Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 82

Wędrówka szlakiem tajemniczych przybyszy z południa, epopeja rodu Kanelli 

0

W 2010 roku postanowiłam wyjaśnić i odszukać, jakie dokumenty zachowały się na temat rodu rodziny Kanelli, o których wiedziałam tylko, że byli moimi przodkami. Zastanowiło mnie bowiem, dlaczego ich nazwisko ma inną pisownię niż typowa pisownia włoska. Współcześnie taką pisownię zachowały nazwiska greckie. Moje poszukiwania trwają już dziewięć lat. 

Pierwszy etap poszukiwań w archiwach i bibliotekach warszawskich został  uwieńczony artykułem Tajemniczy przybysze z Południa, który ukazał się na łamach Gazzetta Italia w lutym 2014 r. Etap warszawskich poszukiwań zakończył się w starym Modlinie na zrujnowanym cmentarzu ewangelickim. Mieściła się tam na przełomie wieków kolonia ewangelicka. W rozmowach ze mną miejscowa ludność nazywała ten cmentarz niemieckim. Ponieważ nie mogłam przez dłuższy czas zainteresować jego stanem lokalnych władz ani Misji Ewangelickiej przekazałam sprawę Ambasadzie Niemieckiej, która obiecała się nią zająć. Czy mój prapradziadek, zniemczały Włoch, został na nim pochowany zostanie na zawsze tajemnicą. Zgodnie z informacją w akcie zgonu Krystiana Kanelli, zamieszczonego w poprzednim artykule, było to miejsce jego narodzin. Niestety w filii archiwum warszawskiego w Grodzisku Mazowieckim w aktach z tego terenu nie udało się odnaleźć potwierdzenia tego faktu. Trudno się dziwić, gdyż od tego wydarzenia minęło przeszło dwieście lat. Idąc dalej tym tropem udało mi się odszukać w archiwum płockim akty zgonu Rudolfa Kanelli zmarłego w 1845 (nr 90), syna Piotra i Anny, a także jego syna Stanisława Borgoniusza zmarłego w 1844 r. (nr 203). Jego drugie imię wskazuje także na związki tej rodziny z Włochami. Borgoniusz to imię męskie o łacińskich korzeniach (np.Petrus Borgonius). Czy w Piemoncie było lokalną tradycją, że męskim potomkom w kolejnym pokoleniu nadawano takie samo drugie imię? To jest już temat na osobne badania, aczkolwiek można wymienić kilku sławnych mieszkańców regionu mających takie właśnie drugie imię. 

Rudolf Kanelli był mierniczym rządowym i rysownikiem. Jego imię świadczy o tym, że jego rodzina musiała z jakiegoś powodu inspirować się kulturą niemiecką. Moje kilkuletnie poszukiwania uzmysłowiły mi, że do Polski przyjechało wielu przedstawicieli tej rodziny, dlatego obudziła się we mnie pasja szperacza i nadal szukam ich śladów. Z pewnością aktualnie nie da się ustalić więzów pokrewieństwa jakie ich łączyły, ale tego typu badania mnie nie interesują. Miasto Canelli, leżące na wzgórzu niedaleko Turynu, z którego prawdopodobnie wszyscy wyruszyli w kierunku Polski, jest urokliwe, pełne pięknych zabytków i wąskich uliczek. To również miasto o bardzo burzliwej historii i mekka rodów zajmujących się uprawą winorośli i produkcją wina od wielu pokoleń. Film, który obejrzałam w lokalnym Muzeum Wina, pozwolił mi zrozumieć jak bardzo krwawa była historia wina w tej okolicy. Rody winiarzy mordowały się wzajemnie, w dzisiejszych czasach walka nadal trwa, ale jej przebieg jest bardziej pokojowy. Jej celem jest udowodnienie wyższości własnej marki nad innymi. W archiwum przy lokalnej parafii pod wezwaniem świętego Tomasza dowiedziałam się, że pierwszy Caneli zjawił się w tym mieście pod koniec osiemnastego wieku. Pamiętałam jednak o przestrodze udzielonej mi w Polskim Konsulacie w Mediolanie, że w dwudziestym wieku miasto to nawiedziła powódź, która zniszczyła także część archiwalnych zbiorów. Poza tym aktualnie nie mieszka tam wielu mieszkańców noszących to nazwisko. W Urzędzie Miasta powiedziano mi, że część z nich przeprowadziła się na Sycylię. Pytanie więc, gdzie odbywała się produkcja wina tej marki, pamiętam, że na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku można było je kupić w polskich sklepach. Być może odpowiedź na to pytanie uda mi się uzyskać po wizycie na Sycylii. W trakcie wizyty w Canelli nie udało mi się uzyskać takiej informacji, poza tym w mieście działają wyłącznie kantyny konkurencyjne. Oprócz tego należy pamiętać, że kaneli to również inna nazwa cynamonu, a więc od początku swojej historii miasto powstało po to, żeby karmić i poić gości. 

 Wizyta w Canelli była konieczna chociażby po to, aby oprócz kwerendy archiwalnej wczuć się lepiej w atmosferę miejsca. Krążyłam po mieście z aparatem budząc zainteresowanie  mieszkańców. Jednak dalsze informacje istotne dla historii rodu Kanelli udało mi się odnaleźć w miejscach odległych od tego miasta. Załączona do tekstu czarno – biała fotografia została mi udostępniona przez dalekiego, nieżyjącego już krewnego z Rosji. Siedząca kobieta to Emilia Kanelli matka czworga dzieci. Swoją urodę przekazała córkom, młodym  kobietom, również uwiecznionym na tej fotografii razem ze swoimi mężami. Prawdopodobnie fotografia była wykonana w Terespolu na wschodzie Polski, w którym rodzina przebywała okresowo. Zgodnie z informacjami uzyskanymi w Biurze Ewidencji Ludności tego miasta aktualnie nie ma wśród mieszkańców osób noszących to nazwisko. W zniszczonym w czasie Powstania Warszawskiego kościele św. Krzyża zachowała się jedynie informacja na temat tego, że Msza pogrzebowa Kazimierza Czernichowskiego, syna Natalii Kanelli zm.30.10.1939 r. została odprawiona w tym kościele. Nie zachował się jego akt zgonu, ponieważ kościół był doszczętnie zrujnowany. Wiadomo tylko tyle na jego temat, że był lekarzem zatrudnionym w miejscu odosobnienia w Berezie Kartuskiej, gdzie jego zadaniem była opieka nad zdrowiem więźniów. Od mojej zmarłej już mamy, wnuczki Emilii Kanelli, wiem że Czernichowski  zmarł po zlikwidowaniu obozu i pochowany jest w naszym grobie rodzinnym na starych Powązkach. 

Mam zaplanowane jeszcze wyjazdy  na Sycylię i do Bułgarii celem kontynuowania projektu. Ponieważ nie jest to z pewnością koniec poszukiwań, tak jak poprzednio, zwracam się z prośbą do czytelników o kontakt na adres mariadybowska@interia.eu jeżeli komuś będą znane  nieopisane przeze mnie fakty związane z historią tej rodziny.

