Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 83

Koncert Massimiliano Caldiego

0
Massimiliano Caldi, fot: Paweł Jaremczuk

Massimiliano Caldi ma przyjemność zaprosić Państwa na koncert poświęcony włoskiemu dziedzictwu muzycznemu, który odbędzie się w dniu 14 marca.

Główną część wieczoru będą stanowiły utwory takie jak: uwertura „Guglielmo Tell” Rossiniego, uwertura „Norma” Belliniego, uwertura „La forza del destino” Verdiego, intermezzo z „Manon Lescaut” Pucciniego i intermezzo z „I pagliacci” Leoncavallo.

Całość zwieńczy muzyczna perła: „Concerto Soirèe” Nino Roty, ulubionego kompozytora Felliniego.

Na fortepianie zagra Maurizio Baglini, wielki przyjaciel i muzyczny partner Maestro Caldiego, znany jako dyrektor artystyczny teatru „G. Verdi” w Pordenone oraz „Amiata Piano Festival”.

W programie wieczoru usłyszą Państwo także „Sciliar” Giorgio Battistellego: jest to opera symfoniczna, która zostanie wykonana po raz pierwszy w Polsce, opisująca imponujący masyw górski Alpe di Siusi w Południowym Tyrolu i związane z nim starożytne legendy ladyńskie.

Koncert odbędzie się w prestiżowym „Studiu S-1” w Warszawie, gdzie w kwietniu 2000 roku (prawie dokładnie 20 lat temu) zadebiutował w Polsce Massimiliano Caldi, zwycięzca konkursu „G. Fitelberg” w Katowicach.

14 marca 2020 r. – 19.00

Sala im. Witolda Lutosławskiego – Studio S-1, Warszawa

Maurizio Baglini – pianista
Polska Orkiestra Yuventus Symfonia „Jerzy Semkow”
Massimiliano Caldi – reżyser

Program:
Giorgio Battistelli: Sciliar
Nino Rota: Concerto soirée na fortepian i orkiestrę
Gioacchino Rossini: William Tell (uwertura)
Giacomo Puccini: Manon Lescaut (intermezzo)
Vincenzo Bellini: Norma (uwertura)
Ruggero Leoncavallo: I Pagliacci (intermezzo)
Giuseppe Verdi: Siła losu (uwertura)

Bilety:
https://www.bilety24.pl/koncert/koncert-polskiej-orkiestry-sinfonia-iuventus-z-ziemi-wloskiej-do-polskiej–58428

https://www.ebilet.pl/en/klasyka/koncert/sinfonia-iuventus/

Autor zdjęć: Paweł Jaremczuk

Jerzy Gruza – człowiek orkiestra

0

Jerzy Gruza to twórca wielowymiarowy. Zaczynał jako reżyser przedstawień Teatru Telewizji, później były popularne seriale, m.in. „Wojna domowa” (1965) oraz legendarna seria o „Czterdziestolatku” (1974, 1993). To także reżyser filmów fabularnych: „Dzięcioł” (1970), „Przeprowadzka” (1972), „Motylem jestem, czyli romans 40-latka” (1976). Od 1983 był dyrektorem Teatru Muzycznego w Gdyni, gdzie wyreżyserował wielkie przeboje musicalowe, wśród których „Skrzypek na dachu” (1984), który na polskiej scenie pojawił się po raz pierwszy. Gruza to również autor książek „40 lat minęło jak jeden dzień” (1998), „Człowiek z wieszakiem. Życie zawodowe i towarzyskie” (2003). Podczas gali 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni odebrał Platynowe Lwy za całokształt twórczości i rozbawił publiczność swoją błyskotliwą przemową.

Możemy powiedzieć “człowiek renesansu”, gdyż jakiejkolwiek dziedziny by się nie podjął, odnosił sukces. Sam Mistrz stwierdził, że trudno mu zaszufladkować samego siebie.

Czy jeszcze czymś nas Pan zaskoczy?

Zrobiłem szereg seriali, które w sposób karykaturalny i zabawny ukazują nasze wady, a teraz chyba trochę ciężko byłoby mi coś nakręcić. Musiałbym się opowiedzieć po którejś ze stron, a ja raczej należę do sceptyków i narzekaczy, i to mogłoby się nie spodobać. W tym momencie, jeżeli coś się robi, to z miejsca jest to nacechowane politycznie. W czasie mojej pracy musiałem walczyć z partyjnością, z komuną, z biurokracją, ale miałem jeden obóz do walki czy do zabawnego lub dramatycznego traktowania, dzisiaj jest to o wiele trudniejsze. Z drugiej strony, nie mogę się powstrzymać, żeby nie opisywać tego, co mnie drażni i śmieszy. Mam wiele tekstów obrazujących podsłuchane rozmowy, spotkania, dialogi młodzieżowe i chciałbym to wydać.

 

Czy możemy w jakiś sposób ocalić kulturę i uchronić ją od ciągłego upolityczniania?

Jestem dosyć sceptyczny, jeśli chodzi o współczesną działalność muzyczną i filmową. Nie wierzę, żeby kultura w tej chwili coś zdziałała. Jest taka wielka szybkość w tworzeniu i w rezultacie ogromna ilość badziewia, które nas zasypuje, że nie sposób dostrzec, co jest naprawdę wartościowe. Prawdziwe perełki giną pod lawiną bezsensownego i marnego szumu.

Przejdźmy w takim razie do klasyki. Są wśród włoskich twórców tacy, którzy stali się dla Pana inspiracją?

Żaden twórca nie może pominąć klasyki kina włoskiego ani włoskiej kultury. Byłem pod dużym wrażeniem neorealizmu włoskiego i fantastycznych filmów takich jak „Ladri di biciclette”, „Miracolo a Milano”, „La terra trema”. Dzięki profesorowi Jerzemu Toeplitzowi studenci filmówki mieli bezpośredni kontakt z twórcami i producentami, przeżywaliśmy te dzieła nie tylko artystycznie, ale również bardzo osobiście. Byłem pod dużym wrażeniem gatunkowym tych filmów, wpłynęły na to, co myślałem i co chciałem robić. Współczesność włoska, fakty z życia politycznego i publicznego były niezwykle inspirujące. Nie można przejść przez życie nie będąc pod wpływem włoskiej kultury, społeczeństwa i tego, co się tam działo.

