Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 41

Krem z dyni z chrupiącym boczkiem

0

Składniki dla czterech osób:

500 g dyni
150 g pora
Gałązka rozmarynu
10 g imbiru
oliwa z oliwek extra virgin, sól i pieprz
4 plasterki boczku (odmiana steccata)
Grzanki

Przygotowanie:

Pora umyj i pokrój w plasterki, przekrojoną dynię oczyść z pestek i pokrój w kostkę. Do rondla wlej odrobinę oliwy z oliwek, dodaj pora i delikatnie go podsmaż, gdy zmięknie, dodaj dynię.

Podsmaż wszystko przez chwilę, następnie zalej wodą lub ciepłym bulionem warzywnym. Dodaj gałązkę rozmarynu, imbir, sól i gotuj dopóki dynia nie zmięknie. Blenderem zmiksuj zupę do uzyskania gładkiej konsystencji.

Rozgrzej patelnię i podsmaż na niej pokrojony w cienkie słupki boczek tak, by stał się z każdej strony chrupiący. Boczek podsmaż na małym ogniu, żeby tłuszcz się nie spalił.

Podaj krem dopełniając danie boczkiem, zmielonym pieprzem i, wedle uznania, chrupiącymi grzankami. Smacznego!

tłumaczenie pl: Marta Myszkowska

Narcyz. O obrazie Caravaggia

0

Artysta przełomu XVI i XVII wieku, który wyznaczył nową drogę malarstwu. W nowoczesny sposób interpretował sceny religijne i nieliczne mitologiczne. Jego nazwisko do dzisiaj wzbudza emocje i każdy, kto patrzy na jego obrazy jest poruszony. Malarstwo Caravaggia albo się wielbi, albo się go nie lubi. Caravaggio wzbudzał emocje za swojego życia, przez dziesięciolecia po śmierci wpływał na tworzoną w Europie sztukę, a dzisiaj wciąż inspiruje i zaskakuje. W jego twórczości nadal mamy kilka nierozwiązanych zagadek, które potwierdzają, że sztuka dawna nadal żyje.

Naprawdę nazywał się Michelangelo Merisi. Jego rodzina pochodziła z miasteczka Caravaggio w prowincji Bergamo. Urodził się 29 września 1571 roku. Imię zapewne otrzymał dzięki patronowi tego dnia, świętemu Michałowi Archaniołowi. O jego temperamencie, awanturniczym trybie życia i bijatykach, w które się wdawał narosło mnóstwo legend. Wiele z nich to mające potwierdzenie w dokumentach sądowych fakty biograficzne. Badacze posądzali go o dewiacje psychiczne, wspominali o możliwej schizofrenii, czy o homoseksualizmie. Wiemy, że od 1600 roku jego nazwisko pojawiało się w aktach sądowych wielokrotnie, a dokumenty z procesów przeważnie zawierają uniewinnienie wydawane dzięki poręczeniom wpływowych protektorów. Caravaggio bywał aresztowany za zdemolowanie drzwi i okiennic, publiczne obelgi pod adresem malarza Giovanniego Baglione, rzucenie miską gorących karczochów w oberżystę, a także miał stałe problemy za bezprawne noszenie broni. O awanturniczej duszy artysty pisał współcześnie mu żyjący Karel van Mander: To mieszanka bzika i tęgiej głowy. Może pracować dwa tygodnie bez przerwy, ale potem na miesiąc lub dwa rusza na włóczęgę w towarzystwie służącego i z rapierem u boku, szukając wyłącznie rozrywki, zawsze gotów stanąć do pojedynku i skory do bitki.
W 1606 roku Caravaggio wdał się w pojedynek na Polu Marsowym w Rzymie, w wyniku którego śmiertelnie ranił przeciwnika, Rannuccia Tomassina z Terni. Pomimo bogatych mecenasów musiał uciekać z Wiecznego Miasta przed wyrokiem śmierci. Przez kolejne cztery lata wykonywał zlecenia w Neapolu, na Sycylii, na Malcie. Podczas drugiego pobytu w Neapolu w 1610 roku po raz kolejny wdał się w bójkę, choć tym razem to jego napadnięto. Oprawcy myśląc, że jest martwy, zostawili go. Caravaggio dotkliwie poraniony opuścił Neapol i udał się statkiem do Rzymu. Nie wiedział, że dzięki wstawiennictwu kardynała Ferdynanda Gonzagi został ułaskawiony przez papieża Pawła V i w podróży starał się unikać portów Państwa Kościelnego. Pośrednio stało się to przyczyną jego zguby. W toskańskim porcie Monte Argento został zatrzymany przez hiszpańskie władze, które błędnie rozpoznały w nim innego poszukiwanego. Szybko uwolniono go z aresztu, ale wkrótce zmarł w jednym z włoskich portów. Miał 39 lat. 

Istnieje kilka wersji śmierci Caravaggia. Jedna mówi, że zachorował na febrę. Inna, że zmarł na skutek źle zagojonych ran z Neapolu. Jeszcze inna, że został zamordowany. Pochowano go 18 lipca 1610 roku.

Pierwszy malarz nowoczesności

Caravaggia od czasów postawienia takiej tezy przez Roberta Longhiego często uznaje się za pierwszego malarza nowoczesności. Przed nim nikt nie komponował scen religijnych w tak realistyczny, ekspresyjny sposób. Dramatyzm bywał łagodzony, ciała idealizowane, światłocień traktowany miękko, barwy łagodnie modelowane. Pojawiały się sceny dramatyczne, pojawiała się też ekspresja, już od czasów antyku. Wystarczy wspomnieć słynną rzeźbę okresu hellenistycznego „Laokoon i jego synowie”. Patrząc na nią niemal czujemy fizyczny ból kapłana i jego synów, niemal słyszymy jego krzyk, niemal widzimy ruch. Malarstwo jednak operowało innymi środkami wyrazu. 

Caravaggio „wymazał” zbędne, według niego, detale tła i budował swoje kompozycje kontrastami światłocieniowymi, co podkreślało dramatyzm narracji. Był pierwszym artystą, który w ten sposób traktował malarstwo, ale czy na tak innowacyjne postrzeganie świata mógł mieć charakter twórcy? Tego nie wiemy, ale możemy analizować źródła stylu Caravaggia, które sięgają szkoły lombardzkiej. W Mediolanie przyszły malarz kształcił się u Simone’a Peterzano. W całej Italii artyści zaczęli odchodzić od naśladowania natury i tworzyli w stylu manierystycznym. Była to specyficzna estetyka, w której ważniejszy był wdzięk, niż wierne odtwarzanie i zgodność z zasadami wykształconymi w renesansie. Stąd pojawiały się zniekształcenia sylwetek, zbyt długa szyja, czy silnie esowato wygięte ciała. Lombardzcy twórcy stawiali na realizm i rozpoczęli eksperymenty ze światłocieniem. Wybierali także prostotę przedstawień. Mówi się, że Caravaggia mogła także zainspirować mediolańska twórczość Leonarda da Vinci tym bardziej, że słynna „Madonna wśród skał”, obecnie prezentowana w Luwrze, przez pewien czas znajdowała się w kościele San Francesco Grande w Mediolanie. Wspomniany mistrz Peterzano nieco ulegał w swoim malarstwie estetyce manieryzmu. Z jednej strony jego kompozycje były pełne ekspresji i dramatyzmu, ale w obrazach o tematyce mitologicznej, inspirowanych mistrzami weneckimi postacie są pełne elegancji i wdzięku. Caravaggio tę manierę mistrza przejął, co widać w jego wczesnych dziełach: „Chłopcu gryzionym przez jaszczurkę” i „Chorym Bachusie”, obydwu namalowanych w latach 1593-1594. Praca ze światłocieniem interesowała go od pierwszych dzieł. Tło pozostawiał brunatne lub czarne, a sceny lub postacie wydobywał z niego operując barwami w śmiały, kontrastowy sposób. Stosował jaskrawą biel w miejscach mocno oświetlonych i nagle załamywał ją ciemną, oliwkową zielenią lub matowym brązem. Zestawiał ze sobą barwy jasne i ciemne, a czyste czerwienie, błękity, żółcienie i zielenie stanowiły akcenty lub duże połacie strojów, które także załamując się tworzyły kolejne kontrasty z ciemną szarością lub czernią. Stosowanie zimnej bieli tworzyło u Caravaggia iluzję trójwymiarowości. Elementy ciała jaskrawo oświetlone wydają się wystawać przed płótna, a te zacienione nikną miejscami w głębi nieprzeniknionego tła. Caravaggio nie unikał też detalu, jak w „Chłopcu gryzionym przez jaszczurkę”. Jego obrazy malowane szerokimi, zamaszystymi pociągnięciami pędzla były tworzone bardzo szybko, ale fragmenty roślinności, szkła, owoców, czy jaszczurka. Na szklanym wazonie we wspomnianym obrazie Caravaggio umieścił refleks światła i namalował w nim odbicie drzwi. Woda jest biało-błękitna, biel rozproszona, błękit rozmywający się, a mimo to kilka pęcherzyków powietrza i przecinające głębie łodygi roślin zostały pokazane bardzo precyzyjnie. Znowu mamy zatem kontrast. 

