Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 89

Lino Ieluzzi

0

Jego sklep Al Bazar przy via Scarpa 9 w Mediolanie funkcjonuje od początku lat 70-tych. Początkowo był to butik z modnymi ubraniami, jednak po trzech latach Lino Ieluzzi zadecydował przebranżowić się w tym kierunku, w którym znany jest do dziś – garnitury, płaszcze, krawaty, muchy, buty… czyli wszystko to, czego serce mężczyzny z klasą zapragnie! Dziś Al Bazar znany jest wśród wszystkich dandysów na świecie. Profil Lino na Instagramie śledzi ponad 74 tys. użytkowników, a gdy tylko pojawi się na targach Pitti Uomo, wszyscy fotografowie biegną w jego kierunku, żeby zrobić zdjęcie jego stylizacji. Inspiruje tysiące mężczyzn w różnym wieku, pokazując jak poprawić swój wizerunek i jak wyglądać dobrze nie stroniąc przed lekką nonszalancją. Postanowiłem odwiedzić go w sklepie i porozmawiać przy aromatycznej kawie i papierosie.

Jak interpretuje Pan słowo sprezzatura?

Ubierać się ze szczyptą sprezzatura to znaczy ubierać się na każdą okazję elegancko, ale z nonszalancją. Nie czuć presji i przymusu co do tego, jak się nosimy. Bawić się ubiorem i wyrażać przezeń swoją osobowość!

W ciągu ostatnich lat zauważalne jest zainteresowanie klasyczną modą wśród młodych mężczyzn. Jako legenda tego środowiska, co Pan o tym sądzi?

Młodzi, mimo braku doświadczenia, które przyjdzie z czasem, a także dzięki popełnianym błędom i odnoszonym sukcesom, mają jedną zaletę: dzisiaj bardziej niż kiedyś wykazują chęć zdobywania wiedzy!

Niedawno odbyły się targi Pitti Uomo. Jak widzi Pan przyszłość targów, a zarazem mody męskiej?

Nie umiem powiedzieć jak będą wyglądały targi Pitti za 10 lat. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości nadal pielęgnowany będzie florencki rodowód tego wydarzenia, odbywającego się w wyjątkowych podwojach Fortezza da Basso. To absolutnie unikalne miejsce, które dodatkowo wyróżnia te targi mody na arenie międzynarodowej. Mówimy o targach znanych i uczęszczanych przez znawców branży pochodzących z całego świata. Poza tym wiadomo, że Pitti to już nie tylko ważny pokaz mody, ale staje się też coraz bardziej wyjątkową okazją do poznawania ludzi, dbania o PR, a niekiedy nawet do nawiązywania współpracy z innymi wytwórcami.

Jakie krawiectwo Pan preferuje: brytyjskie czy włoskie?

Z pewnością włoskie, bo wkładamy w nie dużo pasji, która do dziś nas wyróżnia. Krawiectwo to całe nasze życie, a to robi różnicę.

Mało wiadomo o Pana prywatnym życiu. Jakie są Pana zainteresowania? Oczywiście poza modą męską i pupilem…

Moje zainteresowania zawsze stanowiły ważną część mojego życia. W młodości to te same pasje, które pielęgnuję do tej pory, popchnęły mnie do podjęcia pracy; niekiedy wykonywałem kilka prac jednocześnie, aby je wszystkie realizować. Poza moim wspaniałym kompanem Tommym oraz ubiorem, pasjonują mnie także zegarki, pióra, zapalniczki czy samochody.

Czego mogą się nauczyć Polacy i reszta świata od Włochów pod względem ubioru?

Zdecydowanie pewności siebie i zabawy ubiorem, dobieraniem kolorów, co jest w tym wszystkim najtrudniejsze. Powinni też zrozumieć, że nie istnieją zasady: istnieje tylko dobry gust.

Jakie porady ma Pan dla początkujących dandysów?

Hasło przewodnie to: bawić się! Jeśli chcemy dobrze się ubierać, powinniśmy czuć wolność wyboru tego, w czym czujemy się najlepiej i co sprawia nam największą frajdę. Nigdy nie ubierajmy się pod przymusem. Ubiór ma być zabawą, grą; nie bójmy się ryzykować, bawić kolorami!

Jaka jest Pana ulubiona restauracja w Mediolanie?

Mediolan obfituje w dobre restauracje, tak więc odpowiedzieć nie będzie łatwo. M.in. Cacio e Pepe serwuje znakomite dania kuchni rzymskiej (karczochy alla romana i szeroki wybór pierwszych dań to coś, co sam najczęściej wybieram), w Sale Grosso natomiast zjemy dobrej jakości potrawy na bazie ryb, a Langosteria oferuje bardzo wyszukane potrawy.

Skarby z kamienia, twierdze z tufu i zaczarowane lasy dawnej Tuscii

0

„Żaden hałas nie zakłócał panującej wokół uroczystej ciszy, podkreślanej dodatkowo przez wyraźny śpiew cykad. Dookoła żadnych oznak ludzkiej obecności. Jedynie gdzieś w oddali kłęby białego dymu unosiły się nad lasem”. 

George Dennis, Miasta i cmentarze Etrurii, Londyn 1848.

George Dennis, znany angielski ambasador i archeolog, jako jeden z pierwszych zagranicznych podróżników przemierzył południową Etrurię, poświęcając terenom tym wiele uwagi i zaangażowania. Przytoczonymi powyżej słowami poetycko opisuje on panoramę okolic Viterbo – ziem położonych zaledwie pół godziny drogi na północ od Rzymu. 

