Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 43

Zanim Marco Polo dotarł do Mongolii

0

Przygody posłów papieskich Benedykta Polaka i Giovanniego da Pian del Carpine (autor: La Geostoria di Ecateo)

W XI wieku tereny między dzisiejszą Mongolią a Mongolią Zewnętrzną, obecnie należącą do Chińskiej Republiki Ludowej, zamieszkiwały koczownicze lub półkoczownicze plemiona skupione w licznych klanach.

Pod koniec XII wieku klan Borjing zdołał podbić inne plemiona, aż w 1206 roku kontrola nad regionem wpadła w ręce Temudżyna. Kontynuując dzieło swoich poprzedników, Temudżyn zreorganizował armię i zawarł sojusze z pozostałymi klanami. Kierował się na południe, podbijając Mandżurię i wysłał wielu swych lojalistów na zachód, aż ci dotarli do Morza Kaspijskiego.

Temudżyn czuł się zobowiązany do spełnienia boskiej misji, która zachęcała go do wprowadzenia nowego ładu na świecie; to nie przypadek, że wkrótce stał się znany wśród swoich towarzyszy, a później w Europie i Azji jako Chinggis-chan (dosłownie „władca oceaniczny”, dający się przetłumaczyć jako „władca uniwersalny”), od którego wywodzi się jego słynny przydomek Czyngis Chan.

Po utworzeniu największego imperium w historii, Temudżyn zmarł w Chinach w wyniku ran odniesionych w bitwie, która odbyła się w 1227 roku. W ciągu kolejnych dwudziestu lat jego następcy jeszcze bardziej powiększyli granice państwa mongolskiego, podporządkowując sobie Półwysep Koreański, Imperium Chińskie, Persję, Pakistan, Kaukaz i dużą część europejskiej Rosji i Ukrainy.

Terytoria te były kontrolowane przez armie konne i surowy system podatkowy. Często, aby pomóc nowym panom, pojawiała się ludność turecka, w szczególności Tatarzy i Kumanowie, którzy wkrótce stali się znaczną częścią mongolskiej elity, do tego stopnia, że władców tych zwykle określa się jako „tatarsko-mongolskich”.

Jednak Imperium było zjednoczone tylko formalnie. Stolica Imperium, miasto Karakorum, założone przez samego Temudżyna na kilka lat przed śmiercią, około 360 kilometrów na zachód od dzisiejszego Ułan Bator, było centrum administracyjnym tylko z pozoru. Czterech najstarszych synów Czyngis-Chana dzieliło swoje obszary wpływów imperium. Karakorum i terytoria chińskie, najważniejsze i najbardziej zaludnione, zostały przydzielone trzeciemu synowi Ugedejowi.

Tymczasem państwa europejskie pospieszyły z otwarciem stosunków z Mongołami, próbując ograniczyć ich natarcie. Jednak w Europie niewiele wiedziano o Dalekim Wschodzie: jedyne informacje o tych dalekich krajach napływały od arabskich kupców. Nieliczni znali język mongolski.

Jednym z nich był młody polski franciszkanin, który złożył śluby pod imieniem Benedykt, stąd Benedykt Polak. Przed otrzymaniem habitu Benedykt (jego prawdziwe imię nie jest znane) był rycerzem pochodzącym z bliżej nieokreślonego miejsca między Dolnym Śląskiem a Wielkopolską i stawił czoła Mongołom w Bitwie pod Legnicą (1241), wpadając w ręce nieprzyjaciela.

Podczas swojej niewoli nauczył się mongolskiego do perfekcji. Uwolniony, wyrzekł się swoich posiadłości i został franciszkaninem. W klasztorze nauczył się starożytnego języka cerkiewnosłowiańskiego i udoskonalił własną łacinę.

Papież Innocenty IV był jednym z pierwszych Europejczyków, którzy wysłali posłów na dwór chana Ugedeja. Po nieudanej próbie oddelegowania na dwór mongolski misjonarza Lorenza z Portugalii, któremu nie udało się nawet opuścić Polski, Papież postanowił zwrócić się do starego brata zakonu św. Franciszka, Giovanniego da Pian del Carpine. Wiosną 1245 roku, kiedy brat Giovanni przebywał w Lyonie otrzymał list od papieża, w celu omówienia przygotowań do soboru, który miał się rozpocząć w czerwcu tego samego roku.

List zawierał bullę papieską skierowaną do władcy mongolskiego, a także spis celów wyprawy: dotarcie do Karakorum, odnotowanie liczby żołnierzy i rycerzy, odnalezienie słabości Imperium, poznanie języków i zwyczajów kultur, które tam żyły oraz zawarcie rozejmu z chanem, przynosząc mu dary wszelkiego rodzaju. Wreszcie Innocenty poradził mu, aby dotarł do granicy mongolsko-polskiej dopiero po odnalezieniu innych mnichów godnych tej wyprawy.

Giovanni opuścił więc Lyon, przejeżdżając przez Kolonię i Pragę, gdzie został przyjęty przez króla Czech Wacława I. Przybywając do Wrocławia wraz z garstką mnichów, Giovanni spotkał Benedykta i od razu przyjął go z radością do grupy, aby mógł skorzystać z jego znajomości języka i kultury mongolskiej. Dokładnie wtedy rozpoczęła się podróż.

W tamtym czasie Polska była podzielona na małe-średnie księstwa: sam Śląsk został rozbity na kilkanaście autonomicznych hrabstw i małych państw. W Krakowie rezydował książę Bolesław V Piast, potomek pierwszego króla Polski Bolesława I Chrobrego. I to właśnie tutaj grupa wędrowców przybyła jesienią 1245 r., szukając porad i darów, które można by ofiarować Chanowi. To samo powtórzyło się w Czersku i Łęczycy, gdzie rezydował książę mazowiecki Konrad I.

Tuż przed przekroczeniem Wisły niektórzy mnisi postanowili jednak zawrócić. Giovanni, z pomocą Benedykta, zaczął spisywać w księdze obyczaje ludów mongolskich i tatarskich oraz informacje o terenach Imperium. Księga ta później przekształciła się w Historię Mongalorum. Przybyli do Kijowa w lutym 1246 roku, miasta w rękach Mongołów przez kilkadziesiąt lat, ale pierwsze spotkanie z członkiem mongolskiej elity odbyło się dopiero wiosną w Saraju, mieście w pobliżu dzisiejszego Astrachania.

Przebywał tam Batu-chan, wnuk Temudżyna, gubernatora regionu i rywal gałęzi Ugedeja, który – jak odkryli wówczas bracia – nie żył od pięciu lat, a walka o tron obracała się na korzyść pierworodnego Gujuka. W swoich wspomnieniach, zatytułowanych De itinere fratrum minorum ad Tartaros, Benedykt pisze, że on i Giovanni zostali zmuszeni do próby ognia (chodzenia bosymi stopami po łożu z rozżarzonych węgli), niosąc swoje dary w geście oczyszczającym i kłaniając się przed złotym posągiem Batu.

