Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 85

Polscy Guzzi

0

Wywiad z Andrzejem Chmieleckim,  prezesem Moto Guzzi Klub Polska (www.guzziclub.pl)

Jak to się stało, że spośród wielu marek motocykli na świecie zafascynował się Pan tak mało znaną w Polsce Moto Guzzi?

To był przypadek, choć wiadomo, że przypadki nie istnieją. Kilkanaście lat temu mój przyjaciel sprawił sobie motocykl. Więc i ja postanowiłem odkurzyć swoje motocyklowe prawo jazdy. Pierwszym motocyklem, który pojawił się w pobliżu był Moto Guzzi V35 z 1981 roku, który ujeżdżałem z powodzeniem przez dwa lata. Dzięki temu poznałem wiele osób z całej Polski związanych z tą marką i tak już zostało. Dziś używam już trzeciego z kolei modelu tej marki.

Jak powstał Moto Guzzi Club Poland?

Na początku 2002 roku utworzyła się nieformalna grupa zapaleńców i fascynatów, która spotykała się w małym gronie w salonie Moto Guzzi. Na początku 2003 roku dołączyli do nas koledzy z Lublina. Pierwszy ogólnopolski zlot udało się zorganizować w Mucznem, w czerwcu 2003 roku. W dniu 14.06.2005. nasz Klub został zarejestrowany w KRS-ie i urósł do rangi Stowarzyszenia. Moto Guzzi Klub Polska w swoich założeniach jest klubem ogólnopolskim, do którego może przynależeć każdy kto spełni kilka standardowych warunków.

A jak wyglądają wasze struktury?

Ze względów praktycznych klub jest podzielony na oddziały: warszawski, lubelski, kujawsko-pomorski i śląski. W skład zarządu wchodzi po jednej osobie z oddziału oraz skarbnik klubowy.

Ilu jest członków?

Oficjalnie w naszym klubie jest zarejestrowanych 60 członków. Na naszych imprezach bywają również osoby niezrzeszone. Szacuję ich liczbę na przynajmniej drugie tyle.

Jednym z warunków bycia członkiem waszego klubu jest posiadanie motocyklu, ile kosztuje najtańsza wersja Moto Guzzi?

Ceny motocykli są różne. Można się z nimi zapoznać w ofercie oficjalnego importera. Poza tym jest bardzo duża liczba motocykli używanych. Tak więc każdy, kto chce może znaleźć odpowiednią ofertę.

Czy udało się w Polsce zorganizować jakiś międzynarodowy zlot?

Od kilku lat regularnie gościmy guzzistów z zagranicy. Początkowo z Włoch i Niemiec, a w  ubiegłym roku na naszym zlocie była również liczna reprezentacja z Finlandii.

Jakieś szczególne znajomości/przyjaźnie  z klubami we Włoszech?

Znajomości są raczej z osobami-członkami klubów i to procentuje późniejszymi odwiedzinami. Wielokrotnie braliśmy udział w imprezach włoskich, zwłaszcza związanych z World Club Moto Guzzi, w którym jesteśmy zarejestrowani. Szczególną sympatią darzymy te organizowane w Mandello del Lario, kolebce firmy Moto Guzzi. Poza tym Austria, Czechy, Niemcy, Finlandia, Węgry. Jesteśmy młodym klubem i dużo jeszcze przed nami.

Włosi słyną z doskonałych motocyklistów (Valentino Rossi, Max Biaggi). Czy interesuje się Pan również wyścigami, a może jest fanem któregoś z wymienionych motocyklistów?

Sport motocyklowy, zwłaszcza ten na najwyższym poziomie, jak każda inna dyscyplina dostarcza dużych emocji. Dodatkowo każdy poważny motocyklista jest też fanem techniki. Zrobić coś przy własnej maszynie, czy to małą czynność konserwacyjną, czy poważny remont, jak ktoś potrafi to czysta przyjemność. W historii motocyklizmu marka Moto Guzzi słynęła z wielu modeli sportowych. Obecnie  nie jest to obszar jej zainteresowań. Jest nią szeroko pojęta turystyka i tę promujemy na zlotach Moto Guzzi w Polsce. Nasze osobiste kontakty z torami wyścigowymi dotyczą głównie różnych form szkolenia techniki jazdy. Co się tyczy włoskich gwiazd sportów motorowych to, tak, znam Valentino Rossi i Maxa Biaggi i kibicuję im obu.

 

Moto Guzzi włoskie przedsiębiorstwo powstałe w roku 1921 w Mandello del Lario nad jeziorem Como. Firma należy do najdłużej działających fabryk motocykli na świecie. Inicjatorami powstania fabryki byli trzej przyjaciele z dywizjonu lotniczego: Carlo Guzzi, Giorgio Parodi oraz Giovanni Ravelli, który zginął jednak w katastrofie lotniczej przed wyprodukowaniem pierwszego seryjnego motocyklu. Na jego cześć znakiem wytwórni wybrano orła korpusu powietrznego. Od 2004 roku wchodzi w skład spółki Piaggio.

Rzecz o tym, jak Leonardo zatrzymał w malarstwie czas

0

Dama z gronostajem jest jednym z najcenniejszych obrazów w polskich zbiorach. Kilka lat temu właśnie ten obraz był niekwestionowaną perełką w Berlinie na wystawie Portret renesansowy. Pomimo tego, że wystawa prezentowała wybitne dzieła sztuki renesansu włoskiego, Dama wieńczyła ekspozycję w specjalnie przygotowanej niszy, na ciemnej ścianie, doskonale oświetlona, a kiedy pojechała na dalsze tournée do Londynu, miejsce po niej pozostało puste i… nadal oświetlone. Cóż takiego w portrecie młodej kobiety? To, że patrzył na nią sam Leonardo da Vinci sprawiło, że dziewczyna stała się nieśmiertelna. Ale najważniejszym pozostaje to, jak na nią patrzył. Pozostawił ulotną chwilę, niemal niemożliwą do zarejestrowania okiem, bo „nasza” Dama to nie tylko piękny portret uroczej kobiety z dziwnym zwierzątkiem na rękach. To zatrzymanie czasu dla nas, dla patrzących, zharmonizowanie urody modelki z jej charakterem, z chwilą, w której żyła.

Dama z łasiczką, czy Dama z gronostajem?

Pomimo lekko pociemniałej i żółknącej farby, zwierzątko na rękach pięknej damy ma wyraźnie białe futerko. W literaturze włoskiej bywało określane różnie: faina, martora, ermellino, furetto. Przez lata w Polsce popularną nazwą obrazu była Dama z łasiczką, a gronostaj jest gatunkiem łasicy w szacie zimowej. Portret to nie tylko przedstawienie kobiety ze zwierzątkiem, ale także zbiór kilku symboli, które budują narrację dzieła poza jego warstwą estetyczną. Łasica jest symbolem rozwiązłości, natomiast gronostaj w dawnej emblematyce, czyli nauce odczytującej symbole, oznaczał czystość. Zwierzę było znane ze swojej odrazy do brudzenia się, a dewizą zapisaną w Orderze Gronostaja były słowa: Lepiej umrzeć, niż się splamić. W 1488 roku Ludovica Sforza otrzymał od króla Neapolu tytuł rycerza Zakonu Gronostaja. Zwierzątko w rękach Cecylii może być zatem odczytywane jako gronostaj łączący swoją symboliką księcia Ludovica z młodą kochanką oraz jako oznaka czystości, bo portret pięknej dziewczyny nie ma w sobie erotyzmu.
Jako ciekawostkę przytoczę jeszcze inną hipotezę, niegdyś opublikowaną. Portret miał nawiązywać do spisku przeciwko Galeazzo Marii Sforzy (brata Ludovica), a dziewczyna miała być jego córką Cateriną. Naszyjnik z czarnych korali nawiązywał do żałoby po ojcu, zaś gronostaj był przypomnieniem herbu Giovanniego Andrei da Lampugnano, zabójcy Sforzy z 1476 roku. 

