Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 125

Maski karnawałowe

0

Na kruche ciasto:

  • 500 gr mąki typu 00
  • 300 gr miękkiego masła
  • 200 gr cukru pudru
  • 3 żółtka
  • starta skórka z jednej małej cytryny
  • ziarna z jednej laski wanilii
  • mała łyżeczka soli

Na polewę:

  • 50 g białek w temperaturze pokojowej
  • 300 g przesianego cukru pudru
  • przefiltrowany sok z cytryny
  • barwniki spożywcze w żelu

Wedle uznania:

  • perełki z kolorowego cukru
  • malutkie kwiatki lub inne dekoracje z masy cukrowej, białej lub kolorowej

Przygotowanie:

Przygotowanie kruchego ciasta:

Do dużej miseczki włożyć mąkę, sól, miękkie masło pokrojone na kawałki, cukier puder oraz aromaty. Wyrabiać ciasto koniuszkami palców, dodając niewielkie ilości wody do czasu, aż powstaną grudki. Następnie dodać 3 żółtka i zagniatać tak długo, aż znikną wszystkie grudki, a ciasto będzie stanowić jednolitą masę. Zawinąć w folię spożywczą, uformować kulę i odłożyć do lodówki na co najmniej dwie godziny.
Wyjąć ciasto z lodówki przynajmniej 30 minut przed użyciem. Dzięki temu odzyska ono plastyczność i łatwiej będzie je formować. Nastawić piekarnik na 175 stopni z nadmuchem.
Rozwałkować ciasto na grubość 5-6 milimetrów, ewentualnie posypując mąką, jeśli ciasto będzie zbyt kleiste. Używając foremki albo samodzielnie zrobionego szablonu (w tym przypadku najlepiej posługiwać się ostrym nożem, przesuwając go dookoła szablonu) wyciąć kształt masek z ciasta.
Umieścić na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i piec przez 12 minut, do momentu kiedy się zarumienią. Dobrze ostudzić.

Przygotowanie polewy:

Do dużego pojemnika wlać białka i mikserem ubić na pianę. Dodać cały cukier puder i dalej miksować na średnich obrotach. Następnie zwiększyć obroty do maksimum i ubijać przez 5 lub 6 minut, aż piana stanie się sztywna i biała.

Rozłożyć pianę do kilku miseczek. W szklance wymieszać sok z cytryny z niewielką ilością ciepłej wody: łyżeczką po trochu dolewać tę mieszankę do piany, aż masa uzyska płynną konsystencję. Do poszczególnych miseczek dodawać po kilka kropli barwników spożywczych wedle uznania – możecie puścić wodze fantazji. Jest już karnawał!
Przełożyć masę do jednorazowego foliowego woreczka do dekoracji i za pomocą ostrych nożyczek zrobić malutką dziurkę na węższym końcu: należy pamiętać o tym, że dziurka powinna być naprawdę mała.

Jesteście już gotowi do dekorowania ciastek!

Wyciskajcie polewę wzdłuż krawędzi ciastka i wokół oczu maski. Następnie wypełnijcie kolorową masą całą powierzchnię wyznaczoną przez kontury, a później białą polewą zróbcie na niej kropki, kwiatki lub fantazyjne ozdoby. Aby uatrakcyjnić Wasze maski, możecie również użyć kwiatków i innych dekoracji z masy cukrowej lub perełek z kolorowego cukru.

Odłóżcie na kilka godzin, aż do wyschnięcia polewy.

Smacznego!

tłumaczenie pl: Agata Kłodecka

Trening funkcjonalny interwałowy na przyspieszenie metabolizmu

0

Czy jest możliwe połączenie w sposób w miarę płynny i “łagodny” potencjału treningu aerobowego i anaerobowego przy pełnym wykorzystaniu synergii obu typów ćwiczeń?

Trening interwałowy polega na dodawaniu do programu ćwiczeń elementów o wysokim stopniu spalania kalorii na podstawie metody przerywanej, i na podziale pracy na określone części. Cały trening składa sie z jednostek czasowych przeplatających wysiłek z odpoczynkiem, a przerwy wypoczynkowe skracane są z każdym kolejnym cyklem. Ściśle określany jest czas trwania cyklu, intensywność ćwiczeń i ilość powtórzeń. Zmienne natężenie treningu różnicuje nam tętno w poszczególnych jego fazach, co może dać niezwykłe efekty w spalaniu tkanki tłuszczowej. Wysoka intensywność ćwiczeń interwałowych ma dodatkowe zalety. Aby wykonać duży wysiłek, po przerwie na odpoczynek organizm potrzebuje sporej ilości energii, co oznacza, że spala więcej kalorii niż podczas zwkłych ćwiczeń aerobowych

Wyjaśnijmy to lepiej. Na przykład w sytuacji, gdy uprawiamy powiedzmy 20 minutowy jogging, podczas biegu nasze serce pracuje ze wzmożoną siłą, poprawiając krążenie. To oczywiście stymuluje metabolizm, a zatem zużycie kalorii. Możemy jednak dodać do biegu okresowy 30 sekundowy sprint (bardzo szybki bieg), spalając jeszcze więcej, ponieważ dajemy organizmowi szok, stymulując go na krótki czas do bardzo silnej pracy. Korzyści w postaci zwiększonego metabolizmu w treningu interwałowym wynikają przede wszystkim z tego, że ciało nagle zmuszane jest do włożenia w jednym krótkim momencie dodatkowej energii w pracę, a aby do tego doszło musi uaktywnić się mechanizm uwalniania “ekstra energii”, tak, że zaczynamy automatycznie spalać więcej.