Podczas pisania artykułu korzystałam z:

Maria Dybowska, Tajemniczy przybysze z Południa,  Gazzetta Italia, 15 luty 2014
W.H. Gawarecki Pamiątki  historyczne  Łowicza , s.192
Poczet BB. Składających Świątynię Minerwy, Warszawa Wschodnia, pr. r.5821 poz.103
Czasopism polskich z okresów,  w których żyli Kaneli.
Na stronach Biblioteki Miejskiej w Mediolanie dostępna jest literatura dotycząca historii wina. Nie tylko w języku włoskim.  

 

Spaghetti z sosem gruszkowym i dodatkiem gorgonzoli 

0

Składniki na 2 osoby:

  • 200 g nieugotowanego makaronu (byłoby dobrze wybrać spaghetti alla chitarra, ale jeśli nie uda Ci się go znaleźć, możesz wybrać normalny makaron; lepiej długi niż krótki)
  • jedna gruszka (gatunek Konferencja lub Kaiser; musi być twarda i niezbyt dojrzała) 
  • 60-70 g sera gorgonzola
  • 30 g serka mascarpone
  • 100 g śmietany kuchennej (niekwaśnej) 
  • 20 g startego parmezanu 
  • 50 ml białego wina wytrawnego
  • jedna łyżeczka cukru pudru 
  • olej na oko
  • pół łyżki masła 
  • sól i pieprz na oko

Przygotowanie:

Obierz gruszkę, wyjmij łodygę i pokrój w kostki około 2 x 2 cm. Połóż kostki na ręczniku papierowym dla lepszego osuszenia. Rozgrzej nieprzywierającą patelnię, używając masła i oleju. Przed sparzeniem gruszek posyp je cukrem pudrem. Kiedy kostki zaczną się prażyć, podlej je białym winem i odłóż ugotowane gruszki. (Należy gotować wszystko na wysokim i szybkim ogniu). 

Wstaw wodę do gotowania makaronu, przygotowanie sosu trwa bardzo krótko.

Weź garnek i przelej do niego śmietanę, serek mascarpone, ser gorgonzola, parmezan i pieprz. Wstaw naczynie na niski ogień i mieszaj sos, uważając, żeby się nie zagotował, a jeśli będzie za gęsty, dolej wody. Odcedź makaron i zmieszaj go z sosem, dodając połowę wcześniej przygotowanych gruszek, wymieszaj wszystko i podaj, kładąc na makaron pozostałe gruszki.

Smacznego!

“Henna zmienia ludzi w chodzącą sztukę”

0

Wywiad z Joanną Cyd Petruczenko

Joanna Cyd Petruczenko, znana także jako Henna Illu, przywiozła do Polski tradycyjną sztukę zdobienia ciała henną, dzięki której wielu ludzi mogło ją odkryć.

Ogromne doświadczenie, za którym stoi dziesięć lat pracy, tysiące rysunków oraz niezliczone warsztaty, konferencje, spotkania i festiwale, czyniące z Joanny jedną z najsłynniejszych tatuażystek wykonujących tatuaże z henny na świecie.

Miałam przyjemność spotkać ją podczas jej wizyty w Warszawie, aby porozmawiać z nią o sztuce oraz naszej wspólnej pasji, czyli hennie (z fr. henné).

Joanna mogłabyś wyjaśnić na czym polega robienie tatuażu henną?

Henna jest potocznym określeniem rośliny lawsonia inermis, rosnącej w Indiach i na Bliskim Wschodzie, której liście są suszone i wykorzystywane do zdobienia ciała i farbowania włosów.

Słowo henna pochodzi z arabskiego i odnosi się do rośliny, zaś henné jest jego francuskim tłumaczeniem.

Tradycyjnie tatuaże z henny były wykonywane u kobiet z okazji ślubu i po urodzeniu dziecka. Moment robienia henny był prawdziwym rytuałem, podczas którego wszystkie kobiety z rodziny zajmowały się panną młodą, ozdabiając jej ciało symbolami mającymi przynieść pomyślność, a także biżuterią.

Każdy kraj, w którym ta sztuka była praktykowana wymyślił swoje tradycyjne rysunki, dzięki którym dziś możemy zachwycać się ich różnorodnością. Najbardziej rozpowszechnione oraz cieszące się największym uznaniem są te pochodzące z Indii (gdzie zdobienia z henny nazywane są Mehndi), Pakistanu, Maroka i Półwyspu Arabskiego.

Sproszkowana henna jest mieszana z cukrem, wodą i olejkiem z lawendy aż do uzyskania kremowej, miękkiej masy używanej podczas wykonywania tatuażu tymczasowego. Rysunek utrzymuje się od jednego do trzech tygodni.

Opowiedz, jak zaczęła się twoja przygoda z henną?

Moja mama była malarką, więc zainteresowanie sztuką było dla mnie czymś całkowicie naturalnym. Studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Próbowałam różnych stylów i brałam udział w różnych projektach, ale ciągle poszukuję nowych: malowidła ścienne, zdjęcia, ceramika… Jednak to henna całkowicie mnie zauroczyła i stała się moją pasją oraz zawodem. Dzięki hennie moja technika się rozwinęła, ponieważ wymaga precyzji i dużej dbałości o szczegóły. 

W moich tatuażach lubię łączyć różne style: portrety, zwierzęta, hafty, motywy zaczerpnięte z popkultury. Ale inspiracje czerpię także z innych źródeł. Wszystkie moje prace są inspirowane tradycyjną symboliką sztuki zdobienia henną. 

Wiem, że ostatnio byłaś na East West Mehndi Meet, międzynarodowym spotkaniu na Węgrzech. Twoje prace są źródłem inspiracji dla wielu mniej znanych artystów. 

Bardzo się cieszę z otrzymanego zaproszenia oraz wspaniałego doświadczenia. Prowadziłam trzy różne warsztaty, na których świetnie się bawiłam, ponieważ bardzo lubię uczyć. Szczególnie podobała mi się praca nad różnymi technikami dopracowywania szczegółów. Coraz więcej osób interesuje się tą formą sztuki, a obserwowanie ich podczas nauki jest bardzo przyjemne.

Jak to się stało, że zainteresowałaś się henną?

Kocham wszystko co nowe, a to co jest związane z henną szczególnie mnie fascynuje. Kultura, rysunki, przygotowanie. Ciągle się uczę i każdego dnia odkrywam coś na nowo. 

Sama decyduję o tym jak wygląda moje ciało, o poddawaniu go różnym zmianom i bawieniu się nim w kreatywny sposób. Jeśli tatuaż ci się nie podoba, to zawsze możesz go usunąć i zrobić od nowa.

To idealna forma sztuki. Pozwala mi wykorzystać techniki rysunku oraz malarstwa, których nauczyłam się na studiach, aby móc stworzyć coś zupełnie nowego. Malowałam na papierze, ścianie, biżuterii, ciastach, naczyniach ceramicznych, ale najlepszym tworzywem do malowania jest dla mnie ciało ludzkie. Łączy moją wielką miłość do kreatywnych rozwiązań i rysunku, a także umożliwia mi bezpośredni kontakt z żywymi modelami. Henna zmienia ludzi w chodzącą sztukę. 

Więcej informacji na: www.hennaillu.pl

UWAGA

0

Taxi! Taxi!