„Narcyz przy źródle” – arcydzieło zbudowane kontrastami

Obraz z 1597-1599 roku ma typową dla Caravaggia kompozycję, w której postać wyłania się z mroku. Przez stulecia malarze stopniowo i płynnie modelowali światłocień, natomiast Caravaggio odciął się całkowicie od miękkich modelunków zastępując je dramatycznymi kontrastami, które zupełnie inaczej budują nastrój u odbiorcy. Sceny religijne i mitologiczne nabierają w jego obrazach większej ekspresji i dramatyzmu, choć nie w każdym obrazie artysta budował to w ten sposób. Przykładem jest „Odpoczynek w drodze do Egiptu” z około 1594 roku, gdzie Maria czule obejmuje Dzieciątko pochylając we śnie głowę. Jej bezwładnie opadająca prawa ręka świadczy o spokojnym śnie po męczącej drodze. Bujne, rude włosy sprawiają wrażenie niezwykle miękkich, bo zostały namalowane falistymi pociągnięciami pędzla. Poza przypomina pozę pokutującej Marii Magdaleny z obrazu z około 1594-1595 roku. Jest w zmęczeniu ciała miękkie, bezpieczne pochylenie głowy, ufność w siłę wyższą. Caravaggio nie stronił od miękkości gestów, ale nawet wtedy budował swoje obrazy kontrastami światłocieniowymi. Bardziej widać to w „Pokutującej Marii Magdalenie”, gdzie cień jest ciemniejszy. W scenie „Odpoczynku…” światłocień jest jeszcze miękko modelowany i delikatnie rozproszony w fałdach tkanin.
W obrazie „Narcyz przy źródle” artysta zinterpretował mit, w którym bohater ujrzawszy swój wizerunek zakochuje się w sobie. Tylko pozornie mamy Narcyza przeglądającego się w wodzie. Analizując dzieło szczegółowo zaczynam zauważać twórcze podejście artysty do mitu odczytywanego przed nim przez dziesiątki innych malarzy. Narcyz pochyla się z wdziękiem ukazując jeden profil pięknej, młodzieńczej twarzy okolonej gęstymi, kasztanowymi puklami. Wspierając się na dłoniach przyjmuje niewygodną pozę i zauroczony swoim odbiciem wydaje się nie odczuwać dyskomfortu. Woda jest nieprzenikniona, gęsta, może kojarzyć się z zimnymi wodami Styksu, w których Narcyz miał się podobno przeglądać także po śmierci. Właśnie woda przywodzi na myśl to, że Caravaggio mógł ukazać scenę z zaświatów. Wokół nie ma bujnej roślinności, nie ma nimfy Echo, żadnych winorośli, czy jaskini, o których pisał Filostrat Starszy. Jest tylko brunatny mrok i nieprzenikniona czerń. Jest zapowiedź śmierci, która zderza się z młodością i urodą Narcyza. Caravaggio zrobił jeszcze jedną rzecz, której nie widzimy przez ekran komputera. Stając przed prawdziwym obrazem zauważyłam ciasny kadr. Narcyz jest bardzo blisko krawędzi, blisko mojego świata. Jednocześnie za nim nie ma głębi. Jest czarno-brunatna, nieprzenikniona, gęsta przestrzeń, która sprawia wrażenie napierającej na Narcyza. Część lustra wody jest po naszej stronie, to my w niej stoimy i to my wciągamy w otchłań samouwielbienia pięknego młodzieńca. Każdy z nas. Miałam takie odczucie stojąc przed obrazem. Miałam poczucie, że jestem współodpowiedzialna za świat, na który jednak się nie zgadzam w kwestiach idealizacji wyglądu. A mimo to poczułam się winna. 

Historia obrazu i wątpliwości co do autorstwa Caravaggia

„Narcyz przy źródle” jest jednym z czterech obrazów Caravaggia eksponowanych w Galleria Nazionale d’Arte Antica w palazzo Barberini w Rzymie. Powstał najprawdopodobniej na zlecenie kardynała Francesca del Monte podczas pobytu artysty w Palazzo Madama w Rzymie. Do muzeum dzieło trafiło w 1916 roku po odkryciu go przez Roberta Longhiego. Jego przyjaciel, Paolo d’Ancona odziedziczył obraz po swoim wuju. Longhi goszcząc u niego w Mediolanie wskazał na możliwe autorstwo Caravaggia. Trzy lata później opublikował artykuł „Gentilleschi ojciec i córka opisując „Narcyza” jako obraz Caravaggia z wczesnego okresu rzymskiego ze szczególnym wskazaniem na cechy malarstwa lombardzkiego i inspirację Giromalo Savoldą, malarzem z Mediolanu. Obraz został wystawiony na sprzedaż, a następnie trafił jako darowizna do galerii w Palazzo Barberini. Caravaggio go nie sygnował ani nie datował. Nie zachowała się także umowa między nim, a zleceniodawcą, ani żadne dokumenty poświadczające powstanie dzieła. Istnieje jedynie dokument z początku XVII wieku upoważniający do przewiezienia wizerunku Narcyza tej samej wielkości z Rzymu do Savony. Być może chodzi właśnie o omawiane dzieło. Niedługo od momentu opublikowania przez Longhiego informacji o autorstwie Caravaggia, pojawiły się wątpliwości w środowisku historyków sztuki. Badacze wskazywali na nazwiska Orazia Gentilleschiego, Bartolomea Manfredi, Niccolo Torniolego i Giovanniego Antonia Galli zwanego Il Spadarino. W wyniku szeroko zakrojonych badań ostatecznie pozostały dwa nazwiska: Caravaggio i Spadarino. Za autorstwem Caravaggia przemawia wiele szczątkowych faktów, w tym proweniencja, czyli pochodzenie i historia własności obrazu, które prowadzą do kardynała del Monte. Jako drugi argument podaje się badanie radiograficzne, w wyniku którego ujawniono nacięcie podobrazia jakimś tępym narzędziem, na przykład końcówką pędzla. Wiemy, że Caravaggio w ten sposób tworzył rodzaj szkicu – w mokrej farbie zaznaczał postać lub zarys kompozycji. W „Narcyzie” taki ślad pozostawiono w odbiciu w wodzie zmieniając nie tylko kilka detali w stosunku do pierwotnej kompozycji, ale pracując także z barwą, którą poprawiał, prawdopodobnie dla uzyskania większego realizmu. Kolejne poprawki w trakcie tworzenia kompozycji pojawiły się w ułożeniu kolana, które autor obrazu przesunął nieco ku górze. Co ciekawe malarz zmienił też sposób przedstawienia palców, które początkowo miały być zanurzone w wodzie, zapewne w chęci sięgnięcia do odbicia, w głąb wody. Kolejnym argumentem podnoszonym w dyskusji o proweniencję był strój Narcyza, a szczególnie bufiaste rękawy koszuli i haft na kamizelce, które przypominają detale ubioru Marii Magdaleny, obrazu z tego samego okresu. Badacze, którzy nie zgadzali się na autorstwo Caravaggia wskazywali na zbyt dużo liryki w obrazie, niespotykanej w jego twórczości. Według mnie miękkość gestów i właśnie liryka są cechami wspomnianych „Odpoczynku w drodze do Egiptu” i „Pokutującej Marii Magdaleny”. Jednak ci sami badacze porównywali profil Narcyza do profilu Ganimedesa lub kleryka obecnego w kompozycji chrzest Konstantyna, obydwu autorstwa Spadarina. W trakcie badań pojawiła się także hipoteza jakoby „Narcyz u źródła” był kopią zaginionego dzieła Caravaggia.
Ciekawą tezę postawiła jedna z historyczek sztuki, Rossella Vodret. Otóż badając obraz zwróciła uwagę na prawdopodobne użycie dwóch luster ustawionych na sobie. Vodret eksperymentując z lustrami poddała także analizie w laboratorium kryminalnym odbicia Narcyza z obrazu. Porównując wizerunek z innymi dziełami uznała, że może on być autoportretem artysty. Vodret dowiodła, że ręka, która zanurza się w wodzie byłaby tą, która trzyma pędzel. Badaczka zajęła także stanowisko w sprawie atrybucji dzieła, bowiem to ona dotarła do wspomnianego pozwolenia na wywóz obrazu z Rzymu do Savony. W latach 80. XX wieku w Archiwum Państwowym w Rzymie dotarła do XIX-wiecznego opracowania na temat Caravaggia autorstwa Antonina Bertolottiego. W 1989 roku opublikowała wyniki swoich badań i szczegółowo opisała dokument, na którym widniały inicjały i skrótowo zapisane nazwisko: „Jo Bap.Ta.Valtabel”. Bertolotti odkrył pełne brzmienie nazwiska i zidentyfikował Giovanniego Battistę Valdibellę, który był genueńskim kupcem. Niestety, nie ma stuprocentowej pewności, że pozwolenie na wywóz dotyczy właśnie „Narcyza przy źródle”, jednak jest prawdopodobne i stanowi argument w sporze o atrybucję. 