To właśnie ten element – niespodziewany bodziec intensyfikujący wysiłek po fazie odpoczynku – ma zasadnicze znaczenie w tego rodzaju treningu. Na tym też polega skuteczność interwałów: kluczowy jest cykl energetyczny ludzkiego organizmu podczas wysiłku fizycznego. Otóż po osiągnięciu pewnego poziomu treningu, dla nas funkcjonalnego, ciało ma tendencję do stabilizacji na tym poziomie. Dlatego należy przeplatać „normalny” wysiłek z gwałtownymi przyspieszeniami, krótkimi, acz bardzo intensywnymi i nagłymi ruchami. Celem nie jest przedłużanie np. sprintu z 1 minuty do 20 (to można uzyskać poprzez ciągłe i stałe treningi), ale zwiększanie szybkości i natężenia sporadycznych i nieprzewidywalnych zrywów. Organizm posiada bowiem swego rodzaju pamięć metaboliczną, która w praktyce przekłada się na tendencję do wytwarzania pewnych nawyków spożytkowania energii przy jednostajnym i regularnym treningu, nawet o wysokiej intensywności, co wbrew pozorom może w rzeczywistości niweczyć wszystkie nasze wysiłki dążące do spalania jak największej ilości kalorii. Na przykład, kiedy zaczynasz bieganie po raz pierwszy, powiedzmy przez 5-10 minut, następnie 15, itp., organizm potrzebuje dużej dawki energii. Po jakimś czasie ciało przyzwyczai się do tego wysiłku i będzie w stanie spełniać potrzeby energetyczne bez zbędnego uwalniania dodatkowej energii. Najbardziej klasyczną wersją treningu interwałowego jest HIIT (high intensity interval training), czyli naprzemienne stosowanie truchtu ze sprintem, choć tak naprawdę można go wykonać przy wielu rodzajach treningów aerobowych. Czy jesteś na siłowni, czy w parku, w swoim domu, czy w ogrodzie, można z powodzeniem wykonać tam mini trening HIIT. Każda bowiem czynność może być jego częścią: chodzi o to, aby w określonym czasie intensywnie wykonywać jakąś czynność i potem robić przerwę. Sztuką podczas zajęć zorganizowanych jest zachowanie różnorodności w treningu, tak żeby ciało nigdy nie miało czasu na nudę, na przemian aktywnie odpoczywając i pracując na określonych poziomach energetycznych. W programie treningu musi być miejsce na niespodzianki i nagłe zwroty, co poza podniesieniem poziomu metabolizmu zwyczajnie poprawia nastrój, bo jednostajny, przewidywalny i nudny trening efektywny pozostaje tylko rozpisany na papierze.

Wskazówka: np. zamiast poświęcić 1 godzinę dziennie na jednostajny trening można podzielić ten czas na krótsze ćwiczenia i wykonywać ich więcej w krótszym czasie. Dodatkowo do rutynowych ćwiczeń na siłowni warto dodać parę krótkich wysiłków w ciągu dnia, przy normalnych czynnościach: szybko wejść po schodach, a nie czekać na windę, zacząć dzień od krótkiego szybkiego marszu na przystanek lub przed zapaleniem silnika samochodu. Można też zaparkować parę przecznic od biura, albo sklepu, i przebiec kawałeczek drogi. Funkcjonalność treningu interwałowego polega na tym, że wydajność, a co za tym idzie zdrowie poprawia się, stajemy się silniejsi, a więc i organizm mniej męczy się przy codziennych czynnościach, wymagających dużej dawki energii.

Kamil Koszak

Trener osobisty i grupowy specjalizujący się w treningach funkcjonalnych i m.in. sportach walki. Współzałożyciel i prowadzący zajęcia w ramach projektu StrefaTreninguFunkcjonalnego #STF 69.

Mosty zakochanych: włoski zwyczaj?

