Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Gazetta Italia 1068x155
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2

Strona główna Blog Strona 89

Czekoladowe makaroniki

0

Składniki (na ok. 40 sztuk) :

180 g mąki migdałowej
200 g cukru pudru
80 g x 2 białka jaj w temperaturze pokojowej
30 g kakao w proszku
200 g cukru

Składniki na nadzienie:
250 g czekolady bez dodatków
200 ml płynnej śmietany
50 g masła

Sposób przyrządzenia:

Cukier puder, mąkę migdałową oraz kakao przesiej przez sitko tak, aby mieszanka była sypka jak mąka i odstaw na bok. Wymieszaj, a najlepiej zmiksuj 80 g białek jaj z cukrem aż do uzyskania możliwie zwartej konsystencji. Pozostałe 80 g białek dodaj do przygotowanej wcześniej mieszanki cukru pudru, mąki oraz kakao i wymieszaj energicznie przy pomocy łopatki silikonowej aż do uzyskania konsystencji miękkiego ciasta (tak, aby masa „spływała” z łopatki). Teraz mieszaj masę silikonowąłopatką od dołu do góry i od brzegu miski do środka, aby ciasto nie opadło. Masę należy przełożyć do rękawa cukierniczego z okrągłą końcówką o wielkości otworu 8mm. Na przygotowaną blachę wyłożoną papierem do pieczenia wyciskaj z rękawa cukierniczego masę tworząc okręgi o ok. 3cm średnicy, jednocześnie zachowując odstępy pomiędzy poszczególnymi makaronikami. Wyłożone na papier makaroniki pozostaw na godzinę w temperaturze pokojowej, aby obeschły. W tym czasie utworzy się cienka skórka, która będzie chrupka po upieczeniu. Rozgrzej piekarnik do 150 stopni w trybie statycznym. Umieść jedną blachę z makaronikami w piekarniku i piecz przez 12 minut. Makaroniki od razu po wyjęciu z piekarnika będą miały nadal miękką konsystencję. Pozostaw je na jak długo będzie trzeba, aby ich temperatura znacznie spadła, zanim delikatnie oderwiesz je od papieru umieszczonego na blasze. Przygotuj czekoladowe ganache: zagotuj śmietanę, po czym wylej ją na startą wcześniej na wiórki czekoladę umieszczoną w głębszej misce. Następnie dobrze wymieszaj – najpierw przy pomocy łopatki, a później ubijaczek lub miksera, dodając co jakiś czas odrobinę masła o bardzo miękkiej konsystencji.

Dobrze schłodź przygotowany krem, po czym przełóż go do rękawa cukierniczego. Gotowe makaroniki przełóż nadzieniem (nakładając je na płaską stronę makaroniku i zakrywając również płaską stroną do nadzienia). Przechowywać w temperaturze pokojowej.

Smacznego!

Annigoni, współczesny klasyk

0

Pietro Annigoni urodził się w Mediolanie 7 czerwca 1910 roku, ale to Toskania stała się miejscem jego twórczości: tu studiował na Akademii Sztuk Pięknych, tu spędził większą część życia i tu również zmarł w październiku 1988 roku.

Malarz, artysta, współczesny klasyk, jeden z tych, którzy przywrócili do współczesnej sztuki klasyczne piękno i kanony, za którymi tęskno w powodzi form skrótowych, symbolicznych, wyczyszczonych i odrealnionych, chociaż każde z tych określeń tak idealnie pasuje do świata, który kreował swoim pędzlem. Annigoni nie reprezentuje sztuki współczesnej, z jaką zwykliśmy kojarzyć ten termin.

W 1947 roku wspólnie z Gregorio Sciltian oraz braćmi Xawierem i Antonio Bueno podpisał manifest współczesnych malarzy rzeczywistości, odwołując się do technik renesansowych i idei realizmu. Nie powinno dziwić, że z takimi podstawami najsilniej zaistniał jako portrecista. Mawiano o nim „malarz królowych”, choć historię jego twórczości otwiera tematyka z półświatka: żebracy, prostytutki, pijacy, bo i wśród nich wiódł swoją niepokorną młodość.

Przełomowym momentem w jego życiu była podróż do Londynu w 1949 roku, gdzie Salvatore Ferragamo przedstawił go osobom z wpływowych kręgów. Uwagę liczącej się publiczności skupił dwoma pejzażami i portretem wystawionym w Royal Academy. W końcu w 1955 roku otrzymał zamówienie, które przyniosło Annigoniemu sławę: portret królowej Elżbiety II, dzisiaj dostępny dla szerokiej publiczności w National Portrait Gallery w Londynie. Kariera Włocha zaczęła nabierać zawrotnego tempa. Wykonał portret Królowej Matki, Małgorzaty II Królowej Danii, Farah Diba – żony ostatniego szacha Iranu, portretował księżnę Małgorzatę, Filipa, księcia Edynburga, księżną Kentu, Księcia Hendricka, indyjską królową Maharani Gayatri Devi, zwaną najpiękniejszą kobietą świata, oraz żonę Ernesta Oppenheimera, króla diamentów, a także papieża Jana XXIII, amerykańskich prezydentów – Johna Kennedy’ego i Lyndona Johnsona oraz innych magnatów polityki i finansów.

Był jednak nie tylko portrecistą, pozostawił po sobie serię fresków o tematyce religijnej: w Bazylice San Marco we Florencji (500 m2 fresków, nad którymi pracował w latach 1967 – 1986), w opactwie w Monte Cassino, na fasadzie Pałacu Arcybractwa Miłosierdzia przy Placu Katedralnym we  Florencji, w Bazylice Świętego Antoniego w Padwie.