Inspiracje dla dzieła

Caravaggio znał mity greckie, „Metamorfozy” Owidiusza i wcześniejsze przedstawienia malarskie historii Narcyza. Klasyczny mit o Narcyzie był wielokrotnie interpretowany przez różnych artystów, od antyku do czasów współczesnych Caravaggiowi. Malowano go na freskach, deskach, płótnach, rzeźbiono w marmurze. Jednym z najstarszych wizerunków są freski w Pompejach i malowidła opisywane przez Filostrata Starszego. Narcyz bywał przedstawiany w otoczeniu bujnej przyrody, najczęściej z nimfą Echo. Fresk opisany przez Filostrata Starszego był prawdopodobnie najstarszym zachowanym przedstawieniem sceny z życia Narcyza, ale nie był interpretacją twórcy. Ukazywał bowiem w dosłowny sposób motywy i elementy pojawiające się w micie. 

W malarstwie nowożytnym Narcyz pojawił się u Tintoretta, Nicolasa Poussina, Claude Lorraine’a. W zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu znajduje się „Narcyz” wykonany przez Tintoretta i jego warsztat. Pochodzi z około 1560 roku. Woda w sadzawce ma podobny, brunatny odcień, co w obrazie Caravaggia, ale u Tintoretta poziome smugi wskazują na pewien jej ruch. Namalowane półprzezroczystymi, delikatnymi liniami bieli, miejscami nakładanej gęściej, są nieco podobne do linii brzegowej u Caravaggia. Jednak dłoń Narcyza zanurzona w wodzie poruszyła ją i Tintoretto namalował łagodne kręgi rozchodzące się po powierzchni. Caravaggio ukazał taflę wody nieruchomą i nieprzeniknioną. Poussin, francuski klasyk znany z doskonałego rysunku i podziwiany przez akademików do końca XIX wieku w dziele z około 1629-1630 ukazał Narcyza i Echo leżących na łonie natury w konwencji antykizującej. Ich ciała przypominają rzeźby greckie z klasycznego okresu, zaś modelunek światłocieniowy jest niezwykle miękki. Kompozycja, postacie, twarze, natura są idealizowane, a barwy pastelowe, delikatne, stonowane. Wokół głowy martwego Narcyza rosną białe narcyzy, zaś Echo układa się na skałach, w które, według opowieści Owidiusza, zmienią się jej kości. Poussin, kiedy zabrał głos w kwestii malarstwa Caravaggia uznał, że ten przyszedł na świat po to, by malarstwo zniszczyć. Prawdopodobnie chodziło o zbytni realizm Caravaggia, niedopuszczalny u wielbiciela antycznej idealizacji. W kompozycjach Tintoretta i Poussina jest mnóstwo detali, o których opowiada mit: roślinność, skały, woda. Caravaggio zrezygnował ze wszystkiego skupiając się jedynie na dramatyzmie kulminacyjnego momentu w życiu Narcyza. Skupił się na zasadniczej kwestii podjętej w micie. Swoje dzieło pozbawił zbędnych, według niego, detali. Co ciekawe, Caravaggio nie rezygnował z nich stopniowo. Kompozycja od pierwotnego szkicu, „wydrapanego” w mokrej farbie, do finalnego dzieła nie posiadała żadnych szczegółów, które widnieją w każdym innym obrazie ilustrującym mit.  

Co było najpierw: młodzieniec, czy kwiat?

Nie wiemy, czy w grece najpierw funkcjonowała nazwa kwiatu, czy mitologiczna postać młodzieńca zakochanego we własnym obliczu. Pliniusz Starszy w Historii naturalnej w I wieku napisał, że roślinę o intensywnym zapachu nazwano od imienia młodzieńca nawiązując do mitu. Pauzaniasz, znany ze swojego dzieła Wędrówki po Helladzie dowodził z kolei, że kwiat był znany wcześniej. Jako dowód przytoczył wiersze Pamphosa, poety żyjącego przed powstaniem mitu. W jednym z poematów opisał mit o bogini Demeter. Jej córka została uprowadzona do podziemi w czasie, gdy zrywała kwiaty, a porywaczy miał zwabić zapach narcyzów. W swoim dziele Pauzaniasz opisał także miejsce w krainie Tespijczyków, w którym płynie „Strumień Narcyza”. To właśnie tam bohater mitu miał się zakochać we własnym obliczu. W innym fragmencie Pauzaniasz opowiedział o wersji, gdzie Narcyz zakochał się w siostrze bliźniaczce. Ostatecznie i w tej opowieści ciało Narcyza zmieniło się w kwiat.

Zachowała się także wersja mitu o Narcyzie przypisywana poecie Partheniosowi z Nicei. Powstała w I wieku, a odkryto ją w 2004 roku wśród papirusów z Oxyrhonchos znajdujących się w Oxfordzie. Tam Narcyz z powodu nieodwzajemnionej miłości popełnił samobójstwo. Wersję współczesną Owidiuszowi o młodzieńcu o imieniu Amejnias zredagował Konon. Amejnias, podobnie jak Echo zakochał się w Narcyzie. Ten go odepchnął wręczając mu miecz. Ajmenios zabił się na progu domu Narcyza modląc się do bóstw o ukaranie go za nieczułość, pychę i obojętność wobec uczuć innych. Później mit wygląda podobnie: Narcyz zakochał się w swoim odbiciu pijąc wodę z sadzawki. 

Narcyz na Zamku Królewskim

Wystawa na Zamku Królewskim w Warszawie „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” wzbogaciła się o drugi obraz mistrza światłocienia – „Narcyza przy źródle”. Jak mówił podczas otwarcia prof. Wojciech Fałkowski mamy kolejny powód do świętowania, bo wybitne dzieło jest uzupełnieniem „pięknej, ważnej, bardzo reprezentatywnej wystawy caravaggionizmu, ukazującej przełom, jaki się dzięki Michelangelowi Merisiemu dokonał w malarstwie europejskim.” Od kuratora wystawy dr Artura Badacha wiemy, że dzieło jest jednym z tych, o które najczęściej zabiegają muzea całego świata. 

Wystawa na Zamku Królewskim w Warszawie „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” potrwa do 10 lutego 2022 roku. Kuratorzy: dr Artur Badach i Zuzanna Potocka-Szawerdo.