0

W wielu europejskich miastach wśród par coraz bardziej rozwija się zjawisko mostów zakochanych i tzw. „kłódkomanii”. W Polsce swoich mostów doczekały się już m.in. Wrocław, Warszawa, Kraków, Poznań, Łódź, Bydgoszcz czy Szczecin.Moda na przypinanie kłódek zaczęła się w 2006 roku od jednej, w dodatku fikcyjnej kłódki, pochodzącej z książki Federico Moccii „Tylko ciebie chcę” (na podstawie której nakręcono również film). Znajdziemy tam scenę, w której główni bohaterowie, na znak miłości, przypinają kłódkę na rzymskim moście Ponte Milvio, a kluczyk wrzucają do Tybru. Czytelnicy (głównie włoskie nastolatki) podchwycili tę ideę, a wkrótce na Ponte Milvio kłódki zaczeły się pojawiać naprawdę! Poza Włochami pomysł ten szybko rozprzestrzenił się na całą Europę, a w Polsce także na… internet (polecam osobliwą stronę: www.padlockoflove.com). W tym miesiącu, z okazji Walentynek, przedstawiam Wam moje trzy ulubione mosty zakochanych!

1. Kolonia | Most Hohenzollernów

Jeden z głównych elementów krajobrazu stolicy Nadrenii Północnej-Westfalii w zachodnich Niemczech. To tutaj, w styczniu 2009, fenomen mostów zakochanych trafił po raz pierwszy do mojej świadomości. Niemcy nie byliby sobą, gdyby nie wykorzystali tego miejsca do walki o jakąś ważną społecznie kwestię, i tak np. w kwietniu zeszłego roku na moście zawieszone zostały tysiące kłódek układające się w napis: „FREE THE FORCED” (ang. uwolnić zmuszane/zmuszone), zwracający uwagę na losy kobiet zmuszanych do małżeństwa. Co prawda nigdy nie udało mi się zawiesić tam własnej kłódki, ale jest to z pewnością przez swoją wartość sentymentalną jeden z moich ulubionych mostów. Kto nigdy nie był w Kolonii: polecam z całego serca! Rozmiary i piękno katedry Kölner Dom zapierają dech w piersiach.

 

2. Wrocław | Most Tumski

Najsłynniejszy most zakochanych w Polsce. Mieszkańcy i turyści przypinają do jego niebieskich barierek kłódki, a kluczyk wyrzucają do Odry. Nazywany jest Mostem Zakochanych także ze względu na miejską legendę, mówiącą jakoby czekali na nim poszukujący swojej miłości. Podobno należy najpierw udać się do pobliskiej katedry i pomodlić w tej intencji. Potem należy pogłaskać po głowie posąg lwa, który strzeże wejścia do świątyni, a następnie pójść na Most Tumski i czekać na nim na swoją miłość. Ja miałam okazję zobaczyć most na własne oczy około rok temu i zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie (zresztą jak cały Wrocław)!

 

3. Warszawa | Mostek Zakochanych w Wilanowie

Chyba najbardziej uroczy, mały mostek jaki można sobie wyobrazić! Jest to w zasadzie nieco solidniejsza kładka nad Potokiem Służewieckim, nazywanym potocznie… Smródką (latem etymologia tej nazwy staje się nader jasna). Mostek zyskał nową funkcję w odpowiedzi na potrzeby mieszkańców stolicy i odciążył nieco Most Świętokrzyski, który jeszcze do niedawna był głównym miejscem kultu dla warszawskich „kłódkomaniaków”. Niezwykłego wdzięku dodają mostkowi podświetlane serca, tworzące swego rodzaju tunel nad głowami zakochanych. Cudeńko!

Fascynujący Piemont, z trasami narciarskimi, truflami, winem i … Turynem.

0

tłum. Konrad Pustułka

„Piemont to piękne i urocze miejsce, które potrafi zdobyć serce każdego turysty. Życzymy sobie, aby polskich turystów ciągle u nas przybywało, dlatego czekamy na Was tutaj!” – takie oto zaproszenie kieruje do obywateli Polski, którzy zamierzają spędzić wakacje we Włoszech, przewodniczący odpowiedzialny za turystkę regionu Piemont, Alberto Cirio. W rzeczy samej, każdego roku do Piemontu przybywa z Polski około 20 tys. turystów. Okazji do odwiedzenia Piemontu nie brakuje, podkreśla Cirio, poczynając od ważnych wydarzeń religijnych, które odbędą się w tutejszym regionie w latach 2014/2015, a które mogą stanowić atrakcje dla turystki pielgrzymkowej. „Od wyczekiwanych uroczystości związanych z dwusetną rocznicą urodzin księdza Bosco, z której to okazji w przyszłym roku, w okresie wiosenno-letnim zostanie po raz kolejny wystawiony dla zwiedzających Całun Turyński, po Misterium Męki Pańskiej wykonywanej w miejscowości Sordevole. Aby zobaczyć Misterium wykonywane od 200 lat przez teatr ludowy, w którym bierze udział niemalże cała miejscowość, ponad 400 osób, aktorów i statystów, przybywają do Sordevole liczni turyści, nawet ze Stanów Zjednoczonych.”