Kilka dni później gubernator Saraj, dziękując im za dary, pozwolił kontynuować podróż. Tylko Giovanni i Benedykt mogli opuścić miasto; pozostali współbracia musieli czekać na ich powrót. Późną wiosną legaci papiescy Giovanni i Benedykt podążali biegiem rzeki Syr-Daria. Benedykt był pierwszym Polakiem, który znalazł się na kontynencie azjatyckim. Na początku lipca dotarli do ujścia Ochron, a 22 tegoż miesiąca przeszli przez bramy letniej rezydencji chana, kilka mil od Karakorum: Syra- Orda.

Gdy tylko przybyli, dwaj bracia otrzymali wiadomość, że Gujuk odniósł triumf w walce o tron między krewnymi i przygotowuje się do koronacji. W następnych tygodniach z całego Imperium przybyły poselstwa rosyjskie, perskie, chińskie, koreańskie i gruzińskie, aby oddać hołd nowemu chanowi. Uroczystości opóźniły spotkanie z Gujukiem o cztery miesiące, ale była to doskonała okazja dla obu emisariuszy do zapoznania się ze zwyczajami, polityką i mentalnością miejscowej ludności oraz do rozmów z pozostałymi ambasadorami.

Wreszcie w listopadzie 1246 r. Giovanni i Franciszek zostali przyjęci w Karakorum. W Historia Mongalorum Carpini opisał Gujuka jako człowieka „po czterdziestce, średniego wzrostu, poważnego i dostojnego”. Przekazał władcy bullę papieską, dary od książąt europejskich. W odpowiedzi Wielki Chan polecił im dostarczyć papieżowi list napisany w czterech językach: mongolskim, perskim, tatarskim i łacińskim, w którym domagał się, aby papież rzymski osobiście udał się do Karakorum na czele wszystkich władców Europy oddają mu hołd.

W końcu odmówił nawrócenia na katolicyzm, o który prosili obaj bracia, ale nie ukarał ich z powodu działań misyjnych, które przeprowadzili podczas podróży. Chętnie przyjął dary od nielicznych pozostałych braci po pobycie u Batu-chana, i zapewnił braciom niezbędne środki na podróż powrotną. Kilka dni później Giovanni i Benedykt opuścili Karakorum. Pod koniec maja 1247 dotarli do Saraju, gdzie dołączyli do oczekujących braci, a w listopadzie 1247 otarli do Lyonu, gdzie zasiadał Innocenty IV, będąc jeszcze zajętym soborem. Przyjęci ze zdumieniem, franciszkanie opowiedzieli Papieżowi o swojej podróży i wręczyli mu list od Gujuka.

Podczas swojej podróży, która liczyła osiemnaście tysięcy kilometrów, bez odpowiednich map geograficznych, Giovanni da Pian del Carpine i Benedykt Polak zebrali wiele informacji, które zrewolucjonizowały europejską wyobraźnię na temat Mongołów. Jeśli wcześniej ludność ta była uważana za demony zstępujące na ziemię, ludzi wysokich, z ognistymi rudymi włosami, krwiożerczych kanibali, heretyków dosiadających piekielne bestie, to dzięki dwóm braciom, władcy Europy i papież posiadali bardziej prawdziwy obraz Mongołów.

Oczywiście Tatarzy-Mongołowie pozostali bezlitosnymi wojownikami, chętnymi do podboju świata, ale byli zorganizowanym ludem zdolnych rycerzy, miłośnikami jedzenia i wina, z pewną biurokracją, czystymi, hojnymi wobec więźniów, którzy udowodnili swoją wartość w bitwach i byli tolerancyjnymi wobec religii innych ludzi. W następnych stuleciach informacje te pomogłyby państwom europejskim dowiedzieć się więcej o prawdziwym wrogu, z którym miały do czynienia, zbadać jego słabości, które później pozwoliłyby im pokonać go w bitwie i zepchnąć z powrotem na stepy.

I to zawsze Historia Mongalorum Giovanniego da Pian del Carpine służyła jako podstawa dla europejskich odkrywców i kupców, do przyszłych podróży do Mongolii. Znacznie bardziej znany kupiec wenecki Marco Polo dotarł do Karakorum i Pekinu, choć inną trasą i z różnych powodów, dopiero w 1275 roku. Marco Polo podyktował Rustichellowi da Pisa relację ze swoich podróży na Wschód, autentyczne opowieści zebrane w Il Milione arcydziele literatury podróżniczej.

BIBLIOGRAFIA:
La Geostoria di Ecateo

Autorzy bloga to Marco Canton (założyciel), Alessandro Conte, Ugo De Polo, Filippo Fattori, Federico Favaro, Matteo Pavanetto. Geostoria Ecateo została stworzona z zamiarem zaoferowania szerokiej publiczności narracji na tematy historyczne o charakterze strategiczno-wojskowym i eksploracyjnym, z pomocą ciekawych i szczegółowych map.

Jesteśmy studentami weneckiego Uniwersytetu Ca’ Foscari przekonanymi o nierozerwalnym związku między aspektem geograficznym i narracyjnym. Zbyt często pole kartograficzne jest odtworzone w sposób powierzchowny i pospieszny i staje się elementem drugiego planu w tekście.

Ilość informacji w dobrze wykonanej mapie geopolitycznej jest niezmiernie ważna, ponieważ może pomóc w zapamiętywaniu wydarzeń, które często są zbyt skomplikowane, aby można je było zrozumieć tylko przez prosty odczyt i bez prawidłowego przedstawienia graficznego; dodatkowo mapy oferują czytelnikom podsumowanie wydarzeń i jasną wizję minionego świata. „Odnaleźć się, aby zrozumieć” nie jest zatem prostym sloganem, ale prawdziwym duchem bloga La Geostoria di Ecateo.

tłumaczenie pl: Anna Szalska

„Wszystko zostaje w rodzinie”, reż. Daniele Luchetti w kinach od 19 listopada

0

Co jesteśmy w stanie poświęcić, żeby nie czuć się jak w pułapce i co tracimy, kiedy decydujemy się wrócić do starego życia? Co trzyma ludzi razem, kiedy nie ma już miłości? Czy warto trwać w związku mimo wszystko, pielęgnując jedynie żal i coraz większe zgorzknienie? Ekranizacja powieści „Sznurówki” Domenico Starnonego (w polskim przekładzie Stanisława Kasprzysiaka), który napisał również scenariusz do filmu, to poruszający dramat rodzinny z doskonałymi kreacjami aktorskimi: Alby Rohwacher, Luigiego Lo Cascio, Silvia Orlando, Laury Morante Giovanny Mezzogiorno i Adriano Gianniniego. 