I w rzeczy samej, właśnie tam przed przybyszem rozpościera się zaskakujący krajobraz, widocznie kontrastujący z chaosem wielkiej metropolii jaką, mimo swych niezaprzeczalnych historycznych walorów, stał się Rzym. Oczywiście, nie jest to już ten sam niezwykły XIX-wieczny krajobraz – jakże jeszcze podobny pod różnymi względami do tego starożytnego czy średniowiecznego – jaki jawił się przed oczami Dennisa. Dziś jednak wciąż pozostaje on w dużej mierze nieskażony, dzięki czemu może zaskoczyć podróżnika, pragnącego zanurzyć się w autentycznym i zróżnicowanym terenie. Zatem wszystkim, którzy marzą o doświadczeniu włoskiej podróży innej od tradycyjnych wycieczek z głównym przystankiem w Rzymie, nie pozostaje nic innego jak uciec daleko od miast i poddać się różnorodnemu i ujmującemu krajobrazowi o niezwykłym, starożytnym uroku, który przetrwał przez stulecia. 

Między XVII a XIX wiekiem w Europie, wśród szlachty i klas wyższych narodził się zwyczaj odbywania „poszerzających horyzonty podróży edukacyjnych”, których docelowym kierunkiem były głównie Włochy, słynące z zabytków starożytności, a zwłaszcza Wieczne Miasto. Przetrwały liczne pamiętniki, pisane przez młodych intelektualistów, w których opisują oni tę niezwykłą podróż. Było wśród nich także wielu wybitnych Polaków. Niektórzy osiedlili się później na stałe w środkowych Włoszech, jak chociażby poszczególni członkowie rodziny Sobieskich i Poniatowskich, lub artyści tacy jak Tadeusz Kuntze, który wykonał freski w kościołach, m.in. w Soriano nel Cimino. 

Pomiędzy Florencją a Rzymem, głównie uczęszczaną drogą była i jest po dziś dzień, via Cassia. Prowadziła ona, wraz z via Aurelia i via Flaminia prosto do serca krainy Etrurii, czyli obszaru zamieszkałego między X i I w. p.n.e. przez jeden z najważniejszych i najbardziej fascynujących włoskich ludów, Etrusków. Ta wspaniała cywilizacja, która obecnie w powszechnym wyobrażeniu nie kryje już przed nami żadnych tajemnic, pozostawiła na tym obszarze wiele niezwykłych kamiennych zabytków, głównie grobowców mających strzec wiecznego snu ówczesnych książąt i postaci wysoko urodzonych. Mowa nie tylko o słynnych, pokrytych malowidłami grobowcach w Tarquini i Cerveteri, wpisanych na listę UNESCO, ale także o wspaniałych kryptach wykutych w tufie na podobieństwo budowanych w tamtym czasie domostw. Ukryte są one częściowo w lasach i na dziewiczych obszarach, a zwiedzać je można po dziś dzień. 

Docierając w te miejsca, zaciekawiony podróżnik wyciągnie mapę (zamiast GPSa) i wyruszy odkrywać starożytne cmentarzyska San Giovenale i San Giuliano, położone wśród malowniczych wiosek Blera, Barbaro Romano i Civitella Cesi, w górzystej i zalesionej okolicy, gdzie pasą się dzikie osły i krowy, a wysoko na niebie krążą drapieżne ptaki; kontynuować będzie swoją wędrówkę w kierunku Viterbo. Tam, będzie miał okazję odbyć swego rodzaju podróż w czasie i zanurzyć w ciszy majestatycznych nekropolii Norchia i Castel d’Asso, wchodząc do wnętrz grobowych krypt wykutych w skale tufu. Prawie wszystkie uszkodzone są przez czas i ludzką obecność. Niektóre natomiast, wciąż nienaruszone, zostają ponownie wystawione na światło dzienne dzięki pracy archeologów, przywracających im dawną dostojność.

Na terytorium Viterbo odnajdziemy nie tylko pozostałości po Etruskach, ale także ważne ślady obecności Rzymian: starożytne brukowane ulice i zabytki-symbole świetności Rzymu. Tak oto można spacerować po wiekowych kamieniach ulic Cassia, Clodia, Flaminia, Amerina, otoczonych przez grobowce pamiętające czasy rzymskie – także te wykute w skale, naśladujące styl już pokonanych i zromanizowanych Etrusków. W Sutri, oprócz pięknych nekropolii, nie można przegapić wizyty w amfiteatrze całkowicie wykutym w skale tufu, stanowiącym symbol rzymskiej pasji do okrutnych i krwawych „rozrywek”. Nieopodal, jakby w celu odkupienia win za okrucieństwa jakie miały miejsce w amfiteatrze, znajduje się przepiękny skalny kościółek Santa Maria del Parto, którego wnętrze pokryte jest zachwycającymi średniowiecznymi freskami. Wybudowany on został prawdopodobnie na miejscu świątyni wschodniego boga Mitry, a wcześniej, być może, nawet grobowca.