Młoda kochanka księcia 

Cecylia Gallerani (1473 – 1536) przyszła na świat w skromnej rodzinie w Sienie. Jako dziesięciolatka została zaręczona z Giovannim Stefano Viscontim. Niestety, bracia zawłaszczyli jej posag i cztery lata później narzeczeństwo zostało zerwane. Przybyła na mediolański dwór jako nastolatka i została kochanką księcia regenta, Ludovica Sforzy zwanego Il Moro. Była podobno jedną z najbardziej uroczych kobiet na zamku, lubianą i szanowaną, a poza urokiem słynęła z mądrości i wykształcenia. Znała łacinę i grekę, pisała wiersze, porównywano ją do Safony, potrafiła prowadzić poważne dysputy. W maju 1491 roku urodziła syna, Cesare. Było to już już po ślubie Ludovica z Beatrycze d’Este. Książę obdarował ją posiadłościami ziemskimi w Pawii i Saronno, ale już niedługo później, w styczniu 1492 roku wydał ją za mąż za hrabiego Carminati-Bergamini . W prezencie ślubnym (z przeznaczeniem dla syna, Cesare) podarował pałac Carmagnola. 

Losy obrazu po rozstaniu Cecylii z księciem Mediolanu

Cecylia przenosząc się do pałacu Carmagnola zabrała portret ze sobą. Wiele lat później, zabiegająca o względy Leonarda Izabela d’Este prosiła w liście o przesłanie obrazu. Zachowała się korespondencja dwóch pań. List z 26 kwietnia 1498 zawiera prośbę: wspomniawszy, że portretował on [Leonardo] Was z natury, prosimy, abyś zechciała (…) przesłać nam ten swój portret, bowiem poza tym, że zaspokoi to naszą chęć porównania [Izabela chciała porównać malarstwo Leonarda do innych swoich dzieł], również chętnie ujrzymy Wasze oblicze (…). Signora Bergamini odpisała, że wysyła portret, a tym chętniej jeszcze bym to uczyniła, im bardziej byłby on do mnie podobny (…). Jak wyjaśniła w dalszej części listu, po latach nie przypominała już dziewczyny  z portretu. Obraz został zwrócony przez Izabelę i pozostał w pałacu Cecylii do jej śmierci w 1536 roku. Ale od tego czasu do końca XVIII wieku dzieło nie widnieje w żadnych dokumentach. Jest wzmianka w inwentarzu rzymskiej kolekcji rodu Farnese z 1644 roku o obrazie Perugina (?) zatytułowanym Czystość z gronostajem na rękach. Dopiero bibliotekarz z muzeum w Mediolanie, w 1804 roku zanotował, że kopia portretu znajduje się w zbiorach muzealnych, ale jego oryginał sto lat wcześniej widziano podobno u markiza Bonasana. W 1900 roku lwowski historyk sztuki, Bołoz-Antoniewicz opublikował tekst, w którym stwierdził, że portret uznany za badaczy za zaginiony to z wielkim prawdopodobieństwem dzieło znajdujące się u Czartoryskich w Krakowie. Obraz został zakupiony jako oryginalne dzieło Leonarda przez syna Izabeli Czartoryskiej, Adama Jerzego. Nie znamy dokładnych okoliczności zakupu. Księżna umieściła dzieło w Puławach, w Domku Gotyckim i sporządziła jego opis wyjaśniając, że syn nabył dzieło w Italii i że jest to portret autorstwa Leonarda d’Avinci  przedstawiający kochankę króla Francji, Franciszka I zwaną La Belle Ferronière, żonę kupca żelaznego. Kiedy po powstaniu listopadowym Czartoryscy uciekli do Paryża, obraz znalazł się z nimi w Hotel Lambert, ale nikt z francuskich badaczy nie wspominał o dziele Leonarda w Paryżu, musieli zatem trzymać portret w ukryciu. Jest to o tyle prawdopodobne, że Paryż był wówczas żywo zainteresowany sztuką, a w 1869 roku opublikowano wielką monografię Leonarda. Brak wzmianki o Damie z gronostajem świadczy o tym, że Czartoryscy, chociaż udzielający się towarzysko, nie ujawnili informacji o posiadanym dziele. Precyzując, autor wspomniał portret wśród dzieł zaginionych. Po wojnie pruskiej Dama z gronostajem wróciła do Polski, ale już do Krakowa, gdzie syn Adama, Władysław założył muzeum. Dopiero wówczas obrazem zajęli się badacze z różnych krajów. Od czasu pierwszej wojny światowej, kiedy Dama dla bezpieczeństwa przebywała w Dreźnie, poznało ją wielu historyków włoskich i niemieckich i od 1916 do 1942 roku ukazało się mnóstwo publikacji świadczących za lub przeciw Mistrzowi z Vinci. W 1920 roku obraz wrócił do Krakowa. Podczas drugiej wojny światowej Dama ponownie opuściła Polskę. Najpierw najcenniejsze obiekty krakowskie przewieziono do Sieniawy, ale hitlerowcy odkryli kryjówkę i Dama…, Portret z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta oraz Portret młodzieńca Rafaela zostały wywiezione do Niemiec i krótko prezentowane w Kaiser Firedrich Museum w Berlinie. Jednak już w 1940 roku dzieło Leonarda ponownie trafiło do Krakowa, do siedziby gubernatora, Hansa Franka, na Wawelu, następnie na na Śląsk i Bawarię. Dzieło w 1945 roku odzyskały dla Krakowa wojska amerykańskie tzw. Obrońcy Skarbów. Podczas dwóch wystaw – w 1952 w Warszawie i w 1961 w Krakowie – opublikowano badania na temat stroju, uszytego zgodnie z modą hiszpańską i naszyjnika wykonanego z popularnych wówczas czarnych bursztynów. Datę powstania obrazu ustalono na 1490 rok. Zwrócono także uwagę na czarne hafty i węzły na rękawach stroju. Motyw inspirowany sztuką orientalną był powtarzany w rysunkach Leonarda zdobiących jego notatki od 1480 roku. 