Pierniczki z białą dekoracją

0

Składniki:
420 g mąki klasy 00
1/2 łyżeczki soli
3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki zmielonego imbiru
2 łyżeczki zmielonego cynamonu
113 g masła w temperaturze pokojowej
100 g cukru
1 duże jajko
120 ml melasy (ewentualnie miodu, ale zalecamy użycie melasy)
1 łyżeczka startej skórki z pomarańczy lub cytryny

Na lukier:
50 g białka w temperaturze pokojowej
300 g cukru pudru

Przygotowanie:
Roztop masło razem z cukrem, wymieszaj przyprawy z mąką, solą i sodą oczyszczoną. Za pomocą płaskiej trzepaczki umieść w robocie kuchennym masło, cukier i miksuj do uzyskania kremu, dodaj jajko i melasę, skórkę pomarańczy, następnie stopniowo dodawaj mąkę z przyprawami. Zawiń uzyskane ciasto w folię spożywczą i pozostaw w lodówce na 4 lub 5 godzin. Nagrzej piekarnik do temperatury 180 stopni. Za pomocą foremek wytnij ciasteczka różnych kształtów i umieść w piekarniku na 8-12 minut. Pozostaw do ostudzenia. Elektryczną trzepaczką lub robotem kuchennym delikatnie roztrzep białko po czym dodaj do niego cały cukier puder i kontynuuj mieszanie do momentu uzyskania białego, bardzo gęstego i zwartego lukru. Przygotuj szprycę z małym otworkiem lub użyj stożka z papieru do pieczenia z wyciętą małą dziurką. Umieść lukier w rękawie cukierniczym i… popuść wodze fantazji dekorując ciasteczka jak tylko zamarzysz. Jeśli w twoim domu są dzieci, włącz je do ozdabiania. Będą się rewelacyjnie bawić!

Pomysł na prezent, dobro zamknięte w słoiku

0

Czy kiedykolwiek myśleliście o tym, żeby zamknąć wasze prezenty w szklanym słoiku? Tani pomysł, który niesie ze sobą bezcenną wartość: własnego czasu i zaangażowania dedykowanego najbliższym osobom.

Nie trzeba umieć gotować: do słoika można włożyć po prostu suche składniki z przepisów, które lubicie, a układając je warstwowo, uzyskamy artystyczny efekt. Ten, kto otrzyma prezent, będzie musiał dodać jedynie składniki płynne, by otrzymać ciasto, ciasteczka, klopsiki czy cokolwiek innego, co podsuwa wam fantazja.

To doskonały prezent dla wielbicieli recyklingu, rzeczy typu „zrób to sam”, ale także dla tych, którzy są wierni tradycji: wystarczy spersonalizować przepis na podstawie gustów waszych i tego, kto go otrzyma. A żeby nie popaść w banał, warto zadbać o detale: ładny szklany słoik, może być z recyklingu, pod warunkiem, że zostanie pozbawiony etykietki, kawałek materiału albo wstążeczka wokół nakrętki i koniecznie bilecik ze składnikami i instrukcją, jak zrealizować przepis.

Ja ze swojej strony podsunę wam kilka pomysłów, ale będę szczęśliwa, jeśli otrzymam wasze propozycje, być może z jakimś tradycyjnym polskim przepisem!

Dla większych łasuchów, kakaowy krem z orzechów laskowych, do zrobienia z pomocą blendera. W słoiku musi się znaleźć: 6 łyżek orzechów laskowych, prażonych kilka minut w piekarniku lub na patelni, 3 łyżki cukru trzcinowego, 2 łyżki gorzkiego kakao. Dla dopełnienia należy dodać: 1 łyżkę oleju i 6 łyżek mleka (także roślinnego). Blendujemy razem wszystkie składniki (najpierw suche, potem dodaje się mokre, aż do uzyskania preferowanej konsystencji), a następnie przechowuje się w lodówce w tym samym słoiku.

Ciast i ciasteczek jest do woli, trudno wybrać jeden przepis. Moja rada to skłonić się ku tym z oryginalnymi i „kolorowymi” składnikami, dzięki którym uzyskamy w słoiku lepszy efekt estetyczny, jak czekoladowe kropelki, płatki kukurydziane, rodzynki, owoce kandyzowane i suszone. Lub wybrać te przyprawione, typowo zimowe, z aromatem imbiru i cynamonu.

Smaczne i łatwe w przygotowaniu będą na przykład czekoladowe brownies. Do słoika wsypujemy 170 g mąki, łyżkę drożdży, 120 g cukru trzcinowego, 30 g gorzkiego kakao, 200 g kawałków czekolady lub kropelek, 60 g całych orzechów laskowych. Płynne składniki do dodania to 300 ml mleka (także roślinnego) i 30 ml oleju z nasion. Aby zrobić ciastka, po rozpuszczeniu czekolady w kąpieli wodnej, należy wymieszać wszystkie składniki. Otrzymaną masę przelewa się do naoliwionej foremki i piecze przez 20 min w temperaturze 180°, a następnie kroi w kostkę, jak tylko ostygnie.

Bardzo przyjemne dla oka są zupy z roślin strączkowych ze zbożami. Wybierzcie składniki, które wymagają podobnego czasu namaczania i umieśćcie je w słoiku jeden po drugim tak, by stworzyć wiele kolorowych warstw. Na przykład: groch, czerwona soczewica, czarna soczewica, fasola zwyczajna, fasola czarne oczko, orkisz, jęczmień i, jeśli chcecie, także aromatyczne suszone zioła.

Dla odważniejszych, preparat w proszku do zrobienia falafela lub innych kotletów roślinnych. Oto przykład: 60 g otrąb owsianych, 50 g mąki z soczewicy, 20 g mąki z cieciorki, 20 g mieszanki nasion z siemieniem lnianym, sezamem i nasionami słonecznika, łyżka drożdży w płatkach (można je znaleźć w sklepach z produktami bio), łyżka skrobi ziemniaczanej, szczypta soli, czosnek w proszku, sól, pieprz i inne ulubione przyprawy (kurkuma, papryka, kumin itp.). Aby przygotować kotlety, należy wymieszać wszystkie składniki z 200 ml letniej wody, odstawić na 15 minut, a następnie uformować klopsiki do usmażenia na patelni z odrobiną oleju lub upieczenia w piekarniku w temperaturze 200° przez 20 minut.

Aby przy stole zagościła włoska atmosfera, wypełnijcie słoik 400 g ryżu Carnaroli, 200 g suszonych borowików i 40 g suszonej cebuli. W momencie przygotowywania trzeba będzie dodać jedynie warzywny rosół oraz trochę masła lub margaryny.

I na koniec, rada dla bardziej leniwych, spóźnialskich i pozbawionych zdolności kulinarnych: nie rezygnujcie z waszego prezentu w słoiku. Kupcie w sklepie już gotowy produkt, jest ich niezliczona ilość: do zup, burgerów, risotto, ciast. Przesypcie zawartość do waszego spersonalizowanego słoika i gotowe: po upiększeniu opakowania, rezultat jest taki sam!

Macie pytania dotyczące odżywiania? Piszcie na info@tizianacremesini.it, a postaram się na nie odpowiedzieć na łamach tej rubryki!

tłumaczenie pl: Apolonia Filonik

***

Tiziana Cremesini, absolwentka Neuropatii na Instytucie Medycyny Globalnej w Padwie. Uczęszczała do Szkoły Interakcji Człowiek-Zwierzę, gdzie zdobyła kwalifikacje osoby odpowiedzialnej za zooterapię wspomagającą. Łączy w tej działalności swoje dwie pasje – wspomaganie terapeutyczne i poprawianie relacji między człowiekiem i otaczającym go środowiskiem. W 2011 wygrała literacką nagrodę “Firenze per le culture e di pace” upamiętniającą Tiziano Terzani. Obecnie uczęszcza na zajęcia z Nauk i Technologii dla Środowiska i Natury na Uniwersytecie w Trieście. Autorka dwóch książek: “Emozioni animali e fiori di Bach” (2013) i “Ricette vegan per negati” (2020). Współpracuje z Gazzetta Italia od 2015 roku, tworząc rubrykę “Jesteśmy tym, co jemy”. Więcej informacji znajdziecie na stronie www.tizianacremesini.it

Festiwal Filmowy w Wenecji – most między kulturami

0
LIDO VENEZIA 09/09/17 - 74a Mostra del Cinema. Fotografi sul red carpet. ©Andrea Pattaro/Vision

Festiwal w Wenecji, najstarszy festiwal filmowy na świecie, powstał w 1932 roku jako część Biennale, w momencie kiedy kino dźwiękowe zaczęło zajmować miejsce kina niemego. Przegląd, który od początku miał charakter międzynarodowy, podczas pierwszej edycji gościł 37 filmów: krótko- i pełnometrażowych oraz filmów dokumentalnych, pochodzących z Włoch, Francji, Niemiec, USA, ZSRR, Wielkiej Brytanii, Holandii, Polski i Czechosłowacji. Pierwszym filmem pokazanym na Festiwalu był „Dr. Jekyll e Mr. Hyde” Roberta Mamoulliana, którego projekcja odbyła się 6 sierpnia 1932 roku na tarasie Hotelu Excelsior na Lido. Ten luksusowy hotel, utrzymany w stylu secesyjno-mauretańskim, do dzisiaj gości w swoich wnętrzach gwiazdy przemysłu filmowego.

