Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 81

Język włoski w Polsce na przestrzeni wieków

0

Jeszcze trzydzieści lat temu był to bardzo odległy kraj dla Włochów, odseparowany przez niedostępną „żelazną kurtynę”, która dzieliła Europę na dwie przeciwstawne części. Mimo wszystko relacje między Włochami a Polską rozwijały się nieprzerwanie od niepamiętnych czasów i dzięki temu, język włoski w tym kraju jest jednym z najpopularniejszych. Kontakty włosko-polskie zaczęły się już w XII wieku, kiedy w Polsce, jako pierwsi z półwyspu Apenińskiego, pojawili się legaci papiescy. W XIV wieku przybyli natomiast pierwsi kupcy, wszyscy z Genui, którzy zajmowali się handlem m. in.  solą, skórami, niewolnikami. W większości przypadków porozumiewano się szczątkami łaciny, ale bez wątpienia liczni Genueńczycy, obecni w Poznaniu, Krakowie i Lwowie, używali czasami terminów należących do lokalnych dialektów, używanych wówczas na półwyspie. 

W pierwszych latach XV w. napływ Włochów do Królestwa Polskiego znacznie wzrósł: Genueńczyków było coraz mniej, ale pojawili się Toskańczycy, Lombardczycy i mieszkańcy Wenecji Euganejskiej. Jednak dopiero w szesnastym wieku mamy do czynienia z prawdziwym, masowym najazdem Włochów. Jak dobrze wiemy to czasy, kiedy w Polsce rozwijała się epoka Renesansu. Nowy styl pochodzący z Włoch, bardzo szybko zastąpił niemiecki gotyk, który do tej pory był bardzo popularny w Królestwie. Szlachta polska najpierw zaczęła jeździć do Włoch, żeby się kształcić; ideałem były uniwersytety w Padwie i Bolonii. Po kilku latach owa szlachta wracała do kraju z bagażem kulturowym i ze znajomością języka włoskiego. To właśnie w ten sposób pobyt we Włoszech niektórych Polaków stał się bardzo inspirujący dla ich twórczości literackiej. Wystarczy pomyśleć o takich utworach jak „Fraszki” Jana Kochanowskiego czy „Dworzanin polski” Łukasza Górnickiego, opierających się na modelu „Dworzanina” Baldassare Castiglione. Niektórzy po studiach we Włoszech obejmowali katedry na Uniwersytecie Jagiellońskim, czyli Padwa i Bolonia (do których później dołączyła również Ferrara, Rzym, Siena, Wenecja i Neapol) były doskonałym dopełnieniem ich drogi kształcenia. Z jednej strony umacniały się kontakty uniwersyteckie między Polską a półwyspem włoskim, z drugiej profesorzy różnych przedmiotów (ale nie języka włoskiego) na Uniwersytecie Jagiellońskim mieli okazję do tego, aby przekazać studentom to, czego sami nauczyli się we Włoszech, czyli kulturę włoską i język. Poza tym już od piętnastego wieku udokumentowana jest obecność wykładowców pochodzących z Włoch. Jako przykład można podać Tomasa di Andrea i Giovanniego de Sakis de Papia «egregius magister artium et medicinae doctor». Jednak nauka języka włoskiego w Polsce pozostawała przywilejem szlachty, inteligencji i duchownych, którzy pobierali prywatne lekcje u polskich nauczycieli dobrze znających ten język. 

Bardzo ważne dla języka były kontakty dynastyczne między dworem polskim a włoskim, obecne już za Jagiellonów i mające pełny rozkwit za czasów królowej Bony Sforzy. Szczególnie ważnym wydarzeniem był ślub Bony z królem Polski Zygmuntem Starym (1518 r.). Wraz z królową zjechali do Polski architekci, rzeźbiarze, malarze, filozofowie i inni. Językiem urzędowym była łacina, ale na dworze język włoski był równie popularny. Potwierdza to historyk Marcin Kromer (1512 – 1589), który podkreślał popularność języka włoskiego w otoczeniu króla, powodem tego była nie tylko tłumna obecność Włochów lecz także łatwość z jaką Polacy uczyli się tego języka: “Complures libenter peregrinantur […] Itaque linguas earum gentium, ad quas pervenerint, cupide et facile discunt”. 

Język włoski był uważany przez Polaków (i nie tylko przez nich) jako ten dający prestiż, ponieważ reprezentował geniusz artystów renesansowych, a poza tym był ucieleśnieniem podziwianego i zdolnego, włoskiego kupca.

Po tak masowych przyjazdach Włochów do Polski, między późnym średniowieczem a renesansem, można się było spodziewać ogromnego napływu włoskich słów do języka polskiego. W rzeczywistości wcale tak nie było: zapożyczenia z włoskiego pojawiały się jedynie w językach ściśle specjalistycznych jak architektura, kuchnia włoska, ubrania, muzyka i życie na dworze królewskim. Modelowym przykładem są tu nazwy warzyw, które pojawiły się w Polsce wraz z przyjazdem królowej Bony, wśród najpopularniejszych znajdziemy na przykład kalafior cavolfiore, cebula – cipolla, szpinak – spinaci, cykoria – cicoria, pomidor – pomodoro, itd.

W kolejnych wiekach nauka języka włoskiego nadal pozostawała przywilejem szlachty. Istnieje dokumentacja, która mówi o włoskich królach (od Władysława IV po Poniatowskiego), którzy znali podstawy włoskiego, niektórzy wysyłali też dzieci na studia do Włoch i Francji. Również żony królów, na przykład Maria Kazimiera żona Jana III Sobieskiego, znały ten język i używały go do korespondencji oficjalnej i prywatnej. 

Metody nauczania ograniczały się do tłumaczeń, często czytano teksty w oryginale i tłumaczono je, żeby w ten sposób zrozumieć ich sens. Jako narzędzia wspomagającego naukę używano glosariuszy wielojęzykowych, które były przodkami słowników. 

W siedemnastym wieku opublikowano pierwsze dwie gramatyki włoskie dla Polaków, jedna została napisana przez François Mesgnien – Menińskiego po łacinie (1649 r.), druga natomiast (1675 r.), autorstwa Adama Styły i zatytułowana „Grammatica Polono – Italica” (tytuł skrócony), była pierwszą gramatyką włoską napisaną po polsku. Chodziło oczywiście o narzędzia dla samouków uzupełnionych wspomnianymi wcześniej glosariuszami. Obydwie gramatyki były ściśle wzorowane na modelach łacińskich.

W XVIII wieku, w czasach Oświecenia, językiem dominującym w Europie był francuski, mimo wszystko dzięki tłumnej obecności Włochów na dworze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w Warszawie często można było usłyszeć włoski. Poza tym właśnie wtedy rozwijał się w Polsce teatr i większość grup teatralnych obecnych w stolicy składało się głównie z Włochów. Sam król Stanisław August rozumiał ten język, ale, podobnie jak wielu jego poprzedników trudność sprawiało posługiwanie się nim. W tym okresie wpływy języka włoskiego ograniczają się jedynie do sektora teatralnego. 

Pod koniec osiemnastego wieku Polska zniknęła z mapy, podzielona między trzy mocarstwa: Austrię, Prusy i Rosję. Szereg buntów i powstań, a także okrutnych represji i ich licznych ofiar, doprowadziły do wielu przymusowych emigracji. Kto brał udział w powstaniach, zmuszony był do wyjazdu z ojczyzny i szukanie schronienia we Francji, Wielkiej Brytanii czy właśnie we Włoszech. To tam, z nadzieją na odzyskanie niepodległości, niektórzy z wygnańców założyli Legiony polskie, inni natomiast widzieli w Italii cel podróży i ucieczki przed smutną rzeczywistością okupowanej przez zaborców Polski. I to właśnie w czasach romantyzmu polskiego, kraj ten utożsamiany był z Piekłem Dantego. Zgodnie z interpretacją romantyków, piekło nie znajdowało się w czeluściach ziemi lecz na jej powierzchni, właśnie na dręczonych ziemiach polskich. Epoka romantyzmu (i nie tylko) odwoływała się do Boskiej komedii: wspominając o niej używano włoskich terminów, które znajdziemy w utworach na przykład Adama Mickiewicza czy Juliusza Słowackiego. Czytanie “Boskiej komedii” było sposobem na naukę włoskiego. W tym kontekście w 1856 roku opublikowano pierwszy słownik dwujęzyczny włosko-polski, polsko-włoski zatytułowany „Dokładny słownik włosko-polski, polsko-włoski”, którego autorem był Erazm Rykaczewski, polski wygnaniec, który podczas pobytu we Włoszech uczestniczył również w upadku Republiki Rzymskiej. W drugiej połowie XIX wieku, na ziemiach zaborów polskich wprowadzono reformę szkolnictwa; język włoski nie znalazł się wśród tych obowiązkowych – w zależności od obszaru był nim język rosyjski i niemiecki, dodatkowo francuski i gdzieniegdzie angielski – mimo wszystko w niektórych liceach obecność włoskiego jest udokumentowana. Najbardziej sprzyjającym dla włoskiego był obszar Galicji austro-węgierskiej, z uwagi na mało przychylny stosunek do rosyjskiego i niemieckiego na tych terenach. Ważny wkład miały tutaj uniwersytety we Lwowie i Krakowie, gdzie już pod koniec dziewiętnastego wieku studenci filologii romańskiej mieli zajęcia praktyczne z języka włoskiego. Również w Galicji publikowano większość gramatyk włoskiego dla Polaków, podczas gdy w Warszawie, ze względu na trudności związane z rosyjską cenzurą, często trzeba było sięgać po dzieła zachodnich autorów tłumaczone na język polski. Na terenach zaboru rosyjskiego istniały jednak ważne ośrodki nauczania włoskiego w Wilnie i w liceum w Krzemieńcu na Wołyniu. 