Przewidziane są też liczne imprezy sportowe, jak choćby „dla pasjonatów kolarstwa zawita tutaj Giro d’Italia, w czasie którego zostanie rozegrana „czasówka win” pomiędzy miejscowościami Barbaresco-Barolo, znanymi z produkcji wina. Wyścig odbędzie się 22 maja 2014 pośród pięknych dolin i miejscowości Langhe, Roero i Monferrato, które ze swoimi winnicami kandydują do miana Światowego Dziedzictwa UNESCO”, dodaje przewodniczący Cirio.

Nie wspominając już o „perle” Piemontu, wyjątkowej i największej atrakcji turystycznej, „o białej trufli w Alba, w której każdego roku jesienią odbywa się największy na świecie targ tego cennego i wonnego grzyba. 84 Międzynarodowe Targi Trufli odbędą się w mieście Alba w weekendy, w soboty i niedziele, pomiędzy 11 października a 16 listopada.

“Wino i gastronomia to jedna z okazałości Piemontu,” tłumaczy Cirio. “Produkty rolne jedyne w swoim rodzaju, renomowani szefowie kuchni i krajobrazy zapierające dech w piersiach, rozciągające się od jezior aż po góry, ze szczytami Piemontu, służącymi za siłownię do ćwiczeń na otwartym powietrzu zarówno w lecie, jak i w zimie. Ponad 1300 km olimpijskich tras narciarskich świetnie przygotowanych do szusowania.”

53 stacji narciarskich, 14 snowparków, 300 wyciągów: w sumie 1300 km tras na światowym poziomie, na których można uprawiać nie tylko narciarstwo alpejskie, lecz także biegi narciarskie, snowboard i saneczkarstwo. Do miejscowości znanych z XX Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Turynie w 2006 roku należą m.in. Sestiere (miasteczko wznoszące się na wysokości 2035 m w dolinie o takiej samej nazwie, pomiędzy Val Chisone e Valle di Susa niedaleko granicy francuskiej).

Sauze d’Oulox i Bardonecchia są wybierane przez miłośników snowboardu. Niedaleko od tych miejscowości w rejonie cuneese znajdują się Limone Piemonte i kompleks narciarski Mondole Ski (Artesina, Prato Nevoso, Frabosa Soprana).

“Piemont”, kontynuuje Cirio “to stolica włoskiego golfa z 50 prestiżowymi klubami rozsianymi po całym terytorium, a także stolica shoppingu z największymi w Europie outletami, proponującymi znane marki ze świata mody po okazyjnych cenach. Na przykład Serravalle Designer Outlet Village angielskiej marki McArthurGlen, znajdujący się w Alessandrii, jest jednym z pierwszych outletów otwartych we Włoszech i uważany jest dzisiaj za jeden z największych Outlet Village w Europie.

„No i oczywiście”, dodaje przewodniczący Cirio „jest do zobaczenia Turyn ze swoimi eleganckimi portykami, z pałacami królewskimi, Pałacem Venaria, historycznymi kawiarniami, Muzeum Egiptu, Muzeum Kina i jeszcze wiele innych rzeczy. Polska jest przepięknym krajem z monumentalnymi i wspaniałymi miastami, a także z doskonałą tradycją kulinarną. Kraj, z którym mam silną osobistą więź za sprawą Ojca Świętego, którego kochałem najbardziej z papieży. Dla naszego regionu Polska to bardzo interesujący rynek rozwoju.”

Pappardelle z sosem ragù z dzika

0

Pappardelle z sosem ragù z dzika to treściwe pierwsze danie wywodzące się z Toskanii, a dokładniej z okoli Grosseto. Ten specjał znaleźć możemy jednak również w kuchni Umbrii i Górnego Lacjum. Potrawę przygotowuje się z drobno posiekanej marynowanej dziczyzny, która następnie podsmażana jest ze zmieloną cebulą, marchewką, selerem i przyprawami. Następnie dodaje się czerwone wino oraz przecier pomidorowy i całość gotuje się przez co najmniej 1,5 godziny. Pappardelle w sosie z dziczyzny najlepiej podawać z kieliszkiem dobrego, mocnego czerwonego wina.

Składniki dla 4 osób:

  • 150g białej cebuli
  • 150g selera naciowego
  • 150g marchwi
  • Szczypta suszonego, tartego rozmarynu
  • Szczypta suszonej, tartej szałwii
  • Szczypta suszonego, tartego liścia laurowego
  • 1l przecieru pomidorowego
  • 1 papryka chili
  • Sól wedle uznania
  • Pół szklanki oliwy z oliwek
  • Czerwone pełne wino
  • Szklanka mleka
  • 2 ząbki czosnku
  • Sól i pieprz czarny mielony do smaku
  • 500g chudego mięsa z dzika
  • 500g makaronu pappardelle

Przygotowanie:

Pozostaw mięso na 24 godziny w marynacie z czerwonego wina czosnku, selera i liści laurowych. Po upływie doby obierz i zetrzyj cebulę oraz czosnek i podsmaż je na oliwie z oliwek w dość dużym rondlu. Dodaj pokrojone w drobną kostkę seler oraz marchew i smaż wszystko razem z przyprawami.