Technika wykonania

Obraz ma wymiary 54,8×40,3 centymetra i został namalowany farbami olejnymi na desce orzechowej  zagruntowanej bielą ołowiową. Leonardo zastosował metodę laserunku, co oznacza wielokrotne nakładanie cienkich warstw farby i ostateczne uzyskanie gładkiej powierzchni, często z widocznym śladem pędzla na powierzchni. Błękitem jest droga ultramaryna, barwy pochodzące od brązu są pochodzenia organicznego, zaś pozostałe kolory mają w składzie tlenki żelaza. Liczne badania dowiodły, że Leonardo malował obraz dwiema rękami.
Kilka studiów rysunkowych można uznać za szkice do obrazu. Studium rąk oraz szkic torsu kobiecego rysowany czerwoną kredą ze zbiorów biblioteki Windsoru oraz studium głowy anioła ze zbiorów turyńskich z charakterystycznym, miękkim skrętem ciała są najbardziej prawdopodobnymi próbami Leonarda. Czarne tło jest efektem przemalowania, prawdopodobnie w latach 1799-1800. Pierwotnie w tle znajdował się pejzaż, a prześwietlenia obrazu wskazują zarys okien lub logii, nieco przypominających architekturę z obrazu Madonna Benois z Ermitażu. Numery inwentarzowe na rewersie i napis w lewym górnym rogu: LA BELLE FERONIERE. LEONARD D’AWINCI pochodzi z czasów, kiedy obraz przygotowywano do ekspozycji w Puławach. Istnieje także hipoteza, że przemalowania dokonał Eugene Delacroix, który przyjaźnił się z Adamem Czartoryskim.  

Unikalna poza, zgoda na życie

Leonardo stworzył unikalną pozę, o tułowiu miękko obracającym się za głową, organicznym ciele, nie posągowym, jak wiele innych portretów dam z czasów renesansu, ale eterycznym i żywym. Spojrzenie młodej Cecylii jest poważne, starsze, niż jej ciało. Jest w jej oczach zgoda na życie, na otoczenie. Wiemy, że żyła w doskonałych warunkach bogatego dworu, że była kochana i podziwiana, ale mimo to, spójrzcie w jej oczy. To kobieta bez pretensji do życia, coś w jej twarzy każe mi sądzić, że miałaby takie same łagodne ruchy i zgodę, gdyby jej życie potoczyło się inaczej. Harmonia, jedna z idei renesansu, tak pożądana dzisiaj i poszukiwana w jodze, medytacji, muzyce tybetańskich gongów jest w pozie i spojrzeniu Cecylii. Popatrzcie na nią i uczcie się widzieć, nie tylko patrzeć. Sztuka jest medytacją i ukojeniem.

Jak przetłumaczyć na język polski włoskie słowo „magari”?

0

Zacznijmy może od stwierdzenia, że termin ten nie ma jednego stałego odpowiednika – jego znaczenie w dużej mierze zależy od kontekstu. Niekiedy wystarczy dość szczególna intonacja podczas jego wymawiania, by jego tłumaczenie na język polski uległo zmianie. Przyjrzyjmy się najbardziej typowym sytuacjom, w których używa się tego wyrażenia.

1.Vuoi venire al cinema con me? (Chcesz pójść ze mną do kina?)
Non posso, devo studiare, magari un’altra volta. (Nie mogę, muszę się uczyć, może innym razem.) Oto i nasz pierwszy przykład – w tym przypadku włoskie synonimy magari to forse, probabilmente (może, prawdopodobnie). Innym przykładem na to konkretne użycie niech będzie: Domani farà bel tempo; magari vado a fare una passeggiata al mare. (Jutro będzie ładna pogoda, może wybiorę się na spacer nad morze.)

2. Magari może również wprowadzać zamiar wyrażenia bardzo mocnego życzenia; czegoś, czego bardzo pragniemy i chcemy, by się stało. Marco, è tua quella bella macchina? (Marco, czy ten piękny samochód jest twój?) Marco odpowiada: Magari! Io giro in bicicletta. (Fajnie by było! Ja jeżdżę rowerem.) W tym przypadku wyraz magari ma domyślne znaczenie: “[dobrze/fajnie by było,] gdyby tak właśnie było”. Zatem jeśli używamy magari w tym właśnie kontekście, musimy pamiętać, że – by wprowadzić całe zdanie – należy użyć trybu congiuntivo. Inny przykład: Devo lavorare con questa bella giornata, magari potessi andare al mare. (Muszę pracować w ten piękny dzień, gdybym tylko mógł pojechać nad morze.) Gdy natomiast używamy magari w pojedynkę (w znaczeniu “gdyby tak było”), musimy zwrócić uwagę na odpowiednią intonację. Jeśli jest ona rosnąca, nasza reakcja na daną propozycję jest entuzjastyczna (Mangiamo una pizza? Magari – Zjemy pizzę? Fajnie by było… [w znaczeniu CHĘTNIE]). Jeśli natomiast ton jest opadający, wyrażamy tym samym pewną niemożność, reagujemy ironicznie na daną propozycję (Domani è domenica, possiamo dormire fino alle 11 – Eh, sì. Magari – Jutro jest niedziela, możemy spać do 11. – Taaa, fajnie by było…). [Odpowiadając w ten sposób, dobrze wiem, że MUSZĘ iść do pracy i NIE mam wcale wolnego dnia.]

3. I w końcu mamy magari, które w niektórych kontekstach może znaczyć “nawet, aż, też” (włoskie synonimy: perfino, addirittura, anche). Weźmy następujący przykład: Domani andiamo tutti insieme a mangiare dalla nonna – E stavolta magari viene nostro cugino. (Jutro idziemy wszyscy na obiad do babci. Tym razem będzie też nasz kuzyn.) Inny przykład: Giorgio è stato scoperto con le mani nel sacco – Vediamo, lui è capace magari di negare tutto, anche l’evidenza. (Giorgio został przyłapany na gorącym uczynku. Zobaczymy, co powie, jest on w stanie wszystkiemu zaprzeczyć, nawet oczywistym dowodom.)

Caponata z czerwonym dzikim ryżem

0

Porcja dla 3 osób.

Składniki:

  • 130/150 g czerwonego dzikiego ryżu (ryżu z pełnego ziarna)
  • 1 duża biała cebula
  • 4 małe cebulki borettane
  • 2 żółte papryki
  • 1 duży bakłażan
  • 50 g oliwek cerignola
  • 50 g czarnych oliwek
  • 20 g kaparów, najlepiej marynowanych w soli
  • 10 g szczypiorku
  • 1 łyżka cukru
  • pół szklanki octu balsamicznego
  • 2 liście laurowe
  • oliwa wg uznania, do smażenia i doprawienia potrawy
  • sól, pieprz wg uznania

Sposób przygotowania:

Wlać do garnka 1 ½ litra wody i doprowadzić do wrzenia, posolić i wrzucić ryż, gotować przez około 40 min. W tym samym czasie pokroić cebulę w drobne paseczki i lekko poddusić na średnim ogniu w oliwie z oliwek z pierwszego tłoczenia; w połowie gotowania dodać cukier i ocet; kontynuować gotowanie tak, aby wchłonął się cały ocet; dodać wcześniej odsolone w ciepłej wodzie oliwki i kapary; dalej gotować przez 5/6 min. aż do  momentu, kiedy cebule będą dobrze ugotowane; zabrać z ognia i odłożyć.

Pokroić bakłażana w kostkę i podsmażyć w dużej ilości rozgrzanej oliwy, ewentualnie na kilka razy; jak tylko zaczną nabierać złotego koloru, zdjąć z ognia i ułożyć je na ręczniku papierowym; lekko posolić.

Pokroić paprykę w trójkąciki, rozłożyć na patelni z odrobiną oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia, najlepiej ułożyć miąższem w dół; gotować na małym ogniu i lekko posolić.

Wziąć cebulę z oliwkami i kaparami, bakłażana i paprykę, i wrzucić na patelnię, doprawioną liścmi laurowymi i pieprzem, dodać soli, przez kilka minut mieszać tak, aby składniki delikatnie się połączyły.