Nauka języka włoskiego na uniwersytetach kojarzyła się z konkretnymi nazwiskami: we Lwowie ogromny wkład wniósł Edward Porębowicz, profesor, a później rektor, Uniwersytetu Jana Kazimierza, poeta i tłumacz “Boskiej komedii” (chodzi o pierwsze pełne tłumaczenia na język polski), podczas gdy w Krakowie do rozwoju studiów nad językiem włoskim przyczynił się, pochodzący z Toskanii, ojciec Fortunato Giannini z zakonu pijarów. Duchowny wprowadził lektoraty z języka włoskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim zwiększając tym samym liczbę zainteresowanych językiem studentów. Giannini był również autorem kilku gramatyk języka włoskiego i dwujęzycznego słownika, który osiągnął sukces wydawniczy w pierwszej połowie XX w. 

Nauka języka włoskiego nadal była popularna: w polskim wyobrażeniu, zjednoczone już Włochy, były siostrzanym krajem, również walczącym o niepodległość. Owa sympatia była odwzajemniona, trzeba bowiem przypomnieć, że na początku XX wieku powstał we Włoszech Komitet Pro Polonia, który zrzeszał inteligencję i polityków wspierających Polaków w ich dążeniach do niepodległości. Kwestia polska, niezwykle wspierana przez społeczeństwo włoskie, sprawiła, że Polacy nadal interesowali się Italią i w konsekwencji również językiem i literaturą włoską. Innym czynnikiem, który utrzymywał wysokie zainteresowanie Bel Paese były podróże. Wielu zamożnych Polaków wyjeżdżało, aby zwiedzać pozostałości antycznych budowli greckich i rzymskich, i żeby złożyć hołd na grobach Dantego i Wergiliusza. Wszystko to miało również charakter patriotyczny, podczas gdy języka uczono się w celach praktycznych. 

Tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości (1918 r.) w Warszawie powstała włoska placówka dyplomatyczna, a na początku lat dwudziestych po raz pierwszy pojawiła się Società Dante Alighieri. Pierwszy oddział powstał w Krakowie, następnie otworzono kolejne we Lwowie, w Wilnie, Poznaniu i Katowicach. W latach trzydziestych wszystkie te instytucje zostały zamknięte, a w Warszawie i Krakowie rozpoczęły swoją działalność Włoskie Instytuty Kultury, na uniwersytetach natomiast, wyzwolonych spod kontroli zaborców, prężnie rozwijała się tradycja nauczania języka włoskiego w ramach filologii romańskiej. 

Pierwsze lata po wojnie były trudne z uwagi na represyjną politykę stalinowską, ale kontakty między Polską a Włochami zostały wznowione wraz z Odwilżą. W latach sześćdziesiątych i częściowo również siedemdziesiątych XX wieku, w Polsce nadal królowała tradycyjna metoda nauczania języka włoskiego. Niewątpliwie nie bez znaczenia były tu polityka reżimu Europy środkowo-wschodniej, zakaz wyjazdów turystycznych i brak dostępu do zachodnich modeli dydaktycznych. 

W tamtych latach w Polsce rozpowszechniony był podręcznik „La lingua italiana per stranieri” (1972 r.) Katerina Katerinova, który stał się jednym z najważniejszych tekstów dydaktycznych języka włoskiego w Polsce. Jak doskonale wiadomo do popularności danego języka przyczyniają się, oprócz jego piękna, również istotne wydarzenia geopolityczne z kraju. Pod koniec lat siedemdziesiątych, wraz z wyborem na papieża Karola Wojtyły, zainteresowanie Włochami i językiem włoskim znacznie wzrosło. I tak oprócz zainteresowania czysto literackiego i filologicznego, dołączył również aspekt stricte komunikacyjny potrzebny wielu Polakom, którzy wybierali się na pielgrzymki do Włoch.

W 1989 roku, wraz z otwarciem granic i wymiany handlowej, wzrosła liczba podręczników do języka włoskiego dla Polaków, a także ilość kursów językowych, poza tymi szkolnymi i uniwersyteckimi.

Dzisiaj język włoski w Polsce można studiować na uniwersytetach w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Toruniu, Łodzi, Szczecinie, Katowicach, Lublinie i w Zielonej Górze. Kraków i Warszawa mają więcej niż jeden uniwersytet, który posiada katedrę italianistyki, ale włoskiego można  uczyć się również na innych wydziałach, na przykład na wydziale nauk śródziemnomorskich. Poza tym, studenci innych filologii chętnie wybierają włoski jako drugi język. Można zatem przyznać, że włoski ma się bardzo dobrze na polskich uczelniach. To samo dotyczy sytuacji w liceach, włoski jest obecny w każdym mieście średniej wielkości, w niektórych większych miastach, jest również w szkołach podstawowych. W większych miastach można zaobserwować pierwsze próby, ze strony pewnych organizacji i fundacji, tworzenia kursów języka włoskiego – lub spotkań, podczas których rozpowszechnia się ten język – dla najmłodszych, pochodzących zwłaszcza z rodzin mieszanych, których jest w Polsce coraz więcej ze względu na prężny rozwój ekonomiczny kraju i atrakcyjną ofertę pracy. Wracając do liceów, warto wspomnieć o konkursie języka włoskiego Bel paese, który odbywa się co roku we Wrocławiu w liceum nr 9. Mogą w nim uczestniczyć wszyscy uczniowie z liceów w Polsce, w których naucza się języka włoskiego, którzy wykazują się znajomością języka i kultury włoskiej. Natomiast profesorzy z wydziałów italianistyki z całej Polski stworzyli też Stowarzyszenie Italianistów Polskich, które zajmuje się dalszym rozwojem naukowym języka włoskiego i literatury włoskiej.

Bardzo ważna jest też obecność instytucji włoskich: w Warszawie i Krakowie znajdują się Włoskie Instytuty Kultury, które organizują kursy na różnych poziomach. Poza kursami istnieje możliwość udziału w różnorodnych spotkaniach i konferencjach promujących kulturę włoską. Poza tym znacząca jest również wznowiona kilka lat temu działalność Società Dante Alighieri, która ma trzy siedziby: w Krakowie, we Wrocławiu i w Katowicach. Te organizacje, dzięki wolontariatowi i zbiórce pieniędzy, organizują konferencje, koncerty i przeglądy filmowe, a także kursy językowe. Na terenie Polski można również zrobić certyfikaty CELI i PLIDA. Obecność dwumiesięcznika Gazzetta Italia też zachęca do nauki języka i kultury włoskiej, zwłaszcza że wszystkie artykuły, dotyczące głównie interesujących tematów kulturowych, napisane są po polsku i po włosku. Wszystkie cytowane instytucje biorą aktywny udział w Tygodni Języka Włoskiego, który świętowany jest na całym świecie. W tym roku w dniach od 15 do 21 października odbędzie się jego XVIII edycja. 

Nauka języka włoskiego w Polsce ma długą historię. Mieliśmy możliwość zaobserwowania, jak w różnych okresach zmieniały się sposoby nauki i pogłębiania wiedzy językowo-kulturowej, ale główną motywacją pozostaje niezmiennie piękno i muzykalność języka włoskiego.

 

Włoskie balkony

0

Aby dowiedzieć się jak ważnym miejscem jest balkon dla mieszkańców Italii, przeprowadziłam ankietę wśród 30 młodych Włochów obydwu płci, w wieku 20 – 30 lat. Zapytałam się ich czy kupiliby mieszkanie/dom bez balkonu (odpowiedzi: Tak/ Nie) oraz poprosiłam  o krótkie uzasadnienie swojego wyboru. Aż 80% respondentów odpowiedziało „Nie”, a pozostałe 20% „Tak”. Każdy kto odpowiedział przecząco na pytanie wskazywał na utylitarność tego miejsca. Balkon służył jako miejsce do wywieszania prania, trzymania pojemników do segregacji śmieci czy miejsca gdzie można spokojnie palić. W odpowiedziach pojawiło się również wielokrotnie, że w bloku balkon zastępuje ogródek, można na nim uprawiać rośliny i odetchnąć świeżym powietrzem. Dla trzech osób był metaforycznym sposobem na ucieczkę czy odcięcie się od życia toczącego się w domu. Poza tym młodzi Włosi uważają drzwi balkonowe za niezwykle ważne, ponieważ wpada przez nie więcej światła i można odpowiednio wywietrzyć pokoje – dzięki temu mieszkanie nie jest klaustrofobiczne, ciasne i duszne. Ciekawe jest, że prawie wszystkie osoby, które odpowiedziały „Tak” na pierwsze pytanie w kolejnym doprecyzowywały: „zrobiłbym/zrobiłabym to pod warunkiem, że dom posiada ogród lub taras”. Jedynie dwie osoby uważały, że przy kupnie mieszkania są pewne ważniejsze rzeczy do uwzględnienia. Taki wynik potwierdza jak bardzo balkon jest zakorzeniony w kulturze Włochów. Balkon jest integralną częścią każdego domu – przedłużeniem mieszkania i życia toczącego się w nim na zewnątrz, zaproszeniem do zawitania i interakcji z domownikami bez wchodzenia do pomieszczenia. Takie nieformalne rozmowy z balkonu idealnie wpisują się w otwartość mieszkańców południa Europy i budują relacje społeczne. Warto jednak zauważyć, że balkon dzięki swej pozycji „nad”, może również symbolizować miłość, pędzenie za marzeniami, władzę, obecność Boga oraz być metaforą życia.

Historia balkonu na półwyspie Apenińskim sięga już czasów Etrusków. Byli oni wielkimi amatorami balkonów, a co za tym idzie byli nimi również Rzymianie. W Pompejach oraz Herkulanum zachowały się takie budowle jak loggie czy tarasy wzniesione na kolumnach. Natomiast na freskach z willi Publio Fannio Sinistrone w Boscoreale (40 – 30 r.p.n.e.) widać konstrukcję, którą można śmiało nazwać balkonem – wychodzi poza konstrukcję budynku, nie jest na niczym wsparta oraz posiada balustradę. W tle natomiast widać loggię, co może sugerować, że dla Rzymian takie konstrukcje nie były architektonicznym białym krukiem. Jednak po upadku Rzymu balkon w architekturze, sztuce i literaturze półwyspu Apenińskiego zniknął na parę wieków. 