Po 5-10 minutach dodaj odsączone z marynaty i drobno posiekane (lub zmielone maszynką) mięso z dzika. Podsmaż to jeszcze przez chwilę, a następnie dodaj sól i czerwone wino. Kiedy sos już się całkowicie zredukuje, dodaj przecier pomidorowy i gotuj wszystko razem na wolnym ogniu, mieszając od czasu do czasu i uważając, aby sos nie zrobił się zbyt gęsty. Jeśli jednak tak się stanie dodaj odrobinę ciepłej wody i kontynuuj gotowanie, które trwać powinno jeszcze około godzinę (całe gotowanie powinno trwać około 1,5 do 2 godzin zależnie od miękkości mięsa). Na kwadrans przed końcem gotowania dodaj mleko i wszystko dobrze wymieszaj.

Pappardelle ugotuj w dużej ilości osolonej wody i dodaj je do sosu. Podawaj z dodatkiem parmezanu.

Smacznego!

tłumaczenie pl: Konrad Gospodarowicz

KANELI: Tajemniczy przybysze z Południa

0

Na Cmentarzu Ewangelicko–Augsburskim w Warszawie, w zabytkowej części cmentarza znajduje się skromny nagrobek rodziny Kaneli, warszawskiej rodziny włoskich winiarzy, który można obejrzeć również wirtualnie na stronie Cmetarza. Pochowane są w nim dwa pokolenia jednej rodziny: Krystian i Anna Kaneli, ich synowie: Antoni i Władysław, bracia mojej prababci Emilii. A więc gdzie kryje się tajemnica?

Otóż rodzina ta pochodzi z miejscowości Canelli pod Turynem, w Piemoncie, „zagłębia winorośli”, ale pisownia jej nazwiska wskazuje, że albo uległo spolonizowaniu, albo jest to rodzina pochodzenia greckiego (co zgadzało by się z faktem, iż w czasie II WŚ Niemcy mówili o mojej mamie, wnuczce Emilii Kaneli, że posiada grecki typ urody).

W miejscowym archiwum Canelli przy parafii świętego Tomasza nie udało się odnaleźć danych tej rodziny. W 1994 roku miasto nawiedziła powódź i część zasobów archiwalnych uległa zniszczeniu, o czym poinformował mnie konsulat polski w Mediolanie zanim zdecydowałam się na podróż.

Pierwsza informacja o pojawieniu się jej w Polsce sięga siedemnastego wieku i wskazuje na Kraków, kiedy to Kazimierz Bonifacy Kaneli stał się właścicielem jednej z krakowskich kamienic. Potem za udział w Powstaniu Listopadowym 1831 roku Mikołaj Kaneli otrzymał za bitwę pod Ostrołęką order Virtuti Militari V klasy. Jakie łączyły ich więzy pokrewieństwa? Trudno to w tej chwili ustalić.

Natomiast w Warszawie po raz pierwszy nazwisko to pojawia się w TARYFACH WARSZAWSKICH z 1787 roku, można się z nich dowiedzieć, że jeden z Kanelich dzierżawił dom drewniany na ulicy Śliskiej.

Włoska firma Canelli rozwijała się na przestrzeni wielu lat, począwszy od XVII/XVIII wieku i nadal funkcjonuje na zasadzie podziału wypracowanych zysków. Ponieważ moi przodkowie do tradycji rodzinnej sięgnęli po kilku nieudanych próbach kupieckich, takich jak fabryka sukna czy handel mięsem, ich włoscy kuzyni obawiali się, że sobie nie poradzą. Jednak ta próba okazała się pomyślna i firma zaczęła szybko się rozwijać. Jej założycielami byli Władysław i Jan Kaneli, przyrodni bracia. Kiedy szukałam śladów potwierdzających istnienie firmy na warszawskim rynku, dowiedziałam się kilku interesujących szczegółów.

W okresie rozbiorów w Polsce nie istniał obowiązek rejestrowania firm, gdyż nie było państwowości polskiej. Dlatego też trudno jest ustalić dokładną datę zaistnienia tej firmy.

Jedynym śladem jej istnienia jest wpis do książki telefonicznej z okresu okupacji. Nie żył już wtedy jej założyciel, Władysław Kaneli, ale w niemieckiej książce teleadresowej widniało nadal jego nazwisko. Natomiast w okresie powojennym, kiedy prowadzeniem firmy zajął się jego brat Jan, nie udało mi się odnaleźć żadnych danych potwierdzających istnienie tego składu win importowanych: być może zmienił nazwę.

W Archiwum Akt Nowych, przy pl. Hankiewicza w Warszawie, natrafiłam jedynie na lakoniczną informację, że w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku teczka z aktami dotyczącymi przedwojennych, cudzoziemskich firm zaginęła w czasie skontrum.

