością: „Myślę, że to szczególne połączenie umiejętności, wszechstronności i pasji było moim najcenniejszym i niezapomnianym darem dla publiczności i dla muzyki, którą wykonywałam i tak chcę być zapamiętana […]. Pozdrawiam z miłością i wdzięcznością moją ukochaną publiczność z Włoch, Niemiec, Szwajcarii, Austrii, Japonii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Argentyny, Polski, Korei, Chorwacji, Słowenii, Rosji, Stanów Zjednoczonych, którzy mnie kochali i śledzili moją twórczość. Dziękuję, Milva”.

W 2018 roku na festiwalu w San Remo, którego dyrektorem artystycznym był wówczas Claudio Baglioni, otrzymała nagrodę za całokształt twórczości. Milva, w podziękowaniach odczytanych przez córkę Martinę, zwróciła się do młodych ludzi: „Muzyka zmiata kurz z życia i duszy wszystkich ludzi. Ale żeby tak się stało, trzeba się uczyć i czerpać z przeszłości.”


Odznaczenia
1 czerwca 2006 Piccolo Teatro w Mediolanie Krzyż Zasługi I klasy Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec
2 czerwca 2007 Komandoria Orderu Zasługi Republiki Włoskiej
11 września 2009 Order Narodowy Legii Honorowej, Ambasada Francji w Palazzo Farnese

80 milionów płyt
Łącznie Milva sprzedała na całym świecie ponad 80 milionów płyt. Do tej pory jest rekordzistką wśród włoskich artystów z największą liczbą albumów, jakie kiedykolwiek powstały: aż 173 albumy studyjne, albumy koncertowe i kolekcje, z czego 39 na sam rynek włoski i 126 singli.

Alda Merini
„Nie muszę siedzieć na łóżku i przeglądać utraconych snów. Wystarczy spojrzeć w oczy Milvy, a widzę swoje szczęście. Ci, którzy myślą, że poezja to desperacja, nie wiedzą, że poezja jest wspaniałą kobietą i ma rude włosy”. (hołd dla Milvy autorstwa Aldy Merini). Aby zapoznać się z poetką w Polsce, warto zwrócić uwagę na poświęcony jej tom z serii Quaderni di via Grodzka, wydany przez Austerię i Włoski Instytut Kultury w Krakowie, wstęp Ugo Rufino, tłumaczenie i posłowie Jarosław Mikołajewski.

Franco Battiato
Milva spotyka Battiato na początku lat osiemdziesiątych, a „Alexanderplatz” w 1982 roku, którego akcja rozgrywa się w Berlinie, od razu staje się jedną z jej najsłynniejszych piosenek. Tak wspomina Milvę nieżyjący już Maestro Battiato: „Milva była teatrem, już same je włosy i to jak nimi poruszała … praca z nią była przyjemnością”. (…) kiedy odwiedzałem Berlin Wschodni fascynował mnie brak reklam. W pobliżu nie było ani jednego plakatu! Dało mi to wielkie poczucie czystości i powagi. Jednocześnie byłem pod wrażeniem smutku ludzi i społecznej szarości. Kiedy miałem napisać piosenkę na płytę dla Milvy, od razu pomyślałem o Alexanderplatz. Milva przez pewien czas była artystką bardziej niemiecką niż włoską pod względem popularności… Wyobraziłem ją sobie w Berlinie Wschodnim, Włoszka, która pracowała w Berlinie Wschodnim i chciała uciec do innego życia.”

Kropla słońca. La dolce vita w butelce

0
fot. Agnieszka Sopel

Olejek ze skórki pomarańczy ~ POMARAŃCZA ~ Citrus sinensis

Owoc-słońce, który zna każdy z nas. Często kojarzy się z dzieciństwem – nic dziwnego zatem, że zapach skórki pomarańczowej wpływa na nas relaksująco i podnosząco.