Na przełomie XIII i XIV wieku widać jak powoli balkon ponownie pojawia się jako motyw w sztuce. Na fresku Giotta di Bondone „Hołd prostego człowieka” (1295 – 1299) w tle widać prawdziwe budowle, które w tamtym czasie istniały w Asyżu. Po lewej jest budynek komunalny a na samym środku Kościół Santa Maria sopra Minerva. Jednak to budowla najbardziej wysunięta na prawo jest ciekawa – to zwykły budynek, prawdopodobnie mieszkalny, a mimo to posiada aż dwie loggie wsparte na kolumnach. Również na innych dziełach tego włoskiego artysty można znaleźć w tle konstrukcje przypominające balkony. Zapewne Giotto czerpał inspirację z otaczającej go architektury. W literaturze z podobnego okresu można natknąć się na wzmiankę o balkonie w „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri (1300). W Pieśni IX (Czyściec) w wersach 1 – 3, można przeczytać „Konkubina sędziwego Tytona/ poza objęciami swojego słodkiego kochanka/ już wychyla swoją bladą twarzą przez balkon wschodu” [tłum. własne]. Ciekawy opis tego fragmentu sugeruje, że z balkonu można podejrzeć kochanków w łożu – intymność wymyka się niechcący poza mury domu. Warto tu też zaznaczyć, że w żadnym polskim tłumaczeniu nie występuje epitet „balkon orientu”. W Polsce balkony nie są popularne oraz nie są tak znaczącym miejscem jak we Włoszech czy nawet dawnej Italii. Dla wielu Polaków są one zbędne, najczęściej pełnią funkcję użytkową drugiej piwnicy. Brak zakorzenienia kulturowego prowadzi również do tego, że tłumacze muszą używać innych zwrotów, bardziej zrozumiałych dla czytelników swojego kraju. Z tego powodu są używane zwroty „krawędź wschodu” czy „rąbek ze wschodu” – polscy czytelnicy prawdopodobnie nie zrozumieliby intymności i poetyckiego opisu, w którym został użyty balkon. 

Jednak balkon nie musi długo czekać by stać się pełnoprawnym bohaterem. W „Dekameronie” autorstwa Boccaccio (1353) podczas dnia piątego Filostrat opowiada historię zatytułowaną „Słowik”. Zakochani w sobie Ricciardo i Katarzyna, próbują spędzić ze sobą czas bez nadzoru rodziców dziewczyny. Młodzieniec w końcu wpada na pomysł by Katarzyna spała na balkonie od strony ogrodu. Ponieważ zbliża się czerwiec, dziewczyna zaczyna specjalnie skarżyć się na upał i duszności, dzięki czemu drugiego dnia udaje się jej wystawić łoże z zasłonami na zewnątrz. Nocą dołącza do niej Ricciardo i od tej pory cała akcja opowiadania będzie się toczyć na balkonie. Warto zwrócić uwagę, jak różnie postrzegają balkon bohaterowie. Dla Ricciarda i Katarzyny jest on miejscem bezpiecznym, gdzie mogą nie martwić się o własną reputację, dlatego bez wahania wykorzystują go do własnych celów. Natomiast dla Pana Lizia i Pani Giacominy balkon jest miejscem publicznym. Ojciec Katarzyny na początku nie chce się zgodzić, by jego córka spała na zewnątrz, uważając to za fanaberię. Można by uznać, że kochankowie przedstawiają nowe pokolenie, które idzie w stronę renesansu, natomiast sędziwi rodzice są przedstawicielami pruderyjnego średniowiecznego pokolenia. Co ciekawe, praktyka spania na balkonie z powodu upałów nie zaniknęła – w sezonie letnim wielu Włochów wciąż spędza na nim noce.

Aż do dzisiejszych czasów sztuka nie zrezygnowała z wykorzystania motywu balkonu, który może służyć przedstawieniu relacji międzyludzkich. Wychodząc na balkon, pozostawia się swoją całkowitą prywatność i zmienia się miejsce na półprywatne. Zauważył to między innymi wielki włoski aktor, reżyser i scenarzysta XX wieku Edoardo De Filippo i wykorzystał w swojej sztuce „Questifantasmi!” (1945). Akt II komedii rozpoczyna się rozmową na balkonie między dwoma sąsiadami. Pasquale przygotowuje sobie popołudniową kawę. Bohater dokładnie opisuje największą przyjemność dla Włochów: „[…] zrezygnowałbym ze wszystkiego oprócz tej filiżanki kawy, wypitej spokojnie tutaj na balkonie […]” [tłum. własne]. Bohater następnie wyjawia profesorowi Santannie z naprzeciwka sekret przyrządzenia najlepszej kawy. Sztuka świetnie przedstawia jak balkon staje się częścią domu – zamiast pić kawę w salonie czy kuchni, Pasquale woli wziąć krzesło i usiąść na zewnątrz. W ekranizacji do telewizji z 1962 nawet widać za nim dokładnie resztę mieszkania, zapraszającego widza do środka. Ważnym elementem tej komedii jest również fakt, że jako widzowie nie widzimy samego profesora Santanny oraz nie słyszymy ani jednego słowa wypowiadanego przez niego. Mimo to Pasquale prowadzi z nim rozmowę i odpowiada na niesłyszane pytania. Widzom wręcz wydaje się, że główny bohater prowadzi rozmowę z nimi samymi. Sam dialog wyglądałby zupełnie inaczej gdyby prowadzono go w salonie – byłoby potrzebne wcześniejsze zaproszenie, co czyniłoby spotkanie bardziej oficjalnym. Rozmowa na balkonie jest zdecydowanie bardziej spontaniczna, mniej formalna. Zacieśniając relacje towarzyskie w taki sposób, następuje otwarcie nie tylko jednej osoby na drugą, ale też otwarcie domu na drugiego człowieka. 

Oczywiście balkon jest również symbolem miłości, a najsłynniejszy znajduje się w Weronie. To właśnie w tym mieście narodziła się największa literacka miłość wszechczasów między Romeem i Julią. Jednak to nie jest jedyna miłość, która zrodziła się pod balkonem. Na południu Włoch istnieje tradycja, gdzie młodzieniec idzie pod balkon ukochanej i śpiewa jej serenadę. W czasach kiedy dziewczynie nie wolno było wyjść samej na zewnątrz, była to jedna z niewielu możliwości zobaczenia swojej ukochanej – dziewczyna oficjalnie pozostawała w domu, ale wychodząc na balkon „wyrywała się” rodzicielskiej kontroli. Można by przypuszczać, że w czasach swobody obyczajowej, Internetu i telefonów komórkowych zwyczaj ten zanikł. Jednak młodzi wciąż podtrzymują dawną tradycję. Trzy dni przed ślubem, narzeczony idzie pod balkon zaśpiewać serenadę. Towarzyszą mu przyjaciele i okoliczni mieszkańcy, którzy przyglądają się wszystkiemu z… balkonu własnych domów. Nie tak dawno popularny wśród Włochów kanał na YouTube „CasaSurace” opublikował filmik „Ślub na południu”, w którym przedstawia się w komediowy sposób różne zwyczaje związane z weselem. Została też ukazana serenada, gdzie wynajęty piosenkarz śpiewa w tradycyjnym stylu: „Narzeczona na balkonie/ czeka na swojego młodzieńca […]” [tłum. własne]. Taki wątek balkonu i ukochanej występuje zarówno w dawnej jak i współczesnej muzyce.

Trzeba też zwrócić uwagę, że balkon jest również symbolem dominacji i władzy. Już od czasów renesansu zaczęto budować nad głównymi wejściami do pałaców ozdobne balkony w rozmaitych wzorach i stylach. Budowane na misternie zdobionych kolumnach i półkach balkonowych szybko stały się prawdziwym dziełem sztuki. Pełniły one nie tylko funkcję użytkową ale również reprezentacyjną, podkreślając bogactwo i pozycję właściciela. Takie balkony górowały nad resztą ulicy i były wykorzystywane nie jeden raz przez rządzących. Już w XIX wieku podczas jednoczenia Włoch Giuseppe Garibaldi korzystał z balkonu aby przemawiać do zgromadzonego ludu po wejściu do danego miasta. Również najważniejszy akt proklamacji zjednoczenia Włoch został ogłoszony przez niego z balkonu pałacu Doria d’Angri przy placu 7 września w Neapolu w roku 1861. Obecnie miejsce to jest znane jako „balkon Garibaldiego”. Również w późniejszych latach balkon został wykorzystany w podobnych celach przez Benito Mussoliniego. W czasie kiedy Adolf Hitler wychodził na place, Mussolini wychodził na balkon i przemawiał do zgromadzonych. Tym najsłynniejszym miejscem jest balkon pałacu Venezia w Rzymie, gdzie dyktator 10 czerwca 1940 ogłosił deklarację wojny i Włochy oficjalnie przystąpiły do II Wojny Światowej.

Jednak nie byłoby tej całej symboliki, gdyby balkon nie odgrywał ważnej roli w życiu codziennym zwykłych Włochów. Balkon służy pokazaniu tego jak funkcjonuje dom w środku, jest wizytówką mieszkającej w nim rodziny. Niejedna osoba będzie polerować posadzkę na zewnątrz tak jak robi to w salonie. Każdego dnia Włoch spędza przynajmniej 5 minut na balkonie, obserwując przechodniów na ulicy czy życie toczące się za otwartymi drzwiami balkonowymi innych mieszkań. W sezonie letnim balkon przekształca się w jadalnię. To tam zaprasza się gości, organizuje spotkania rodzinne i z przyjaciółmi, ale również odpoczywa czy, w przypadku dzieci, odrabia lekcje. Ostatnio stało się również popularna uprawa roślin na balkonie, wiele osób hoduje w wielkich donicach przyprawy lub warzywa. Nic zatem dziwnego, że to właśnie we Włoszech powstały wieżowce mieszkalne z wielkimi balkonami, aby mogły rosnąć na nich drzewa. Projekt ten został stworzony przez Boeri Studio i zrealizowany w latach 2009 – 2014. Obecnie w nowoczesnej dzielnicy w Mediolanie niedaleko placu GaeAulenti stoją dwa zazielenione wysokie budynki nazywane popularnie „pionowym lasem” (z wł. Bosco Verticale). Projekt ten wygrał wiele głównych nagród w międzynarodowych konkursach jako architektura przyszłości. Najważniejsza częścią struktury pionowego lasu jest właśnie balkon. Drzewa nie są zamknięte, dzięki czemu stanowią jednocześnie część miasta i mieszkania. Zapewne tą ideę architekci zaczerpnęli z życia codziennego mieszkańców własnego kraju.