Gdy ugotuje się ryż, odcedzić go i doprawić oliwą z oliwek z pierwszego tłoczenia, posiekanym szczypiorkiem i odrobiną pieprzu. Podawać na talerze, oddzielając ryż od caponaty, udekorować wg upodobania.

To danie jest bardzo smaczne, świeże i letnie, powinno być podawane w temperaturze pokojowej. Osobliwością jest to, że nie zawiera ani białka zwierzęcego, ani glutenu. Świetnie nadaję się dla chorych na celiakię i wegan (czerwony dziki ryż jest z pełnego ziarna). Poleca się podawanie z młodym  białym winem owocowym, doskonale smakuje też ze świeżymi pikantnymi serami.

BIOGRAFIA: 

Amedeo Piovesan, od dzieciństwa kultywuje sztukę kulinarną tworząc przepisy pod pseudonimem “Amex Chef”, już  w wieku 9 lat kucharzył eksperymentując z nowymi przepisami, jak na przykład risotto z poziomkami w occie z winem czerwonym. Pomimo wielu propozycji otworzenia restauracji, jakie otrzymał, dla Amexa kuchnia była zawsze tylko hobby. Za każdym razem, gdy ktoś go pyta: “więc kiedy otwierasz restaurację?”, odpowiedź jest zawsze taka sama: „może kiedy pójdę na emeryturę, kuchnia to dla mnie pasja, jeśli zmusiłbym się do spędzenia  w niej 300 dni w roku, przestałaby nią być!”. W ciągu czterdziestu lat organizował i uczestniczył w kolacjach tematycznych, w zawodach kulinarnych w weneckich willach i restauracjach, takich jak Osteria Speroni w Padwie, da Alfredo w Treviso, Harry’s bar w Asiago. W latach 90. stworzył i zarządał przez długi czas klubem enogastronomicznym “Il Club del Gambero Allegro”, który zrzeszał ponad 200 członków, pasjonatów i kultywatorów enogastronomii włoskiej. Od jakiegoś czasu współpracuje w Polsce z szefami kuchni ze znanych polskich restauracji, proponując im, wraz z Del-Italy, wyśmienite produkty gastronomiczne służące do tworzenia ściśle włoskiego menu.

www.facebook.com/DelItalyPL

Być jak Giulietta Masina

0

Już 20 stycznia obchodzić będziemy 100. rocznicę urodzin Federica Felliniego. Z tej okazji w Kinie Iluzjon ukaże się monodram „Nie lubię pana, panie Fellini” w reż. Marka Koterskiego, który zainicjuje retrospektywę filmów FeFe. W rolę Giulietty Masiny – żony wielkiego reżysera – wcieliła się Małgorzata Bogdańska, z którą rozmawiamy o fascynacji włoską aktorką i o przesłaniu teatru, którego wszystkie rekwizyty mieszczą się w jednej małej walizce.

Czym jest Teatr w walizce? Czyj to pomysł?

Właściwie to chyba nasz wspólny.

Czyli Twój i Twojego męża, Marka Koterskiego?

Tak. Chociaż myślę, że bardziej Marka. Po dwudziestu pięciu latach etatu w Teatrze Ochoty zostałam nagle wolnym strzelcem i wtedy właśnie mój mąż zaczął mnie namawiać na monodram. Kiedyś, na wczasach, Marek zaczął czytać „Moją drogą B.”, książkę Krystyny Jandy i stwierdził, że to świetny materiał na monodram, podróż przez życie, opowieść o kobiecie, która żyje na 100% Kiedy spektakl zaczął jeździć z teatrem w walizce, od razu zaczęłam wybierać miejsca charytatywne: więzienia dla kobiet, poprawczaki dla dziewcząt, ośrodki dla narkomanów, szpitale psychiatryczne (w szpitalu w Pruszkowie jest świetna scena). Jeżdżąc tak po Polsce zrozumiałam, że ważniejsze jest dla mnie dawanie niż branie. Często były to miejsca bez scen, gdzie grałam wśród publiczności, czyli będąc dwadzieścia centymetrów od widzów. Poczułam, że chcę dotrzeć z Teatrem w walizce wszędzie tam, gdzie ludzie nie mają możliwości obcowania ze sztuką czy z literaturą, z tym, czym jest teatr, a teatr bez widza nie istnieje.

Czyli Teatr w walizce to teatr obwoźny, ale w największej pigułce? Wyjaśnijmy: w walizce trzymasz wszystkie rekwizyty.

Tak. Marek powiedział kiedyś: “Pusta scena, na niej kobieta z walizką, a cały kosmos jest w codzienności”. Czyli ta codzienność jest zawarta w pigułce. W „Mojej drogiej B.” jest czerwona walizka, w „Nie lubię pana, panie Fellini” jest biała walizka, ponieważ cały monodram jest zrobiony w czarno-białej konwencji, nawiązującej do czarno-białego kina. Jednak wystawiamy też na scenach typowo teatralnych. Najmocniej jesteśmy związani z Teatrem Druga strefa oraz z Dziką Stroną Wisły.

Skąd ten wybór? Fellini, a właściwie Giulietta Masina?

Zaczęło się od tego, że chciałam zrobić spektakl o mojej ukochanej włoskiej aktorce. Zaczęłam szukać materiałów na ten temat. Wciągnęłam męża w świat Giulietty, pojechaliśmy w podróż jej śladami. Odwiedziliśmy Rzym, Rimini, byliśmy na cmentarzu, złożyłam kwiaty na grobie Federico i Giulietty, byliśmy w kościołach, gdzie odbyły się nabożeństwa pogrzebowe obojga małżonków, przeszliśmy Via Margutta, Via Veneto. Chciałam zobaczyć wszystkie miejsca związane z Fellinim i Masiną. To wszystko bardzo mnie zbliżało. Będąc w Rimini zrobiłam happening w małym ulicznym cyrku. Założyłam nos clowna.

Wystąpiłaś w stroju Gelsominy?

Tak! Od zawsze fascynował mnie zawód clowna. 

Miałaś pozytywne skojarzenia z clownem?

Tak! Ja zawsze bardzo chciałam pójść do cyrku i zostać clownem. Zresztą, przygotowując się do roli, chciałam wziąć kilka lekcji w szkole cyrkowej w Warszawie, ale okazało się, że od kilku lat klasa clownów nie jest prowadzona, ponieważ nie ma zapotrzebowania. Przygotowując monodram dowiedziałam się, że Fellini był zafascynowany clownem. Twierdził, że jest on największym artystą wśród aktorów.

Z tego, co mówisz, powstawanie monodramu to bardzo bogaty proces.

Dla Giulietty nauczyłam się grać na trąbce, zaczęłam też uczyć się włoskiego, stepowania. Postanowiłam szukać materiałów, na podstawie których potem Marek Koterski zrobił adaptację. Obejrzałam dokument „Giulietta Masina, siła uśmiechu”. Szukając informacji w internecie, w książkach, zaczęłam poznawać bolesne fakty z jej życia. Czytając wywiad z Sandrą Milo, dowiedziałam się, że w pewnym momencie życia Masinę dopadła ogromna zazdrość. Niebezpodstawna, zresztą. Wyobraźmy sobie, co musiała czuć aktorka, laureatka dwóch Oskarów, żona reżysera, która idzie w odstawkę, bo jej mąż, geniusz filmowy poświęca się filmom, w których obsadza posągowe piękności. Zaczęło mnie nurtować to, co musiała czuć ona jako kobieta, żona i aktorka. Tragizmu jej postaci dopełniała historia jej macierzyństwa, ponieważ pierwszą ciążę Masina poroniła po tym, jak upadła ze schodów, a jej drugie dziecko umarło w wieku trzech tygodni. O tym wszystkim widz dowiaduje się śledząc monodram.