Literatura polska jest również bardzo nasycona włoskością, od klasyki począwszy, kończąc na najnowszych publikacjach. Wielcy pisarze polscy, Iwaszkiewicz czy Herling-Grudziński, wspaniale opisywali Włochy. Wspomnienia Iwaszkiewicza o Sycylii czy o Neapolu bogate są w tak szczegółowe i precyzyjne opisy, że książki mogłyby posłużyć za przewodnik turystyczny.

Trzeba jednak dodać, że dzieła obrazujące i opisujące kulturę i sztukę włoską kreują duże oczekiwania, które w zderzeniu z rzeczywistością trudno jest zaspokoić – tak przynajmniej było w moim przypadku. Dlatego uważam, że lepiej nie jeździć do kraju, który się podziwia albo trzeba tam pojechać i zamieszkać.

Włoskie podróże były rozczarowaniem?

Turystyczne doświadczenia są zabawne, czasem dramatyczne, ale jednocześnie miałkie. Nic mi specjalnie nie dało to, że ja coś zobaczyłem na własne oczy. Moje wyobrażenie, fikcja stwarzana przez filmy, literaturę, opowiadania innych lepiej na mnie działają niż osobiste doświadczenia. Mam trzy takie włoskie opowieści, które doskonale obrazują to, o czym mówię i utwierdzają mnie w przekonaniu, że lepiej unikać podróży do uwielbianych miejsc.

 

Mediolan

Do Włoch pojechałem po skończeniu szkoły filmowej z bagażem wiedzy i z głową pełną obrazów filmowych. Ponieważ nie mówiłem po włosku, po przekroczeniu granicy kupiłem gazetę „Il Popolo” i zacząłem uczyć się języka. Na podstawie kilku słów, które wyczytałem targowałem się o cenę, negocjowałem wybór lepszego pokoju w hotelu i radziłem sobie lepiej niż kolega, który ponoć znał język doskonale. W Mediolanie poszedłem na Piazza del Duomo, żeby zobaczyć katedrę. Stanąłem na placu i nagle znalazłem się pomiędzy dwiema grupami wymieniającymi między sobą slogany polityczne. W ogóle się nie odzywałem, bo nie rozumiałem ani słowa z ich okrzyków, a oni brali mnie chyba za Włocha, który nie chce ujawnić swoich poglądów. Z potrzasku wyrwał mnie przyjaciel i mogłem spokojnie pójść zobaczyć „Ostatnią Wieczerzę” Leonarda Da Vinci, która nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Wracając do punktu wyjściowego: to, co widziałem na reprodukcjach, było dla mnie o wiele większym przeżyciem niż oryginalne dzieło.

Highway to hell

Kierowca, z którym podróżowaliśmy zawsze tankował w ostatnim momencie. Za każdym razem paliła się kontrolka, a on jechał dalej. Ostatecznie skończyliśmy z pustym bakiem na autostradzie. Za karę wysłaliśmy winowajcę z kanistrem na przymusowy spacer po paliwo. Na horyzoncie było widać jedynie siną dal, więc nasz nieszczęśnik miał czas, aby przemyśleć swoje postępowanie podczas wędrówki do celu. Kiedy na niego czekaliśmy podjechała policja. Wyjaśniliśmy całą historię, ja dodałem moją łamaną włoszczyzną, zaczerpniętą rzecz jasna z gazety „Il Popolo”, że to taki stary, zmęczony człowiek. Chytrze pomyślałem, że uprzejmie podjadą i go podwiozą. A oni, patrząc na nas młodych, spytali ze zdziwieniem dlaczego właściwie to nie my poszliśmy po benzynę?

Rzym

Czasami przychodzi nam do głowy, żeby spędzić ostatni dzień roku za granicą, na placu, razem z milionem innych osób. W wyobrażeniu medialnym to jest sielanka i szampańska zabawa, a w rzeczywistości to pijany tłum, potłuczone butelki i huk petard. Mam podobne doświadczenia z Włoch, to była tragedia. Sylwester w Rzymie, wiecznym i słonecznym mieście uznaliśmy początkowo za doskonały pomysł. Przyjechaliśmy na miejsce, a tam zawierucha, śnieg, ziąb. Okna w hotelu, w którym zarezerwowaliśmy nasz pokój z widokiem, wychodziły na budynek naprzeciwko. Nie spodziewaliśmy się oczywiście Kopuły Bazyliki Św. Piotra, ale żeby klimatyzator? To nas absolutnie nie zraziło, elegancko ubrani wyruszyliśmy na plac przy Schodach Hiszpańskich. Przywitał nas dziki tłum, pełne restauracje i bary, cudem udało nam się znaleźć jakiś wolny stolik w pękającym w szwach lokalu. Przez cały wieczór, na długo przed północą, słychać było wybuchy petard rzucanych gdzie popadnie. Moją uwagę przykuł zwłaszcza jeden szaleniec, który co chwilę wyciągał to z jednej, to z drugiej kieszeni petardy, rzucając je obok siebie. Był jak zahipnotyzowany. Bardzo chciałem się dowiedzieć, jaki miał w tym cel, ale nie udało mi się z nim porozmawiać. Po północy zmarznięci i z przytępionym od wybuchów słuchem, poszliśmy do metra dzierżąc w ręku szampana, którego z nadmiaru wrażeń nie zdążyliśmy wypić. W pewnym momencie policjant wyrwał mi z rąk butelkę i wyjaśnił, że w metrze nie wolno pić. W ten sposób nie wznieśliśmy nawet toastu na cześć nowego roku i naszego genialnego pomysłu, żeby spędzić go w Rzymie.

Mawiają, że pierwszy dzień roku wpływa na pozostałe 364, dlatego 1 stycznia postanowiliśmy zjeść dobrą włoską kolację w jednej z ekskluzywnych restauracji na Via Veneto. Byłem bardzo głodny i w oczekiwaniu na smakowite dania sięgnąłem po niezbyt świeżą foccacię. Przy pierwszym kęsie połamałem sobie jedynkę. Tak skończył się mój niezapomniany sylwester. Podsumowując: zimno, wybuchy petard, nieświeże pieczywo i połamany ząb. Wyglądałem jak menel z Pragi Południe, a nie jak Mastroianni z filmu „Rozwód po włosku”.