Moja przyjaciółka Mikroflora

0

Przedstawiam Wam mikroflorę: jeśli do tej pory jej nie znaliście od dziś stanie się waszą najlepszą przyjaciółką. Szacuje się, że składa się ona przynajmniej z 38 bilionów bakterii, a więc porównywalnie wiele co liczba komórek ludzkich, lecz niektórzy twierdzą, że jest ich o wiele więcej. Sporo, prawda? W przeciwieństwie do wymyślonych przyjaciół, jej obecność jest bardzo, bardzo realna i zawsze dotrzymuje ci towarzystwa.

Ale zacznijmy od początku: czym jest mikroflora? Termin ten odnosi się do ogółu mikroorganizmów, które żyją i kolonizują środowisko. Precyzując, bakterie, drożdże, wirusy i pasożyty zamieszkują nasz organizm. Większość koncentruje się w przewodzie pokarmowym, jednakże całe ciało (w tym mózg i krwiobieg) zamieszkuje część tej wielkiej społeczności flory bakteryjnej.

Ludzka flora bakteryjna jest definiowana jako “ogół mikroorganizmów, które w sposób fizjologiczny lub częściowo patologiczny żyje w symbiozie z ciałem ludzkim” (F. Piccini, „Alla scoperta del microbioma umano”). Gdy społeczności te żyją w równowadze, stan ten definiuje się jako eubioza.

Mikroflora może się dynamicznie zmieniać poprzez czynniki zewnętrzne takie jak dieta, środowisko, styl życia, aż do stanu przeciwnego, dysbiozę: ta ostatnia odpowiada za zwiększoną zapadalność na choroby typowe dla współczesnego społeczeństwa, nazywane „chorobami cywilizacyjnymi”, tak jak choroby metaboliczne, zakaźne, układu sercowo-naczyniowego, nowotworowe, autoimmunologiczne, aż do depresji i zaburzeń lękowych.

Kiedy żyjemy w stanie eubiozy, mikroflora jest w stanie pełnić serię obowiązków kluczowych dla metabolizmu (synteza substancji korzystnych dla organizmu),enzymatycznych, chroniących i stymulujących poprzez system odpornościowy oraz eliminujące substancje toksyczne. Rola jaką pełni mikroflora dla dobrej równowagi jest fundamentalna dla ogólnego zdrowia organizmu.

Czynniki, które negatywnie wpływają na budowę mikroflory dzieli się zasadniczo na dwa rodzaje. Pierwszy to obecność zakażeń pochodzących z zewnątrz, które powodują ostrą dysbiozę z łatwymi do rozpoznania symptomami takimi jak biegunka, wzdęcia, skurcze brzucha. Inne czynniki natomiast działają powoli i podstępnie, powodując stan dysbiozy chronicznej, której nie da się od razu wykryć.

Jest to skutek nieodpowiedniego odżywiania (np. diety wysokoproteinowe lub nadmiar węglowodanów), niepoprawny styl życia (brak aktywności fizycznej, palenie, nadużywanie alkoholu, itp.) kończąc na zażywaniu leków (przede wszystkim kortyzonu i doustnych środków antykoncepcyjnych). Zmiana mikroflory układu pokarmowego zachowuje, z punktu widzenia metabolicznego, zmianę przepuszczalności pokarmowej, czyli drogę substancji toksycznych, alergenów, mikrobów do krwioobiegu i tym samym do całego organizmu. Dlatego tak ważne jest utrzymanie stanu eubiozy.

Istnieje ścisłe powiązanie pomiędzy tym co spożywamy, mikrobami zamieszkującymi jelita a naszym stanem zdrowia. Jakiej diety przestrzegać dla zdrowej mikroflory? Z całą pewnością dietę bogatą w błonnik oraz najbliższą tej oryginalnej człowiekowi: przed erą przemysłową, nasz gatunek odżywiał się w zasadzie przez tysiące lat warzywami i niewielką ilością mięsa.

Bardzo ważna jest jednak różnorodność diety, nawet jeśli dziś nie jest to łatwe ze względu na utratę bioróżnorodności, a w konsekwencji zróżnicowania pokarmów. Podsumowując, mikroorganizmy probiotyczne są kwestią bardzo istotną. Znajdziemy je w wielu produktach poddanych procesowi fermentacji, wśród których najpopularniejszy jest jogurt i kefir, a także fermentowane warzywa, łatwe do przygotowania w domu.

Możecie podjadać to wszystko czytając książkę, lub nawet dwie! Aby zgłębić temat, polecam „Alla scoperta del microbioma umano” (Fabio Piccini) oraz „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała” (Giulia Enders).

Leonardo da Vinci – inspiracje i nauka

0

Co wiemy o Leonardzie?

Każdy z nas od razu pomyśli: „Był wielkim malarzem, to jasne!” Rzeczywiście, jego prace malarskie, których do dzisiaj przetrwało zaledwie piętnaście, najpełniej mówią o wielkości tego artysty. Przypominając sobie jego najsłynniejsze dzieła musimy jednocześnie przywołać w wyobraźni  tło kulturowe, towarzyszące ich powstaniu. 

Florencja, w której mieszkał i uczył się Leonardo to kolebka renesansu. W 1420 odkryto perspektywę linearną, co umożliwiło odtwarzanie trójwymiarowej przestrzeni na płaszczyźnie.

Renesansowe dzieła sztuki naznaczone były dążeniem artystów do realistycznego odtwarzania otaczającego ich świata. Studiowanie prac starożytnych, a także intensywne badania przyrodnicze umożliwiły nadawanie pracom artystycznym zupełnie nowych form. Zmienił się również diametralnie status renesansowego artysty. Z rzemieślnika, wykonującego prace według wskazówek zleceniodawcy i mistrza, przeobraził się w indywidualnego twórcę.  Stało się tak dzięki wzrostowi szacunku dla działalności artystycznej. Artyści renesansowi mieli nadzieję, że dzięki swej sztuce osiągną nieśmiertelność. Po nowemu także pojmowali sztukę zleceniodawcy – bogaci kupcy i wpływowi duchowni. Zamawianie dzieł plastycznych traktowali jako podnoszenie swej pozycji społecznej. 

Vinci, akwarela

Odkrywanie biografii Leonarda jest wielką przygodą, którą jako wyzwanie podejmują nie tylko współcześni historycy sztuki, ale również muzycy, artyści, konstruktorzy, inżynierowie a nawet lekarze! Nie mogą się nadziwić, jak wiele odkryć naukowych, wynalazków i dzieł inspiruje ich do dzisiaj i jakże często przemyślenia oraz badania Leonarda są zgodne z myślą naukową XXI wieku!

Leonardo urodził się niedaleko Vinci, w oddalonym o kilka kilometrów maleńkim Anchiano. (rys. tytułowy)

Jak prawie wszystko w jego biografii, miejsce to jest sprawą sporną, lecz by jego historia miała się gdzie rozpocząć, dom który należał częściowo do dziadka Leonarda –  Antonia da Vinci stanowi jej początek. Istotnym elementem biografii artysty jest to, że dorastał samotnie. Był synem notariusza i służącej z oberży. Jako chłopiec mieszkał przez pewien czas przy dzisiejszej Via Roma w Vinci. 

Przechadzając się między wzgórzami Toskanii, odkrywając tajemnice przyrody, stawiał sobie wiele pytań, na które później będzie próbował odpowiedzieć. To wtedy zapewne narodziła się w nim wielka potrzeba odgadnięcia struktury świata. Jego wielki głód poznania, zrodzony w atmosferze poezji i estetyki ukształtował go jako uniwersalnego artystę. 

Paradoksalnie, na przekór wielkiemu zainteresowaniu nauką, wykształcenie Leonarda było niekompletne i powierzchowne, dalekie od tego, jakie w tamtej epoce otrzymywali włoscy chłopcy ze średniozamożnych rodzin. Faktem jest, że jako nieślubny syn nie mógł studiować w żadnym ze słynnych uniwersytetów. Leonardo w sposób szczególny odczuwał braki w edukacji, gdy próbował realizować swe wielkie wizje. Znał podstawy łaciny, ale nie na tyle, by odkryć głębię myśli antycznej. Posiadał pewną wiedzę z zakresu matematyki, ale zbyt małą, by mogła wesprzeć jego intuicję naukową. W wieku czterdziestu lat spróbował uzupełnić swoje wykształcenie. Do końca pozostał mu lęk przed słowem. Wolał posługiwać się rysunkiem do którego miał wyjątkowy talent. 

Dla mnie, rysownika medycznego i gitarzystki największą inspiracją są rysunki Leonarda (zwłaszcza anatomiczne), oraz badania i szkice dotyczące muzyki. Stąd ograniczenie do tych kilku dziedzin. 

Cecylia Gallerani i jedna z perkusji Leonarda

Malarz i rysownik

W wieku czternastu lat wyjechał z ojcem do Florencji, gdzie został przyjęty do pracowni Andrei Verocchio, w której uczył się cztery lata, by móc zarejestrować się w gildii św. Łukasza – najznamienitszej, otrzymującej najlepsze zamówienia. 