Choć jego portfolio jest imponujące, a jego dzieła można podziwiać w tak prestiżowych galeriach i muzeach, jak choćby Metropolitan Museum of Art w Nowym Yorku, Galeria Uffizi i Palazzo Pitti we Florencji, w Polsce jest mało znany. A szkoda. I prawdopodobnie nie powstałby ten artykuł, gdyby nie wysiłek grupy Sfumato, która za cel postawiła sobie zwrócić uwagę Polaków na sztukę tego włoskiego artysty, o którym wielki amerykański historyk i krytyk, Bernard Berenson oraz prekursor surrealizmu, Giorgio de Chirico twierdzili, że dorównuje trzem wielkim mistrzom Odrodzenia. O wszystkim, jak często bywa, zadecydował przypadek, podróż do Florencji i spotkanie z Gilberto Grillim, kuratorem sztuki, biografem, przyjacielem i spadkobiercą dzieł Annigoniego. W jego domu-galerii właściciele grupy inwestycyjnej Sfumato ulegli czarowi twórczości Pietro Annigoniego i chociaż zbiory Gilberto Grilliego są nieprzeciętnie imponujące, niemal impulsywnie została podjęta decyzja o zakupie pełnej, limitowanej kolekcji 67 wzorów akwafort, znajdujących się obecnie w Polsce i dostępnych dla miłośników i kolekcjonerów sztuki. 

Każdy wzór akwaforty, będącej techniką graficzną wklęsłą, mistrz wykonał tylko raz i stworzył ograniczoną, niewielką liczbę sztuk danego wzoru. Obecnie prace czekają na pierwszą wystawę w Polsce.

Przeglądając te graficzne formy doskonale wyczuwa się odwołania do estetyki renesansowej; niektóre z portretów zdają się być wręcz czytelnym cytatem kreski samego Leonardo da Vinci, z kolei pełne niepokoju pejzaże i sceny rodzajowe nam, Polakom, mogą przywodzić na myśl rysunki Norblina, a patrząc na akwaforty o tematyce erotycznej nasza pamięć samowolnie przywołuje neurotyczny świat Brunona Schulza. 

Obcowanie z akwafortami Pietro Annigoniego to zaproszenie do intelektualnego dyskursu. Forma, choć realistyczna, nie jest dosłowna. Powoli odkrywa przed oglądającym kolejne warstwy naszkicowanej rzeczywistości, nie dając do końca gwarancji, czy widzimy coś, co zostało faktycznie namalowane, czy może kreski same pozwalają nam tworzyć treść obrazu.

Wspomniany Gilberto Grilli wypowiadając się o artyście i o jego sztuce, nie kryje wzruszenia, jego recenzje graniczą wręcz z poezją:

“Annigoni magiczny, Annigoni sufler cudów w teatrze zniszczonym dziś przez nudę i  konsumpcjonizm na usługach globalizacji; gdyby był świętym, leczyłby swym magicznym i cudownym dotykiem wszystkie ludzkie choroby.”

Sfumato Arte Investmens, grupa czujna i otwarta, postrzegająca poszukiwania nowych twórców i ich dzieł jako ekscytującą misję, adresuje swoje działania do miłośników sztuki, świadomych jej uniwersalnej wartości. Kontakt z kreacją to gwarancja metafizycznych doświadczeń, budowania i wzbogacania wrażliwości i własnego wnętrza, a jednocześnie, przewrotnie i niebywale, te same dzieła, im szlachetniej oddziałują na duszę, tym pewniej stają się genialną lokatą kapitału. To najprostszy przejaw połączenia w tworzeniu sacrum i profanum. Wartość nienamacalna, która gwarantuje wartość finansową.

Kolekcjonerzy, których w Polsce jest coraz więcej, doskonale o tym wiedzą, dlatego sztuka właśnie staje się coraz częściej wybieraną formą lokaty kapitału, równie bezpieczną, atrakcyjną i stabilną, jak nieruchomości. Ma jednak tę niezaprzeczalną i wyjątkową zaletę, jaką jest możliwość codziennego nasycania się jej pięknem i dzielenia się tym pięknem z innymi. Sztuka umieszczona w domu mówi o nas, jest ilustracją naszego życia, dojrzewania i naszej wrażliwości.

Czesław Niemen i „Ja bez niej”

0

Kto zna jeden z największych przebojów Czesława Niemena, „Io senza lei”, niech podniesie rękę. Ok, może jeśli podam Wam polski tytuł, będzie Was więcej. „Io senza lei” to włoska wersja utworu „Dziwny jest ten świat” (niestety, z o wiele bardziej banalnym tekstem). To mało znany w naszym kraju fakt, ale Niemen w swojej karierze próbował oczarować swym głosem rownież piękną Italię. W latach 1969-70 odbył tournée po Półwyspie Apenińskim. Jak tłumaczył impresario artysty, Roman Waschko, wybrał Włochy, bo miał tam znajomych, którzy mogli pomóc w początku kariery na miejscowym rynku muzycznym. Najpierw Niemen i jego zespół, I Niemen, zdecydowali się spróbować szczęścia w Bolonii. Już w pierwszych tygodniach swego pobytu mieli szansę nagrać utwór skomponowany dla Ricchi e Poveri, który według ekspertów był potencjalnym przebojem, lecz samemu Niemenowi się on nie podobał. I Niemen rozpoczęli trasę koncertową po dyskotekach. Artysta wspominał w jednym z wywiadow, że w klubach jego muzyka podobała się publice, ale radio nie chciało jej emitować. W tamtych latach dużą popularnością cieszył się na przykład Gianni Morandi. W porównaniu z nim sposób śpiewania Niemena wydawał się „zbyt dramatyczny”.