Festiwal miał odbywać się co dwa lata, ale wielki sukces w 1934 roku skłonił organizatorów do zmiany formuły na wydarzenie coroczne i na wybudowanie niedaleko Hotelu Excelsior, modernistycznego Palazzo del Cinema z przylegającym do niego budynkiem Kasyna (od lat w służbie Festiwalu).

Historia Festiwalu jest nierozerwalnie związana z wydarzeniami społeczno-politycznymi, które miały miejsce w ciągu prawie dziewięćdziesięcioletniej historii wydarzenia. Po pierwszym okresie wielkiego otwarcia się na arenę międzynarodową, nastąpił czas presji politycznych, które sprawiły, że przegląd stawał się coraz bardziej autorytarny i, tuż przed nieuniknionym światowym konfliktem, ograniczał się do udziału jedynie krajów alianckich. Mimo rosnącego wpływu konserwatyzmu kulturowego, już podczas pierwszych edycji Festiwalu przybywają na Lido filmy, reżyserzy i aktorzy, którzy mieli niezaprzeczalny wpływ na sztukę kinematografii, wśród których m.in. reżyserzy Rene Clair, John Ford, Frank Capra, debiutujący Roberto Rossellini; aktorzy Jean Gabin, Amedeo Nazzari, Paolo Borboni, Vittorio De Sica, Hedy Lamarr (wówczas Hedy Kieslerova), która przeszła do historii jako pierwsza aktorka występująca na dużym ekranie w scenie rozbieranej, w filmie czechosłowackim „Ekstaza”; oraz filmy takie jak „Towarzysze broni” Renoira, „Olimpiada” Leni Riefenstahl, „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” Walta Disneya. Na czas odrodzenia Włoch, po II wojnie Światowej, przypada również rozkwit festiwalu weneckiego, na którym od 1946 do 1968 roku znalazły się najlepsze produkcje światowego kina i powstały dwa nowe nurty filmowe: Neorealizm i Commedia all’italiana. W Europie, podzielonej przez żelazną kurtynę, Festiwal w Wenecji, tak jak pozostałe wydarzenia Biennale, zasłużył się jako miejsce otwartego dialogu artystycznego między Wschodem a Zachodem, dowodzą tego stale obecne w Wenecji filmy z tzw. krajów socjalistycznych obok produkcji hollywoodzkich, kina autorskiego (głównie włoskiego i francuskiego), a także filmów z Dalekiego Wschodu. Od Kubricka, w Wenecji z filmem „Lolita”, po Viscontiego, od Felliniego po Monicellego, od Tarkowskiego (Złoty Lew za film „Dzieciństwo Iwana”) po Kurosawę, od Alaina Delona po Brigitte Bardot, od Wajdy do Pasoliniego, od Mastroianniego po Gassmana, po Rosannę Schiaffino, od Catherine Deneuve po Michaelangelo Antonioniego. To tylko niektóre z licznych osobistości świata filmowego tamtego okresu obecne na Lido, zanim nastał ferment rewolucji kulturowej z 1968 roku, który zmienił wenecki festiwal, od 1969 do 1979 roku, w przegląd filmowy bez przyznawanych nagród.

Złote Lwy powracają w 1980 roku z wygraną ex aequo filmów: „Aleksander Wielki” Theo Angelopoulosa, „Atlantic City” Louisa Malle’a i „Gloria” Johna Cassavetesa. Rok później pierwszego w historii Złotego Lwa przyznano reżyserce Margarethe Von Trotta za „Czas ołowiu”. Na lwich skrzydłach Festiwal ponownie podrywa się do lotu w poszukiwaniu światowej kinematografii i tak na Lido przybywają: Wim Wenders „Stan rzeczy”, Rainer Fassbinder, Peter Greenway, Moretti, Chabrol, Scorsese, James Ivory, Zanussi, Kieślowski, Peter Weir… licznie reprezentowane jest też kino Dalekiego Wschodu, m.in. Zhang Yimou, Mira Nair „Monsunowe wesele”.

W ten sposób docieramy do ostatnich edycji z gwiazdami takimi jak Nicole Kidman, Tom Cruise, Lady Gaga, Johnny Depp, Joaquin Phoenix…, którzy niechętnie dają się fotografować na plaży na Lido, nie sposób ich też spotkać wśród klientów barów i restauracji, przemykają się nieosiągalni z pozłacanych pokoi hotelowych na czerwony dywan Palazzo del Cinema, otoczeni szczelnym woalem sławy.

Lady Gaga / fot. Matteo Tagliapietra

Zmieniło się również życie paparazzich, ustawionych przed „ścianką” do fotografowania gwiazd. Nie ma to już nic wspólnego z pełnym przygód życiem z lat 60., kiedy gwiazdy i gwiazdki potrzebowały potwierdzenia własnej popularności poprzez błyski fleszy. Mimo że czasy się zmieniają, dusza fotografów się nie zmieniła, chęć na uchwycenie gorącego tematu pozostała. Koczując na pokładzie łódek, wciąż uwieczniają porozumiewawcze spojrzenia i psotnie wymachujące nogi gwiazd, które przewożone są z Wenecji na Lido eleganckimi taksówkami wodnymi, które podobno, w razie potrzeby, służą jako niecodzienne miejsce miłosnych schadzek. Wszystko to, po prawie dziewięćdziesięciu latach, wciąż jest wspaniałym, onirycznym, karawanserajem kina, wirtualnym ukazaniem rzeczywistości, odważnych marzeń lub niepokojących koszmarów, które sprawiają, że przeżywamy konkretne emocje.

Trudny do określenia świat sztuki i przepychu, który dzięki skutecznej organizacji Biennale, w przeciwieństwie do innych festiwali, odbywa się stacjonarnie, pomimo najgorszej pandemii naszych czasów.

Ale być może jest to tylko kolejny z cudów „Bajki weneckiej”, miasta, w którym gołębie chodzą, lwy są skrzydlate, pałace wychodzą z wody, a ludzie poruszają się tramwajem wodnym, w skrócie, idealna sceneria, aby gościć ulotną, wspaniałą, niczym nieograniczoną sztukę filmową. Przyjemność, bez której nie możemy, i nie chcemy, żyć.

tłumaczenie pl: Agata Pachucy

„Perfect love”, nowy album zespołu “No Stress Band”

0

Nowa płyta włoskiego “No Stress Band”, zespołu działającego już od 10 lat. Na zespół składają się Włosi zamieszkujący na stałe w Warszawie: Gianni Demozzi, śpiew i gitara, Giulio Baioni, fortepian, Renato Passoni, bas, Roberto Ruggeri, gitara, Emanuele Liaci, perkusja.

Wszyscy członkowie zespołu mają za sobą doświadczenia w innych grupach muzycznych. Początkowo zespół skupiał się na repertuarze coverów piosenek pop wykonywanych przez kobietę-wokalistkę, ale dzięki poetyckiej wenie Gianniego Demozzi obrał nową ścieżkę, której początkiem był koncert w Indiach, które w każdym członku zespołu zostawiły wrażliwość na romantyczne i egzotyczne dźwięki. Na ich pierwszej płycie “Positive Intentions” z tekstami po angielsku odnajdujemy indyjskie wpływy. Druga płyta, “Nowhere”, bardziej rytmiczna, zawiera także utwory po włosku. Następnie zespół wydał romantyczny album “Home” oraz “2020”, który w ironiczny sposób opowiada o pandemii. Najnowszy album nazywa się “Perfect Love”, zbiór utworów miłosnych (w tym niepublikowanych wcześniej), który zadebiutował w ostatnich dniach w restauracji Casa Italia. Wszystkie utwory “No Stress Band” znajdziecie na: Spotify, Apple Music, YouTube.

VI Tydzień Kuchni Włoskiej Na Świecie

0

Podczas VI Tygodnia Kuchni Włoskiej na Świecie (22-28 listopada) w dniach 25 i 26 listopada szef kuchni Anuelo Serra przeprowadził warsztaty kulinarne dla nauczycieli i uczniów ze szkół hotelarskich w Krakowie (Zespół Szkół Gastronomicznych Nr 1) i w  Myślenicach (Małopolska Szkoła Gościnności). Tematem warsztatów była specyfika kuchni włoskiej, związana z właściwościami diety śródziemnomorskiej w różnych regionach Włoch.