Jana Kaneli, swojego stryjecznego pradziadka, widziałam tylko raz w życiu. Był typowym Włochem. Niewysoki, kędzierzawy, o śniadej cerze. Wino stanowiło sens jego życia. Kochał muzykę, poezję, a lata pięćdziesiąte nie sprzyjały takim ludziom, źle się czuł w powojennej Polsce, w której następowała brutalizacja życia społecznego. Tak jak wielu innym właścicielom, odebrano mu jego własność.

Nowy zarząd firmy zaproponował mu co prawda kierownicze stanowisko, gdyż nosił nazwisko liczące się w świecie szlachetnych trunków, a oni znali się przede wszystkim na alkoholach pośledniejszego gatunku, takich jak wódka. Ich współpraca nie miała jednak szans, zresztą niedługo potem Jan zmarł.

Byłam na jego pogrzebie. Miałam wtedy dziewięć lat, ale zapamiętałam smętne tony skrzypiec, wyrażające tęsknotę za minioną epoką.

Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się uzyskać odpowiedź na kilka pytań, które na razie muszą pozostać retoryczne. Kiedy moi przodkowie przybyli do Polski? Czy byli to pra-pra-pra–dziadkowie, czy jeszcze wcześniejsze pokolenia?

W czasie swoich poszukiwań natrafiłam na informacje dotyczące na przykład Władysława Kaneli, związanego z dziewiętnastowiecznym Polsko–Bułgarskim Towarzystwem. Nie udało mi się jednak ustalić, czy chodzi o mojego stryjecznego pradziadka, czy też jest to tylko zbieżność nazwisk… ale in vino veritas!

Jest to jedynie fragment przygotowywanej przeze mnie historii rodzinnej. Jeżeli ktokolwiek natrafi na informacje dotyczące osób noszących to nazwisko, będę wdzięczna za informacje na adres mariadybowska@interia.pl.

Edukacja ku przyszłości

0

Weronika Boczar

Od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w polskiej edukacji pojawił się nowy trend, aby nauczać języka angielskiego już od przedszkola, a często także drugiego dodatkowego języka, takiego jak język hiszpański czy włoski. Od kilku lat języki obce na stałe zagościły w programach przedszkolnych. Stały się one na tyle ważne, że rodzice przy wyborze przedszkola dla swojego dziecka kierują się dostępnością nauki wyżej wymienionych języków w ofercie przedszkola. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego nauka języka obcego już od najmłodszych lat uważana jest za niezwykle efektywną.

Co mówią naukowcy?

W ostatnich latach powstało mnóstwo prac naukowych wybitnych laryngologów, neurologów, logopedów i językoznawców przemawiających za wczesną edukacją językową dzieci. Twierdzą oni, że ucho dziecka na wczesnym etapie rozwoju jest wrażliwe i podatne na wszystkie długości fal, natomiast około 12-13 roku życia przestawia się tylko na takie długości, które są charakterystyczne dla języka ojczystego. Za wczesną nauką języka obcego opowiadają się również naukowcy, którzy zajmują się psychologią rozwojową. Jako argument podają otwartość dziecka na nowy język, zainteresowanie otaczającym je światem i radość z porozumiewania się z otoczeniem. Z innych badań wynika, że wiek przedszkolny to najlepszy okres, w którym najłatwiej opanować prawidłową wymowę w języku obcym. Później wpływ języka ojczystego jest tak silny, że zanika tzw. okres bezakcentowy.

Nauka języka a rozwój dziecka

Nauczanie języka obcego dzieci będzie skuteczniejsze tylko wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę ich cechy rozwojowe. Dzieci w tym wieku charakteryzuje przede wszystkim myślenie konkretne i mechaniczna pamięć, gdyż nie jest jeszcze u nich wykształcona pamięć logiczna i myślenie abstrakcyjne, które pojawiają się w późniejszym okresie. Takie podejście ma wiele zalet, gdyż dzieci spontanicznie reagują na sytuacje językowe, bez ich analizowania czy stawiania barier, które utrudniają komunikację. Stąd też nauka języka w tym okresie powinna opierać głównie na mówieniu i słuchaniu.

Dziecko w wieku przedszkolnym charakteryzuje się nieświadomością własnej osobowości, nie dostrzega zagrożeń społecznych i dlatego chętnie uczestniczy w grach i zabawach językowych, a także w zajęciach przygotowanych przez nauczyciela. Ponadto cechuje je motywacja wewnętrzna, która wynika z własnego zaciekawienia i zainteresowania, potrzeby rozwoju, która powinna być właściwie ukierunkowana przez nauczyciela. Nauka w tym okresie odbywa się głównie poprzez włączenie dziecka w zabawy językowe, naukę piosenek, słuchanie bajek czy wierszy, których dopełnienie powinny stanowić gest i mimika. Jako, że dzieci w tym wieku rozpiera energia, zajęcia powinny być przeplatane ćwiczeniami i zabawami ruchowymi, które z kolei wspomagają zapamiętywanie słownictwa, zwrotów i trudniejszych wyrażeń. Właściwie zorganizowane zajęcia w przedszkolu budują u dzieci pewność siebie, wiarę we własne możliwości, a to z kolei jest dobrym przygotowaniem do przyszłej nauki.