Masina żyje z geniuszem, ich związek postrzega jako miłość doskonałą i w zasadzie opowiadając historię swojej miłości od samego początku stawia siebie niżej, a Felliniego broni i tłumaczy.

Gdy się poznali, on był już znanym pisarzem, autorem słuchowisk radiowych (w jednym z nich zagrała właśnie Giulietta). Fellini zawsze mówił, że jego żona była jego największą inspiracją, że bez niej on by tych filmów nie stworzył, że ona mała w sobie i to dziecko, i to zwierzątko, i tę prawdę, za to także ją ceniono. Masina była kochana przez publiczność. Mówi się wręcz, że Fellini był zazdrosny, bo ją na ulicy wszyscy rozpoznawali, zaczepiali.

Ale nie dostrzegasz w jej postaci pewnego deficytu kobiecości? W spektaklu padają nawet takie słowa: „Zawsze byłam dziewczęca, wszyscy traktowali mnie jak dziewczynkę i od zawsze nazywano mnie Giuliettą”, czyli Julcią.

Masina cierpiała widząc, jak jej mąż obsadza w głównych rolach posągowe piękności, symbole włoskiego seksapilu. Jej samej przypadały w udziale role kobiet wystraszonych, zahukanych.

Zamiast szpilek Fellini ubierał ją w tenisówki i skarpetki. Sądzę, że każda kobieta może odpowiedzieć sobie na pytanie, jak by się czuła. Także jako aktorka, która już nie gra i widzi męża otaczającego się pięknościami. Jako żona reżysera mogę powiedzieć, że byłoby to dla mnie… bardzo trudne. Ona go zawsze tłumaczyła, twierdząc że Federico jest jak dziecko. A była to bardzo inteligentna kobieta. Skończyła filozofię, była bardzo wierząca. Czasami tak sobie myślę: w jej czasach rozwody nie były powszechnym rozwiązaniem, ale czy gdyby nie było to łatwiejsze, czy Masina nie rozstałaby się z Fellinim? To tylko dywagacje. W rzeczywistości przeżyli ze sobą 50 lat.

Mówiłaś o silnych emocjach w kontakcie z widzem. Chociaż przyjęło się uważać, że monodram to monolog, moim zdaniem w tym rodzaju sztuki najmocniej konstruuje się dialog między aktorem a widzem. Co mówisz w spektaklu „Nie lubię pana, panie Fellini”?

Tworząc ten spektakl zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że połowa widzów nie będzie nawet wiedziała, kim była Giulietta Masina, troszkę mniejsza część nie będzie wiedziała, kto to jest Fellini… Ja uważam, że każdy powinien sobie wynieść z tego spektaklu to, co go najbardziej dotknie. Dla mnie jest to rzeczywiście bolesna opowieść o kobiecie, która bardzo kochała, była bardzo oddana, ale w tym małżeństwie była bardzo skrzywdzona. Słuchając opowieści bohaterki o jej bogatym życiu, śledząc jej przemianę, od beztroskiej dziewczynki po zranioną dojrzałą kobietę, która musi stanąć do konfrontacji z prawdą o swoim życiu, z pewnością wiele osób odnajdzie swój skrawek historii i utożsami się z nią.

Łączysz swoje plany zawodowe z Włochami?

Tak. Mam takie magiczne pudełko, włożyłam do niego płytę z filmem „Ginger i Fred”, zdjęcia z Włoch, wszystko o Teatrze z walizce i nagle wszystko zaczęło się układać w całość. Poznałam aktorkę Karolinę Porcari, która zaprosiła mnie do udziału w sztuce „Zła matka”. W maju spektakl ten zostanie wystawiony w ramach projektu teatralnego „Strade Maestre” w Lecce. Pojawiły się także pewne plany związane z Turynem i wygląda na to, że spełnię jedno ze swoich największych marzeń, zagram „Nie lubię pana, panie Fellini” we Włoszech. Co prawda nie po włosku, musiałabym znać bardzo dobrze język, żeby oddać te wszystkie emocje i chociaż mam włoski temperament, mocno gestykuluję, jestem otwarta, język włoski jest dla mnie wciąż obcym językiem. Ale kto wie, może jakichś fragmentów się nauczę, na przykład cytatów z filmów, które padają na scenie w trakcie wystawiania monodramu: z „La strada”, „Noce Cabirii”, „Ginger i Fred”.

Czyli kolejny etap to Turyn?

Tak, w Cinema Massimo w Turynie. We wrześniu 2018, w ramach festiwalu, odbędzie się również przegląd filmów mojego męża Marka Koterskiego i Federico Felliniego. Ich nazwiska spotykają się nie po raz pierwszy w kontekście festiwalowym. W 2004 Marek został wyróżniony nagrodą Wielki FeFe za całokształt twórczości na festiwalu filmowym dedykowanym właśnie Felliniemu.

Macie we mnie wiernego widza i chętnie pojadę do Turynu, żeby zobaczyć Ciebie na tamtejszych deskach!

XV Konkurs Włoskiej Sztuki Kulinarnej „Arte Culinaria Italiana”

0

XV Konkurs Włoskiej Sztuki Kulinarnej „Arte Culinaria Italiana”
13-15 marca 2020 roku
Słoneczny Zdrój Hotel Medical SPA & Wellness Busko -Zdrój

Konkurs odbędzie się w dniach 13-15 marca 2020 roku:
 13 marca 2020 roku o godzinie 20:00 w Hotelu Słoneczny Zdrój Medical SPA &Wellness – odprawa ekip startujących z Jury – sala konferencyjna Buska
 14 marca 2020 roku o godzinie 8:30 oficjalne rozpoczęcie konkursu w Restauracji Ponidzie w Hotelu Słoneczny Zdrój Medical SPA &
Wellness
 14 marca 2020 roku od godziny 9:00 do godziny 16:00 w Restauracji Ponidzie w Hotelu Słoneczny Zdrój Medical SPA & Wellness –
zmagania konkursowe.

Celem głównym konkursu jest wykazanie się znajomością w przygotowaniu dań kuchni włoskiej :

  • pierwszego dania konkursowego – makaron marki Perino,
  • drugiego dania konkursowego – danie mięsne – polędwica Wellington z wykorzystaniem polędwicy wołowej marki Sokołów
  • trzeciego dania konkursowego – deseru z wykorzystaniem płynnej bazy deserowej marki Debic oraz z wykorzystaniem innych dowolnych produktów włoskich zachowując zasady kulinarne obowiązujące w kuchni włoskiej.

W konkursie może uczestniczyć 12 ekip kucharzy w składzie dwuosobowym.
Uczestnikami konkursu mogą być kucharze pracujący aktualnie w zawodzie bez względu na zajmowane stanowisko i wiek. Bardzo mile widziane będą ekipy z udziałem kobiet. Ekipa reprezentuje macierzysty zakład pracy tj. restauracje i restauracje hotelowe. Wszyscy uczestnicy konkursu muszą pracować zgodnie ze swoimi kwalifikacjami w zakładach gastronomicznych, które dokonały zgłoszenia, aż do momentu rozstrzygnięcia konkursu.