Uczniowie mieli okazję poznać nowe techniki gotowania, jak na przykład te związane z przygotowaniem jeżowców. Towarzyszyli szefowi kuchni w przygotowaniu posiłków na bazie ryb, owoców morza, a także typowych sardyńskich i śródziemnomorskich produktów, jak bottarga (suszona ikra), chlebek carasau, czy makaron fregola

Dzięki obecności pizzera Antonio Salvatore Nuoro, obecni na szkoleniach poznali również sekrety idealnego ciasta na prawdziwą włoską pizzę.

Adriano Cossu, zdobywca złotego medalu na Mistrzostwach Włoch i srebrnego medalu na Mistrzostwach Świata w carvingu, czyli sztuce rzeźbienia w jedzeniu, zaprezentował techniki używane do zdobienia owoców i warzyw.

Podczas warsztatów kulinarnych szef kuchni Anuelo Serra, wraz z Luciano Sabeddu i Roberto Sabeddu podkreślali konieczność powrotu do korzeni włoskiej kuchni, do jej sezonowego charakteru i do zdrowego przygotowania posiłków, bez dodatkowych substancji, a nawet bez dodatku soli. Szef Serr jest wielkim zwolennikiem używania wody morskiej jako jedynego źródła soli w swoich posiłkach.

Dzięki warsztatom uczniowie szkół hotelarskich mają za sobą piękne kulinarne doświadczenie, które w przyszłości może posłużyć za punkt odniesienia w rozwoju ich karier.

Świat kolorów

0

To, że Włochy są krajem artystów, a w szczególności malarzy wiedzą wszyscy, ale nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z ciekawej wizji kolorów w języku włoskim. Ciekawej, ponieważ nie zawsze odpowiada polskiej palecie barw, ale ciekawej też dlatego, że w niektórych słowach i wyrażeniach używa się koloru, który w języku polskim nie występuje bądź przybiera inne znaczenie.

Na przykład czerwony po włosku zdaje się inny, skoro mówi się:

  1. IL ROSSO DELL’UOVO znaczy żółtko jajka, część żółta, ewentualnie pomarańczowa, ale zgodzicie się ze mną, że rzadko czerwona. Mówi się, że kolor zależy od tego co jedzą kury i że dlatego kiedyś żółtko miało mocniejszy kolor stąd czerwony…
  2. IL PESCIOLINO ROSSO, po polsku złota rybka, po łacinie carassius auratus, więc złota, a nie czerwona jak po włosku. Jak na nią popatrzeć wydaje się raczej pomarańczowa. Poza tym po polsku stała się symbolem zwierzęcia, które spełnia marzenia. To nawiązanie do jednej z baśni Braci Grimm, w której złota rybka spełniała trzy życzenia rybaka. Mimo że sam tekst jest dostępny dla wszystkich, we Włoszech nie jest tak znany i takie skojarzenie nie istnieje.
  3. IL ROSSO DI SERA BEL TEMPO SI SPERA. Tłumacząc na język polski „Czerwono wieczorem, nadzieja na ładną pogodę”. Powiedzenie włoskie, które przewiduje ładną pogodę następnego dnia, jeśli wieczorem niebo ma kolor czerwony, po polsku nie istnieje. Można by pomyśleć, że to tylko wierzenia tymczasem ma ono swoje naukowe wyjaśnienie. Kiedy widzimy czerwone promienie słoneczne znaczy to, że w atmosferze jest mało wody, a więc mało chmur, co daje nadzieję na ładną pogodę.

    Ale czerwony ma też swoją rolę rano, ponieważ:

  4. ROSSO DI MATTINA BRUTTO TEMPO SI AVVICINA po polsku „Czerwony ranek zbliża się brzydka pogoda”– zasadniczo kiedy nadchodzą opady z zachodu chmury na horyzoncie przyjmują czerwony kolor. Powiedzenie więc nie jest głupie.

    Zobaczmy jak wygląda sytuacja przy innych kolorach:

  5. ESSERE AL VERDE dosłownie „być przy zielonym”, żeby powiedzieć nie mieć pieniędzy, być spłukanym. Patrząc na kolory w notowaniach Giełdy Papierów Wartościowych, można by pomyśleć o przeciwstawnym znaczeniu, ale to wyrażenie powstało zanim stworzono giełdę. Jest kilka teorii na temat jego pochodzenia, a jedna z popularniejszych tłumaczy że podstawa świec była koloru zielonego. Biedne osoby, które na przykład przy kolacji zużywały do końca świece kiedy już nic nie było mogły powiedzieć „la candela è al verde” dosłownie świeca jest przy zielonym, z czasem wyrażenie się skróciło do essere al verde.
  6. LA SETTIMANA BIANCA – biały tydzień; podczas gdy po polsku kojarzony jest z tygodniem, następującym po przyjęciu sakramentu Komunii Świętej, ponieważ chodzi się codziennie do kościoła ubranym na biało, we Włoszech to tydzień w zimie kiedy jedziemy w góry na narty. Biały od śniegu.
  7. ESSERE NERO – dosłownie być czarnym, po polsku wkurzona osoba będzie raczej czerwona. Po włosku natomiast Sono proprio nero/a dalla rabbia powie ktoś zdenerwowany, wkurzony. Uwaga, to wyrażenie nie ma charakteru rasistowskiego, zdaje się, że pochodzi z wierzeń starożytnych Greków, którzy uważali, że złość powoduje, że wątroba – centrum złości, przybiera kolor czarny. Niemniej również kolor czerwony znajduje swoje zastosowanie w tym kontekście, patrząc na kolor twarzy, możemy powiedzieć czerwony ze złości rosso di rabbia.

I tak wróciliśmy do koloru czerwonego, ale będziemy kontynuować naszą podróż po kolorach następnym razem.

***

Aleksandra Leoncewicz – lektorka języka włoskiego, tłumaczka, prowadzi własne studio językowe italdico.

Panettone

0

Historia panettone rozpoczęła się w czasach renesansu, dzięki Cristoforo Messisbugo z Ferrary, który w 1564 roku w swoim Libro Novo podaje czarno na białym przepis na Pani de latte e zucchero.

Do jego przygotowania potrzebujemy: mąki, masła, cukru, jajek, mleka i wody różanej; następnie chleb „należy pozostawić, aby dobrze wyrósł”. Jego przygotowanie wymaga wielkiego porządku. Przepis zawiera podstawowe składniki panettone oraz, co najważniejsze, wskazówki co do tego, że ciasto musi być bardzo dobrze wyrośnięte i okrągłe: „Będzie on piękniejszy, w okrągłym kształcie”, „Może być zarówno większy, jak i mniejszy, wedle życzenia”. Jak widać, chodzi tu o panettoncino, ciasto, które rzeczywiście jest nieco cieńsze i niższe, bez rodzynek i kandyzowanych owoców, ale poza tym posiada wszystkie podstawowe składniki.

Minęły wieki, nim panettone nabrało kształtu i formy, jaką znamy dzisiaj. Oczywiście, nie brakuje zabawnych legend opowiadających historyjki o pomocniku księcia Sforzy o imieniu Toni, który ratuje kucharza dworskiego przygotowując ciasto z resztek, na miejsce tego, które się spaliło. To zabawne opowieści, jednak nie ma w nich odrobiny prawdy. Rzeczywistość jest znacznie prostsza: słowo panettone oznacza „duży chleb” i zalicza się do kategorii słodkich, świątecznych chlebów. Powstał w epoce późnego średniowiecza, gdzie cukier był bardzo cennym dobrem. Zatem, aby podkreślić święta, słodziło się zwykły chleb, który pieczono prawie każdego dnia. W dzisiejszych czasach w całych Włoszech powstają świąteczne chleby – niekoniecznie bożonarodzeniowe – o rozmaitych nazwach: panün z doliny Valtellina, genueński pandolce, boloński panspeziale, sieneński panforte, umbryjsko-toskański panpepato czy pangiallo z Lacjum. Ciasto jest słodzone cukrem i ozdobione migdałami (w Bolonii), orzeszkami pinii (w Genui), a także musztardą, rodzynkami lub suszonymi figami. Ale dopiero bożonarodzeniowy chleb z Mediolanu przekroczył lokalne granice i stał się słodkim księciem włoskich świąt Bożego Narodzenia.