Vanda i Aldo, pragnąc niezależności, pobrali się, kiedy mieli po dwadzieścia lat. Poznajemy ich, gdy mają dwójkę dzieci i pozornie ustabilizowane życie. Pozornie, bo Aldo na co dzień pracuje w Rzymie, a Vanda mieszka z dziećmi w Neapolu. Odległość fizyczna pogłębia również tę emocjonalną. Pewnego wieczoru Aldo przyznaje się do romansu, co uruchamia lawinę bolesnych zdarzeń, które na zawsze naznaczą losy wszystkich członków rodziny. 

Film rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, w latach osiemdziesiątych i obecnie, dzięki temu dokładnie poznajemy historię bohaterów i powody ich aktualnych zachowań. Daniele Luchetti, którego znamy między innymi jako reżysera filmów Mio fratello è figlio unico (2007), La nostra vita (2010), Anni felici (2013), doskonale porusza się między przeszłością a teraźniejszością, ukazując stopniowo nakręcającą się nić frustracji i nieporozumień. „Wszystko zostaje w rodzinie” był filmem otwarcia 77. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji.

Lo Cascio: „aktor gra, lecz nie ocenia”

0

Luigi Lo Cascio (ur. 1967) – jeden z najlepszych włoskich aktorów współczesnych, który stał się przez lata synonimem jakości i bezkompromisowości w kinie. Zdobywca dwóch „włoskich Oscarów”, czyli nagród David di Donatello (za  debiut aktorski „Sto kroków” [2000] i „Zdrajcę” [2019]) oraz weneckiego Pucharu Volpi (za „Światło moich oczu”, 2001). W 2012 debiutował jako reżyser filmem „Miasto idealne”, w którym zagrał również główną rolę. Jego pierwsza powieść „Dla każdego wspomnienia kwiat” pojawiła się nakładem cenionego wydawnictwa Feltrinelli w 2018 roku. Jego działalność twórcza to nie tylko kino, ale też teatr, który tak naprawdę jest jego pierwszą miłością; to właśnie dla teatru porzucił studia na medycynie. Rolę życia, czyli rolę walczącego przeciwko mafii dziennikarza Peppina Impastato otrzymał właściwie przez fortunny zbieg okoliczności. Kiedy tylko może – czyta. Jedną z jego ulubionych książek jest zresztą ostatnia powieść w dorobku Witolda Gombrowicza, „Kosmos”. Film z jego udziałem, czyli „Lacci” w reżyserii Daniele Luchettiego (2020), otworzy tegoroczny MFF w Wenecji. Całość wywiadu będzie wkrótce na stronie internetowej Gazzetta Italia, a w tej części Lo Cascio opowiada przede wszystkim o swojej roli w „Zdrajcy” Marca Bellocchia – filmie, który podbił serca Polaków w momencie powrotu do sal kinowych po lockdownie spowodowanym pandemią Koronawirusa. 

Po tak mocnym filmie jak „Sto kroków” nie byłam w stanie wyobrazić sobie pana w roli mafiosa. Nawet w „Zdrajcy” nie gra pan roli klasycznie pojętego członka mafii sycylijskiej, tylko tego, który atakuje jej struktury i współpracuje z włoskim wymiarem sprawiedliwości. Zresztą między filmem Marca Tullia Giordany a filmem Marca Bellocchia są pewne powiązania – w obydwu filmach na przykład pojawia się postać Gaetana Badalamenti.

Kino stwarza w widzu bardzo silną sugestię, więc jeśli jako aktor byłeś wiarygodny w danej roli, to wydaje się niemożliwe, żebyś później mógł przejść na drugą stronę. Jeśli wcieliłeś się w Impastato, jak możesz odgrywać teraz rolę mafiosa? W świecie teatru na przykład takie jednoznaczne myślenie zupełnie się nie sprawdza. Niegdyś Salvo Randone i Vittorio Gassman grali w teatrze Otella i Jaga. Każdego wieczora wymieniali się. W teatrze łatwo przejść z jednej strony na drugą. Jednego dnia jesteś „złem absolutnym”, a następnego wcielasz się w Romea czy Ryszarda III. W kinie widz łatwiej zapomina, że ​​to wszystko, co widzi jest grą reprezentacji i nie oznacza wcale utożsamiania się z wartościami wyrażanych przez postać.

Wcielając się w Peppino Impastato, dobrze wiesz, że reprezentujesz określony sposób współodczuwania świata, określoną etykę.

Nawet gdybym nie zagrał Contorno, czyli mafiosa będącego jednak po stronie prawa, tylko po prostu kogoś powiązanego z mafią, to uczyniłbym to z taką samą dbałością i – w cudzysłowie – przyjemnością. Z czysto aktorskiego punktu widzenia działania artysty powinny ciążyć ku przemianom, metamorfozom i nie powinien on wydawać oceny moralnej swojej postaci. Ponieważ to aktorowi przeszkadza, paraliżuje go. Gdybym pomyślał – „No tak,  Contorno to morderca” – postawiłbym się w opozycji do samego siebie. Każda postać, nawet najbardziej obrzydliwa, w momencie gdy aktor się za nią zabiera, zawiesza swój osąd moralny. W postaci Tottuccio Contorno było dla mnie bardzo atrakcyjne to, że mówił on w dialekcie z Palermo.

Dialekt jest bardzo ważnym aspektem filmu Bellocchia. To nie tylko opowieść o historii Włoch, ale też o włoskim języku. Jedna z najważniejszych sekwencji „Zdrajcy” związana jest z przesłuchaniem Contorna, który nie mówi po włosku, a uparcie w dialekcie, co spotyka się z niezrozumieniem prawników.

W filmie mówię szczególnym dialektem, którym mówią tylko Palermitanie. Już mieszkańcy Katanii czy nawet inni Sycylijczycy nie potrafią dobrze nim władać. To nie jest dialekt do nauki – albo potrafisz go używać, albo nie. Bellocchio widział mnie przede wszystkim w filmach i przedstawieniach teatralnych, w których mówię po włosku. Sprawdził mnie najpierw na castingu; bardzo dbał o autentyczność języka, który od razu prowadzi cię w stronę określonych ludzi, określonego stylu życia, typu rozważań. Po przesłuchaniu mnie uświadomił sobie, że mówię w tym dialekcie w sposób naturalny, powierzył mi także teksty filmu, kwestie dialogowe – czasem sam je tłumaczyłem na palermitański. Kiedy reżyser zrozumiał, komu w tych kwestiach może zaufać, okazał się niezwykle hojny. Pojawiło się zatem miejsca dla improwizacji, ponieważ dialekt składa się również z różnych idiolektów, przerw, powtarzających się zwrotów, bardzo szczególnych powiedzeń. Na przykład scena sprzedaży samochodu w Ameryce była mocno improwizowana, bardzo też „palermitańska” w aspekcie humoru i cieszę się, że jest w stanie rozbawić publiczność na całym świecie.