Wszystkie zgłoszenia należy przesyłać nie później niż do dnia 07 lutego (piątek) 2020 roku na adres e-mail : konkurs@giancarlo.pl DW : szulba@tlen.pl .
Zgłoszenie należy przesyłać na druku zgłoszeniowym wraz z opisem technologicznym oraz wyraźnym zdjęciem wykonanych potraw (wersje
edycyjne typu AI, PSD, CDR, PDF lub popularne JPG w dużej rozdzielczości).

Formularz ze zgłoszeniem uczestnictwa należy wypełnić tak, aby zawierał czytelne imię i nazwisko wraz z numerem telefonu i mailem,
pełna nazwę zakładu zgłaszającego swojego uczestnika oraz wszystkie wymagane dane w zgłoszeniu. Wraz ze zgłoszeniem należy dokonać akceptacji treści niniejszego regulaminu. Druk zgłoszenia dostępny jest na stronach patronów internetowych : www.newsgastro.pl , www.papaja.pl, www.gastrona.pl, www.kucharze.pl

Nagrody:

Jury Profesjonalne przyzna I, II i III miejsce na podstawie łącznej ilości punktów za które zostaną przekazane nagrody m.in.:
I miejsce: Puchar Konkursowy fundatora marki Kapitan Pirat, Puchar Stowarzyszenia Kucharzy Polskich, medal Ogólnopolskiego
Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni, zaproszenie do udziału w Tagach Bellavita Expo Warsaw 2020 -live cooking, Global Zestaw Szefa Kuchni- 7 stalowych noży ufundowany przez firmę Perino, voucher od firmy Prymat na kwotę 1000 zł, upominki od firmy Alva, upominki od firmy Monini, upominki od firmy Sokołów
II miejsce: Puchar Konkursowy fundatora marki Kapitan Pirat, medal Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni, zaproszenie do
udziału w Tagach Bellavita Expo Warsaw 2020 -live cooking, Tamahagane Tsubame Black Zestaw 2 noży ufundowany przez firmę Perino, voucher od firmy Prymat na kwotę 800 zł, , upominki od firmy Alva, upominki od firmy Monini, upominki od firmy Sokołów
III miejsce: Puchar Konkursowy fundatora marki Kapitan Pirat, medal Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szefów Kuchni i Cukierni, zaproszenie do
udziału w Targach Bellavita Expo Warsaw 2020 -live cooking, Nagomi Maru Zestaw 2 noży Santoku i uniwersalny ufundowany przez firmę
Perino, voucher od firmy Prymat na kwotę 500 zł, , upominki od firmy Alva, upominki od firmy Monini, upominki od firmy Sokołów

Aktualizacje informacji konkursowych oraz program imprezy będą
opublikowane na FP konkursowym : www.facebook.com/arteculinariaitalianapl/

Regulamin_profesjonalisci_2020
Arte Culinaria Oświadczenie
DESER- receptura 2020
MAKARON- receptura 2020

Florencja, czyli podróż wehikułem czasu!

0

Włoskie miasta zdecydowanie nie należą do banalnych. Można nazwać je pewnego rodzaju wehikułem czasu, który pozwala nam przenieść się w przeszłość,  lub zwierciadłem, ukazującym nam przeszłe epoki na tle nowoczesnej teraźniejszości. Pewnym jest, że dają nam możliwość zanurzenia się w zupełnie innej, zachwycającej rzeczywistości, w której pragnęłoby się pozostać. Spacerując po Florencji warto zdać sobie sprawę, że wśród milionów stóp depczących florencki bruk, część śladów należy do stąpających niegdyś po nich Dantego Alighieri czy Michała Anioła, ponieważ wówczas zatrzymujemy się, oddychamy pełną piersią i, rozglądając się dookoła, prawie odczuwamy ich obecność. Spoglądamy na Florencję zupełnie innym okiem, a nasza wizyta nabiera zupełnie innego charakteru. 

Niesamowitą rzeczą we Włoszech jest fakt, że zawsze wychodząc z budynku stacji kolejowej, kierując się intuicją można dotrzeć do turystycznego celu, czyli centrum miasta. Mekką florenckich turystów jest przede wszystkim Piazza del Duomo, na którym znajduje się Cattedrale di Santa Maria del Fiore, jedna z największych świątyń chrześcijańskich, zbudowana na miejscu wcześniejszej Katedry Santa Reparata z IV wieku. Ogrom świątyni robi wrażenie na każdym zwiedzającym i mimo wielu prób i chęci, ciężko było mi objąć ją całą obiektywem aparatu. Warto zwrócić również uwagę na szczegóły fasady (pierwotnie zaprojektowanej w stylu gotyckim, jednak jej obecny wygląd w stylu neogotyckim jest efektem dziewiętnastowiecznych przeróbek), wykonanej z marmuru. Na szczycie Santa Maria del Fiore znajduje się ogromna kopuła zaprojektowana przez Filippo Brunelleschiego, na którą można się wspiąć, aby podziwiać zachwycającą panoramę całego miasta i na której wzorował się sam Michał Anioł projektując kopułę Bazyliki św. Piotra. Na placu, obok świątyni, znajduje się również dzwonnica Giotta i baptysterium św. Jana, po którego wschodniej stronie znajdują się wykonane z brązu i pozłacane Drzwi Raju, (nazwane tak przez Michała Anioła, natomiast wykonane przez Lorenzo Ghibertiego w I poł. XV w.) na których znajdują się płaskorzeźby przedstawiające sceny ze Starego Testamentu.

Natomiast najważniejszym punktem na mapie Florencji, bez którego wizyta w tym mieście nie może się zakończyć, jest Piazza della Signoria, nazwana także sercem Florencji. Znajdują się tam bowiem sławne Palazzo Vecchio, a także Galeria Uffizi, jedno z najsławniejszych muzeów, w którym podziwiać możemy między innymi dzieła Leonarda Da Vinci, Caravaggia, Cimabue, a także Rubensa czy Rembrandta. Przed Palazzo Vecchio stoi między innymi kopia posągu Michała Anioła, Dawid, który uzmysławia nam nieskończoność potencjału ludzkich możliwości w tworzeniu dzieł sztuki, którą, wydawać by się mogło, w dzisiejszych czasach niemożliwym jest odnaleźć. Z Piazza della Signoria już tylko parę kroków dzieli nas od najsławniejszego mostu w Toskanii, czyli Ponte Vecchio. 

Przechodząc przez Ponte Vecchio czuję się prawie jak na Ponte Rialto (co prawdopodobnie było tylko złudzeniem przez ślepą miłość, jaką darzę Wenecje i całkowite jej oddanie, przez które mam wrażenie, że wszystkie inne miasta tworzone są na jej obraz i podobieństwo): idąc środkiem mostu po obu stronach kłaniają się ku nam i mnożą butiki jubilerów, natomiast gdy zdecydujemy się na spacer jedną z jego zewnętrznych stron, możemy podziwiać rzekę Arno i towarzyszące jej po bokach florenckie kamieniczki. Widok ten jest niesamowicie piękny i romantyczny o zachodzie słońca, dzięki któremu woda i palazzi są oświetlane ciepłym, pomarańczowym światłem.  