W 1481 roku Leonardo otrzymał zlecenie na namalowanie obrazu „Pokłon Trzech Króli” dla kościoła San Donato a Scopeto we Florencji. Kontrakt przewidywał przygotowanie dzieła w ciągu trzydziestu miesięcy. Malarz zarzucił dzieło w fazie szkicu, nigdy nie naniósł farb. Podobny los spotkał projekt arrasu dla króla Portugalii. Artysta podjął się przygotowania wzoru do tkania, po czym nie dotrzymał słowa. „Animale che fugge da un elemento nell’altro” (zwierzę umykające z żywiołu w żywioł) – czytamy pod jednym z jego rysunków. To zdanie świetnie ilustruje utrudniającą życie przypadłość charakteru artysty. Przez dziesięć lat wczesnej twórczości Leonardo dokończył…. jedno dzieło! Niemniej jednak historia zapamiętała go jako geniusza malarstwa, niedoścignionego mistrza sfumato (delikatne przejścia barw i cieni), gdy zachwycony nową techniką olejną, szybko osiągnął w niej najwyższą doskonałość. Najpiękniejszym przykładem techniki sfumato, nazwanym „najsłynniejszym obrazem świata” jest oczywiście „Mona Liza”. Leonardo malował to niewielkie dzieło od roku 1503 praktycznie do samej śmierci. Przy obrazie tym, stale obecnym w kolejnych pracowniach, mistrz przystawał by coś poprawić, coś przemyśleć, zobaczyć coś, czego nie dostrzegł wcześniej. Dzięki tym medytacjom portret pełen jest niuansów barwnych i znaczeniowych, wyczuwalnych, ale nieuchwytnych…

W wieku około lat trzydziestu kilku malarz zaczyna prowadzić rodzaj dziennika – zeszyciku, oprawionego w skórę, często nie większego od talii kart, przymocowanego długim rzemykiem do pasa. Tu objawił się prawdziwy, wielki talent Leonarda. Bernard Berenson, XX wieczny, amerykański historyk tak określił treść i styl notatników Leonarda: „(…)umysł jego był niczym wszechświat, w którym malarstwo i rzeźba to zaledwie zarysy dalekich kontynentów. (…) nie wierzył do końca, że słowa mogą dobrze oddawać ideę rzeczy widzialnych. Rzadko więc pisał, jednocześnie nie szkicując”. 

Do naszych czasów dotrwało około siedmiu tysięcy kart z rysunkami i zapiskami, zebranych w dziesięciu kodeksach. Największym z nich jest „Kodeks Atlantycki”, wprawdzie niekompletny, ale zawierający wiele opisów i szkiców dotyczących różnych dziedzin nauki i sztuki. Przechowywany jest on w zbiorach Biblioteki Ambrozjańskiej w Mediolanie. Tylko jeden kodeks znajduje się w prywatnej kolekcji (Billa Gatesa).

Rysunki Leonarda nie miały tylko cieszyć oczy, ale służyć mu jako zapis ewolucji jego myśli i obserwacji. Przenosił na papier myśli w sposób, w jaki nie dokonał tego żaden artysta czy naukowiec przed nim ani po nim. Był to talent najwyższej klasy, spod jego rąk rodziło się piękno przy każdym dotknięciu papieru.

Anioł grający na lirze da braccio

Muzyk

Leonardo da Vinci poza wieloma talentami posiadał również zdolności muzyczne. Rzadko się o tym pisze i mówi, gdyż dowodów tej działalności mamy niewiele. Podobno napisał książkę „O muzyce i instrumentach”, która zaginęła. Jego działalność w dziedzinie muzyki rozwijała się w wielu aspektach: teoretycznym (traktaty dotyczące między innymi filozofii muzyki), praktycznym (wykonawca, wirtuoz), naukowym (opisy zjawisk akustycznych), rzemieślniczym (projekty i budowa instrumentów) oraz „ludycznym”(projekty zabawek, machin grających, itp.).

Być może pierwsze, czynne zetknięcie się Leonarda z muzyką nastąpiło w pracowni Verocchia. Wiemy, że Mistrz miał lutnię i na niej grał. Możliwe, że uczył również swych podopiecznych podstaw gry na instrumentach, równorzędnie z nauką malowania. Giorgio Vasari, autor „Żywotów malarzy, rzeźbiarzy i architektów”, księgi będącej najcenniejszym źródłem informacji o sztuce i artystach epoki Renesansu oraz Manieryzmu, opisał niektóre muzyczne poczynania Leonarda. Musiał rozmawiać z żyjącymi jeszcze przyjaciółmi i uczniami Leonarda, być może z Francesco Melzim, spadkobiercą jego spuścizny naukowej. Od niego być może dowiedział się, że gdy w początkach 1482 roku Leonardo udał się do Mediolanu, na dworze Sforzów przedstawiono go nie jako malarza czy inżyniera, lecz…jako MUZYKA! 

Leonardo nie był wirtuozem lutni, jak opisuje Vasari, lecz liry da braccio. (rys.3)  Była to w istocie odmiana violi da braccio, „starszej siostry” altówki. Lira da braccio miała siedem strun jelitowych. „Pięć, strojonych za pomocą kołków osadzonych w komorze kołkowej w kształcie serca, służyło do odgrywania melodii. Grało się na nich smyczkiem”. Dwie dodatkowe struny, zwane „burdonami”, biegły poza gryfem i, szarpane kciukiem, wydawały tylko jeden rodzaj dźwięku. Leonardo, chcąc się przypodobać Ludovico il Moro, przybył do Mediolanu z niezwykłą lirą da braccio. Tak pisze o tym Vasari: „Przywiózł on z sobą instrument, który własnoręcznie wykonał, nowy i dziwny przedmiot, zrobiony głównie ze srebra, w formie czaszki konia. W użyciu instrument był silniejszy, a brzmienie miał dźwięczniejsze niż inne, przez co przewyższał muzyków, którzy tam odbywali konkurs muzyczny. Był bowiem Leonardo jednym z najlepszych improwizatorów swoich czasów”. Na wielu obrazach z tamtej epoki można zobaczyć postaci muzykujące na owej lirze. Na jednej z bocznych skrzydeł powstałej w Mediolanie „Madonny wśród skał” Leonarda widnieje wizerunek anioła grającego na tym instrumencie, pędzla Ambrogia de Predis. (rys.4) Możliwe, że malarz namalował go, przyglądając się i słuchając, jak gra da Vinci. Znaną zabawką – instrumentem jest perkusja na kółkach, której dźwięk umilał pozowanie Cecylii Gallerani do „Damy z gronostajem”(rys.5)  – jedynego obrazu Leonarda znajdującego się w Polsce, w Krakowie.

lira da braccio

Dusza

Interesującym było pojmowanie przez Leonarda religii oraz poszukiwanie duszy ludzkiej. Patrząc na rysunek Leonarda, przedstawiający „siedzibę duszy” w czaszce ludzkiej, przypominamy sobie inne „mieszkania dusz” znane w kulturze. 

Miejsc, które zamieszkiwała dusza ludzka od początku cywilizacji było wiele. Najbliższe było jej ciało. Według jednych myślicieli bądź mieszkała tam przymusowo, z licznymi przykrościami, utrudnieniami i niewygodami, bądź dobrowolnie, czerpiąc z tego faktu przyjemność i korzyści. 

Arystoteles i będący pod wpływem jego myśli Leonardo sądzili, że dusza ukrywa się w szyszynce, maleńkim organie położonym u podstawy mózgu. (rys.6)  Szyszynka, jak dowodzi współczesna nauka, to „trzecie oko”, które na drodze ewolucji ukryło się głęboko w mózgu. Zachowało jednak połączenie z układem wzrokowym. Leonardo nie mógł o tym wiedzieć, ale „w oku (trzecim!) ulokował duszę! 

Jeśli chodzi o religię, to Leonarda poprzez wieki postrzegano jako wielkiego ateistę. A jak było naprawdę? Jako człowiek renesansu, mieszkaniec Mediolanu, poddany Sforzów, nie mógł jawnie demonstrować ateizmu. A może nigdy ateistą nie był? Pomijając osobiste poglądy twórcy, trzeba zauważyć, że każde z jego dzieł dowodzi niezwykłej i wnikliwej znajomości zarówno Biblii, jak i apokryfów. Cokolwiek myślał o papieżu i o władcach rywalizujących ze sobą włoskich księstw, tematy biblijne były jego chlebem powszednim, bez nich nie stworzyłby tylu słynnych dzieł.

Szyszynka (rys. Leonarda i tkanina D. Pietrzyk)

Anatom

Żaden inny temat nie zajmował Leonarda bardziej niż praca nad anatomią ludzkiego ciała. Po roku 1507 zaczął regularnie przeprowadzać sekcje zwłok. Doświadczenie to, opierające się na bezpośredniej obserwacji, a nie na teoretycznej wiedzy medycznej, miało zasadnicze znaczenie dla badań prowadzonych przez Leonarda. W latach 1510 – 1511 artysta podjął współpracę z Marcantonio della Torre, młodym anatomem i medykiem z Pawii. Natomiast w latach 1514 – 1515 prowadził badania w Rzymie, gdzie posądzono go o czarną magię. Pod koniec życia Leonardo, wzorując się na „Kosmografii” Ptolemeusza, próbował zredagować pierwszy atlas anatomiczny, składający się z rozmaitego rodzaju tablic. Miała to być synteza doświadczeń zdobytych w trakcie sekcji zwłok. Pracy tej nie ukończył.

Rysowanie jest procesem wysoce intelektualnym i dla osiągnięcia najlepszych efektów wymaga dużej wnikliwości oraz wykorzystania wyższych funkcji mózgowych. Jeśli uważnie przyjrzeć się rysunkom anatomicznym Leonarda, z których liczne są jedynie szkicami, widać z jaką precyzją mistrz posługiwał się kreską. Charakterystyczne dla wielu rysunków Leonarda jest nanoszenie wielu linii jedna na drugą w poszukiwaniu właściwej formy. Nie wymazywał zbędnych linii – ostateczny kształt rysunku wyłaniał się z wielu prób. Interesującym jest to, że w rysunkach anatomicznych serca Leonardo właściwie nie robił poprawek. Sugeruje to, że w większości z nich obraz nie był tak ważny jak zapis myśli. 

Liczne ilustracje anatomiczne Leonardo wykonywał piórkiem i tuszem na szkicu czarną kredką. Rysował na niebieskim papierze, ale w ostatniej, rzymskiej serii zdecydował się na papier kremowy. Można byłoby oczekiwać, że każdy szkic który wyszedł spod ręki Leonarda to skończone arcydzieło. Jednak prawda jest w pewnym sensie jeszcze ciekawsza. Można bowiem dostrzec różne zastosowania rysunku, który z jednej strony jest wyrazem myślenia wizualnego, a z drugiej przedstawieniem prawdy i piękna.