Olejek pomarańczowy, czasem mylony z olejkiem Neroli (pozyskiwanym destylacją parową z kwiatów gorzkiej pomarańczy), uzyskuje się poprzez wyciskanie na zimno zewnętrznej, kolorowej części skórki zarówno z pomarańczy słodkiej (Citrus aurantium, var. dulcis), jak i z gorzkiej (Citrus aurantium, var. amara) – pomarańcza gorzka, zwana też sewilską, występuje również pod nazwami Citrus yulgaris i Citrus bigaradia.

Olejek pomarańczowy ma głęboki, złotożółty kolor i słodki, orzeźwiający zapach charakterystyczny dla pomarańczowych skórek. Aktywne składniki tego olejku to limonen, citral i citronelal. Proporcje poszczególnych fitosubstancji w odmianach słodkiej i gorzkiej pomarańczy różnią się, co wpływa na odbierany przez nas zapach. Pomarańcza gorzka ma odrobinę delikatniejszy aromat niż pomarańcza słodka oraz jej krwista odmiana pomarańczy sycylijskiej, lecz każdy odcień olejków pomarańczowych od razu przywodzi na myśl słońce! Już jedno pociągnięcie nosem tego złocistego płynu rozjaśnia umysł niczym promyk pomarańczowej kuli. Nic dziwnego, że olejek pomarańczowy używany jest powszechnie w kompozycjach zapachowych perfum, kosmetyków i środków czystości. Pozytywnie zaskakujące zastosowanie olejku ze skórki pomarańczy odkryła japońska firma Yokohama, produkująca kauczukowe opony przyjazne środowisku. Właściwości olejku pomarańczowego pozwalają bowiem na zwiększenie styku opony z nawierzchnią, gwarantując większe bezpieczeństwo jazdy.

Wśród licznych publikacji i badań klinicznych oraz źródeł historycznych wymienia się wiele terapeutycznych właściwości olejku pomarańczowego: uspokajające, łagodzące nadmierną nerwowość, wspomagające pozytywne myślenie, ale także rozluźniające napięcia mięśniowe, wspomagające układ oddechowy, krążenia i trawienny, przeciwzakrzepowe, odkażające, a nawet przeciwnowotworowe (dzięki obecności w skórce pomarańczowej aktywnego składnika D-limonenu, występującego w większości skórek cytrusowych, który – jak wskazuje kilkadziesiąt niezależnych badań – wykazuje zdolność hamowania wzrostu wielu guzów nowotworowych).

fot. Monika Grabkowska

W związku z szerokim wachlarzem swoich właściwości, olejek ze skórki pomarańczy wzmiankowany jest w literaturze medycznej i aromaterapeutycznej jako środek pomocny na różne dolegliwości zdrowotne, m.in. arteriosklerozę, nowotwory, zastój płynów, nadciśnienie, stres, stany depresyjne czy bezsenność, a także jako środek pomocny na wyzwania cery tłustej, dojrzałej czy mieszanej. Olejek ten stosowany jest również na szybko przetłuszczające się włosy czy do redukcji cellulitu. Zmieszany w równych ilościach z olejkiem cytrynowym, a następnie rozcieńczony olejem roślinnym, olejek ze skórki pomarańczy może sprawdzić się jako naturalny do płukania ust czy “serum” na zęby, ze względu na właściwości tonizujące na dziąsła i wybielające na zęby.

Jednak, jak ze wszystkim, olejek olejkowi nie równy. Dlatego tak ważne jest sprawdzanie źródła pochodzenia olejków eterycznych, które wybierasz do stosowania, ze szczególnym uwzględnieniem stosowania wewnętrznego (doustnego) olejków spożywczych. Zwracając uwagę na źródło pochodzenia produktu, jak i na środowisko, w którym wyrosła roślina – przyczyniasz się do poprawy jakości życia na naszej planecie.

fot. Vesela Vaclavikova

Tylko organicznie uprawiane drzewa pomarańczowe, rosnące spokojnie w ciszy, z dala od zgiełku, chemii, brudu, w swoim naturalnym środowisku posiadają tak czysty, słodki, ciepły i wyrazisty zapach olejku pomarańczowego. Cytrusy powinny być zbierane ręcznie przez szanujących je farmerów. Wszystkie etapy tworzenia olejku eterycznego również posiadają swoje standardy, dlatego tak istotna jest podstawowa znajomość zasad produkcji olejków eterycznych, by móc stwierdzić, czy dany producent jest godny zaufania.