ItaliAMO – z ziemi włoskiej do… Łodzi!

0

„Filologia włoska na Uniwersytecie Łódzkim pojawiła się w 2011 roku i od początku przyciągała wiele aktywnie działających osób. Już na pierwszym roku założyliśmy Studenckie Koło Naukowe Italianistów UŁ „ItaliAMO”, którego celem jest promowanie języka włoskiego i kultury Włoch w województwie łódzkim i całym kraju. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że warto byłoby stworzyć czasopismo. Jego pierwszym redaktorem naczelnym została Aleksandra Sowińska. Plan spodobał się zarówno studentom, jak i wykładowcom, i tak zaczęła się nasza działalność dziennikarska”. Rozmawiam z Katarzyną Kowalik, absolwentką italianistyki, obecnie doktorantką Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego i redaktor naczelną polsko-włoskiego czasopisma popularnonaukowego „ItaliAMO”. Periodyk wydawany jest od 2013 roku i za każdym razem stanowi podsumowanie wielomiesięcznej pracy doktorantów i studentów. Do tej pory opublikowano 16 numerów. Wszystkie można pobrać bezpłatnie w wersji elektronicznej ze strony Wydziału Filologicznego UŁ.

 

„Chcieliśmy, żeby było to pismo dwujęzyczne. Poza promowaniem kultury włoskiej naszym celem jest bowiem również rozwijanie kompetencji językowych i tłumaczeniowych wśród studentów. Z tego względu zachęcamy wszystkich autorów do tego, aby samodzielnie dokonywali przekładów swoich tekstów, nawet jeśli stawiają w nauce języka włoskiego dopiero pierwsze kroki”.

Stały skład redakcji to oprócz Kasi jej zastępczyni Justyna Groblińska, przewodnicząca Koła Naukowego ItaliAMO – Dominika Kobylska, oraz Christian Gasperi, który zajmuje się również korektą włoskich tekstów. W ciągu sześciu ostatnich lat redakcja współpracowała jednak już z ponad setką osób – nie tylko autorami tekstów, ale także wieloma Włochami, którzy weryfikują poprawność językową tłumaczeń. Każdy student może zaproponować własne pomysły i angażować się w powstawanie pisma w sposób regularny bądź jednorazowy. Tematyka artykułów jest bardzo zróżnicowana – język, literatura, sport, geografia, polityka, historia, kuchnia i wiele innych. Jedynym warunkiem jest to, by teksty wiązały się z Włochami i ich kulturą. Oprócz wydań regularnych pojawiły się także trzy numery specjalne: poświęcone twórczości literackiej i działalności naukowej Umberta Eco z okazji przyznania mu w 2015 r. tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego, o Europie w dziesiątą rocznicę wejścia Polski do Unii oraz o Rzymie ze względu na konferencję naukową „Et in Arcadia Ego. Roma come luogo della memoria nelle culture europee”, która odbyła się na UŁ rok temu. Kolejny numer zapowiada się międzynarodowo. „Jako doktorantki miałyśmy okazję uczestniczyć w wielu wymianach i kursach językowych, na których poznałyśmy osoby z całego świata, które z pasji lub z przyczyn zawodowych uczą się języka włoskiego i realizują prace badawcze związane z kulturą włoską. Bardzo chcemy, żeby także oni podzielili się z naszymi czytelnikami swoją wiedzą i zainteresowaniami”.

 

Oprócz pracy redakcyjnej ItaliAMO prężnie działa jako koło naukowe, proponując różnego rodzaju inicjatywy, w których mogą uczestniczyć wszyscy zainteresowani, nie tylko studenci. Organizowane są konferencje naukowe, spotkania ze specjalistami z zakresu literatury, dydaktyki czy tłumaczeń, warsztaty dla dzieci, projekcje filmowe – pomysłów z pewnością nie brakuje. Jedną z najciekawszych inicjatyw grupy jest konkurs na recenzję współczesnych dzieł włoskiej literatury „Recensiamo ItaliAMO”, który w tym roku odbywa się już po raz trzeci i pierwszy raz będzie miał zasięg międzynarodowy. Jednym z jego patronów medialnych jest również „Gazzetta Italia”. „Naszą ideą było popularyzowanie najnowszej literatury włoskiej, o której na zajęciach mówi się niestety nieco rzadziej, choć powinna być ona znana młodym italianistom choćby ze względu na aktualność opisywanych w niej tematów czy możliwość zaobserwowania w niej zjawisk charakterystycznych dla współczesnego języka. Chcieliśmy w ten sposób zachęcić studentów do samodzielnego sięgania do najnowszej literatury, do odkrywania jej i polecania innym”.

Działalność ItaliAMO nabiera zasięgu międzynarodowego również ze względu na nawiązaną niedawno współpracę ze stowarzyszeniem Schola Italica z Mediolanu. „To organizacja, która zajmuje się szerzeniem koncepcji tzw. italicità, zgodnie z którą nie tylko Włosi mają prawo do tego, żeby promować włoskość. Tym zadaniem może zajmować się każda osoba, która utożsamia się z kojarzonymi z Włochami wartościami i stylem życia. Badania na ten temat prowadzą obecnie międzynarodowe zespoły złożone z językoznawców, historyków, socjologów, politologów czy ekspertów z zakresu zarządzania i marketingu. Schola Italica promuje szeroko pojętą kulturę włoską na całym świecie i nasza inicjatywa doskonale wpisuje się w te założenia. Wybrane artykuły z „ItaliAMO” będą teraz publikowane na stronie internetowej organizacji, a także na specjalnej platformie, która łączy osoby z różnych kontynentów, które określają siebie jako italici. To przede wszystkim italianiści ze społeczności akademickich z całego świata, potomkowie włoskich imigrantów czy mniejszości włoskie w różnych krajach.”