Nasionko-serce (rys. Leonarda i tkanina D.Pietrzyk)

Badacze podzielili więc rysunki anatomiczne da Vinciego na pięć grup:

  • odzwierciedlające proces myślenia
  • kompilacyjne
  • wykresy
  • wzorcowe – do reprodukcji (druku)
  • „czterowymiarowe” uwzględniające ruch (ruch w czasie oznacza czwarty wymiar, nieobecny w żadnych innych pracach rysunkowych w historii anatomii, z wyjątkiem czasów współczesnych. Patrząc np. na rysunek ramienia, mamy wrażenie że ramię to obraca się przed naszymi oczami!)

Jak nie zachwycić się również porównaniem serca do kiełkującego nasionka, czy serca wołu (które było „modelem” prawie wszystkich rysunków serca ludzkiego) przypominającego nawę kościoła! (rys.7 i 8)

Kończąc moją opowieść o Leonardzie, pragnę przypomnieć, iż do momentu jego osiągnięć, studiowanie nauk przyrodniczych przez malarzy polegało na doskonaleniu się w jak najwierniejszym przedstawianiu natury. Wiedza naukowa była podporządkowana sztuce wizualnej, z całkowitym pominięciem aspektu filozoficznego. 

Leonardo przeciwnie, chciał wiedzieć to, co wykraczało poza sztukę, chciał zgłębić i wyjaśnić sekrety nauki oraz skomplikowaną strukturę wszechświata. Jego Dzieło jest dla mnie, niekończącym się źródłem inspiracji. Stąd też niektóre rysunki czy przemyślenia da Vinci zostały „przefiltrowane” przez moją wyobraźnię i pojawiły się jako realizacje plastyczne, uzupełniające ten tekst. Tworzony przeze mnie od lat projekt artystyczny „Notes dla Leonarda” to mój hołd złożony geniuszowi. Prawdę mówią jego niezwykłe rysunki – intymne, delikatne jak koronka, doskonałe i fascynujące. Są one symbolem systematycznej pracy, zachwytu nad życiem i niestrudzonych prób wyjaśnienia tajemnicy istnienia. I chociaż minęło ponad pięćset lat zachwyt nad dziełem Leonarda nie maleje lecz rośnie. I niech tak zostanie…

Jak głosi legenda, Leonardo zmarł drugiego maja 1519 w ramionach króla Francji Franciszka I, w zamku w Amboise we Francji, gdzie w kaplicy św. Huberta znajduje się jego umowny grób…

___________________________

Dorota Pietrzyk zajmuje się tkaniną artystyczną, rysunkiem i malarstwem. Brała udział w licznych wystawach zbiorowych i miała ponad 20 wystaw indywidualnych. Od wielu lat pracuje jako ilustrator w wydawnictwach medycznych oraz muzycznych w Polsce, Francji, Hiszpanii, USA, Kanadzie. 

Nawa-serce (rys. Leonarda i tkanina D.Pietrzyk)

Mapa kulturalna między Polakami a Włochami: co trzeba zrozumieć, żeby razem pracować

0

Po czym poznać, że to co usłyszałem jest tym, co miał na myśli mój rozmówca?  Jak budować zaufanie z partnerami biznesowymi? Punktualnie, czyli kiedy? Jeśli szukasz sprawdzonych sposobów na to, jak rozgryźć te kwestie, to lektura tego artykułu pozwoli na lepsze zrozumienie kilku różnic pomiędzy Polakami i Włochami, dzięki czemu Wasza współpraca biznesowa będzie jeszcze bardziej udana.

Erin Meyer w książce z 2014 roku „The Culture Map: Breaking Through the Invisible Boundaries of Global Business” poświęconej analizie wpływu kultur narodowych na biznes prezentuje 8 różnych wymiarów kultur i wyjaśnia, jakie są typowe zachowania dla mieszkańców 67 krajów świata. Oczywiście, że każdy z nas jest przede wszystkim człowiekiem, a dopiero później przedstawicielem jakiegoś narodu. Często jednak, szczególnie w sytuacjach współpracy biznesowej pomiędzy różnymi kulturami okazuje się, że istnieją niepisane zasady, które są oczywiste dla mieszkańców danego kraju, ale zupełnie niejasne dla kogoś z zewnątrz. Warto o nich rozmawiać, bo już sama świadomość istnienia różnic ułatwia wspólną pracę.

Porównanie kultury włoskiej i polskiej zaczniemy od tych wymiarów, które różnią przedstawicieli obu narodów i mogą stać się źródłem nieporozumień zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym: komunikacja, zaufanie i podejście do czasu.

Komunikacja

Sytuacja: Kilkugodzinne spotkanie pomiędzy włoskimi klientami i polską firmą właśnie się kończy. Włosi dziękują za bardzo udane spotkanie i długo żegnają się z polskimi partnerami rozmawiając na tematy niezwiązane z biznesem. Dla Włochów ustalenia są jasne, mimo że na końcu spotkania nie pojawiło się podsumowanie kolejnych kroków, które należy podjąć. Polacy są mniej zadowoleni ze spotkania, kończą je niepewni co do tego, na co ostatecznie zgodzili się Włosi, woleliby usłyszeć to od nich po to, by nie musieć się niczego domyślać.

Wyjaśnienie: Polacy posługują się językiem jasnym i prostym, ceniona jest bezpośredniość  i dosłowność, bo najważniejszym celem jest klarowność wypowiedzi (kultura niskiego kontekstu). Włosi natomiast wypowiadają się w sposób mniej bezpośredni, w rozmowie należy więc czytać między wierszami, bo cel wypowiedzi jest ukryty i rzadko wyrażony otwarcie (kultura wysokiego kontekstu).

Rozwiązanie: Jeśli współpracujesz z przedstawicielem kultury wysokiego kontekstu (np. Włochem) staraj się więcej słuchać niż mówić po to, by zrozumieć, co ta osoba ma naprawdę na myśli. Upewniaj się, czy właściwie zrozumiałeś swojego rozmówcę zadając dodatkowe pytania, osoba ta nie wykłada „kawy na ławę” nie po to, by celowo cię zmylić. Mówienie w sposób pełen niuansów jest po prostu takim, jaki zna najlepiej.

Zaufanie

Sytuacja: Włosi chcą przejąć polską firmę. Podczas pobytu w Polsce, przedstawiciele firmy z Włoch spodziewali się zaproszenia na kolację, ale strona polska nie zaproponowała wspólnego wyjścia zakładając, że goście będą zmęczeni nie tylko długą podróżą, ale też całodniowymi rozmowami na tematy związane z planowaną transakcją. Włosi mają obawy co to tego, czy takiemu partnerowi, który nie pokazuje swojego mniej formalnego oblicza można w ogóle ufać, niespokojnie zaczynają kolejny dzień negocjacji.

Wyjaśnienie: Włosi obdarzają partnerów biznesowych zaufaniem dopiero po spędzeniu z tą osobą czasu poza pracą, stąd duże znaczenie w relacjach biznesowych mają wspólne posiłki, wieczorne wyjścia na drinka, czy długie przerwy kawowe. Istotne jest, by poznać kim tak naprawdę jest człowiek, z którym mamy współpracować, a zrozumiemy to dopiero poświęcając mu czas poza biurem i poznając inne osoby, które mu ufają (zaufanie oparte na relacji). Polacy natomiast są bardziej skłonni skupiać się na zadaniach związanych bezpośrednio z pracą, by w ten sposób ocenić, czy mogą zaufać drugiej stronie, gdy ta wywiązuje się ze zobowiązań. Jeśli tak jest, praca z tą osobą sprawia im przyjemność i zaczynają jej ufać (zaufanie oparte na zadaniu).

Rozwiązanie: Regularne podtrzymywanie kontaktu, nawet gdy nie ma bezpośredniej potrzeby biznesowej, spotkania czy rozmowy telefoniczne bez wyraźnego celu w kulturach, w których zaufanie buduje się na zadaniu wydają się nie wnosić nic ważnego. Jednak dla kultur takich jak włoska „przywitanie się” i zapoznanie z kimś, z kim będziemy pracować w przyszłości ma ogromny wpływ na zbudowanie relacji i jest warunkiem dla dalszej współpracy. Może się więc okazać, że brak zaproszenia na wspólną kolację oznacza brak perspektyw na jakąkolwiek współpracę w przyszłości: wspólny posiłek może być biletem do dalszej wspólnej podróży. 

Planowanie

Sytuacja: Polski menedżer firmy doradczej ma w swoim zespole projektowym Włochów.  Prawdziwą zmorą jest egzekwowanie rezultatów ich pracy na czas, ponieważ współpracownicy z Włoch luźno podchodzą do terminów, wykazują się za to niezwykłą elastycznością do zmieniających się potrzeb klienta, więc zrealizowane przez nich projekty wyróżniają się wysoką jakością, tylko co zrobić, by dostarczali je punktualnie?

Wyjaśnienie: Polacy cenią sobie sekwencję działań: wolą skończyć jedno zadania zanim rozpoczną kolejne, źle reagują na zmiany planów, bo skupiają się ustalonych harmonogramach i terminach realizacji. Preferują więc punktualność i dobrą organizację kosztem elastyczności (czas liniowy). Włosi zaś są częściej skłonni dostosowywać swoje plany do zmieniającej się dynamicznie rzeczywistości, wiele zadań wykonywanych jest jednocześnie, a przerywanie pracy jest akceptowane. Zdolność adaptacji jest przedkładana nad dobrą organizację nawet kosztem opóźnień (czas elastyczny).

Rozwiązanie: Ile minut po czasie oznacza spóźnienie na spotkanie? To zależy gdzie! We Włoszech przybycie ok. 7 minut po umówionym terminie jest powszechnie akceptowane. Zamiast frustracji na brak elastyczności lub brak punktualności, warto już na początku współpracy ustalić z członkami zespołu jasne zasady prowadzenia spotkań i przekazywania rezultatów pracy bez względu na kultury narodowe. Można np. zaproponować symboliczny system karania za spóźnienia np. 1 euro za przybycie 5 minut po czasie, pieniądze mogą być przeznaczone na wspólne wyjścia zespołu.

Po co nam mapa kultury?

Odległość geograficzna nie stanowi już od dawna przeszkody we współpracy międzynarodowej, dzięki nowoczesnym rozwiązaniom technologicznym możemy komunikować się z całym światem. Odkrywamy, że zdecydowanie więcej nas łączy niż dzieli. Fascynujące jest jednak spojrzenie także na te niewidoczne gołym okiem różnice pomiędzy kulturami, dzięki którym nasze międzykulturowe kontakty będą bardziej udane zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.