Panettone, takie jakie dzisiaj znamy, jest owocem industrializacji: Mediolan w XIX wieku stał się głównym ośrodkiem produkcyjnym półwyspu, narzucając tym samym swoje bożonarodzeniowe ciasto. Już w drugiej połowie wieku, mediolańscy cukiernicy wszędzie rozsyłali panettone. Nazwiska takie jak: Cova, Biffi, Tre Marie, Baj, Marchesi stały się powszechnie znane. Panettone stało się kosztownym prezentem, ponieważ powstawało z wysokiej jakości składników.

Zarówno Gioacchino Rossini, jak i Giuseppe Verdi w jednym ze swoich listów dziękowali wydawcy muzycznemu Giulio Ricordiemu za podarunek w postaci panettone. Pod koniec XIX wieku ciasto stało się nawet przyczyną kłótni między kompozytorem Giacomo Puccinim a dyrygentem, Arturo Toscaninim; pierwszy z nich wysłał panettone na Boże Narodzenie do drugiego, człowieka o niezwykle szorstkim charakterze. Po czym doszło do kłótni, po której Puccini nadał drażliwy telegram do Toscaniniego. „Panettone wysłane przez pomyłkę”, napisał. Na co Toscanini odpowiedział mu w podobnym tonie: „Panettone zjedzone przez pomyłkę”.

Uwaga, Panettone to niewysokie ciasto, po to bardzo wyrośnięte, które znamy dzisiaj, musimy udać się do Werony, gdzie Domenico Melegatti wpadł na pomysł wypełnienia tradycyjnego werońskiego ciasta świątecznego, „nadalin”, masłem i jajkami, aby wyrosło na wysokość w tamtym czasie nieznaną. W 1894 roku opatentował je, aby rozstrzygnąć spory z innymi cukiernikami, którzy uważali siebie za pomysłodawców przepisu. Nazwa wywodzi się z renesansowej tradycji pokrywania bochenków złotym liściem (pani con foglia d’oro), aby pochwalić się własnym bogactwem, tak jak przy okazji bankietu zorganizowanego w Bolonii 29 stycznia 1487 r. przez Giovanniego II Bentivoglio z okazji małżeństwa jego syna Hannibala z Lukrecją d’Este. Melegatti był dość przedsiębiorczym człowiekiem i rzucił wyzwanie panettone, otwierając sklep w sercu terytorium przeciwnika, w Mediolanie, dokładnie na Corso Vittorio Emanuele, gdzie swoją siedzibę miał dom produkcyjny Tre Marie. Rozpoczął także sprzedaż wysyłkową, wysyłając Pandoro na cały świat.

Aby dotrzeć do wysokiego panettone, czyli do trzykrotnego wyrośnięcia ciasta, należy poczekać na Angelo Mottę, który po otwarciu własnego warsztatu w 1919 r. zastosował taki sam proces przy panettone, jaki Melegatti dla pandoro. Pisarz Orio Vergani zauważył, iż Angelo: „Znacznie zwiększa dawki masła, jajek, cukru i owoców kandyzowanych; modyfikuje i wydłuża czas wzrostu ciasta i pieczenia, a ponieważ tak potraktowane ciasto staje się bardziej miękkie, aby zachować jego formę używa genialnego i bardzo prostego rozwiązania: obwiązuje je papierem o kształcie korony. W ten sposób rodzi się panettone Motta’’.

Kolejną analogią między panettone i pandoro jest to, iż oba produkty do wyrośnięcia potrzebują bardzo miękkiego ciasta, które domaga się wsparcia, aby zachować pożądany kształt. Melegatti wynalazł formę w kształcie gwiazdy, zaś Motta – papierową koronę. Formy metalowe są droższe i można je ponownie wykorzystać, papier natomiast jest tani, ale jednorazowego użytku. Kolejny wyścig odgrywa się pomiędzy konkurującymi rywalami: w Weronie między Melegatti i Bauli, w Mediolanie: między Motta i Alemagna.

Angelo Motta jest klasycznym przedsiębiorcą, który zaczynał od zera i jest dokładnym przeciwieństwem dobroduszności, którą propaguje się w jego reklamach. To prawdziwy furiat, wielokrotnie wywracał wózki wypełnione po brzegi panettone, bo nie spełniały jakości, jakiej wymagał. Przedsiębiorca Mobbi, złośliwiec, który w jednym z najsłynniejszych filmów włoskiego neorealizmu „Cud w Mediolanie” Vittoria De Siki (1951), wzywa policję do wysiedlenia biedoty, jest właśnie uosobieniem Motty, na co wskazuje między innymi podobnie brzmiące nazwisko. Paradoksem wydaje się fakt, że słodki i jeden z najbardziej znanych symboli świątecznej dobroci, został wyprodukowany przez człowieka zapamiętanego za wybuchy gniewu.

tłumaczenie pl: Amelia Cabaj

Lina Wertmüller: ciekawość jest moim wybawieniem

0

Wśród licznych dżentelmenów kina włoskiego, pośród Felliniego, Pasoliniego, De Siki czy Viscontiego wyłania się ona, kobieta z kamerą. Kobieta w białych okularach. Oto Lina Wertmüller, reżyserka zapomniana, wręcz nieistniejąca w świadomości masowej, a przecież to pierwsza kobieta, którą nominowano do Oscara za najlepszą reżyserię. Matka kina z Rzymu!

Mamy rok 1977, za kilka miesięcy pełnometrażowym filmem zadebiutuje Agnieszka Holland, w Europie kolejne triumfy święci przedstawicielka nowej fali Agnes Varda, a Liliana Cavani wciąż wzbudza kontrowersje filmem „Nocny portier”. Niewiele tych kobiet. W Oscarowych nominacjach za reżyserię zaś sensacja, pośród męskiego grona nagle pojawia się ona, kobieta, obiekt wielu szyderstw w konserwatywnym, heretyckim, męskim świecie. Pojawia się obok takich utytułowanych filmowców jak Ingmar Bergman, Alan J. Pakula, Sidney Lument czy John G. Avildsen. Na scenie Jane Fonda, aktywistka i wpływowa feministka wywołuje do przeczytania werdyktu Jeanne Moreau, legendę francuskiej kinematografii. Tego wieczoru triumfuje Avildsen ze swoim „Rocky’m”, ale oczy świata, a szczególnie wszystkich tych śniących o kinie za kamerą dziewczynek skierowane są na Linę Wertmüller, skromnie ubraną kobietę z włosami upiętymi do tyłu. A potem mijają lata, by na początku lat 90. w ślady Włoszki mogła zostać dopuszczona Jane Campion, następnie Sofia Coppola, Kathryn Bigelow. Greta Gerwig i, triumfująca w tym roku, Chloe Zhao.

Wertmüller przychodzi na świat jako Arcangela Felice Assunta Wertmüller von Elgg Spanol von Braueich w czasie rozkwitu dekadenckiego życia i szalonych lat 20. Przychodzi na świat w szwajcarskiej, arystokratycznej rodzinie, w roku, w którym włoski parlament przyjął faszystowską ordynację wyborczą. Jej historia zaczyna się w Rzymie, przy Palazzo San Gervasio. Rzymie, w którym w 1900 roku babka Angiolina poślubiła strażnika gminy Arcangelo Santamaria. Z tej miłości narodziła się Maria, matka Liny, a następnie ze związku Marii z Federico Lucanianem, prawnikiem szlacheckim o szwajcarskim pochodzeniu, przychodzi na świat dziewczynka, która od małego będzie szła pod prąd.

Lina Wertmüller

Niełatwy charakter Liny daje o sobie znać już za młodu, kiedy to piętnaście razy zmieniała szkołę. Z każdej została z hukiem wyrzucona za niewłaściwe dla dziewcząt zachowanie, były to szkoły katolickie. Nie interesowały ją surowe zasady i zakazy narzucane przez zakonnice, liczyła się dla niej tylko wyobraźnia, kreowanie postaci, sytuacji, prowokacja rzeczywistości. We wczesnym wieku zafascynowała się komiksami, opisując je jako szczególnie wpływowe na nią w młodości, zwłaszcza „Flash Gordon” Alexa Raymonda. To właśnie za czytanie komiksów zostaje wyrzucona z jednej ze szkół. Takie rozrywki nie przystoją dziewczynce. Komiksy Reymonda prowadzą ją w świat kina, o którym marzy, a nawet głośno mówi jeszcze jako nastolatka.