0

Do tej pory mówiliśmy o samochodach unikatowych i baaardzo drogich. Dzisiaj wobec tego opowiem o aucie, do którego każdy z nas może wsiąść. Myślę tu o taksówce. Chociaż gdy zadzwonimy do swojej ulubionej korporacji akurat ten konkretny model raczej po nas nie przyjedzie.

Oto Fiat 600 D Multipla z 1961. Wersja Taxi Milano. Spróbujmy rozszyfrować tą nazwę. Milano – to proste, ale co z Taxi? Otóż mamy trzy możliwości. Pierwsza to pochodzące z greki ,,tachys”, co znaczy szybko. Innym wytłumaczeniem jest nazwa niemieckiego arystokratycznego rodu Thun und Taxis. Od wieków miał on monopol na usługi pocztowe dla Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Może również pochodzić od wymyślonego przez Niemców taksometru, w skrócie nazywanego tax, czyli opłata. 

Pierwsza taksówka pojawiła się w 1896 w Stuttgarcie. Natomiast pierwszą korporacją taksówkową powstałą w 1897 była Electric Carriage and Wagon Company z Nowego Jorku. W swoim posiadaniu miała 12 elektrycznych pojazdów. Boom nastąpił w 1907 gdy Harry N. Allen kupił we Francji 65 aut, od których zaczyna się historia New York Taxicab Company. Sprowadzone samochody były czerwono-zielone, zostały jednak przemalowane na żółto, tak aby były bardziej widoczne dla potencjalnych klientów. Chętnych do korzystania z usług firmy było na tyle dużo, że już w następnym roku po mieście jeździło 700 żółtych taksówek. 

Wróćmy do Mediolanu. Na początku usługa przewozów jak wszędzie na świecie odbywała się tutaj za pomocą konnych karoc. Woźnica (bo jeszcze przecież nie taksówkarz) w Mediolanie był nazywany ,,brumista” od słowa brum, czyli latarni montowanej na szczycie karocy w celu oświetlania drogi przed pojazdem. 

Jak już wiemy, w tej branży kolor lakieru jest dość ważny, jednak we Włoszech od 1927 roku wszystkie środki transportu publicznego były czarno-zielone. Nie do końca jasne jest, czy zarządził to faszystowski rząd kierując się kolorem umundurowania wiernej sobie partyjnej młodzieżówki, czy też powód był bardziej praktyczny, bowiem w tamtych latach Austria jako reperacje wojenne przekazała Włochom olbrzymie ilości farby właśnie w tych kolorach.

Kolory te przetrwały do roku 1970, kiedy to z tych samych względów, co w Nowym Jorku postanowiono zmienić kolorystykę na żółtą. Ponownie zmieniono ją w roku 1993, tym razem wprowadzając biel.

W latach 60-tych w Mediolanie taksówki działały w systemie zmianowym. Doba była podzielona na 6 zmian, które nakładały się na siebie kilkoma godzinami. Do ich oznaczenia na samochodzie ustawiano odpowiednią metalową tabliczkę, tzw. paletkę. Każda zmiana miała swój kolor i kształt paletki. Pierwszą zmianę [6.00 – 16.00] symbolizował zielony trójkąt. Ostatnią [21.30 – 06.00] paletka okrągła i biała. Czterem pozostałym zmianom przypisano paletki okrągłe, trójkątne lub kwadratowe w kolorach żółtym, białym i czerwonym.  

W latach 90-tych zastąpiono je numerowanymi kartami, na których była zaznaczona godzina rozpoczęcia zmiany trwającej 10 godzin. Wtedy też powiększono liczbę zmian do 11. W latach 60-tych, do których odwołuje się prezentowany model, powstało pierwsze w Mediolanie Radio Taxi. Nazywane „Velasca” od wieży, w której miało swoje biura i nadajniki.

Multipla, czyli wszechstronna. Konstruktorem był Dante Giacosa, który w odpowiedzi na zapotrzebowanie lat powojennych stworzył pierwszego masowo produkowanego minivana. Inne firmy, w tym Alfa Romeo, dużo wcześniej pokazały swoje pomysły takiej koncepcji nadwozia, ale kończyło się tylko na prototypach. Mówimy tu o minivanach, czyli autach wieloosobowych, ale bazujących na płycie auta osobowego, a nie transportowego, jak choćby wcześniejszy Volkswagen T2 z 1949 roku.

Poniżej prototyp Carrozzerria Castagna Alfa Romeo 40/60 HP Aerodinamica z 1913 r. Był to także pierwszy ,,Concept Car” zbudowany przez Alfę Romeo.

Wersję Multipla po raz pierwszy pokazano na Salonie w Brukseli w 1956 roku. Była to wariacja nadwozia Fiata 600 zaprezentowanego rok wcześniej jako następca mocno wysłużonego Fiata Topolino z 1936. Na marginesie dodam, że w 1936 roku Topolino z pojemnością silnika 596 cm³ i zaledwie 13 KM był najmniejszym seryjnie produkowanym samochodem świata. 

Fiat proponował dwie wersje Multipli: 5-osobową (dwie kanapy) i 6-osobową (przednia kanapa + 4 oddzielne fotele z tyłu). Nie był to oczywiście samochód komfortowy, jednak duża możliwość konfiguracji wnętrza dzięki składanym fotelom i kanapie przekonała wielu klientów do jego nabycia.

Nie było to również auto zbyt bezpieczne. Skoro silnik znajdował się z tyłu, kierowca podczas zderzenia za jedyną ochronę miał tylko przednią szybę. Pojawiło się jednak dość szybko powiedzenie, że jest to samochód… najbezpieczniejszy na świecie, gdyż kierowca prowadzący go i posiadający choć odrobinę instynktu samozachowawczego musiał tu szczególnie uważać.

Samochód Fiata był oferowany na wielu rynkach, w tym w USA i w Polsce. W 1957 roku Motozbyt sprowadził 500 sztuk Multipli, która u nas kosztowała krocie. Było to równowartość około 64 średnich miesięcznych pensji. Nie zraziło to jednak nabywców i jak w przypadku większości produktów w tamtych czasach, popyt przerósł podaż.

Prezentowany model włoskiej firmy Mini Miniera jest limitowany do 600 sztuk. Mini Miniera wyprodukowała kilka wersji Multipli. Poczynając od “cywilnej” i “cywilnej z przyczepką” (tylko 18 sztuk) poprzez Gazzetta dello Sport, Abarth, Aral również z przyczepką, dwie wersje odkryte Taxi Torino i Taxi Costa Amalfitana, a kończąc na … karawanie. Jednak wersją najbardziej zaskakującą jest Multipla jako pojazd reklamowy firmy Sagip, gdzie za kabiną kierowcy umieszczono… olbrzymiego różowego prosiaka. Oryginalne nadwozie wykonała Carrozzeria Boneschi. Trochę współczuję kierowcy, który jeździł “tym czymś”, ale wiadomo: reklama dźwignią handlu!

Wracając na koniec do taksówek, a raczej taksówkarzy. Polecam film Jima Jarmuscha “Noc na ziemi” z rzymskim wątkiem w wykonaniu Roberto Begniniego, gdyż jest to taksówkowy rollercoaster!