KOMPOZYCJE z olejkiem pomarańczowym

Zapach błogiego dotyku słońca:
● 3 krople olejku pomarańczowego
● 3 krople olejku cytrynowego
● 2 krople olejku jaśminowego

Zapach nowych początków:
● 2 krople olejku lawendowego
● 2 krople olejku geraniowego
● 5 kropli olejku pomarańczowego

Zapach słodkiego relaksu i spokoju
● 3 krople olejku lawendowego
● 2 krople olejku kadzidłowego
● 3 krople olejku pomarańczowego
● 2 krople olejku wetiweriowego

JAK STOSOWAĆ olejek pomarańczowy?

● DYFUZJA / INHALACJA: prosto z dłoni, buteleczki lub z dyfuzora ultradźwiękowego do aromaterapii
● MASAŻ: całe ciało , stopy, spięte mięśnie – w rozcieńczeniu 1:1 z olejem bazowym, np. arganowym
● MIEJSCOWO: skronie, kark, nadgarstki, za uszami i tam, gdzie maszochotę, rozcieńczając 1-2 krople w oleju bazowym, np. awokado
● KOSMETYK: kilka kropli olejku ylang ylang dodaj do kremu, balsamu, serum, szamponu czy odżywki, aby poprawić wygląd skóry lub włosów, hamując ich wypadanie.

Pamiętaj, by zapoznać się z ZASADAMI BEZPIECZEŃSTWA stosowania olejków eterycznych dostępnymi w mobilnej aplikacji OILO oraz na stronie sklepu OlejkowySklep.pl tutaj kupisz naturalne olejki eteryczne najwyższej jakości – a z kodem GAZZETTA otrzymasz 10% rabatu!

***

Nutriceutica to cykl artykułów na temat roślin aromatycznych i ich dobroczynnych właściwości na nasze ciało i zdrowie. Autorka rubryki od kilku dobrych lat z niepohamowaną pasją chłonie i dzieli się światem aromatów roślinnych, przede wszystkim zawartych we flakonikach najczystszych olejków eterycznych i hydrosoli. Założycielka Olejkowej Szkoły i Olejkowego Sklepu, holistycznej akademii naturalnego życia, która skupia się na aromaterapii i wszelkich innych formach naturopatii i ekologii głębokiej. Jest również założycielką międzynarodowego eko projektu Ethy (eko mapa świata i społeczność), za który otrzymała światowe nagrody i wyróżnienia. Jest członkinią międzynarodowego Studium Edukacji Ekologicznej i Profilaktyki Zdrowia. Wspólnym mianownikiem wszystkich jej ścieżek zawodowych, pasji i doświadczeń jest uważność wyboru, mechanika kwantowa jako narzędzie wpływania na otaczający nas świat. 

Parafia, diabeł, anioł

0

Etymologia to wspaniała nauka, która stanowi jeden z działów językoznawstwa. Wydaje się, że jest to także dział, który najczęściej fascynuje ludzi z lingwistyką związanych mniej lub bardziej, najczęściej funkcjonując w formie zwykłych ciekawostek, wśród których dominuje odkrywanie znaczeń imion.