Na koniec perełka dla miłośników literatury pięknej, zwłaszcza dawnej i zwłaszcza włoskiej. Przy via Santa Margherita, w kamienicy, w której ponoć urodził się jeden z najsławniejszych twórców literatury włoskiej, znajduje się muzeum Casa di Dante, poświęcone życiu i twórczości autora „Boskiej Komedii”. Dodatkową ciekawostką jest fakt, iż na bruku przy kamienicy wyrzeźbiona została twarz samego Dantego, którą jednak dostrzec można dopiero po oblaniu jej wodą. 


Aby rzucić ostatnie spojrzenie na całą Florencję, warto udać się na oddalone nieco od centrum Piazzale Michelangelo, poświęcone Michałowi Aniołowi, którego Florentczycy widocznie sobie upodobali. Na placu znajduje się kolejna kopia sławnego posągu Dawida, otoczonego kopiami czterech alegorii z Kaplicy Medyceuszy.  Jednak rzeczą, która zapiera dech w piersiach nie jest ów posąg, a panorama całego miasta, jaka rozpościera się przed oczami zwiedzających. Oddając w ten sposób ostatnie spojrzenie na miasto warto uznać je za obietnice rychłego powrotu, bo Florencja to jedno z miast, które odkrywa się powoli i niekiedy przypadkiem, a jeden dzień to zdecydowanie za mało, aby w pełni zobaczyć i docenić to miasto, które każdy miłośnik sztuki, architektury, literatury i wszystkiego, co włoskie powinien odwiedzić. 

Dzieła Alexa Urso ogląda się od środka

0

Alex Urso, artysta z Marche, urodzony w 1987 roku, żyje i pracuje między Mediolanem a Warszawą.
Tak o jego sztuce mówi Solidea Ruggiero:

Ciągła potrzeba przemieszczania się pomiędzy różnymi środkami wyrazu ze świadomością, że to właśnie ich różnorodność zawiera w sobie artystyczną wiarygodność całości, jak gdyby każde nowe rozwiązanie powiązane było z kolejnym. Dostrzec sens i skłonić się ku różnorodności interpretacji.  Widz powinien uzmysłowić sobie, że to, czego jest świadkiem nie może być oglądane tylko w sposób frontalny, ale także domaga się uwagi ze wszystkich stron. Nie wystarczy na nie patrzeć, trzeba je dostrzec. Dzieła Alexa Urso ogląda się od środka. 

Podstawowym elementem prac jest mała alkowa, której wyraz nadaje scenografia wykonana z zużytych przedmiotów (przez innych nazywanych „odpadami”), które Alex czyści i ożywia, tworząc obrazy pełne dynamiki i sugestii, pełne rozbrajających podtekstów, surrealistyczne, wykończone starannie, z największą z możliwych precyzją. Wszystkie prace Urso są personifikacją pewnej myśli splecionej z niezwykłym liryzmem, który za każdym razem nadaje postaciom coraz to innego wyrazu. Sam artysta ma wykształcenie filozoficzno-literackie i artystyczne, niezwykle przydatne dla jego twórczości (najpierw ukończył literaturę współczesną na Uniwersytecie w Maceracie, a następnie malarstwo na ​​Akademii Sztuk Pięknych w Mediolanie). Techniki artystyczne, jakimi operuje są jakże odległe od malarstwa klasycznego, które, jak sam artysta twierdzi, „blokuje mnie, określa, wyznacza mi granice przestrzeni i formatu. Płótno mnie odrzuca. Przedmioty mnie wzywają.” Sztuka Alexa to szaleńcze poszukiwanie zużytych materiałów, porzuconych tylko dlatego, że nie są już takie, jak przy pierwszym użyciu. Młody artysta montuje, miesza, wygina i przywraca je do życia, tworząc z nich asamblaże i kolaże, które stają się mostem pomiędzy codziennością a jego intymnością, pomiędzy jego myślą osobistą i tą uniwersalną. 

Od mikroświatów z kartonów Vanitas (2012), poprzez drewniane skrzynki z Become Nature (2013) lub Escape from a picture (2014), po asamblaże I’m a bird now (2014), w których, wbrew łagodnej scenografii szeregu wypolerowanych gałęzi i wyciętych ręcznie ptaków z papieru, przedstawia sprzeczność natury i człowieka, a także rozdźwięk między fikcją a rzeczywistością. Artysta nadaje nowe znaczenia przedmiotom i, poprzez różnorodne kompozycje warstw materiałów z różnych tworzyw,  przedstawia je w kontekstach odchodzących od przyjętych schematów i obalających istniejące stereotypy. Alex, wykorzystując głębię tradycji świata teatrzyków, nadaje dziełu nowoczesną trójwymiarowość estetyczną, pełną surrealizmu przemawiającego za subiektywnością interpretacji. 

Artysta uwielbia gry z wycinkami cytatów lub postaciami sławnych mistrzów, aby stworzyć dyskusję na temat znaczenia przeszłości, ukazując w ten sposób nowe spojrzenie i nadając znaczenie „innym”, czyli tym, których zazwyczaj nie dostrzegano (tak, jak w zbiorze dzieł Musée de l’oubli (2014), w którym składa hołd nieznanemu francuskiemu artyście, zapomnianemu lub nigdy nie odkrytemu przez zinstytucjonalizowany system kultury). W pracach Urso, sens poszukiwania staje się metaforą, a spojrzenie artysty, pełne zainteresowania, patosu i  spontanicznej naturalności, jest jednocześnie główną podstawą jego prac. Urso potrafi nadać nowe znaczenie znalezionym zużytym przedmiotom poprzez ciągłe zestawianie skojarzeń, które krążą nieustannie pomiędzy tym, co realne i wyobrażone. Przechodzi od obserwacji utartych stereotypów po osobisty światopogląd, zachęcając widza do dialogu, uczestnictwa, do spotkania z dziełem sztuki, które przede wszystkim jest niczym innym, jak doświadczeniem.

Spaghetti: od neolitu do kosmosu!

0

Od Chin sprzed 6 tysięcy lat, aż po księżycową misję Apollo 11, w 1969 roku, spaghetti zdołało przebyć długą drogę. W 2005 roku podczas wykopalisk prowadzonych wzdłuż Żółtej Rzeki archeolodzy odnaleźli miskę spaghetti z prosa pochodzącego z późnego neolitu: jest to bez wątpienia najstarsze takie odkrycie, nie wiemy jednak czy powoli podróżowało ono Jedwabnym Szlakiem, czy zostało ponownie odkryte na Bliskim Wschodzie, aby później dotrzeć do Europy. Pewnym jest natomiast, że to Arabowie, poprzez Sycylię, wprowadzili je do Włoch: w 1054 roku geograf al-Idrisi pisze, że niedaleko Palermo spaghetti produkuje się dla spożycia lokalnego oraz na eksport. Stamtąd na pokładzie statków podróżowało wzdłuż szlaków handlowych i rzeczywiście, odnajdujemy je w Genui. Stosunkowo późno, gdyż pomiędzy XVI a XVII wiekiem, dociera do Neapolu, dzisiejszej stolicy włoskiego makaronu. Równie późne jest użycie doprawionych pomidorów.

Makaron przez wiele wieków jadło się z masłem, startym serem i przyprawami (mieszanka składająca się z pieprzu, cynamonu, gałki muszkatołowej, goździków i imbiru), pierwszy przepis na spaghetti z pomidorami pochodzi dopiero z 1839 roku, nieprzypadkowo, z Neapolu. Teraz, ostatecznie po połączeniu arabskiego makaronu, amerykańskiego pomidora i bazylii pochodzącej z Indii otrzymujemy danie, które jest symbolem kuchni włoskiej, podczas gdy z Włoch w rzeczywistości wywodzi się jedynie tarty parmezan. Geniusz Włochów polegał zatem na połączeniu rzeczy pochodzących z najróżniejszych części świata. 