Pozostając w klimatach rzymskich, w Ferento, nieopodal Viterbo, można wybrać się na spacer po mieście. Odnajdziemy tam także starożytny teatr, gdzie wciąż, zupełnie jak przed wiekami, wystawiane są przedstawienia. Do niedawna to wspaniałe miejsce było zamknięte, ale dzięki pracy wolontariuszy z organizacji non-profit Archeotuscia, obecnie można podziwiać go w całej okazałości. Nieco odizolowane, ale równie imponujące jest etrusko-rzymskie miasto Vulci, położone w malowniczej scenerii kanionu wyżłobionego przez rzekę Fiorę, nad którą biegnie kamienny łuk „Diabelskiego Mostu”, łączącego miejscowość z obronnym opactwem, później przekształconym w zamek, a obecnie stanowiącym siedzibę Muzeum Archeologicznego.

W tamtych rejonach znajdziecie jeszcze wiele ukrytych miejsc i zabytków, które ponownie ujrzały światło dnia zaledwie kilka lat temu i wciąż pozostają mało znane podróżnym. Czasem aby do nich dotrzeć trzeba się naprawdę sporo natrudzić, ale późniejsze poczucie satysfakcji i oczarowanie wynagradzają wszystko. Mowa o szeregu ołtarzy etrusko-rzymskich, wśród których wyróżnia się Piramida Bomarzo, zawdzięczająca swoją nazwę formie i szerokim, prowadzącym na sam jej szczyt schodom. Tam wciąż obecna jest aura świętości, która towarzyszyła i otaczała starożytnych pielgrzymów przybywających do tego miejsca kultu, utworzonego w jedności z naturą. 

Kontynuując podróż w czasie, w okolicy można odwiedzić także katakumby Santa Savinilla w Nepi, a także emanujące niezwykłą atmosferą duchowości katakumby Santa Cristina w miejscowości Bolsena, położonej nad jeziorem o tej samej nazwie, z górującym nad miastem zamkiem. 

Okolice Viterbo to także kraina jezior: Monterosi, Bracciano Martignano, Vico i Bolsena, z jej wysepkami Martana i Bisentina. Każde z nich stanowi naturalną enklawę, przy której wznoszą się malownicze miasteczka i których linia brzegowa nierzadko utrzymywana jest w pierwotnym stanie, zapewniając schronienie małemu i większemu ptactwu. Błękit jezior przechodzi w zieleń lasów Monte Gogliano i Monte Cimino – zielone płuca okolic Viterbo, niedawno pisane na listę UNESCO. 

Czasy średniowieczne i wieki nowożytne odcisnęły swój ślad na panoramie wzniesionych na skałach tufu miasteczek oraz samego Viterbo. Miasto to na przełomie wieków XIII-XVII stanowiło siedzibę rezydencji papieskiej, papieskiej kurii oraz konklawe, nie tylko z uwagi na trudną sytuację polityczną w Rzymie w tamtym czasie, ale przede wszystkim ze względu na zdrowsze powietrze i obecność bogatych źródeł termalnych, których pozostałości można podziwiać po dziś dzień. Warto skierować swoje kroki także do pochodzącego z II połowy XIII wieku Pałacu Papieży, którego loggia wydaje się być wykonana z kamiennej koronki. 

Rzymska szlachta zajęła te terytoria ze względu na ich centralne, strategiczne położenie wzdłuż głównych dróg wiodących do Rzymu. Wzniesiono tam pałace (dla przykładu pałac Farnese w Capraroli), wieże i zamki. Niektóre z nich popadły częściowo w ruinę, jak wieża w Chia należąca do Pierpaolo Pasoliniego, inne wciąż wykorzystywane są przez właścicieli i otwarte dla zwiedzających (takie jak te z Vignanello, Vasanello, Montecalvello, Torre Alfina i wiele innych). Miejscowość Tuscania z kolei to prawdziwa perła z tufu, z kościołami wyróżniającymi się na tle błękitnego nieba oraz niedawno odrestaurowanym i otwartym dla zwiedzających opactwem cystersów San Giusto. 

Na koniec należy wspomnieć o dwóch miejscach odwiedzanych każdego roku przez miliony turystów: Civita di Bagnoregio, określane mianem miasta, które umiera. W rzeczywistości, miasteczko to, zbudowane na wzniesieniu pomiędzy dwiema bruzdami erozyjnymi, cieszy się niebywałą popularnością. Jest także słynny Park Potworów w Bomarzo, wyjątkowy kompleks magicznych, tajemniczych rzeźb i hermetyczno-filozoficznych symboli, wybudowany około 1552 roku przez księcia Pierfrancesco Orsiniego, zwanego Vicino. Warto wybrać się w tamte strony choćby tylko po to, aby odwiedzić ten niezwykły park.

Jeśli powyższa opisowa wycieczka po miejscach i obrazach obudzi w was chęć odwiedzenia okolic Viterbo, możecie być pewni, że wyprawa ta spełni wasze oczekiwania. Zatem, miłej podróży!

Wielki powrót Massimiliano Caldiego

0

MASSIMILIANO CALDI POWRACA DO FILHARMONII ŚLĄSKIEJ  W KATOWICACH DOKŁADNIE W 20 LAT  PO ZWYCIĘSTWIE KONKURSU IM. G. FITELBERGA

W piątek 6 grudnia, w Katowicach, Maestro Caldi stanie na czele Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Śląskiej im.H.M.Góreckiego. W Concerto-Cantata H.M. Góreckiego będzie towarzyszyć przyjacielowi i fleciście Raffaele Trevisaniemu. W programie znajdzie się również Poemat Symfoniczny  Step Noskowskiego i  Suita z filmu “La strada” (reż. Fellini) Nina Roty. Massimiliano Caldi poprowadzi tę orkiestrę  w  20 rocznicę  odległego grudnia 1999 roku, kiedy to zdobył pierwszą nagrodę jury i złoty medal orkiestry podczas szóstej edycji Międzynarodowego Konkursu Dyrygentów im. G. Fitelberga. Koncert odbędzie się także ramach inicjatyw obchodu stulecia polsko-włoskich stosunków dyplomatycznych, z okazji 40 rocznicy śmierci Nino Roty oraz obchodów Międzynarodowych Dni poświęconych H.M.Góreckiemu.