Powiedziałem rollercoaster? To dopowiem… Najszybsza na świecie kolejka “Formula Rossa” znajduje się w Ferrari World Abu Dhabi Theme Park. Osiągamy tam 240km/h w zaledwie 4,9 sekundy [0 -100km/h w 2 s.] Przeciążenia dochodzą do 1.7Gs. Na trasie o długości 2,07 Km wzorowanej na torze wyścigowym w Monzie, mamy zakręt pod kątem 70 stopni oraz najniższy punkt przejazdu [zaledwie 1,5m.] – przy tych prędkościach? Szaleństwo!

  • Lata produkcji: 1956 – 69 [600 D seria I 1960 – 64]   
  • Wielkość produkcji: ok. 200.000 [wszystkich wersji] 
  • Silnik: Fiat 100 [4 cylindry w linii]
  • Pojemność skokowa: 767  cm3 
  • Moc/obroty: 29 KM / 4800
  • Prędkość max: 99 km/h
  • Przyspieszenie 0-90 km/h (s): 39,8
  • Ilość biegów: 4
  • Masa własna: 720 Kg 
  • Długość: 3535 mm 
  • Szerokość: 1450 mm
  • Wysokość 1580 mm 
  • Rozstaw osi:  2000 mm 

Ciasto z orzechami pekan

0

SKŁADNIKI:

Spód:

  • 300g mąki typu 00
  • 150 g cukru pudru
  • 150 g miękkiego poszatkowanego masła
  • 2 jajka
  • szczypta soli

Nadzienie:

  • 200 g orzechów pekan niesolonych
  • 4 jajka
  • 175 g syropu klonowego
  • 50 g miękkiego masła
  • 85 g cukru trzcinowego
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub trochę wanilii w proszku/ w lasce

PRZYGOTOWANIE:

Na blacie kuchennym wymieszać mąkę z masłem i zagnieść. Dodać sól, cukier i wyrabiać aż ciasto osiągnie konsystencję piasku. Następnie dodać jajka i zagniatać aż do otrzymania gładkiego, jednolitego ciasta. Przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na godzinę.

Rozgrzać piekarnik do 190° (z termoobiegiem). 

Rozwałkować ciasto na blacie oprószonym mąką, a następnie przełożyć na blaszkę o średnicy 24cm wyłożoną papierem do pieczenia. Spód podziurkować widelcem i wstawić do lodówki na czas przygotowywania nadzienia.

30 g orzechów pekan odłożyć na bok, resztę drobno zmielić. W dużej misce wymieszać miękkie masło, cukier trzcinowy, jajka, syrop klonowy i wanilię. Na koniec dodać rozdrobnione orzechy. Wlać masę na spód i ułożyć pozostałe orzechy tworząc okręgi na cieście.

Ciasto piec około 35 minut. Po 10 minutach pieczenia przykryć folią aluminiową, aby nie przyrumieniło się za bardzo.

Po wystygnięciu, serwować ciasto z lekko ubitą śmietaną i gałką lodów waniliowych.

Smacznego!

Passato prossimo czy imperfetto?

0

Dwa czasy gramatyczne najczęściej używane do wyrażania przeszłości w języku włoskim to passato prossimo i imperfetto. Kiedy używać jednego, a kiedy drugiego? Odpowiedź wydająca się oczywista, może wprowadzić w błąd. Passato prossimo wyraża czynność zakończoną w bliższej lub dalszej przeszłości, której skutki są widoczne w teraźniejszości. Tego czasu używamy do wyrażania akcji punktowej lub w przypadku wyliczeń czynności o krótkim czasie trwania, dokonanych w określonym momencie (1). 

  1. Mi sono svegliata alle 7, ho fatto colazione e sono andata al lavoro. 

Obudziłam się o 7, zjadłam śniadanie i pojechałam do pracy. 

Niemniej jednak, stosuje się go również do wyrażania czynności powtarzających się w przeszłości, ale niemających charakteru zwyczaju (2).

2. L’anno scorso sono andato spesso in piscina. 

W ubiegłym roku chodziłam często na basen.

Słuszne jest zatem stwierdzenie, że passato prossimo używany jest we wszystkich przypadkach wyrażających czynność dokonaną w przeszłości. Należy jednak uwzględnić różnice, które można napotkać w różnych systemach językowych. W rzeczy samej, czynność zakończona w przeszłości, w gramatyce języka włoskiego nie zawsze odpowiada czynności zakończonej w przeszłości w gramatyce języka polskiego. Z tego powodu zastosowanie passato prossimo w niektórych przypadkach może być niejasne dla wielu Polaków uczących się włoskiego. W odróżnieniu od języka polskiego, w języku włoskim aspekt dokonania czynności dotyczy każdego rodzaju akcji zakończonej w określonym momencie. Dla ułatwienia posłużymy się następującym przykładem:     

3. Cosa hai fatto ieri?  

Co robiłeś wczoraj?/Co zrobiłeś wczoraj?

Pytanie Cosa hai fatto ieri? można przetłumaczyć na język polski w dwojaki sposób, zależnie od kontekstu sytuacyjnego. Użycie passato prossimo uzasadnione jest faktem, że czynność wyrażona czasownikiem zakończona jest w przeszłości według gramatyki języka włoskiego. Czasownik fare w czasie imperfetto może wystąpić tylko i wyłącznie, kiedy mamy do czynienia z dwiema czynnościami przeszłymi, z których jedna postrzegana jest jako tło drugiej (4).

4. Cosa facevi ieri quando ti ho telefonato?

Co robiłeś wczoraj jak do Ciebie zadzwoniłam? 

W tym przypadku czasownik fare odmieniony w czasie imperfetto, nie będzie się odnosić do wszystkich czynności wykonanych przez podmiot w ciągu całego dnia, ale skupi uwagę na danej czynności trwającej w określonym momencie. Dla lepszego zrozumienia, przytoczymy kolejny przykład:

5. Ieri ho letto il libro di Moravia. 

Wczoraj przeczytałem/łam książkę Moravii./Wczoraj czytałem/łam książkę Moravii. 

Czasownik ho letto można przetłumaczyć na język polski zarówno jako przeczytałem/łam, określając tym samym czynność jako dokonaną, jak również czytałem/łam, jeśli chce się podkreślić jej trwanie. Ten przykład również doskonale przedstawia różnice między włoskim a polskim systemem językowym. W myśl gramatyki języka polskiego, w odróżnieniu od włoskiej, czynność czytania nie będzie postrzegana jako zakończona w przeszłości, jeśli na przykład przeczytaliśmy kilka stron książki. Zrozumienie istoty zakończenia czynności w przeszłości jest zatem podstawą, aby poprawnie używać tego czasu gramatycznego. Na szczęście, wszystkie wątpliwości znikają, jeśli w zdaniu występują elementy wskazujące ramy czasowe określonej czynności, takie jak tutto il giorno, per due ore czy tutta la sera. W tych przypadkach wybór mamy tylko jeden, passato prossimo, nawet jeśli, z gramatycznego punktu widzenia, w języku polskim czynność wyrażona czasownikiem nie będzie miała aspektu dokonanego.  

6. Ieri ho lavorato dalle 8 alle 16.

Wczoraj pracowałem/łam od 8 do 16.

7. Ti ho aspettato per un’ora! 

Czekałam/łem na ciebie godzinę! 