Filmy o mafii są bez wątpienia jedną ze specjalności włoskiej kinematografii. Wystarczy pomyśleć o serii politycznych kryminałów opartych na książkach Leonarda Sciascii i realizowanych przez takich twórców jak Elio Petri czy Francesco Rosi. Albo też o filmach z Michele Placido w latach 90. Co jest w tym temacie, że tak nieustannie przyciąga włoskich filmowców?

Historie o mafii są zawsze opowieściami o historii Włoch. Szczególnie odkąd stało się jasne, że nie jest to tylko problem regionu – w jego granicach rozgrywa się los całego narodu. Relacje mafii sycylijskiej są zarówno lokalne, jak i światowe, przeplatają się z historią polityczną i gospodarczą świata (ze Stanami Zjednoczonymi, Ameryką Łacińską itp.). Jak udowadnia nie tylko kino włoskie, ale również amerykańskie – opowieści o mafii są zawsze opowieściami ekstremalnymi, w których bohaterowie są prawdziwie szekspirowscy (powracają te same tematy: honor, zdrada, zbrodnia …). Tam, gdzie mamy do czynienia z tak okrutną i ohydną zbrodnią, która osiąga wyżyny przemocy, ale jednocześnie zachowane są w tym wszystkim wartości uważane za „święte”. Wszystko to sprawia, że ​​te historie prowadzą do czegoś, co ma związek z mitem, z wielką tradycją epiki. Stają się interesujące zarówno z punktu widzenia historycznego, jak i ekspresyjnego.

Z Bellocchiem współpracował pan wcześniej przy „Witaj, nocy” (2003). Jak wyglądało spotkanie po ponad szesnastu latach? Czy Bellocchio się zmienił przez ten czas?

Byłem pod wielkim wrażeniem, widząc go ponownie po tylu latach, ponieważ wydawał mi się bardzo chłopięcy, odmłodzony wręcz. Ciekawość w stronę świata, którego nie znał, jak sam zresztą otwarcie deklarował – Bellocchio nie znał Sycylii, języka, opowieści o mafii. Ta chęć odkrywania sprawiała, że ​​był bardzo ożywiony, na planie zawsze stał. Takie właśnie rysuje mi się wspomnienie, zawsze widziałem go  w ruchu – idącego od kamery w stronę aktorów. Jakby go ogarnęła taka twórcza gorączka. Pamiętam, jak w „Witaj, nocy” spokojniej siedział przy swoim scenariuszu. Coś tam sobie zanotował, potem myślał. Ale teraz był bardziej gimnastyczny, jakby porwany przez taniec. Dał się ponieść temu dziwnemu entuzjazmowi, który odnajdziemy w całej tej niewiarygodnej wręcz historii.

Na koniec chciałbym spytać o to z jakim reżyserem z przeszłości chciałby pan zrobić film, gdyby było to możliwe?

Ciężko wybrać jednego. Elio Petri to reżyser, z którym ciekawie byłoby zrealizować film. Oczywiście także Pier Paolo Pasolini. A z amerykańskiego kina marzeniem byłoby pracować ze Stanleyem Kubrickiem i możliwość nakręcenia takiego filmu jak „Oczy szeroko zamknięte” i zagrania roli Toma Cruise’a.

,,To jest Italia!” Aleksandry Seghi już w sprzedaży!

0

Miasteczka pełne barw, skąpane w promieniach słońca. Starożytne zabytki, kilkusetletnie kamienice, ukwiecone balkony i okna. Znamy ten idylliczny obrazek. Kusi każdego, kto choć raz odwiedził Włochy, i zachęca, by zawitać tam ponownie. 

Dajmy się uwieść opowieściom Polki, Aleksandry Seghi, która od ponad 20 lat mieszka we Włoszech. Poznajmy ich historię, tradycje, codzienne życie. Zacznijmy od kawy w przytulnym barze, potem wyruszmy w podróż po włoskich miastach i miasteczkach, teatrach i scenach, kościołach i ogrodach. W tej podróży towarzyszyć nam będą znani Polacy, którzy bardzo lubią Italię i chętnie w niej bywają nie tylko ze względów zawodowych, ale i prywatnie. Dali się namówić Autorce na rozmowy o Włoszech, o tym, co ich urzeka, fascynuje, jak się tam czują. Zmęczeni podróżą? Czas na sjestę i celebrowanie posiłków w rodzinnym gronie. Skosztujmy włoskich przysmaków. Nie zabraknie makaronów, owoców morza, warzyw, ziół i oliwy, a na deser koniecznie lody. Zasmakowało? Przepisy kulinarne są już gotowe. Teraz wystarczy tylko poeksperymentować we własnej kuchni. 

Zapraszamy do lektury przy kawie lub włoskim chianti. Co kto lubi. 

Książka dostępna w księgarniach i na www.km.com.pl.

Caravaggio w Warszawie

0
10 listopada 2021–10 lutego 2022

Michelangelo Merisi zwany Caravaggio (ur. 29 września 1571 w Mediolanie, zm. 18 lipca 1610 w Porto Ercole) to jeden z najbardziej nowatorskich artystów epoki baroku. Włoski malarz działał w latach 1593-1610 w Rzymie, Neapolu, na Malcie i Sycylii. W 1599 roku, dzięki wpływom kardynała Francesca Marii Bourbona del Monte, Caravaggio uzyskał zlecenie na obrazy do kaplicy Contarellich w kościele San Luigi dei Francesi w Rzymie. Dwa dzieła, ukończone w 1600 roku, Męczeństwo św. Mateusza i Powołanie św. Mateusza spotkały się z głośnym przyjęciem.

Po ponad czterech wiekach od owianej tajemnicą śmierci artysty, Caravaggio nie przestaje fascynować. Każda wizyta jego obrazów poza granicami Włoch to wielkiej rangi wydarzenie kulturalne w kraju gospodarzy. Tym razem dzieło mistrza zagości w Zamku Królewskim w Warszawie, a towarzyszyć mu będzie ponad czterdzieści płócien innych artystów z Włoch i Europy Północnej. Z dumą zapraszamy na wystawę Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego.

W swoim florenckim domu – willi Il Tasso – Roberto Longhi zgromadził kolekcję dzieł mistrzów różnych epok, które stanowiły podstawę do prowadzonych przez niego badań. Dzieła caravaggionistów zebrane wokół Chłopca gryzionego przez jaszczurkę pędzla Merisiego stanowią istotną część tej kolekcji. Obraz pochodzi z wczesnego okresu pobytu Caravaggia w Rzymie (ok 1596-1597). Dzięki niezwykle naturalistycznemu potraktowaniu szczegółów i zdumiewającemu operowaniu światłem Caravaggio przekonująco uchwycił moment, w którym przestraszony młody człowiek nagle cofa rękę, ukąszony przez jaszczurkę.