 

Łódzcy italianiści nie ustają zatem w wysiłkach, by szerzyć kulturę włoską, nie zapominając przy tym także o promowaniu swojego miasta wśród Włochów. Przykładem są przygotowane przez studentów w 2018 i 2019 r. reportaże poświęcone wielokulturowej tradycji Łodzi oraz mieszkającym w niej mniejszościom, których pierwsze pokazy miały miejsce we Florencji przy okazji podsumowania międzynarodowego projektu grantowego. „Z ziemi włoskiej do Polski… i z powrotem” – tytuł prowadzonych w ostatnich latach przez członków ItaliAMO warsztatów doskonale podsumowuje ideę działalności koła, a o wszystkich proponowanych przez nie wydarzeniach można przeczytać na facebookowym fan page’u.

 

Tańcz i kochaj w rytmie Dolce Vita

0

Dolce VitaM to najnowszy, porywający album Jarka Wista, który właśnie trafił do Empików. Podążając za głosem serca, artysta przeniesie słuchaczy do przełomu lat 50. i 60., pokazując jak barwna i głęboka była muzyka słonecznej Italii. Płyta, na której zagrali znani muzycy: Bartosz Staszkiewicz, Maciej Matysiak, Kacper Stolarczyk, Tomasz Waldowski stała się okazją do przedstawienia polskiej publiczności popularnych i znanych przebojów muzyki włoskiej z czasów dolce vita, [np. Volare; Ciao, ciao bambina; Quando, quando; czy Tu vuò fà l’americano], w zupełnie nowych aranżacjach. Na płycie znajdziemy także utwory mniej znane lecz niezwykle dawniej popularne, jak Mi sono innamorato di te i inne piosenki śpiewane niegdyś przez Luigiego Tenco. Nagrania wspomagają sekcje smyczkowe, co przywołuje niezapomniany klimat czasów i filmów Felliniego. Dolce VitaM odsłania wieloletnie zamiłowanie Jarka do kultury włoskiej i do harmonijnej muzyki lat ’60. Wist jest wokalistą, song-writerem i kompozytorem, od lat obecnym na polskiej i zagranicznej scenie. Ostatni projekt, Swinging with Sinatra, był kamieniem milowym w jego karierze i okazją do grania koncertów na całym świecie z Big Bandami, stałym kwartetem jazzowym, ale też z orkiestrami symfonicznymi Teraz powraca na polski rynek z nową, intrygującą płytą, by nas zauroczyć magią Italii.

 

Agencja Artystyczna Verità Nostra
www.veritanostra.pl
https://www.facebook.com/AgencjaArtystycznaVeritaNostra/
http://www.jarekwist.pl/
https://www.facebook.com/JarekWist/ 

GAZZETTA ITALIA 79 (luty-marzec 2020)

0

Gazzetta Italia 79:”Federico/100″ na tle najsłynniejszej sceny z filmu „Słodkie życie”, to artystyczna okładka Gazzetta Italia dedykowana wielkiemu Federico Felliniemu z okazji setnej rocznicy jego urodzin. Reżyser jest również bohaterem rubryki „Dopóki jest kino, jest nadzieja” prowadzonej przez Dianę Dąbrowską. W tym numerze znajdziecie również kilka ciekawych wywiadów, wśród których ten z cenioną tłumaczką Joanną Ugniewską, z Gianluca Miglirisi, managerem Chicco i ważnym przedstawicielem Włochów w Polsce, a także z autorem naszej okładki, rysownikiem z Neapolu – DaniloPè i z Martą Czok, polską artystką mieszkającą we Włoszech. Ponadto warto przeczytać artykuły o podróżach – o Turynie i o „Miłości o smaku makaronu”, który opisuje podróż po włoskich smakach i pięknie architektury. Są również teksty dotyczące kuchni, wśród których historia sięgająca źródeł pochodzenia pizzy, poza tym moda, motoryzacja, kącik językowy i dużo więcej! 

Muzyka i język młodzieży. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte

0

Muzyka jest od dziesięcioleci jedną z najpopularniejszych form rozrywki wśród młodzieży. Co za tym idzie, różne gatunki muzyczne (pop, rock, rap itp.) odzwierciedlały zawsze realia życia młodych ludzi, w tym język. W przypadku Włoch ważnym z tego punktu widzenia okresem był lata 80. i 90.: właśnie wtedy słownictwo typowe dla nastolatków zaczęło pojawiać się w tekstach piosenek, szczególnie dzięki niektórym zespołom rockowym i popowym.

Skiantos, włoski zespół punkrockowy działający już w drugiej połowie lat 70., należał do prekursorów tak zwanego rock demenziale, gatunku bliskiego amerykańskiemu comedy rock: charakterystyczne dla tej muzyki są groteskowe i komiczne teksty, wulgarny i satyryczny język, a także elementy kabaretu. Utwory bolońskiego zespołu zawierają wiele słów i wyrażeń typowych dla języka młodzieżowego lat 70. i 80., takich jak essere in para (czyli essere in paranoia, wł. „być w paranoi”, a więc „mieć paranoję”) czy sbarbo/sbarba (odpowiednio wł. „chłopak” i „dziewczyna”). Wydany w 1978 roku album „MONOtono” otwiera właśnie rozmowa między nastolatkami, pełna charakterystycznych dla tamtej epoki wyrażeń, często trudnych do zrozumienia dla dzisiejszego słuchacza. Język młodzieżowy ewoluuje bardzo szybko, do tego stopnia, że takie słowa, jak sbarbo i sbarba stały się prędko przestarzałe (chociaż Skiantos zdążyli nagrać, w 1980 r., utwór „Mi piaccion le sbarbine”, wł. „Lubię dziewczęta”).

Najważniejszym zespołem w dziedzinie rock demenziale we Włoszech byli jednak mediolańczycy Elio e le Storie Tese, których pierwszy album ukazał się w 1989 r. Dzięki tekstom zarazem bardzo wulgarnym i wyrafinowanym, pełnym gier słów i cytatów, pochodzący z Lombardii muzycy z biegiem lat przestali być zespołem kultowym i stali się autentycznym fenomenem medialnym. Również w przypadku ich debiutanckiej płyty całość otwiera rozmowa między nastolatkami, co stanowi ewidentny hołd dla Skiantos: tematem dyskusji są figu, czyli figurine (wł „nalepki”) z piłkarzami, bardzo popularne wśród dzieci i młodzieży w tamtych czasach. Wiele lat później, w 2013 r., zespół nagrał ciąg dalszy tamtego starego intra, żartując z faktu, że zarówno słowo figu, jak i same nalepki były już od lat rzeczą starą i niemodną.