Babeczki z ricottą i czekoladą

0

Składniki:

Kruche ciasto:

  • 500 gr mąki pszennej 00
  • 300 gr miękkiego masła pokrojonego w kostkę 
  • 200 gr cukru pudru
  • 3 żółtka 
  • Pół laski wanilii
  • 1 łyżeczka soli

Nadzienie:

  • 500 gr świeżej ricotty
  • 150 gr cukru
  • 1 całe jajko 
  • 100 gr kropelek z gorzkiej czekolady
  • Skórka starta z jednej pomarańczy

Przygotowanie:

Najpierw należy przygotować kruche ciasto. Do dużej miski wsyp mąkę, masło i sól, i zacznij wyrabiać ciasto aż do uzyskania konsystencji podobnej do mokrego piasku, dodaj cukier puder i wanilię i kontynuuj zagniatanie. Następnie dodaj żółtka i dalej wyrabiając dobrze łącząc je z resztą ciasta. Rozłóż ciasto na stolnicy i zagniataj aż otrzymasz jednolitą konsystencję. Na koniec owiń ciasto w przezroczystą folię i włóż na dwie godziny do lodówki.

Podczas gdy ciasto się chłodzi, przygotuj nadzienie. Do miski włóż ricottę, dodaj cukier i wymieszaj łopatką, następnie dodaj roztrzepane jajko i wymieszaj. Na koniec dodaj skórkę pomarańczową i kropelki czekoladowe.

Podziel ciasto na dwie części i rozwałkuj jedną część na grubość 3-4 mm. Okrągłą foremką wytnij kółka, powinny być o 1 cm większe niż typowa foremka na jedna procję (średnicy ok. 8 cm). Następnie wypełnij okrągłe foremki ciastem, dobrze przyklejając na dnie i na brzegach i nakłuj ciasto widelcem na dnie każdej foremki. Wypełnij foremki nadzieniem do 3/4 wysokości. Babeczki piecz w temp. 175°C przez około 20 min. Po wyciągnięciu z piekarnika ostudź i wyciągnij z foremek.

Oddzielnie rozwałkuj drugą część ciasta i wytnij kółka o mniejszej średnicy niż foremki z babeczkami. W środku wytnij dekorację za pomocą mniejszej foremki (kwiatek, serce, kółko itp.) i piecz w temp. 175°C przez 15 min. Gdy ciastka wystygną, oprósz je cukrem pudrem i delikatnie połóż na babeczkach.

Smacznego!

Wino a zdrowie

0

We wszystkich krajach rozwiniętych choroby układu krążenia są głównym powodem śmierci i stanowią 50% wszystkich zgonów. Badania naukowe wykazują, że picie napojów alkoholowych w umiarkowanych ilościach redukuje ryzyko śmierci z powodu chorób naczyń wieńcowych, a także z powodu innych chorób u 25-30% osób w wieku średnim, zwłaszcza mężczyzn powyżej czterdziestego roku życia i kobiet po menopauzie. 

Należy jednak pamiętać, że napoje alkoholowe spożywane w nadmiernych ilościach zwiększają prawdopodobieństwo zachorowań, a ryzyko wzrasta wraz z ilością spożytego alkoholu. Nadużycie alkoholu powoduje szereg chorób przewlekłych, które obniżają jakość życia, sa to np.: nadciśnienie, choroby układu krążenia, marskość wątroby, uzależnienie od alkoholu, różne rodzaje nowotworów, uszkodzenia mózgu i cały szereg innych problemów.

Wyniki niektórych badań dowodzą, że tzw. binge drinking (spożywanie różnego rodzaju napojów alkoholowych w stosunkowo niewielkich odstępach czasu) jest szkodliwe dla serca. Do problemów zdrowotnych związanych z nadużywaniem alkoholu dochodzą jeszcze problemy społeczne, które dotyczą zarówno osób pijących jak i innych członków społeczeństwa. Konsekwencje dotykają członków rodziny (w tym dzieci), przyjaciół i znajomych, a często również zupełnie obce osoby.

Umiarkowane spożycie wina u zdrowej osoby jest w stanie zredukować ryzyko chorób serca nawet o 25%. Teza jest udokumentowana przez tzw. francuski paradoks. Na czym on polega? Francuzi stosują dietę z wysokim stężeniem tłuszczów, masła i serów, czyli produktów uważanych za niezdrowe, które spożywają w nieodpowiednich dawkach. Mimo tych niezdrowych zachowań odsetek osób dotkniętych wymienionymi wyżej patologiami jest bardzo niski, właśnie dzięki umiarkowanym ilościom wina spożywanym w trakcie posiłku. 

Poza tym do prawidłowego funkcjonowania organizm potrzebuje również sprawnego układu moczowego, którego podstawowe zadanie to usuwanie z organizmu toksyn, które mogłyby zaszkodzić prawidłowej pracy wątroby czy nerek. Wadliwe działanie tego układu może prowadzić do zaburzeń naturalnych funkcji organizmu i konieczności poddania się zabiegom oczyszczania.

Wino odgrywa tu znaczącą rolę, jako że posiada działanie moczopędne, a także sprzyja utrzymaniu w moczu niskiego poziomu toksyn azotowych. W tym przypadku najbardziej zalecane jest białe wino wytrawne, ponieważ zawiera niski poziom potasu, którego ilości zależą od obszaru produkcji i sposobów przetwarzania. Potas ma działanie odwrotne do sodu, który zatrzymuje wodę w organizmie, czyli blokuje absorbcję wody między komórkami i powoduje obrzęk tkanek. Alkohol obecny w winie również posiada działanie moczopędne i ułatwia filtrację nerkową poprzez rozszerzanie błony naczyniowej nerek i zahamowanie wydzielania się hormonu wstrzymującego mocz. Jest jednak dalece niewskazane spożywanie wina w przypadku poważnych zaburzeń czynności nerek

Futuro jest niepewne

0

Czas przyszły prosty w języku włoskim futuro semplice, jeśli nie patrzymy na jego formy nieregularne, których trzeba się po prostu nauczyć na pamięć, wydaje się nie stwarzać większych problemów. Do czego służy czas przyszły? Co za głupie pytanie! Sama nazwa wskazuje, że do wyrażania przyszłości. No niby tak, ale nie do końca każdej przyszłości i nie tylko przyszłości. Zacznijmy jednak od jego bardziej oczywistych funkcji, żeby przejść do tych mniej oczywistych:

1)Wyrażanie dalekich planów

Da grande farò il medico. Jak będę duży będę lekarzem. 

A Natale andrò dai miei. Pojadę na Boże Narodzenie do domu (do rodziców)

W przypadku ostatniego zdania można użyć, podobnie jak w języku polskim, czasu teraźniejszego i powiedzieć: A Natale vado dai miei. Na Boże Narodzenie jadę do domu (do rodziców). Jeśli właśnie zbliżają się święta a mój plan wyjazdu jest już zdecydowany, przy czym często prawdopodobieństwo tego zdarzenia jest subiektywną oceną jej autora, zupełnie naturalnym jest użycie czasu teraźniejszego.

Ta zasada użycia czasu teraźniejszego w odniesieniu do bliskiej przyszłości jest ważna, ponieważ mniej naturalnie brzmiałoby zdanie Stasera andremo al cinema. Każdy raczej powie Stasera andiamo al cinema. Podobnie jak po polsku powiemy Dziś wieczorem idziemy do kina a nie pójdziemy do kina. Możemy również powiedzieć Vado in vacanza a luglio. Jadę na wakacje w lipcu. Mimo, że do lipca jeszcze daleko używamy bez problemu w obu językach czasu teraźniejszego. Podobnie w zdaniu Domani mi devo svegliare presto. Jutro muszę wcześnie wstać. Podsumowując: bliską przyszłość wyrażamy w czasie teraźniejszym a dopiero dalsze plany wymagają użycia czasu przyszłego.

2)Wyrażanie obietnic. W przypadku obietnic rzeczywiście ciężko coś komuś obiecać nie używając czasu przyszłego, dlatego też podobnie jak po polsku powiemy:

Non lo dimenticherò mai. Nigdy tego nie zapomnę.

L’anno prossimo smetterò di fumare, ti prometto. W przyszłym roku rzucę palenie, obiecuję ci.

3) Prognozy, prognoza pogody. Podobnie jak przy obietnicach musimy użyć czasu przyszłego i tak: Domani pioverà. Jutro będzie padać (bo przecież jeszcze nie pada, czas teraźniejszy wprowadzałby zamieszanie)

Tra un anno ci sarà la crisi. Za rok będzie kryzys.

4) Wyrażenie wątpliwości. Docieramy wreszcie do tematu, który już tak oczywisty nie jest. A mianowicie użycie czasu przyszłego w celu wyrażenia niepewności, wątpliwości, dotyczącej uwaga (!) teraźniejszości. W języku włoskim jest wiele na to sposobów, niemniej w języku potocznym i mówionym użycie futuro jest całkowicie naturalne. Nie jest to dla nas na początku oczywiste, ponieważ nie stosujemy takich rozwiązań w języku polskim, zdecydowanie częściej dodajemy jakieś słówka takie jak pewnie, może, chyba, które podkreślają niepewność, wątpliwość czy hipotezę. Odpowiedniki niektórych z nich nawet nie bardzo można znaleźć po włosku, gdzie często w tym przypadku czas przyszły użyty jest w odpowiedzi na pytanie lub jako reakcja na jakąś sytuację:

Dov’è Marco? Sarà ancora in ufficio. Gdzie jest Marek? Pewnie jest jeszcze w pracy.

Che ore sono? Saranno le dieci. Która jest godzina? Pewnie jest dziesiąta

Po polsku często w takich sytuacjach używamy słowa pewnie, które jak widać znaczy, że jest całkiem niepewnie. Zresztą taki pomysł na zastosowanie czasu przyszłego istnieje także w języku polskim, tylko że jest znacznie rzadszy i zazwyczaj jest stosowany w zdaniach w których pojawią się liczebnik np. Ile ten chłopak ma lat? Będzie miał jakieś 30/Quanti anni avrà? Ne avrà 30. Podobnie zabrzmią zdania zawierające w sobie pewien rodzaj przyznania racji czy zezwolenia. Queste scarpe saranno pure belle ma a me non piacciono/Te buty może i są ładne, ale mnie się nie podobają. Czy wręcz absurdalnie na pierwszy rzut oka brzmiąca figura retoryczna: Sarà pure vero ma io non ci credo/Może to i prawda, ale ja w to nie wierzę.