Pomimo tego, w marcu 1969 roku ukazała się jego pierwsza płyta „Io senza lei/Arcobaleno”. Niemen nie był z niej zadowolony. Aby móc śpiewać własne piosenki, był zmuszony zmienić teksty i nagrać utwory, w których nie czuł się dobrze. W wakacje tego samego roku wziął udział w festiwalu włoskiej telewizji Cantagiro, w związku z czym podróżował po całym kraju. Gdy w sierpniu radio odrzuciło „Io senza lei”, wycofał się z Cantagiro i wrócił do Polski. Jednakże już we wrześniu zdecydował się na powrót, tym razem do Mediolanu, gdzie z nowym zespołem Niemen Enigmatic wydał drugą płytę. Poźniej nagrał jeszcze kilka singli (Una luce mai accesa, 24 ore spese bene con amore, Domani, Oggi forse no) i w 1970 przygotowywał się do występu w San Remo. Ostatecznie nie pojawił się na scenie, bo związek zawodowy muzyków włoskich nie chciał, by na festiwalu piosenki włoskiej wystąpił Polak. Jego piosenkę zaśpiewał kompozytor i… zdobył drugą nagrodę. Po tym wydarzeniu Niemen Enigmatic dał jeszcze kilka koncertów, lecz wkrótce zarzucił pomysł podbicia włoskiego rynku. W tym wydaniu Gazzetta Italia, specjalnie dla Was, przetłumaczony na polski tekst piosenki Niemena „La prima cosa bella” oraz, dla naszych włoskich czytelników, ta „prawdziwa” wersja „Dziwny jest ten świat”, po włosku.

 

“Pierwsza piękna rzecz”

Wziąłem gitarę
i gram dla Ciebie.
Nie mam czasu na naukę
i nie potrafię grać,
ale gram dla Ciebie.

Czy słyszysz ten głos?
To śpiewa moje serce!
Kochanie, kochanie, kochanie,
to jedyne, co potrafię powiedzieć,
ale Ty mnie zrozumiesz.

Łąki są pełne kwiatów,
pięknie pachniesz także Ty.
Mam ochotę umrzeć,
nie mogę już więcej śpiewać,
o nic więcej nie proszę.

Ref.: Pierwszą piękną rzeczą,
którą otrzymałem od życia,
jest Twój młodzieńczy uśmiech, jesteś Ty!
Gwiazdą pomiędzy drzewami,
dzięki której rozjaśniła się noc,
a serce zakochane coraz bardziej i bardziej.

 

„Dziwny jest ten świat”

Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.

Dziwny ten świat,
świat ludzkich spraw,
czasem aż wstyd przyznać się.
A jednak częste jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.

Lecz ludzi dobrej woli
jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.

Nie! Nie! Nie!

Przyszedł już czas,
najwyższy czas
nienawiść zniszczyć w sobie.

Moda? Tradycja? Liczy się Party

0
Źródło zdjęcia: ravazzi.it

Określenie Moda pochodzi od łacińskiego słowa modus, które oznacza sposób, normę, regułę, lecz ściślej definiowane jest jako wygląd i zachowanie społeczności według szczególnych w danym momencie upodobań.

Słowo Tradycja (z łaciny traditiònem pochodzące od słowa tràdere, czyli dostarczać, przekazywać) definiowane jest jako zbiór wspomnień, wiadomości oraz świadectw przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Może wydawać się, że istnieje ewidentna antyteza pomiędzy tymi terminami (umieszczenie mody w „chwili” i trwałość tradycji w „czasie”) oraz mała szansa na to, aby szły one w parze.

Ktoś mógłby powiedzieć: „Ale jaka jest potrzeba ich łączenia? Oba te aspekty są bogate w implikacje, z których oddzielnie wydobywa się wskazówki potrzebne do rozwoju zarówno indywidualnego jak i wspólnego”. Bardzo słusznie! Ale gdyby istniały sposoby na zbliżenie tych dwóch jakże bogatych terminów? Czyż nie niosłoby to ze sobą większej wymowy i przyjemności? Czyż nie udałoby się wówczas zaangażować więcej osób i pokoleń, zmniejszając odległości i zwiększając wymianę doświadczeń? Skończmy z pytaniami i spróbujemy udzielić odpowiedzi, a w szczególności jednej: Vino Party.

Widocznie rozpowszechnia się ten nowy sposób na wspólne spędzenie czasu, za sprawą którego Happy Hour odchodzi w zapomnienie. Od Stanów Zjednoczonych, po Europę, od Azji po Australię, stolice trendów odkrywają i lansują piękno tradycji oraz dobrą wartość tego co prawdziwe i autentyczne, co dodaje smaku i przyjemności dzisiejszym czasom. Chodzi o spotkania mające na celu zapoznanie się z winami i żywnością wysokiej jakości, przeważnie włoskimi,  proponowanymi i przyrządzonymi przez głównego szefa kuchni w nieformalnej i luźnej atmosferze; mowa o pewnego rodzaju aperitifie terroir-chic.

Oto więc produkty D.O.P lub I.G.T. (ale również S.T.G. lub I.G.), których szczegółowy opis możecie znaleźć w internecie, łączone są z winami D.O.C, D.O.C.G. i I.G.T. i w ten sposób powstają różnorodne, przepyszne kombinacje.