Pod tym kątem jedną z najbardziej interesujących piosenek jest „Supergiovane” (wł. „Supermłody”), wydana przez Elio i spółkę w 1991 r. i poświęcona przygodom superbohatera będącego uosobieniem zbuntowanego i niedojrzałego ducha nastolatków. Utwór przywołuje wyobraźnię młodzieży lat 80., w tym programy telewizyjne, reklamy, czasopisma i wiele innych produktów kultury popularnej, ale i język młodzieży z tamtych lat. Niektóre z pojawiających się w tekście wyrazów były już przestarzałe na początku lat 90.: wystarczy pomyśleć o matusa (wł. „wapniak”) – słowo to, w poprzedniej dekadzie, było częstym określeniem ludzi „starych”, a więc dorosłych, postrzeganych jako starych i niepotrafiących zrozumieć zainteresowań i potrzeb młodych. Matusa jest skróconą formą Matusalemme, od imienia Matuzalema, najstarszego ze starotestamentowych patriarchów. Słowo to jednak, zważywszy na krótki żywot języka młodzieżowego, było niemodne już w roku 1991 – do tego stopnia, że ten, kto używał jeszcze terminu matusa był już sam „stary”.

Jednym z najważniejszych popowych zespołów we Włoszech, w latach 90., była grupa 883, pierwotnie duet – Max Pezzali i Mauro Repetto. Ich pierwsza płyta, „Hanno ucciso lʼUomo Ragno” (wł. „Zabili Człowieka Pająka”), ukazała się w 1992 r. Już sam tytuł świadczył o przywiązaniu do elementów młodzieżowej wyobraźni tamtej epoki, od komiksów o superbohaterach po marzenia o Ameryce. Teksty, zwłaszcza na tej pierwszej płycie, cechował język często wulgarny, ale zarazem bardzo bliski realiom, w których żyła włoska młodzież, który idealnie oddawał świat pełen problemów, ale i marzeń.

Wczesne teksty 883 zawierają wiele elementów typowych dla ówczesnego języka młodzieży, w tym nieortodoksyjną ortografię (korzystanie z litery k, znak x zamiast przyimka per – wł. „do”, „dla” itp. – czy liczby w miejscu słów). Utwory, o których warto wspomnieć, to np. „Sʼinkazza” (wł. „Wkurza się”, z k zamiast c), „6/1/sfigato” (a więc „Sei uno sfigato”, wł. „Jesteś leszczem”) czy „Con un deca” (wł.„Z dychą”, czyli oczywiście 10.000 lirów) – tytuły niezbyt wyrafinowane, ale zapewne bliskie wrażliwości i sposobom porozumiewania się młodzieży z tamtego okresu. Do kolejnych płyt Pezzali pisał już piosenki z większą głębią, pozostając jednak wciąż przy tematach takich jak młodość, nostalgia i marzenia jego pokolenia.

Lata 90. były dla włoskiej muzyki okresem wyjątkowo interesującym, w którym miało miejsce zdecydowane „odmłodzenie” tekstów, a sukces osiągnęły wcześniej dość niszowe gatunki i podgatunki muzyki, takie jak rap czy rock alternatywny. Pojawienie się – obok radia – kanałów telewizyjnych poświęconych muzyce (włoski kanał Videomusic istniał już w latach 80., a w 1997 uruchomiono MTV Italia, które odniosło ogromny sukces) miało niemały wpływ na mainstreamową popularność wielu piosenkarzy i zespołów.

883 to jedna ze sztandarowych grup włoskiej muzyki pop. Teksty zespołu Maxa Pezzaliego, szczególnie we wczesnych latach kariery, były mocno zakorzenione w młodzieżowym żargonie: dobrym przykładem jest jedna z ich najpopularniejszych piosenek, „Sei un mito” (wł. „Jesteś super”). Już sam tytuł odnosi się do popularnych wśród nastolatków wyrażeń mito (wł. dosł. „mit”) i mitico/a (wł. dosł. „mityczny/a”), znaczących tyle co „fantastyczny/a”, „wspaniały/a”. W tekście pojawiają się również inne – powszechne do dziś – kolokwialne wyrazy, takie jak figata (wł. „frajda”) czy cannare (wł. „spartaczyć”), a także forma ʼsta zamiast questa (wł. „ta”). Są to niezbyt eleganckie wyrażenia, które były dotąd zdecydowanie mało obecne w piosenkach z włoskich list przebojów. 883 byli zresztą znani z często wulgarnych tekstów – w 1994 roku wydali nawet singiel o wymownym tytule „Chiuditi nel cesso” (wł. „Zamknij się w kiblu”).

W tych samych latach cantautore Marco Masini osiągnął wielki sukces, dzięki utworom o tak kontrowersyjnych tytułach, jak „Vaffanculo” (wł. „Spier…”) i „Bella stronza” (wł. „Ładna suka”). Obie piosenki okazały się hitami, często nadawanymi przez radio, a dziś uchodzą za klasyki. Mimo wszystko jednak otwarcie sprośne teksty nie były tolerowane przez media i opinię publiczną. Na przykład zespół Elio e le Storie Tese, grający rock demenziale i znany z tekstów inteligentnych i wyszukanych, ale zarazem skrajnie wulgarnych, osiągnął prawdziwy sukces w całych Włoszech dopiero dzięki utworowi „La terra dei cachi” (wł. „Kraj kaki”), którego tekst jest ironiczny jak zwykle, ale zupełnie pozbawiony przekleństw. Piosenka została zaprezentowana na Festiwalu w San Remo w 1996 roku, gdzie zajęła drugie miejsce, co miało niemały wpływ na popularność mediolańskiego zespołu.