Etymologia, jak wskazuje grecki rdzeń tej nazwy „ἔτυμον”, ma być nauką starającą się odnaleźć prawdziwe, pierwotne znaczenie słów, choć bardzo często napotykane przez nas w różnych źródłach etymologie zdają się od tej prawdy odbiegać, czego dobrym przykładem są Etymologie św. Izydora z Sewilli, który twierdził m.in. że łacińska nazwa niedźwiedzia „ursus” bierze się od wyrażenia „ore suo” (swoją paszczą), ponieważ wedle przekazów młode niedźwiedzie miały rodzić się jako mięso, któremu matka liżąc je nadawała kształt.

W przypadku terminologii religijnej, zazwyczaj na pierwszy rzut oka widać, które słowa mają rodowód łaciński, wiele z nich brzmi podniośle, a w przypadku języka polskiego także na początku niezrozumiale. Przykładów jest wiele: monstrancja, tabernakulum etc. Jednak wiele słów, które dotyczą religii, używanych jest na co dzień jako coś zwyczajnego, co na stałe weszło do leksykonu danego języka. Bardzo często, używając tych słów, nie zdajemy sobie sprawy z ich, często zaskakującego, znaczenia.

Parafia
Niezwykle interesujące pod tym względem wydaje się słowo „parafia”, dawniej „parochia”, o pochodzeniu identycznym, co włoskie „parrocchia”. Jest to słowo wywodzące się z języka greckiego, które do języka włoskiego i polskiego weszło poprzez łacińskie „parochia” albo „paroecia”. Greckie słowo „παροικία” pochodzi od czasownika „παροικέω”, który składa się w zasadzie z dwóch części: prefiksu „παρα” oznaczającego „przy” i czasownika „οἰκέω”, oznaczającego po prostu „mieszkam”. Słowo „παροικία” dosłownie oznaczało więc „mieszkanie, które było obok” (przymiotnik „πάροικος” – „sąsiadujący”), jednak w rzeczywistości termin ten używany był w znaczeniu „tymczasowego domu na obcym terenie”. Miało to sens, gdyż dla chrześcijan prawdziwym domem było Królestwo Niebieskie, ziemia zaś była tylko etapem dla nieśmiertelnej duszy.

Diabeł
Warto również przyjrzeć się słowu prawdopodobnie powszechniejszemu i obecnemu w wielu powiedzeniach polskich, takich jak „diabeł tkwi w szczegółach”, czy „diabeł ogonem nakrył”. Słowo „diabeł”, używane najczęściej synonimicznie do Szatana, również jest słowem pochodzenia greckiego, które do włoskiego i polskiego dostały się przez łacinę. Punktem wyjścia jest tutaj greckie słowo „διαβάλλω”, oznaczające przede wszystkim „przerzucam”, lecz również zyskało ono znaczenie „oczerniam”, „oskarżam”. Z tego drugiego właśnie powstało słowo „διάβολος”, czyli oskarżyciel (w tym znaczeniu występuje np. w dialogach Platona) lub nawet oszczerca. Wyraz ten, używany przez chrześcijan z czasem zaczął oznaczać po prostu diabła, a z greki przeniósł się do łaciny jako „diabolus” i potem do kolejnych języków.

Anioł
Skoro już wiemy, iż etymologicznie rolą diabła było kłamanie i rzucanie oszczerstw na cudzą szkodę, warto zastanowić się również nad etymologiczną rolą anioła. Słowo „anioł” funkcjonuje, podobnie do „diabła”, bardzo często w odseparowaniu od religijnego kontekstu, pojawiając się chociażby w powieściach fantasy. To słowo również posiada rodowód grecki: bierze się ono od starogreckiego rzeczownika „ἄγγελος”, które oznaczało posłańca (również hebrajskie określenie anioła w Biblii miało to znaczenie), ponieważ taką funkcję pełnili aniołowie dla Boga. Co ciekawe, dopiero łacińskie przekłady stworzyły rozróżnienie na posłańca ludzkiego „nuntius” i boskiego „angelus”, na stałe nadając owemu słowu religijną konotację i pozwalając mu przejść w takiej formie do języków nowożytnych.