Przed powrotem do Włoch, 10 grudnia w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, Massimiliano Caldi rozpocznie próby genialnej opery komicznej Don Bucefalo z roku 1847 kompozytora Antoniego Cagnoni, którą dyrygował i nagrał na CD (Dynamic), w pierwszym nowoczesnym wykonaniu, na Festiwalu “Valle d’Itria” w lipcu 2008 roku. Premiera jest przewidziana 31 stycznia  a następne spektakle  1, 2, 14, 15 e 16 lutego 2020.

Ricciarelli di Siena

0

Składniki:

  • 400 g łuskanych migdałów w całości
  • 380 g cukru
  • 100 g cukru pudru
  • 50 g mąki 00
  • 2 białka jaj
  • 20 g wody
  • opłatek w kształcie połowy prostokąta (21×30 cm)
  • 0,5 łyżeczki drożdży cukierniczych
  • 1 łyżeczka esencji z gorzkich migdałów

Przygotowanie:

Utrzyj w młynku migdały wraz z 330 g cukru, następnie przełóż je do pojemnej miski i wymieszaj. W garnuszku zagotuj wodę z pozostałymi 50 g cukru. Kiedy otrzymany syrop stanie się mętny i zakryje łyżkę, zdejmij go z ognia i wylej na starte migdały zmieszane z cukrem. Wymieszaj dobrze, dodaj 50 g cukru pudru, mąkę oraz przesiane drożdże. Ponownie wymieszaj. Zakryj masę wilgotną szmatką, umieść w temperaturze pokojowej i odstaw na co najmniej 12 godzin.

Ubij białka na sztywną pianę dodając stopniowo pozostałe 50 g cukru pudru oraz esencję z gorzkich migdałów. “Rozbij” masę dłońmi lub szpatułką, aż do osiągnięcia odpowiedniej urabialności ciasta. Dodaj do niej białka, mieszając delikatnie od dołu do góry.

Przełóż masę na blat oprószony przesianym cukrem pudrem i wyrabiaj ją dłońmi aż stanie się ciągliwa. Uformuj z niej sznureczki i nożem potnij na mniejsze kawałki. Nadaj im wydłużoną formę naciskając końce palcami. Wytnij opłatek w kształt ricciarello i ułóż na blasze pokrytej papierem do pieczenia. Na każdym kawałku opłatka połóż po jednym ricciarello. Oprósz przesianym cukrem pudrem. Piecz w piekarniku bez termoobiegu w 110° przez ok. 10 minut: ricciarelli muszą pozostać miękkie i jasne.

Przed podaniem pozwól ciasteczkom ostygnąć. Przechowuj w blaszanym pojemniku: pozostaną miękkie i aromatyczne przez co najmniej 4-5 dni.

Smacznego!

GAZZETTA ITALIA 78 (grudzień 2019 – styczeń 2020)

0

Gazzetta Italia 78: Rysunek Beaty Malinowskiej-Petelenz zdobi najnowszą okładkę dedykowaną Wenecji, której problemy i perspektywy rozwoju są obszernie omówione przez siedmiu autorów w artykule specjalnym „Zrozumieć Wenecję”. Najnowszy numer jest też bogatszy o nową rubrykę „Dopóki jest kino, jest nadzieja”, autorstwa filmoznawczyni Diany Dąbrowskiej, która na jej łamach będzie analizowała największe dzieła włoskiego kina, począwszy od kultowego „Fanfarona”. Historia, mit i stereotypy o Machiavellim ukazuje natomiast profesor Campi, który proponuje nowatorskie spojrzenie na postać tego wielkiego florentczyka. Nie brakuje również podróży (Kalabria i Pompeje), mody (Elisabetta Franchi), sztuki, kuchni, języka włoskiego, czerwonego Ferrari oraz historii przepisu na panettone! 

Makrela gotowana na wolnym ogniu

0

Ta przepyszna, choć mało używana i niedoceniana ryba, jest pełna kwasów omega-3 i idealnie nadaje się na przystawkę czy lekkie drugie danie. 

Składniki:

2 makrele (ok. 250 g każda)
Prosecco 100/150 ml
ocet biały (1 łyżka)
imbir (wedle uznania)
5/6 liści laurowych
tymianek (wedle uznania)
czosnek (1 ząbek)
cukier (dwie łyżeczki)
sól (wedle uznania)
olej z pestek słonecznika 300 ml 

Sposób przygotowania:

Umyj dokładnie makrele. Odkrój głowy i wyfiletuj. Wyjmij ości za pomocą pęsety. Następnie wyłóż w pojemniku filety skórką do dołu; wlej prosecco połączone z octem i dodaj przyprawy. Pozostaw na 3 godziny w temperaturze pokojowej. 

Po 3 godzinach przepłucz delikatnie filety odrobiną wody. Wlej cały olej do małego garnka oraz rozgrzej go na możliwie najwolniejszym ogniu (jeśli masz możliwość, termometrem odmierz temperaturę ok. 65 stopni). Pokrój filety w romby i przełóż je do garnka, skórką do góry. Zanurz każdy kawałek całkowicie w oleju i nie mieszając gotuj przez 5/6 minut.