Jednym z najpopularniejszych włoskich artystów w latach 90. był niewątpliwie Lorenzo Cherubini, lepiej znany jako Jovanotti. We wczesnych latach swojej kariery rzymski piosenkarz tworzył muzykę na pograniczu rapu i popu, prawdopodobnie dwóch najbardziej „młodych” gatunków, nagrywając bardzo bezpośrednie i wpadające w ucho utwory, które odniosły ogromny sukces. Ponieważ teksty skierowane były do młodzieżowej publiczności, opierały się – podobnie jak w przypadku 883 – na słownictwie nastolatków z końca lat 80. i początku lat 90. Przykładem tego jest piosenka z 1990 r. „Ciao mamma” (wł. „Cześć mamo”), w której pojawia się zdanie „è una libidine, è una rivoluzione” (wł. „to radocha, to rewolucja”) w odniesieniu do radości z życia. Wyraz libidine, z łacińskiej formy libido, oznacza oczywiście pożądanie seksualne, ale w ówczesnym żargonie młodzieżowym używano go często jako synonimu „zabawy”, „frajdy”. Podobnie jak w przypadku innych „uwiecznionych” przez muzykę popową słów zaczerpniętych ze słownictwa młodzieżowego, również takie zastosowanie słowa libidine stało się prędko przeżytkiem.

Oczywiście nie wszystkie piosenki Jovanottiego zestarzały się w podobny sposób. W innym słynnym utworze – wydanym w 1992 roku singlu „Ragazzo fortunato” (wł. „Szczęśliwy chłopak”) – artysta śpiewa „sei bella come il sole e a me mi fai impazzire” (wł. „jesteś piękna jak słońce i ja za tobą szaleję”), a więc korzystając z formy a me mi (wł. dosł. „mnie mi”), niegramatycznej, ale bardzo powszechnej w mówionym języku włoskim, szczególnie wśród dzieci i nastolatków. W tym samym roku ukazała się piosenka „Non mʼannoio” (wł. „Nie nudzę się”), jeden z najbardziej rapowych utworów Lorenza, ze sławnym refrenem, w którym na przemian występują frazy – „e non mʼannoio” (wł. „i nie nudzę się”), „e non mi stanco” (wł. „i nie męczę się”) „e non mi rompo” (wł. „nie nudzę się”, od sformułowania rompersi le scatole, wł. „nudzić się okrutnie”, lub jednego z jego licznych wulgarnych synonimów). W obu przypadkach są to wyrażenia, które okazały się o wiele bardziej trwałe niż libidine.

Do włoskich artystów hiphopowych z lat 90., o których wypada wspomnieć, należy również mediolański duet Articolo 31. Jednym z ich największych hitów jest piosenka „Tranqi funky” z 1996 roku. Już sam tytuł jest ciekawy: wyraz tranqi (lub tranqui) pochodzi od tranquillo (wł. „spokojny”), można go więc porównać do polskiego słowa spoko. Również z 1996 roku jest utwór „Il funkytarro”: tym razem angielski przymiotnik funky połączony został z potocznym słowem tarro (wariantem bardziej powszechnego tamarro), oznaczającego osobę prymitywną, źle wychowaną, hałaśliwą. W piosence pojawiały się inne typowo młodzieżowe wyrazy, które do dziś pozostają popularne, np. tipa (wł. „laska”) zamiast „ragazza” albo kolokwialne (i niezbyt poprawne) formy cʼho (ci ho) i cʼhai (ci hai) w miejscu bardziej standardowych ho (wł. „mam”) i hai (wł. „masz”). Obecnie były wokalista Articolo 31, J-Ax (prawdziwe nazwisko Alessandro Aleotti) wciąż odnosi duży sukces jako solista – jego utwory są często zjadliwe, wulgarne i przesiąknięte sarkazmem, ale zarazem mają niemały komercyjny appeal.

 

Franciacorta – odpowiedni rywal dla champagne

0

Nierzadko porównywane do klasycznego francuskiego champagne, Franciacorta produkowane jest wśród urokliwych wzgórz w prowincji Brescia, u stóp rzeki Iseo. Jako wysokogatunkowe wino musujące tworzone metodą Champenoise z Chardonnay, Pinot Blanc i Pinot Noir,  Franciacorta ma być najwyraźniej włoską odpowiedzią na słynnego szampana. Do wyboru mamy trzy rodzaje win: Franciacorta (bianco), Franciacorta Satèn oraz Franciacorta Rosé.

Mimo że stosunkowo nieznane na rynku globalnym, Franciacorta jest powszechnie uważane za najlepsze wino musujące Włoch. Co stoi za sukcesem tego produktu? Miejsce uprawy. Górzysty, ale ciepły klimat i stabilne temperatury w dzień i w nocy. Duże znaczenie na sprzyjające uprawie warunki ma również pobliska rzeka, która wraz z alpejską topografią tworzy specyficzny mikroklimat.     

Mimo coraz częstszych porównań są jednak dwie znaczące różnice pomiędzy wspomnianymi winami. Otóż Franciacorta znana jest od 50 lat, a od 1995 posiada status DOCG. Z kolei francuskie wino musujące wiedzie prym od około XVIII wieku. Dodatkowo, włoska produkcja jest znacznie mniejsza od swego francuskiego rywala. 

Nie ma co do tego wątpliwości, iż wino z Francji jest dużo bardziej popularne, ponieważ stoi za nim długa historia i ogromny nakład świetnie zrealizowanych kampanii reklamowych. Włoscy producenci postanowili iść śladem konkurenta, dlatego Franciacorta zostało w tym roku oficjalnym partnerem EXPO 2015 w Mediolanie. Obecne recenzje są bardzo obiecujące. Czy włoskie wina musujące podbiją serca na całym świecie? Mamy bardzo dobre przeczucia…

Idiomy z dniami tygodnia

0

W pewnej książce Dorota przeczytała następujące zdanie: „Era un personaggio unico. A volte sembrava gli mancasse qualche venerdì [dosł. „Był osobą jedyną w swoim rodzaju. Czasami zdawało się, że brakuje mu kilku piątków.”]. Muszę przyznać, że wcześniej nigdy nie słyszałem tego wyrażenia. Po krótkich poszukiwaniach dowiedziałem się, że idiom ten (mancare qualche venerdì – dosł. brakować kilku piątków) oznacza, iż ktoś wydaje się dziwny lub głupio wygląda. Powiedzenie to wywodzi się z przekonania, że osoby urodzone przedwcześnie mają zazwyczaj problemy z zachowaniem. Dlaczego akurat piątek? Ponieważ właśnie z piątkiem tradycyjnie łączą się różne praktyki mające przynieść szczęście, rytuały magiczne oraz praktyki okultystyczne. Ciekawe… Nigdy nie przestajemy uczyć się czegoś nowego o własnym języku.