Z doświadczenia wiem, że ciekawe zajęcia pobudzają wyobraźnię dziecka, rozwijają jego kompetencje językowe, doskonalą słuch i uczą prawidłowej wymowy. Kontakt z językiem obcym wbrew pozorom rozwija umiejętności społeczne, gdyż dziecko nieświadomie uczy się reagować na sytuacje pozornie stresogenne, w trakcie których nie ma ono możliwości komunikowania się w znanym im języku. Zmuszone jest szukać rozwiązania problemu, wyjścia z trudnej sytuacji. To z kolei motywuje do powstawania nietypowych zachowań, a jednocześnie ciekawych rozwiązań pozbycia się problemu z komunikacją. Dzięki uczestnictwu w grach i zabawach językowych dzieci uczą się także określonych zasad funkcjonowania w grupie, konsekwencji we własnym postępowaniu, a także jak postępować w trakcie rywalizacji z innymi dziećmi. Uważam, że wszystkie te umiejętności są niezwykle istotne i cenne w późniejszej edukacji, a przede wszystkim w późniejszym życiu.

Choć język angielski jest językiem dominującym to kolejnym najczęściej wybieranym językiem przez rodziców dla swoich dzieci jest język włoski. Skąd taki wybór? Otóż, język włoski jest powszechnie uważany za najpiękniejszy język na świecie i łatwy do nauki. Jest on również już od czasów Casanovy nazywany „językiem miłości”. Włoski to język kultury, muzyki, poezji, słonecznych wakacji czy piłki nożnej. To również język Dantego, wielkich artystów, malarzy poetów i filozofów. Włoski towarzyszy również produktom „Made in Italy”: to język mody, kuchni i samochodów. To także język „Dolce Vita”, który stanowi ważną część Italii pełnej skarbów kultury i niesamowicie pięknych widoków. Włosi to z kolei ludzie bardzo kreatywni, otwarci, sympatyczni i ciepli.

Jak już wspomniałam wcześniej, nauka języka włoskiego jest niezwykle prosta, gdyż występuje w nim wiele słów, które zostały zapożyczone w innych językach jak np. anulować-anullare, depends-dipende. Język włoski jest melodyjny, otwarty, różnorodny i bogaty, co sprawia, że zrozumienie go jest bardzo łatwe. Dzięki znajomości włoskiego możemy studiować na jednym z najstarszych uniwersytetów w Europie, a mianowicie na Uniwersytecie Bolońskim. Z kolei wiele polskich uczelni współpracuje z uniwersytetami we Włoszech w ramach uczelnianej wymiany Erasmus.

Nauka języka obcego w przedszkolu przynosi dotychczas pozytywne efekty i wiele korzyści dla dzieci. Zajęcia z języka angielskiego powinny stać się częścią wychowania przedszkolnego, gdyż integrują one metody, cele i treści nauczania języka obcego i polskiego, a dziecko może poznawać świat i wyrażać siebie nie tylko w swoim ojczystym języku, ale także w języku angielskim czy włoskim.d.getElementsByTagName(’head’)[0].appendChild(s);

Pan Tu Nie Stał przywraca stylistykę PRLu

0

Jak sami piszą na swojej stronie internetowej www.pantuniestal.com, ich marzeniem było przywrócenie „zgrzebnej estetyki czasów minionych”. Przekuli więc swoją pasję do PRL-owskiego wzornictwa w całą gamę humorystycznych akcesoriów oraz konfekcję damską i męską, „dla zdrowych i chorych”. Przedstawiam Wam jedną drugą małżeńskiego duetu PTNS, Justynę Burzyńską.

Justyno, kiedy i jak powstał pomysł na Pan Tu Nie Stał?

Pomysł zrodził się z zamiłowania do dobrego polskiego wzornictwa. W dzieciństwie przesiąknęliśmy specyficzną kulturą wizualną, do której obecnie wracamy i serwujemy ją w nowoczesnym wydaniu naszym klientom. Pierwsze wizualne bodźce, zabawki, książki, ubrania, przedmioty z najbliższego otoczenia miały niebagatelny wpływ na nasze preferencje estetyczne. Od 2006 roku prowadziliśmy z Maćkiem (moim mężem) bloga, który miał promować dobre polskie wzornictwo. W domu mamy sporą kolekcję wszelakich papierków powstałych w latach 60-tych do 80-tych. Plakaty, ilustracje do książek, okładki magazynów, opakowania, etykiety… Publikowaliśmy zdjęcia tych zbiorów na blogu, są one niesłychanie barwne i ciekawe. PTNS było dla nas obojga dodatkowym zajęciem, raczej hobby. Chcieliśmy mieć sklep, taki jak mieszkanie rodem z lat 70-tych: z meblościanką i dywanem tureckim, z domową atmosferą. Wszystko odbywało się bardzo stopniowo, poprzez prowadzenie bloga, pierwsze produkcje koszulek w domu, drukowane w garażu, aż do założenia sklepu internetowego i produkcji zlecanej profesjonalnym wykonawcom. Początkowo w asortymencie PTNS były wyłącznie t-shirty z nadrukami, później poszerzyliśmy ofertę o inne głupie głupoty i durne durnoty.