Jakieś przykłady? Wędliny takie jak Culatello di Zibello, parmeńskie prosciutti crudi lub San Daniele wymagają win równie aromatycznych i wykwintnych takich jak Colli Orientali del Friuli Sauvignon lub Chardonnay Alto Adige. Wędliny wędzone typu Prosciutto di Sauris świetnie pasują do Ribolla Gialla dei Colli Orientali del Friuli. Wędzenie produktów takich jak speck lub pancetta affumicata (bekon) pozwala nam na łączenie ich z łagodnym czerwonym winem, o niewielkiej zawartości tanin typu Alto Adige Pinot Nero lub Lagrein. Przejdźmy teraz do kolejnego, wyjątkowego rozdziału: sery. Ich właściwości przynoszą nam wiele możliwości kombinacji. Sery miękkie i z delikatnym aromatem mleka mogą być łączone z winem białym typu Pinot Bianco, Roero Arneis lub Ischia Bianco. Sery takie jak Taleggio, Tome oraz niektóre typu Robiola, wymagają soczystości i świeżości win Colli Orientali del Friuli Picolit, ale także win czerwonych takich jak Dolcetto di Dogliani lub Rosso Piceno Superiore.

Sery dojrzewające lub półtwarde stworzą świetne połączenie z winem Collio Sauvignon lub lżejszymi czerwonymi winami do serów dojrzewających, a więc Merlot Lison-Pramaggiore, czy Oltrepo’ Pavese Pinot Nero.

Sery dojrzewające wymagają zwykle cięższych czerwonych win, leżakujących kilka lat w beczce, a następnie w butelkach. Wykwintność  Parmigiano Reggiano, króla serów, wydobywana jest w akompaniamencie wina Franciacorta Brut lub Metodo Classico.
Sery pleśniowe typu Gorgonzola lub inne sery międzynarodowe powinno się spożywać, popijając czerwone, dobrze wyważone wina, bądź jeśli gorzkawy smak jest znaczący, należy sięgnąć po miękkie wina z rodzynek bądź słodkie, likierowe, jak na przykład Cinque Terre Sciacchetra czy niektóre wina Vin Santo Toscano lub Passito di Pantelleria.

Przytoczyłem zaledwie kilka przykładów, by wzbudzić ciekawość, zainspirować do poszukiwań i zabawy oraz aby być może nakłonić do zmiany nawyków, których często jesteśmy więźniami i jedynym sposobem wyzwolenia z nich jest możliwość połączenia Mody i Tradycji.

Czy te idiomy są Wam znajome?

0

Dziś chciałbym poświęcić czas i miejsce na aż trzy zagadnienia; chciałbym przedstawić Wam przykłady:

  1. okropnych wątpliwości, jakie nachodzą Włocha, gdy pisze jakiś tekst. Chodzi tu o wyrazy, które rodzą pytanie co do pisowni, a także właściwego znaczenia;
  2. wyrażeń idiomatycznych z użyciem nazw kolorów;
  3. wyrażeń idiomatycznych oraz powiedzeń wykorzystujących nazwy zwierząt.

Zacznijmy jednak od początku (punkt 1):

Jak powinno się pisać: familiare czy famigliare? W rzeczywistości oba wyrazy istnieją i są poprawne, ale różnią się między sobą znaczeniem. Pierwsze słowo (familiare) oznacza coś lub kogoś, kto wydaje się nam znajomy. Quel ragazzo, mi sembra di conoscerlo e di averlo già visto. Ha un viso familiare. [Wydaje mi się, że znam tego chłopca, już go gdzieś widziałem. Ma taką znajomą twarz.] Drugiego słowa (famigliare) natomiast używa się w kontekście odnoszącym się do rodziny: Oggi non posso proprio venire. Ho un problema famigliare. [Dziś nie mogę przyjść. Mam problem rodzinny (w rodzinie).]

Jak się pisze poprawnie d’avanti czy davanti? Ta wątpliwość pojawia się bardzo często podczas pisania i wynika stąd, że sam w sobie wyraz avanti istnieje i ma własne znaczenie: Andiamo avanti. [Idźmy dalej/naprzód.]

Wątpliwości nie ma, kiedy używamy tego wyrażenia jako przysłówka miejsca, przyimka (po którym zawsze następuje kolejny przyimek a) lub przymiotnika. W tych przypadkach jedynym poprawnym zapisem jest pisownia łączna: Guarda davanti, per favore. [Patrz proszę przed siebie] La banca è davanti al palazzo di colore verde.[Bank znajduje się naprzeciw zielonego budynku.] La cerniera davanti della camicia. [Zamek z przodu koszuli.]

Przejdźmy teraz do kolejnego zagadnienia i skupmy się na kilku przykładach z użyciem koloru “zielonego”.

Włoskie wyrażenie idiomatyczne Sono al verde oznacza „Jestem spłukany”. Z kolei Il ragazzo si deve fare, è ancora verde [czyli: Chłopak się musi wyrobić, jest jeszcze zielony.] znaczy, że ktoś jest jeszcze niedojrzały czy niedoświadczony. Innym przykładem niech będzie essere nel verde dell’età, degli anni [być w kwiecie wieku], co tłumaczymy jako być w pełni sił, w najlepszym okresie życia.

Jako przykład powiedzenia weźmy L’erba del vicino è sempre più verde [Trawa sąsiada jest zawsze bardziej zielona.]. Naturalnie chodzi tu o to, że rzeczy, które mają inni, wydają się często lepsze od naszych.