Skoro już jesteśmy przy tym temacie – naszła mnie wątpliwość, czy może istnieją inne wyrażenia idiomatyczne, które za bohaterów mają właśnie dni tygodnia. Znalazłem poniższe ciekawe przykłady:

Essere sempre in mezzo come il giovedì! [dosł. Być zawsze w środku jak czwartek.] Idiomu tego używa się bardzo często w moich stronach, na półwyspie Salento, a oznacza on, iż ktoś zawsze  robi wszystko, byleby tylko znaleźć się w centrum uwagi lub móc w każdej sytuacji wrzucić swoje trzy grosze bez względu na to, czy prosi się go o wyrażenie własnej opinii czy nie.

Dio non paga il sabato! [dosł. Bóg nie płaci w soboty.] Wyrażenie to oznacza, że za wszelkie zło, które czynimy w życiu, przewidziana jest kara. Quel furfante ha fatto di tutto per mettere zizzania. Per fortuna Dio non paga il sabato! [dosł. Ten łobuz zrobił wszystko, by posiać niezgodę. Na szczęście Bóg nie płaci w soboty!]. Wiecie, co znaczy mettere/seminare zizzania, prawda? Oznacza sianie niezgody w związkach międzyludzkich.

Dare gli otto giorni! [dosł. dać osiem dni] Wyrażenie to oznacza zdecydowane przegonienie jakiejś osoby. Non sopportavo più Maria, così le ho dato gli otto giorni. Spero di non vederla mai più! [dosł. Nie mogłem już znieść Marii, więc dałem jej osiem dni (przegnałem ją precz). Mam nadzieję, że już nigdy jej nie zobaczę!]

Pozostaje mi jeszcze czas, by odpowiedzieć na ostatnie pytanie. Anna zgłasza, że została poprawiona, gdy użyła następującego zdania: Sono andata al cinema insieme con la mia amica. [Poszłam do kina razem z przyjaciółką.] Czy mówi się insieme a czy insieme con? Otóż obie konstrukcje są poprawne w języku włoskim. Należy jednak wspomnieć, że w języku mówionym częściej używa się wyrażenia insieme a i tylko z tego powodu wydaje się ono stosowniejsze. Ja osobiście też je wolę.

„Również historia języka włoskiego potwierdza, iż oba te wyrażenia są poprawne. Możemy tu przytoczyć przykład zaczerpnięty z Alessandra Manzoniego (Questa volta, insieme con la voce, venne fuori l’uomo, don Abbondio in persona”) lub z Carla Cassoli (Il cappellano era insieme a un soldato); możemy też naśladować użycie tego wyrażenia za Gabrielem D’Annunzio (Le sette vele stanche vengono innanzi insieme con la sera”) lub Eugenio Montale (Insieme alla natura la nostra fiaba brucerà in un lampo”): w żadnym wypadku nie popełnimy błędu”. (Ze strony Accademia della Crusca).

Spaghetti alla Matriciana lub Amatriciana – oryginalny przepis

0

Poza granicami Włoch nie wszyscy wiedzą, że Amatrice to małe miasteczko w Lacjum (a jego mieszkańcy to matriciani), położone niedaleko granicy z Abruzją i znane głównie ze słynnego przepisu na „Spaghetti alla Matriciana/Amatriciana”. Przepis ten powstał prawdopodobnie na długo przed 1600 rokiem, kiedy to pomidory nie dotarły jeszcze do Włoch. Zatem oryginalnie w przepisie ich nie było, a sama potrawa, bardziej znana w Abruzji, nazywała się „Gricia”. Nie jest to rzymski przepis, chociaż prawdopodobnie został on sprowadzony do Rzymu przez pasterzy podczas przegonu stad owiec. Należy koniecznie podkreślić, że do prawdziwej Matriciany nie używa się ani makaronu bucatini ani boczku. Sięga się  natomiast po makaron spaghetti i policzki wieprzowych.

Składniki dla czterech osób:

  • 400g makaronu pszennego spaghetti
  • 200g policzków wieprzowych
  • 400g pomidorów w kawałkach (dojrzałe lub pelati – bez skórki)
  • 150g młodego sera pecorino (uwaga na odmianę rzymską, która jest zazwyczaj zbyt słona)
  • 50g smalcu lub tłuszcz z policzków wieprzowych
  • świeża papryczka peperoncino do smaku
  • sól (wg uznania) do makaronu

Przygotowanie:

W miarę możliwości użyjcie żeliwnej patelni. Na niej roztopicie smalec i przygotujecie sos, a smaki mniej się ze sobą wymieszają. Na dobrze rozgrzaną patelnię dodajcie papryczkę peperoncino i policzki wieprzowe pokrojone wcześniej na paseczki o grubości 7-8 mm (nie krójcie ich w kostkę, bo wtedy chudsza część policzka będzie sucha). Następnie przez kilka minut rumieńcie je na średnim ogniu, aż policzki wieprzowe nabiorą delikatnego złotego koloru. Uwaga! Policzek wieprzowy nie może być ani ugotowany, ani przypalony, jest to najważniejszy moment w przygotowaniu dobrego sosu alla Matriciana. Dodajcie teraz pomidory (razem z sokiem, który puszczają podczas krojenia). Gotujcie na średnim ogniu, od czasu do czasu mieszając, aż sos lekko zgęstnieje. Ściągnijcie sos z ognia, zostawcie go pod przykryciem do czasu, aż makaron ugotuje się al dente. Odcedźcie makaron i przełóżcie go do sosu, posypcie wszystko starym pecorino. Wszystko razem mieszajcie na patelni przez około minutę. Na widelec nawińcie makaron, pomagając sobie chochlą, nałóżcie na talerze. Podawać ciepłe.