Smacznego!

Wino i literatura (część pierwsza)

0

Mówić o winie oznacza konfrontować się z historią człowieka, uznać ograniczenia egzystencji i
zrozumieć, że od zawsze w naszej naturze tkwiło dążenie do transcendentalnych przeżyć
niezwiązanych z religią, całkowicie cielesnych i tragicznie doczesnych, do przezwyciężenia
(choćby chwilowego) smutku i ograniczeń wynikających z naszego życia.
Wino jest i było od zawsze, od samych początków starożytności, głównym medium tego
chwilowego uwolnienia od ziemskiego balastu. Nawet sam Platon, znany z twardych zasad, doradzał starcom picie wina.

Z drugiej strony, według Biblii to sam Bóg złożył wino ludziom w darze: „w radości pij swoje wino” (Księga Koheleta, rozdział 9); w innym fragmencie człowiek śpiewa Bogu, dziękując: „Boże mój, Panie, jesteś bardzo wielki! … Każesz rosnąć trawie dla bydła i roślinom, by człowiekowi służyły, aby z roli dobywał chleb i wino, co rozwesela serce ludzkie”; (Psalm 104).

Trudno jest sobie wyobrazić, jaki wpływ na samopoczucie człowieka starożytnego miało odkrycie
regenerujących i podnoszących na duchu przymiotów wina. W świecie, w którym żywot był trudny i krótki, a człowiek zmuszony był do ciągłej walki ze złowrogą naturą, wino musiało wydawać się
istnym darem od bogów, naturalnym towarzyszem jedzenia, czyli drugiej z niewielu dozwolonych
przyjemności…

Poza tym wino często jest jednym z niewielu źródeł uciechy pozostawionych śmiertelnikom,
słodkim remedium na ludzką niedolę, zdolnym uczynić żywot bardziej znośnym. W literaturze
radość osiągana dzięki winu stanowi oddzielny topos. Tak samo jak jego zdolność przynoszenia
ulgi w znojach życia. Już w starożytności odkryto jego cudowne cechy. Przez długi czas wino było
jedynym środkiem dezynfekującym używanym do odkażania ran, a Hipokrates uważał je za
niezbędny element każdej terapii. Zatem w zbiorowej świadomości było ono odpowiednikiem
naszego dzisiejszego jabłka odstraszającego choroby.

Prawdopodobnie krainą, w której pierwszy raz spróbowano tego smacznego napoju, była Azja
Mniejsza. Potwierdza to biblijna przypowieść, według której Noe był pierwszym hodowcą
winorośli. Przypadek chciał, że jego arka osiadła na górze Ararat, zlokalizowanej w dzisiejszej
Turcji. Tezę tę zdaje się potwierdzać perska legenda, która mówi, że wino odkryto właśnie w Persji
na dworze mitycznego króla Jamsheeda. Wieść głosi, że kazał on przechowywać kiści winogron w
wazonach, do spożycia poza sezonem. W jednym z tych wazonów z winogron zaczęła wydobywać
się piana i dziwny zapach, więc uznano je za trujące. Jednak pewna nieszczęśliwa konkubina króla,
chcąc odebrać sobie życie domniemaną trucizną, odkryła, że ta powoduje nieoczekiwaną radość i
oferuje regenerujący sen.

Jeśli to prawda, że in vino veritas, Odyseusz miał powody do obaw w związku z działaniem wina,
gdyż ryzykował zdemaskowanie jednego ze swoich misternych forteli (ważną rolę odgrywało tu
zresztą samo wino, dzięki któremu udało się przechytrzyć Polifema).
Jednakże wady wina należą do wyjątków. Dużo częściej ten boski nektar z winogron widziany jest
jako nośnik najbardziej wysublimowanej poezji, zdolny nadawać magiczne zdolności naszej wyobraźni.

Część II: kliknij tutaj

Padwa – miasto obfitości

0

Jest głośno. Wysiadając na stacji w Padwie, otaczają nas dźwięki: rytmiczny odgłos pociągu sunącego po torach przechodzi w hałas nieustannie nadjeżdżających motorini, które szybko, jeden za drugim znikają w oddali w corso del Popolo. Podążamy z wolna ich śladem, przyjmując wręczaną nam ulotkę, zachęcającą do odwiedzenia kaplicy Scrovegnich. To właśnie tam turyści udają się tłumnie na chwilę zadumy przy freskach Giotta, które niezmiennie od stuleci zachwycają, ozdabiając wnętrze budowli.

O czasie i wadze

Padwa to miasto obfitości, choć zabawnie znana jest głównie z symbolicznych mankamentów, których śladem warto wyruszyć na klimatyczny spacer po mieście. A szukać nie musimy daleko, bo w mgnieniu oka z placu Cavour przenosimy się na ulicę VIII febbraio.  Tam, smakując gorącej kawy w Caffè Pedrocchi, warto spędzić dłuższą chwilę. Ta stylowa caffetteria, okrzyknięta kawiarnią bez drzwi, zasłynęła jako otwarte przez całą dobę miejsce spotkań miejscowych intelektualistów. Dziś, przy eleganckich stołach nakrytych białym obrusem, oprócz kawy spróbować można także regionalnej kuchni i stać się milczącym obserwatorem przechodniów i życia miasta.  Pozwólcie, aby udzieliła się wam nieśpieszna aura, a kawiarnia bez drzwi okaże się również kawiarnią… poza czasem.