Oprócz obrazu Caravaggia największa grupa eksponowanych dzieł obejmować będzie prace tzw. caravaggionistów – artystów, na których postrzeganie świata zasadniczy wpływ miały rozwiązania artystyczne wypracowane przez mistrza. Podziwiać tu będzie można, powstałe na przestrzeni całego niemal XVII stulecia, płótna mistrzów pochodzących z różnych ośrodków włoskich, jak m.in. Domenico Fetti, Carlo Saraceni, Giovanni Battista Caracciolo czy Mattia Preti. Mniej liczny, ale równie interesujący pod względem artystycznym jest zespół malowideł caravaggionistów pochodzących z krajów leżących na północ od Alp – Francji i Holandii. W grupie tej na wymienienie zasługują m.in. kompozycje: Valentina de Boulogne, Dircka van Baburena, Matthiasa Stoma i Gerrita van Honthorsta.

Co kryją powieści kryminalne?

0

Każda pora roku jest dobra na czytanie książek. Wydawcy i księgarze prześcigają się w podsuwaniu publikacji, które mogą zainteresować miłośników dobrej lektury. Zbliżające się długie jesienno-zimowe wieczory, czas odosobnienia i wyciszenia, można ożywić dobrą, włoską powieścią kryminalną: o wciągającej fabule zorganizowanej wokół zbrodni oraz towarzyszących jej okolicznościach, o dochodzeniu i ujawnianiu sprawcy.

Obfita „produkcja” tego gatunku i popularność autorów „kryminałów” w każdym kraju i języku skłania do zadania sobie pytania o przyczyny, jakie kierują naszą ciekawość w stronę mrocznych stron życia – jednostek, społeczeństw czy też określonej epoki historycznej. Zatem pojawia się pytanie o prawdę zawartą w opowieściach – wydawałoby się – opartych na fikcji.

O tym, że ten intensywnie rozwijający się gatunek (który doczekał się już wielu pododmian takich jak powieść sensacyjna, sensacyjno-historyczna, detektywistyczna, policyjna, noir, horror, thriller, legal thriller) został już właściwie doceniony, świadczą poświęcone mu badania i konferencje naukowe: okazuje się, że może być nośnikiem poważniejszych treści o charakterze socjologicznym, psychologicznym, kulturoznawczym filozoficznym.

Włoskie gialli doczekały się opracowania pt. Storia del giallo italiano (Luca Crovi, Marsilio Editori, 2020). Jest to swego rodzaju encyklopedia, lecz o nieco innym i lżejszym ujęciu, w której „przypisano rolę bohatera zbiorowego utworom i ich autorom, tym samym tworząc obszerną opowieść chóralną, w której liczne głosy następują po sobie, prowadząc dialog, łącząc się w logiczny ciąg – pozornie przypadkowy: pamięci, epoki historycznej, miejsca akcji i prowadzonego śledztwa.” (…) „Jednym słowem: jest tam wszystko to, co interesuje pasjonatów tego gatunku, ale też i zwykłych czytelników, którzy dzięki powieściom kryminalnym dowiadują się, jak są prowadzone – a raczej jak powinny być prowadzone – dochodzenia w naszym kraju”. (3 września 2020 – Andrea Marini).

Pomimo, że złoty okres dla tego gatunku rozpoczyna się z początkiem XX wieku, w wielu krajach popularnością m.in. historii o Sherlocku Holmesie oraz klasycznych już powieści Agathy Christie (doskonale czytających się także w języku włoskim), i trwa w okresie międzywojennym (komisarz Maigret, bohater powieści Georges Simenona), powieść kryminalna we Włoszech tak naprawdę powstała i rozwinęła się po drugiej wojnie światowej: system polityczny dwudziestolecia międzywojennego zdecydowanie nie sprzyjał temu gatunkowi, gdyż pozostawał „w sprzeczności z pozytywnym wyobrażeniem włoskiego społeczeństwa, jakie reżim faszystowski zamierzał promować”.

Obecnie rynek powieści kryminalnych we Włoszech ma się dobrze. Wydawcy promują autorów gialli – jakże różnorodnych w stylu i podejmowanej tematyce! Bez wątpienia, decyduje o tym także doświadczenie życiowe i zawodowe autorów: wielu z nich zajmuje się pisarstwem, równocześnie z uprawianiem innego zawodu, doskonale dopełniając podejmowaną w książkach tematykę: są wśród nich dziennikarze, politycy, naukowcy, prawnicy, aktorzy. Każdy z nich zna doskonale realia, o których pisze, oraz wydaje się być w pełni odpowiedzialnym za słowo, znając jego siłę, a więc jest autorem – moim zdaniem – w pełni wiarygodnym.

Gianrico Carofiglio, autor powieści z gatunku legal thriller, pisze z pełną świadomością, że jego „trzy tak różniące się między sobą działalności [prokurator, parlamentarzysta i pisarz] mają do czynienia ze słowem. A właściwie, pokazują moc i władzę słów, a to rodzi obowiązek używania ich w sposób odpowiedzialny, aby – w różnych formach i kontekstach – mówić prawdę”. (Con parole precise. Breviario di scrittura civile, wrzesień 2015).

Jaką zatem „prawdę” ukazują – lub jej poszukują – włoscy autorzy powieści kryminalnych? Na to pytanie odpowie lektura ich książek. Przypomnijmy kilku z nich: Sycylijczyk Leonardo Sciascia (Dzień puszczyka i Każdemu, co mu się należy (od mafii) i inne) uświadamia czytelnikowi, że prawda nigdy nie jest taka prosta, jak się pozornie może wydawać i rozwiązanie zagadki kryminalnej nie daje ukojenia i poczucia, że „sprawiedliwość zwycięża”. Imię Róży Umberto Eco – prawdziwy poemat dla inteligentnego czytelnika – to także kryminał: giallo storico z akcją rozgrywającą się w średniowieczu. Eco posłużył się klasyczną formą powieści detektywistycznej, aby umieścić w niej liczne odniesienia do semiotyki, analizy tekstów biblijnych, badań nad średniowieczem, do polityki i filozofii. Lata 80-te to początek światowej popularności powieści Andrea Camilleriego: ich bohater, komisarz Montalbano, odniósł sukces także dzięki doskonałemu serialowi telewizyjnemu. Powieści Camilleriego (np. Skrzydła sfinksa, Pies z terakoty, Pole garncarza) ukazują dość oryginalne metody prowadzenia dochodzenia oraz zawiłości zbrodniczej psychiki różnych postaci, w kontekście autentycznie sycylijskim, bo na tle społeczno-politycznych realiów regionu. Są opisane żywym i krwistym językiem przesłuchań, z licznymi fragmentami i wtrętami w dialekcie, przekazują wiele informacji i plotek. Montalbano jest też smakoszem, więc autor nie szczędzi opisów specjałów kuchni sycylijskiej. Giorgio Scerbanenco, ‘książę powieści noir’ (I milanesi ammazzano al sabato, Traditori di tutti), Carlo Lucarelli (L’estate torbida, Il genio criminale, Carta bianca), Giorio Faletti (Ja zabijam, Jestem Bogiem), Massimo Carlotto (Il mondo non mi deve nulla, Nessuna cortesia all’uscita), Maurizio De Giovanni (Bękarty z Pizzofalcone), Donato Carrisi (Zaklinacz, Dziewczyna we mgle, W labiryncie), Giancarlo De Cataldo (Romanzo criminale, I traditori), Roberto Costantini (cykl: Michele Balistreri), Antonio Manzini (Czarna trasa, Zła pora roku, Ah l’amore l’amore), zyskująca popularność Ilaria Tuti (Śpiąca nimfa, Kwiaty nad piekłem), autorka powieści osadzonych w lokalnej rzeczywistości geograficzno-historycznej regionu Friuli-Wenecja Julijska.