Na zakończenie skupmy się na trzecim zagadnieniu, jakim są wyrażenia z użyciem nazw zwierząt. Przyjrzyjmy się kilku ze słowem cane [„pies”]:

  1. Alla festa non c’era un cane. – Na przyjęciu było niewiele osób.
  2. Essere solo come un cane. – Być samemu jak pies [porzuconym przez wszystkich].
  3. Trattare qualcuno da cane. – Traktować kogoś jak psa [źle].
  4. Fare qualcosa da cani, per esempio guidare da cani. – Robić coś bardzo źle, na przykład beznadziejnie prowadzić auto.
  5. Stare da cani. – Mieć się źle.
  6. Avere una vita da cani. – Wieść pieskie życie [nędzne, pełne trudności].
  7. Essere fedele come un cane, w końcu jakieś wyrażenie o pozytywnym znaczeniu – Być wiernym jak pies.

Zakończmy ciekawostką. Z całą pewnością znacie wszyscy wyrażenie in bocca al lupo [powodzenia, dosł. „w paszczę wilka”]. Używamy go, gdy chcemy komuś życzyć powodzenia i szczęścia przed jakąś trudną próbą, np. przed egzaminem. Na pewno wiecie również, że na takie życzenie odpowiadamy po włosku crepi (il lupo) [My mówimy „Nie dziękuję”, po włosku crepi znaczy dosłownie „niech umrze/zdycha(wilk)”.] Skąd w ogóle wzięło się takie powiedzenie? Otóż w tradycji ludowej wilk był zawsze postrzegany jako symbol zła, utożsamiano go z niebezpieczeństwem w najczystszej postaci. „Pójście w paszczę wilka” oznaczało bohaterskie stawienie czoła sytuacji. A zatem początkowo wyrażenie to używane było jako życzenie powodzenia kierowane do tego, który musiał sprostać wyjątkowo trudnej sytuacji.

„Aspromonte” w polskich kinach

0

22 listopada do polskich kin trafi nowy film w reżyserii Mimmo Caloprestiego. W rolach głównych zobaczymy Valerię Bruni Tedeschi („Zwariować ze szczęścia”) i Marcello Fonte („Dogman”). Polskim dystrybutorem filmu jest Aurora Films.

źródło: http://www.aurorafilms.pl/zapowiedzi/aspromonte/

Położone w malowniczym kalabryjskim Aspromonte niewielkie miasteczko Africo to miejsce, gdzie czas  się zatrzymał. Pozbawione elektryczności i drogi, która łączyłaby je z większymi ośrodkami, skazane jest na izolację. Porządek życia wyznacza tu natura oraz jasne zasady, którymi kieruje się na co dzień lokalna społeczność.  

Ma to jednak i złe strony, gdyż w Africo wszystko pozostaje w stanie zawieszenia, co wzmaga jedynie frustrację mieszkańców. Czarę goryczy przelewa tragiczna śmierć kobiety w trakcie porodu, gdyż z powodu braku drogi lekarz nie zdążył na czas. Poirytowani mieszkańcy postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i wybudować ją własnymi siłami. Szansą na socjalizację zapomnianego Africo będzie też przybycie nowej, postępowej nauczycielki. Jej nowoczesny sposób bycia i nieprzeciętna uroda powodują spore zamieszanie i wzburzenie.

Akcja filmu, opartego na powieści Pietra Criaco, rozgrywa się w latach 50. Miejsce jest nieprzypadkowe, bowiem sam reżyser Mimmo Calopresti wychował się w niewielkim kalabryjskim miasteczku. W jednym z wywiadów przekonywał, że włoskie południe od zawsze naznaczone było pewną duchowością: „Niebem i piekłem, baśnią i tragedią”. Jego nowy film łączy w sobie wszystkie te elementy.

W rolach głównych występują Valeria Bruni Tedeschi („Zwariować ze szczęścia”) oraz Marcello Fonte („Dogman”).

Moja Ciociaria

0

„Nie cierpi z powodu braku ten, kto niczego nie pragnie” pisał Marek Tulliusz Cyceron, prawnik, filozof, pisarz starożytnego Rzymu, najwybitniejszy syn Ciociarii, urodzony w Arpino w 107 r. p.n.e.

Dla kogoś, kto tak jak ja żyje zagranicą, prawie niemożliwe jest nieodczuwanie tęsknoty za tym miejscem, swoją ziemią, no właśnie, za „moją Ciociarią”.

Za Ciociarię powszechnie uważa się terytorium Prowincji Frosinone, nawet jeśli historycznie Ciociaria składała się z większego obszaru, który obejmował oprócz prowincji Frosinone również południową część Prowincji Rzymskiej oraz część Prowincji Latina.

Ciociaria, mimo że niezbyt popularna wśród Włochów, jest miejscem bogatym w historię, sztukę, obfitującym w piękne krajobrazy oraz wspaniałą naturę. Przynajmniej tak widzą ją jej mieszkańcy (Ciociarini). To nadzwyczajny region, w którym każdy z Ciociarini czuje się jak w domu, nawet jeśli na co dzień (niestety lub właśnie na szczęście) dzieli go od Ciociarii wiele kilometrów. 

Dzieląca nas odległość sprawia, że wspomnienia wydają się piękniejsze, przede wszystkim te z okresu dzieciństwa, te niezapomniane. Spacery z ojcem po górach, podczas których zbieraliśmy grzyby, świeży makaron przygotowywany w niedziele przez moją babcię, schnące w słońcu i przeniknięte zapachem wiosny włosy mojej matki, spracowane ręce dziadka podczas winobrania, głos siostry, kiedy bawiliśmy się w ogrodzie, rozgrywane na zaimprowizowanych boiskach mecze piłki nożnej, bieganie po różnych zakątkach, zapach białych cyklamenów, dopiero co wytłoczonej oliwy, chleba dopiero co wyciągniętego z pieca, dopiero co wytłoczonego wina.