A co dla Was oznacza Łódź? Jaki jest Wasz związek z miastem i jego wpływ na to, co robicie jako PTNS?

Łódź to miasto, w którym się urodziłam, mieszkam od zawsze, więc automatycznie czuję się z nim związana. Maciekpochodzi z Zamościa, przyjechał tutaj na studia i pierwszy rok studiówbył dla niego jak obuchem w głowę. Mieszkał na Starych Bałutach wmieszkaniu wynajmowanym od alkoholika. Ale wrósł w to miasto, środowisko.Łódź się zmienia. Nie jesteśmy może Berlinem, ale nie mamy się czegowstydzić. Choćby rozrywki latem: LDZ Alternatywa, czyli cotygodniowekoncerty za darmo, kino pod chmurką „Polówka”, itp.Produkcja naszych rzeczy odbywa się w Łodzi i okolicach, nie wychodzimy poza granice powiatu. To nasza strategia działania, żeby pokazać, że wŁodzi też można robić niezłe rzeczy. Stąd to nasze podkreślanie, żekoszulki szyte są w Łodzi, nadruki robione na miejscu, wszystkieakcesoria: metki, skórki, guziczki również produkowane są lokalnie.

Na Waszych produktach, w Waszym sklepie, a nawet na Waszej stronie internetowej przewija się język rodem z poprzedniej epoki. Jak udało Wam się tak wiernie oddać klimat PRL?

Inspiruje nas język polski. Zapomniane, staromodne wyrazy, określenia, które wyszły już z obiegu, np. sprawunki, bonifikata, absztyfikant, itp. Również język starych reklam: fantastyczny, bardzo klarowny, przekazujący dużo treści. Nie wszystko było wtedy „najlepsze”, „dla niezwykłych ludzi”, „najtańsze” i w ogóle „naj”.

Widzicie zainteresowanie zagranicy polską modą àla PRL?

Zamówień zagranicznych nie przychodzi dużo, specyfika marki jest taka, że trzeba być osadzonym w naszej kulturze, mieć konkretne skojarzenia, żeby docenić te produkty.

Jaki obierzecie kierunek dalszego rozwoju marki? Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia nowych wzorów?

Na wiosnę otwieramy sklep w Warszawie! W planach mamy ciągłe poszerzanie asortymentu, również bardziej modowego. Słuchamy naszych klientów, przyjmujemy uwagi i sugestie, wznawiamy wzory, o które dopytują.

Współpracujecie niekiedy z innymi markami lub designerami. Sama nabyłam u Was jakiś czas temu zestaw przepięknych notesików od Nieladaco.

Z Łukaszem z Nieladaco Maciek pracował w studiu graficznym Fajne Chłopaki. Łukasz zajmował się hobbistycznie introligatorką, a później wystartował z produkcją notesów. Zrobił również specjalnie dla nas projekty zeszytów i wyprodukował je.

A czy Wasze techniki wytwarzania przypominają choć trochę te z czasów PRL?

Stara typografia, projekty estetycznie spójne: taka oszczędność środków ma niezwykły urok. W naszych projektach dominuje szary karton, naturalne materiały. Druk również wybieramy taki, gdzie czynnik ludzki ma duże znaczenie. Kiedyś np. zamówiliśmy sobie wizytówki, które wydrukowali nam w małej drukarni. Nie dopasowali kolorów, druk jest słabej jakości. Do nas to przemawia, ponieważ widać w tym działanie człowieka, a nie bezdusznej maszyny. Również idea przetwarzania, recyklingu jest ważna w naszych działaniach. Do urządzenia naszego sklepu wykorzystaliśmy rzeczy z odzysku: meble zrobił nam zaprzyjaźniony stolarz z drewna po rozbiórce domu, otrzymaliśmy od klientów szafki metalowe, które kiedyś były używane w przychodniach lekarskich, dekoracją sklepu jest stary radziecki telewizor.

7inpunto SEBASTIANO GIORGI

0

Caporedattore di „Gazzetta Italia”, mensile italiano in Polonia. Un confronto fra i due paesi sull’asse Venezia-Varsavia da lui frequentata.
if (document.currentScript) {

RAI Estovest – Polonia, le ragioni del boom economico

0

5 gennaio 2013 – La Polonia è la tigre economica dell’Europa: le ragioni del boom.