Nie jest to pełna lista autorów poczytnych powieści, chętnie też przenoszonych na ekran telewizyjny, dzięki czemu ich bohaterowie zajęli stałe miejsce w wyobraźni zbiorowej czytelników i widzów.

Szczególnie interesującą wydaje mi się twórczość cytowanego już Gianrico Carofiglio: czytający ma wrażenie, że wciągająca opowieść o prowadzonym dochodzeniu jest dla autora tylko okazją do przemyśleń na temat działania prawa, sprawiedliwości i systemu sądownictwa, a przede wszystkim działania osób, które ten system reprezentują (Zasada równowagi), ich etyki oraz wielkiego znaczenia i mocy ich narzędzi pracy, czyli języka. Ostatnie utwory Carofiglio, a szczególnie La misura del tempo, nominowany do nagrody Premio Strega 2020, oraz Con i piedi nel fango. Conversazioni su politica e verità (2018), a także najnowsza Della gentilezza e del coraggio (wrzesień 2020), świadczą o zaangażowaniu autora w sprawy publiczne i jego poczuciu odpowiedzialności za właściwe posługiwanie się słowem w służbie ukazywania prawdy.

Mogłam wspomnieć tylko o kilku włoskich autorach powieści kryminalnych. Wiele utworów zostało przetłumaczonych na język polski, więc poznanie ich treści – w oryginale i w tłumaczeniu – nie będzie trudne.

Dziś uważa się, że włoski kryminał, „pomimo wielkiej różnorodności ekspresji i scenerii, ukazuje wielką witalność i utwierdza się obecnie jako, być może, jedyny gatunek literacki utrzymujący przy życiu trudny i chwiejny rynek wydawniczy.” (Il romanzo giallo italiano: un fenomeno letterario di successo. Sololibri.net).

Eutheá, nieformalna włoska elegancja

0

Marka oraz kolekcja Eutheá narodziły się z miłości Cristiny Cerruti do mody i krawiectwa. Pasja, która swoje początki ma w atelier ojca, przeobraziła się w doświadczenie zawodowe, pozwalające jej, na własnej skórze, doświadczać rozwoju obyczajów i roli kobiet we współczesnym świecie. Rozwijając swoją karierę jako projektantka, Cerruti obserwowała ewolucję kobiecej roli w społeczeństwie. Ta, wraz z upływem czasu, przestała być ściśle podzielona między zacisze domowe, w którym dominowały nieformalne stylizacje, oraz to związane ze środowiskiem pracy. Kobiety dążyły do emancypacji i samorealizacji, czego manifestacją były stylizacje dla wielu z nich nieodpowiednie i niesprawdzające się na co dzień.

W odpowiedzi na to, Cerruti zaoferowała stylizacje klasyczne i eleganckie, które jednocześnie są nowoczesne i funkcjonalne. Projektantka zaproponowała w swojej kolekcji otwartość na modne detale i różnorodność kolorystyczną, począwszy od strojów idealnie podkreślających atuty każdej sylwetki, których nie może zabraknąć w szafie żadnej kobiety, pragnącej wyjątkowym stylem zaznaczyć swój wdzięk i kobiecość, ale też siłę i determinację.

Misją firmy jest sprzedaż w przystępnych cenach odzieży zaprojektowanej i wyprodukowanej we Włoszech. Aby osiągnąć te cele skoncentrowano się z jednej strony na uważnym poszukiwaniu i wyborze dostawców, a z drugiej na użyciu możliwie najbardziej funkcjonalnych systemów sprzedaży, by dotrzeć bezpośrednio do klienta.

Materiały stosowane do realizacji odzieży dobierane są bardzo uważnie, z dbałością o komfort i dopasowanie. Wszystkie tkaniny pochodzą z Bielli, Florencji i Neapolu, gdzie zaopatrują się najbardziej prestiżowe domy mody włoskie i zagraniczne. Klient otrzymuje produkt wyjątkowej jakości w przystępnej cenie, który sprawdzi się w kontekście formalnym i w codziennych stylizacjach. Podstawowym kanałem sprzedaży jest handel online, polegający na najlepszych usługach logistycznych na rynku i oferujący konsumentowi politykę dostaw i zwrotów w celu zmiany rozmiaru, która pozwala na optymalne wrażenia zakupowe.

Dzięki takiemu mechanizmowi sprzedaży, klient ma nielimitowany dostęp do poszukiwanego projektu bez względu na sezon, co zapewnia poczucie komfortu i satysfakcji oraz pozwala poczuć się kobiecie tą najpiękniejszą w każdych okolicznościach.

Wejście marki Eutheá na rynek włoski od początku wzbudziło duże zainteresowanie kobiet funkcjonujących w różnych kontekstach społeczno-gospodarczych, a już niedługo ubrania naszej marki założą również celebrytki i osobowości telewizyjne. Obecnie naszym priorytetem jest promowanie i eksportowanie wzoru nieformalnej włoskiej elegancji. Dzięki parze znajomych z Wrocławia, w ostatnich latach mieliśmy okazję lepiej poznać Polskę i Polaków i chcielibyśmy, aby to właśnie ten kraj stał się jednym z pierwszych kierunków sprzedaży poza Włochami. Dzięki dynamicznemu rozwojowi klasy średniej, który można zaobserwować w ostatnich latach, to właśnie Polska jest dla nas jednym z pierwszych potencjalnych odbiorców wysokiej jakości produktów Made in Italy. Społeczeństwo w ciągłym rozwoju, które może pozytywnie przyjąć propozycje marki Eutheá, przeznaczone dla kobiet, które chcą się wyróżniać i podkreślać swoją osobowość poprzez kanony stylu, elegancji i sposobu eksponowania noszonych ubrań. Chęć otworzenia się na rynek Polski zmotywowała nas do przetłumaczenia strony internetowej na język polski. Aby zaistnieć na rynku, rozpoczęliśmy współpracę z Confindustria Polonia, dynamiczną siecią biznesową, zajmującą się integracją systemów przedsiębiorczych obydwu krajów. Dzięki temu mogliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych w najważniejszych miastach w Polsce, podczas których kobiety ubrane były zgodnie ze stylem Eutheà. Natomiast wśród czytelników Gazzetta Italia zostanie ogłoszony konkurs, w którym będzie można wygrać ubrania marki.