Kiedy natomiast używamy czasu imperfetto? Przede wszystkim, kiedy wyrażamy czynność powtarzającą się lub mającą charakter zwyczaju (8). Ten czas gramatyczny, jak wcześniej wspomnieliśmy, stosujemy, gdy wyrażamy dwie czynności przeszłe, jedna trwająca w czasie imperfetto w funkcji tła dla  drugiej, krótszej, o charakterze punktowym, wyrażonej przez passato prossimo (9). Czas imperfetto używany jest również, gdy chce się podkreślić równoczesność dwóch czynności przeszłych o tym samym czasie trwania (10), jak również w opisach, w tym stanów cielesnych i przeżyć wewnętrznych (11).

8. D’estate ogni settimana andavamo al mare. 

Latem w każdy weekend jeździliśmy nad morze.  

9. Quando andavo al negozio, ho incontrato il mio vicino di casa. 

Kiedy szedłem/ szłam do sklepu, spotkałam swojego sąsiada. 

10.Mentre leggevo il giornale, bevevo un caffè. 

Podczas gdy czytałem/łam gazetę, piłem/łam kawę. 

11. Alla fine della giornata eravamo stanchi ma contenti. 

Na koniec dnia byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni.

W przypadku czasowników modalnych potere (móc), volere (chciać) i dovere (musieć), czas, w którym zostanie użyty czasownik, wzbogaca nas o dodatkowe informacje dotyczące czynności przez niego wyrażonej. Jeśli czasownik odmieniony zostanie w czasie passato prossimo, dokonanie czynności jest pewne, a z samej konstrukcji gramatycznej wynika, że została ona zakończona w przeszłości (12).

12. Ho dovuto lavorare. (= Ho lavorato.) 

Musiałem pracować. (= Pracowałem.)

W konsekwencji tego, zdanie Ho dovuto lavorare, ma sono andato a casa. jest kompletnie niepoprawne gramatycznie i pozbawione sensu. 

Jeśli natomiast czasownik modalny w zdaniu zostanie użyty w czasie imperfetto, to ostateczny wynik akcji nie jest nam znany (13). Aby go poznać, musimy uzupełnić zdanie o dodatkowe informacje (14)(15).

13. Dovevo lavorare. 

Musiałem/am pracować. (Powinienem był/Powinnam byłą) pracować. 

14. Dovevo lavorare quindi sono rimasta in ufficio. 

Musiałem/łam pracować, zatem zostałam w biurze.

15. Dovevo lavorare ma sono andata al teatro. 

Powinienem był/Powinnam była pracować, ale poszedłem/ poszłam do teatru. 

Wino a sztuka uwodzenia

0

Jeżeli ktoś szuka czegoś co pomoże mu zamienić nawet prostą romantyczną kolację w pełen namiętności wieczór, nie powinien zapominać o właściwościach afrodyzjakalnych wina. Moc uwodząca tego szlachetnego trunku znana jest od tysiącleci, a wychwalali ją filozofowie i poeci każdej epoki.

Mimo tego, że jego moc afrodyzjakalna nie została naukowo potwierdzona, ten wyborny trunek posiada kilka właściwości chemicznych, które mają pozytywny wpływ na nasze ciało. Na przykład, pewnie nie wszyscy wiedzą, że czerwone wino zawiera pewien antyoksydant, a konkretnie resweratrol, który zwiększa płynność krwi, co, w konsekwencji, ma pozytywny wpływ na libido. 

Warto zadać pytanie, dlaczego już od starożytności uważano ten napój za prawdziwy katalizator naszych namiętności?

Już Owidiusz pisał „Wino czyni serce tkliwem. Miłość duszę opromienia…” (Owidiusz, Sztuka kochania). Możliwe, że, jeżeli słowa poety nie kłamią, możemy poznać bliżej jego właściwości afrodyzjakalne, pomijając analizy chemiczne i skupiając naszą uwagę na czymś innym…  Wiemy, że pożądanie może mieć naturę chemiczną, ale bardzo często ma ono podłoże psychologiczne: istnieje chemia miłości, która nie może zostać zsyntetyzowana w laboratorium, natomiast jest tworzona w naszej głowie. Może właściwości afrodyzjakalnych wina trzeba szukać w jego zdolności tworzenia wyraźnych wyobrażeń w naszej głowie.

Pomyślmy o kieliszku wina musującego: ile obrazów jest w stanie przywołać w naszym umyśle?

Absolutne narzędzie uwodzenia w wielu klasycznych filmach, takich jak Casablanca lub Śniadanie u Tiffany’ego, czy nawet w wielu 007, gdzie sławny tajny agent świadomie korzysta z pomocy francuskich win musujących, żeby uwodzić panny każdej narodowości w najróżniejszych sytuacjach. Na pewno w naszej wyobraźni szampan pojawia się w chwilach świętowania, często z odrobiną pikanterii w tle… Nawet Napoleon został tak uwiedziony, nie udało mu się oprzeć zalotom wdowy Cliquot Ponsardin, szlachcianki oczywiście, ale już nie tak atrakcyjnej, która usidliła go proponując mu tak wysławiane wino musujące

Zostawmy na chwilę białe wina i przyjrzyjmy się tym czerwonym: ich królewskie nuty przywołują na myśl namiętność oraz delikatność aksamitu, które otulają niczym ciepły uścisk…

Mówi się, że kochankowie Kleopatry, żeby jej się przypodobać, używali czerwonego wina, słodkiego i z podsuszanych winogron, nazywanego Vinum Acquense, możliwe, że od niego pochodzi dzisiejsze Brachetto: namiętna nuta i słodka delikatność tworzyły mieszankę, którym nie można było się oprzeć do tego stopnia, że w samej księżniczce budziły namiętność. Oczywiście nie jest to tylko kwestia koloru, ale również zapachów, smaków i gestów: żeby stać się takim Connery czy Hepburn, kieliszek Dom Perignon nie wystarczy. Wino pomaga uwodzić tylko wtedy, kiedy wiesz jak stworzyć odpowiednią atmosferę.

Nie zapomnij o potrawach, niewielu, ale zrobionych z wyjątkowych składników, nawet tych uznawanych za afrodyzjaki (a dlaczego nie?), żeby zapewnić sobie powodzenie tej nocy, szczególnie jeżeli wiesz jak wydobyć ich smak dobierając do nich odpowiednie wino. Nie zapominaj o tym, że serwis też ma znaczenie, radzę, aby potrawy podawać zawsze z elegancją i żeby umieć mówić między wierszami, być może wspominając anegdoty związane ze światem wina i namiętności, zarówno te przytoczone przeze mnie, jak i tysiące innych, o których nie wspomniałem.

Podsumowując, to Wy sami „doprawiacie” to spotkanie, ale uważajcie, aby nie przesadzić!

Jednakże, jeżeli wieczór okaże się klapą, wina, które wybrałeś do kolacji, okażą się idealne, żeby utopić w nich miłosne smutki.

Filmowe oblicze Mediolanu

0

Mediolan to miasto nieprzyzwoicie europejskie, błyszczące od witryn znanych marek i szczycące się bogactwem. Jednak daleko za murami Galerii Vittorio Emanuele istnieje także inny wymiar miasta. Filmowa strona nie posiada symbolicznej bramy, nie jest nią Porta Garibaldi, nie rzuca się od razu w oczy – by ją odkryć potrzeba nie tylko filmoznawczej pasji, topograficznego zmysłu, ale również znajomości włoskich słów.