Większości Polaków nazwa „Ciociaria” nie powie prawdopodobnie zbyt wiele, ale w rzeczywistości każdy Polak bardzo dobrze zna przynajmniej jedno z miejsc położonych w tym regionie – Montecassino. Miejscowość, w której spotykają się dwie historie- włoska i polska, i gdzie w maju 1944 roku miały miejsce tragiczne i dobrze znane wydarzenia czwartej bitwy pod Montecassino. Dzielny II Korpus Polski pod dowództwem generała Andersa zdobył szczyt Montecassino (zdarzenie decydujące o wyzwoleniu Rzymu), będące również inspiracją do napisania słynnej polskiej piosenki „Czerwone maki na Montecassino”: „i tylko maki na Monte Cassino, czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosną krwi”.

Oprócz samego Montecassino, Ciociaria ma do zaoferowania również wiele miejscowości turystycznych, związanych ze sztuką, kulturą oraz historią. Zamki i średniowieczne miasteczka, których początki przypadają na IX wiek n.e., tworzyły miejsca obronne przed najazdami, przede wszystkim Saracenów. Należy wymienić tu m.in. Fumone, jeden z rzadkich przypadków zachowania struktur średniowiecznych, Vico nel Lazio, Isola dei Liri, Roccasecca (miejsce urodzenia św. Tomasza z Akwinu) oraz Esperia, w której po dziś dzień zachował się zbudowany w strategicznym miejscu, zarówno pod względem wojskowym, jak i handlowym, zamek. Esperia łączyła Gaetę (druga stolica Królestwa Obojga Sycylii) z doliną Liri i Montecassino. 

Piękne Acropoli di Arpino i Acropoli di Alatri, ze swymi sławnymi i tajemniczymi murami cyklopowymi oraz miasteczka: Boville Ernica, Monte San Giovanni Campano, San Donato Val di Comino należą do najpiękniejszych miejsc w całych Włoszech.

Szczególnie dużą artystyczną wartość prezentuje typowe dla cysterskiej architektury gotyku opactwo Casamari, w Comune di Veroli, zbudowane w 1203 roku, będące jednym z najważniejszych włoskich klasztorów.

Ciociaria oferuje również wiele możliwości dla miłośników gór i sportów outdoorowych: szlaki trekkingowe, przede wszystkim na zboczach Parku Narodowego Abruzji oraz w Górach Auruncyjskich lub stokach tyrreńskich, które dodatkowo słyną z rzadkich okazów roślin oraz zapierających dech widoków na zatokę Gaetańską.

Ciociaria jest atrakcyjna również dla fanów wycieczek rowerowych i free climbingu, oferując niezliczone możliwości i trasy dla przejazdów mountain bike oraz tysiące szlaków wspinaczki górskiej wytyczonych przez znanych i doświadczonych wspinaczy pochodzących z Ciociarii. Mówiąc o sporcie, nie można nie wspomnieć o historycznym Frosinone Calcio, pierwszej drużynie, która wygrała najwięcej serii w piłce nożnej, obecnie rozgrywającej w klasie A 2015/2016. 

Jak każdy z włoskich regionów, Ciociaria jest miejscem urodzenia wielu słynnych osób, oprócz wspomnianych wyżej Cycerona i św. Tomasza z Akwinu, należy również wymienić Vittorio de Sica, jednego z najbardziej znamienitych włoskich reżyserów i dwóch spośród największych włoskich aktorów- Nino Manfredi (ur. w Castro dei Volsci – nazywany również Ciociario d’Italia) i Marcello Mastroianni (Fontana Liri) oraz Severino Gazzelloni, muzyka międzynarodowej sławy (Roccasecca – nazywany „złotym fletem”).

I najlepsze na końcu – wyśmienite wina i potrawy. Ciociaria może z całą pewnością uchodzić za idealne miejsce dla tych, którzy przykładają dużą wagę do oryginalnych produktów o długiej tradycji. Doskonałej jakości wina, wśród których słynne Cesanese di Piglio, oraz pierwszorzędne Ceberet di Atina. Tradycyjne sery, jak np. jedyny w swoim rodzaju Marzolina di Esperia, znane oliwki z Geata, wędliny, trufle oraz wiele oliw extra vergine.

To moja Ciociaria: jedyna, prawdziwa, zwyczajna, szczęśliwa, niezapomniana. Nawet jeśli daleka, to zawsze w moim sercu.

Z dyni nie odrzuca się niczego

0

Wreszcie nadeszła jesień, odpowiedni moment, żeby porozmawiać z wami na temat jednego z moich ulubionych produktów: dyni! Muszę przyznać, że odkryłam ją dosyć późno. Przez wiele lat obawiałam się jej, ponieważ mówiono mi, że dynia jest trudnym produktem: ciężko się ją obiera i długo się gotuje. Mówiło się kiedyś, że aby móc ją zjeść, trzeba dużo wytrwałości.

Patrzyłam na ten cudowny produkt z onieśmieleniem dopóki się nie przeprowadziłam i moja nowa sąsiadka okazała się być miłą kobietą, której ogród przepełniony był dyniami. Chciałam tego czy nie, przynosiła mi je w prezencie bezpośrednio na parapet kuchenny. W ten oto sposób zdecydowałam się zmierzyć z tym przerażającym warzywem i dzięki kilku radom od sąsiadki odkryłam, że nie ma nic łatwiejszego i przyjemniejszego niż gotowanie świeżej dyni.

W bardzo krótkim czasie stałam się ekspertem od przepisów bazujących na dyni, składniku, który może być podawany w najróżniejszych wariantach. Jednocześnie jest on odpowiedni nawet dla kucharek trochę leniwszych, tak jak ja.