Również słowo spaghetti jest późne, zaczyna rozpowszechniać się dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Wcześniej mówiło się o vermicelli (vrimzlish w yddish). Były one wyrabiane ręcznie, stosunkowo krótkie i duże. Spaghetti jakie znamy dzisiaj rozprzestrzenia się dopiero za pomocą maszyn przemysłowych ponieważ, aby przepuścić ciasto przez okrągłe dziurki potrzeba użycia dużej siły. Słowo vermicelli zostaje porzucone kiedy włoscy emigranci w Stanach Zjednoczonych Ameryki zaczynają je eksportować. Rozpowszechnienie na rynku amerykańskim little worms (małych robaków, czyli dosłownego tłumaczenia vermicelli) byłoby marketingową katastrofą, dlatego też wybrano słowo alternatywne. Natomiast ono, odniosło ogromny sukces, tym bardziej, że w USA zostało wynalezione jako «typowo włoskie» danie – spaghetti and meatballs – nieistniejące we Włoszech. I właśnie ta amerykańska wersja spaghetti, należycie liofilizowana stanowiła część diety Neila Armstronga i Buzza Aldrina kiedy 50 lat temu udali się na księżyc. 

***

Alessandro Marzo Magno

Pigułki kulinarne to nowa rubryka mająca na celu pogłębienie wiedzy na temat historii kuchni, prowadzona przez dziennikarza i pisarza Alessandro Marzo Magno. Po tym jak przez prawie dekadę pełnił funkcję kierownika spraw zagranicznych w jednym z tygodników ogólnokrajowych, poświęcił się pisaniu książek opublikowanych przez ważne wydawnictwa, oraz w niektórych przypadkach – przetłumaczonych na wiele języków. W sumie wydał ich 17, a jedna z nich „Il genio del gusto. Come il mangiare italiano ha conquistato il mondo” (wł. „Geniusz smaku. Jak włoskie jedzenie zdobyło świat”) przypomina historię najważniejszych włoskich specjałów gastronomicznych. Uczestniczy w transmisjach telewizyjnych w stacjach publicznej telewizji włoskiej. 

Książkę „Genio del gusto” można zakupić tutaj.

Pisze się qual è czy qual’è?

0

Postarajmy się znaleźć odpowiedzi na następujące zagadki i ciekawostki językowe:

Pisze się qual è czy qual’è?

Jest to błąd często popełniany również przez wielu Włochów. Absolutnie BEZ apostrofu. Piszemy qual è i to z bardzo prostego powodu. W tym przypadku wypadnięcie ostatniej samogłoski wyrazu „quale” spowodowane jest apokopą (zanikiem głoski w wygłosie), a nie elizją (opuszczeniem wygłosowej samogłoski lub końcowej sylaby wyrazu przed samogłoską nagłosową następnego wyrazu – przyp. tłum.).

Pisze się un po’ czy un pò?

Również i to jest dość powszechny błąd. Piszemy un po’, z apostrofem. Po’ to skrót wyrazu poco (mało). Ktoś mógłby teraz zauważyć, że dopiero co powiedzieliśmy (w przypadku quale), że gdy dokonujemy skrótów, nie stosujemy apostrofu. Cóż, chodzi tu o wyjątek…

Jak pisać – łącznie czy oddzielnie?

Podajmy przykłady wyrażeń lub słów pisanych łącznie i tych zapisywanych oddzielnie. Chodzi tu o wyrazy często bardzo trudne do przetłumaczenia na język polski (dlatego też nie podajemy tutaj żadnych ekwiwalentów polskich – w dużej mierze zależą one od kontekstu, w którym dany wyraz został użyty). Źródłem poniższej listy jest strona Accademii Della Crusca. 

Piszemy oddzielnie:

a fianco, a meno che, a posto, a proposito, al di là, al di sopra, al disopra, al di sotto, al disotto, all’incirca, d’accordo, d’altronde, in quanto, l’altr’anno, per cui, poc’anzi, quant’altro, senz’altro, tra l’altro, tutt’altro, tutt’e due, tutt’oggi, tutt’uno

Piszemy łącznie:

abbastanza, affatto, allora, allorché, almeno, altrimenti, ancorché, apposta, appunto, benché, bensì, chissà, davanti,
davvero, dinanzi,dinnanzi, dopodomani, dovunque, ebbene, eppure, fabbisogno, finché, finora, giacché, infatti, inoltre,
invano, invero, laggiù, malgrado, neanche, nemmeno, neppure. nonché, oppure, ossia, ovvero, ovverosia, perciò,
perfino, pertanto, piuttosto, poiché, pressappoco, purtroppo, quaggiù, qualcosa, qualora, quassù, ebbene, seppure,
sicché, siccome, sissignore, soprattutto, sottosopra, talmente, talora, talvolta, tuttavia, tuttora

Wyrażenia z kolorem rosso (czerwonym):

  • Rosso di sera, buon tempo si spera. (dosł. Czerwony wieczór daje nadzieję na dobrą pogodę.) Jest to przysłowie wyrażające dobre życzenie. Na ogół jeśli podczas zachodu słońca możemy zaobserwować na niebie głównie kolor czerwony, mówimy, że kolejny dzień będzie piękny i słoneczny. 
  • Un film a luci rosse. (dosł. Film „o czerwonych światłach”.) – mówimy tak o filmie z podtekstem erotycznym.
  • Diventare rosso (come un peperone). (dosł. Stać się czerwonym jak papryka.) Kiedy czerwienimy się ze wstydu lub złości, również gdy (podczas opalania) spalimy się na słońcu. 
  • Il mio conto è in rosso. (dosł. Moje konto jest czerwone.) Mam na koncie debet.
  • Avere gli occhi rossi. (dosł. Mieć czerwone oczy.) W następstwie płaczu. 
  • Vedere rosso. (dosł. Widzieć na czerwono.) Odczuwać wściekłość.
  • Le camice rosse. (dosł. Czerwone koszule.) Historycznie – garibaldczycy, osoby walczące u boku Garibaldiego. 
  • Essere bianco e rosso. (dosł. Być biało-czerwonym.) Cieszyć się dobrym zdrowiem.

Wyrażenia i przysłowia ze słowem gatto (kot):

  • Essere agili come un gatto. (dosł. Być zręcznym/zwinnym jak kot.) Kot to zwierzę potrafiące wszędzie wskoczyć i wszędzie się wdrapać.
  • Essere come il gatto e l’acqua bollita. (dosł. Być jak kot i wrząca woda.) Za nic się nie zgadzać, nie dogadywać, odczuwać wobec siebie antypatię i niedopasowanie. Wyrażenia tego można również użyć w celu podkreślenia czyjegoś lęku przed czymś (koty bardzo boją się wody, a co dopiero wrzącej!).
  • Essere come il gatto e la volpe. (dosł. Być jak kot i lis.) Gdy mowa o dwóch indywiduach wzajemnie sobie pomagających w dokonywaniu czegoś nieuczciwego.
  • Essere quattro gatti. (dosł. Być czterema kotami.) Być w marnej liczbie, na przykład: alla riunione eravamo in quattro gatti. (= podczas spotkania byliśmy [jedynie] we czwórkę.)