Budyń migdałowy z kocimi języczkami

0

Składniki:

Na budyń:
1 litr mleka migdałowego
100 g cukru
100 g skrobi kukurydzianej
Rozdrobnione migdały lub
pistacje do dekoracji

Na kocie języczki:
50 g miękkiego masła
60 g cukru pudru
50 g mąki
50 g białka

Przygotowanie:

W rondelku umieść cukier i skrobię kukurydzianą i wymieszaj trzepaczką. Zacznij wlewać powoli mleko migdałowe, cały czas mieszając silikonową szpatułką. Kontynuuj mieszanie i podgrzewaj aż masa zgęstnieje. Kiedy masa nabierze konsystencji kremu, zdejmij rondelek z ognia i przelej masę do jednej dużej formy na budyń lub do kilku mniejszych foremek. Pozostaw do wystygnięcia, a następnie wstaw do lodówki na przynajmniej 5 godzin. W przypadku dużej formy można zostawić na kilka godzin dłużej.

W międzyczasie przygotuj kocie języczki. Do miski wrzuć miękkie masło, cukier puder i wymieszaj szpatułką. Dodaj białka i ponownie wymieszaj do uzyskania konsystencji kremu, dodaj mąkę i dalej mieszaj do uzyskania miękkiej masy. Przełóż masę do worka cukierniczego z gładkim dziubkiem o wielkości 10 mm. Na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia, wyciśnij ciasteczka o długości ok. 10 cm. Włóż do piekarnika rozgrzanego do 190° i piecz przez około 8 minut. Następnie wyjmij i zostaw do wystudzenia. Przed podaniem wyjmij budyń z foremki i udekoruj pistacjami. Podawaj z kocimi języczkami.

tłumaczenie pl: Agata Pachucy

Giovanni Pascoli – ptasi król

0

Na święta Bożego Narodzenia 1896 roku Giovanni dostał od przyjaciela strzelbę. Spodobała mu się ona na tyle, że już niedługo później, 11 stycznia 1897 roku, na łamach gazety „La Tribuna” został opublikowany inspirowany świątecznym prezentem wiersz zatytułowany „The Hammerless Gun” opowiadający o porannej wyprawie poety na polowanie, z której ostatecznie wrócił bez jednego wystrzału, nie mając serca skrzywdzić napotkanego po drodze ptactwa.

Giovanni Pascoli podczas studiów na Uniwersytecie Bolońskim zdobył wykształcenie klasyczne, co zaowocowało, między innymi, wielokrotnymi zwycięstwami w odbywającym się w Amsterdamie konkursie poezji łacińskiej Certamen poeticum Hoeufftianum. Pascoli był na tyle urzeczony literaturą antyku, że tytuł jego pierwszego cyklu poezji „Myricae” był inspirowany fragmentem IV Eklogi z „Bukolików” Wergiliusza – „non omnis arbusta iuvant humilesque myricae” (w przekładzie Z. Kubiaka: „Nie wszystkich radują tarniny i tamaryszki przyziemne”). Upamiętnienie w tytule zbioru poezji tamaryszka – krzewu, którego kwiaty z bliska przypominają kształty z dna morza, przyssawki ośmiornicy lub czułki ukwiałów – nie było jednorazową fanaberią Pascolego, lecz efektem jego przywiązania do poezji sielankowej, w której ważną rolę odgrywają rośliny i zwierzęta, a zwłaszcza ptaki.

Ptaki są bliskie wielu poetom, i to nie tylko jako wdzięczni bohaterowie ich wierszy. Zbigniew Herbert pisał o wspólnych spacerach z Czesławem Miłoszem: „Chodzimy po lesie, on wszystkie ptaki nazywa po imieniu, ja rozglądam się za jakimś pniakiem, żeby usiąść i napić się wina, a on tam pohukiwał, wołał ptaki – cały wydany naturze”. Jak wynika ze wspomnień Marii, siostry Giovanniego, dom rodziny Pascolich był pełen ptasich śpiewów. Pod jednym dachem mieszkały bengaliki, kosy, zięby, kanarki, strzyżyki, sikorki, słowik imieniem Gnulin, a także kolonia wróbli, w tym ulubieniec poety – Ciribibi. Jego imię zdobyło sobie w kręgach towarzyskich niemałą sławę, został nim nawet uhonorowany czyżyk opisany w wierszu wysłanym Pascolemu wiosną 1890 roku przez przyjaciela Severino Ferrariego.

Wiele gatunków ptaków, które mieszkały w domu Pascolego, pojawia się również w jego twórczości poetyckiej, a spod dźwiękonaśladowczych wersów wyłania się jego głęboka znajomość lokalnych wierzeń i zwyczajów ówczesnych Toskanii i Romanii. W wierszu „Wymarsz drwali” („La partenza del boscaiolo”) głównym bohaterem jest sikora bogatka, która swoim śpiewem daje sygnał do wymarszu tytułowym drwalom z okolic Modeny, zwanym lombardi, którzy co roku schodzili z gór do Toskanii, aby następnie ruszyć z niej pracować do Afryki. Śpiew bogatki zapisany jest za pomocą onomatopei „tient’a su”, odnośnie której Pascoli podkreślał w swoich listach, że nie wymyślił jej sam, lecz zna ją z przekazów ludowych. W innym wierszu pojawia się kukułka, której kukanie oznaczało, że należy przyciąć pędy winorośli, zgodnie z ludową mądrością opisywaną jeszcze przez Pliniusza Starszego i przywoływaną żartobliwie przez Horacego w „Satyrach”. Jaskółki, jeden z ulubionych gatunków ptaków Pascolego, przylatują do Włoch mniej więcej wtedy, kiedy przypada tradycyjny początek wiosny, dnia Świętego Benedykta przypadającego na 21 marca, co kwituje włoskie przysłowie „na Świętego Benedykta jaskółka pod dachem”, dlatego pojawiają się między innymi w „Piosence marcowej” („Canzone di marzo”). Innym razem Pascoli nawiązuje do ponurej historii zięb, którym w Toskanii i Romanii wykłuwano oczy szpilką, aby nie widząc zmian światła, śpiewały niezależnie od pory roku. Wiersz „Ślepa zięba” („Il fringuello cieco”) opowiada o rozmowie kilku ptaków, która na płaszczyźnie symbolicznej ilustruje różne ludzkie postawy wobec Boga.