Dynia jest prawdopodobnie największym warzywem występującym w przyrodzie. Należy do rodziny dyniowatych i pochodzi z Ameryki Środkowej. W Meksyku zostały odnalezione nasiona dyni sięgające roku ok. 6.000 p.n.e.. Obecnie jest spożywana we wszystkich częściach Włoch, głównie w kilku regionach, gdzie stanowi podstawowy składnik wielu przepisów. Przez cały październik „święta dyni” ożywiają małe miasteczka przyciągając łakomczuchów.

Dynia to dobry produkt pod każdym względem. Odpowiedni dla osób, które chcą być w dobrej formie, ponieważ mimo słodkiego smaku i kremowej konsystencji ma mało kalorii: tylko 25 na 100 gram produktu. Niski indeks glikemiczny czyni z dyni doskonałego sprzymierzeńca zarówno dla tych, którzy chcą schudnąć jak i dla osób chorych na cukrzycę. Oprócz tego jest idealnym składnikiem do przygotowywania ciast, kremów i słodyczy.

Jest odpowiednia również dla osób dbających o zdrowie: bardzo bogata w minerały, szczególnie w potas, fosfor i magnez oraz w witaminy. Szczególnie wysoka jest zawartość witaminy A, która może pomóc organizmowi zwalczać zakażenia. Zawiera również witaminy C, E, żelazo i kwas foliowy, które pomagają wzmocnić układ odpornościowy.

Ponadto, jest to produkt odpowiedni dla tych, którzy kochają wszechstronne składniki, dzięki którym mogą puścić wodze fantazji w kuchni.

Cały sekret łatwiejszego przygotowania dyni sprowadza się do skórki: nie zawsze trzeba ją obierać! Dynia może być krojona zwyczajnie na cząstki i po wyjęciu nasion pieczona bezpośrednio ze skórką. 20 minut wystarczy, aby miąższ był dostatecznie miękki. Na tym etapie może być obrana z łatwością i później wykorzystana do wszystkich waszych ulubionych przepisów.

Istnieją różne odmiany dyni (np. Delica lub Mantovana z ciemnozieloną skórką, ale również Butternut i Violine), których skórka może być konsumowana w całości: w obróbce cieplnej mięknie i delikatnieje oraz nieznacznie łagodzi słodki smak miąższu. Doskonała jest pieczona, pokrojona w kostkę i przyprawiona olejem, solą, ziołami i dużą ilością świeżego rozmarynu. Idealnie sprawdzi się też gotowana i zmiksowana na aksamitną zupę krem. Oczywiście wraz ze skórką!

Z dyni nie odrzuca się niczego, nawet nasion. Zostają usunięte przed gotowaniem po pokrojeniu warzywa w cząstki, aby później mogły być suszone na słońcu lub prażone w piekarniku z olejem i solą w 180º przez 15-20 minut.

Moje ulubione przepisy? Tarta z pieczoną dynią z podsmażonym na patelni porem i wędzonym tofu. Aromaty idealnie się łączą w niepowtarzalne, sycące danie, dobre nawet na zimno, zatem idealne jako obiad na wynos.

Mieszkańcy Wenecji preferują wersję alternatywną „saor” połączony z dynią, w wyniku czego otrzymujemy nieoczekiwanie słodko-kwaśny smak. „Saor” to typowo wenecka marynata, tradycyjnie używana do sardynek, ale doskonała również w innych przepisach. Należy przygotować ją wcześniej, podsmażając na patelni dużą ilość cebuli, rodzynki, orzeszki piniowe, ocet balsamiczny. Następnie, przykrywa się nią surową dynię bez skórki, pokrojoną w cienkie plasterki i zostawia się do marynowania na całą dobę.

Ciekawostka: dynia jest uważana za symbol Halloween (od All Hallows’ Eve, wigilia Wszystkich Świętych), święto, które ma swoje korzenie w obchodach Samhain, końca lata. Według kalendarza celtyckiego, używanego przed chrześcijańskim, 31 października obwieszczał koniec żniw i początek nowego roku. Wierzono, że w noc Samhain dusze zmarłych mogły połączyć się ze światem żywych i wędrować po ziemi niezakłócone. Stąd tradycja rzeźbienia w warzywach, w środku których umieszcza się światła, by odstraszyć złe dusze.

Pierwotnie do tego celu była używana rzepa. Dopiero w wyniku wielkiej emigracji do Ameryki z końca XIX wieku, rozprzestrzeniło się użycie dyni, warzywa, które było bardziej powszechne na tym terytorium.

Collodi – miejsce, gdzie zrodziła się legenda

0

W toskańskim miasteczku Collodi znajduje się jeden z niezwykłych – niektórzy mówią “dziwnych” – parków na terenie Italii. Jest to Parco di Pinocchio. Postać znana każdemu, zarówno dzieciom, jak i dorosłym na całym świecie. Oprócz tego parku niedaleko znajdują się Giardini di Garzoni  z przepiękną Villą i urokliwym Domem Motyli.

W tak przepięknym otoczeniu można spędzić większą część dnia, zwłaszcza gdy na niebie świeci słońce. Pobyt wśród roślin, drzew, wodospadów i rzeźb napełnia nas niesamowitym spokojem. Włoskie ogrody mają swój niepowtarzalny urok.