O jego upływie przypomni wam wieża zegarowa na otoczonej cienistymi arkadami Piazza dei Signori, gdzie, zwłaszcza wieczorami, kwitnie życie towarzyskie. Plac przywodzi na myśl wielki, przestronny salon i tylko uważne oko turysty dostrzeże, że na tarczy astronomicznego zegara, zdobionego znakami zodiaku, brakuje wagi. Ich całe zatrzęsienie odnajdziemy jednak na sąsiadujących ze sobą Piazza della Frutta i Piazza delle Erbe, rankiem wypełnionych po brzegi straganami. Oba place przez stulecia stanowiły centrum miejscowego handlu i poniekąd, po dziś dzień spełniają swoją rolę zamieniając się w barwny plac targowy. Wśród kramów unosi się zapach ziół, a kolorowe pęki kwiatów zaglądają do skrzynek z pomidorami, budząc w przechodniach tęsknotę za skrawkiem zieleni.

Podążajcie zatem dalej, najpierw via Roma, a następnie via Umberto I, która kończąc się rozłoży swe ramiona jakby w powitalnym geście, wprowadzając was na Piazza Prato della Valle. Tam, na placu, mimo, że nazywanym łąką bez trawy (Prato senza erba), odnajdziecie jednak odrobinę zieleni na eliptycznej wysepce Isola Memmia, którą opływa wąski kanał. Jego brzegów strzegą dumne posągi 78 zasłużonych, a wśród nich, w doborowym towarzystwie wielkich poetów i pisarzy włoskich – takich jak Ludovico Ariosto i Torquato Tasso – wypatrzyć można statuy dwóch królów Polski: Jana III Sobieskiego i Stefana Batorego, którym obecnie na głowach przesiadują gołębie.

O imionach i odkrywaniu

Od Piazza Prato della Valle już tylko dwa kroki dzielą was od spotkania ze świętym bez imienia. Bez imienia, bo mieszkańcy Padwy mówiąc „il Santo”  nie mają najmniejszych wątpliwości o kogo chodzi. Święty Antoni patronuje bazylice nieustannie przyciągającej rzesze wiernych, wybudowanej na miejscu średniowiecznego kościoła Santa Maria Mater Domini. Basilica del Santo z wieńczącymi ją wieżyczkami i kopułami w stylu bizantyjskim, za którymi zadziera się głowy, stanowi najbardziej rozpoznawalną budowlę sakralną w mieście.

Padwa to miasto obfitości, które daje z siebie tyle, ile zechcemy przyjąć i ironicznie, ukazując nam to, czego mu brak, pozwala dostrzec jego kompletność. To tajemnicza i urokliwa studnia bez dna, z której można czerpać nieprzerwanie i za każdym razem odkrywać na nowo. Zatem, gdy już złożycie wizytę świętemu bez imienia, zasmakujecie elegancji w kawiarni bez drzwi i odpoczniecie na łące bez trawy, zaglądnijcie do przytulnych kawiarni w uliczkach, których nazw nie pamiętacie i zwróćcie swoje kroki na gwarne piazze, gdzie odgłos mielonej kawy stanowi tło nieśpiesznych rozmów. Zanurzcie się w życiu codziennym Padwy, bo jak pisał Paulo Coelho, to właśnie w barach, gdzie opowiada się historie i spotyka zwykłych ludzi, miasto ukazuje swoje prawdziwe oblicze.

Szlachetność i aktualność komunikacji gestów

0

Wchodzę do zatłoczonej kawiarni, w której nie mogę zbliżyć się do baru. Swoim spojrzeniem docieram do barmana, do którego, nie wydobywając z siebie ani słowa, wykonuję kilka jasnych gestów. Zamawiam espresso i croissanta. Dwaj znajomi znajdujący się po przeciwnych stronach hałaśliwej, ruchliwej ulicy, witają się na odległość, porozumiewając się dokąd i w jakim celu idą, a może nawet umawiają się na spotkanie poprzez gesty. Rozmawiając z pewną osobą orientujemy się, że za jej plecami pojawia się nasz przyjaciel, który ostrzega nas gestykulując o tym, co możemy powiedzieć, a czego nie podczas rozmowy lub jaki typ osoby mamy przed sobą.

Przykłady użycia gestykulacji są nieskończone, podobnie jak sposoby interakcji międzyludzkiej. Gesty stanowią starożytne bogactwo przekazywane z pokolenia na pokolenie, które na przestrzeni wieków uległo rozmaitym przemianom. W przeciwieństwie do tego, co niektórzy błędnie sądzą, ich stosowanie nie klasyfikuje się jako przejaw niewychowania ani nie przedstawia tych, którzy je używają jako osób należących do niższej klasy społecznej. My Włosi dobrze wiemy, że język gestów jest ważny i chętnie go wykorzystujemy w komunikacji werbalnej, aby zaakcentować lub wyjaśnić nasze wypowiedzi, które są ilustrowane przez gesty, a nie tylko przekazane słownie przez rozmówcę oraz kiedy z wyboru lub konieczności komunikujemy się bez użycia słów.