Filmowe korzenie Mediolanu sięgają lat dwudziestych ubiegłego wieku, a wśród reżyserów portretujących miasto jest sam Michelangelo Antonioni. Można wręcz powątpiewać dlaczego włoskim cinecittá został Rzym. Przeważyła zapewne obecność rzymskiej szkoły filmowej Centro Sperimentale di Cinematografia (rok założenia: 1935), ale i na tym polu Mediolan nie odstaje. Koniec końców zdecydowano – Rzymowi przypadł tytuł Miasta Filmu Unesco, a Mediolanowi łatka modowego centrum Europy. 

W filmowym kadrze

Co uwielbiają filmowi twórcy? Zdecydowanie piękne światło i kontrasty, a tego ostatniego w Mediolanie nie brakuje, szczególnie jeśli spojrzymy na miejską architekturę – począwszy od okazałych, zabytkowych kościołów aż po szklane drapacze chmur.

Pierwsze filmy kręcone w Mediolanie pochodzą z początków kinematografii w ogóle i wyszły spod ręki samych braci Lumière. Jako pierwsi uwiecznili oni najbardziej znamienity symbol Mediolanu, czyli Katedrę Narodzin św. Marii (Duomo). Okazała katedra stała się plenerem dla wielu późniejszych filmów, wśród których znajduje się znana włoska komedia „Totó, Peppino e la malafemmina” (1956) Camilla Mastrocinque. Dwaj bohaterowie z Neapolu, Totó i Peppino, przyjeżdżają do Mediolanu i zwiedzają miasto. Scena rozgrywająca się na placu katedralnym, kiedy to panowie rozmawiają z miejscowym strażnikiem, uwypukla różnicę pomiędzy północą a południem Włoch.

Obok Duomo znajduje się inny symbol stolicy Lombardii, czyli Galeria Vittorio Emanuele  – współczesna siedziba luksusowych kawiarni i projektantów. Choć galeria pozostaje niezaprzeczalnie terenem świata mody, latem na jej dachu organizowane są wieczorne projekcje z włoskimi filmami na czele.

Przechodząc galerią można dotrzeć do Placu La Scala, którego nazwa nawiązuje do słynnej opery Teatro alla Scala. Widzieliśmy ją m.in. w filmie Vittoria de Siki „Wczoraj, dziś, jutro” (1963), w ujęciach otwierających rozdział Anna, oglądanych z perspektywy kierowcy i będących tłem dla swobodnych komentarzy bohaterki.

Długi spacer w kierunku północy doprowadzi nas do Porta Garibaldi, czyli łuku triumfalnego, symbolicznej granicy oddzielającej Mediolan stary od współczesnego. Dalej już prosto w kierunku Placu Gae Aulenti, gdzie intensywnie oświetlone wieże korporacji UniCredit wyznaczają nowoczesny styl miasta. W jego ramy wpisuje się stacja Porta Garibaldi, wejście do metra, która ze względu na swój charakterystyczny chłodny i metaliczny wygląd stała się tłem dla takich filmów jak „Né Giulietta né Romeo” (reż. Veronica Pivetti, 2015) czy „Aspirante vedovo” (reż. Massimo Venier, 2013). Paradoksalnie, oba filmy to komedie.

Właśnie korzystając z metra, można szybko uciec z ultranowoczesnej dzielnicy nad urokliwe kanały Navigli. Niewielu wie, że w 1978 roku Ermanno Olmi kręcił nad kanałem Naviglio Grande (znajdującym się po zachodniej stronie miasta) jedną ze scen do swojego filmu „Drzewo na saboty” (wł. „L’albero degli zoccoli”). Naviglio z filmu Olmiego to przystań, miejsce spotkań chłopów i arystokracji, obwoźnego handlu. Turystów z pewnością bardziej przyciągną kanały znajdujące się na południu, również zwane Navigli. Z zachodnią częścią nie łączy ich żaden ciąg komunikacyjny, jedynie kontekst towarzyski. Nad kanałami panuje tętniąca życiem atmosfera i wszechobecne, melodyjne „allora”. Urokliwe uliczki zdobią pracownie artystów, księgarnie, restauracje i bary. To dzielnica, która sama przekonuje, by zrobić kolejne zdjęcie i wręcz prosi się o filmową scenę flirtu.

Film – kino – moda – świat

Obecnie w Lombardii powstaje około 20-30 produkcji audiowizualnych rocznie. Wynika to z bogactwa prowincji, której to władze mogą przeznaczyć znaczną część budżetu na sztukę, a także ze sprawnego funkcjonowania komisji filmowej (Lombardia Film Commission). Komisja ta ma na celu promocję regionu (przestrzeni miejskich oraz naturalnych plenerów) oraz stworzenie optymalnych warunków sprzyjających powstawaniu nowych produkcji filmowych. Dysponuje ona bazą kontaktów i lokacji (czyli miejsc, w których kręcone są zdjęcia), pomaga również w uzyskaniu odpowiednich pozwoleń. 

Gdy mowa o kinie, nie sposób nie zwrócić uwagi na wydarzenia poświęcone kontemplacji filmowych dzieł. Cóż, Mediolan nie może równać się z Wenecją, niemniej jednak i tu podejmowane są ważne festiwalowe inicjatywy. Warto wspomnieć chociażby międzynarodowy Festiwal Filmowy w Mediolanie (Milano Film Festival), którego program opiewa w filmy włoskie i międzynarodowe, prezentowane w studyjnych kinach i nagradzane w kilku kategoriach. Festiwal powstał w 1996 roku i od początku organizatorom przyświeca idea promowania wyrafinowanego i niezależnego kina, która w artystycznym Mediolanie sprawdziła się całkiem nieźle.

O sile filmowego medium przekonuje jeszcze Fashion Film Festival, czyli festiwal, który bazuje na styku kultur – mody i kina. Impreza to raczej platforma wymiany myśli, konkurs filmów skupionych na modzie, ale przede wszystkim energetyzujące spotkania projektantów, stylistów, reżyserów i fotografów. Program imprezy, w którym oprawa wizualna zdecydowanie dorównuje merytorycznej treści, świadczy o budowanej renomie festiwalu (powstałego w 2014 roku) i czyni z niego jedno z najbardziej ekskluzywnych spotkań artystycznych na mapie Mediolanu. 

W murach szkoły

Istnieje powszechne przekonanie, iż „filmowość” danego miejsca zaczyna się w szkole. Filmowej, rzecz jasna.  Położenie tego typu instytucji pośrednio warunkuje późniejsze funkcjonowanie miasta, bowiem, prędzej czy później, studenci wyjdą z kamerami na ulice. W Mediolanie mieści się bardzo dobra uczelnia filmowa, z pewnością najlepsza w północnej części Włoch, której początki sięgają lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. La Civica Scuola di Cinema imienia Luchina Viscontiego kształci: reżyserów, scenarzystów, operatorów, producentów, montażystów, dźwiękowców i animatorów, a wśród jej wykładowców są osoby prężnie działające w branży filmowej. 