Chciałabym jednak – mimo zachwytów nad przyrodą – wrócić do tematu drewnianego pajacyka. Jego wizerunek z biała czapeczką – a właściwie z samą głową – spoziera na nas z pobliskiego trawnika. Jest wiele atrakcji dla dzieci, np. statek piratów, labirynt, muszla koncertowa… Dorosła osoba z ciekawością zajrzy do drewutni, w której został wystrugany pajacyk. Jest i muzeum w którym znajdziemy książki w różnych językach.

Według mnie każdy znajdzie w tym mieście coś dla siebie. Warto też wziąć sobie do serca słynną przestrogę: nie kłam, bo nos Tobie się tak wydłuży… Cały czas aktualna, prawda? Miłym podarunkiem może być miniaturka drewnianego pajacyka na sznureczkach, która okaże się wspaniałą ozdobą w domowym zaciszu. Warto sobie spoglądać na niego i przypominać o historyjce stworzonej przez Carlo Lorenziniego.

Powracajmy często do świata baśni, czy to przez czytanie książek, czy oglądanie filmów, aby nie zatracić nigdy w sobie dziecka. Przecież dziecko jest w każdym z nas. Nie utraćmy nigdy tego dziecięctwa, ponieważ zegar nie chce się zatrzymać i cały czas biegnie w coraz szybszym tempie, mimo naszych 20, 30 czy 50 lat. Odnajdujmy w sobie tę radość, aby móc przy każdej możliwej okazji ją z siebie wykrzesać. Niech pomoże nam w tym wizyta w tytułowym mieście, do której Was z całego serca zachęcam. Mam nadzieję, że fotografie będą uzupełnieniem słów zawartych w artykule  i niejedną osobę skłonią do wizyty w miasteczku Collodi.

Lubię to!

0

Włoski czasownik piacere jest jednym z tych, których uczymy się na początku nauki języka włoskiego, który pozwala nam wyrazić nasze gusta i upodobania w pozornie prosty sposób. Często jednak jest używany w sposób nieprawidłowy. Spowodowane jest to tym, że wiele osób kojarzy ten czasownik jedynie z jego bezosobową formą i traktuje go jako odpowiednik polskiego lubić (1), nie pamiętając, że w pewnych kontekstach odpowiada on również czasownikowi podobać się (2) i odmienia się podobnie jak pozostałe czasowniki w języku włoskim (io piaccio, tu piaci, lui/lei/Lei piace, noi piacciamo, voi piacete, loro piacciono). Aby uniknąć wątpliwości, warto od samego początku nauki kojarzyć piacere z polskim odpowiednikiem podobać, zwłaszcza że obydwu czasowników używa się tak samo:

  1. Mi piace il caffè. – Lubię kawę.
  2. Mi piacciono le ragazze alte. – Podobają mi się wysokie dziewczyny.
  3. Io ti piaccio. – Podobam Ci się.

Najczęstszym błędem jest uzgadnianie tego czasownika z dopełnieniem dalszym, a nie z podmiotem. Piacere wskazuje na podmiot, czyli kto i co mi się podoba lub nie, a osobę, która lubi lub nie lubi kogoś lub czegoś, wyraża się za pomocą zaimka osobowego dopełnienia dalszego. Na przykład w (1) zdaniu podmiotem gramatycznym, z którym uzgadniamy czasownik jest il caffè, natomiast mi to zaimek osobowy dopełnienia dalszego, który wskazuje kto lubi kawę. Kiedy dopełnienie dalsze wyrażone jest zaimkiem osobowym, można używać jego form akcentowanych i nieakcentowanych. Zaimki osobowe dopełnienia dalszego mają następujące formy: ti / a te, le / a lei, gli / a lui, ci / a noi, vi / a voi e a loro/ gli. W przypadku, gdy element, który się podoba jest liczbą mnogą, używa się liczby mnogiej czasownika piacere, czyli piacciono, np.

  1. Mi piacciono i vestiti lunghi. – Podobają mi się długie sukienki.

Kiedy podmiotem nie jest rzeczownik, ale czynność wyrażona bezokolicznikiem (5) albo całym zdaniem, piacere występuje w trzeciej osobie liczby pojedynczej (6).

  1. Mi piace viaggiare. – Lubię podróżować.
  2. A lei piace che tu venga a visitarla. – Podoba jej się to, że ją odwiedzisz.

Piace i piacciono wskazują na czas teraźniejszy, ale możliwe jest ich odmiana we wszystkich czasach i trybach. W czasach złożonych (tempi composti) piacere jest zawsze odmieniony z czasownikiem posiłkowym essere. Jeśli chcemy wyrazić określoną opinię na temat kogoś lub czegoś użyjemy passato prossimo (7), czasu imperfetto użyjemy do opisania czegoś, co zwykliśmy robić w przeszłości (8) lub do wyrażenia zmiany w naszych przyzwyczajeniach (9). W czasach przeszłych zaimek dopełnienia dalszego nie zmienia formy czasownika, jego forma jest więc taka sama jak w czasie teraźniejszym.

  1. Il film che ho visto ieri sera mi è piaciuto molto! 
  2. Quando abitavo a Napoli, tutte le mattine mi piaceva prendere il caffè al bar.
  3. Prima mi piaceva molto partecipare ai grandi concerti, ma adesso non mi piace più perché non mi sento sicura.

Aby utworzyć zdanie przeczące z czasownikiem piacere, należy poprzedzić czasownik partykułą przeczącą non (nie), stawiając ją przed zaimkiem dopełnienia dalszego w formie nieakcentowanej (10) lub po tym zaimku, gdy jest on formie akcentowanej (11).

  1. Non mi piace. 
  2. A me non piace. 

Spośród innych czasowników, które mają konstrukcję podobną do piacere, należy wyróżnić occorrere, mancare, servire, interessare i sembrare.