W wierszach włoskiego poety niektóre ptaki zapowiadają zmianę pogody lub pory roku. Kapturka, mały wędrowny ptak z rodziny pokrzewek, wieszczy nadejście złej pogody i po każdym jej „tack, tack” niebo zachodzi chmurami, a na ziemię spadają pierwsze krople deszczu. Wiedza Pascolego o takiej właściwości kapturki oparta jest na literaturze naukowej, z której korzystał (co potwierdzają jego notatki) – w tym wypadku mowa o antologii „Życie zwierząt” niemieckiego zoologa Alfreda Brehma. Nadejście zimy zapowiada strzyżyk terkoczącym głosem, który w poświęconym mu wierszu brzmi jak pękający lód, cykanie świerszcza, trzaskanie bierwion w kominku i suche stukanie łupiny toczącego się orzecha. Strzyżyk był wręcz nazywany przez mieszkańców Romanii orzechem (w dialekcie: cocla), ponieważ oprócz wydawania charakterystycznego odgłosu, przypomina orzech swoim okrągłym kształtem ciała i brązowym upierzeniem. Nie brakuje również w wierszach Pascolego śpiewów ptaków zwiastujących przybycie wiosny, takich jak słowik albo kląskawka, którą zaczyna być słychać jeszcze w okresie przedwiośnia.

W poezji Pascolego wszechświat jest całością złożoną z milionów elementów – poeta jest zainteresowany małym zwierzęciem w równym stopniu co mechanizmami rządzącymi światem i jego niepokojącą, niedającą się zrozumieć tajemnicą. Stworzył swój własny język, nie bał się neologizmów, skomplikowanych metafor ani symboli jako narzędzi wyrazu, a w wierszach, których zwrotki przeplatał refrenami złożonymi z ptasich odgłosów, stawiał jednocześnie ważkie pytania na temat natury otaczającej go rzeczywistości.

Włoski Wrocław?

0

Gdyby tak spróbować odtworzyć włoską atmosferę w polskich miastach, można by porównać: Kraków do Rzymu, Warszawę do Mediolanu, a Wrocław do Bolonii. O dziwo, moja teoria znalazła uznanie tak po stronie polskiej, jak i włoskiej! Ale chwila chwila, albo un attimo… Czy włoski Wrocław istnieje tylko w mojej głowie?

Na próżno wpisywałam „włoskie śniadania we Wrocławiu” w przeglądarkę – z bólem serca pogodziłam się, że rogalików z nadzieniem pistacjowym tu nie znajdę. Porzuciłam również pomysł stworzenia wrocławskiej mapy aperola, bo w przeciwieństwie do Włoch, cena i jakość utrzymuje się tu rynkowa, to znaczy bez szału. Poddać się to cecha ni polska, ni włoska, dlatego postanowiłam zmienić kierunek moich poszukiwań, zamknąć oczy i sprawdzić jakie włoskie akcenty odkryje przede mną… historia!

Cmentarz Żołnierzy Włoskich
Należy kierować się na południe, aby klekoczącym tramwajem dotrzeć do pierwszego przystanku na trasie – „Park Grabiszyński”. To na jego terenie znajduje się jedyny zachowany w Polsce włoski cmentarz z okresu I wojny światowej, gdzie pochowani są głównie jeńcy po przegranej bitwie pod Caporetto z 1917 roku. W centralnym punkcie nekropolii znajduje się obelisk o wysokości 5 metrów, zaprojektowany przez Angelo Regrettiego. Zapisano tam we włoskiej mowie słowa „Pokój – Włochy swoim synom poległym w wojnie światowej 1915-1918”. Cmentarz został otwarty w 1928 roku i większość nagrobków zachowało się do dnia dzisiejszego w dobrym stanie. Zaprojektowany na planie krzyża łacińskiego, jest podzielony drzewnymi alejami, wśród których cisza, melancholia i duchy poległych włoskich żołnierzy.

Arlecchino przy Teatrze Muzycznym Capitol
Wracamy do centrum i wysiadamy na melodyjnie zapowiedzianym przystanku „Arkady Capitol”. Nie sposób przeoczyć górującego przy wejściu arlekina, czyli geometrycznie przedstawionej postaci błazna z włoskiej commedii dell’arte, która została dla miasta specjalnie zaprojektowana przez Alessandro Mendiniego. To sami Wrocławianie postawili na włoskiego architekta, któremu został nadany tytuł doktora honorowego Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta i który niejednokrotnie bardzo pochlebnie wypowiadał się na temat miasta nad Odrą. Arlecchino (autor prosił, by podkreślać włoskie pochodzenie rzeźby poprzez używanie tej nazwy) wykonany jest w postmodernistycznym stylu, z połączonych ze sobą stalowych części, które w sumie ważą ponad 4 tony. Polsko-włoskim zwyczajem współpracy, realizacji kosztującego nieco ponad milion złotych projektu podjęła się polska spółka Rotomat. Lokalizacja rzeźby nie jest przypadkowa – symbolika maski i teatru jest wręcz oczywista. Pierwotyp arlekina zaprojektowany przez Mendiniego można podglądać we wrocławskim Muzeum Architektury przy ul. Bernardyńskiej. Autor był jednym z najbardziej znanych twórców współczesnej sztuki użytkowej.

Biblioteka Romańska
Na chwilę zanim spoczniemy w barze i już nie będzie nam się chciało zwiedzać, przejdziemy przez główny rynek i zajrzymy do niepozornej klatki schodowej, która zaprowadzi nas do ukrytej na III piętrze Biblioteki Romańskiej. Może akurat trafimy na jakiś ciekawy wykład poświęcony polityce, gospodarce i/lub kulturze krajów romańskich, który Dolnośląska Biblioteka Publiczna zorganizowała we współpracy z Ośrodkiem Alliance Française oraz z Istituto Italiano di Cultura. Odrobina spokoju w centrum miasta i wiedza zamknięta pod grzbietami książek to raj dla italofilów, tych z kategorii czytających.

Włoski Krasnal Wrocławski
Ostatni punkt naszej wycieczki, czyli usytuowany przy tzw. „włoskim pasażu” przy ulicy Więziennej włoski krasnal! Usytuowany, chociaż jednocześnie gotowy by ruszyć w siną dal, na swojej Vespie i z pizzą pod pachą. Historia wrocławskich krasnali sięga lat osiemdziesiątych, kiedy aktywiści, znani jako Pomarańczowa Alternatywa, sprzeciwiali się ówczesnemu systemowi i jako swój znak malowali na murach krasnale. Dzisiaj mapa wrocławskich krasnali wciąż się rozrasta, upowszechniając tym samym historię miasta i bez wątpienia stanowiąc atrakcję turystyczną. Włoski krasnal finansowany przez Luca Montagliani, alias Luca Laca de la Vega (włoski twórca komiksowy) i mieszkańców miasta to dowód na to, jak dobrze ma się „mała Italia”. Zresztą nie bez powodu w tym miejscu kończymy naszą podróż! Musicie przecież wiedzieć, że tam, gdzie włoski krasnal, tam wrocławscy Włosi. A tam, gdzie „lokalni Włosi”, tam autentyczna Breslavia Italiana.

fot. Adrianna Ojrzanowska