Uczelnia znajduje się na terenie dawnej fabryki tytoniu (Manifattura Tabacchi) i choć jest znacznie oddalona od centrum, w swoich murach mieści wszystko, czego niespokojna dusza młodego adepta sztuki filmowej zapragnie: studio telewizyjne, montażownię, mediatekę. Co więcej, obok szkoły znajduje się Interaktywne Muzeum Filmowe (Museo Interattivo del Cinema), które, pomimo nazwy, pełni bardziej funkcję rozrywkową niż edukacyjną. W swoich zbiorach posiada kilka zachowanych obiektów, w tym zabytkowych kamer. W jego obrębie znajduje się również biblioteka oraz archiwum filmowe, które jest pierwszym tego typu archiwum we Włoszech, założonym w 1947 roku. Jednak główną atrakcją są różnego rodzaju aplikacje i specjalnie dostosowane do nich przedmioty (po muzeum poruszamy się wyposażeni w tablet, który sczytuje kody QR). Korzystając z ekranów, możemy wyreżyserować krótki film animowany, wybrać ścieżkę dźwiękową, zaprojektować plakat lub zrobić sobie zdjęcie na wybranym tle. Nie trudno się domyślić, że oferta muzeum skierowana jest do dzieci i młodzieży, choć i wytrawny kinoman zatrzyma się w nim na dłuższą chwilę.

Cud w Mediolanie

Filmowe ścieżki Mediolanu krzyżują się – jakże by inaczej – na Piazza del Duomo. Nocą, w blasku odbijanego od murów katedry światła, nachodzi człowieka kusząca myśl, by, jak bohaterowie „Cudu w Mediolanie” Vittoria de Siki, unieść się nad ziemią i zobaczyć więcej. Niestety, czas, w przeciwieństwie do wyobraźni filmowej, ma swoje ramy i wizyta w mieście dobiega końca. Ślady twórczości filmowej pozostają w pamięci, a przecież studenci Civica Scuola di Cinema piszą już kolejne scenariusze. Mam nadzieję, że Mediolan pomoże im w ich realizacji. A jakby tak nakręcić film w całkowicie pustej Galerii Vittorio Emanuele? To już by była fantazja godna samego de Siki.

Dialekty włoskie w mediach i Internecie

0

Złożone realia językowe Włoch, bogactwo dialektów i lokalnych wariantów języka włoskiego, od wielu lat odzwierciedlane są również przez mass media. Począwszy od Neorealizmu, dialekty zaczęły pojawiać się coraz częściej we włoskim kinie, w ten sposób wierniej przedstawiając rzeczywistość tego kraju. W latach 50. popularny stał się przede wszystkim dialekt rzymski – produkcja filmów skupiała się wokół Cinecittà, wielu z najważniejszych aktorów (np. Alberto Sordi) pochodziło z Rzymu, a filmów których akcja rozgrywała się w stolicy Włoch oczywiście nie brakowało. Oprócz tego rzymski, jako dialekt stosunkowo bliski standardowemu włoskiemu, był zrozumiały dla widzów pochodzących z najróżniejszych regionów Italii, w przeciwieństwie do dialektów bardziej peryferyjnych i hermetycznych, takich jak liguryjski czy sardyński. Dość powszechny we włoskich filmach jest od zawsze również dialekt neapolitański (wystarczy pomyśleć o aktorze Totò).

W latach 60. w kinie zaczęły się częściej pojawiać inne dialekty lub regionalne formy języka włoskiego. Później, w szczególności począwszy od wczesnych lat 80., cechy dialektalne stały się bardzo powszechne w filmach komediowych, między innymi dzięki popularności niektórych aktorów, którzy swe komiczne kreacje opierali na regionalnych stereotypach. Mocny akcent regionalny, w połączeniu z barwnym słownictwem wzbogaconym o wyrażenia dialektalne, zadecydował o sukcesie takich aktorów jak pochodzący z Rzymu Christian De Sica i Carlo Verdone, Apulijczyk Lino Banfi czy Lombardczycy Guido Nicheli i Massimo Boldi. Ciekawe z językowego punktu widzenia są przypadki takich komików jak Jerry Calà (Sycylijczyk, który dorastał w Weronie) czy Diego Abatantuono (urodzony w Mediolanie, ale z apulijskimi korzeniami). W drugiej połowie lat 90., dzięki sukcesowi filmów reżysera i aktora Leonarda Pieraccioniego, bardzo popularny stał się dialekt toskański i  typowe dla tego regionu podejście do komedii i humoru. Szczególnie komedie klasy B, takie jak słynne cinepanettoni, nieustannie wykorzystują stereotypy regionalne, w tym właśnie te dotyczące dialektu. Natomiast we włoskim kinie autorskim można obecnie zaobserwować coraz większą obecność najróżniejszych dialektów – tym razem nie dla komizmu, a w celu lepszego odzwierciedlenia poszczególnych realiów lokalnych.

Korzystanie z dialektalnych akcentów i sformułowań, często opartych na stereotypach, stanowi też podstawę wielu form komedii telewizyjnej, szczególnie w przypadku kabaretu: najsłynniejszym tego przykładem jest program „Zelig” (1996-2016), w którym skecze najpopularniejszych komików były często wzbogacane przez dialekty regionów, z których pochodzili.

Aspekty dialektalne obecne są także we współczesnych włoskich serialach: od sycylijskiego („Komisarz Montalbano”) i neapolitańskiego („Gomorra”) po rzymski („Suburra”). Tak jak dawniej są to głównie dialekty ze środkowych i południowych Włoch, które we włoskim kinie i telewizji są od zawsze bardziej obecne niż te północne (mniej zrozumiałe dla większości Włochów). Kiedy w 2003 r. wyemitowano serial „Elisa z Rivombrosy”, którego akcja toczyła się w XVII-wiecznym Piemoncie, część widzów zwróciła uwagę na fakt, że – w przeciwieństwie do filmów i seriali dotyczących Południa – dialogi były tutaj wyłącznie po włosku. Użycie dialektu piemonckiego uczyniłoby serial bardziej realistycznym, ale zarazem utrudniłoby jego zrozumienie.

Również w przypadku dubbingu, często w zupełnie nieoczekiwanych kontekstach, stwierdzić można obecność dialektów, czy chociaż regionalnych form włoskiego: ciekawym przykładem jest słynny serial animowany „Simpsonowie”, gdzie w dubbingu umieszczono liczne elementy dialektalne w celu zwiększenia komizmu. Policjanci mówią więc po neapolitańsku, czarnoskóry przyjaciel Homera Simpsona wyraża się po wenecku, kierowca autobusu szkolnego ma mocny akcent mediolański, a woźny Willie, gniewny Szkot z bardzo mocnym akcentem, we włoskiej wersji wyróżnia się wymową typowo sardyńską. Z kolei we włoskim dubbingu słynnego amerykańskiego sitcomu z lat 90., „Roseanne”, główna bohaterka nie tylko ma neapolitański akcent, ale przypisano jej nawet włoskie pochodzenie, łącznie z imieniem Annarosa. To samo miało miejsce w przypadku „Pomocy domowej”, innego sitcomu z tamtych lat, gdzie w wersji włoskiej bohaterka Fran Fine nazywa się Francesca Cacace i pochodzi z Frosinone.