Jest jeszcze jedna charakterystyczna konstrukcja zdania w języku włoskim, która opiera się właśnie na tej funkcji czasu przyszłego i są to zdania zawierające słowa: sarà perché…/to pewnie dlatego, że: Sono stanca…. Sarà perché lavori troppo. Jestem zmęczona… Pewnie za dużo pracujesz.

Marco non è venuto sarà perché non vuole incontrare la sua ex. Marek nie przyszedł, pewnie dlatego, że nie chce spotkać swojej ex.

Wszystko to rzuca trochę inne światło na znaczenie czasu przyszłego. Trochę złośliwie można by powiedzieć, że skoro dla Włochów to, co wyrażone w języku przyszłym jest niepewne to i obietnice i prognozy nabierają innego znaczenia. W końcu deklaracja Arrivo subito brzmi znacznie bardziej przekonywująco niż próba użycia formy czasownika w czasie przyszłym arriverò, która w tym przypadku jest niewłaściwa. Żarty żartami, ale nie zapominajmy o tej bardzo codziennej funkcji czasu przyszłego. W końcu wszyscy wiemy, że przyszłość jest niepewna.

PROMOCJA na zakupy w Kuchni Włoskiej!

0

Promocja! W obecnej sytuacji najlepiej jest robić zakupy unikając kontaktów z innymi, dlatego idealnym sposobem są zamówienia online. Gazzetta Italia i Kuchnia Włoska, firma istniejąca na polskim rynku od 2011 i posiadająca ponad 300 produktów w swoim katalogu, dają w prezencie opakowanie makaronu Armando wszystkim, którzy złożą zamówienie na stronie www.kuchnia-wloska.com.pl. Aby otrzymać gratisowe opakowanie makaronu, wystarczy wpisać hasło „Gazzetta Italia” w pole „Uwagi do zamówienia”. Przy zamówieniach o wartości przekraczającej 300 zł wysyłka gratis. Dostawa w ciągu 24h.

Wszelkie pytania prosimy kierować na adres e-mail: redazione@gazzettaitalia.pl

 

 

 

Jedzenie na włosy? Wbij to sobie do głowy!

0
Healing herbs in hessian bags, wooden mortar with chamomile and essential oil on rustic table, herbal medicine.

Temat jest dosyć nietypowy jak na rubrykę dotyczącą nawyków żywieniowych, ale koniec końców dotyczy właśnie jedzenia. Poza naszym zdrowiem wewnętrznym, niektóre produkty spożywcze mogą wpłynąć korzystnie także na nasz wygląd zewnętrzny. Jeśli dany pokarm jest dobry, to pod każdym względem. 

Jako że na liście moich licznych zainteresowań znalazły się też naturalne metody na dbanie o dobrą kondycję włosów, przedstawiam Wam kilka sposobów na domową pielęgnację z pomocą produktów, które z pewnością znajdziemy w naszej spiżarni! Wszystkie składniki są tanie i łatwo dostępne w supermarketach; możliwe nawet, że korzystacie z nich na co dzień w Waszych kuchniach nie zdając sobie sprawy z ich cudownych zastosowań, które przemykają Wam koło nosa.

Zacznijmy od mycia: czy szampon rzeczywiście jest niezbędny? Sporo osób narzeka na tłustą skórę głowy i szybko przetłuszczające się włosy, nie mówiąc już o swędzeniu, łupieżu i innych przykrych dolegliwościach. Żeby temu zaradzić myjemy włosy zbyt często, używając do tego produktów, które wytwarzają dużo piany. Te tak zwane surfaktanty (tworzące pianę) są wyjątkowo agresywne, a my zupełnie nieświadomie pogarszamy tylko sytuację.

Przede wszystkim wskazane jest, żeby przed użyciem rozcieńczyć szampon wodą: w ten sposób oszczędza się produkt i jednocześnie ogranicza jego agresywne działanie. Innym sposobem jest też zastosowanie alternatywnych metod mycia włosów. W tym celu możemy użyć na przykład niezawodnej mąki z ciecierzycy!

Wszystkie warzywa strączkowe zawierają saponiny, czyli substancje które działają na zasadzie podobnej do surfaktantów, tworząc duże ilości piany w kontakcie z wodą. Może zauważyliście, że to samo dzieje się, gdy namaczamy albo gotujemy rośliny strączkowe. Saponiny łączą się z  cząsteczkami brudu i nadmiarem tłuszczu. Spośród wszystkich mąk, to właśnie ta z ciecierzycy ma wyjątkowo silne właściwości absorbujące, a przy tym jest tania i łatwo dostępna (jako alternatywy możemy użyć też mąki z grochu, fasoli, soi czy soczewicy).

Do umycia włosów wystarczy wymieszać jedną lub dwie łyżki mąki (jeśli mamy bardzo długie włosy, możemy dodać trzecią łyżkę) z niedużą ilością letniej wody, mieszając do momentu otrzymania kremowej papki przypominającej jogurt. Nałóżcie ją na swoje włosy masując delikatnie skórę głowy, tak jakbyście używały normalnego szamponu, a potem spłuczcie je dokładnie wodą. W efekcie włosy będą błyszczące i zwiększą swoją objętość. 

Po kąpieli dobrze jest spłukać włosy kwaśną płukanką: pomaga to przywrócić skórze głowy naturalne pH, a włosy pozostawić wyjątkowo lśniące, jednocześnie utrwalając kolor farby i zapobiegając jego blaknięciu. Można do tego użyć octu winnego lub jabłkowego albo też zwykłej cytryny. W przypadku octu należy rozcieńczyć jedną lub dwie łyżki w litrze wody i użyć do spłukania włosów na koniec mycia.  

Cytryna ma większą kwasowość niż ocet, dlatego nie można jej używać w nadmiarze. Trudno powiedzieć jaka ilość jest odpowiednia, zależy to bezpośrednio od kondycji naszych włosów: jeśli są zbyt przesuszone, oznacza to, że roztwór był zbyt kwaśny, ale nie stało się nic nieodwracalnego.

Dla otrzymania roztworu o ciekawym zapachu, wystarczy marynować skórkę pomarańczy w occie przez co najmniej dziesięć dni. Jednakże nawet bez dodatków zapachowych nieprzyjemna woń octu jest niewyczuwalna na suchych włosach.   

Zamiast wody można używać również naparów, najlepiej z roślin mających pozytywne działanie na nasze włosy, takich jak rozmaryn (silnie mineralizujący, wskazany do włosów przetłuszczających się i przeciwdziałający ich wypadaniu), rumianek albo hibiskus karkadè, zwany też ketmią szczawiową. 

Jeśli włosy są suche, zniszczone, łatwo się puszą albo mają tendencję do łamliwości oznacza to, że potrzeba im silnego nawilżenia. Istnieje bardzo dużo kosmetyków nawilżających. Wśród artykułów spożywczych są to nasiona lnu oraz wszystkie produkty zawierające skrobię i cukry. Można ich użyć jako kompres przed myciem, a nawet lepiej po użyciu szamponu, aby nie podziałały agresywnie na strukturę włosów bezpośrednio po nawilżeniu. 

W garnuszku wystarczy rozpuścić dwie łyżki skrobii (ryżowej, kukurydzianej lub ziemniaczanej) dodając szklankę wody. Gotujcie roztwór cały czas mieszając, do momentu uzyskania konsystencji przypominającej kisiel. Zostawcie do wystygnięcia, a potem nałóżcie na włosy (na skórę głowy i na całej długości), zostawcie maskę na co najmniej pół godziny, a potem dokładnie spłuczcie wodą. 

Jeszcze lepiej, jeśli zamiast wody użyjemy mleczka kokosowego (w puszce), które odżywia włosy i sprawia, że są miękkie; można też użyć naparu ziołowego. 

Cukier może być używany w celu mycia włosów w formie balsamu albo maski, jako tak zwana metoda cowash (z angielskiego oznacza to ‘mycie samą odżywką’). Taki balsam (100 g cukru i tyle samo odżywki), użyty zamiast szamponu, warto pozostawić na głowie przez kilka minut. W efekcie włosy będą czyste, nawilżone i widocznie odżywione.  

Termin „odżywione” w rzeczywistości jest nieadekwatny, ponieważ jedyny prawdziwy sposób odżywiania to pokarm dostarczany od środka, z pożywieniem. Substancje tłuszczowe pomagają naprawić strukturę lipidową włosów, chroniąc je od czynników zewnętrznych, jednakże trzeba uważać, żeby nie przesadzić, inaczej włosy będą się przetłuszczać i staną się łamliwe. 

Najczęściej używanymi olejkami są lniany i rycynowy. Niektóre substancje, bardziej bogate w nasycone kwasy tłuszczowe, są w stanie nawet przeniknąć wgłąb włosa: należą do nich oliwa z oliwek, olej kokosowy czy miąższ awokado.

Mogą być one użyte jako kompres przed użyciem szamponu albo jako odżywka bez spłukiwania, która chroni długie włosy i zapobiega rozdwajaniu się końcówek. Po umyciu, na wysuszone lub wilgotne włosy nakłada się kilka kropelek olejku, który najpierw rozciera się w dłoniach, a dopiero potem wciera we włosy, delikatnie przeczesując je palcami. 

A na zakończenie, kolor: bawcie się przyprawami i naparami nie tylko w celu zwiększenia efektu zdrowych i błyszczących włosów, ale i w celu nadania waszym kosmykom pożądanej barwy, z wykorzystaniem wyżej opisanych metod! Kakao w proszku i czarna herbata pomogą Wam uzyskać ciemniejsze refleksy. Kurkuma i maseczka z rumianku jest idealna do włosów blond, z kolei z pomocą maski z hibiskusa karkadè wzmocnicie odcienie rudawe, a nawet fioletowe.