Ta symboliczna komunikacja wyróżnia nas na świecie tak bardzo, że nawet karykatura Włocha ukazuje człowieka porywczego i żywiołowego, który w podekscytowaniu gestykuluje rękami. Sam rdzeń słowa ,,gest” wywodzi się z łacińskiego ,,gerere” ( znaczy: robić, wykonywać, działać), które z kolei pochodzi od greckiego czasownika polisemicznego ,,gignomai”, któremu zaś można przypisać znaczenie ,,rodzić się”, ,,robić”, ,,stawać się”. Zagłębiając się w etymologię moglibyśmy wręcz sięgnąć do niemieckiego ,,gestalten”, który oznacza ,,przybierać kształt”, dochodząc w ten sposób do terapii psychoanalitycznej ,,Gestalt”. Biorąc pod uwagę szlachetne, fascynujące, a jednocześnie nieprzeniknione ścieżki etymologiczne, które prowadzą do semantycznych korzeni gestykulacji, powróćmy do, prawdziwych w tego słowa znaczeniu, gestów stosowanych najczęściej w życiu codziennym. Gestów, uwiecznionych dzięki kinematografii i telewizji przez niezwykłych aktorów, spośród których wyróżnia się wspaniały Totò, który poza gestykulacją w niezwykle ekspresyjny sposób umiał poruszać się, niczym marionetka przeciągnięta przez nici, przypominając pewnego rodzaju break dance.

O powodach, dla których na Półwyspie Apenińskim gesty są szczególnie rozpowszechnione, istnieją różne teorie. Pierwsza z nich mówi, że to starożytni Grecy połączyli kulturowo, a na niektórych obszarach również terytorialnie, Włochy wprowadzając określone gesty do naszego języka, co uzasadniałoby fakt, że na południu gestykuluje się więcej niż na północy kraju. Kolejna teoria widzi w gestykulacji pewien rodzaj zakodowanego języka służącego do komunikowania się tak, by jednocześnie nie być zrozumiałym przez jednostki kontroli lub najeźdźców. Jeszcze inna uzasadnia zastosowanie gestów we Włoszech jako niezbędny element komunikacji między różnymi populacjami występującymi na jednym półwyspie, który po upadku Rzymu został podzielony na Babel lokalnych języków ludowych wywodzących się z łaciny. Gesty zostają następnie wprowadzone do przedstawień teatralnych, przede wszystkim dzięki Komedii dell’Arte, żywej formy teatru ludowego, która od czasu Carlo Goldoniego do noblisty Dario Fo, była w stanie urzec publiczność na całym świecie – przyczyniając się w ten sposób, dzięki mimice, nie tylko do lepszego zrozumienia przekazu, ale również do poszerzenia publiczności włoskich widzów – dzięki prężnej mowie ciała, która z czasem opracowała z wielką skutecznością pewne schematy zachowań, jak i gestów najczęściej używanych po dzień dzisiejszy jak „odczuwać głód”, „doskonałość jedzenia” lub „szaleństwo osoby”.

Ciekawostką jest to, że ta starożytna sztuka gestu od niedawna została ponownie doceniona, również na poziomie naukowym poprzez badania, które pokazują, że ich stosowanie wspomaga myślenie i zapamiętywanie. Jednym słowem, Ci którzy gestykulują podczas rozmowy, uczą się i komunikują uzyskując lepsze rezultaty. Nie jest prawdą zatem, że dobry mówca w swoim wystąpieniu powinien unikać zbyt szerokiej gestykulacji, ponieważ to właśnie gesty są niezbędne do przekazywania pojęć. W rzeczy samej, najczęściej zapamiętywane wypowiedzi to te, które są wzbogacone gestami, a to dlatego że, jak wynika z badań nad komunikacją, 70-80% informacji / upomnień, które każdy człowiek otrzymuje trafia do mózgu dzięki oczom, a zatem zobrazowanie pojęcia za pomocą gestu podwaja szansę, iż pojęcie to zostanie odebrane we właściwy sposób przez naszego rozmówcę. Aby lepiej ująć znaczenie stosowania gestów w dobie epoki social network, wystarczy porównać, jak ogromną różnice odbioru wywołuje zamieszczony na facebooku post stanowiący jedynie tekst, a jaką natomiast post z tekstem i zdjęciem. Gest jest zatem obrazem naszej myśli, kolorem, który wzbogaca i czyni naszą komunikację bardziej atrakcyjną. Dlatego też, kiedy zostajecie zaproszeni na kolację i otrzymacie przepyszne danie, pozwólcie sobie zaangażować w komunikacyjną zabawę dłoń, aby jednym gestem z dołu do góry wyrazić swój podziw. Czy też, podnosząc palec wskazujący do policzka i kręcąc nim w lewo i prawo, przekazać, że potrawa była znakomita. Jednym słowem bądźcie ekspansywni, dynamiczni i komunikatywni!