P.S. W niektórych przepisach zaleca się użycie czosnku i czarnego pieprzu przed przyrumienieniem policzków wieprzowych. Można dodać te składniki, lecz nie występują one w przepisie oryginalnym.

Alergie i nietolerancje pokarmowe: wyjaśnijmy to!

0
SONY DSC

Czy alergia i nietolerancja pokarmowa to te same pojęcia? Zakładając jednak, że są to dwie różne rzeczy, to czy nietolerancje istnieją naprawdę? Prawdą jest, iż w tym temacie jest jeszcze wiele – zbyt wiele – niejasności. Uprośćmy go więc nieco. 

Alergia to nietypowa reakcja organizmu na działanie substancji zazwyczaj nieszkodliwej. Podmiot alergiczny, który wchodzi w kontakt z alergenem, przejawia przesadną reakcję immunologiczną, wytwarzając dużą ilość przeciwciał (immunoglobin) typu E (IgE). Gdy dochodzi do kontaktu przeciwciał i alergenów, uwalniana jest substancja – histamina – odpowiadająca za objawy typowe dla alergii (w tym także pokarmowej). 

Objawy, o łagodniejszym lub silniejszym nasileniu, mogą wystąpić zaraz po spożyciu przeciwwskazanego pokarmu, pociągając za sobą reakcję poszczególnych organów: przewodu pokarmowego (kolka), układu oddechowego (ataki astmy) aż po wstrząs anafilaktyczny. Rozpoznanie alergii jest możliwe jedynie po odbyciu serii badań laboratoryjnych, a jej leczenie i ewentualna dieta mogą być określane tylko i wyłącznie przez lekarza specjalistę. 

Żywność najczęściej wywołująca alergie pokarmowe to: białka mleka krowiego, jaja, ryby, soja, pszenica i orzechy ziemne. Dlatego też, zgodnie z prawem, w składzie produktów pakowanych musi widnieć informacja o zawartych alergenach, nawet jeśli występują one tylko w śladowych ilościach. Jeśli prawdą jest, że nasz system odpornościowy nie może ulec zmianom, wówczas korzystanie z medycyny niekonwencjonalnej może pomóc kontrolować i znacznie poprawić wrażliwość na alergeny i nasilenie objawów. Szczególnie dzięki homeopatii i naturalnym środkom, takim jak czarna porzeczka i zeolity (o działaniu podobnym do kortyzonu).

Nieporozumienia w tej kwestii wynikają z faktu, że pod pojęciem nietolerancji pokarmowych skrywają się przypadłości, które bardzo się od siebie różnią: niedobory enzymów, zatrucia pokarmowe i alergie o opóźnionej reakcji. Co zatem ten termin oznacza?

Prawdziwe nietolerancje dotyczą tylko metabolizmu i odnoszą się do braku lub niedostatecznej aktywności enzymów niezbędnych do prawidłowego trawienia i przyswajania określonych substancji. Na przykład, brak laktazy jelitowej potrzebnej do hydrolizacji spożytej laktozy lub brak aldolazy koniecznej do trawienia fruktozy.

A co z alergiami o opóźnionej reakcji? W rzeczywistości możemy umieścić je gdzieś pośrodku. Są to alergie, ponieważ powodują reakcję ze strony układu odpornościowego, w której pośredniczą immunoglobuliny typu G. Jednak w związku z tym, iż nie powodują one poważnych ani natychmiastowych objawów, a ponadto objawy te mogą zostać całkowicie wyleczone, zazwyczaj bywają uznawane za nietolerancje. Wykazanie ich rzeczywistego istnienia było możliwe dzięki pomiarowi substancji zapalnych (cytokin), które mogą być stymulowane przez spożytą żywność. Ponadto zostało udowodnione, że niektóre białka zawarte w jedzeniu są w stanie wywołać niekorzystne reakcje, powodowane przez przeciwciała (immunoglobuliny) klasy G (IgG). Reakcje wywołane przez IgG znacznie różnią się od prawdziwych alergii pokarmowych (za które odpowiadają przeciwciała klasy E), odpowiedzialnych za objawy alergiczne występujące w krótkim czasie zaraz po spożyciu niekorzystnych pokarmów. 

Niekorzystne symptomy związane są z akumulacją substancji nietolerowanych przez organizm występują z pewnym opóźnieniem od momentu spożycia żywności. Indywidualna nadwrażliwość lub nadmierne spożywanie niektórych pokarmów może powodować dolegliwości zależne od reakcji immunologicznych. W praktyce do powstania nietolerancji przyczyniają się produkty, które spożywamy na co dzień i których nie jesteśmy sobie w stanie odmówić!

Znajomość produktów nietolerowanych przez pacjenta może pomóc dobrać zróżnicowaną dietę cykliczną dostosowaną do jego indywidualnych potrzeb w celu wyeliminowania dolegliwości pokarmowych i zapobiegania wystąpieniu nowych nietolerancji. Dieta polegająca na całkowitej eliminacji niektórych produktów mogłaby doprowadzić do niedoborów żywieniowych, a także spowodować nadwrażliwość na żywność, którą zastąpiliśmy tą, do której jesteśmy bardziej przyzwyczajeni. 

W praktyce żywność odpowiedzialna za nietolerancję nie zostaje całkowicie usunięta z diety osoby uczulonej, ale stopniowo zmniejsza się jej spożywaną ilość w celu detoksykacji organizmu i zmniejszenia stanów zapalnych, preferując inne składniki, które zazwyczaj spożywamy w mniejszej ilości. Na późniejszym etapie można stopniowo przywracać wcześniej wyeliminowane pożywienie. Najbardziej wiarygodnym badaniem weryfikacji nietolerancji pokarmowej jest badanie cytotoksyczności, wykonywane poprzez pobranie kilku kropli krwi. W fazie przywracania sprawności żywnościowej kluczowa jest obecność i profesjonalna opieka lekarza (alergologa, dietetyka, naturopaty).