W nowym tysiącleciu – dzięki rozwojowi technologii i wszechobecności Internetu – dialekty stały się jeszcze bardziej obecne w wyobraźni młodych Włochów. Nie można nie przytoczyć tutaj zjawiska redubbingów (ridoppiaggi), które od wielu lat są bardzo popularne w serwisie YouTube: chodzi o nagrania zawierające fragmenty znanych filmów z dubbingiem w określonym dialekcie. W ten sposób znaleźć możemy na przykład „Titanica” po neapolitańsku, „Gladiatora” po piemoncku, „Władcę Pierścieni” po sycylijsku czy „Rockyʼego” po kalabryjsku. Dość zaskakujący przypadek – chociaż nie odbiega on specjalnie od tego, co miało miejsce w przypadku „Simpsonów” – stanowi słynna gra online „World of Warcraft”. We włoskiej wersji językowej (dostępnej od 2012 r.) trolle, które w oryginale mówiły z mocnym akcentem jamajskim, wypowiadają się w dialekcie neapolitańskim. Jest to wybór nietypowy i częściowo kontrowersyjny, który nie spotkał się z aprobatą wszystkich graczy, jednak świadczy on po raz kolejny o coraz większej obecności włoskich dialektów w najróżniejszych formach rozrywki.

rys. Dagna Szwaja

Obok kina i telewizji, poszczególne włoskie dialekty pojawiają się dziś bardzo często również w muzyce. Piosenki ludowe, mocno zakorzenione w regionalnym folklorze i tradycjach, były głównie dialektalne (zważywszy na fakt, że standardowy włoski przyjął się faktycznie na poziomie lokalnym dopiero w XX wieku). Poezja i piosenka w dialektach są do dziś częścią kulturowego dziedzictwa poszczególnych regionów Włoch, ale na poziomie krajowym obecność dialektów w muzyce pop jest zjawiskiem stosunkowo nowym. Co najmniej do lat 80. w piosenkach dominował standardowy język włoski: ważnym wyjątkiem jest wydany w 1984 r. album Fabrizia De André „Creûza de mä” (gen. „Nadmorska ścieżka”). Słynny artysta śpiewał na nim w gwarze genueńskiej, wyprzedzając o wiele lat odrodzenie piosenki dialektalnej we Włoszech.

W porównaniu do standardowego języka włoskiego, dialekt jest często bardziej bezpośredni, ma większe bogactwo ekspresji i ludycznej rozrywki – wszystkie te elementy są istotne zarówno dla poezji jak i dla piosenki. Do tego należy oczywiście dodać kwestię tożsamości regionalnej, w której dialekt odgrywa bardzo ważną rolę; po wielu dziesięcioleciach narzucania standardowego włoskiego, w ciągu ostatnich dwudziestu-trzydziestu lat dialekty pojawiły się ponownie, czasami w twórczości muzyków raczej niszowych, kiedy indziej jednak również u tych dobrze znanych i odnoszących wielki sukces. Ciekawym zjawiskiem jest obecność tekstów dialektalnych w gatunkach muzycznych pochodzących spoza Włoch, takich jak rap, reggae, rock itp. Jednym z pierwszych zespołów, które łączyły dialekt z konkretnym gatunkiem była grupa Pitura Freska, działająca już w latach 80. i łącząca muzykę reggae z tekstami w dialekcie weneckim. W 1997 r. zespół wystąpił na Festiwalu w San Remo, wykonując utwór „Papa nero” (wł. „Czarny papież”), dzięki któremu stali się znani w całych Włoszech. Festiwal Piosenki Włoskiej oczywiście zawsze preferował utwory w standardowym języku włoskim, ale na przestrzeni lat były i inne wyjątki, takie jak piosenka „Yanez” na Festiwalu w 2011 r., zaśpiewana po lombardzku przez folkowego cantautore Davide Van De Sfroosa. Należy również wspomnieć o tym, że już w 1992 r. sardyński poprockowy zespół Tazenda wystąpił w San Remo z utworem w swym dialekcie (sardyński został uznany za język dopiero w 1999 r.) pt. „Pitzinnos in sa gherra” (sard. „Dzieci na wojnie”). We wszystkich trzech przypadkach są to grupy i artyści znani prawie wyłącznie z dialektalnych tekstów, którzy mimo wszystko byli w stanie zaistnieć na krajowej scenie muzycznej.

Podobnie jak w kinie i w telewizji, również w przypadku muzyki rzymski i neapolitański były zawsze bardziej obecne niż inne włoskie dialekty. Szczególnie neapolitański jest od wielu lat kojarzony z konkretnym gatunkiem, jakim jest tzw. muzyka neomelodyczna, szczególnie popularna na południu Włoch. Jednym z najbardziej znanych neapolitańskich piosenkarzy jest Nino DʼAngelo, którego kariera sięga drugiej połowy lat 70. Bardzo ważny był również wokalista i gitarzysta Pino Daniele (zm. 2015), którego płyty łączyły pop, blues i piosenkę neapolitańską, a także teksty po neapolitańsku, włosku i angielsku. Piosenka neapolitańska ma wielowiekową tradycję, od muzyki etnicznej i ludowej do muzyki poważnej (Enrico Caruso), jazzu i rock and rolla (Renato Carosone), aż po muzykę popową ostatnich dziesięcioleci.

Oprócz De André, wielu innych artystów śpiewających po włosku stworzyło, na przestrzeni lat, piosenki we własnych dialektach, nieraz mieszanych z włoskim. Enzo Jannacci (zm. 2013) w swej długiej karierze nagrał liczne utwory w dialekcie mediolańskim. Franco Battiato, wszechstronny i oryginalny sycylijski cantautore, napisał kilka utworów w dialekcie. Również pochodząca z Katanii artystka Carmen Consoli nagrała różne utwory po sycylijsku.

Jak wspomniano wyżej, z biegiem lat korzystanie z dialektów związało się we włoskiej muzyce z konkretnymi gatunkami, niekoniecznie powiązanymi z narodową tradycją – szczególnie z rapem i jego różnymi podgatunkami i hybrydyzacjami. Neapolitański zespół 99 Posse, na pograniczu hip hopu i reggae, począwszy od wczesnych lat 90. stworzył wiele utworów w dialekcie neapolitańskim; również z Neapolu – i z tego samego okresu – pochodzi grupa Almamegretta, związana z gatunkiem dub i z muzyką elektroniczną. Z kolei z Apulii pochodzi Sud Sound System, który w swoich utworach korzysta bardzo często z dialektu salentyńskiego. Zespół reggae Train to Roots łączy natomiast w swych tekstach język sardyński, angielski i włoski. Dialekt obecny jest również w różnych podgatunkach muzyki rockowej – są to utwory związane z lokalną kulturą i folklorem, często z przymrużeniem oka: heavymetalowy zespół Longobardeath wykonuje humorystyczne piosenki w dialekcie lombardzkim, natomiast grupa Kurnalcool łączy hard rock i heavy metal z dialektem regionu Marche, a żartobliwe teksty dotyczą głównie alkoholu. Bardzo ironiczny jest również zespół Rumatera, grający punk rock z tekstami w dialekcie weneckim. Często zespoły te znane są głównie we własnym regionie, jednak dzięki obecności internetu niektórym z nich udało się osiągnąć pewną sławę w całych Włoszech, a w niektórych przypadkach nawet za granicą.