Pierwsze kroki w świecie rozrywki stawia w wieku 17 lat, kiedy zapisuje się do akademii teatralnej Pietro Sharoffa, by chwilę później zadebiutować jako reżyser lalek pod kierunkiem samej Marii Signorelli (włoskiej mistrzyni marionetek). To jest także okres, w którym komiksy Lina zamienia na rosyjskich dramaturgów Władimira Niemirowicza-Danczenkę i Konstantina Stanisławskiego, którzy wciągają ją w świat sztuk performatywnych. Po ukończeniu Accademia Nazionale di Arte Drammatica Silvio D’Amico w 1951 roku Wertmüller udaje się w wieloletnią podróż po europejskich teatrach, reżyseruje szereg awangardowych sztuk lalkarskich. Zajmuje się dosłownie wszystkim; reżyseruje, kieruje całą produkcją, projektuje i buduje scenografię, by jeszcze po godzinach zajmować się publicystką i pisaniem scenariuszy do radia i telewizji. Czuje jakby uczestniczyła w jakimś komiksie, ale tylko tym oddycha.

Z teatralnym bagażem na początku lat sześćdziesiątych Lina trafi a do telewizji, gdzie z sukcesem jako pierwsza kobieta tworzy seriale. Podczas pracy nad jednym z nich spotyka Florę Carabella, koleżankę ze szkoły, która przedstawia jej swojego męża, samego Marcello Mastroianniego. Mastroianni jest chwile po sukcesie „La Dolce Vita” Felliniego i posiada już status jednej z największych gwiazd europejskiego kina. Gdy tylko gwiazdor dowiaduje się o marzeniach filmowych Liny, przedstawia ją swojemu mentorowi Federico Felliniemu. I tak zaczyna się sen, który trwa do dziś. Wertmüller wielokrotnie mówiła o znaczeniu tego spotkania i o tym, że kiedy tylko ją poznał z miejsca zaproponował jej bycie asystentką reżysera przy zbliżającej się realizacji „81⁄2”. Zafascynowała go jej siła. Kobieta, która chce być niezależna, tym bardziej od mężczyzn, a to w powojennych Włoszech było rzadkością, do tego fakt, że dusza Liny uwikłana była w romans z teatrem, lalkarstwem, które tak blisko było ukochanego świata cyrku, które ukształtowało reżysera.

Opisując ich współpracę Wertmüller powiedziała: Nie można mówić o Fellinim. Opisywanie go jest jak opisywanie wschodu lub zachodu słońca. Fellini był niezwykłym człowiekiem, siłą natury, był człowiekiem o niezwykłej inteligencji i sympatii. Spotkanie z takim geniuszem jest jak odkrywanie cudownej, nieznanej panoramy. Otworzył mój umysł, kiedy powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę: „Jeśli nie jesteś dobrym gawędziarzem, wszystkie techniki na świecie nigdy cię nie uratują”. Kino trzeba umieć opowiadać. I po tym namaszczeniu młoda Lina sięga to o czym marzyła w tych konserwatywnych, nudnych, katolickich szkołach. Fellini był kimś więcej niż tylko osobą i przyjacielem. Był jak otwarcie okna i odkrycie przed sobą wspaniałego krajobrazu, którego wcześniej nie znałam. Nasz związek był znacznie większy, głębszy i bardziej znaczący niż cokolwiek, co mogę opisać – wyznała w innej rozmowie Wertmüller.

W kinie debiutuje filmem fabularnym „Bazyliszki”. Jest rok 1963, w tym samym czasie Fefe wypuszcza ich wspólne „81⁄2”, z drugiej strony Luchino Visconti pokazuje światu epickiego „Lamparta”, Alfred Hitchcock gatunkowe „Ptaki”, a Jean-Luc Godard wspina się na wyżyny francuskiej nowej fali filmem „Pogarda”. Mężczyzna jest potęgą w przemyśle filmowym. Jednak przy tym wszystkim jej autorskie kino z miejsca otrzymuje uznanie krytyków i jurorów na Festiwalu Filmowym w Locarno, na którym Wertmüller otrzymuje Złoty Żagiel. W następnym roku kręci serial z Ritą Pavone „Il giornalino di Gian Burrasca”, by w tym samym czasie poznać cenionego scenografa Enrico Joba, z którym bierze ślub i decyduje się na adopcję córki Marii Zulimy. Trwa dobra passa, kolejne filmy wychodzą z produkcji m.in. pokazywane w Cannes „Hutnik Mimi dotknięty na honorze” oraz „Miłość i anarchia”, a następnie „Siedem piękności Pascqualino” opowieść o mężczyźnie z siedmioma nieatrakcyjnymi siostrami, który morduje alfonsa jednej z nich. To właśnie za ten film Lina, otrzymuje cztery nominacje do Oscarów, w tym jako pierwsza kobieta w historii nominację za reżyserię.

Zainteresowanie nominacją do Oscara było tak duże w środowisku, że bardzo szybko zaproponowano Linie pracę w fabryce snów, a na stół położono do podpisania kontrakt z Warner Bros. na zrobienie czterech filmów w Hollywood. W magazynie Variety pojawiła się nawet dwustronicowa reklama z napisem „Welcome Lina”. Tylko, że te romans z Hollywood szybko się skończył, bowiem już pierwszy film, który nakręciła, „Deszczowa noc” z Giancarlo Gianninim i Candice Bergen, był rozczarowaniem. Wytwórnia Warner anulowała kontrakt, a Wertmüller wróciła do Europy i, jak przyznawała w późniejszych wywiadach, nigdy nie czuła rozczarowania fabryką snów, widocznie to nie była jej droga.

Wraz z powrotem na stary kontynent Włoszka zaczęła szlifować swój filmowy warsztat jeszcze bardziej, kręciła filmy mniej oczywiste, o dziwnych, zapisywanych w księdze rekordów Guinnessa tytułach: „Porwani zrządzeniem losu przez wody lazurowego sierpniowego morza”, „Scherz przeznaczenia zaczajone za węgłem niczym zabójca na drodze” czy „Letnia noc o greckim profilu, migdałowych oczach i zapachu bazylii”. W jej kinie czuć było wpływy Felliniego. Łączyła ich wspólna empatia ze sposobem, w jaki postrzegają włoską klasę robotniczą, pokazując realia życia ludzi zaniedbanych politycznie i zdeptanych ekonomicznie, z tendencją do niedorzeczności. Wertmüller podobnie jak Fefe pokazywała na każdym kroku uwielbienie dla Włoch i ich różnorodnych miejsc, nieograniczonych obszarów piękna.

Bohaterkami jej filmów zawsze były silne kobiety: feministki, anarchistki, komunistki. Naznaczenie polityką trzymało się Wertmüller przez całe życie, nigdy nie ukrywała, że po wojnie wstąpiła do Partii Socjalistycznej i tego, że kobiety w świecie kina powinny mieć takie samo prawo. Kiedy tylko mogła dystansowała się od ekstremistycznych stanowisk feminizmu, powtarzała: „Nie możesz wykonywać swojej pracy, ponieważ jesteś kobietą czy mężczyzną. Robisz to, bo masz talent. Tylko to się dla mnie liczy. Powinien to być jedyny parametr pozwalający ocenić, komu dać reżyserię filmu. Jak wszystkie inne kobiety w kinie, ja też miałam problemy z przyjęciem w tym męskim środowisku, ale nie obchodziło mnie to. Poszłam w swoją stronę.”

Ostatnie dekady to dla reżyserki ustąpienie miejsca nowym włoskim rzemieślnikom kina. Niesłuszne odejście w niepamięć. Pożegnała wspomnianych na początku kolegów De Sikę, Felliniego, Viscontiego, znowu jest sama na statku. Statku, który płynie. W tym czasie nakręciła kilka filmów, w tym dwa z Sophią Loren „Sobota, niedziela i poniedziałek” i „Francesca i Nunziata”. I to właśnie Loren, ikona włoskiego kina, jedna z ostatnich żyjących legend Złotej Ery Filmu, w 2019 wręczyła Linie Wertmüller wymarzonego Honorowego Oscara, przyznawanego za całokształt twórczości. Sen o kinie wciąż trwa, a matka zawsze jest tylko jedna. Ma na imię Lina i jej życiowe motto brzmi: „Ciekawość jest moim wybawieniem”.