Autor komiksów we Włoszech i w Polsce

Luca Laca Montagliani (1971) artysta, pracujący również w Polsce, rozpoczął swoją działalność w 1987 roku tworząc multimedialne płyty CD (tematyczne, animacje 2D, muzyczne i z dubbingiem), filmy animowane, ścieżki dźwiękowe, gry wideo, komiksy, zajmuje się muzyką i teatrem. Zaprojektował graficznie w roku 2013 włoskiego krasnala we Wrocławiu i narysował pierwszy przewodnik komiksowy “Wrocław – Komiksowy spacer” (przy współpracy z Ośrodkiem Pamięć i Przyszłość) do tekstów Marcello Murgi. Poza tym prowadzi różnego typu warsztaty komiksowe dla dzieci i dorosłych we Wrocławiu, Łodzi i w Warszawie. W 2014 roku przeprowadził się do Polski, do Kozienic gdzie prowadzi kurs rysunku komiksowego dla dzieci i lekcje języka włoskiego w Kozienickim Domu Kultury. W Warszawie przy współpracy z Fundacją Ja Kobieta, Instytutem Pamięci Narodowej oraz uczniami dwóch warszawskich szkół średnich tworzy komiks “Siła i Nadzieja – Dziewczęta z Ravensbruck“. Historia kobiet z jednego z niemieckich obozów koncentracyjnych. Całemu projektowi towarzyszyły byłe więźniarki z Ravensbruck. W 2016 roku opublikował komiks na temat ruchu społeczno-politycznego „Solidarność a Wrocław”, napisany i narysowany razem z Fabio Celonim i Marco Turinim i wydany przez Ośrodek Pamięć i Przyszłość. Montagliani zaprojektował również trzy okładki Gazzetta Italia i ironiczny plakat „GestItaliani”, który dołączony jest do bieżącego numeru. Współpracował także z Giorgio Rebuffi, Giulio Chierchini, Odrillo, Puck, Alan Ford, Kinder Ferrero, Rai Due, Marvel USA, Diabolik, Roberto 'Freak’ Antoni, Il Secolo XIX, NDA Edizioni, 001 Edizioni, Edizioni Joker, Fundacja Federico Calabresi, Ośrodkiem Pamięć i Przyszłość, Fundacją Ja Kobieta, Gazzetta Italia, Centro Fumetto Andrea Pazienza, Lucca Comics and Games, Lucca Junior i Il Male di Vauro e Vincino.

Dolomity – motocyklowy raj

0

Dzień pełen wrażeń w regionie Trydentu podczas podróży z widokami zapierającymi dech w piersiach. Największe wrażenie robi przebycie trasy na motorze – i rzeczywiście, gdy motocykliści mijali samochody, kierowców ogarniała zazdrość, bowiem stali w korku, uwięzieni w swoich maszynach odpornych na zapach trawy, żywicy i czystego górskiego powietrza.

Do miejscowości Cadore wjeżdża się okrążając obmurowanie stworzone ze szczytów Dolomitów, układających się w koronę w dolinie Anisiei, w której znajduje się święta rzeka Piawa; góry wchodzące w skład masywu Cadini di Misuria to Tre Cime di Lavaredo i la Croda dei Toni. W 1931 roku została zbudowana tama, dzięki której krajobraz zyskał małe jezioro o tej samej nazwie, co wyłaniająca się nieopodal miejscowość Auronzo. Kierujemy motory w stronę przełęczy Gardena, mijając pełną wdzięku dolinę Badia, zwróconą na zachód w stronę szczytów znajdujących się w parku krajobrazowym Fanes-Sennes-Braies. Zdjęcie przejścia przez przełęcz Sella, gdzie pasmo górskie Sassolungo przyprawia o zawrót głowy ze swoimi 3115 m.n.p.m. wysokości od strony najwyższego wzgórza Sasso Levante zaraz obok centralnego szczytu Cinque Dita i najbardziej masywnego Spallone.

Znalazłszy miejsce parkingowe, wybraliśmy się na godzinną wycieczkę do schroniska Emilio Comici u stóp Sassolungo z przepięknym widokiem na dno doliny. Dla motocyklistów jedną z zalet Trydentu jest możliwość wyboru trasy według stopnia trudności i dopasowanie go do własnych wymagań. Najbardziej doświadczeni znajdą z pewnością coś dla siebie w jeździe przez przełęcze z dziesiątkami krętych dróg i zakrętów na zboczach stromych urwisk. Także motocykliści, którym towarzyszą partnerki, mogą w pełni cieszyć się widokiem niezwykle pięknej natury. Kilka kilometrów za zakrętem przełęcz Sella oddziela zejście do przełęczy Passo Pordoi – obowiązkowego punktu wycieczki. Od tego przejścia duże wrażenie robi widok kolejki liniowej, poruszającej się niemal pionowo na wysokość 2950 m.n.p.m., aż do naturalnie utworzonego tarasu na górze Sass Pordoi, gdzie można podziwiać jedną z formacji skalnych w całej okazałości – jak na mój gust, najpiękniejszą na świecie. Cztery minuty później rozciąga się przed nami sceneria księżycowa, w której dominują odcienie bieli i szarości, pionowe skały przypominające ściany katedry oraz głębokie wąwozy kojarzące się z amerykańskim Wielkim Kanionem.

Zamykając oczy, można sobie wyobrazić to samo miejsce tysiące lat temu, gdy wszystko to było pod powierzchnią morza. Dla tych, którzy chcą doświadczyć trudnej wyprawy od Sass Pordoi poleca się wspinaczkę na Piz Boè (3152 m.n.p.m.), co stanowi najwyższy szczyt w paśmie Gruppo del Sella. Piękno widoku porusza dzięki harmonii między zielenią dolin, okazałością wzgórz i błękitem nieba. Nasyceni nadmiarem przełęczy, schodzimy do miejscowości Arabba, by później przejść do niższego Campolongo, a potem ponownie do doliny Badia. Na uwagę zasługuje sama miejscowość Badia, rozciągająca się wzdłuż drogi krajowej 244, gdzie można znowu podziwiać góry parku krajobrazowego Fanes-Sennes-Braies. Ostatnia szansa na nasycenie się krajobrazem przed pożegnaniem (przynajmniej w tym roku) z jaśniejącymi blaskiem szczytami Dolomitów.